Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wolna i szczęśliwa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 lutego 2023
Ebook
47,90 zł
Audiobook
59,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wolna i szczęśliwa - ebook

Jak żyć szczęśliwie i stać się prawdziwie wolną? Pytanie to często zadają osoby w kryzysie podczas sesji terapeutycznej. W książce skupiliśmy się na sytuacji kobiet, gdyż to one najczęściej stają się ofiarami toksycznych relacji.

Nierzadko pod maską pozorów wzorowej, niemal idealnej rodziny, w cieniu patriarchalnych nawyków, mężatki ulegają presji norm społecznych, które doskonale potrafi wykorzystać emocjonalny wampir.

Przedstawiliśmy historie kobiet, które uzdrawiały się z traumatycznych doświadczeń
i uwalniały z toksycznych związków. Opisaliśmy też, jak może przebiegać proces leczenia zranień i powrotu do wolności.

Książka da Ci wiedzę i moc, jak dokonać zmiany życia na lepsze.

Znajdziesz tu odpowiedzi na pytania:
• Kiedy związek staje się toksyczny?
• Kim jest wampir emocjonalny i jak uwolnić się z jego więzów?

Maciej Bennewicz, Anna Jera

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67674-02-7
Rozmiar pliku: 4,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przed­mowa

Książka po­wstała na pod­sta­wie ty­sięcy stron ba­dań, ana­liz i do­świad­czeń te­ra­peu­tycz­nych wielu po­ko­leń ba­da­czy, psy­chia­trów, psy­cho­te­ra­peu­tów. Jest też przede wszyst­kim za­pi­sem pro­fe­sjo­nal­nych i oso­bi­stych do­świad­czeń au­to­rów.

W cza­sie pi­sa­nia, gdy my­śle­li­śmy o na­szych oso­bi­stych spra­wach i sy­tu­acjach na­szych pa­cjen­tów oraz klien­tów, czę­sto to­wa­rzy­szyła nam re­flek­sja: „gdy­by­śmy byli tacy mą­drzy wtedy, jak je­ste­śmy dziś”. Na­pi­sa­li­śmy ten tekst w na­dziei, że choć nie­któ­rzy nasi czy­tel­nicy sko­rzy­stają z tych do­świad­czeń i nie po­peł­nią opi­sy­wa­nych przez nas błę­dów. To książka o wy­zwo­le­niu, przede wszyst­kim ko­biet, gdyż to one w na­szym kraju naj­czę­ściej stają się ofia­rami prze­mocy psy­chicz­nej i fi­zycz­nej.

Prze­mocą jest nie tylko krzyk, agre­sja fi­zyczna lub po­ni­ża­nie, jak czę­sto się są­dzi. W na­szej nie­świa­do­mo­ści zbio­ro­wej oraz w na­wy­kach kul­tu­ro­wych ist­nieje mnó­stwo prze­kła­mań. Tym­cza­sem prze­moc to kon­tro­lo­wa­nie, cy­nizm, zło­śliwe uwagi, umniej­sza­nie zna­cze­nia dzia­łań dru­giej osoby, szy­dze­nie z jej płci, roli, za­wodu, wy­glądu, wy­śmie­wa­nie jej de­cy­zji, to rów­nież kry­ty­ko­wa­nie i ne­ga­tywne oceny. Prze­moc prze­ja­wia się w na­rzu­ca­niu po­glą­dów i pod­ko­py­wa­niu po­czu­cia war­to­ści. Prze­moc wro­sła w nasz oby­czaj tak bar­dzo, że na­wet nie do­strze­gamy krzyw­dze­nia in­nych lu­dzi, uzna­jąc hejt, ob­mowę, plotkę za na­tu­ralne za­cho­wa­nia. Nie­stety czę­sto same ko­biety stają się straż­nicz­kami ste­reo­ty­pów, ety­kie­tu­jąc inne ko­biety i wspie­ra­jąc prze­mo­cowy w swej na­tu­rze pa­triar­cha­lizm.

Po­dob­nie uza­leż­nie­nia stały się te­ma­tami tabu lub ugrzę­zły w po­pu­lar­nych mi­tach. Na przy­kład nie zda­jemy so­bie sprawy, że al­ko­ho­lizm jest cho­robą, która może nę­kać rów­nież osoby wy­so­ko­funk­cjo­nu­jące i ich współ­uza­leż­nione ro­dziny, bo prze­cież po­wta­rzamy chęt­nie ste­reo­typ, że al­ko­ho­lik to me­nel, klo­szard, czło­wiek zde­gra­do­wany men­tal­nie i fi­zycz­nie. Pa­triar­cha­lizm, prze­moc i al­ko­ho­lizm two­rzą nie­stety za­bój­czą dla re­la­cji triadę.

W pierw­szej czę­ści książki sku­pi­li­śmy się na przed­sta­wie­niu zło­żo­nej po­stawy, którą umow­nie na­zy­wa­li­śmy „wam­pi­rem psy­cho­lo­gicz­nym”, oraz na jej skom­pli­ko­wa­nych uwa­run­ko­wa­niach. Opi­su­jemy w niej rów­nież re­la­cje ofiary i sprawcy, two­rzące cykl ofiar­ni­czy i pę­tlę współ­uza­leż­nie­nia, z któ­rej czę­sto bar­dzo trudno się wy­do­stać. W dru­giej czę­ści oma­wiamy spo­soby uwol­nie­nia się z tok­sycz­nych re­la­cji. W za­koń­cze­niu książki przed­sta­wimy też krok po kroku moż­liwe do za­sto­so­wa­nia sce­na­riu­sze zmiany.

Nie je­ste­śmy na­iw­nymi ide­ali­stami. Zbyt długo pra­cu­jemy z ludźmi, Anna po­nad pięt­na­ście lat, Ma­ciej po­nad trzy­dzie­ści, aby epa­to­wać czy­tel­ni­ków hur­ra­op­ty­mi­zmem i „do­bry­stycz­nymi” wi­zjami zmiany, która do­kona się lekko, ła­two i przy­jem­nie. Jed­nak głę­boko wie­rzymy, że zmiana jest moż­liwa. Wie­lo­krot­nie wi­dzie­li­śmy ją u na­szych pa­cjen­tów i klien­tów. Oprócz sze­regu czyn­ni­ków, o któ­rych dość szcze­gó­łowo pi­szemy, wy­maga ona, je­śli nie że­la­znej kon­se­kwen­cji, to przy­naj­mniej umiar­ko­wa­nego zde­cy­do­wa­nia, aby roz­wój pod­jąć, kon­ty­nu­ować i do­pro­wa­dzić do szczę­śli­wego końca, ja­kim jest uwol­nie­nie się od wam­pira. Jed­nakże samo uwol­nie­nie to czę­sto do­piero po­czą­tek. Po wy­zwo­le­niu się warto pod­jąć prze­my­ślany pro­ces od­bu­do­wy­wa­nia sie­bie, swego ro­dzaju re­kon­wa­le­scen­cję. Do­piero wtedy, wzmoc­nieni i zin­te­gro­wani na wyż­szym, bar­dziej świa­do­mym po­zio­mie roz­woju, sta­jemy się go­towi do two­rze­nia no­wych re­la­cji, które mogą nam przy­nieść sa­tys­fak­cję, po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa i ra­dość.

Anna Jera i Ma­ciej Ben­ne­wiczKoan, czyli krót­kie opo­wia­da­nie

Każdy roz­dział roz­po­czy­namy ko­anem, krótką opo­wie­ścią me­ta­fo­ryczną. Me­ta­fora to nic in­nego jak prze­no­śnia cha­rak­te­ry­styczna dla przy­po­wie­ści i be­le­try­styki. Część ko­anów to po pro­stu opo­wia­da­nia, w któ­rych główne role od­gry­wają po­sta­cie fik­cyjne, jed­nakże wzo­ro­wane na oso­bach z re­al­nego ży­cia. Ten sym­bo­liczny za­bieg po­zwala jak pod lupą zo­ba­czyć oma­wiane pro­blemy. Wi­dać je wtedy ja­śniej, wy­ra­zi­ściej, a ję­zyk me­ta­fory w do­bitny spo­sób uwy­pu­kla klu­czowe ele­menty. Po­nadto każdy może z ko­anu wy­cią­gnąć różne sko­ja­rze­nia, su­ge­stie, in­ter­pre­ta­cje. Na tym po­lega ge­nialna moc ko­anu! Dwie osoby sie­dzące obok sie­bie i czy­ta­jące ten sam krótki tekst cał­ko­wi­cie od­mien­nie go zin­ter­pre­tują. Dzieje się tak dzięki iden­ty­fi­ka­cji – tekst mówi do nas i spra­wia, że od­naj­du­jemy w nim sie­bie sa­mych. Co prawda za­pra­szamy czy­tel­ni­ków rów­nież do śle­dze­nia na­szych in­ter­pre­ta­cji i za­war­tych w nich su­ge­stii, ale i tak naj­waż­niej­sza jest siła oso­bi­stych sko­ja­rzeń.

Nie­które ko­any po­zwa­lają nam zaj­rzeć do świa­tów zu­peł­nie umow­nych, nie­kiedy nieco ba­śnio­wych lub fan­ta­stycz­nych. Ten za­bieg li­te­racki po­maga roz­my­ślać i two­rzyć re­flek­sje na te­maty bar­dzo trudne i nie­kiedy trau­ma­tyczne w spo­sób zdy­stan­so­wany, a jed­nak do­ty­ka­jący istoty oma­wia­nych za­gad­nień. Od lat sto­su­jemy tę me­todę w prak­tyce te­ra­peu­tycz­nej i co­achin­go­wej. Mo­żemy wów­czas wno­sić do roz­mowy i po­dej­mo­wać za­gad­nie­nia, o któ­rych czę­sto nasi klienci la­tami nie od­wa­żają się mó­wić wprost, tak są one trudne. Po­nadto me­ta­fora umoż­li­wia wy­ra­że­nie nie­wy­ra­żal­nego, tego ro­dzaju emo­cji, które do­piero po ich na­zwa­niu ujaw­niają swoją siłę, nie­rzadko de­struk­cyjną.

W wielu na­szych po­przed­nich książ­kach sto­so­wa­li­śmy z Anną tę me­todę li­te­racką. Anna naj­czę­ściej pi­sze in­ter­pre­ta­cje, Ma­ciej – ko­any, wtrą­ca­jąc rów­nież swoje sko­ja­rze­nia i su­ge­stie do in­ter­pre­ta­cji. Uzu­peł­ni­li­śmy rów­nież tekst py­ta­niami, które mogą być dla czy­tel­nika po­mocne w jego oso­bi­stym roz­woju lub po pro­stu w cza­sie za­po­zna­wa­nia się z ko­lej­nymi roz­dzia­łami książki.Kla­syczne ko­any

Kla­syczne ko­any po­wstały wieki temu w od­mien­nej od na­szej kul­tu­rze Wschodu. Skła­dały się z frag­men­tów wy­po­wie­dzi bud­dyj­skich mi­strzów, a także z wąt­ków z dia­lo­gów pro­wa­dzo­nych z uczniami. Były to rów­nież za­pisy ka­zań wy­gła­sza­nych przez la­mów lub to­czo­nych w ty­be­tań­skich klasz­to­rach dys­put, pod­czas któ­rych je­den mnich sta­wiał tezę, a drugi ją zbi­jał – rzecz ja­sna, uży­wa­jąc od­po­wied­nich ar­gu­men­tów. De­baty ta­kie trwały nie­rzadko go­dzi­nami, a naj­bar­dziej in­spi­ru­jące tezy i ar­gu­menty były skrzęt­nie za­pi­sy­wane. Bud­dyj­skie ko­any za­wie­rały też py­ta­nia uczniów skie­ro­wane do mi­strzów wraz z od­po­wie­dziami. W tao­izmie ko­any były czę­sto po­je­dyn­czymi, pa­ra­dok­sal­nymi py­ta­niami. Nie­rzadko miały także cha­rak­ter po­etycki. Jak brzmi mu­zyka wia­tru, który ucichł? Ile razy trzeba okrą­żyć drzewo, aby ze­rwać owoc? Dla­czego twój oj­ciec i twoja matka za­po­mnieli, jak masz na imię, ale pa­mię­tają, co po­wi­nie­neś zro­bić? Jak na­zywa się mistrz, który po­rzu­cił swój mi­strzow­ski za­wód? Z cza­sem ko­any przy­brały formę przy­po­wia­stek fi­lo­zo­ficz­nych, wier­szy, za­dań dla uczniów, dro­go­wska­zów.

Opo­wie­ści te nie­mal za­wsze miały sur­re­ali­styczną treść. Przy pierw­szym wy­słu­cha­niu lub czy­ta­niu wy­da­wać się mo­gły zu­peł­nie nie­zro­zu­miałe, wręcz ab­sur­dalne. Pa­ra­doks miał za­sko­czyć umysł przy­wy­kły do sche­ma­tycz­nego my­śle­nia. W tra­dy­cji bud­dyj­skiej do dziś przyj­muje się, że je­śli uczeń znaj­dzie roz­wią­za­nie sur­re­ali­stycz­nego pa­ra­doksu za­war­tego w ko­anie, to może uzy­skać oświe­ce­nie, czyli głę­boki wgląd, dzięki któ­remu prze­szłe tro­ski zni­kają, na­stę­puje wy­zwo­le­nie z ilu­zji umy­słu. Po­ja­wia się spój­ność, spo­kój, rów­no­waga.

Zda­niem bud­dy­stów ko­any wska­zują na osta­teczną prawdę. Za­warte w nich dy­le­maty nie mogą być roz­strzy­gane na grun­cie lo­giki, lecz je­dy­nie po­przez osią­gnię­cie głęb­szego po­ziomu ro­zu­mie­nia, bez poj­mo­wa­nia ana­li­tycz­nego. Umysł, który stwo­rzył pro­blemy, nie może ich roz­wią­zy­wać spo­so­bem my­śle­nia, który do­pro­wa­dził do ich po­wsta­nia. Dla­tego to wła­śnie umysł musi się zmie­nić, zre­kon­fi­gu­ro­wać. Opo­wie­ści me­ta­fo­ryczne, o ile po­ru­szą umysł, mogą pro­wa­dzić do prze­bu­dze­nia. Ilu­mi­na­cja, oświe­ce­nie, prze­bu­dze­nie po­le­gają na zro­zu­mie­niu, że źró­dłem ludz­kiego cier­pie­nia są ilu­zje, czyli na­sze my­śli i prze­ko­na­nia. Zle­pione z my­śli sche­maty wy­wo­łują oceny, w wy­niku któ­rych czu­jemy się źle albo do­brze.

Wy­bitni la­mo­wie każ­do­ra­zowo do­pa­so­wy­wali koan do po­trzeb i po­ziomu roz­woju du­cho­wego ucznia. Nie­rzadko wy­star­czyło wła­śnie tylko jedno trafne py­ta­nie, któ­rego ce­lem było wy­trą­ce­nie z le­targu umysł po­grą­żony w cier­pie­niu. Le­targ to nie to samo, co rów­no­waga. Le­targ ozna­cza uśpie­nie po­przez nie­ko­rzystne na­wyki – rów­no­waga pro­wa­dzi do zy­ska­nia spój­no­ści. Na­wet długo me­dy­tu­jący ucznio­wie wciąż byli po­grą­żeni w ilu­zjach co­dzien­no­ści, za­mro­czeni po­wsze­dnią skłon­no­ścią do oce­nia­nia, dla­tego cza­sem la­tami po­szu­ki­wali drogi do spój­no­ści.

Czymże jest spój­ność? Mo­żemy spój­ność opi­sać jako stan rów­no­wagi psy­cho­fi­zycz­nej, któ­rej nie za­kłó­cają co­dzienne sprawy i pro­blemy. Osoba od­czu­wa­jąca spój­ność po­zo­staje w sta­łej har­mo­nii (ho­me­osta­zie), a jed­nak nie traci ani mo­ty­wa­cji, ani za­pału do ży­cia, do pracy i do ade­kwat­nego dzia­ła­nia. Prze­ciw­nie, staje się kre­atywna, spo­kojna, za­do­wo­lona, efek­tywna, czyli sku­teczna. Po pro­stu żyje, pra­cuje, funk­cjo­nuje ła­twiej, czę­ściej od­czuwa szczę­ście i po­kój, a to wszystko dzięki temu, że zy­skała umie­jęt­ność bu­do­wa­nia mo­stów po­mię­dzy wła­snym świa­tem we­wnętrz­nym a świa­tem ze­wnętrz­nych norm, ocze­ki­wań, sche­ma­tów i wzor­ców.

Koan dziś

Media spo­łecz­no­ściowe i nowe urzą­dze­nia ta­kie jak smart­fon spra­wiły, że dziś chęt­nie czy­tamy krót­kie formy. W biegu, w au­to­bu­sie, na prze­rwie w pracy prze­glą­damy dzie­siątki in­for­ma­cji i krót­kie tek­sty. Ży­jemy w epoce smart­fo­nów i mi­kro­wia­do­mo­ści. In­ter­ne­towe memy nie­rzadko traf­nie od­dają na­sze po­trzeby, tro­ski i na­dzieje. Krót­kie tek­sty by­wają in­spi­ru­jące, są jak prze­stroga lub za­pro­sze­nie. Po­dobne funk­cje w roz­woju oso­bi­stym peł­nią ko­any – są za­pro­sze­niem do zmiany, do no­wego punktu wi­dze­nia, do od­kry­cia wła­snych za­so­bów lub po pro­stu no­wych dróg. Czę­sto w ślad za ta­kim im­pul­sem za­czy­namy ko­ry­go­wać swoje my­śle­nie, dzia­łać ina­czej i na­gle sprawy się ukła­dają. Znik­nęły bo­wiem prze­szkody i ogra­ni­cze­nia, które sami stwa­rza­li­śmy na­szym sta­rym spo­so­bem my­śle­nia.

Koan może za­tem za­in­spi­ro­wać klienta do zmiany my­śle­nia. Może rów­nież za­szo­ko­wać, po­iry­to­wać, spro­wo­ko­wać, a na­wet roz­draż­nić. Tak jak w od­lud­nych klasz­to­rach zda­rzają się ucznio­wie zen, któ­rzy przez całe lata za­sta­na­wiają się nad od­po­wie­dzią, nad za­gadką ko­anu, tak rów­nież nasi klienci w pro­ce­sach roz­wo­jo­wych lub te­ra­peu­tycz­nych po­trze­bują nie­rzadko wiele czasu na zmianę. I na­gle pew­nego dnia jedna krótka opo­wieść staje się iskrą, która roz­pala pło­mień zmiany.

Dawni i współ­cze­śni bud­dy­ści i tao­iści są­dzili, że świat jest taki, jaki my­ślisz, że jest. To po­gląd, który sam w so­bie jest ko­anem. W tra­dy­cji Za­chodu rów­nież nie bra­kuje tego ro­dzaju my­śle­nia – po­dzie­lali je Ma­rek Au­re­liusz i Bla­ise Pas­cal, Al­bert Ein­stein i De­nis Di­de­rot, Sła­wo­mir Mro­żek i Umberto Eco. Stwa­rzamy światy na­szym my­śle­niem. Na­wet w bar­dzo trud­nych sy­tu­acjach od my­śli, a po­tem wdro­żo­nego dzięki my­śle­niu dzia­ła­nia za­leży ja­kość na­szego ży­cia.

W na­szej książce, drogi czy­tel­niku, spo­tkasz ko­any, w któ­rych mi­strzami i nar­ra­to­rami będą ga­da­jące koty, sa­motne ko­biety, mi­strzy­nie i mi­strzo­wie, a nie­kiedy po­staci zu­peł­nie ma­giczne. Każda z nich jed­nak może sym­bo­li­zo­wać za­równo cie­bie, twoje re­flek­sje i prze­ży­cia, jak i two­ich zna­jo­mych, krew­nych, mi­strzów, współ­pra­cow­ni­ków, sze­fów. Sło­wem, koan choć cza­sem bę­dzie jak bajka, za­wsze uka­zuje frag­ment rze­czy­wi­sto­ści, w któ­rej przy­cho­dzi nam dzia­łać, pra­co­wać i żyć. Oprócz tego w każ­dej in­ter­pre­ta­cji znaj­dziesz su­ge­stie, pod­po­wie­dzi oraz dużo rze­tel­nej wie­dzy na te­mat aspek­tów, które w opo­wia­da­niu zo­stały w spo­sób me­ta­fo­ryczny uka­zane. W ostat­nich roz­dzia­łach książki kła­dziemy na­cisk na uwol­nie­nie się od tok­sycz­nych re­la­cji, a także pro­fi­lak­tykę, czyli spo­sób dzia­ła­nia da­jący za­pro­sze­nie do wol­no­ści. Jedną rze­czą jest uwol­nie­nie się od re­la­cji dys­funk­cyj­nych i wam­pi­rycz­nych, lecz drugą, rów­nie ważną, jest unik­nię­cie po­dob­nych ukła­dów na przy­szłość.

Za­chę­camy, by naj­pierw czy­tać koan, na­sze opo­wia­da­nie me­ta­fo­ryczne, i spró­bo­wać sa­memu je zin­ter­pre­to­wać, od­nieść do sie­bie i do swo­jej sy­tu­acji, a wnio­ski być może za­pi­sać i do­piero po­tem się­gać po in­ter­pre­ta­cję i wie­dzę, którą pro­po­nu­jemy. Nie­kiedy od­wra­camy sy­tu­ację i koan sta­nowi kon­ty­nu­ację lub roz­wi­nię­cie na­szej in­ter­pre­ta­cji. Na me­ta­fo­ryczny tekst od­po­wia­damy me­ta­forą. Ten ce­lowy za­bieg spra­wia, że od­po­wiedź na py­ta­nie po­sta­wione w for­mie sym­bo­licz­nej rów­nież może być sym­bo­liczna. Na tym po­lega siła sztuki i każ­dego z nas – gdy po­tra­fimy opo­wie­dzieć so­bie o naj­trud­niej­szych spra­wach ję­zy­kiem po­rów­nań i sko­ja­rzeń, ła­twiej do­cho­dzimy do roz­wią­zań, od­kryć i po­trzeb­nej nam zmiany na lep­sze.

Książka przed­sta­wia kom­pletny pro­ces po­zwa­la­jący zro­zu­mieć za­równo sy­tu­ację ofiary, jak i mo­tywy oraz spo­sób dzia­ła­nia sprawcy, ale przede wszyst­kim kon­cen­tru­jemy się w niej na rze­tel­nej i spraw­dzo­nej wie­dzy po­zwa­la­ją­cej na uwol­nie­nie się od re­la­cji uza­leż­nie­nio­wej i wam­pi­rycz­nej sieci znie­wo­le­nia.

.

Wam­pir emo­cjo­nalny.
Psy­cho­pata, so­cjo­pata, nar­cyz

Ener­gia ży­ciowa – koan

– Wam­pir wbrew po­zo­rom nie jest istotą ro­dem z hor­ro­rów. Nie wy­sysa też krwi ani szpiku, nie ma ostrych kłów, które spraw­nie wbija w tęt­nicę szyjną. Wam­pir krad­nie prąd jak są­siad spod ósemki. – Słu­cha­cze gre­mial­nie par­sk­nęli śmie­chem, nie­któ­rzy roz­glą­dali się ner­wowo, inni uno­sili głowy i roz­dzia­wiali usta, jakby chcieli udo­wod­nić, że nie mają kłów.

Kon­ty­nu­ował, uśmie­cha­jąc się dwu­znacz­nie:

– Wam­pir to są­siad, który no­cami nie­le­gal­nie spusz­cza ka­be­lek do piw­nicy i aż do świtu czer­pie ener­gię kosz­tem in­nych są­sia­dów. W grun­cie rze­czy krad­nie ją. Ener­gię ży­ciową. Ktoś prze­cież za prąd zu­żyty w prze­strzeni wspól­nej musi za­pła­cić. Wam­pir wy­sysa ener­gię. Jak to robi? Nie wie­cie?

Znów śmiech prze­ry­wany py­ta­niami, okrzy­kami z sali: „Nie wiemy, po­wiedz nam, skąd mamy wie­dzieć!”.

– Wie­cie. Wie­cie prze­cież do­sko­nale, że ludz­kie ciała to ma­te­ma­tyka, która staje się fi­zyką, fi­zyka che­mią, a che­mia bio­lo­gią. Ina­czej mó­wiąc: elek­trycz­ność, czę­sto­tli­wość, fale, wy­ła­do­wa­nia, im­pulsy na­pę­dzane biał­kiem, tle­nem, hor­mo­nami i glu­kozą. Wam­pir ssie ener­gię.

Na sali szmer.

– Po­biera prąd. Co prawda o ma­łych czę­sto­tli­wo­ściach, ale jed­nak jest to prąd. Ener­gia, moi dro­dzy. Dla­tego w obec­no­ści wam­pira słab­nie­cie. Po­ja­wia się drże­nie, roz­draż­nie­nie, an­he­do­nia, czyli brak przy­jem­no­ści. Idzie­cie do le­ka­rza: ane­mia. Tra­fia­cie do sto­ma­to­loga: próch­nica. U fry­zjera: łu­pież. – Znów wy­bu­chy śmie­chu. – U ma­ni­cu­rzystki: kru­che pa­znok­cie. W ustach za­jady, na dzią­słach afty, pod no­sem opryszczka.

Śmiech i tu­pa­nie.

– Pew­nie je­ste­ście cie­kawi: Co ro­bić? Jak się chro­nić? Kołki osi­kowe? Nic z tych rze­czy.

Bu­cze­nie i śmiech.

Kon­ty­nu­ował, wy­raź­nie re­agu­jąc na at­mos­ferę sali. Syn­chro­ni­zo­wał się z na­stro­jem wi­downi, dy­ry­go­wał emo­cjami jak mistrz ba­tuty.

– Czo­snek? Bzdury. Krzyże, srebrne kule, po­świę­cone gwoź­dzie? Nie­stety nie, są to ga­dżety z fil­mów klasy B. Co w ta­kim ra­zie może po­wstrzy­mać wam­pira, spy­ta­cie. Może okłady z kwa­śnego mleka? – Po­je­dyn­cze chi­choty z sali. – Może spi­ry­tus do od­ka­ża­nia? Może szczera mo­dli­twa?

Trza­snęły drzwi do foyer, po­tem na­stępne i ko­lejne. Ktoś się po­de­rwał. Ktoś inny szarp­nął za klamkę. Ja­kaś ko­bieta wy­dała stłu­miony krzyk. Ktoś ner­wowo za­ka­słał. Inny głos krzyk­nął: „Drzwi za­blo­ko­wane!”. Jesz­cze inny: „Otwo­rzyć, na­tych­miast otwo­rzyć!”. Więk­szość sie­działa jak spa­ra­li­żo­wana.

– Może prośbą albo ry­tu­ałem wudu, świe­cami z praw­dzi­wego wo­sku lub solą, może fran­cu­skim wi­nem lub szkocką brandy, może łzami dzie­wicy spró­bu­je­cie obez­wład­nić wam­pira? – Za­pa­dła ci­sza nie bez po­wodu na­zy­wana gro­bową. – Nie­stety, moi dro­dzy, mnie nie można po­ko­nać.

Za­śmiał się, ale bez iro­nii, któ­rej można się było spo­dzie­wać. Był to ra­czej śmiech po­ważny, wy­ra­ża­jący zde­cy­do­wa­nie i ro­dzaj za­słu­żo­nej sa­tys­fak­cji.

– Przy­szli­ście tu do­bro­wol­nie. Z cie­ka­wo­ści. Prze­cież na pla­ka­cie na­pi­sa­łem prawdę: „Ener­gia ży­ciowa. Se­ans czar­nej ma­gii. Noc z wam­pi­rem”. Skąd za­tem to zdzi­wie­nie?

In­ter­pre­ta­cja

Wam­pir to słowo klucz – uosa­bia po­stać z gruntu złą, która żywi się cu­dzą ener­gią, w daw­nych ba­śniach była to krew, ów ży­cio­dajny płyn, dzięki któ­remu na­sze ciała w każ­dej se­kun­dzie za­opa­try­wane są w nie­zbędne skład­niki. Po­stać wam­pira jest za­tem me­ta­forą pod­stęp­nego dra­pieżcy, który uwo­dzi, a po­tem znie­wala swoje ofiary. Co gor­sza, ofiara wam­pira we­dług ba­śni, po­dań i le­gend, a także w po­pkul­tu­rze sama może stać się wam­pi­rem. Po­dob­nie łowca wam­pi­rów. Warto też uświa­do­mić so­bie, że upiór i jego od­miany – strzyga, strzy­goń, nie­umarły, wie­sczy, wam­pir – były in­te­gralną czę­ścią ży­cia pol­skiego chłopa i zie­miań­stwa. „Lu­dzie cho­dzący po śmierci są dla tu­tej­szych wło­ścian rów­nie po­spo­li­tem zja­wi­skiem, jak lu­dzie cho­dzący za ży­cia. Lę­kają się ich tro­chę, drę­czą temi od­wie­dzi­nami, ale uwa­ża­liby za nie­przy­tom­nego czło­wieka, który by za­prze­czył ist­nie­nia du­chów albo wąt­pił, że można cho­dzić po śmierci” – pi­sze Emma Je­leń­ska w et­no­gra­ficz­nej roz­pra­wie o chło­pach pol­skich z 1892 roku, a więc za­le­d­wie pięć po­ko­leń temu, w cza­sach na­szych dziad­ków i pra­dziad­ków.

Bę­dziemy na kar­tach tej książki uży­wać słowa „wam­pir” jako sy­no­nimu in­nych okre­śleń ta­kich jak psy­cho­pata, nar­cyz, so­cjo­pata, prze­mo­co­wiec, uza­leż­nia­jący, znie­wa­la­jący, nie­bez­pieczny. Oczy­wi­ście po­sta­ramy się rów­nież przy­bli­żyć czy­tel­ni­kowi bar­dziej for­malne, kli­niczne okre­śle­nie nie­bez­piecz­nych po­staw, ze skłon­no­ściami do prze­mocy psy­chicz­nej i fi­zycz­nej.

Wie­sczy (lub wiesz­czy) to jedna ze sło­wiań­skich od­mian wam­pira, to ar­cha­iczne sło­wiań­skie okre­śle­nie ko­goś o nad­przy­ro­dzo­nych wła­ści­wo­ściach, cza­row­nika lub ja­sno­wi­dza. Mar­twy lub zmarły w nie­wy­ja­śnio­nych oko­licz­no­ściach wie­sczy to dzi­siej­szy wam­pir. Całą swoją wie­dzę i nad­przy­ro­dzoną moc może wy­ko­rzy­sty­wać prze­ciwko lu­dziom. W ko­anie mamy nie­mal wszyst­kie skład­niki wam­pi­rycz­nej po­stawy. Show­man pro­wa­dzi spo­tka­nie z pu­blicz­no­ścią, którą, jak się oka­zuje, pod­stęp­nie zwa­bił do te­atru. Jest non­sza­lancki oraz w pe­wien spo­sób uro­czy, na­wią­zuje kon­takt z pu­blicz­no­ścią i re­aguje na jej emo­cje, szcze­rze opo­wiada o za­mia­rach wam­pi­rów, wska­zu­jąc na ich me­todę dzia­ła­nia, i wresz­cie... oznaj­mia, że ze­brani zna­leźli się w pu­łapce.

Wiele osób ma po­dobne do­świad­cze­nia. Wam­pir jest show­ma­nem, od razu zwró­cisz na niego lub na nią uwagę w to­wa­rzy­stwie. Sku­pia na so­bie wzrok in­nych i za­rzą­dza sy­tu­acją. Osoby o ta­kim ry­sie oso­bo­wo­ści czę­sto na­zy­wamy nar­cy­zami. Nar­cyzm po­tocz­nie ozna­cza sa­mo­uwiel­bie­nie, sku­pie­nie na so­bie i ten szcze­gólny ro­dzaj au­to­kre­acji, który pcha lu­dzi do ro­bie­nia se­tek sel­fie, re­je­stro­wa­nia miejsc, w któ­rych je­dzą, lu­dzi, któ­rych spo­ty­kają, bu­tów, które no­szą. In­flu­en­cerki i youtu­be­rzy rzą­dzą. Nie­kiedy wy­daje się, że wy­star­czy po­ka­zać wy­pięte po­śladki, plecy z ta­tu­ażem, do tego skry­ty­ko­wać nowy ka­wa­łek zna­nego ra­pera i masz kli­kal­ność. Li­czy się ruch na stro­nie. Nar­cyzm, sa­mo­za­chwyt, idio­la­tria. Epoka ego­cen­try­ków. „Ży­jemy w epoce nie­doj­rza­łych ego­cen­try­ków” – po­mstują ko­men­ta­to­rzy.

Lu­dzie chcą sły­szeć to, co chcą sły­szeć, czyli to, w co wie­rzą. Lu­bimy, żeby ktoś po­twier­dził na­sze prze­ko­na­nia bez względu na to, czy są to rze­czy po­zy­tywne, czy ne­ga­tywne, bo wtedy czu­jemy się mą­drzy, a świat wy­daje się prze­wi­dy­walny. Lep­sze to niż co­dzienny wy­si­łek w znaj­do­wa­niu wła­snej drogi. Sta­wia­nie py­tań, na które mogą paść trudne od­po­wie­dzi, jest ry­zy­kowne. Py­ta­nia by­wają za­nadto bra­wu­rowe, bo jesz­cze się może oka­zać, że... twój mąż albo twoja firma, albo twój pro­boszcz, albo uko­chany li­der, albo naj­lep­sza przy­ja­ciółka, albo sio­stra... okażą się nie­wia­ry­godni. Od­naj­dziesz w nich ce­chy praw­dzi­wego psy­cho­paty, so­cjo­paty lub nar­cyza.

Nar­cyz i psy­cho­pata to w za­sa­dzie okre­śle­nia kli­niczne, choć mają cha­rak­ter pięt­nu­jący. Dla­tego współ­cze­śni kli­ni­cy­ści (psy­cho­lo­go­wie, te­ra­peuci, psy­chia­trzy) uni­kają tak do­sad­nych okre­śleń i po­słu­gują się ra­czej po­ję­ciem ze­społu ob­ja­wów lub cech oso­bo­wo­ści.

Nar­cyz

Nar­cyz po­tocz­nie to ów za­pa­trzony w sie­bie, ego­cen­tryczny czło­wiek, który sie­bie sta­wia za­wsze na pierw­szym miej­scu, kon­cen­truje uwagę na so­bie i mo­no­po­li­zuje przed­się­wzię­cia. W fir­mie i w ro­dzi­nie wszel­kie suk­cesy są jego. Jego jest pierw­sze i ostat­nie zda­nie. Dla współ­pra­cow­ni­ków ten ego­tyzm jest trudny do znie­sie­nia, zwłasz­cza gdy jest pod­szyty szy­der­stwem, zło­śli­wo­ścią, iro­nią i cy­ni­zmem. Osoba o nar­cy­stycz­nych ry­sach po­szu­kuje w ro­dzi­nie uzna­nia i wy­bu­cha, gdy tylko uwaga prze­staje być skie­ro­wana wprost na nią.

Ale nar­cyz cierpi. Naj­pew­niej zo­stał wy­cho­wany albo w na­do­pie­kuń­czym śro­do­wi­sku, które nie sta­wiało wy­raź­nych gra­nic dzie­ciom, albo prze­ciw­nie – w ro­dzi­nie re­pre­syj­nej, w któ­rej na­cisk, agre­sja i wy­gó­ro­wane ocze­ki­wa­nia wo­bec dzieci były na po­rządku dzien­nym.

Dla­tego nar­cyz stał się sa­mot­ni­kiem, choć z po­zoru oto­czo­nym ludźmi, który tę­skni za ak­cep­ta­cją i mi­ło­ścią. Ist­nieje znane po­wie­dze­nie, że gdy nie wia­domo, o co cho­dzi, to cho­dzi o pie­nią­dze. Nie­prawda – tu cho­dzi o mi­łość. Mi­łość wła­sną, mi­łość do sie­bie, mi­łość od­rzu­coną, o pra­gnie­nie mi­ło­ści. Nar­cyz po­szu­kuje mi­ło­ści, lecz wy­raża swoje pra­gnie­nie w spo­sób prze­sadny, a nie­kiedy bo­le­sny dla in­nych.

Cha­rak­te­ry­styczne dla nar­cyza jest funk­cjo­no­wa­nie bez kom­pasu mo­ral­nego, który w BIK na­zy­wamy eko­lo­gią. Więk­szość z nas stara się żyć i dzia­łać eko­lo­gicz­nie, zwłasz­cza gdy cho­dzi o in­nych lu­dzi, w myśl za­sady: „nie czyń dru­giemu, co to­bie nie­miłe”. Eko­lo­gia każe nam za­da­wać py­ta­nia: czy moje dzia­ła­nie ni­czego nie nisz­czy?, czy moje za­spo­ka­ja­nie po­trzeb nie od­bywa się ze szkodą dla in­nych? Eko­lo­gia za­tem za­pra­sza do po­sta­wie­nia się na miej­scu dru­giej osoby, dzięki czemu po­sze­rzamy spoj­rze­nie na daną sprawę o jej per­spek­tywę. Jest to za­sada oparta na em­pa­tii, dzięki któ­rej mo­żemy le­piej współ­od­czu­wać z in­nymi, po­dzie­lać czyjś dys­kom­fort, do­zna­jąc nie­przy­jem­nych od­czuć, ne­ga­tyw­nych emo­cji oraz cier­pie­nia. Nar­cyz na­to­miast od­zna­cza się upo­śle­dze­niem em­pa­tii, co dla oto­cze­nia zdaje się być naj­bar­dziej szko­dliwą ce­chą. Choć po­trafi ro­zu­mowo za­uwa­żać inny punkt wi­dze­nia, to emo­cjo­nal­nie nie jest w sta­nie wczuć się w uczu­cia in­nych lu­dzi. Brak em­pa­tii spra­wia, że osoba taka na­kie­ro­wana jest je­dy­nie na wła­sne ko­rzy­ści, czę­sto­kroć kosz­tem in­nych lu­dzi. Wy­zy­ski­wa­nie in­nych i ma­ni­pu­lo­wa­nie po­zwa­lają nar­cy­zowi kon­tro­lo­wać nie­sta­bilne po­czu­cie wła­snej war­to­ści.

Psy­cho­pata

Ina­czej jest z psy­cho­patą. Lu­dzie o ta­kich ce­chach są ra­czej su­rowi i chłodni, w prze­ci­wień­stwie do nar­cy­zów mają ugrun­to­wane, prze­sadne po­czu­cie wła­snej war­to­ści. Po­tra­fią in­nych trak­to­wać in­stru­men­tal­nie i wy­ko­rzy­sty­wać na chłodno do wła­snych ce­lów. Na­kła­dają nie­zli­czone ma­ski – za­zwy­czaj ta­kie, które na pierw­szy rzut oka są bar­dzo atrak­cyjne. Zna­ko­mi­cie roz­po­znają emo­cje in­nych osób, ale bra­kuje im em­pa­tii, choć po­tra­fią uda­wać em­pa­tycz­nych. Psy­cho­pata jest jak wam­pir, który karmi się cu­dzą ener­gią.

Mówi się, że je­śli w to­wa­rzy­stwie za­uwa­żysz osobę wy­ra­zi­stą, szar­mancką, za­dbaną, bły­sko­tliwą, która sku­pia na so­bie uwagę jak kró­lowa albo król balu – to może być psy­cho­pata. Nie pró­buj z nim grać w jego gry, bo za­wsze prze­grasz. Nie gra się z mi­strzem, który po­nadto zmie­nia re­guły gry, gdy jest mu to na rękę. Je­śli twój szef jest chłod­nym ma­ni­pu­lan­tem, cy­nicz­nym zło­śliw­cem, który wy­ko­rzy­stuje lu­dzi, a do tego sto­suje prze­moc psy­chiczną i może także fi­zyczną – ucie­kaj z ta­kiej pracy. Roz­licz urlop, od­daj lap­top, pod­pisz obie­gówkę i w nogi, póki mo­żesz, gdyż psy­cho­paci są mi­strzami rów­nież w uza­leż­nia­niu in­nych od sie­bie – prośbą, groźbą, obiet­ni­cami, ilu­zjami. W każ­dym ra­zie, je­śli jest prze­moc – ucie­kaj.

Przyj­muje się, że so­cjo­pa­tia po­wstaje na sku­tek ura­zo­wego wy­cho­wa­nia, zaś psy­cho­pa­tia ma źró­dła bio­lo­giczne i ge­ne­tyczne. Za­zwy­czaj psy­cho­paci są bar­dzo in­te­li­gentni i jed­no­cze­śnie nie­sły­cha­nie ego­cen­tryczni. So­cjo­paci by­wają mniej in­te­li­gentni i z tego po­wodu są też mniej prze­bie­gli. Jed­nakże nie bra­kuje im ego­cen­try­zmu. We­dług naj­now­szych ba­dań psy­cho­paci zna­ko­mi­cie po­tra­fią roz­po­zna­wać ludz­kie emo­cje. Dzięki temu mogą kon­tro­lo­wać lu­dzi, ma­ni­pu­lu­jąc ich emo­cjami, jed­nakże są po­zba­wieni em­pa­tii, czyli zdol­no­ści do współ­od­czu­wa­nia i współ­czu­cia. Mają wy­soki próg lęku, za­tem gdy inny czło­wiek po pro­stu boi się ry­zyka zwią­za­nego na przy­kład z szybką jazdą sa­mo­cho­dem, nur­ko­wa­niem w prze­rę­blu lub... po­peł­nie­niem prze­stęp­stwa – psy­cho­patę to kręci i mo­bi­li­zuje. Prze­kra­cza­nie gra­nic to jego dru­gie imię. Nie­mniej psy­cho­paci po­tra­fią być uro­czy, uwo­dzi­ciel­scy, szar­manccy. Je­śli wcho­dzisz na im­prezę i na­gle ktoś urzeka cię od pierw­szego wej­rze­nia swoją bły­sko­tli­wo­ścią, uro­kiem oso­bi­stym oraz wszech­stronną in­te­li­gen­cją, po­nadto jest w cen­trum za­in­te­re­so­wa­nia – uwa­żaj, to może być psy­cho­pata.

So­cjo­pata

So­cjo­paci na­to­miast są bar­dziej cha­otyczni, do prze­sady uraź­liwi na swoim punk­cie, a po­nadto roz­chwiani emo­cjo­nal­nie. By­wają cza­sem wręcz hi­ste­ryczni, dla­tego nie po­tra­fią ha­mo­wać wy­bu­chów zło­ści lub żalu. Fa­tal­nie re­agują na kry­tykę, za to lu­bią pro­wo­ko­wać i drę­czyć in­nych. Z tego po­wodu chcą mieć wła­dzę, która umoż­li­wia im kon­tro­lo­wa­nie in­nych, a na­wet wy­ży­wa­nie się na nich. Po­szu­kują wra­żeń, gdyż nie­usta­nie nu­dzą się za­równo w re­la­cjach mię­dzy­ludz­kich, jak i w sy­tu­acjach za­wo­do­wych. Dla­tego lu­bią wsz­czy­nać kon­flikty, dla sa­mej ucie­chy, że coś się roz­pada lub nisz­czeje, albo pło­nie jak Rzym.

Je­den, drugi i trzeci to czę­sto wy­kształ­ceni, in­te­li­gentni, za­możni, za­dbani lu­dzie na wy­so­kich sta­no­wi­skach. Po­tra­fią dą­żyć po tru­pach do celu, a ce­lem jest ich wła­sna ko­rzyść – duża lub mała, do­raźna lub dłu­go­fa­lowa. Dą­że­nie po tru­pach ozna­cza kłam­stwo, zdradę, ła­ma­nie za­sad, pod­ju­dza­nie in­nych, nie­kiedy dzia­ła­nia prze­stęp­cze. So­cjo­paci są za­zwy­czaj krót­ko­wzroczni, bar­dziej im­pul­sywni, a psy­cho­paci po­tra­fią długo no­sić w so­bie plan ze­msty i pie­czo­ło­wi­cie go re­ali­zo­wać – nie­rzadko la­tami. Jedni i dru­dzy lu­bią uży­wać gład­kich słó­wek.

Ty­grys

Je­den z naj­czę­ściej cy­to­wa­nych wier­szy an­giel­sko­ję­zycz­nych na­pi­sał Wil­liam Blake, a jego pierw­sza pu­bli­ka­cja da­to­wana jest na 1794 rok i nosi on ty­tuł The Ty­ger – Ty­grys. Słynna ali­te­ra­cja Blake’a, czyli po­wta­rza­nie gło­sek i ak­cen­to­wane ich w ko­lej­nych wy­ra­zach, wbija się w pa­mięć. Jest to efekt trudno prze­tłu­ma­czalny na ję­zyk pol­ski, dla­tego za­cy­tujmy frag­ment w ory­gi­nale.

Ty­ger! Ty­ger! bur­ning bri­ght

In the fo­re­sts of the ni­ght,

What im­mor­tal hand or eye

Co­uld frame thy fe­ar­ful sym­me­try?

Naj­więk­sze wra­że­nie robi na nas tłu­ma­cze­nie Sta­ni­sława Ba­rań­czaka:

Ty­gry­sie, bły­sku w gąsz­czach mroku:

Ja­kie­muż nie­ziem­skiemu oku

Przy­śniło się, że noc roz­świe­tli

Sku­piona groza twej sy­me­trii?

Ina­czej do tek­stu pod­szedł Ma­ciej Froń­ski

Ty­grys, ty­grys ja­sno pło­niesz w la­sach nocy

W ja­kich dło­niach

w nie­śmier­tel­nych ja­kich oczach

kształt twój straszny mógł się po­cząć?

Wiersz Blake’a prze­nik­nął do po­pkul­tury, był cy­to­wany w se­rialu o Bat­ma­nie, w ko­mik­sie o Spi­der­ma­nie, sta­nowi rów­nież tekst utworu ze­społu Tan­ge­rine Dream z płyty Ti­ger i wresz­cie po­ja­wia się w se­rialu Men­ta­li­sta jako motto se­ryj­nego mor­dercy o pseu­do­ni­mie Red John – prze­śla­dowcy głów­nego bo­ha­tera.

Ty­grys w wier­szu Blake’a jest uoso­bie­niem okrut­nego my­śli­wego, strasz­nego dra­pieżcy i w ja­kimś sen­sie bez­dusz­nego, ale ma­je­sta­tycz­nego zła, lecz nie o nim jest mowa, a o Stwórcy, który po­wo­łał do ży­cia i ja­gnię, i ty­grysa. Po­eta zaj­muje się fun­da­men­tal­nym dla chrze­ści­jań­stwa py­ta­niem o teo­dy­ceę, czyli przy­czynę zła. Je­śli Bóg Stwórca jest uoso­bie­niem wszel­kiego do­bra i jed­no­cze­śnie jest Bo­giem Mi­ło­sier­nym, to dla­czego go­dzi się na zło i po­twor­no­ści tego świata. Dłu­go­trwały roz­wój idei chrze­ści­jań­skich spra­wił, że dok­tryna ta jest czę­sto we­wnętrz­nie nie­spójna i nie­zbyt do­brze ra­dzi so­bie z py­ta­niami do­ty­czą­cymi cier­pie­nia nie­win­nych istot. Współ­cze­sny nam przy­rod­nik, eks­pert i prze­ni­kliwy my­śli­ciel Da­vid At­ten­bo­ro­ugh mówi wprost, że re­li­gijne czy ne­wage’owe idee o wspa­nia­ło­ści na­tury są prze­sa­dzone, bo prze­cież jak zna­leźć uza­sad­nie­nie „do­bry­styczne” dla ni­cie­nia Di­ro­fi­la­ria re­pens, który za­gnież­dża się w oku afry­kań­skiego dziecka i bez­pow­rot­nie uszka­dza mu wzrok lub od­biera ży­cie?

Elie Wie­sel, lau­reat Na­grody No­bla, który prze­żył KL Au­schwitz, po­twier­dził pu­blicz­nie 15 wrze­śnia 2008 roku w Lon­dy­nie, że re­la­cjo­no­wane przez niego zda­rze­nie – ra­bi­niczny „sąd nad Bo­giem” – miał miej­sce, że on sam brał w nim udział. Bóg Izra­ela są­dzony był za bier­ność wo­bec tra­ge­dii Ho­lo­cau­stu. Data ma ogromne zna­cze­nie, gdyż re­la­cja Wie­sela była kwe­stio­no­wana nie­jako w obro­nie Boga.

Z teo­dy­ceą i zło­ścią do Boga bo­ryka się rów­nież bo­ha­terka nie­któ­rych na­szych ko­anów – Zu­zanna. Od­dajmy jej głos w ko­lej­nym opo­wia­da­niu. Bę­dzie to zna­ko­mite roz­wi­nię­cie wcze­śniej­szej in­ter­pre­ta­cji i punkt wi­dze­nia wielu na­szych klien­tów i pa­cjen­tów.

Zu­zanna i mar­twy Bóg –
koan jako ciąg dal­szy in­ter­pre­ta­cji

Gdyby Bóg dał nam link do swo­jej strony, co bym do Niego na­pi­sała?

Chyba od razu na­pi­sa­ła­bym: „Ku*rwa, chyba Cię po­gięło! Dzieci ko­na­jące w mę­czar­niach na no­wo­twory krwi, na bia­łaczki, raki wą­troby i trzustki? Sa­dy­sto! Ma­leń­kie dzieci w slum­sach Kal­kuty że­brzące o wczo­raj­szy ro­ga­lik? Za­gło­dzona na śmierć Ery­trea i Je­men? A ty­siąc ki­lo­me­trów na pół­noc tony wy­rzu­ca­nej dzień w dzień żyw­no­ści, któ­rej nie prze­żarły i nie prze­tra­wiły otłusz­czone brzu­chy? Psy­cho­pato!”.

Na­pi­sa­ła­bym: „Księża pe­do­file w imię Twoje i pod Twoim szyl­dem krzyw­dzący dzieci? Dra­niu! Al­ko­hol i nar­ko­tyki wy­dzie­ra­jące umy­sły i du­sze mi­lio­nów lu­dzi? Po co nam da­łeś al­ko­hol i wszyst­kie te gówna, oprawco? Drę­czy­cielu, ska­za­łeś mi­liony lu­dzi na lęk i po­czu­cie winy, ba­wiąc się ich nie­świa­do­mo­ścią. Je­steś za­do­wo­lony, bar­ba­rzyńco?”.

Tak bym na­pi­sała. A po­tem jesz­cze pi­sa­ła­bym małą li­terą.

„A może ty po pro­stu je­steś ko­smitą, boże, który ba­wisz się jak kot my­szą słab­szym i głup­szym ga­tun­kiem. Ste­phen Haw­king miał ra­cję, pi­sząc, że wyż­szy ga­tu­nek nisz­czy i eks­ter­mi­nuje niż­szy, taka jest hi­sto­ria Ziemi. Cze­kamy na ko­smi­tów i do­cze­ka­li­śmy się w bo­skiej ręce, która w ni­czym nas nie wspiera, a je­dy­nie w oso­bach prze­bie­rań­ców po­wo­łu­ją­cych się na bo­skie imię, wci­ska nam kit. Co ci za­wi­niły nie­winne dzieci? Po co ci wojny? Na czym po­lega to niby wszech­mocne mi­ło­sier­dzie i ła­ska bo­ska?”.

Tak bym na­pi­sała.

Elie Wie­sel, lau­reat Po­ko­jo­wej Na­grody No­bla, przy­znał, że sąd ra­bi­nów nad Bo­giem opi­sany w jego książce z 1979 roku Pro­cès de Sham­go­rod tel qu’il se déro­ula le 25 février 1649 rze­czy­wi­ście od­był się na te­re­nie KL Au­schwitz i że sam au­tor w nim uczest­ni­czył. Wiele osób kry­ty­ko­wało Wie­sela, twier­dząc, że zmy­śla. „Skąd oni, wąt­piący, wie­dzą, co się wy­da­rzyło? Prze­cież ja tam by­łem. Wy­da­rzyło się to w nocy wio­sną 1943 roku. W są­dzie uczest­ni­czyły trzy osoby: ja i dwóch ra­bi­nów. Pod ko­niec sądu użyli oni zwrotu w ji­dysz: «ir shul­dik aundz epes», co zna­czy: «je­steś nam coś winny», za­miast stwier­dze­nia: «du bist shul­dik» – «je­steś winny». Po­tem po­szli­śmy się mo­dlić”.

Tacy oka­zali się wspa­nia­ło­myślni. Je­steś nam coś winny. Może wy­ja­śnie­nia? Je­śli ciężko cho­rzy, po­grą­żeni w bez­na­dziei bie­dacy naj­pierw do­znają po­rażki i de­struk­cji z woli bo­żej, a po­tem mo­dlą się o ła­skę, to prze­cież jest w tym czy­sta prze­moc. Bóg naj­pierw zsyła klę­skę, a po­tem ocze­kuje mo­dłów, aby z tej klę­ski uwol­nić bez­radne ofiary?

„Drę­czy­cielu, sa­dy­sto, ka­cie! Po­zwa­lasz, by różne sio­stry Ber­na­detty la­tami mal­tre­to­wały dzieci, aby w imię twoje od­by­wały się rze­zie, wojny, pło­nęły stosy. Po­zwo­li­łeś na Au­schwitz”.

Tak bym na­pi­sała. Ale nie na­pi­szę. Nie wy­słał nam Bóg linku. Nie ma z nim kon­taktu. Tę­gie głowy za­sta­na­wiają się, dla­czego za­milkł. Je­śli je­ste­śmy stwo­rzeni na jego ob­raz i po­do­bień­stwo, to może nie od­zywa się ze wstydu? The­odor Ad­orno za­py­tał, czy można po Au­schwitz pi­sać wier­sze, inni po­da­wali w wąt­pli­wość, czy można po Au­schwitz uzna­wać ist­nie­nie Boga i pod­trzy­my­wać ob­raz wszech­moc­nego i mi­ło­sier­nego stwórcy.

Eli Wie­sel wspo­mina, że pew­nego razu tuż przed bramą obozu es­es­mani po­wie­sili dwóch ży­dow­skich męż­czyzn i chłopca. Męż­czyźni umarli szybko, chło­piec długo się mę­czył, a po­zo­stali więź­nio­wie z ko­manda mu­sieli na to pa­trzeć. W pew­nym mo­men­cie Wie­sel za­py­tał szep­tem: „Gdzie jest Bóg? Jak on może na to pa­trzeć?”. Ktoś z tłumu od­po­wie­dział: „Jak to gdzie? Tu­taj. Wisi”.

In­ter­pre­ta­cja cd.

Red John

Red John – psy­cho­pa­tyczny se­ryjny mor­derca z se­rialu Men­ta­li­sta – nie ma złu­dzeń. Nie ma w so­bie też zło­ści i za­cie­trze­wie­nia Zu­zanny. Uważa się za ty­grysa, który po pro­stu, bę­dąc czło­wie­kiem, wró­cił do ko­rzeni. Mor­duje, gdyż jest dra­pież­ni­kiem. W na­tu­rze nie ma krzywdy ani winy, jest tylko siła. Wy­grywa sil­niej­szy, spryt­niej­szy, bar­dziej od­porny dra­pież­nik – oto cała fi­lo­zo­fia na­tury. W fi­nale se­rialu okrut­nym, prze­bie­głym mor­dercą oka­zuje się Tho­mas McAl­li­ster, sze­ryf hrab­stwa Napa, lu­biany i spo­kojny czło­wiek z są­siedz­twa, po pro­stu Tom. Straż­nik ładu i po­rządku, któ­remu po­win­ni­śmy ufać. Prze­wrotne prze­sła­nie sce­na­rzy­stów se­rialu wska­zuje, że wam­pi­rem może być ktoś, na kim po­le­gamy, kogo nie po­dej­rze­wa­li­by­śmy o złe in­ten­cje czy choćby o nie­wła­ściwe za­cho­wa­nie. To dość praw­dziwy ob­raz sy­tu­acji. Zło może przy­bie­rać różne ma­ski i bar­dzo czę­sto w na­szej re­al­nej pracy z pa­cjent­kami oka­zuje się, że part­ner, sza­no­wany oby­wa­tel, lu­biany ko­lega, do­bry mąż, w isto­cie wy­ka­zuje ce­chy wam­pira emo­cjo­nal­nego, a na­sza klientka jest jego ofiarą.

Zło w czło­wieku jest fak­tem, jest czę­ścią na­szej na­tury i ewo­lu­owało wraz ga­tun­kiem ludz­kim. Zda­rza się, że spo­kojny chło­pak z są­siedz­twa, gdy wy­je­dzie na wojnę, za przy­zwo­le­niem do­wód­ców, przy za­chę­cie ko­le­gów, w ob­li­czu bez­kar­no­ści ła­mie wszel­kie ludz­kie i bo­skie prawa i staje się kimś w ro­dzaju Reda Johna – cy­nicz­nym gwał­ci­cie­lem i mor­dercą. Rzecz po­lega na nie­wi­docz­nym prze­su­wa­niu gra­nic. Naj­pierw jest to agre­sja słowna, po­tem jej la­wi­nowe spię­trze­nie, wresz­cie dzia­ła­nia wprost agre­sywne i uza­sad­nie­nia, jak choćby ide­olo­giczne uzna­nie dru­giego czło­wieka lub ca­łej grupy za gor­szą, słab­szą, a osta­tecz­nie jej uprzed­mio­to­wie­nie. Wam­pir emo­cjo­nalny, który psy­chicz­nie i fi­zycz­nie znęca się nad swoją part­nerką, w pew­nym mo­men­cie uznał, że wła­śnie ona, a może wszyst­kie ko­biety, są isto­tami gor­szymi i god­nymi po­gardy. Wtedy może uru­cho­mić la­winę prze­mocy, która stop­niowo nisz­czy ofiarę.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: