wojna origami - ebook
wojna origami - ebook
„Lęki, fobie, stany depresyjne, rozgoryczenie utratą miłości bądź kogoś bliskiego, czy strach przed wojną nie są obce współczesnej rzeczywistości. Rozpościerając ramiona, uciekamy w świat nikomu innemu nieznany, odnajdując swój własny bezpieczny i unikatowy zakątek. Choć krusi i delikatni niczym origami, mimo wszystko wciąż uparcie brniemy do przodu. Ile nam starczy sił?”. (autor o „wojnie orgiami”)
Marek Guzowski – autor trzech tomików wierszy: „nic ciekawego” (2021), „wyprzedaż czasu” (2022) i najnowszego „wojna origami”. Czerpie natchnienie ze stymulacji obcowania z różnorodnością form i doznań, ufając swoim zdolnościom percepcyjnym w procesie tworzenia koherentnego obrazu osadzonego podskórnie. Poezja jest w tym wypadku zaledwie jego odzwierciedleniem.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67910-28-6 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
zabierz ze sobą deszcz
ten spod lipowych kwiatów
i tęczę pod pachą
z podszewką wiosny
utkanej kwitnącą koniczyną
wrzuć do torby
zapach źdźbeł koszonej trawy
zakręć w słoiku na potem
dźwięk kombajnów młócących rzepak
uszczknij szelest wrzosów wrześniowych
twych oczu szmaragdowych
bordo czereśni czerwcowych
w sreberku ulepionej zaspy śniegu
w koc owiń mleka zsiadłego gryz
z wąsem pod nosem chichoczącym
pod wiankiem uplecionym z pachnącego lata
domaluj wybrakowaną łąkę chabrów olejnych
i zdmuchnij mnie
niczym latawce mniszka
prosto w swoich dłoni redutę
mamoKOMANDOS
wybiegnę na pole horyzontalne
wykrzyczeć gawrona
jednego z drugim po kolei
krakaniem od rzeczy
całe ich stado przekrzyczę
pokładami złości
bo nie dano mi prawdziwych skrzydeł
choć żywiołem mym powietrze
utopię wtedy latawce martwe
w odbiciu lustrzanym atmosfery powłoki
podrę piór sztucznych krochmalone sukna
i spalę żywcem nikczemne fiasko
na oczach pożogi
niewdzięczny chyłkiem ucieknę do domu
haftować chitynę bojowej ważki
by przed odlotem
stojąc na koniuszkach palców
upolować skrawek nieba
w rozkwicie dziewicy wiosnyPRZECHODZISZ MOIM ZAPACHEM
przechodzisz moim zapachem
co rozpostarł się smugą na krętych schodach
na klatce wyściełanej kafelkami jak z PRL-u
napotkany z przypadku z nagła tak szybko
niechcący w pełni słońca zza szyb przeludnionych
chłoniesz go podskórnie lecz uciekasz
zaledwie po chwili kradnąc pierwsze spojrzenie
prosto w oczy i lękasz się a serce łomocze
w pełni obaw chcąc skraść pierwszy pocałunek
zaciskasz spierzchnięte wargi milcząc tysiącem myśli
pragnieniem swym oplatasz mój oddech
już wiemy doskonale że to ledwie zarzewie euforii
czy miłość nas jeszcze dogoniMEMORIAŁ
rozstrzelaj mnie
na miedzy na targu w tłumie przy okazji
podczas wieczerzy czy kąpiąc niemowlę
kulkę sprzedaj
prosto w plecy między oczy na oślep wal
zmieć z powierzchni ziemi bombą fosforową
gwałć zbiorowo
na oczach wszystkich pozbaw godności
niech wybałuszą oczy bliscy moi
czołgiem rozjedź
mnie matkę z dzieckiem pod pachą
bebechy wypruj wśród śmierdzącej padliną pożogi
korpusy zdechłe
zniecierpliwieni grabarze wrzucą do wspólnej mogiły
w rowie przy drodze szpadlem przysypią
bądź pozdrowiony
bodaj z jednej krwi i kości zrodzeni my wszyscy
szerokiej drogi oprawco mój nieulękłyKANDYZOWANE RUNO
nie pamiętam
które kwiaty pachną wiosną
a które kwitną jak remedium
na złość chandrę myśli niepoukładane
na lepszą pogodę
i czy pachną w całości
czy jedynie wianek z nich uszyty
czy pąki mnie zeżrą
pochłoną zapachem nijakim
lub tym z lasu wykarczowanego
upaćkanym żywicą
i dźwiękiem stukotu dzięcioła łowcy
przypomnieć sobie próbuję
które kwiaty zwiastują przymrozki
w sercu gniją lub usychają
bez krzty wody choćby rosy kropli
tej spod nagich bezczelnie stóp
przyodzianych jedynie błękitem nieba
lub nocnych mar narodzonych
według kalendarza wszelkich zdarzeń
rytmicznych
z upadku cywilizacji w mchach
dławiących echo drzewostanu
zespawanych neuronówWALIZKA WYPCHANA DZIURAMI
mapę siniaków czworga butów trekkingowych
przepis na szczyptę podróży w całkiem nieznane
próżnię w pigułce do rozrodu kosmosu
do łowienia spadających gwiazd na przynętę
spakujmy się razem upchajmy co się tylko da
złość troski radości grosz na szczęście
głos mopsa i wymiętą przestrzeń życiową
bezsenność zagadaną i seks o poranku
klocki kocham cię w szkatułce z odzysku
pozytywkę i wyszczerbiony serwis dla dwojga
milion piosenek do leżakowania w wannie
jesieni złotej blask w upalne morskie lato
spalone kotlety jalapeno i cynamon w proszku
i blachę do krojenia tortu bezowego bez okazji
i smak głośnego śmiechu do rozpuku przez łzy
zapach kawy z ekspresu z mlekiem owsianym
pocałunków garść pełną wzlotów i upadków
sadzonkę anturium i ziarno domu na plaży
w projekcie jakkolwiek budowanym od nowa
z widokiem na las namorzynów i ławic syren
albo na samym środku pustyni w oazie kwitnącej
na przyszłość we dwoje w pakiecie startowym
wina butelkę pod pachą na każdy wieczór
i stertę pomysłów na romantyczną miłość
nadajmy paczkę na koniec świata w jedną stronę
wepchnijmy się do środka i żyjmy bezpowrotnie
przytrzymując pozę na niewywołanym zdjęciu
z miejsca które wciąż do zdobycia przed nami