- nowość
- promocja
Wojny handlowe to wojny klasowe. Jak narastające nierówności zakłócają rozwój globalnej gospodarki i zagrażają pokojowi na świecie - ebook
Wojny handlowe to wojny klasowe. Jak narastające nierówności zakłócają rozwój globalnej gospodarki i zagrażają pokojowi na świecie - ebook
Książka wyróżniona prestiżową Nagrodą im. Lionela Gelbera w 2021 roku za prowokacyjny obraz współczesnych konfliktów handlowych generowanych przez rządy promujące interesy elit kosztem pracowników.
Spory handlowe zwykle postrzegane są przez pryzmat konfliktów między krajami reprezentującymi interesy narodowe. Często okazują się one jednak efektem decyzji politycznych służących jedynie najbogatszym. Matthew C. Klein i Michael Pettis wskazują, że źródłem dzisiejszych wojen handlowych są decyzje podejmowane przez polityków i liderów biznesu w Chinach, Europie i Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Na całym świecie panuje bowiem pogoda dla bogaczy, podczas gdy zwykli pracownicy nie mogą pozwolić sobie na zakup nawet tego, co sami produkują, tracą pracę lub są zmuszani do zaciągania coraz większych długów. Autorzy udowadniają, że wojny klasowe stanowią zagrożenie dla globalnej gospodarki i światowego pokoju.
„Financial Times” oraz McKinsey umieścili tę książkę na długiej liście pozycji nominowanych do nagrody dla najlepszej publikacji biznesowej 2020 roku, a magazyn „Strategy + Business” uznał ją za najlepszą książkę biznesową 2020 roku.
Autorzy malują misterny pejzaż polityki monetarnej, fiskalnej i społecznej na przestrzeni dziejów. Zastanawiają się, co poszło dobrze, a co źle… Książka warta lektury ze względu na bogatą wiedzę autorów na temat historii handlu i finansów.
— George Melloan, „Wall Street Journal”
Klarowny obraz globalnej gospodarki poparty wnikliwą analizą. Książka stanowi znakomity przegląd sił generujących współczesne napięcia i brak równowagi w globalnym handlu.
— Ann Pettifor, „Times Literary Supplement”
Matthew C. Klein jest założycielem i wydawcą portalu The Overshoot abonamentowego serwisu badawczego klasy premium zajmującego się globalną gospodarką, rynkami finansowymi i polityką publiczną. Wcześniej pełnił funkcję komentatora ekonomicznego w redakcji „Barron’s”. Publikował także na łamach „Financial Times”, „Bloomberg View” i „The Economist”. Zanim zajął się dziennikarstwem, był asystentem w badawczym amerykańskim think tanku Council on Foreign Relations i partnerem inwestycyjnym w Bridgewater.
Michael Pettis pracuje na stanowisku profesora na wydziale finansów w Guanghua School of Management na Peking University oraz pełni funkcję starszego pracownika naukowego w organizacji Carnegie Endowment for International Peace.
Kategoria: | Handel i gospodarka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8175-636-5 |
Rozmiar pliku: | 3,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niniejsza książka powstała jako wspólne przedsięwzięcie dwóch autorów oddalonych od siebie o sześć tysięcy kilometrów − stworzyliśmy prawdziwie transpacyficzne partnerstwo między San Francisco a Pekinem. Jako właściciele gotowego dzieła pragniemy również podkreślić rolę, jaką odegrały w nim spostrzeżenia i talenty innych osób. Co charakterystyczne dla współczesnej gospodarki globalnej, nasza książka nie powstałaby bez wkładu i zaangażowania specjalistów z całego świata.
W imieniu Matta dziękujemy wszystkim, którzy nauczyli go sztuki pisania i krytycznego myślenia na długo przed rozpoczęciem pracy w dziennikarstwie, w szczególności Earlowi Bellowi, Tedowi Bromundowi, Davidowi Bromwichowi i Donaldowi Kaganowi. To oni wywarli największy wpływ na rozwój jego kariery. Podziękowania należą się również jego byłym współpracownikom z Bridgewater, dzięki którym zgłębił tajniki ekonomii i finansów, a także zapoznał się z pracami Michaela na temat Chin i bilansu płatniczego.
W imieniu Michaela składamy podziękowania błyskotliwym studentom Uniwersytetu Pekińskiego, uczestniczącym w seminarium na temat banków centralnych, za liczne inspirujące i niezwykle kształcące dyskusje.
Kierujemy słowa wdzięczności do Fundacji na rzecz Dziennikarstwa Finansowego im. Marjorie Deane za umożliwienie Mattowi podjęcia pracy pisarskiej na stażu w magazynie „The Economist”. Przez lata miał szczęście współpracować z wieloma znakomitymi mentorami i redaktorami, takimi jak Ryan Avent, Clive Crook, Cardiff Garcia, James Greiff, Brian Hershberg, Greg Ip, Izabella Kaminska, Zanny Minton-Beddoes i Robert Sabat. Jednak szczególnie wiele Matt zawdzięcza Sebastianowi Mallaby’emu, który prawie dziesięć lat temu zatrudnił go w charakterze asystenta do pracy nad biografią Alana Greenspana. Sebastian wspierał ambicje Matta w chwilach zwątpienia. Zawsze służył cenną radą przy podejmowaniu decyzji zawodowych − zwłaszcza decyzji o napisaniu tej książki.
Przygotowanie oferty i znalezienie odpowiedniego wydawcy nie było łatwe. Oprócz Sebastiana dziękujemy Timowi Harfordowi, Annie Pitoniak, Reihanowi Salamowi, Amirowi Sufiemu i Martinowi Wolfowi, którzy wsparli nas swoimi sugestiami i osobistymi rekomendacjami.
Współpraca z Yale University Press okazała się prawdziwą przyjemnością. Dziękujemy Sethowi Ditchikowi, Laurze Jones Dooley, Dorothei Halliday, Kristy Leonard, Karen Olson i Margaret Otzel za wsparcie i doradztwo podczas całego procesu wydawniczego, jak również anonimowemu recenzentowi, który przedstawił przydatne sugestie dotyczące poprawy tekstu. Bill Nelson zmienił arkusz kalkulacyjny Matta w eleganckie ilustracje.
Wiele spośród przedstawionych w tej książce idei jest owocem rozmów z innymi osobami. Bez wątpienia wiele z nich wpłynęło na nasze przemyślenia. Robert Aliber, Kenneth Austin, Ed Conway (kwestia Bretton Woods), Brad Delong, Niall Ferguson, Jacob Feygin, Marcel Fratzscher (kwestia Niemiec), Cardiff Garcia, ambasador Jorge Guajardo, Stephanie Kelton, wspaniały weteran Wall Street Robert Kowit, George Magnus, Sebastian Mallaby, Atif Mian, Julio Mota, Christian Odendahl, Zoltan Pozsar, Dani Rodrik, Reihan Salam, Martin Sandbu, Karthik Sankaran, Brad Setser, Hyun Song Shin, Amir Sufi, Srinivas Thiruvadanthai, Adam Tooze, Kellee Tsai (kwestia nieoficjalnych banków w Chinach), Angel Ubide, Duncan Weldon, Martin Wolf i Gabriel Zucman – dziękujemy wam wszystkim serdecznie!
Brad Setser i Harry X. Wu szczodrze podzielili się z nami danymi na temat chińskiego handlu towarami, globalnej koncentracji rezerw walutowych i produktywności chińskiej gospodarki. Podczas wielu spotkań w biurze Międzynarodowego Funduszu Walutowego w Pekinie nasz gospodarz, Alfred Shipke, wraz z Loganem Wrightem, Rodneyem Jonesem i Chenem Longiem poświęcili wiele godzin na wymianę poglądów na temat ewolucji chińskiej gospodarki, które zainspirowały Michaela do wielu z naszych najlepszych pomysłów.
Sugestie i krytyka ze strony Christiana Odendahla i Adama Tooze’a znacząco poprawiły jakość rozdziału poświęconego Niemcom i Europie. Cardiff Garcia i Sebastian Mallaby wnieśli cenny wkład we wstęp, rozdział o roli dolara w globalnym systemie finansowym i zakończenie. Ed Eyerman i profesor z Uniwersytetu Pekińskiego, który pragnie pozostać anonimowy, zechcieli zrecenzować całość książki, a Shenglong Tian okazał się bardzo pomocny przy kolejnych korektach. Rodzice Matta, Andrew i Lisa, oraz jego żona, Frances, zgodzili się przeczytać całość tekstu, a nierzadko wiele wersji tych samych fragmentów. Ich pytania i komentarze odegrały kluczową rolę.
Motywem przewodnim niniejszej książki jest to, że decyzja podjęta w jednym miejscu może przynieść nieoczekiwane skutki zupełnie gdzie indziej. Matt zdecydował się godzić pracę nad książką z codziennymi obowiązkami zawodowymi, a Frances musiała pogodzić się ze swego rodzaju samotnością przy mężu pogrążonym w pracy nocami, w weekendy i wczesnymi porankami. Matt docenia jej wyrozumiałość i wsparcie.PRZEDMOWA DO WYDANIA W MIĘKKIEJ OPRAWIE
Kiedy w styczniu 2020 roku kończyliśmy redagować tekst wydania książki Wojny handlowe to wojny klasowe w twardej oprawie, sytuacja na świecie przedstawiała się zupełnie inaczej. Rządy Chin i Stanów Zjednoczonych właśnie zawarły umowę handlową Phase 1, której celem było zakończenie eskalacji trwającego od 2018 roku konfliktu celnego, przy czym strona chińska obiecała zwiększyć zakupy amerykańskich towarów i zgodziła się otworzyć część swojego systemu finansowego dla amerykańskich firm. W tym samym czasie europejskie rządy negocjowały kolejny siedmioletni budżet Unii Europejskiej w trudnej pobrexitowej rzeczywistości, ze świadomością nadciagającego wielopłaszczyznowego sporu handlowego z USA, począwszy od konfliktu w kwestii podatków nałożonych na amerykańskich gigantów internetowych, a skończywszy na problemach związanych ze zmianami klimatycznymi.
Z wolna tu i ówdzie pojawiały się doniesienia o nieznanej chorobie układu oddechowego w Wuhan, ale nikt nie zdawał sobie sprawy, że rok 2020 upłynie pod znakiem walki z pandemią COVID-19, która w efekcie kosztowała życie lub zdrowie milionów ludzi. Globalna gospodarka doświadczyła niespotykanych dotąd zawirowań, a pracownicy i konsumenci, unikając zagrożeń, w ciągu zaledwie kilku tygodni zredukowali swoją aktywność biznesową o 20–30%. Rządy na całym świecie zdecydowały się na działania zarezerwowane do tej pory wyłącznie na czas wojny.
W tak dramatycznych okolicznościach kwestia wyjaśnienia konfliktów dotyczących wymiany handlowej i nierównowagi finansowej mogła wydawać się nieco mniej istotna. Niemniej jednak właśnie w obliczu nieprzewidzianej przez nikogo pandemii najnowsze wydarzenia jeszcze bardziej uwypukliły kluczowe tezy zawarte w tej książce. Zaostrzyły się istniejące wcześniej negatywne zjawiska, determinujące poziom dochodów, oszczędności oraz wydatków, co z kolei doprowadziło do gwałtownego wzrostu zadłużenia i pogłębienia się globalnej nierównowagi handlowej.
Jednocześnie kolejny raz stało się jasne, że wszyscy jesteśmy częścią systemu naczyń połączonych, bez względu na to, czy nam się to podoba, czy nie. Zanieczyszczenie środowiska, zmiany klimatyczne i zakaźne wirusy układu oddechowego nie respektują granic państwowych. Kraje, które odniosły sukces w walce z wirusem, zmuszone były nie tylko całkowicie odciąć się od reszty świata, ale także zdecydowanie reagować na nawracające ogniska choroby, nie dopuszczając do tego, by przerodziły się one w niszczycielskie fale obserwowane w Ameryce i Europie.
Autorzy koncentrują się przede wszystkim na kwestii nierównowagi finansowej i gospodarczej, która ma swoje źródło w jednej części świata i rozprzestrzenia się globalnie, często subtelnie i w zaskakujący sposób obejmując swoim wpływem różne grupy społeczne – jej skutki odczuwają zarówno chińscy robotnicy napływowi w wielkich miastach, niemieccy emeryci w zaciszu własnych mieszkań, jak i amerykańscy pracownicy na placach budowy. To, co na pierwszy rzut oka może wydawać się sprawą czysto wewnętrzną w jednym kraju, zwykle wywiera wpływ na mieszkańców reszty świata poprzez zmiany w bilansie płatniczym. Co znamienne, w miejscach, w których udało się ochronić ludność przed epidemią, skuteczność ochrony firm i pracowników przed jej skutkami ekonomicznymi okazała się wyraźnie słabsza. W okresie między końcem 2019 roku a ostatnimi miesiącami 2020 roku aktywność biznesowa w Korei Południowej spadła mniej więcej o tyle samo, co na przykład w Stanach Zjednoczonych.
O ile znaczna część społeczeństwa coraz bardziej docenia fakt, że zdrowie publiczne i ochrona środowiska wymagają globalnej współpracy, o tyle mniej osób zdaje sobie sprawę z tego, że ta sama logika ma zastosowanie w daleko szerszej perspektywie, począwszy od standardów pracy, a skończywszy na opodatkowaniu przedsiębiorstw. Innymi słowy, jeśli założymy, że jeden wirus może wywrócić świat do góry nogami, to dlaczego nie miałyby tego dokonać chiński system bankowy czy praktyki inwestycyjne niemieckich firm? W interesie wszystkich na świecie leży zapobieganie przyszłym pandemiom, nawet jeśli oznacza to angażowanie się w „wewnętrzne” sprawy innych społeczeństw. Autorzy niniejszej książki przekonują, że to samo rozumowanie znajduje zastosowanie w przypadku kryzysów gospodarczych i finansowych.
Niestety, podczas gdy koronawirus odchodzi w niebyt dzięki błyskawicznemu wprowadzeniu na rynek skutecznych szczepionek, to poprzedzające go uwarunkowania społeczne i polityczne już nie. W tym miejscu dochodzimy do jednego z głównych wątków zawartych w niniejszej publikacji – w każdym kraju dystrybucja dochodów niesie ze sobą konsekwencje natury gospodarczej i finansowej, zarówno na poziomie lokalnym, jak i międzynarodowym, a pogłębiające się nierówności prowadzą do pewnego rodzaju kombinacji dwóch zjawisk – obniżenia wydatków na towary i usługi oraz rosnącego zadłużenia. Koncentracja dochodów na skalę globalną na przestrzeni ostatnich kilku dekad przyczyniła się do spowolnienia wzrostu poziomu życia w wielu krajach wysoko rozwiniętych, wzrostu nierównowagi handlowej i do globalnego kryzysu finansowego. W przypadku wielu społeczeństw wirus zaostrzył istniejące wcześniej nierówności, przy czym pracownicy o niższych dochodach okazali się bardziej zagrożeni bezrobociem, częściej chorowali, a jednocześnie rzadziej posiadali na własność akcje i domy, które tak bardzo zyskały na wartości.
Warto wspomnieć, że pandemia w różny sposób odcisnęła swoje piętno na gospodarkach poszczególnych krajów. Eksporterzy ropy naftowej odczuwali skutki załamania się cen energii, podczas gdy producenci zaawansowanej elektroniki radzili sobie stosunkowo dobrze ze względu na to, że firmy i konsumenci przestawili się na pracę z domu. Niemniej równie ważne jak wspomniane różnice strukturalne były też odmienne reakcje rządów na rozprzestrzenianie się wirusa oraz to, jak działały instytucje polityczne i społeczne w poszczególnych krajach. Niektóre z nich, na przykład Stany Zjednoczone, przekazały biliony dolarów bezpośrednio pracownikom i konsumentom w ramach „finansowego wsparcia gospodarki” przy jednoczesnej modyfikacji systemu ubezpieczeń na wypadek bezrobocia. Inne państwa, takie jak Chiny, oferowały subsydiowane pożyczki na finansowanie wydatków infrastrukturalnych samorządów lokalnych i interweniowały na rynkach walutowych, wyciągając pomocną dłoń do eksporterów.
Działania obu mocarstw nie powinny być traktowane jako reakcje wyłącznie o charakterze lokalnym. Ich polityka miała konsekwencje w ujęciu globalnym, jako że oba kraje są częścią szerszego, połączonego systemu. Opór chińskiego rządu przed bezpośrednim dotowaniem własnych konsumentów oznaczał, że utrzymanie chińskich miejsc pracy i dochodów zależało od klientów zagranicznych. Chińczycy korzystali z tego, że rząd USA hojnie pompował środki finansowe w amerykańskich konsumentów, nie ograniczając przy tym miejsca ani sposobu ich wydawania. Polityka władz Chin miałaby zupełnie inny wpływ na chińską i globalną gospodarkę w obliczu innej strategii rządu USA. Podobnie przedstawia się sytuacja w przypadku Stanów Zjednoczonych. Pomimo zbliżonych doświadczeń w kwestii spowolnienia gospodarczego w momencie pojawienia się wirusa, odmienne koncepcje walki z pandemią sprawiły, że sytuacja obu krajów wyglądała zdecydowanie inaczej. Wzajemne relacje w obszarze handlu i finansów przyczyniły się do wyrównania istniejących rozbieżności.
Mimo że wirus pochodził z Chin, to właśnie tam zdecydowana interwencja rządu centralnego w mniejszym lub większym stopniu pozwoliła na jego pokonanie jeszcze w marcu. Po gwałtownym spowolnieniu gospodarczym w styczniu i lutym, praktycznie każdy wskaźnik ekonomiczny wraz z nadejściem wiosny szybko wrócił do normy, choć dziesiątki milionów bezrobotnych pracowników zostało zmuszonych do ucieczki na wieś, gdzie łatwiej było im przetrwać. Latem większość chińskiego społeczeństwa zaczęła powoli wracać do normalności. Jednak ożywienie gospodarcze w Państwie Środka miało także swoją ciemną stronę ze względu na pogłębiające się nierówności. O ile produkcja gospodarcza ogółem wzrosła w 2020 roku o 2,3% w porównaniu do 2019 roku, o tyle wydatki konsumentów na towary inne niż artykuły spożywcze i paliwo w tym samym okresie spadły o 3%, a wydatki w restauracjach były niższe o 17%. Spadek konsumpcji gospodarstw domowych został natomiast zniwelowany przez ożywienie w obszarze budownictwa mieszkaniowego (wzrost o 8%), inwestycji infrastrukturalnych (wzrost o 5%) oraz eksportu produkcji (wzrost o 4%).
Opisana sytuacja mocno kontrastuje z zawirowaniami, z jakimi przyszło się mierzyć społeczeństwu w Stanach Zjednoczonych, gdzie wirus rozprzestrzeniał się praktycznie bez przeszkód. W przeciwieństwie do Chin, w USA turystyka lotnicza nigdy nie wróciła do poprzedniego stanu, podobnie jak ruch w restauracjach, który nawet nie zbliżył się do poziomu sprzed pandemii. Mimo że gospodarka Stanów Zjednoczonych skurczyła się o około 3,5% w 2020 roku w porównaniu do 2019 roku, wydatki konsumentów na towary z wyłączeniem artykułów spożywczych i benzyny były o 4% wyższe. Aż o 10% wzrosły także wydatki na budownictwo mieszkaniowe. Rozmach rządowego wsparcia finansowego i fiskalnego oznaczał, że pomimo pandemii wielu Amerykanów dysponowało większą ilością gotówki niż kiedykolwiek wcześniej. Spora część konsumentów zdecydowała się spłacić zadłużenie na kartach kredytowych i wpłacić więcej pieniędzy na konta oszczędnościowe, inni wykorzystali te dodatkowe środki na zakup samochodów, sprzętu AGD i remont domu. Jednocześnie amerykańska produkcja przemysłowa w 2020 roku odnotowała spadek o 6% w porównaniu do 2019 roku, przy czym eksport skurczył się o 16%.
Upraszczając, zarówno chiński rząd, jak i amerykańscy konsumenci – ci ostatni finansowani przez rząd federalny USA – wspierali chińskich producentów nawet w obliczu cięcia wydatków przez chińskich konsumentów kosztem zagranicznych producentów. Finalnie amerykańskie społeczeństwo mierzyło się z ogromnym wzrostem deficytu handlowego, który został niemal całkowicie zrównoważony przez znaczną nadwyżkę handlową Chin. Gdyby Stany Zjednoczone i reszta świata zareagowały na gospodarcze konsekwencje pandemii COVID-19 tak jak Państwo Środka, najbardziej prawdopodobnym skutkiem byłby wzrost globalnego bezrobocia, a w największych tarapatach znalazłyby się właśnie Chiny. Kiedy świat doświadcza nagłego spadku popytu na towary i usługi, polityka zachęcająca do dodatkowej produkcji przynosi efekty tylko wtedy, gdy inne kraje równolegle podejmują działania na rzecz zwiększenia wydatków konsumpcyjnych.
Z jednej strony pandemia pogłębiła istniejące dysproporcje gospodarcze oraz finansowe w Chinach i Stanach Zjednoczonych oraz nierówności między nimi, jednak z drugiej strony za pozytywne zjawisko należy uznać powrót do równowagi między głównymi krajami europejskimi. Z początkiem 2021 roku tradycyjnie oszczędny niemiecki rząd zobowiązał się udzielić swoim obywatelom niemal tyle samo bezpośredniego wsparcia, co władze w USA, i przeznaczyć nieco ponad cztery razy więcej środków, niż rząd Hiszpanii zaoferował swoim obywatelom (proporcjonalnie do wielkości swojej gospodarki). Niestety wiele europejskich rządów – w szczególności władze Belgii, Francji, Grecji, Włoch, Portugalii i Hiszpanii – z pewną ostrożnością podeszło do kwestii ochrony swoich konsumentów i przedsiębiorstw przed szokiem gospodarczym. Niemniej jednak należy docenić fakt, że niemiecka klasa polityczna wykazała się sporą odwagą działania w odpowiedzi na zaistniały kryzys, co trzeba traktować jako poważny zwrot w stosunku do polityki rządu niemieckiego realizowanej na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat i co może wskazywać na pierwsze symptomy bardziej otwartego podejścia do kształtowania polityki gospodarczej.
W rezultacie wydatki niemieckich konsumentów na towary importowane spadły mniej niż wydatki konsumentów za granicą na towary eksportowane z Niemiec, co przełożyło się na obniżenie całkowitej produkcji krajowej w 2020 roku o około 1,1 punktu procentowego. We Włoszech, gdzie rząd nie był w stanie wydać nawet części tej kwoty na zasilenie portfeli swoich obywateli, import spadł znacznie bardziej niż eksport. W efekcie bilans handlowy wpłynął na zwiększenie dochodu narodowego o prawie 1% w stosunku do poziomu, który osiągnąłby przy wyższym wsparciu.
Co więcej, przywódcy 27 państw członkowskich Unii Europejskiej – na czele z rządem Niemiec – wyrazili zgodę na to, by Komisja Europejska zaciągnęła w ich imieniu pożyczkę w wysokości maksymalnie 750 miliardów euro, z czego część przeznaczono na wspólne działania pomocowe. Wprawdzie kwoty te stanowią niewielką wartość w stosunku do skali szkód wywołanych przez pandemię COVID-19, jednak należy podkreślić fakt, że po raz pierwszy szefowie rządów europejskich zgodzili się razem wziąć kredyt na realizację wspólnych projektów. Powołanie do życia programu Recovery and Resilience Facility (pol. Krajowy Plan na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności) ma szanse stworzyć udany precedens i tym samym zapoczątkować transformację Unii Europejskiej w kierunku jeszcze większego zbliżenia. Zamiast niekończących się konfliktów o fundusze między Północą a Południem, między Wschodem i Zachodem, Europejczycy zyskaliby wreszcie środki, które pozwoliłyby przekroczyć dzielące ich różnice i sprawić, by wszystkim członkom Wspólnoty żyło się lepiej.
Dochodzimy w ten sposób do drugiego z głównych postulatów naszej książki – dostatek nie może być traktowany jak dobro deficytowe i trudno mówić o sukcesach jednego społeczeństwa, jeśli płacą za nie inne. Ze względu na to, że wszyscy jesteśmy wzajemnie powiązani poprzez wymianę handlową i system finansów, wzrost produkcji i konsumpcji w ostatecznym rozrachunku jest korzystniejszy dla każdego. Odrodzenie Chin po upadku maoizmu nie wymagało wywłaszczenia amerykańskiej klasy średniej, podobnie jak wyzwolenie krajów Europy Środkowo-Wschodniej i ich powrót na łono świata zachodniego nie pogorszyły sytuacji ekonomicznej francuskich, niemieckich czy włoskich robotników – nie spadły płace, nie wzrosło bezrobocie ani zadłużenie. Tego rodzaju zjawiska powstają raczej jako rezultat działań podejmowanych na całym świecie przez bogaczy i kontrolowane przez nich firmy przy współudziale przywódców politycznych, którzy pozostają pod ich wpływem. Paradoksalnie, w ujęciu globalnym człowiek od dziesięcioleci żyje poniżej swoich możliwości, a to z kolei powoduje kurczenie się zasobów gospodarczych świata. Co gorsza, coraz więcej osób uwierzyło, że ich osobiste cierpienie zapewni im konkurencyjność na globalnych rynkach.
Z radością należy odnotować, że od czasu publikacji niniejszej książki w maju 2020 roku, przytoczone tu argumenty zyskują na popularności. Pracownik banku centralnego w Niderlandach ostrzegał, że „ludzie pracy otrzymują coraz mniejszy kawałek gospodarczego tortu”, i zwrócił się z apelem o „zmiany, które dadzą gospodarstwom domowym więcej przestrzeni finansowej, pozwolą zwiększyć poziom importu i zmniejszyć nadwyżki handlowe”. Władze Komunistycznej Partii Chin wezwały do „reformy po stronie popytu” w celu redystrybucji większych dochodów wśród pracowników, a nowy prezydent Stanów Zjednoczonych prowadził kampanię na rzecz wspierania amerykańskich producentów nie poprzez politykę celną, lecz poprzez dodatkowe wydatki po stronie rządu. Wszystko wskazuje na to, że nadchodzi czas rewizji powszechnego konsensusu w ekonomii politycznej sprzed pandemii. Mamy nadzieję, że niniejsza edycja książki, tym razem w miękkiej oprawie, przyczyni się do dalszego propagowania przedstawionej idei.WSTĘP
Światowe systemy wymiany handlowej i finansowej tworzą globalną sieć, która obejmuje niemal każdego mieszkańca planety. Nasze zakupy, droga do pracy czy nawyki oszczędzania mają wpływ na miliardy ludzi czasem oddalonych o tysiące kilometrów – podobnie jak codzienne prozaiczne decyzje mieszkańców drugiego końca świata w sposób nieuświadomiony wpływają na nasze życie.
Z jednej strony tego rodzaju więzi ekonomiczne niosą ze sobą liczne korzyści, z drugiej jednak zdarza się, że stają się pasem transmisyjnym problemów z jednego społeczeństwa do drugiego – mieszkańcy jednego kraju ponoszą odpowiedzialność za wysokie ceny domów i mieszkań, kryzysy zadłużenia, utratę miejsc pracy i zanieczyszczenie środowiska w innych państwach. Chiński rząd prześladuje działaczy organizacji pracowniczych i oferuje tanie pożyczki bankowe deweloperom nieruchomości, tymczasem amerykańscy robotnicy sektora produkcyjnego tracą pracę. Z kolei niemieckie firmy tną płace, gdy tamtejszy rząd ogranicza wydatki socjalne, a w Hiszpanii rośnie bańka mieszkaniowa.
W publikacji stawiamy tezę, że rosnące nierówności w poszczególnych krajach nasilają konflikty handlowe pomiędzy nimi. W ostatecznym rozrachunku sytuacja wygląda optymistycznie – najwyraźniej świat nie jest skazany na zero-jedynkowy konflikt między narodami lub blokami gospodarczymi. Chińczycy i Niemcy wcale nie występują w roli czarnych charakterów, nie żyjemy też w świecie, w którym pewne kraje mogą prosperować wyłącznie kosztem innych. Problemy ostatnich kilku dekad nie mają swoich korzeni w konflikcie geopolitycznym ani w sprzecznych charakterach narodowych. Spowodowane są przede wszystkim masowymi transferami dochodów na konta bogaczy i kontrolowanych przez nich firm.
Zwyczajni ludzie na całym świecie tracą siłę nabywczą, a co więcej, wszelkiej maści oportuniści i szowiniści wmawiają im, że ich interesy z zasady stoją ze sobą w sprzeczności. Globalny konflikt między klasami społecznymi w obrębie poszczególnych krajów jest błędnie interpretowany jako seria konfliktów między konkurującymi ze sobą państwami. Istnieje ryzyko powtórzenia się sytuacji z lat trzydziestych XX wieku, kiedy to załamanie się międzynarodowego porządku gospodarczego i finansowego osłabiło mechanizmy demokratyczne oraz wzmocniło agresywne postawy nacjonalistyczne. Wszyscy znamy konsekwencje tamtych wydarzeń – wojnę, rewolucję i ludobójstwo. Na szczęście dziś sprawy nie wyglądają jeszcze tak poważnie, co jednak w żadnym stopniu nie może usprawiedliwiać ogólnego samozadowolenia.
Nasilający się spór handlowy między rządami Chin i USA jawi się jako najbardziej oczywisty przejaw istniejących zagrożeń. W latach 2002–2010 wyborcy z okręgów, w których produkowano dobra konkurujące z towarami importowanymi z Chin, wybierali na swoich reprezentantów w Kongresie polityków o coraz bardziej skrajnych poglądach – zarówno lewicowych, jak i prawicowych. Podczas republikańskich prawyborów w 2016 roku Donald Trump, który wyróżniał się na tle innych republikanów silną wrogością wobec polityki handlowej, w szczególności wobec Chin, zwyciężył w osiemdziesięciu dziewięciu ze stu hrabstw najbardziej dotkniętych przez import chińskich towarów. Szacuje się, że gdyby nie radykalizacja wyborców w Michigan, Pensylwanii i Wisconsin, przegrałby wybory prezydenckie.
Jako prezydent Trump wprowadził cła odwetowe na większość chińskich towarów importowanych, oficjalnie uznał Państwo Środka za „walutowego manipulatora” i zablokował chińskie inwestycje w amerykańskie firmy. W przeciwieństwie do większości decyzji politycznych prezydenta Trumpa jego konfrontacja z Chinami w kwestii wymiany handlowej cieszy się popularnością wśród przedstawicieli całego amerykańskiego spektrum politycznego. Charles Schumer, lider Demokratów w Senacie, pochwalił wprowadzenie ceł odwetowych w 2018 roku, ponieważ – jak twierdził – „Chiny są naszym faktycznym wrogiem handlowym” i „zagrażają milionom przyszłych amerykańskich miejsc pracy”.
Nic dziwnego – ten polityczny konsensus ma swoje źródło we wspólnym doświadczeniu. Polityka chińskiego rządu przed 2008 rokiem doprowadziła do likwidacji milionów miejsc pracy w USA i napompowała bańkę długu mieszkaniowego. Od tego czasu sytuacja uległa pewnej poprawie, jednakże trudno się spodziewać, by była ona trwała. Faktem jest, że Stany Zjednoczone pozostają głównym hamulcowym gospodarki światowej.
Mimo to Stany Zjednoczone i Chiny jako kraje nie pozostają w sporze gospodarczym, a Chińczycy nie są traktowani jak wrogowie. Można raczej dopatrywać się konfliktu między grupami interesów w samym Państwie Środka, który rozprzestrzenił się na Stany Zjednoczone. Regularne transfery bogactwa od pracowników do chińskich elit powodują zaburzenia w tamtejszej gospodarce, dławią siłę nabywczą i dotują produkcję kosztem konsumpcji. To z kolei zakłóca funkcjonowanie gospodarki światowej, generując nadwyżki towarów i jednocześnie podbijając ceny akcji, obligacji oraz nieruchomości. W rezultacie wzrasta deficyt konsumpcji na rynku wewnętrznym, a rządy innych krajów likwidują miejsca pracy, podczas gdy napompowane wartości aktywów skutkują destrukcyjnymi cyklami wzrostu koniunktury, załamań i kryzysów zadłużenia.
Polityka prowadzona przez chińskie władze szkodzi nie tylko Amerykanom, ale także zwykłym chińskim pracownikom i emerytom. Siła robocza w Chińskiej Republice Ludowej jest niedostatecznie wynagradzana w stosunku do wartości wytwarzanych produktów, a podatki są zbyt wysokie. Chińczycy nie mają dostępu do produktów i usług, na które powinni móc sobie pozwolić. Oddychają zanieczyszczonym powietrzem i piją skażoną wodę, ponieważ wielu lokalnych urzędników państwowych przedkłada interesy finansowe politycznie powiązanych właścicieli firm nad dobro społeczeństwa.
Nieuniknioną konsekwencją tej polityki były spadek zatrudnienia i rosnące zadłużenie poza granicami Chin. Wśród poszkodowanych znaleźli się także Amerykanie, po części za sprawą zmowy amerykańskich właścicieli firm z chińskimi politykami i przemysłowcami.
Radykalna polityka celna i nacjonalistyczna retoryka nie rozwiążą problemu nierówności w obrębie gospodarki chińskiej, ale prawdopodobnie wzmocnią błędne przekonanie – po obu stronach – że Chiny i Stany Zjednoczone reprezentują sprzeczne interesy ekonomiczne.
Jednocześnie nieumiejętne postępowanie w obliczu uzasadnionych pretensji może stanowić zagrożenie dla pokoju na arenie międzynarodowej, pozostawiając problemy bez rozwiązania. Podobnie jak w przeszłości, wojny klasowe stają się obecnie przyczyną wojen handlowych. Nie wolno dopuścić, by znów doszło do tragedii. Bezczynność nie wchodzi w grę. Chiny są zbyt dużą gospodarką, by reszta świata mogła spokojnie tolerować konsekwencje ich wewnętrznych perturbacji. Nie można pozwolić sobie na to, by polityka gospodarcza Pekinu pozostała poza obszarem zainteresowania międzynarodowej dyplomacji ze względu na globalny system wzajemnych zależności. Co więcej, jednym z najpoważniejszych wyzwań politycznych naszych czasów jest przekonanie chińskich elit, by umożliwiły swoim pracownikom konsumowanie większej części tego, co produkują. Odwrócenie powszechnych w ciągu ostatnich trzydziestu lat przepływów od zwykłych ludzi do bogatych, leży w interesie zarówno Chińczyków, jak i Amerykanów.
Prawdopodobieństwo konfrontacji militarnej w Europie jest dziś wprawdzie znacznie mniejsze, aczkolwiek Stary Kontynent boryka się obecnie z intelektualnym zamętem i wewnętrznymi patologiami, a te mogą okazać się jeszcze bardziej brzemienne w skutki. W ciągu ostatnich kilku lat to Europa, a nie Chiny, stała się największym zagrożeniem dla światowej gospodarki. Zdumiewająco sytuacja się powtarza – rządy, początkowo w Niemczech, a następnie na całym kontynencie, podniosły podatki od dóbr konsumpcyjnych, ograniczyły ochronę rynku pracy i zmusiły miliony ludzi do podjęcia niskopłatnej pracy w niepełnym wymiarze godzin. Analogicznie do tego, co obserwujemy w Chinach, europejskich pracowników coraz częściej nie stać na to, co produkują. Od początku 2010 roku wydatki gospodarstw domowych w strefie euro wzrosły zaledwie o połowę względem tempa wzrostu całej produkcji.
Niezależnie od istotnych różnic między Chinami a Europą, mieszkańcy Starego Kontynentu ograniczyli wydatki na inwestycje infrastrukturalne do tego stopnia, że mosty i drogi powoli niszczeją. Warto skupić się na podobieństwach, bo to właśnie one w większym stopniu wpływają na globalny dobrobyt gospodarczy. Obecnie oddziaływanie wewnętrznych perturbacji w Europie jest mniej więcej tak samo duże w skali świata jak wpływ nierównowagi gospodarczej w Chinach w szczytowym momencie, w przededniu kryzysu finansowego z 2008 roku.
Przed 2012 rokiem zawirowania gospodarki europejskiej nie zachwiały relacjami w wymiarze globalnym ze względu na to, że nierównowaga wewnętrzna w niektórych krajach, zwłaszcza w Niemczech, została zabsorbowana przez inne państwa na kontynencie, w szczególności przez pogrążone w kryzysie Hiszpanię, Grecję, Włochy, Irlandię, Portugalię i kraje bałtyckie. Niemcy konsumowali wówczas mniej, niż produkowali, a przy niskich inwestycjach lokalnych generowali duże nadwyżki w porównaniu z resztą świata. Jednocześnie Hiszpanie, Grecy i inni doświadczyli dobrej koniunktury, wydając znacznie więcej, niż zarabiali, często na kredyt. W latach poprzedzających globalny kryzys finansowy Hiszpania odnotowała drugi co do wielkości deficyt handlowy na świecie, ustępując jedynie Stanom Zjednoczonym, natomiast Grecja, która liczy zaledwie 11 milionów mieszkańców, zajęła w tym niechlubnym rankingu miejsce piąte. Jednak to właśnie zawirowania niemieckiej gospodarki – rosnące nierówności, spadek konsumpcji i systematyczne niedoinwestowanie – okazały się zapowiedzią tego, co czekało pozostałe kraje na kontynencie.
W reakcji na to nacjonaliści podsycali uprzedzenia etniczne, co pozwoliło elitom uniknąć odpowiedzi na fundamentalne pytania natury ekonomicznej. Niemieccy politycy zażądali od greckiego rządu spłaty długów zakupionych przez banki jeszcze w czasie boomu gospodarczego. Jako rekompensatę zaproponowali przejęcie greckich wysp, a tabloidy posunęły się nawet dalej, sugerując przejęcie narodowych skarbów, takich jak ateński Akropol. Grecki rząd odpowiedział wznowieniem wieloletnich żądań reparacji za nazistowskie zbrodnie. Jeszcze w 2017 roku Jeroen Dijsselbloem, ówczesny holenderski minister finansów i przewodniczący Eurogroup, zrzucił winę za cały kryzys na ludzi, którzy „wydają wszystkie pieniądze na drinki i kobiety, a potem domagają się pomocy”.
Brukowcom można wiele wybaczyć, ale tak głębokie niezrozumienie natury kryzysu i przypisywanie winy narodowym charakterom przez osoby odpowiedzialne za kreowanie polityki należy uznać nie tyle za nieodpowiedzialne, co niewłaściwe. Kryzys europejski w żadnym wypadku nie dotyczył konfliktu między faszystowskimi Niemcami a nieuczciwymi Grekami – dotyczył dystrybucji dochodów. Niemiecka polityka, wypracowana w odpowiedzi na podwójny szok zjednoczenia i wyzwolenia krajów Europy Wschodniej po upadku reżimu komunistycznego, umożliwiła transfer siły nabywczej od pracowników i emerytów do ultrabogatych. Sąsiedzi Niemiec stanęli w obliczu rosnącego bezrobocia i zadłużenia. Z przykrością należy stwierdzić, że przywódcy Niemiec podważyli to, czego oczekiwano od jednej z najbardziej pozytywnych transformacji współczesnych czasów – budowy silnej, zjednoczonej Europy. Obecnie pojawia się niebezpieczeństwo, że Europa i Stany Zjednoczone – dwie największe gospodarki świata – rozpoczną własną wojnę handlową, podważając zarówno globalną koniunkturę, jak też istotny sojusz łączący światowe demokracje.
Odkrywanie starych wartości
To nie pierwszy raz, kiedy rosnące dysproporcje wywołują wstrząsy w globalnej gospodarce. Pod wieloma względami dzisiejsza sytuacja przypomina krajobraz z przełomu XIX i XX wieku, kiedy wyjątkowo niesprawiedliwa dystrybucja dochodów w bogatych krajach europejskich sprawiła, że pracowników nie było stać na konsumpcję produkowanych przez siebie wyrobów. Jednocześnie bogacze weszli w posiadanie ogromnych pieniędzy do zainwestowania, choć brakowało atrakcyjnych możliwości na rynku wewnętrznym. Budowanie kolejnych fabryk nie miało sensu, skoro lokalni konsumenci nie byli w stanie nabyć większej ilości towarów. Równomierny podział zysków zwiększyłby siłę nabywczą. Pracownicy mogliby pozwolić sobie na zakup wyprodukowanych towarów, natomiast bogaci zyskaliby pożądane zwroty z inwestycji.
Ówczesne elity odrzucały tę opcję, niemniej chciały również zapobiec wzrostowi bezrobocia i pojawieniu się nastrojów rewolucyjnych. Postanowiły skierować nadwyżki produkcji na rynki zagraniczne. Konsumenci z krajów podległych kolonialnym imperiom i państw quasi-niepodległych nabywali towary, na które nie było stać miejscowych, zaciągając pożyczki o relatywnie wysokim oprocentowaniu, gwarantowanym przez wojska i okręty wojenne okupantów. Brytyjscy, francuscy, holenderscy i niemieccy inwestorzy finansowali projekty w Australii, Ameryce Łacińskiej, Kanadzie, Afryce, Indiach, Chinach i Azji Południowo-Wschodniej. Finansowali również budowę linii kolejowych i eksportowali wszelkiego rodzaju dobra, od maszyn przez sprzęt wojskowy po towary luksusowe. Agresywna polityka „podboju” była logiczną konsekwencją makroekonomicznych zawirowań, wywołanych skrajną nierównością społeczną.
Bystrzy obserwatorzy już wówczas prawidłowo rozpoznali niebezpieczeństwo. Według brytyjskiego ekonomisty i krytyka społecznego Johna A. Hobsona to potrzeba znalezienia rynków zbytu dla „nadwyżki kapitału, który nie znajduje przestrzeni inwestycyjnej w kraju” stała u podstaw amerykańskiego i europejskiego imperializmu. Zasadniczym problemem okazał się system gospodarczy i polityczny, który „oddał duże nadwyżki oszczędności w ręce plutokracji”. Koncentracja dochodów dała najbogatszym „nadwyżkę mocy konsumpcyjnej, której nie mogą wykorzystać”, kosztem pozostałych obywateli, co ostatecznie należy postrzegać jako strzał we własną stopę, ponieważ „konsumpcja jako taka ożywia kapitał i czyni go zdolnym do generowania zysków”. Bogaci inwestorzy zmuszeni więc zostali do szukania „nowych obszarów dla zyskownych inwestycji i spekulacji” za granicą. Ostatecznie potężne krajowe przedsiębiorstwa zaczęły „lokować coraz większe zasoby gospodarcze poza obszarem swojej ówczesnej sfery politycznej, a następnie stymulować politykę ekspansji tak, aby przejąć kontrolę nad coraz to nowymi terytoriami”.
Dobre wiadomości są takie, że toksyczny mariaż nierówności i imperializmu można rozwiązać na drodze pokojowej za pomocą zmiany struktury dystrybucji dochodu. „Rynki wewnętrzne – pisał Hobson – są zdolne do nieograniczonej ekspansji”, o ile „‘dochód’ lub, innymi słowy, siła popytu na towary jest odpowiednio dystrybuowana” między obywatelami. „Nie ma potrzeby wchodzenia na nowe rynki zagraniczne”, napisał Hobson, ponieważ „wszystko, co jest produkowane w Anglii, może być konsumowane w Anglii”.
Stanowisko Hobsona, które przedstawił już w 1902 roku, pozostało bez echa. Dwanaście lat później świat, który opisywał, zniszczyła I wojna światowa – i nawet wtedy zabrakło odpowiedniej refleksji. Niewiele się zmieniło. W latach dwudziestych XX wieku źródłem nadwyżki stali się bogaci Amerykanie, natomiast Europejczycy zostali zmuszeni do jej absorbowania. W ostatnim czasie Kenneth Austin, ekonomista w Departamencie Skarbu USA, zwrócił uwagę, że obserwacje Hobsona mają równie dobre zastosowanie do sytuacji we współczesnych Chinach, Japonii i Niemczech, przy czym Stany Zjednoczone odgrywają rolę gąbki absorbującej zagraniczne nadwyżki. Pod koniec XIX wieku, w latach dwudziestych XX wieku i obecnie szkodliwe skutki skrajnie niesprawiedliwej dystrybucji dochodów przeniosły się na inne kraje za pośrednictwem globalnego systemu handlowego i finansowego.
Hobson zauważył, że każdy – lub prawie każdy – jest w stanie bogacić się poprzez transfery dokonywane przez ultrazamożnych na rzecz zwykłych ludzi, zwłaszcza tam, gdzie pojawiają się szczególnie duże nierówności. Co więcej, wyraził przekonanie, że umiarkowana redystrybucja w ramach narodów może pokojowo rozwiązać konflikty ekonomiczne między nimi. Niestety, spostrzeżenia Hobsona zostały zignorowane i odeszły w zapomnienie. Z kolei lata boomu gospodarczego w połowie XX wieku uśpiły czujność ekonomistów. Jednak gwałtowny wzrost dysproporcji i pogłębiające się powiązania gospodarcze ponad granicami państw, począwszy od zakończenia zimnej wojny, sprawiły, że teoria Hobsona stała się bardziej aktualna niż kiedykolwiek wcześniej. Stoi przed nami wyzwanie zarówno natury intelektualnej, czyli praca nad uświadamianiem społeczeństw, jak i natury politycznej, a więc zwycięstwo nad mocno okopanymi grupami interesów, które nie widzą powodów do zmiany status quo.
Do zrozumienia funkcjonowania opisanych tu mechanizmów niezbędna jest historyczna perspektywa, która pokaże, co doprowadziło do tego, że znaleźliśmy się w obecnym miejscu.JEDEN OD ADAMA SMITHA DO TIMA COOKA TRANSFORMACJA ŚWIATOWEGO HANDLU
Wymiana międzynarodowa przed laty przebiegała w prosty sposób, a wysokie koszty transportu i restrykcje polityczne ograniczały przepływ gotowych produktów i surowców ponad granicami państw. Pod koniec XVIII i na początku XIX wieku brytyjscy myśliciele postulowali zniesienie ceł i usunięcie innych barier, co miało zachęcić społeczeństwa do specjalizacji gospodarki. Jednocześnie Amerykanie i Niemcy optowali za ochroną nowo powstałych gałęzi przemysłu, by stymulować rozwój zdywersyfikowanych rynków krajowych. Wraz z zakończeniem wojen napoleońskich, masowym zastosowaniem silników parowych i wynalezieniem telegrafu rozpoczął się okres ożywienia w handlu, który trwał do początku lat siedemdziesiątych XIX wieku i zakończył się pierwszym w dziejach świata globalnym kryzysem finansowym, zwanym też paniką roku 1873. Polityka imperialna prowadzona od końca lat osiemdziesiątych XIX wieku do I wojny światowej zintensyfikowała wymianę handlową pomiędzy krajami w ramach większych bloków, ograniczając jednocześnie kontakty gospodarcze między nimi.
Wojny światowe, wielki kryzys i rewolucje pierwszej połowy XX wieku wywróciły do góry nogami porządek polityczny i gospodarczy na świecie. Na początku ich skutkiem był spadek handlu międzynarodowego do najniższego poziomu od końca XVIII wieku, chociaż trudno nie wspomnieć także o masowej redystrybucji bogactwa i równomiernym, niespotykanym wcześniej podziale dochodów w zamożnych krajach. Finalnie pojawiła się przestrzeń do znacznie głębszej integracji gospodarczej.
Nawet wtedy przedmiotem handlu były przede wszystkim gotowe produkty i towary. Nowatorskie rozwiązania w zakresie przewozu kontenerów radykalnie obniżyły koszty transportu, a postępy w dziedzinie technologii komunikacyjnych znacznie ułatwiły nadzorowanie fabryk na drugim końcu świata. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych gruntowna transformacja modelu wymiany handlowej stała się faktem. Firmy nauczyły się rozszerzać złożone łańcuchy dostaw na wiele krajów, co pozwala im maksymalizować wydajność i jednocześnie minimalizować obciążenia podatkowe. Współczesny handel z jednej strony w niczym nie przypomina tego z poprzedniej epoki. Z drugiej strony, pomimo tych wszystkich zmian, popularne rozumienie wymiany towarowej wciąż opiera się na przestarzałych, osiemnastowiecznych modelach.
Szpilki, sukno i wino
Adam Smith, znany jako autor Inquiry into the Nature and Causes of the Wealth of Nations (pol. Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów), rozpoczyna swoje dzieło opisem funkcjonowania fabryki szpilek. Smith oszacował, że wyprodukowanie pojedynczej szpilki wymagało „osiemnastu różnych operacji” i już samo wykonanie główki wiązało się z „dwiema lub nawet trzema odrębnymi czynnościami”. Z tego względu jednemu pracownikowi trudno byłoby wyprodukować więcej niż kilkadziesiąt szpilek dziennie, gdyby wykonywał wszystkie niezbędne operacje samodzielnie. Producenci szpilek – podobnie jak Smith – uświadomili sobie, że każdy pracownik staje się tysiąckroć bardziej produktywny, jeśli koncentruje się na określonych częściach procesu.
Mimo że w czasach Adama Smitha produkcja szpilek odbywała się w jednym budynku, można ją rozumieć jako serię relacji handlowych – właściciel fabryki kupuje surowce od dostawców, po czym pierwszy robotnik faktycznie nabywa część materiałów od właściciela fabryki i realizuje pierwszy etap procesu, sprzedając następnie niedokończony produkt kolejnemu robotnikowi, który kontynuuje procedurę, by dalej sprzedać zmodyfikowany towar kolejnemu pracownikowi. Ostatni uczestnik łańcucha dostarcza gotowe szpilki przeznaczone do sprzedaży dystrybutorom. Firmy istnieją po to, by uprościć te pośrednie transakcje między pracownikami a właścicielami. Jednocześnie spostrzeżenie Smitha, że wyspecjalizowany pracownik jest bardziej wydajny, wyjaśnia, dlaczego producenci szpilek nie wykuwali własnej stali, a tym bardziej nie wydobywali własnego żelaza ani węgla. Wszystkie te odrębne firmy prowadzą ze sobą wymianę handlową, koncentrując się na sposobach generowania jak największej wartości dodanej.
Handel międzynarodowy polega po prostu na rozszerzeniu tego procesu poza granice państwowe − Anglia jest krajem ubogim w słońce, ale bogatym w słodką wodę, podczas gdy znaczna część Hiszpanii słynie ze słonecznej, lecz suchej aury, więc zarówno mieszkańcy Wielkiej Brytanii, jak i Hiszpanii mogą z powodzeniem handlować produktami spożywczymi pochodzącymi z typowych dla lokalnego klimatu upraw i hodowli. Zmuszanie brytyjskich rolników do sadzenia gajów oliwnych i winnic oznaczałoby stratę pieniędzy i energii. Na Wyspach zdecydowanie bardziej opłaci się hodowla krów i owiec, by następnie wymieniać je na oliwę i wino. Już w 1776 roku Smith zauważył, że „maksymą każdego roztropnego pana domu i głowy rodziny jest to, by nigdy nie porywać się na domową produkcję tego, czego koszt wytworzenia będzie wyższy niż koszt zakupu... Jeśli inny kraj jest w stanie dostarczyć nam towar taniej, niż my sami jesteśmy w stanie go wyprodukować, wówczas lepszym rozwiązaniem jest nabyć go przy pomocy dóbr produkowanych na miejscu i w sposób, który przyniesie nam określoną korzyść”, niż płacić więcej za jego odpowiednik krajowy.
David Ricardo urodził się pół wieku później niż Adam Smith, a ich kariery zawodowe potoczyły się zupełnie innymi ścieżkami. Smith to szkocki naukowiec i filozof moralista, natomiast Ricardo to finansista żydowskiego pochodzenia, który po trafnym obstawieniu wyniku bitwy pod Waterloo wzbogacił się do tego stopnia, że mógł kupić sobie miejsce w parlamencie. Po lekturze Bogactwa narodów Ricardo postanowił w wolnym czasie poświęcić się pisaniu o ekonomii, co zaowocowało wydanym w 1817 roku opracowaniem Principles of Political Economy and Taxation (pol. Zasady ekonomii politycznej i opodatkowania). W swym dziele Ricardo wyjaśnia wiele kwestii, począwszy od tego, dlaczego złoto ma wyższą cenę niż srebro – „ponieważ do pozyskania danej ilości złota potrzeba piętnastokrotnie więcej pracy” – aż po jego teorię, zgodnie z którą „stopa zysku nigdy nie może wzrosnąć inaczej, jak tylko poprzez obniżenie płac”. Co najważniejsze, autor argumentował, że wymiana handlowa między dwoma państwami może poprawić sytuację gospodarczą każdego z nich, nawet jeśli jeden kraj jest pod każdym względem bardziej produktywny od drugiego.
Według niego portugalscy robotnicy byli w stanie wytwarzać zarówno tkaniny, jak i wino znacznie efektywniej niż ich angielscy koledzy. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że oba kraje nie miałyby powodu do wymiany handlowej. Jednak w przytoczonym przez autora przykładzie portugalscy kapitaliści osiągali relatywnie wyższe zyski, produkując wino niż tkaniny, podczas gdy angielscy kapitaliści – wręcz przeciwnie – zyski czerpali głównie z produkcji tkanin, a nie wina. Specjalizacja przyniosłaby niewątpliwie korzyści zarówno portugalskim, jak i angielskim inwestorom, jednakże tylko pod warunkiem efektywnej wymiany handlowej. Rezygnując z możliwości wymiany, Portugalczycy „byliby zmuszeni przeznaczać część kapitału na produkcję tych samych towarów, jednak prawdopodobnie gorszych jakościowo i w mniejszej ilości”.
W tym momencie dyskusja na temat słuszności specjalizacji się kończyła, bowiem ani Smith, ani Ricardo nie uważali za sensowne dzielenie etapów produkcji szpilek lub tekstyliów ponad granicami państw, a ich rozumowanie nie wykraczało poza uwarunkowania XIX wieku. W dawnych czasach handel na duże odległości ograniczał się przede wszystkim do obrotu surowcami i wyrobami gotowymi z wyłączeniem dóbr pośrednich i usług. Dostępne wówczas rozwiązania komunikacyjne – gołębie pocztowe i kurierzy przemieszczający się konno lub drogą morską pod żaglami – nie nadawały się do koordynowania różnych etapów produkcji w rozproszonych lokalizacjach. Podróże były niebezpieczne i często oznaczały wkroczenie w obszary działań wojennych (pozytywnym efektem ubocznym problemów wynikających z niekończących się wojen z Francją i psucia się tradycyjnego portugalskiego wina podczas długiej podróży do Anglii było wynalezienie przez brytyjskich przedsiębiorców wina porto).
Obecnie często się zapomina, że argumenty wysuwane przez Ricardo miały sens tylko w tamtych, dość prymitywnych warunkach. Uświadomił on sobie, że w obliczu przewagi produktywności portugalskich robotników „niewątpliwie byłoby korzystne dla angielskich kapitalistów, zarówno wino, jak i sukno produkowano w Portugalii, a zatem kapitał i siła robocza Anglii zatrudnione przy produkcji sukna powinny zostać przeniesione do Portugalii”. Wprawdzie uważał takie rozwiązanie za niekorzystne dla samej Anglii, jednak zakładał, że „większość zamożnych przedsiębiorców” wybierze „niską stopę zysku we własnym kraju, zamiast szukać korzystniejszych sposobów inwestowania swoich bogactw za granicą”. Warto pamiętać, że przed wynalezieniem telegrafu i statku parowego trudno było nadzorować inwestycje w innych krajach. Ricardo sądził, że „naturalna niechęć każdego obywatela do opuszczenia ojczyzny” będzie ograniczała odpływ kapitału.
Wyrafinowana argumentacja Ricardo na rzecz wolnego handlu bazowała na utrzymujących się różnicach w stopach zwrotu w poszczególnych krajach, a te z kolei uzależnione były od niechęci inwestorów do transferu środków finansowych za granicę. Wraz z rozwojem technologii, spadkiem kosztów komunikacji i zmianami w globalnej polityce powyższe założenia legły w gruzach.SKRÓTY
-------- -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
BEA Bureau of Economic Analysis (pol. Biuro Analiz Ekonomicznych)
BIS Bank for International Settlements (pol. Bank Rozrachunków Międzynarodowych)
CFR Council on Foreign Relations (pol. Rada Stosunków Zagranicznych)
ECB European Central Bank (pol. Europejski Bank Centralny)
FRB Federal Reserve Board (pol. Zarząd Rezerwy Federalnej)
GGDC Groningen Growth and Development Centre (jednostka badawcza przy Uniwersytecie w Groningen – przyp. tłum.)
IMF International Monetary Fund (pol. Międzynarodowy Fundusz Walutowy)
IRS Internal Revenue Service (amerykański urząd podatkowy – przyp. tłum)
NBER National Bureau of Economic Research (amerykańska organizacja non profit powołana w celu prowadzenia badań nad gospodarką – przyp. tłum.)
NSD Norwegian Centre for Research Data (pol. Norweskie Centrum Danych Badawczych)
OECD Organisation for Economic Co-Operation and Development (pol. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju)
PBOC People’s Bank of China (pol. Ludowy Bank Chin)
UNCTAD United Nations Conference on Trade and Development (pol. Konferencja Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju)
-------- -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------A. Smith, An Inquiry into the Nature and Causes of the Wealth of Nations, 2 tomy, red. E. Cannan, Methuen, Londyn 1904, tom 1, księga 1, rozdział 1, https://oll.libertyfund.org/.
R. H. Coase, The Nature of the Firm, „Economica” 4, nr 16, listopad 1937, s. 386–405.
Smith, Wealth of Nations, tom 1, księga 4, rozdział 2.
D. Ricardo, On the Principles of Political Economy and Taxation, wyd. 3, John Murray, Londyn 1821, rozdziały 7 i 27, https://oll.libertyfund.org/.
Ricardo, Principles, rozdział 7.
C. Hewitt, Brits on the Douro: A Brief History of Port, Rick Steves’ Europe, https://www.ricksteves.com/watch-read-listen/read/articles/the-history-of-port.
Ricardo, Principles, rozdział 7.