Wolność człowieka gór - ebook
Wolność człowieka gór - ebook
„Co góry mogą dać człowiekowi? Myślę, że przede wszystkim mogą ofiarować mu wolność. Co człowiek może dać górom? Może je obdarzyć sztuką. Wynika z tego, że zawsze patrząc na góry, widzimy je poprzez ludzi gór, a patrząc na ludzi gór, widzimy ich poprzez góry. Trudno powiedzieć, gdzie przebiega granica”.
Ks. Józef Tischner
Góry od zawsze były bliskie sercu ks. Józefa Tischnera.
To tam czuł się naprawdę wolny.
W swoich tekstach mówi o tym, dlaczego o wolność należy dbać i jak z niej mądrze korzystać.
Wojciech Bonowicz dokonał wyboru nieznanych tekstów ks. Józefa Tischnera, które pomogą nam odzyskać wewnętrzny spokój i harmonię.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-6398-7 |
Rozmiar pliku: | 17 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Powyższe pytania towarzyszyły mi przy pracy nad niniejszym wyborem. Niewątpliwie wolność jest ich motywem przewodnim. Nawet tam, gdzie nie mówi się o wolności wprost, zakłada się milcząco, że to ona leży u podstaw najważniejszych ludzkich aktywności.
Jej szczególnym wyrazem jest kultura. Tischner czyta kulturę ludową, a w szczególności kulturę gór, kulturę Podhala, jako „pieśń wolności”. „Wolność jest tutaj szczytowym przejawem życia”, pisze. „Znakiem wolności jest bieg kozicy po grani i lot orła nad Tatrami. Znakiem jest wiatr i potok, śnieżna nawałnica i lawina. Wolność można zobaczyć w tańcu, można ją usłyszeć w śpiewie i w muzyce. Przestrzeń górska jest przestrzenią »Ślebody«: iść w góry to iść »na Ślebodę«. Cała mitologia góralska – zarówno ta dawna, zbójecka, jak najnowsza, partyzancka – osnuta jest wokół doświadczenia wolności”. Duch wolności, zdaniem Tischnera, przenika życie codzienne górali, skądinąd poddane rozmaitym koniecznościom, przenika ich obyczajowość, która musi harmonizować rozmaite sprzeczności, jakie pojawiają się w obrębie każdej wspólnoty, a także określa ich sposób przeżywania religii. „Bóg jest wolny i człowiek jest wolny. Wolny Bóg nie znosi widoku niewolników”. Jednak to właśnie w dziełach kultury duch wolności przejawia się najpełniej: każdy akt tworzenia – akt zamiany przeżycia w pieśń, we wzór czy w obraz – jest dowodem, że lud – inaczej, niż wyobrażali to sobie niektórzy z myślicieli romantycznych – nie „chodzi na konieczności szczudle”.
Czy była to jedynie idealizacja? Retoryczny chwyt? Próba ożywienia mitu, który obumierał wraz z przemianami, jakie zachodziły na podhalańskiej wsi? Niekoniecznie. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Tischner pisał te słowa, Wiesław Myśliwski w słynnym eseju _Kres kultury chłopskiej_ podkreślał: „Chłop przez wieki niewolny, w jednym był zawsze wolny – w słowie”. Język chłopski był to, zdaniem Myśliwskiego, „język konkretny, precyzyjny, nazywał rzeczy imionami, nie omówieniami czy symbolami, a co najważniejsze – nie miał poczucia bezradności. Znajdował nazwy w każdej potrzebie i dla każdej okoliczności. (…) Jeśli pojawił się nowy fakt, rzecz czy zjawisko, nazywał to sam z siebie, jak chciał, jak mu dyktowała własna intencja, jak ów fakt, rzecz czy zjawisko przystawało do jego doświadczenia, jaki wywoływało w nim stan emocjonalny i w jaką wchodził z nim zależność”.
Myśliwski mówi w gruncie rzeczy o tym samym co Tischner: chłop przez wieki mógł doświadczyć wolności tylko w jeden sposób – jako twórca. Tylko twórczość – nawet skromna, nietrwała i w jakiejś mierze naśladowcza – pozwalała mu w spontaniczny sposób wyrazić jakąś cząstkę własnego losu. Istotny, powtórzmy, był sam akt tworzenia. Ciało, ziemia i praca, jeśli nie w całości, to w znacznej mierze należały do kogoś innego. Wolne było tylko słowo. W kulturze Podhala było to, dodałby Tischner, przede wszystkim słowo pieśni – „nuta o ślebodzie”.
Dlaczego o tym przypominam? Nie tylko dlatego, że sformułowania te czytane dziś, w kontekście ożywionej dyskusji o ludowej historii Polski, nabierają szczególnego znaczenia. Zależy mi na tym, żeby pokazać, iż myślenie Tischnera o kulturze Podhala – i motywie wolności jako jej rysie najistotniejszym – nie było tylko repetycją pewnego wyobrażenia, ukształtowanego przez Młodą Polskę. Tischner dobrze znał twórczość młodopolskich pisarzy, w szczególności Kazimierza Przerwy-Tetmajera; chętnie sięgał po postaci i sceny zaczerpnięte z jego opowiadań. Tetmajer służył mu jednak w gruncie rzeczy do tego, by powiedzieć coś o współczesnym Podhalu, o świecie, który Tischner znał, w którym się wychował i za który czuł się odpowiedzialny. Odwołanie do literatury pomagało mu wskazać na uniwersalny wymiar góralskiej kultury. Tetmajer, mówił Tischner, wprowadził na narodową scenę takich bohaterów jak Maryna z Hrubego czy Jasiek Mosiężny, którzy stanęli na niej na moment obok Kmicica czy Gustawa przemieniającego się w Konrada. Mieli do powiedzenia coś innego i innym językiem; niestety, historia szybko zaczęła się znów oglądać na Kmiciców i Konradów… Tischner sięgał po Tetmajera, aby mówić o patriotyzmie i przywiązaniu do tradycji, ale odwołując się do niego, mówił też o miłości jako takiej, o sensie życia, zagubieniu i tęsknocie, o godności i znaczeniu ofiary, wreszcie o wolności, nie odczytywanej jedynie w perspektywie dążenia do politycznej suwerenności.
Bo wolność u Tischnera jest przede wszystkim aktem indywidualnego samorozumienia – odkrycia i nazwania tego, co człowiek uważa za najważniejszą dla siebie wartość, za swoje dobro. „Swoje” oznacza tu „przyswojone”, a nie „zdobyte”, „zawłaszczone”. Wolność jest u Tischnera przede wszystkim wolnością myślenia, odwagą zadawania pytań, spojrzeniem na rzeczywistość przez kolejne okno. Dzięki myśleniu człowiek „oswaja” świat, zaczyna w tym świecie czuć się „u siebie”. Dzięki myśleniu także „rezykuje” – przekracza własne ograniczenia, przede wszystkim własne lęki, które nie pozwalają mu się rozwinąć i otworzyć się na innych.
Tu zresztą Tischner idzie trochę pod prąd tego, co jest silnym motywem góralskiej kultury. Kultura ta jest przywiązana do posiadania – w dwojakim sensie tego słowa. Jest dumna z odziedziczonej tradycji, kultywuje ją i rozwija, czasem w formach przerośniętych, ale częściej w sympatycznych, towarzyszących codziennemu życiu, a szczególnie najważniejszym tego życia momentom. Równocześnie jednak wysoko ceni sobie posiadanie na własność: przekonanie, że „swojego trzeba bronić”, jest tu być może mocniejsze niż gdziekolwiek. Stąd zresztą charakterystyczna dla Podhala silna skłonność do konserwowania różnych rzeczy – zarówno dobrych, jak i złych.
Akcentując obecnego w tej kulturze ducha wolności, Tischner narażał się na zarzut, że ukazuje ludzi gór lepszymi, niż naprawdę są. Kto jednak przeczyta uważnie jego teksty, nie może nie dostrzec w nich licznych momentów krytyki. W latach dziewięćdziesiątych Tischner pisze o tym, że także Podhale dotknął „lęk przed wolnością”. Swoje zrobiła polityka, mnożąca obietnice, a jednocześnie podsycająca obawy. Swoje zrobiła religia – „katolicyzm rozbudzonych ponad miarę emocji”, wzmacniający w góralach przekonanie: „»jesteśmy lepsi« niż reszta świata”. Ale swoje zrobił też rozbudzony „apetyt na posiadanie” – nieprzypadkowo w podhalańskich homiliach Tischner tak często podkreśla wartość bezinteresowności i wspaniałomyślności, mówi o konieczności „poszerzania serc” i przypomina, że ważnym motywem etosu góralskiego jest „skarbić sobie takie skarby, wtore ani robok nie zje, ani rdza nie zniscy”.
Czy z rozważań autora _Historii filozofii po góralsku_ płynie też jakaś nauka dla tych, którzy niekoniecznie wśród gór wyrośli, ale chętnie w góry chodzą? Kiedy układałem niniejszą książkę, najmocniej przemówił do mnie fragment wstępu Tischnera do albumu ze zdjęciami Tatr wykonanymi przez Ryszarda Ziemaka. „Są rozmaite miłości do gór”, pisze Tischner. „Najczęściej spotykamy dziś tę, która chce na górach »zarabiać«; miłość wyrachowana przelicza każde swe spotkanie z górami na pieniądze. Obok niej umiejscawia się ta, która widzi w górach okazję do wyczynu sportowego; ta miłość wciąż pyta: kto kogo pokona, czy ja góry, czy góry mnie? I jest miłość, która o nic nie pyta, tylko patrzy, słucha, czuje”. I dodaje: „Myślę, że każdy czas, każdy wiek i każda epoka ma swój sposób odkrywania gór i karmienia się górami. Nie sądzę, aby to się skończyło. Byłbym raczej skłonny powiedzieć, że nasze czasy sprzyjają bardziej całościowemu i bardziej wnikliwemu podejściu do gór. Coraz wyraźniej widzimy, że tracąc góry, tracimy coś z siebie. Góry stały się częścią naszego człowieczeństwa. To przede wszystkim dzięki nim wiemy, że aby zrozumieć wolność, trzeba iść nie tylko po płaszczyźnie w prawo czy w lewo, ale również wstąpić w głąb, a potem trzeba chcieć i umieć wspiąć się na szczyt. Naszą wolnością jest nasze »wierhowanie«. Ale także: wolnością naszą jest przenikanie w głąb, szukanie tego, co nietykalne, jedyne, dziewicze. I przemienianie w wewnętrzny głaz człowieczeństwa”.
_Wojciech Bonowicz_