Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wojna Wschodnia. Kroniki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Wojna Wschodnia. Kroniki - ebook

Jeżeli powieść Ogień sprawiedliwości opisuje alternatywną historię wojny polsko-sowieckiej z poziomu strategicznego, to uzupełniający ją zbiór opowiadań Wojna wschodnia 1964 roku przedstawia szczebel taktyczny. Z tej perspektywy liczy się brawurowa ucieczka pilota strąconego nad terytorium wroga, kanister paliwa do czołgu czy nadmierne ambicje chłopaka z gdańskiej obrony terytorialnej. To wojna oglądana z perspektywy jednostek, różnie definiujących na swój użytek równowagę między odwagą a chęcią przeżycia. W podobny sposób autor potrafi także pokazać żołnierzy drugiej strony.Różnica jest tylko taka, że największym zagrożeniem są dla nich niejednokrotnie „swoi”.

Brudna, brutalna wojna, oglądana nie tylko z linii fontu, ale niejako z twarzą przy ziemi i głową zasłoniętą rękami – to właśnie pokazują te opowiadania.

Cykl Czerwona ofensywa
1. Czerwona ofensywa
2. Kontrrewolucja
3. Plan Andersa
4. Ci szaleni Polacy
5. Ogień sprawiedliwości
6. Tajne operacje wydziału II
7. Wojna Wschodnia - zbiór opowiadań

 

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788366955882
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORA

W roku 2014 wy­da­na zo­sta­ła moja po­wie­ść z ga­tun­ku _po­li­ti­cal fic­tion_, pod ty­tu­łem _Czer­wo­na ofen­sy­wa_. Była to wi­zja III Woj­ny Świa­to­wej, któ­ra mo­gła­by wy­buch­nąć za­raz po dru­giej, w roku 1945. Fik­cja, ale po­par­ta ana­li­zą uwa­run­ko­wań hi­sto­rycz­nych i po­li­tycz­nych. _Ofen­sy­wa_ sta­ła się se­rią czte­rech po­wie­ści, mó­wi­ących o ca­łej kam­pa­nii po­ko­na­nia So­wie­tów. Kil­ka lat po stwo­rzy­łem kon­ty­nu­ację pod ty­tu­łem _Ogień spra­wie­dli­wo­ści_. Opo­wia­da ona o woj­nie jaka mia­ła wy­buch­nąć w la­tach 60-tych, w zu­pe­łnie in­nej Eu­ro­pie, choć prze­ciw­ko temu sa­me­mu wro­go­wi, Zwi­ąz­ko­wi So­wiec­kie­mu.

Wie­lu czy­tel­ni­ków za­rzu­ca­ło mi, że _Ogień spra­wie­dli­wo­ści_ nie był tak moc­no na­sy­co­ny sce­na­mi ba­ta­li­stycz­ny­mi jak pierw­sza se­ria. Wi­ęcej po­sta­wi­łem tam na roz­gryw­ki wy­wia­dów i ku­lu­aro­we na­ra­dy po­li­ty­ków. W 2020 roku po­sta­no­wi­łem nad­ro­bić ten błąd i uzu­pe­łnić _Ogień_. Wie­le się jed­nak dzia­ło od tego roku i pra­ce nad tek­stem prze­rwa­łem. Mi­ędzy in­ny­mi przez pe­łno­ska­lo­wą woj­nę, jaka wy­bu­chła w Eu­ro­pie i jaka po­śred­nio za­gro­zi­ła też Pol­sce.

Mija 10 lat od pre­mie­ry _Czer­wo­nej ofen­sy­wy_. Ksi­ążki po­pu­lar­nej. Jak wie­lu twier­dzi­ło, ku­po­wa­nej ze względu na wy­buch woj­ny o Don­bas i Krym w 2014 roku. Dzie­si­ęć lat pó­źniej ob­ser­wu­je­my woj­nę, ja­kiej nie było na na­szym kon­ty­nen­cie od 1945 roku. Tak jak w po­wie­ściach, agre­sor i wróg po­zo­sta­je ten sam, Ro­sja.

De­ka­dę po _Czer­wo­nej ofen­sy­wie_ przed­sta­wiam _Woj­nę wschod­nią 1964_. Zbiór opo­wia­dań o tym, co wy­da­rzy­ło się w świe­cie, któ­ry stwo­rzy­łem. Pre­zen­tu­ję wal­ki pan­cer­ne, zma­ga­nia lot­nic­twa, ak­cje wojsk spe­cjal­nych, taj­ne roz­gryw­ki dy­plo­ma­tów.

W ni­niej­szym te­kście – choć jest to opo­wie­ść _po­li­ti­cal fic­tion_ – znaj­dą pa­ństwo wie­le od­nie­sień do wspó­łcze­sno­ści. Wi­zje roz­pra­wy z wro­giem cy­wi­li­zo­wa­nej Eu­ro­py, albo przy­naj­mniej wy­obra­że­nia o ry­chłym ko­ńcu neo-so­wie­tii.

Mam ogrom­ną na­dzie­ję, że bieg wy­pad­ków opi­sa­ny w tym zbio­rze opo­wia­dań o fik­cyj­nym świe­cie prze­ło­ży się na rze­czy­wi­sto­ść i do­pro­wa­dzi do po­ko­na­nia Ro­sji. ■PROLOG

Ogrom­ne po­miesz­cze­nie roz­świe­tla­ło bia­łe świa­tło. Prze­strzeń i for­ma wnętrza przy­wo­dzi­ła na myśl wi­dow­nię te­atru. Pod su­fit uno­si­ły się, zle­wa­jące się w jed­no, szme­ry roz­mów i szep­tów.

Aula naj­wa­żniej­szej z uczel­ni woj­sko­wych w Rze­czy­po­spo­li­tej była wy­pe­łnio­na po brze­gi. Zie­le­ni­ło się od mun­du­rów stu­den­tów, ofi­ce­rów, we­te­ra­nów i przy­szłych do­wód­ców. Oliw­ko­we wy­pe­łnie­nie sali po­prze­ci­na­ne było „wstęga­mi” sta­lo­wych i czar­nych mun­du­rów, na­le­żących do go­ści re­pre­zen­tu­jących lot­nic­two – któ­re do­ce­nia­no tego dnia o wie­le bar­dziej – oraz Ma­ry­nar­kę Wo­jen­ną.

W pierw­szych rzędach za­sie­dli do­wód­cy ro­dza­jów wojsk i za­pro­sze­ni ofi­ce­ro­wie alianc­cy. Nie­któ­rzy już w cy­wi­lu. Był am­ba­sa­dor USA, Wiel­kiej Bry­ta­nii, Fran­cji, Szwe­cji. Do­wód­cy sił bia­ło­ro­syj­skich oraz ofi­ce­ro­wie no­wych ar­mii wschod­nich. Wiel­ka zbio­ro­wo­ść przed­sta­wi­cie­li, któ­ry wzi­ęli udział w wiel­kiej woj­nie, w wiel­kim cu­dzie jak ma­wia­no. Jed­nym z tych zwy­ci­ęstw, któ­re tra­fia­ją się tyl­ko raz w hi­sto­rii.

Wpro­wa­dzo­no sztan­dar w asy­ście ho­no­ro­wej. Po uro­czy­stym odśpie­wa­niu hym­nów i sy­gna­le Woj­ska Pol­skie­go pro­wa­dzący uro­czy­stą aka­de­mię ofi­cer za­pro­sił głów­ne­go pre­le­gen­ta. Ge­ne­ra­ła An­to­nie­go Wal­czu­ka. W cza­sie woj­ny i obec­nie jesz­cze – sze­fa szta­bu ge­ne­ral­ne­go. Jed­ne­go z głów­nych au­to­rów pla­nu, któ­ry na­zwa­no „Ogień spra­wie­dli­wo­ści”.

Wy­ły­sia­ły już zu­pe­łnie, acz no­szący się twar­do, nie­mal jak spor­to­wiec, ge­ne­rał do­stoj­nie prze­sze­dł wzdłuż sce­ny i wkro­czył na nią, ści­ska­jąc w ręku tecz­kę.

Sta­nął za ka­te­drą, spo­koj­nie roz­ło­żył ar­ku­sze tek­stu i kiw­nął gło­wą do ob­słu­gu­jących rzut­nik. Był go­to­wy. Na sce­nie przy­ga­szo­no świa­tła.

An­to­ni Wal­czuk mil­czał jesz­cze chwi­lę. Nie, nie zma­gał się z tre­mą. Ktoś, kto pod­pa­lał je­den po dru­gim so­wiec­kie czo­łgi, kto sze­dł z An­der­sem na War­sza­wę, nie bał się pu­blicz­nych wy­stąpień. Na­wet ta­kich, któ­re te­le­wi­zja po­ka­zy­wa­ła na ca­łym świe­cie.

On bu­do­wał na­strój. Chciał, by pod­nio­sło­ść mo­men­tu udzie­li­ła się wszyst­kim. By szcze­gól­nie za­pa­mi­ęta­li ją mło­dzi pod­cho­rążo­wie. Ta gru­pa mło­ko­sów, ci­ągle jesz­cze za­pa­trzo­nych w star­szych ofi­ce­rów jak w ob­ra­zy. By wie­dzie­li, że są cząst­ką ar­mii, któ­ra pierw­szy raz w hi­sto­rii zdo­ła­ła od­su­nąć na bar­dzo dłu­go za­gro­że­nie ze wscho­du. By nie dali się co­raz po­wszech­niej­szym mo­dom na spo­koj­ne ży­cie bez lęku o co­kol­wiek. Te pa­cy­fi­stycz­ne ha­sła, któ­re roz­cho­dzi­ły się po­śród mło­dzie­ży – to mu­sia­ło na­de­jść. Zmęcze­nie woj­ną i tlącym się ci­ągle kon­flik­tem na wscho­dzie od­ci­ska­ło swo­je pi­ęt­no. A za­wi­ro­wa­nia w Chi­nach, choć ko­rzyst­ne dla Rze­czy­po­spo­li­tej, po­głębia­ły ten stan.

Wal­czuk chciał, by pa­trzący na nie­go przy­szli do­wód­cy, któ­rzy za­zdro­ści­li mu wo­jen­nej chwa­ły, ro­bi­li to jesz­cze moc­niej. Żeby chcie­li do­rów­ny­wać tym, któ­rzy przed nimi. Któ­rzy nie raz mie­li dość chwa­ły i ma­rzy­li o spo­ko­ju z dala od okrop­nych wspo­mnień star­cia, któ­re nie za­wsze przy­po­mi­na­ło trium­fal­ny marsz.

Szef szta­bu wy­pro­sto­wał się. Jesz­cze raz omió­tł salę spoj­rze­niem i ser­ce mu przy­śpie­szy­ło. Do­pie­ro te­raz prze­bi­ło się do jego świa­do­mo­ści, że po­wie­rzo­no mu ogrom­ny za­szczyt. Upa­mi­ęt­nie­nie i rze­czo­we przed­sta­wie­nie hi­sto­rii wiel­kiej woj­ny jako uko­ro­no­wa­nie ka­rie­ry, któ­rą nie­dłu­go miał za­ko­ńczyć. Ogar­nęło go nie­spo­dzie­wa­ne wzru­sze­nie. Chciał coś po­wie­dzieć, ale gar­dło się za­ci­snęło. Wy­trwał kil­ka se­kund z mar­so­wą miną, nie ma­jąc za­mia­ru dać po­znać mło­dym, że wspo­mnie­nia bio­rą górę. Uda­ło mu się. Opa­no­wał emo­cje. Zła­pał boki po­dium i prze­mó­wił twar­do, gło­śno.

– Sza­now­ny pa­nie pre­zy­den­cie! – za­czął, pod­nio­śle zwra­ca­jąc się do swo­je­go przy­ja­cie­la. Jak on, we­te­ra­na aż trzech wo­jen, w któ­rych wal­czy­li. Pa­wła Prze­szło-Stęp­nia­kow­skie­go. Ofi­ce­ra wy­wia­du, któ­ry wy­czuł mo­ment i tak na­praw­dę po­pro­wa­dził kraj do woj­ny. Za­raz po­tem zo­stał wy­bra­ny pre­zy­den­tem Rze­czy­po­spo­li­tej.

Stęp­nia­kow­ski skło­nił się uro­czy­ście i lek­ko uśmiech­nął. Dał sy­gnał, że wszyst­ko jest po­rząd­ku.

Za tym nie­mym ze­zwo­le­niem Wal­czuk znów się wy­prężył i spo­wa­żniał.

– Pro­szę pa­ństwa o uczcze­nie chwi­lą ci­szy tych ty­si­ęcy wspa­nia­łych lu­dzi, któ­rzy od­da­li ży­cie za przy­szło­ść i bez­pie­cze­ństwo Rze­czy­po­spo­li­tej, a ta­kże świa­ta. Byli solą zwy­ci­ęstwa, któ­re dziś ho­no­ru­je­my… – jesz­cze nie zdo­łał do­ko­ńczyć pło­mien­ne­go ape­lu, a ze­bra­ni ze­rwa­li się z miejsc. Woj­sko­wi, cy­wi­le, ge­ne­ra­li­cja, na­wet pre­zy­dent – wszy­scy sta­nęli na bacz­no­ść. Nie­je­den wra­cał my­ślą do wspo­mnień, od­szu­ki­wał w pa­mi­ęci przy­ja­ciół, któ­rych już nie było na świe­cie. Za­pa­no­wa­ła ab­so­lut­na ci­sza, mąco­na tyl­ko de­li­kat­nym szu­mem kli­ma­ty­za­cji.

– Dzi­ęku­ję pa­ństwu – szep­nął ge­ne­rał Wal­czuk. Nie spie­szy­ło mu się, by zmącić ten pod­nio­sły mo­ment.

Po­cze­kał, aż wszy­scy zaj­mą miej­sca i prze­sze­dł do części za­sad­ni­czej.

– Ze­bra­li­śmy się tu, by uczcić i upa­mi­ęt­nić pięć lat od wiel­kie­go… wspól­ne­go zwy­ci­ęstwa – uczy­nił gest pod­kre­śla­jący wspól­ny wy­si­łek alianc­kich wojsk. – Dni chwa­ły, któ­re, oku­pio­ne wy­si­łkiem i krwią, przy­wró­ci­ły hi­sto­rycz­ną spra­wie­dli­wo­ść – tu lek­ko za­ry­zy­ko­wał, bo ta­kie sło­wa mo­gły nie po­do­bać się za­rów­no sąsia­dom ze wscho­du, jak i za­chod­nim alian­tom, ci­ągle obar­cza­nym winą za Ja­łtę i brak woli kon­ty­nu­owa­nia woj­ny w roku czter­dzie­stym szó­stym. – Zwy­ci­ęstwo, któ­re dało wol­no­ść i mo­żli­wo­ść sa­mo­sta­no­wie­nia uci­śnio­nym na­ro­dom im­pe­rium nie­go­dzi­wo­ści – te­raz łech­tał so­jusz­ni­ków ze wscho­du. Po­tra­fił pi­sać i prze­ma­wiać jako dy­plo­ma­ta, łącząc de­li­kat­ne przy­ty­ki z wiel­ki­mi po­chleb­stwa­mi, choć jego pry­wat­na opi­nia była o wie­le ostrzej­sza. Roz­bi­to so­wiec­kie im­pe­rium, a do tego roz­par­ce­lo­wa­no pa­ństwo­wo­ść, któ­ra przez kil­ka wie­ków pil­no­wa­na była przez Mo­skwę. Nie było to na­wet efek­tem ja­kiś szcze­gól­nie usil­nych za­bie­gów, a już bar­dziej nie­mo­cy tego kra­ju. Roz­la­ty­wał się sam, wy­star­czy­ło tyl­ko mu po­móc.

– Moim za­da­niem na dziś jest przed­sta­wie­nie hi­sto­rii tej woj­ny. Pod­su­mo­wa­nie jej prze­bie­gu i przed­sta­wie­nie na­stępstw oraz nie­któ­rych aspek­tów ope­ra­cyj­nych, któ­re mia­ły wpływ na prze­bieg kam­pa­nii w szer­szym za­kre­sie. Pi­ąta rocz­ni­ca to do­sko­na­ły mo­ment na chłod­ne przed­sta­wie­nie naj­wa­żniej­szych fak­tów. Na wy­kład hi­sto­rycz­ny o czy­mś, co dla wie­lu z nas nie jest hi­sto­rią, a oso­bi­stym prze­ży­ciem.

Po tych wszyst­kich la­tach mogę się przy­znać, że to­wa­rzy­szy­ła nam wiel­ka trwo­ga i nie­pew­no­ść. Tak – po­wtó­rzył do­sad­niej, wi­dząc nie­co zmie­sza­ne spoj­rze­nie pre­zy­den­ta – rzu­ci­li­śmy wszyst­ko na jed­ną sza­lę. Za­wie­rza­li­śmy Panu Bogu po­wo­dze­nie, a on nas wy­słu­chał. Kie­dy za­czy­na się tak wiel­ką ope­ra­cję, nie ma ni­g­dy do ko­ńca pew­no­ści, czy aby dane wy­wia­dow­cze są praw­dzi­we. Jak sil­ny będzie opór i siła ata­ku…

Ge­ne­rał po­mi­nął od­nie­sie­nia do sto­sun­ków z ame­ry­ka­ńskim alian­tem, któ­ry po­in­for­mo­wa­ny o ata­ku zo­stał dość pó­źno i do­ma­gał się prze­rwa­nia ognia, a na­wet pró­bo­wał me­dia­cji z Mo­skwą… w któ­rej nie było z kim roz­ma­wiać.

– Wszyst­ko to… – mó­wił da­lej Wal­czuk – …po­wio­dło się. Ale to nie wy­star­czy. Wiel­kie idee i pla­ny za­le­żą od męstwa żo­łnie­rzy na pierw­szej li­nii i za­pew­nie­nia sku­tecz­nej dro­gi za­opa­try­wa­nia. Wal­ka i lo­gi­sty­ka są klu­czem do suk­ce­su w pierw­szych go­dzi­nach, ale i pó­źniej. Po­trzeb­ny był wiel­ki, gi­gan­tycz­ny wy­si­łek za­stępów żo­łnie­rzy, pie­cho­ty, czo­łgi­stów, ma­ry­na­rzy i lot­ni­ków.

Lot­ni­ków – po­wtó­rzył do­bit­niej i skło­nił się w kie­run­ku do­wódz­twa sił po­wietrz­nych. – Pierw­sze go­dzi­ny, pierw­sza doba tam­tej wiel­kiej woj­ny to wa­sza za­słu­ga.

Sala, go­dząc się z opi­nią, wy­bu­chłą krót­ką owa­cją.

– Tak oto – mó­wił szef szta­bu – za­gad­nie­nia woj­ny na wschod­niej ru­bie­ży po­dzie­lić mo­że­my na pew­ne głów­ne sta­dia. Roz­po­zna­nie ce­lów oraz ich nisz­cze­nie i wska­zy­wa­nie. To rola sił spe­cjal­nych. No­wo­cze­snych for­ma­cji, któ­re po raz pierw­szy w Eu­ro­pie udo­wod­ni­ły swo­ją sku­tecz­no­ść… – kor­ci­ło go, by zro­bić cho­ćby nie­wiel­ką alu­zję do roli Ke­dy­wu i jego naj­wspa­nial­szej mi­sji, któ­ra za­ko­ńczy­ła się li­kwi­da­cją so­wiec­kie­go przy­wódz­twa, da­le­ko poza pla­no­wa­ną li­nią fron­tu. Nie mógł tego zro­bić. Nie mógł zdra­dzić naj­wi­ęk­szej ta­jem­ni­cy Rze­czy­po­spo­li­tej i wspa­nia­łe­go przy­kła­du od­wa­gi pol­skich żo­łnie­rzy. Ten wy­czyn jesz­cze przez lata mu­siał po­zo­stać w ukry­ciu.

– Na­stęp­nie swój wiel­ki po­kaz roz­po­częły „pol­skie orły” – Wal­czuk roz­pły­wał się nad lot­nic­twem, szcze­rze i praw­dzi­wie, po­dzi­wia­jąc pod­wład­nych ge­ne­ra­ła Skal­skie­go. – Ich kunszt i nie­zwy­kła ofiar­no­ść, wręcz nie­praw­do­po­dob­ne zda­wa­ło­by się da­wa­nie od­po­ru zmęcze­niu. Prze­kra­cza­nie gra­nic ludz­kiej wy­trzy­ma­ło­ści… wszyst­ko to po­zwo­li­ło nam w kry­tycz­nej pierw­szej do­bie wy­wal­czyć pa­no­wa­nie w po­wie­trzu w naj­wa­żniej­szej wte­dy stre­fie dzia­łań. W pa­sie nad­gra­nicz­nym.

Wy­rąba­nie so­bie ko­ry­ta­rza po­wietrz­ne­go i zneu­tra­li­zo­wa­nie tej części fron­tu mia­ło za­pew­nić na­szym woj­skom nie­co wi­ęk­szą ła­two­ść ope­ro­wa­nia. Przy­po­mi­nam, że pier­wot­ne wy­li­cze­nia pla­ni­stów mó­wi­ły o lek­kiej prze­wa­dze wojsk so­wiec­kich w stre­fie nad­gra­nicz­nej. Nam prze­wa­gę mia­ło dać za­sko­cze­nie, wy­trwa­ło­ść i nie­ugi­ęto­ść. Tak, sza­now­ni, to uda­ło się dzi­ęki lot­ni­kom.

Naj­sil­niej­sze, roz­bu­do­wa­ne i do­brze uzbro­jo­ne zgru­po­wa­nia nad­gra­nicz­ne wro­ga zo­sta­ły za­sko­czo­ne, po­ra­żo­ne i po­zba­wio­ne de­cy­zyj­no­ści na kil­ka kry­tycz­nych mi­nut. Ich prze­wa­ga stop­nia­ła. W tym sa­mym cza­sie na­sze sa­mo­lo­ty oraz ar­ty­le­ria ra­kie­to­wa usi­ło­wa­ły si­ęgać da­lej. Ra­zić od­le­glej­sze cele i siać za­męt na ty­łach, by opó­źniać ści­ąga­nie po­si­łków i nie­uchron­ny kontr­atak.

Wszyst­ko, o czym tu mó­wię, dzia­ło się w okrop­nym na­pi­ęciu i trud­nym do znie­sie­nia wy­cze­ki­wa­niu. Sprzy­jał nam brak ko­or­dy­na­cji wro­ga, ale też li­che pod­sta­wy mo­ral­ne so­wiec­kie­go żo­łnie­rza oraz ca­łe­go sy­te­mu.

Jak wie­my, jak wie­dzą to naj­le­piej we­te­ra­ni tam­tych dni, nie był to spa­cer. Mo­men­ta­mi twar­da i wy­rów­na­na wal­ka. So­wiec­ka tak­ty­ka po­wo­do­wa­ła stra­ty i mimo okrop­nych kosz­tów kontr­ata­ku­jących mo­gła za­chwiać fron­tem.

To dru­gi aspekt tego wy­kła­du. Kontr­ata­ki. Mas lu­dzi i czo­łgów. Na­lo­ty dzie­si­ątek ści­ąga­nych z dal­szych ob­sza­rów sa­mo­lo­tów. Bom­bar­do­wa­nia i ostrzał pol­skich miast. Wil­na, Lwo­wa, a na­wet War­sza­wy.

Naj­po­wa­żniej­szy kontr­atak roz­po­czął się w dniach 8-9 kwiet­nia 1964 roku. Z po­cząt­ku, jak kil­ka przed­tem, nie­zor­ga­ni­zo­wa­ny, ale wkrót­ce zo­stał sko­or­dy­no­wa­ny. O tyle, o ile: ko­or­dy­na­cja po­le­ga­ła, jak już wie­my, na po­da­niu kie­run­ku na­tar­cia.

Naj­wi­ęk­sze wal­ki to­czy­ły się na wschód od Lwo­wa u na­sa­dy po­łu­dnio­we­go ra­mie­nia na­szych klesz­czy… – w ślad za jego sło­wa­mi na ekra­nie nas sce­ną po­ja­wi­ła się pierw­sza mapa z za­ry­so­wa­ny­mi kie­run­ka­mi ude­rzeń pol­skich i so­jusz­ni­czych dy­wi­zji.

Po­łu­dnio­we ra­mię wy­cho­dzi­ło po­mi­ędzy Lwo­wem a Za­mo­ściem na wschód i pó­łnoc­ny wschód. Pó­łnoc­na strza­łka wy­ra­sta­ła z te­re­nów nad Bu­giem w oko­li­cy Bia­łe­go­sto­ku i kie­ro­wa­ła się na wschód i po­łu­dnio­wy wschód, by spo­tkać się z po­łu­dnio­wym ra­mie­niem gdzieś na Wo­ły­niu. Po­mniej­sze strza­łki po­ka­zy­wa­ły dzia­ła­nia po­zo­ra­cyj­ne z kra­jów ba­łtyc­kich oraz kie­run­ki naj­wa­żniej­szych kontr­ata­ków lądo­wych i lot­ni­czych.

– Kry­zys lub ra­czej nie­pew­no­ść, któ­ra pod­mi­no­wa­ła na­stro­je w szta­bie, po­ja­wi­ły się 9 kwiet­nia, kie­dy nie­któ­re jed­nost­ki utra­ci­ły łącz­no­ść ze sobą lub na­wet z do­wódz­twem. Od­no­to­wa­no ak­cje grup dy­wer­syj­nych, okrąża­nie sfo­ru­jących się do przo­du dy­wi­zji oraz co­raz wi­ęk­szą ak­tyw­no­ść wro­gie­go lot­nic­twa. Ude­rze­nia ma­szyn so­wiec­kich z Ba­łka­nów nie przy­nio­sły spo­dzie­wa­ne­go efek­tu, ale na­lo­ty ma­szyn z oko­lic Ki­jo­wa, Char­ko­wa oraz Sankt Pe­ters­bur­ga prze­mie­ni­ły się w gi­gan­tycz­ne bi­twy po­wietrz­ne.

Kor­pus Bia­ło­ro­syj­ski uwi­kłał się w mo­zol­ne wal­ki z jed­nost­ka­mi pan­cer­ny­mi, ope­ru­jący­mi z so­wiec­kiej Ukra­iny.

Ale wy­trzy­ma­li­śmy te zma­ga­nia. Na­to­miast wróg, przez brak ko­or­dy­na­cji i za­sko­cze­nie, zmu­szo­ny był wy­tra­cić na tak wiel­ką ope­ra­cję dużą ilo­ść za­so­bów. Brak ewi­dent­nych suk­ce­sów spra­wił, że w so­wiec­kie do­wódz­two wda­rła się nie­pew­no­ść i ma­razm. Dziś już wie­my, że za­mie­sza­nie było spo­wo­do­wa­ne wal­ka­mi frak­cyj­ny­mi. Utra­ce­nie kie­row­nic­twa pa­ństwa – eu­fe­mizm na li­kwi­da­cję Bre­żnie­wa przez pol­skich ko­man­do­sów – oraz brak po­stępów, w tak roz­bu­do­wa­nej ar­mii, do­pro­wa­dzi­ło do walk frak­cji i otwar­tych nie­sna­sek. Ta qu­asi-woj­na do­mo­wa, brak jed­no­li­te­go przy­wódz­twa, czy na­wet mo­żli­wo­ści re­ali­zo­wa­nia przy­go­to­wa­nych pla­nów, ura­to­wał nas od naj­gor­sze­go. Uży­cia przez so­wie­tów bro­ni jądro­wej. Choć na­wet naj­bar­dziej nie­mądrzy z ich do­wód­ców wie­dzie­li, że uży­cie tego ro­dza­ju oręża sko­ńczy się wy­ma­za­niem Zwi­ąz­ku So­wiec­kie­go z po­wierzch­ni zie­mi.

Rów­no­cze­śnie – do­dał bar­dzo uro­czy­ście – Rzecz­po­spo­li­ta otrzy­ma­ła ol­brzy­mie i nie­pod­wa­żal­ne wspar­cie od ame­ry­ka­ńskie­go so­jusz­ni­ka… – ge­ne­rał prze­rwał, zro­bił krok w tył i dla pod­nie­sie­nia ran­gi swych słów za­czął bić bra­wo. Za­raz ze­bra­ni znów po­de­rwa­li się z miejsc, bi­jąc bra­wo i wzno­sząc co rusz okrzy­ki na cze­ść ame­ry­ka­ńskich przed­sta­wi­cie­li.

Pre­zy­dent Stęp­nia­kow­ski uści­snął dłoń am­ba­sa­do­ro­wi USA oraz ge­ne­ra­ło­wi Ty­lo­ro­wi, po czym w iście ame­ry­ka­ńskim sty­lu ob­jął ka­żde­go z nich, zer­ka­jąc po­ro­zu­mie­waw­czo na swo­je­go przy­ja­cie­la, ge­ne­ra­ła Wal­czu­ka, jak­by chciał mu po­wie­dzieć, że ma za­dat­ki na na­praw­dę do­bre­go dy­plo­ma­tę.

Kie­dy go­rącz­ka okla­sków umil­kła i słu­cha­cze usie­dli, Wal­czuk na­pił się wody i z jesz­cze wi­ęk­szą we­rwą kon­ty­nu­ował:

– Wspar­cie sił zbroj­nych USA, wpierw lot­nic­twa a po­tem jed­no­stek lądo­wych, uspo­ko­iło sy­tu­ację na fron­cie gra­nicz­nym i w du­żej mie­rze po­zba­wi­ło so­wie­tów woli opo­ru. Ha­sło: _Amie­ry­kan­ce idut_ roz­cho­dzi­ło się po sze­re­gach wy­głod­nia­łych po­bo­ro­wych. De­mo­ra­li­za­cja so­wiec­kiej ar­mii u gra­ni­cy, a jed­no­cze­śnie na­pór jed­no­stek z głębi kra­ju wy­two­rzy­ły coś na kszta­łt sy­tu­acji re­wo­lu­cyj­nej jak na fron­cie I woj­ny świa­to­wej.

Sta­nęli­śmy przed opcją wy­ko­na­nia za­kła­da­nych pla­nów i od­zy­ska­nia przed­wo­jen­nych gra­nic RP, ale ro­dzi­ły się nowe, wi­ęk­sze mo­żli­wo­ści. Tych nie da­ło­by się zre­ali­zo­wać bez tak wiel­kie­go wkła­du sił sprzy­mie­rzo­nych i po­dzie­le­nia no­wej wi­zji stra­te­gicz­nej.

W trak­cie ka­ta­stro­fy wojsk so­wiec­kich i ła­ma­nia się struk­tur we wschod­niej Eu­ro­pie w su­kurs przy­sze­dł nam krach na da­le­kim wscho­dzie. We­dług wie­lu po­li­to­lo­gów tam zda­rzy­ły się rze­czy, któ­re przy­pie­częto­wa­ły roz­pad im­pe­rium i zmu­si­ły wie­lu jego po­gro­bow­ców czy ci­chych opo­zy­cjo­ni­stów do szu­ka­nia no­wej dro­gi. Czer­wo­ne Chi­ny do­ko­na­ły in­wa­zji. Wpraw­dzie ogra­ni­czo­nej, bo si­ęgnęły po Wła­dy­wo­stok i ru­szy­ły za Amur, ale był to do­pie­ro po­czątek wiel­kich zmian.

Po­sta­ram się po­krót­ce roz­wi­nąć ka­żdy z za­zna­czo­nych wąt­ków… Tak więc, sza­now­ni pa­ństwo, po ko­lei. ■

CZERWONY DYM

Bia­ło­ru­ska Re­pu­bli­ka So­wiec­ka | 8 kwiet­nia 1964

Sło­ńce wspi­na­ło się po­nad ho­ry­zont, bi­jąc w oczy co­raz moc­niej­szym bla­skiem. Po­ma­ra­ńczo­wa po­świa­ta roz­le­wa­ła się po bez­kre­sie la­sów, prze­ci­na­nych pla­ma­mi łąk, pól i mo­kra­deł. Cza­sem mi­go­ta­ła, od­bi­ja­jąc się w lu­strze tej czy in­nej rze­ki. Mru­ga­ła, krót­ko i prze­lot­nie, bły­skiem sa­dza­wek i za­drze­wio­nych ba­gien.

Wszyst­ko to umy­ka­ło pręd­ko tam w dole, pod brzu­cha­mi eskadr, tnących po­wie­trze w lo­cie na wschód. Do ce­lów, tam gdzie pol­scy żo­łnie­rze wgry­za­li się w zie­mię, blo­ku­jąc so­wiec­kim jed­nost­kom dro­gi i li­nie za­opa­trze­nia.

Ze­spół dwu­na­stu lek­kich, szkol­no-bo­jo­wych ma­szyn CM 170 Ma­gi­ster pędził ni­sko, nie­bez­piecz­nie ni­sko, po­nad wierz­cho­łka­mi drzew. Sa­mo­lo­ty klu­czy­ły, jak przy­ka­zy­wa­ła sztu­ka i do­wód­ca gru­py. Uni­ka­ły wy­kry­cia i mie­rzo­ne­go ognia z zie­mi, choć przy tej pręd­ko­ści nie­wiel­kie i zwin­ne ma­szy­ny były bar­dzo trud­nym ce­lem.

Ma­jor Ar­ka­diusz Wi­gur­ski, wy­so­ki, po­staw­ny blon­dyn, co pa­so­wa­ło do wi­ze­run­ku we­te­ra­na i asa, wta­piał się w fo­tel, głębo­ko wdy­cha­jąc tlen z ma­ski.

Na prze­mian lu­stro­wał ho­ry­zont, oce­niał od­le­gło­ść do czar­nych obło­ków uno­szących się co rusz z tej zie­lo­nej toni pod nim, by za­raz zer­kać na przy­rządy.

Ma­gi­ster był ma­szy­ną fran­cu­skiej kon­struk­cji. Lek­ką, smu­kłą, o spo­rej pręd­ko­ści i zwrot­no­ści. Nie była to jed­nak ma­szy­na pro­jek­to­wa­na do lo­tów stric­te bo­jo­wych. Była dość de­li­kat­na i co gor­sza mia­ła re­la­tyw­nie mały za­si­ęg.

Wzrok pi­lo­ta spo­czął na scho­wa­nej w pla­sti­ko­wym etui ma­pie. Wie­dział, gdzie jest. Czy­tał zna­ki te­re­no­we i sy­gna­ły na­pro­wa­dza­nia z sa­mo­lo­tu-mat­ki. No­wo­cze­snej ma­szy­ny, któ­ra okre­śla­ła ogól­ny kie­ru­nek. Ist­ne cudo w cza­sie, kie­dy na nie­bie robi się tłocz­no.

– Do wszyst­kich… Zwrot … – roz­ka­zał przez ra­dio i wol­no prze­su­nął drążek ste­row­ni­czy w lewo. Ro­bił to ostro­żnie, wie­dząc, że przy tej pręd­ko­ści i mo­żli­wo­ściach sa­mo­lo­tu to trud­ny ma­newr. Sa­mo­lot two­rzo­no do tre­nin­gu walk po­wietrz­nych, to­też miał być zwin­ny i re­ago­wać pręd­ko na ru­chy pi­lo­ta.

Gru­pa sko­ry­go­wa­ła kurs. Ma­jor spoj­rzał za sie­bie. Szyk po­zo­sta­wał utrzy­ma­ny. – „Ra­dzą so­bie” – po­chwa­lił lu­dzi w my­śli z nie­ja­ką ulgą.

– „Co chcesz… trze­cia mi­sja tego ran­ka” – pra­wie ro­ze­śmiał się w du­chu. Dla tych mło­ko­sów z 3 Pu­łku szkol­ne­go, te­raz zwa­ne­go sztur­mo­wym, było to wiel­kie prze­ży­cie. On wy­la­tał kil­ka­na­ście za­dań nad Ko­reą, dla dzie­cia­ków był to chrzest. Nie był sta­rym ofi­ce­rem, miał do­pie­ro trzy­dzie­ści sze­ść lat, ale czuł się jak dzia­dek.

Ze­spół prze­mknął ko­lej­ne kil­ka­dzie­si­ąt ki­lo­me­trów, mknąc po­nad po­gra­ni­czem pe­łnym la­sów i skry­tych pod nimi nie­bez­pie­cze­ństw.

– Uwa­ga, ostrzał! – rzu­cił na­gle do­wód­ca, wi­dząc jak ide­al­nie przed nim wy­ra­sta żó­łty, lśni­ący słup ognia po­ci­sków smu­go­wych.

Ze­spół za­chwiał się, roz­lu­źnił i…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: