- promocja
- W empik go
Wojna francusko-pruska. Niemieckie zwycięstwo nad Francją w latach 1870-1871 - ebook
Wojna francusko-pruska. Niemieckie zwycięstwo nad Francją w latach 1870-1871 - ebook
Wojna Francusko-Pruska z lat 1870-1871 brutalnie zmieniła bieg historii Europy. Zaniepokojony ambicjami terytorialnymi Bismarcka oraz miażdżącymi zwycięstwami armii pruskiej nad Danią w 1864 i nad Austrią w 1866 roku, francuski cesarz Napoleon III poprzysiągł zmusić Prusy do uległości. Oparta na wielu archiwalnych materiałach z Europy i Stanów Zjednoczonych, wykorzystanych tu po raz pierwszy, Wojna francusko-pruska Geoffreya Wawro opisuję wynikłą wskutek tego wojnę w porywający i szczegółowy sposób. Kiedy w lipcu 1870 roku mobilizowały się armię, wynik konfliktu jawił się jako niemożliwy do przewidzenia. Prusy i ich niemieccy sojusznicy mieli dwukrotnie więcej żołnierzy, niż Francuzi. Lecz grognards ("stare zrzędy") marszałka Achille'a Bazaine'a owiani byli legendarną sławą najbardziej przedsiębiorczych, zaprawionych w bojach i najcelniej strzelających żołnierzy w Europie, uzbrojonych w dodatku w Chassepoty - najlepsze karabiny świata. Od intryg politycznych, którymi rozpoczęła się i zakończyła wojna, po krwawe bitwy pod Gravelotte i pod Sedanem, oraz ostatnie, mordercze zmagania nad Loarą i pod Paryżem, jest to olśniewająca, solidna historia wojny francusko-pruskiej.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7889-705-7 |
Rozmiar pliku: | 6,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
------ ----------------------------------------------------
ACM Archives Centrales de la Marine (Vincennes)
BKA Bayerisches Kriegsarchiv (Monachium)
CIS Congressional Information Service (Waszyngton)
HHSA Haus-Hof-und Staatsarchiv (Wiedeń)
NA National Archives (Waszyngton)
ÖMZ Österreichische Militärische Zeitschrift
PRO Public Record Office (Londyn)
SHAT Service Historique de l’Armée de Terre (Vincennes)
SKA Sächsiches Kriegsarchiv (Drezno)
ZS Zeitgeschichtliche Sammlung (Drezno)
------ ----------------------------------------------------SPIS ILUSTRACJI
1. Pruski kawalerzysta składa meldunek w dowództwie po powrocie ze zwiadu, 1870
2. Bazaine w Meksyku
3. Mobilizacja piechoty bawarskiej, lipiec 1870
4. Turkosi prowadzą ostrzał w stronę Wissembourga
5. Pruska piechota w walce na Rote Berg
6. Bawarczycy atakują Froeschwiller
7. Pruska piechota gotowa do natarcia na St. Privat
8. Rozbicie V Korpusu Failly’ego pod Beaumont
9. Pruska gwardia zamyka kocioł pod Sedanem
10. Francuzi otoczeni
11. Bazeilles po bitwie
12. Spotkanie Napoleona III z Bismarckiem w Donchéry
13. Francuscy gardes mobiles w Paryżu
14. W Fort St.-Julien, Metz
15. Obrona Orleanu
16. Niemiecka piechota spycha Francuzów pod Villiers
17. Bawarskie działo oblężnicze na obrzeżach Paryża
18. Dobrze umundurowani francs-tireurs w akcjiSPIS MAP
1. Niemcy w latach 60-tych XIX wieku
2. Uderzenie Frossarda na Saarbrücken
3. Bitwa pod Wissembourgiem
4. Uderzenie Moltkego, 5-6 sierpnia 1870
5. Bitwa pod Spicheren
6. Bitwa pod Froeschwiller
7. Bitwa pod Mars-la-Tour
8. Bitwa pod Gravelotte
9. Wypad Bazaine’a z Metzu
10. Marsz MacMahona do Sedanu i zwrot Moltkego na północ
11. Bitwa pod Sedanem
12. Oblężenie Paryża
13. Działania wojenne po Sedanie, wrzesień 1870-luty 1871PODZIĘKOWANIA
Książkę tę dedykuję moim synom, którzy – gdy zagłębiałem się w materiał źródłowy – w magiczny niemal sposób przejęli cechy Francuzów i Prusaków. Pięcioletni Winslow stał się żarliwym Francuzem, miotającym się pomiędzy wesołością, uczoną introspekcją, a furia francese. Trzyletni Matías, ze swoim zadziornym podbródkiem, szerokimi oczami i czupryną jasnoblond włosów, przeobraził się w dzielnego Prusaka. Podczas ich zwyczajowych potyczek, Winslow obalał brata przewagą masy i élan, Matías natomiast niestrudzenie dźwigał się na nogi z wytrwałością i hartem ducha. Niczym żołnierze niemieccy okrążeni w Coulmiers i Beane-la-Rolande, nie chciał się poddać. Ci uroczy chłopcy – oraz Cecilia, ich ciężko pracująca i kochająca matka – uczynili moje życie szczęśliwszym i ciekawszym; dla nich więc jest tak książka.
Zakrojone na szeroką skalę badania archiwalne oraz wizyty na polach bitew, jakich wymagało przygotowanie tej książki, byłyby niemożliwe bez stypendiów naukowych. „Wojna to głęboka dziura, którą trzeba ciągle zapełniać” – jak głosi stare szwajcarskie przysłowie, odnoszące się w równym stopniu do badania tego zjawiska. Deutscher Akademischer Austausch-Dienst (DAAD) bardzo hojnie zapewnił mi Faculty Study Visit Grant, który pokrył koszty trzech czy czterech miesięcy pracy w niemieckich archiwach. Granty DAAD zdawały się tym bardziej hojne, gdyż wypłacane były w gotówce. Można było udać się do niemieckiego miasta – Monachium, Drezna, czy Berlina – a następnie wytropić kwestora w jakimś ponurym, powojennym budynku uniwersyteckim. Niedowierzający kasjer wypłacał setki marek niemieckich do ręki. Odchodząc, człowiek czuł się bardziej piratem niż profesorem, z plikami 50- i 100-markowych banknotów upchanymi w każdej kieszeni. Jestem wdzięczny również za te ulotne chwile czystej, chciwej radości.
Podziękowania należą się także Oakland University oraz U.S. Naval War College. Oakland nagrodziło mnie szczodrym stypendium na drugie lato badań w Niemczech, Austrii, Anglii i Francji, które obejmowały szaleńczy rajd wypożyczonym Citroënem, by zobaczyć każde pole bitwy pomiędzy Sedanem a Froeschwiller. U.S. Naval War College dał mi czas wolny, który wykorzystałem do pracy w europejskich archiwach i wypadzie w Peugocie po polach bitewnych nad Loarą. Austrian Cultural Institute w Nowym Jorku życzliwie pozwolił mi opóźnić moją nagrodę za dysertację o kilka lat, bym mógł spożytkować ją w Wiedniu na kawiarnie, Heurige, mecz eliminacyjny do mistrzostw świata Austria-Łotwa oraz badania na potrzeby niniejszej książki. Gdy skończyły się pieniądze, pomieszkiwałem u zawsze gościnnych przyjaciół: Marca Bataillona, Jeana Guelleca i Stéphane’a Audoin-Rouzeaua w Paryżu, Lothara Höbelta w Wiedniu, oraz Davida i Caroline Noble w Londynie. Dziękuję również mojemu cierpliwemu, kompetentnemu redaktorowi, Frankowi Smithowi, oraz kolegom, którzy wspierali moją pracę na tak wiele sposobów. Rick Atkinson, Michael Beschloss, Arden Bucholz, Alberto Coll, Niall Ferguson, Michael Howard, Henry Kissinger oraz Dennis Schowalter – wszyscy oni służyli mi radą i zachętą. Książka zyskała znacznie dzięki uważnej lekturze profesora Holgera Herwiga. Holger poczynił szereg ważnych sugestii i poprawek, jak również uchronił mnie przed niejednym faux-pas, jak np. pułkiem bawarskiej piechoty, któremu kazałem śpiewać w marszu luterańskie hymny.
We wszystkich moich książkach odczuwam wielką odpowiedzialność za tysiące młodych ludzi zabitych lub rannych w walce, pamiętanych krótko przez ich pogrążone w żałobie rodziny, po czym zapomnianych w naszym pędzie ku przyszłości. Książka ta może stanowić pomnik ich dzielnych czynów. Myślałem o nich w drodze z Paryża do Metzu, czytając następujące słowa, umieszczone na ścianie mauzoleum w Verdun: „Der Krieg, mein Lieber, das ist unsere Jugend, die hier vergessen in der Erde ruht” („Wojna jest naszą młodością, mój przyjacielu, spoczywa tu zapomniana w ziemi”).
Newport, Rhode Island
2003WSTĘP
W kontekście roku 1870 można było mówić o Prusach jako o dwóch krajach. Pierwszy z nich opisał Theodor Fontane w Wanderungen durch die Mark Brandenburg, rozwlekłej, czterotomowej książce podróżniczej, w której ukazał dzikie Prusy, wyłaniające się nadal z bagien i lasów. „Nie spodziewaj się wygód Grand Tour”¹ – chichotał Fontane na kartach pierwszego tomu – lecz „ubóstwa, nędzy i (…) zupełnego braku nowoczesnej kultury”. Pociągi nadal pozostawały luksusem w tym uprzemysławiającym się królestwie węgla i żelaza, kursowały bowiem tylko pomiędzy miastami i miasteczkami. W celu podróżowania pomiędzy pruskimi wsiami trzeba było wynająć dwukółki. Te jednak były z reguły powożone przez pełnych urazy miejscowych, którzy wozili ludzi naokoło, przez lasy i strumienie, po czym inkasowali za krótką przejażdżkę po sąsiadujących osadach więcej, niż przyszłoby zapłacić za pięciogodzinną podróż koleją z Berlina do Drezna². Prusy w roku 1870 nadal były „dziewiczą dziczą” – krainą mokradeł i sosnowych lasów, które ciągnęły się aż pod bramy samego Berlina. Był to szorstki kraj z szorstkimi manierami. Wiedeńczycy (jak zwykle protekcjonalni, gdy w grę wchodzili Prusacy) kpili ze swoich północnych kuzynów, twierdząc, jakoby ci tkwili „dwoma nogami w Biblii i dwoma w ziemi”. Prusacy mogli być zaściankowymi, ewangelickimi Filistynami i wniosku takiego trudno było uniknąć nawet tak wielkiemu patriocie, jakim był Theodor Fontane.
Drugie Prusy opisane zostały przez Karola Marksa w latach 60-tych. Berlin, z jego wspaniałymi barokowymi pałacami i ogrodami Le Nôtre’a, był eleganckim, rozwijającym się miastem. Na jego obrzeżach płonął Feuerland – „kraina ognia”: kuźnie i fabryki Oranienburga i Moabitu. Marks był zapatrzony w rozwój gospodarczy, ogłosił Prusy „potężnym ośrodkiem niemieckiej inżynierii” i był oszołomiony zmianami, jaki zaszły w miejscu jego urodzenia: zachodnich prowincjach Nadrenii i Westfalii. Senna i bukoliczna w czasach młodości Marksa, pruska Nadrenia spowita była teraz oparami i dymem z opalanych węglem fabryk. Marks dokonał korzystnego dla niej zestawienia z Lancashire i Yorkshire – bogatym, zasnutym smogiem sercem angielskiej rewolucji przemysłowej. Prusy miały teraz wielkie miasta: Berlin, Królewiec, Wrocław, Dortmund, Düsseldorf i Kolonię. Produkowały rocznie więcej węgla i stali niż Francja, Rosja, czy Austria. Co więcej, mając 5000 mil torów, dysponowały siecią kolejową bardziej rozbudowaną niż którykolwiek z ich wielkich sąsiadów; przewaga ta miała jeszcze wzrosnąć w następnej dekadzie³. Ludność liczyła 19 milionów, czyli ponad połowę ludności Francji (35 milionów) czy Austrii (33 miliony). Ze swoją młodą, produktywną ludnością oraz rozwijającymi się w szybkim tempie przemysłem i kolejami, Berlin w sposób naturalny objął przewodnictwo nad niemieckim Zollverein, czyli związkiem celnym. Od jego założenia w roku 1834 doprowadził do zlikwidowania taryf celnych na granicach pomiędzy 39 państwami Związku Niemieckiego, co pobudziło handel i konsumpcję, zwiększając czołową rolę Prus. Stosunki Berlina z innymi państwami niemieckimi były przedmiotem obaw. Z pominięciem austriackich Niemców, łączna liczba ludności małych i średnich państw Związku Niemieckiego, takich jak Bawaria, Saksonia, Hanower i Hamburg, wynosiła 20 milionów. Jeżeli Prusom udałoby się je zjednoczyć, powstałe w ten sposób państwo byłoby najpotężniejsze w Europie.
Jednakże w Prusach bogactwo i władza nie szły ze sobą w parze. Na drodze osiągnięcia prawdziwej wielkości w latach 60-tych stanęły stare elity. Odkąd Krzyżacy wyparli Słowian z zachodnich rubieży Świętego Cesarstwa Rzymskiego (na którym to pograniczu wyrosły ostatecznie Prusy), czołową rolę w państwie odgrywali potomkowie rycerzy, na wpół feudalni właściciele ziemscy zwani junkrami. Chociaż na przestrzeni XVII i XVIII wieku władcy z dynastii Hohenzollernów pozbawili junkrów większości władzy politycznej, zrekompensowali im to na szereg kłopotliwych sposobów. Junkrzy zyskali rozległe posiadłości ziemskie po korzystnych cenach, zachowali zwierzchność nad administracją lokalną, jak również zdominowali pruski dwór, armię i urzędy publiczne, obsadzając większość kluczowych ministerstw i biur. W zamian poprzysięgli wierność pruskim królom z dynastii Hohenzollernów, którzy nigdy nie stanęli wobec ziszczenia się zawoalowanej groźby, wyrażonej przez pewnego junkra w roku 1808: „Jeśli Wasza Wysokość pozbawi mnie i moje dzieci naszych praw, racz rzec, na czym opierać się będą twe własne prawa?”. Podejmowane przez pruskich „nowych ludzi” epoki przemysłowej – fabrykantów, kupców i przedstawicieli wolnych zawodów – próby wdarcia się w ów wygodny związek tronu i arystokracji były konsekwentnie odtrącane⁴. Król pruski nie musiał się przed nikim tłumaczyć, mógł wedle własnego uznania wetować wnioski parlamentu i przyznawać prawa wyborcze według majątku i pozycji społecznej, co aż do 1918 roku zapewniało wiodącą rolę konserwatywnym junkrom.
Królestwo Prus nie było też jednolite terytorialnie i duchowo. Geograficznie podzielone było na dwie połowy: centrum na wschodzie, w Brandenburgii i w Prusach, oraz zachodnie prowincje Westfalii i Nadrenii. Obce państwa – Hanower, Hesja, Badenia, i szereg mniejszych – usadowione były w luce pomiędzy tymi dwiema połowami, którą wypełniało także sporo kulturowych nieporozumień. W roku 1863 pruski oficer piechoty ze wschodu przybył do swojego pułku na zachodzie, w Akwizgranie. Chociaż miasto to i otaczający je Rheingau wchodziły w skład Prus od 1815 roku, młody człowiek był zdumiony zastanymi tam, głęboko zakorzenionymi nastrojami antypruskimi. Miejscowi uważali Prusy za obcy kraj i nazywali je Stinkpreusse („śmierdzącymi Prusami”). Ojcowie, których synowie pełnili służbę wojskową, rozpaczali, że ich chłopcy „służą u Prusaków”, jakby zostali porwani przez siły obcego mocarstwa. Pruscy urzędnicy nazywani byli Polakien („Polaczkami”) bądź też Hinterpommern („pomorskimi prostakami”). Uważano ich za dzikusów, nie zaś wykształconych ludzi ze szkół Bonn, Getyngi, Berlina czy Rostocku⁵. Niechęć odczuwana przez tych nadreńskich mieszczan i chłopów stanowiła odbicie pruskiej słabości. W roku 1860 „The Times” pisał: „Historia uczy nas, jak stały się wielkim mocarstwem; jednak czemu nim pozostają – tego nie wie nikt”⁶. Było to niezgrabne państwo rozdarte geograficznie, kulturowo, społecznie i historycznie.
W latach 60-tych XIX wieku Francja stanowiła świetliste przeciwieństwo Prus. Paryż zwany był stolicą Europy – okazałą metropolią zjednoczonego, zaciekle nacjonalistycznego państwa, posiadającego kolonie w Afryce, na Morzu Karaibskim i w Indochinach. Paryż zamieszkiwało 1,8 mln ludzi, a więc dwukrotnie więcej niż Berlin. Miasto lśniło perłami architektury i szczyciło się bogatą, tysiącletnią historią. Podczas gdy Prusy wydawały się surowe i przypadkowo sklecone (Wolter nazwał je drwiąco „królestwem skrawków granicznych”), wszystko we Francji zdradzało elegancję i zwartość. Z naturalnymi granicami opartymi na morzu, Wogezach, Alpach i Pirenejach, oraz 800-letnią tradycją zjednoczonego państwa, Francja rozwinęła wyjątkowo bogatą kulturę opartą na jedzeniu, winie, umiarkowanym klimacie, modzie, muzyce i języku. Lecz ta supremacja kulturowa, ugruntowana także w 20 000 kafejek Paryża i dyktujących modę grands magasins, trwała od zawsze, stąd też ambicja każdego niemieckiego turysty (i żołnierza), by „żyć jak bóg we Francji”. To, co w latach 60-tych dawało Francji pozór strategicznego panowania, i co czyniło to państwo „arbitrem Europy”, to ambitny reżim Ludwika Napoleona Bonapartego, cesarza Napoleona III.
Urodzony w roku 1808, Ludwik Napoleon podzielił losy swojej rodziny po bitwie pod Waterloo. Przywróceni na tron Burbonowie zabronili mu osiedlenia się we Francji, gdzie on sam bądź też ktoś z jego rodzeństwa mógł podjąć próbę restauracji napoleońskiej, wędrował więc po Szwajcarii, Niemczech i Włoszech, by wreszcie trafić do Anglii. Był romantycznym, pobudliwym młodzieńcem, który w końcu odnalazł swoje prawdziwe powołanie jako konspirator we Włoszech.
Mapa 1. Niemcy w latach 60-tych XIX wieku
Półwysep Apeniński w latach 20-tych XIX wieku podzielony był na pół tuzina małych państw: od Królestwa Obojga Sycylii na południu po Piemont na północy. Atmosfera społeczna i polityczna była dokładnie taka, jaką opisał współczesny Ludwikowi Napoleonowi Stendhal w Pustelni parmeńskiej: sztywna, wyprana z humoru i konserwatywna. Słabe gałęzie dawnych dynastii, jak Burbonowie (w Neapolu) i Habsburgowie (we Florencji, Modenie i Parmie) broniły swoich tronów z wielkim okrucieństwem, wtrącając każdego podejrzanego o agitację liberalną do więzień, lub też skazując na galery. Sytuację pogarszała obecność we Włoszech Imperium Habsburskiego, którego nagrodą terytorialną za pomoc w zwalczaniu Rewolucji Francuskiej (i słynnego wuja Ludwika Napoleona) były włoskie prowincje Lombardia i Wenecja. Dla Ludwika Napoleona okazja do zemsty na tych samych państwach i dynastiach, które zmiażdżyły Francję i podyktowały jej pokój w roku 1815, była nieodpartą pokusą. Przyłączył się do karbonariuszy – tajnego stowarzyszenia, oddanego narodowemu zjednoczeniu Włoch, i wyróżnił się jako intrygant. Nieomal aresztowany w 1830 roku, zbiegł do Anglii, przejeżdżając przez Paryż w dziesiątą rocznicę śmierci swojego wuja na Świętej Helenie. Chociaż Ludwik Napoleon nadal nie miał prawa rezydować we Francji, zatrzymał się w stolicy, by podziwiać siłę legendy napoleońskiej. Piętnaście lat po wygnaniu Napoleona I i dziesięć lat po jego śmierci, zwykli ludzie nadal składali wieńce na jego pomnikach i krzyczeli „Vive l’Empereur!”.
Wobec utrzymania się takich sentymentów we Francji, rząd aresztował Ludwika Napoleona i wydalił go z kraju. Przyszły cesarz żył w Londynie do roku 1836, kiedy to przybył do kraju, nierozsądnie pragnąc powtórzyć „Sto Dni” swojego wuja, gdy ten powrócił w 1815 roku z Elby. Ludwik Napoleon pomaszerował do wrót Strasburga z niewielką świtą i zażądał, by tamtejszy garnizon przyłączył się do niego w celu „przywrócenia Cesarstwa” i usunięcia „nielegalnego” rządu króla Ludwika Filipa Orleańskiego, który objął tron w roku 1830 i zyskał wieczystą nienawiść Bonapartych z powodu konfiskaty ich dóbr we Francji. W Strasburgu zatriumfowała dyscyplina wojskowa, Bonaparte został aresztowany i znów skazany na wygnanie, tym razem do Stanów Zjednoczonych. W 1840 roku na czele pięćdziesięciu ludzi zaryzykował kolejny pucz. Wylądowawszy w Boulogne, spiskowcy ruszyli pociągiem do Lille i (podobnie jak w Strasburgu) domagali się, by żołnierze z lokalnych garnizonów przyłączyli się do nich w marszu na Paryż w celu zdetronizowania Ludwika Filipa i restauracji cesarstwa. Bonaparte znów został aresztowany, lecz tym razem skazano go na „wieczne odosobnienie” w twierdzy Ham. Usłyszawszy ów wyrok, Ludwik Napoleon proroczo zażartował stwierdzeniem, że „we Francji nic nie jest wieczne”⁷.
Miał rację. W 1846 roku przebrał się w niebieski strój robotnika budowlanego nazwiskiem Badinguet i wyszedł przez bramę Ham na wolność. Karol Marks nigdy nie wybaczył tego zaniedbania czujności i odtąd zawsze określał Ludwika Napoleona mianem „Małego Badingueta”. Uciekinier przed prawem, mający za sobą porażki we wszystkim, czego się tknął – Ludwik Napoleon zdawał się być skończony. Mimo to pozostał „pretendentem” rodziny Bonapartych, spadkobiercą cesarskiego tronu, z którego abdykował jego wuj w roku 1815 i żywił potężną ambicję, która w końcu znalazła ujście, gdy w 1848 Francją wstrząsnęła rewolucja.
Rewolucja francuska z roku 1848, będąca radykalną próbą pogrzebania monarchii i utworzenia „socjalistycznej i demokratycznej republiki”, rozbiła się o fundamentalny konserwatyzm. Chociaż robotnicy miejscy, tacy jak nędzarze opisani przez Victora Hugo w Nędznikach, chcieli państwa socjalistycznego, francuska burżuazja i chłopstwo wspierali kapitalizm i własność prywatną, które zapewniały burżuazji wysoki standard życia, chłopom zaś godność i własność ziemi. Dostrzegając, że chłopi stanowili niemal 80% ludności Francji, Ludwik Napoleon, który dzięki pierwszym reformom rewolucyjnego roku mógł wreszcie wrócić do kraju, natychmiast został kandydatem chłopskich wyborców. Wybrano go do nowego parlamentu, gdzie poparł uderzenie armii francuskiej wymierzone w zradykalizowane miasta w czerwcu 1848 roku. Krwawe „dni czerwcowe”, kiedy to zabito i raniono 3000 powstańców z klasy robotniczej, pozostawiły konserwatywną, opartą na klasie średniej, republikę w miejscu radykalnej, jaką proklamowano w lutym.
Jedną z radykalnych reform zachowanych przez bardziej konserwatywną republikę, było powszechne prawo wyborcze. Zdając sobie sprawę, że niewielu chłopów znało imiona któregokolwiek z kandydatów startujących na urząd prezydenta nowej Republiki Francuskiej, Ludwik Napoleon wziął w nich udział i poprowadził swoją kampanię w amerykańskim stylu, podróżując pociągiem po kraju i przedstawiając siebie jako godnego zaufania przywódcę, prawdziwego spadkobiercę swojego sławnego woja, który uczynił nazwisko Bonapartych synonimem porządku, konserwatyzmu fiskalnego i narodowej dumy. Były to chwytliwe hasła w rolniczej Francji i w grudniu 1848 roku Bonaparte wygrał przytłaczającą większością, otrzymując aż 74% spośród wszystkich oddanych głosów⁸.
Dla Ludwika Napoleona Bonapartego szybka droga na fotel prezydencki musiała być oszałamiająca. Spisany na straty jako trzydziestolatek, będąc czterdziestolatkiem został prezydentem Francji. Jako szef egzekutywy wykazał się zadziwiającymi umiejętnościami politycznymi. Przyciągnął konserwatystów ostrożną polityką fiskalną, pieniężną i handlową, jak również zyskał silne poparcie armii i kościoła rzymskokatolickiego. Niegdysiejszy karbonariusz, który spędził młodość spiskując przeciwko papieżowi, został teraz ciepło przyjęty przez Wikariusza Jezusa Chrystusa. Kiedy w roku 1848 najsławniejsi spośród karbonariuszy, Mazzini i Garibaldi, wyparli papieża Piusa IX Rzymu i proklamowali utworzenie Republiki Rzymskiej, realizując młodzieńcze marzenie prezydenta Francji, Ludwik Napoleon dokonał zwrotu wysyłając wojska francuskie celem zdławienia republiki i przywrócenia papieża. Posunięcie to było nie tyle aktem pobożności, ile próbą zyskania poparcia konserwatystów, i uwieńczone zostało sukcesem. Księża w całej Francji poparli Pouléona w kościołach i kafejkach (francuskich chłopów można było ze znaczenie większym prawdopodobieństwem spotkać w tych drugich, niż pierwszych). Poparcie katolików pogłębiło się, gdy prezydent Bonaparte oddał parafialne szkoły i uniwersytety, które Kościół utracił podczas rewolucji⁹. Konserwatyści byli także zadowoleni z żony, jaką wybrał prezydent. Była to hrabina Eugénie (Eugenia) de Montijo – piękna, głęboko wierząca Hiszpanka o reakcyjnych poglądach, która czułaby się lepiej w wieku XVI, niż w XIX.
Ludwik Napoleon był typowym Bonapartym – elastyczny, uprzejmy i niesłychanie wręcz pozbawiony zasad – lecz to, co wyróżniało go spośród innych XIX-wiecznych konserwatystów i co czyniło go niemal archetypicznym przedstawicielem tej dynastii, to równoczesne zbliżenie do radykalnej lewicy. Chociaż ciążył ku prawicy poprzez solidne posunięcia ekonomiczne, patriotyzm i „edukację moralną”, wyciągał też rękę ku lewicy postępowymi projektami społecznymi: dużymi inwestycjami w budowę dróg i linii kolejowych oraz innymi robotami publicznymi, które miały zmniejszyć liczbę bezrobotnych. Co więcej, w wyborach roku 1848 prezydent zdobył tysiące głosów klasy robotniczej z powodu swojej książki zatytułowanej L’extinction du pauperisme¹⁰, którą napisał podczas pobytu w więzieniu w Ham i w której obiecał właśnie typowo bonapartystowską „wojnę z ubóstwem”, którą ostatecznie wydał. W 1851 roku kadencja prezydencka Bonapartego dobiegła końca. Klasa średnia i chłopi ubóstwiali go, i nawet miejska biedota doceniła jego roboty publiczne. Niestety, konstytucja II Republiki zabraniała drugiej kadencji i wielu Francuzów obawiało się chaosu towarzyszącego wyborom w 1852 roku.
Najbardziej prawdopodobnym kandydatem prawicy był generał Louis Cavaignac, za sprawą którego w czerwcu 1848 roku zabito, raniono, aresztowano lub wygnano z kraju 20 000 robotników. Człowiekiem lewicy był komunista, Louis Blanc. Tak więc, utwierdziwszy się w przekonaniu, że spiskowali przeciwko republice tylko po to, by uchronić ją przed nią samą, Ludwik Napoleon i jego doradcy przygotowali zamach stanu. Generałów wiernych republice przeniesiono do Algierii, a generałów wiernych Ludwikowi Napoleonowi sprowadzono do Paryża. Niegodnych zaufania prefektów i szefów policji zastąpiono takimi, na których można było polegać. W grudniu 1851 roku wszystko było już gotowe – łącznie z silnymi garnizonami pewnych wojsk w Paryżu, Lyonie i innych wielkich miastach. Ludwik Napoleon uderzył w nocy 2 grudnia, która to data została starannie wybrana, by przywołać pamięć o zwycięstwie odniesionym przez jego wuja pod Austerlitz 46 lat wcześniej. Po wszystkich tych przygotowaniach pucz napotkał tylko sporadyczne próby oporu, które Bonaparte w teatralnym geście uznał jako pewne „świadectwo konfliktu społecznego, jaki wybuchnąłby w roku 1852”, gdyby on sam nie interweniował¹¹. Ludwik Napoleon objął ponownie rządy jako „książę-prezydent”, emitował nowe monety i banknoty ze swoją podobizną, a rok później poszedł na całość, rozwiązując republikę i ogłaszając się Napoleonem III, cesarzem Francuzów.
Istniało wiele podobieństw pomiędzy II Cesarstwem Napoleona III i I Cesarstwem jego wuja, które istniało w latach 1804-1814 oraz przez 100 dni w roku 1815. Oba cesarstwa wyrosły na gruncie puczów wojskowych w czasie pokoju i rozwiązały swoje kluczowe problemy polityczne. Napoleon I uderzył, uprzedzając radykałów z obu biegunów sceny politycznej: „białych terrorystów” z prawego (niezłomnych zwolenników obalonych Burbonów) i „czerwonych terrorystów” z lewego („neojakobińskich” wielbicieli Robespierre’a, Marata i St. Justa). W odpowiednim momencie Napoleon III uderzył, by zapobiec podobnym zagrożeniom ze strony legitymistów (zapiekłych zwolenników Burbonów) i orleanistów (stronników wygnanego Ludwika Filipa) z prawej, dążących do dalszego ograniczenia praw wyborczych, które Ludwik Napoleon ograniczył już w 1850 roku i od démoc-socs (demokratycznych socjalistów) z lewej, którzy chcieli zmieść „księcia-prezydenta” i jego zamożnych stronników oraz utworzyć państwo robotnicze. Z historycznego punktu widzenia, bonapartyści odrzucali ekstremistów z obu stron. Byli panami swojego losu, nie przywiązanymi ani do prawicy, ani do lewicy. Wywodzący się z drobnej szlachty korsykańskiej, Bonapartowie byli wytrawnymi „nowymi ludźmi”, którzy zdobywali poparcie wszędzie tam, gdzie zdołali je znaleźć. Stali „ponad podziałami partyjnymi” we Francji, ponieważ musieli, stąd też ich wrodzona elastyczność i wola do pochlebiania, która była powszechnie interpretowana jako brak zasad.
Jako Cesarz Francuzów w latach 50-tych i 60-tych Napoleon III przewodził wielkiej ekspansji gospodarczej. Konsumpcja dóbr rolniczych i przemysłowych uległa zwiększeniu, gdy Europa otrząsnęła się z długiej recesji. Ludwik Napoleon napędzał ten proces, redukując taryfy i podatki, jak również zakładając nowe banki oszczędnościowe, by wchłonąć oszczędności ze wsi i skanalizować depozyty do francuskiej gospodarki. Za panowania Napoleona III francuska sieć kolejowa rozrosła się pięciokrotnie: z 2000 mil w roku 1851 do 10 600 mil w 1870¹². Najtrwalszym z posunięć cesarza – i to, które uczyniło Paryż pod względem estetycznym „stolicą Europy” – była decyzja o wyburzeniu całych dzielnic i odbudowania miasta w stylu neorenesansowym, który zaczęto identyfikować z II Cesarstwem. Labirynt średniowiecznych uliczek ustąpił miejsca nowym bulwarom, otoczonych wspaniałymi rezydencjami, budynkami urzędowymi i domami towarowymi. Ta rekonstrukcja Paryża oraz innych miast i miasteczek Francji kosztowała 5 miliardów franków, co było oszałamiającą kwotą, stanowiącą równowartość obecnych 15 mld dolarów.
Odnowiona stolica odpowiadała wielkiej wizji Francji, jaką żywił cesarz. Naród nigdy do końca nie otrząsnął się z klęski i upokorzenia 1815 roku. Utracono wtedy tereny na rzecz Holendrów, Niemców i Piemontczyków. Pozycja polityczna Francji w Europie uległa degradacji, plasując ją poniżej Wielkiej Brytanii oraz tak zwanych żandarmów kontynentu: Rosji i Austrii. Chociaż burbońskie rządy doby restauracji (1815-1830) i monarchii lipcowej (1830-1848) próbowały przywrócić prestiż i wpływy Francji, generalnie poniosły w tej mierze porażkę, gdyż Burbonowie nie zdobyli nic poza Algierią. W 1830 roku Ludwik Filip obległ Antwerpię, by wyprzeć Holendrów, lecz następnie zawahał się, gdy zaproponowano mu dawne, francuskojęzyczne ziemie pograniczne, utracone w roku 1815. Wobec sprzeciwu Wielkiej Brytanii w charakterystyczny sposób ustąpił. W rezultacie powstało nowe państwo – Belgia – będące stałym, nie zaś tymczasowym przypomnieniem osłabienia potęgi Francji. Ludwik Napoleon był zdecydowany to zmienić. W istocie jednym z powodów, dla którego ludzie głosowali na niego w wyborach 1848 roku i w plebiscytach z 1851 i 1852 roku, potwierdzając „autorytarną prezydenturę”, było jego oddanie grande France – czyli Francji, która znów dyktowałaby warunki reszcie Europy.
Niewątpliwie wielu wyborców oszukiwało się, że do osiągnięcia tego doprowadzi samo imię Napoleona, lecz nie sam Ludwik Napoleon. Pozycja Francji uległa radykalnej zmianie od czasów jego wuja. Podczas gdy Francja Napoleona I mogła z łatwością przyćmić resztę Europy pod względem liczby ludności, potęgi wojskowej oraz preindustrialnych zasobów gospodarczych, szale uległy zachwianiu na niekorzyść Francji Napoleona III. Z ludnością liczącą 35 milionów, była ze wszech miar państwem średniej kategorii. Jeszcze bardziej niepokojąca była industrializacja Francji, zamieszkałej przez naród rzemieślników i drobnych sklepikarzy, którzy zazdrośnie strzegli swoich przychodów przed zakusami epoki maszyn i wielkich centrów handlowych. Chociaż ta druga cecha pozwalała utrzymać urokliwą atmosferę francuskich miasteczek i wsi, z szewcami pracującymi w swoich warsztatach i kowalami podsycającymi paleniska, opóźniała wzrost gospodarczy i zapewniała mniej zasobów nowemu cesarzowi. Cóż więc mógł on uczynić, by przywrócić prestiż i przywódczą pozycję Francji? To, co zawsze potrafił: machinacje i intrygi. Zamiast stawić otwarcie czoło Wielkiej Brytanii i „żandarmom”, zamierzał umniejszyć ich potęgę środkami pośrednimi: wojnami prowadzonymi na ograniczoną skalę, spiskami i dyplomacją.
Ludwik Napoleon obmyślił strategię mającą doprowadzić do osiągnięcia tego celu. Spędził wiele lat na wygnaniu i w więzieniu, wydobywając to, co nazywał idées napoléoniennes („koncepcjami napoleońskimi”), z gruzów upadłego imperium swojego wuja. Sednem ich było: żeby przywrócić potęgę Francji, nowy Napoleon musiał dokończyć dzieło rozpoczęte przez pierwszego Napoleona, a mianowicie zniszczyć lub osłabić represyjne, wielonarodowe cesarstwa Austrii i Rosji, oraz pobudzić utworzenie w ich miejsce nowych, liberalnych państw narodowych, które skupią się wokół Francji. Zdrowe państwa narodowe Polaków, Niemców, Czechów i Włochów, zostałyby odcięte od „tułowi” Austrii i Rosji, po czym zarówno z wdzięczności, jak i podziwu, zajęłyby miejsce u boku Francji. Ostatecznym celem cesarza było nie mniej, jak utworzenie „Stanów Zjednoczonych Europy”, ze stolicą we wspaniale przebudowanym Paryżu. Strategia ta była śmiała, lecz nie tak nieprawdopodobna, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Oparta została na dokonanej przez Ludwika Napoleona wnikliwej krytyce jego wuja, który w oczach nowego cesarza zdradził napoleońską obietnicę, najpierw wyzwalając, a następnie zniewalając ludy Europy. Obietnice liberalizacji „napoleońskiego projektu” Europy zostały zarzucone po wielkich zwycięstwach pod Austerlitz (1805), pod Jeną (1806) i pod Frydlandem (1807), które uczyniły Napoleona I władcą Kontynentu Europejskiego. Odtąd I Cesarstwo stoczyło się w korupcję i podżeganie wojenne, stając się w końcu obiektem nienawiści niemal wszystkich w Europie. Napoleon III poprzysiągł spisać się lepiej. Zamierzał uwolnić ludy Europy i pozostawić je wolnymi tak długo, jak będą akceptowały przywództwo Francji.
Główną przeszkodą, stojącą na drodze tej „napoleońskiej koncepcji” – oprócz jej paradoksalnego założenia – był „system wiedeński” z 1815 roku. Przedstawiciele pięciu wielkich mocarstw (Wielkiej Brytanii, Rosji, Austrii, Prus i Francji) zebrali się i postanowili zapobiec wszelkim próbom zmiany granic lub rządów ustalonych podczas kongresu wiedeńskiego. Tak więc, kiedy liberalni włoscy nacjonaliści próbowali obalić rządy Piemontu i Obojga Sycylii w roku 1821, mocarstwa upoważniły Austrię do wysłania wojsk do Turynu i Neapolu, aby zdławić te rewolty. Podobnie gdy w 1822 roku liberalni hiszpańscy oficerowie uwięzili swojego króla i zażądali uchwalenia konstytucji, mocarstwa poprosiły Francję, by najechała Hiszpanię ze 100 000 żołnierzy by przywrócić na tron Burbonów i wyplenić „liberalny spisek”. System wiedeński wydał ostatnie tchnienie w latach 1848-1849, kiedy to wojska rosyjskie, austriackie i pruskie połączyły siły, by zdławić liberalne rewolucje, przy czym Rosjanie skierowali na pomoc Austrii całą armię, by obalić efemeryczną republikę węgierską. Nie trzeba dodawać, że konwencjonalny mąż stanu ugiąłby się przed tą falangą konserwatyzmu, lecz nie Ludwik Napoleon. Był notorycznie niekonwencjonalny (jak skarżył się pewnego razu brytyjski premier, lord Palmerston, „jego umysł był równie pełen planów, co nora królików”) i chwytał każdą okazję, by podkopać pozycję konserwatywnych mocarstw.
Druga szansa nadarzyła się w roku 1853, kiedy car Mikołaj I wypowiedział wojnę Imperium Otomańskiemu. Był to nierozważny krok, który doprowadził do mobilizacji sił Wielkiej Brytanii i Austrii, gdyż oba te państwa zadeklarowały swój sprzeciw wobec rosyjskiej kontroli nad Bałkanami i wschodnią częścią basenu Morza Śródziemnego. Dla Ludwika Napoleona konflikt ten był zesłany przez niebiosa, podzielił bowiem żandarmów i popchnął Wielką Brytanię w jego ramiona. Szybko zawarto austriacko-francusko-brytyjski sojusz, a siły ekspedycyjne skierowano na Półwysep Krymski – najbardziej podatną na atak od strony morza część Rosji, gdyż nikt w Londynie, Paryżu, czy Wiedniu nie chciał pomaszerować na Moskwę tak, jak niemądrze próbował Napoleon w 1812 roku. Wynikła w ten sposób wojna krymska trwała bez rozstrzygnięcia przez trzy lata. Polityczna zapiekłość pomiędzy sojusznikami a Rosją zwiększała się odwrotnie proporcjonalnie do osiągnięć na polach bitew, a obie strony taplały się w błotnistych okopach wokół wielkiej twierdzy i bazy morskiej w Sewastopolu. W 1856 roku koalicja w końcu pokonała Rosję (na szczęście dla niej Mikołaj I zmarł, robiąc miejsce dla bardziej elastycznego następcy) i wtłoczyła ją z powrotem w przedwojenne granice. Taki wynik był satysfakcjonujący dla Austriaków i Brytyjczyków; dla Francuzów zaś wręcz cudowny. Wojna doprowadziła do wyczerpania Rosjan, którzy później sprzedali Alaskę Amerykanom by pokryć swoje długi wojenne. Zadała też śmiertelny cios systemowi wiedeńskiemu. Kiedy (oczywiście w Paryżu) podpisywano traktat kończący wojnę, car Aleksander II z wściekłości odwrócił posąg swojego austriackiego kuzyna, Franciszka Józefa, w kierunku ściany. Można było bez obaw założyć, że w przypadku przyszłych kryzysów Rosja nie wyśle wojsk na pomoc cesarzowi Austrii. „Sfinks znad Sekwany”, jak europejscy eksperci nazywali teraz Ludwika Napoleona, wkrótce spreparował kolejny kryzys. Ponieważ Rosja została osłabiona, a system wiedeńskim znajdował się w strzępach, zwrócił swoją uwagę ku Austrii. Cesarstwo Austrii, drugie co do wielkości (po Rosji) państwo w Europie, było główną przeszkodą stojącą na drodze planu Napoleona III utworzenia „Stanów Zjednoczonych Europy” ze stolicą w Paryżu. Wielonarodowe imperium austriackie rozciągało się na obszarze Europy Środkowo-Wschodniej i jednoczyło pod berłem Habsburgów tuzin narodów: Niemców, Włochów, Czechów, Słowaków, Węgrów, Słoweńców, Chorwatów, Serbów, Rumunów, Polaków i Ukraińców. Napoleon III postrzegał to wielojęzyczne imperium podobnie jak jego wuj, który dwukrotnie – po Austerlitz w 1805 i po Wagram w 1809 roku – nieomal je zniszczył. Mimo to w obu przypadkach Napoleon wycofał się znad krawędzi, odrywając części Cesarstwa Austriackiego, lecz pozostawiając centrum nietknięte. Napoleon III, który miał określone plany względem ludów Cesarstwa Austriackiego, chciał dokończyć dzieła.
Pierwsza szansa nadarzyła się w roku 1858, kiedy premier Piemontu, hrabia Camillo Cavour, poprosił Francję o zbrojne wsparcie w zmaganiach o zjednoczenie Włoch, które wybuchały od 1815 roku. Prośba, złożona podczas tajnego spotkania pomiędzy Cavourem i Ludwikiem Napoleonem w uzdrowisku Plombières, dawała francuskiemu cesarzowi znakomitą okazję do zadania ciosu Austrii, bez ściągania na siebie zarzutów o agresję. W Plombières spiskował z Cavourem, by sprowokować Austriaków do wypowiedzenia wojny Piemontowi, co następnie pozwoliłoby Francji przyłączyć się do konfliktu pod pretekstem „obrony” swojego terytorium. Mimo to Ludwik Napoleon wahał się. Francuscy katolicy oczekiwali od niego, że będzie bronił doczesnej władzy papieża, lecz włoscy nacjonaliści, tacy jak Cavour i Garibaldi, dążyli do włączenia Państwa Kościelnego w skład zjednoczonych Włoch. Ostatecznie Ludwik Napoleon rozwiązał dylemat w typowy dla siebie sposób: nacierając na obu frontach. Pożyczył Cavourowi liczącą 300 000 żołnierzy armię na wojnę z Austrią, a prywatnie zapewnił papieża Piusa IX, że Francja nigdy nie pozwoli na piemoncką aneksję Rzymu.
W bitwach pod Magentą i Solferino w czerwcu 1859 roku Francja i Piemont rozstrzygnęły wojnę na swoją korzyść i zagarnęły najbogatszą z włoskich prowincji Austrii: Lombardię. Następnie Ludwik Napoleon oddał tę prowincję Piemontowi w zamian za dwie piemonckie prowincje, których pożądała Francja: Niceę i Sabaudię. Owa wojna francusko-austriacka z 1859 roku miała w zamyśle stanowić początek nowego, francuskiego porządku w Europie. Napoleon III nie tylko poszerzył terytorium Francji i wzmocnił jej granice. W swoich kontaktach z Cavourem nalegał, by Piemont nie prowadził ekspansji poza Lombardię, a w końcu na żyzną równinę, rozciągającą się pomiędzy Mediolanem a Wenecją. Aby zachować dominację i kontrolę we Włoszech i zapewnić uległość Piemontu, Napoleon III planował podzielić pozostałą część Półwyspu Apenińskiego na satelickie państwa pod francuskim protektoratem. Papież pozostałby w Rzymie i Lacjum, błogosławiąc dalej Bonapartych. Z ziem Toskanii, Modeny i Parmy powstałoby Królestwo Środkowych Włoch, rządy nad którym objąłby kuzyn Napoleona III, Hieronim (który poślubił córkę króla Piemontu). Neapol i południe (czyli dawne Królestwo Obojga Sycylii, które w latach 1860-1861 najechał Garibaldi ze swoją ochotniczą armią) zostałoby wydzielone i oddane Lucjanowi Muratowi, potomkowi Joachima Murata – popularnego napoleońskiego marszałka, który władał południem Włoch za I Cesarstwa.
Plany, jakie mieli wobec Włoch bonapartyści w latach 60-tych udowodniły ponad wszystko bezwartościowość idées napoléoniennes. Protekcja Napoleona III była równie kosztowna, co Napoleona I. Aby jej uniknąć Cavour po bitwie pod Solferino działał szybko, żeby pod piemoncką kontrolą znalazło się jak najwięcej włoskiego terytorium. W roku 1860 armia piemoncka zajęła Lombardię, Wenecję, Toskanię, Modenę, Parmę, Romanię, Neapol i Sycylię. W następnym roku król Vittorio Emanuel II z Piemontu ogłosił się „królem Włoch”. Narodziło się nowe mocarstwo, które zjednoczyło całe Włochy za wyjątkiem Rzymu, w którym – o ironio – pozostał garnizon francuski. Szybkość tych piemonckich aneksji oraz poparcie opinii publicznej, z jakim spotkały się wszędzie oprócz południa, uniemożliwiły Napoleonowi III interwencję. Sprzedał wojnę 1859 roku sceptycznej opinii publicznej Francji w zamian za obietnicę, że „wyzwala” Włochów spod panowania austriackiego, co miało stanowić dar cywilizacji francuskiej. Jakże mógłby teraz stoczyć wojnę z Piemontem, by uniemożliwić Turynowi „wyzwolenie” pozostałej części Włoch? Wobec tego francuski cesarz wykorzystał do maksimum ten niesatysfakcjonujący wynik. Sponsorował parady, zabawy uliczne i iluminacje w całym kraju, by świętować zjednoczenie Włoch, które z opóźnieniem obwieścił jako osiągnięcie Francji. W międzyczasie Ludwik Napoleon szukał innego pionka, kogoś, kto szczerzej niż Cavour przyłączyłby się do kierowanego przez Francuzów zjednoczenia Europy. W 1862 roku poczuł pewność, że znalazł właśnie takiego klienta w postaci nowo mianowanego premiera¹³ Prus, hrabiego Otto von Bismarcka.
Wywodzący się ze średniej pruskiej szlachty Bismarck przyszedł na świat w Prima Aprilis 1815 roku. Był bystrym człowiekiem, w każdym calu tak samo kreatywnym, śmiałym i elastycznym jak Cavour. Przyjął realistyczne podejście do dyplomacji i polityki, którą nazywał „umiejętnością wyboru pomiędzy każdą ulotną chwilą, gdy sytuacja jest (…) najbardziej sprzyjająca”¹⁴. Krótko mówiąc, na tym właśnie polegała Realpolitik, a jej znakomitym przykładem była kontrowersyjna decyzja Bismarcka polegająca na dążeniu (bądź też stwarzaniu pozoru dążenia) do sojuszu z Francją w latach 50-tych, kiedy był pruskim ambasadorem w Paryżu. Chociaż od czasu wojen napoleońskich i odkąd Bonaparte podporządkował sobie i złupił państwa niemieckie, by ułatwić sobie najezdnicze wojny, Niemcy odczuwali wstręt wobec Francuzów, Bismarck dostrzegł w Napoleonie III szansę. Spotkania z nim w latach 1855 i 1857 utwierdziły Bismarcka w przekonaniu, że dość dyletancki Napoleon III nie stanowił śmiertelnego zagrożenia, jak to miało miejsce w przypadku jego wuja. Co więcej, Bismarck instynktownie spostrzegł, że deklarowana przez Ludwika Napoleona „zasada narodowa” oraz jego wrogość wobec Rosji i Austrii („więzienia narodów”), stanowiły kurs polityki, który mógł zostać wykorzystany przez Prusy. Tak jak Cavour, który udawał, że był pionkiem Napoleona we Włoszech, Bismarck mógł odgrywać podobną rolę w Niemczech. W czerwcu 1862 roku został podjęty obiadem przez Napoleona III w Tuileries. Cierpliwie wysłuchiwał wtedy argumentacji cesarza, z której wynikało, że Prusy najlepiej rozwiążą swoje problemy wewnętrzne przyjmując „niemiecką politykę narodową”, popieraną i kierowaną przez Francję. Projekt ten był zbliżony do zaproponowanego Cavourowi w roku 1858. „Rektyfikacje granic” do których dążył Napoleon III – na razie nie określone, lecz obejmujące, jak podejrzewano, Saarę i Palatynat – stanowiłyby niemiecki odpowiednik Nicei i Sabaudii. Ich aneksja przesunęłaby granice Francji do Renu i uczyniła Prusy po wieczne czasy zagrożone francuską inwazją¹⁵.
Geniusz Bismarcka jako męża stanu nigdy nie ujawnił się bardziej, niż w niebezpiecznych latach 60-tych. Na przemian naciskany przez Austriaków, by zaakceptował przywództwo Habsburgów w Niemczech, oraz przez Francuzów, by zerwał z Austriakami i zreorganizował państwa niemieckie w związek sprzymierzony z Paryżem, Bismarck zręcznie lawirował pomiędzy tymi dwoma mocarstwami. W roku 1864 stoczył wojnę z Danią, by poprawić granice Prus zajmując Szlezwik i sprytnie wykorzystał sojusz z Austrią by utrzymać z daleka od konfliktu Napoleona III, który chciał, by to Duńczycy, nie Prusacy, posiadali Slesvig. W październiku 1865 roku Bismarck spotkał się potajemnie z Napoleonem III w Biarritz i knuł wojnę z Austrią. Chociaż spotkanie to było znacznie bardziej niejednoznaczne od tego, d którego doszło w 1858 roku w Plombières, Bismarck opuścił je w pewności, że francuski cesarz zaakceptował wojnę austriacko-pruską i nie sprzeciwi się późniejszej pruskiej ekspansji w północnych Niemczech. Napoleon III zdawał się szczerze wierzyć, że Prusy bardziej niż jakiekolwiek inne państwo niemieckie uosabiały „niemiecki nacjonalizm, tendencje reformatorskie i postęp”, jak osądził w 1860 roku jeden z jego doradców¹⁶. Ponadto w roku 1865 wyglądało na to, że Ludwik Napoleon może się zgodzić na wszystko, co rozbije austriacko-pruskie porozumienie, okazane podczas wojny duńskiej. Ten stary sojusz dwóch mocarstw niemieckich „osaczał Francję” i umacniał granicę w Niemczech i poza nimi – granice, które francuski cesarz miał zamiar zmienić¹⁷. Oczywiście Napoleon III żądał od Bismarcka (podobnie jak od Cavoura), czegoś w zamian za „życzliwość” Francji. W Biarritz wspomniał o Belgii, Saarze i Palatynacie, lecz Bismarck był wystarczająco sprytny, by nie deklarować się z wyprzedzeniem.
Mając zabezpieczone tyły, Bismarck ukartował wojnę z Austrią w 1866 roku. Zażądał, by Austriacy zgodzili się na poważne reformy w Związku Niemieckim i oddali Prusom kontrolę nad państwami północnoniemieckimi. Kiedy ci odmówili, Bismarck zagroził rozwiązaniem „sejmu książąt” Związku i zastąpienie go wybieranym w drodze głosowania „parlamentem narodowym”, który zjednoczyłby Niemców za powszechną zgodą. Było to typowe dla Bismarcka – konserwatysty ze słabością do Prus i ich autorytarnych instytucji, który nie miał zamiaru zwoływać narodowego parlamentu. Propozycja była blefem, zmyślnie ubranym w takie słowa, by rozwścieczyć Wiedeń i zyskać przyjaciół w Paryżu. Uzupełniony żądaniem, by Austriacy oddali lub odsprzedali Prusom Holsztyn (część łupów uzyskaną przez Wiedeń po wojnie duńskiej), projekt „narodowego parlamentu” był największą pokerową zagrywką w jego karierze. Chociaż był głównym ministrem króla od 1862 roku, nadal nie cieszył się niemal niczyim zaufaniem w Prusach. Junkrzy wzdrygnęli się na samą wzmiankę o narodowym parlamencie i uważali wojnę z Austrią – najstarszym sojusznikiem Prus – za akt herezji. Pruscy liberałowie nienawidzili Bismarcka; nie sposób było tego inaczej nazwać. Wyobcował się od nich już w swoim pierwszym przemówieniu przez pruskim Landtagiem, twierdząc, że zjednoczenie Niemiec uda się osiągnąć nie poprzez „głosy większości i rezolucje parlamentarne”, lecz „żelazem i krwią”. Następnie powtórzył ten grzech na początku lat 60-tych, działając za plecami parlamentu, ograniczając ulgi podatkowe i prywatyzując dobra państwowe w celu uzyskania funduszy na wielką rozbudowę armii, która została zawetowana przez liberalny Landtag.
Nielubiany praktycznie przez wszystkich oprócz króla, Bismarck położył swoją karierę na szali wojny austriacko-pruskiej. Jeśli zdołałby pokonać Austriaków i pozyskać państwa północnoniemieckie dla Prus, fizycznie łącząc wschodnią i zachodnią część królestwa, uciszyłby krytyków. Bismarck wyraźnie dostrzegał, że jedyną rzeczą, jakiej pruscy liberałowie chcieli bardziej niż jego dymisji, były zjednoczone wokół Berlina Niemcy; mógł jeszcze im je dać. To, czego zdawali się chcieć pruscy junkrzy, to zapewnienie, że zjednoczenie Niemiec nie odbędzie się kosztem feudalnej władzy i przywilejów. Bismarck mógł ukoić ten strach po prostu przeszczepiając autorytarny system pruski na grunt zjednoczonych Niemiec, które można by wówczas ściślej określić mianem powiększonych Prus. Wobec tego ruszył naprzód w roku 1866, zawierając tajny traktat z Włochami w marcu i prowokując Austrię do wojny w czerwcu.
Chociaż specjaliści wojskowi przewidywali austriackie zwycięstwo, Prusacy przeprowadzili miażdżącą ofensywę. Zgrupowani w trzech armiach, 250 000 pruskich żołnierzy przemaszerowało nie napotkawszy oporu przez Saksonię i Śląsk, docierając do Czech, bogatej habsburskiej prowincji, gdzie rozgromili wysunięte korpusy 260 000 armii austriackiej generała Ludwiga von Benedeka¹⁸. W stoczonych 27 czerwca bitwach pod Trautenau i Nachodem¹⁹ pruska 2 Armia utorowała sobie drogę przez Sudety i agresywnie nacierając plutonami strzeleckimi, zadała Austriakom straty w wysokości 10 700 zabitych i rannych. Następnego dnia pod Skalicami Prusacy debuszowali na równinę za górami i wyeliminowali kolejne 6000 nieprzyjacielskich żołnierzy, samemu tracąc zaledwie 1300 (co dawało zwyczajowy stosunek 5:1). W bitwach pod Münchengrätz i pod Jiczynem w dniach 28-29 czerwca, pruska 1 Armia oraz Armia Łaby przedarły się z drugiego krańca Czech, miażdżąc armię saską i austriacki I Korpus. Kontynuowały pościg aż do Königgratz²⁰ nad Łabą, gdzie generał Benedek ociężale zwrócił się przeciwko wrogowi na czele 240 000 żołnierzy austriackich i saskich, którzy pozostali mu po pierwszych, katastrofalnych bitwach. Zaatakowana na dwóch frontach – przez Prusaków w Czechach oraz przez 200 000 Włochów w Wenecji, którzy zamierzali dokończyć dzieła zjednoczenia narodowego – armia austriacka załamała się pod tym naciskiem. Ostatni tydzień czerwca 1866 roku był momentem, w którym Napoleon III wreszcie dostrzegł zagrożenie, jakie stanowiły Prusy. Jednak czy w porę?