Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Wolności moja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wolności moja - ebook

Wolności moja. Książka o poszukiwaniu – reporterska podróż do granic wolności

 

Wolność to pragnienie, ekstaza, lęk i cena, jaką się za nią płaci. Nigdy nie jest pełna, zawsze coś ją ogranicza. Marzymy o niej, uciekamy przed nią, pragniemy i boimy się jej. Wolność to wybór – bywa trudny, a ci, którzy go dokonują, są trochę samotnikami. Tak jak bohaterowie tej książki.

Wśród nich znajdziecie osoby znane i zupełnie nie, Polaków i Szwedów, romantyków poliamorycznych, intelektualistów i artystów. A tematowi wolności przyglądamy się z wielu, czasem zaskakujących perspektyw. Opowiadają o niej postaci takie jak Agnieszka Holland, Sławomir Sierakowski, Piotr Ibrahim Kalwas i Andrzej Gryżewski. Zanurzamy się w opowieść o poszukiwaniu wolności, o jej traceniu i ponownym do niej powracaniu, spotykając po drodze także takie postaci jak Zlatan Ibrahimović, Elżbieta Podleśna, David Lagercrantz, pastorzy Kościoła Szwecji i szwedzka królowa Krystyna.

Tubylewicz z lekkością, a zarazem przenikliwością, zabiera nas w intelektualną podróż, w której konfrontujemy nasze wyobrażenia o wolności z rzeczywistością – czasem surową, czasem piękną.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8360-140-3
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wol­no­ści moja,
je­steś tak nie­jed­no­znaczna

Spóź­ni­łam się z tą książką, nie do­trzy­ma­łam za­pi­sa­nego w umo­wie ter­minu. Może nie da się pi­sać o wol­no­ści i nie­wol­ni­czo trzy­mać gra­fiku, trudno po­wie­dzieć. Na pewno są re­por­taże, które stra­ci­łyby, gdy­bym zmu­szona była wy­rzu­cić je z sie­bie rwą­cym po­to­kiem, na­pi­sać za­raz po zro­bie­niu wy­wiadu, na­tych­miast po od­by­ciu po­dróży, pod wpły­wem pierw­szego wra­że­nia, bez czasu na doj­rze­wa­nie, na no­sze­nie w so­bie.

W dzi­siej­szym świe­cie upie­ra­nie się, że po­trzebny jest czas na prze­my­śle­nia, na ule­że­nie się i uło­że­nie, za­czyna być po­stawą ra­dy­kalną, wol­no­ścio­wym sza­leń­stwem. Pi­sa­rze wy­plu­wają z sie­bie książki jak łu­ski sło­necz­nika. No cóż, wpraw­dzie Do­rota Ma­słow­ska na­pi­sała Wojnę pol­sko-ru­ską pod flagą biało-czer­woną w ciągu mie­siąca i jest to współ­cze­sny kla­syk, ale upie­ram się, że na rynku książki po­trzeba też wol­no­ści grze­ba­nia się.

Ha­sło „wol­ność cy­taty” wpi­sane w wy­szu­ki­warkę in­ter­ne­tową przy­nosi za­lew ludz­kich my­śli o tym, że bez wol­no­ści nie da się żyć, bo jest naj­waż­niej­sza. „Se­kre­tem szczę­ścia jest wol­ność” do­wo­dził Tu­ki­dy­des, „Naj­lep­szą drogą do po­stępu jest droga wol­no­ści” prze­ko­ny­wał John F. Ken­nedy, „Le­piej umrzeć w walce o wol­ność, niż być więź­niem przez całe ży­cie” śpie­wał Bob Mar­ley, „Nie uro­dzi­łem się po to, aby ktoś mnie znie­wa­lał!” grzmi z za­świa­tów Henry Da­vid Tho­reau. Wol­ność, schwy­tana w formę afo­ry­zmu lub pio­senki, elek­try­zuje i kusi. A jed­no­cze­śnie wy­star­czy odro­bina wni­kli­wo­ści, nie trzeba do tego Ucieczki od wol­no­ści Eri­cha Fromma, żeby uświa­do­mić so­bie, że gdy pa­trzymy w lu­stro, to bar­dzo nam do twa­rzy z my­ślą, że je­ste­śmy in­dy­wi­du­ali­stami, ale w zwy­kłym ży­ciu na ogół wol­no­ści się bo­imy. Dla­czego? Bo bywa, że ska­zuje na sa­mot­ność, a cza­sem też na in­ność, bo ma swoją cenę, bo uzna­nie cu­dzej wol­no­ści ozna­cza, że nic w ży­ciu nie jest stałe. Poza tym wol­ność jest wy­ma­ga­jąca, nie­jed­no­znaczna, trudna do uchwy­ce­nia, wy­myka się de­fi­ni­cjom – Joan Di­dion na­pi­sa­łaby, że to ob­raz, który drga na brze­gach.

Dla mo­jego szwedz­kiego zna­jo­mego te­raz, kiedy zbliża się do sześć­dzie­siątki, wol­no­ścią jest to, że prze­stał się tak bar­dzo przej­mo­wać zda­niem in­nych lu­dzi. Kie­dyś ich opi­nia oraz przy­na­leż­ność do grup i to­wa­rzystw, które mu im­po­no­wały, de­ter­mi­no­wały w jego ży­ciu nie­mal wszystko. Dziś jest to co­raz mniej ważne. Pół roku temu ze­psuł mu się te­le­fon ko­mór­kowy, w któ­rym miał po­nad pięć­set nu­me­rów zna­jo­mych. Nie udało mu się od­two­rzyć li­sty kon­tak­tów i po­czuł wy­zwo­le­nie. Zna­lazł nowe, nie­znane wcze­śniej miej­sce na swo­bodny od­dech. Rzecz nie­zro­zu­miała dla ko­goś, kto nie dą­żył w ży­ciu aż tak bar­dzo jak mój zna­jomy do tego, by błysz­czeć i być lu­bia­nym, ale dla tego kon­kret­nego czło­wieka była to wol­no­ściowa eu­reka.

Może gdy ode­rwiemy się od my­śle­nia o te­ma­tach z se­rii wiel­kich i po­waż­nych, od wol­no­ści na­ro­dów i wol­no­ści słowa, gdy sku­pimy się na te­ma­cie wol­no­ści jed­nostki, to okaże się, że jest ona za­wsze kro­jona na kon­kretną miarę. Nie ma cze­goś ta­kiego jak jedna wol­ność dla wszyst­kich.

Wielu po­wie, że wol­ność dają pie­nią­dze, a prze­cież każdy z nas spo­tkał w ży­ciu lu­dzi uwię­zio­nych w rze­czach i tro­sce o nie, zbyt za­ję­tych za­rzą­dza­niem ma­jąt­kiem i pre­sti­żem, by zna­leźć czas na co­kol­wiek in­nego. Przy­kłady am­bi­wa­len­cji tego typu można mno­żyć, ale nie o tym trak­tuje ta książka. O czym za­tem jest? My­ślę, że o po­szu­ki­wa­niu róż­nych ro­dza­jów wol­no­ści, o jej tra­ce­niu i po­now­nym do niej po­wra­ca­niu, a także o lu­dziach, któ­rzy wzbu­dzili moje za­in­te­re­so­wa­nie swoim spoj­rze­niem na ten te­mat, o ich pry­wat­nym, wręcz in­tym­nym do­świad­cze­niu. A poza tym o kilku waż­nych dy­le­ma­tach współ­cze­sno­ści, które do­dat­kowo kom­pli­kują od­po­wiedź na py­ta­nie, czym wol­ność w ogóle jest.

Po­ja­wiam się w tej książce i ja, moje my­śli, py­ta­nia i wnio­ski. Dla­czego? Bo upar­cie nie zga­dzam się z prze­ko­na­niem, że gdy opo­wia­damy o fak­tach i praw­dzi­wych lu­dziach, sami mamy znik­nąć. Ni­gdy nie go­dziła się na to wspo­mniana wcze­śniej Joan Di­dion, któ­rej re­por­taże pełne są pro­wa­dzo­nych z dy­stansu ob­ser­wa­cji, ale także jej sa­mej. Jak wy­ra­ził to Hil­ton Als w przed­mo­wie do zbioru tek­stów le­gen­dar­nej dzien­ni­karki Po­wiem wam, co o tym my­ślę, Di­dion uważa, „że prawda jest tym­cza­sowa, a je­dyną rze­czą, która ją po­twier­dza, jest to, kim je­steś w chwili pi­sa­nia tego czy tam­tego tek­stu, a twoje ra­do­ści, skłon­no­ści i uprze­dze­nia też są czę­ścią pi­sar­stwa”. Głę­boko się z tym zga­dzam.

Ja­kie są moje ma­rze­nia o wol­no­ści? Jest ich wiele i sporo już zre­ali­zo­wa­łam. Za wol­ność uwa­żam ży­cie po­mię­dzy Szwe­cją a Pol­ską, przy­na­le­że­nie do dwóch kra­jów, choć do żad­nego z nich tak do końca, pi­sa­nie w dwóch ję­zy­kach, wy­bie­ra­nie z go­to­wych kul­tu­ro­wych pa­kie­tów prze­ko­nań, które wy­dają się naj­bliż­sze mnie sa­mej. Mam wra­że­nie, że owo „po­mię­dzy” po­maga mi w od­naj­dy­wa­niu wol­no­ści my­śle­nia. A może tylko zmu­sza do pod­wa­ża­nia prawd uzna­wa­nych za stałe? Ma­ciej Za­remba Bie­law­ski w ar­ty­kule na te­mat Leny An­ders­son, pi­sarki i pu­bli­cystki (moi czy­tel­nicy mo­gli ją spo­tkać w książce Szwedzka sztuka ko­cha­nia. O mi­ło­ści i sek­sie na Pół­nocy), na­pi­sał słowa, które wy­dały mi się bli­skie: „Ist­nieje pe­wien szcze­gólny ro­dzaj scep­ty­ków, któ­rych pro­wo­kuje każda sy­tu­acja, w ja­kiej wy­czu­wają kon­sen­sus zbu­do­wany na owczym pę­dzie. Nie­ko­niecz­nie wzbu­dza ich nie­uf­ność sam dys­ku­to­wany pro­blem, cho­dzi ra­czej o pełną zgod­ność, to ona bu­dzi w nich po­dej­rze­nie, że mamy do czy­nie­nia z bez­myśl­no­ścią”. Ależ jest mi bli­ski ten ro­dzaj scep­ty­cy­zmu.

Ostat­nio za­czy­nam mieć po­czu­cie, że doj­rza­łość to także cie­kawa forma wol­no­ści. Zwłasz­cza ta doj­rza­łość, w któ­rej jest wiele sa­mo­świa­do­mo­ści – ma ją wielu mo­ich bo­ha­te­rów. Czy wol­ność jest dla nich ła­twa? Nie są­dzę. Czy są wolni? Może ra­czej tacy by­wają, ale na pewno bar­dziej niż wielu in­nych.Wol­ność we mgle

Po­szu­ki­wa­nia Ja­ro­sława Cze­cho­wi­cza

Gru­dzień 2022, osie­dle Ta­de­usza Ko­ściuszki, Wie­liczka – wol­ność po­zby­wa­nia się rze­czy

Śnieg ko­cha, słońca nie znosi. Za oknami śnieg i słońce. Sie­dzimy w jego miesz­ka­niu, w któ­rym jest dużo czer­wieni i wy­raźne ślady przy­tul­no­ści, ale co­raz mniej rze­czy. Półki, które były pełne ksią­żek, świecą pust­kami.

– Ota­cza­nie się rze­czami, które lu­bię, to była moja ob­se­sja. Po ży­ciu w dzie­wię­ciu wy­naj­mo­wa­nych miesz­ka­niach w Kra­ko­wie, w któ­rych wszystko było tym­cza­sowe i trzeba było py­tać wła­ści­ciela, czy wolno wbić gwóźdź, żeby po­wie­sić ob­ra­zek, wpro­wa­dzi­łem się do wła­snych czte­rech ścian i za­czą­łem gro­ma­dzić przed­mioty. Sta­łem się zbie­ra­czem ga­dże­tów, ob­raz­ków, fi­gu­rek, świecz­ni­ków, kub­ków, lam­pek. Po­tra­fi­łem czuć dziką sa­tys­fak­cję, że ku­pi­łem so­bie rzeźbę w kształ­cie ręki, która mi się spodo­bała. To była moja wol­ność: wejść na stronę z de­si­gner­skimi ak­ce­so­riami do domu i coś za­mó­wić. Raz od­wie­dził mnie zna­jomy i po­wie­dział, że w moim miesz­ka­niu nie mógłby wy­trzy­mać, bo jest w nim wszyst­kiego za dużo. Mnie było z tym przy­tul­nie, ale za­czą­łem ro­zu­mieć, że może robi się tu skan­sen. Kiedy pod­ją­łem de­cy­zję o wy­jeź­dzie na Is­lan­dię, uzna­łem, że nie będę pa­ko­wał tych kla­mo­tów w kar­tony i wy­sy­łał na wy­spę. Za­biorę ze sobą dwie wa­lizki po dwa­dzie­ścia pięć kilo i tyle: ubra­nia, kijki do nor­dic wal­kingu i może kilka czer­wo­nych do­dat­ków, żeby nie zwa­rio­wać od nad­miaru bieli. Naj­waż­niej­sze są jed­nak cie­płe swe­try i skar­pety, bo tam na­wet la­tem cho­dzi się w swe­trze, taka aura. I wiesz co, po­czu­łem wielką ulgę. Nową swo­bodę. Te­raz po­zby­wam się wszyst­kiego, na przy­kład tony pa­pie­rów. Po dzie­więt­na­stu la­tach pracy jako na­uczy­ciel mia­łem mnó­stwo ma­ku­la­tury, ja­kieś umowy, no­tatki jesz­cze ze stu­diów. Dwie nisz­czarki spa­li­łem, inna rzecz, że ku­pi­łem naj­tań­sze na Al­le­gro – jedna spa­liła się po ty­go­dniu cię­cia, a druga po dwóch ty­go­dniach. Mu­sia­łem do­koń­czyć nisz­cze­nia ręcz­nie, co oka­zało się mę­czące. Po­zby­wa­jąc się pa­pie­rów, uświa­do­mi­łem so­bie, że rów­nie ła­two mogę po­zbyć się wszyst­kiego, co tu­taj mam. W su­mie do ni­czego nie je­stem już przy­wią­zany. Cały mój księ­go­zbiór, ty­siąc pięć­set ksią­żek, prze­jął je­den an­ty­kwa­riat. Pa­trze­nie na pu­ste re­gały było z po­czątku trudne, bo książki były dla mnie za­wsze czymś naj­cen­niej­szym, fe­ty­szem, lu­bi­łem za­pach kar­tek, choć od lat wolę czyt­nik, kiedy od­daję się lek­tu­rze. Ale tak po ty­go­dniu, może dwóch, pu­ste półki prze­stały mi prze­szka­dzać i uświa­do­mi­łem so­bie, że przez całe ży­cie, a mam czter­dzie­ści cztery lata, przy­wią­zy­wa­łem się do cze­goś, co nie było istotne. Po­trzeba ota­cza­nia się rze­czami wy­ni­kała z tego, że wy­cho­wa­łem się w bie­dzie i jako dziecko ni­gdy ni­czego nie mia­łem. W pod­sta­wówce mnie styg­ma­ty­zo­wano, bo cho­dzi­łem z okrop­nym brą­zo­wym tor­ni­strem, a tylko taki matka mo­gła mi ku­pić, tylko na taki było ją stać, bo prze­pi­jała pie­nią­dze. Do dziś pa­mię­tam, jak w pierw­szej czy dru­giej kla­sie dzieci się ze mnie wy­śmie­wały, że jako je­dyny nie mam dżin­sów. Zresztą co tam spodnie, my z sio­strą czę­sto nie mie­li­śmy co jeść. Dla­tego w do­ro­sło­ści za­czą­łem zbie­rać rze­czy, roz­ko­szo­wać się tym, że mnie na nie stać. A te­raz czuję, jaka to wol­ność móc się tych rze­czy po­zbyć. Eu­fo­ryczna wol­ność!

Rok 2019, Sztok­holm – wol­ność ma­rzeń

Ze stra­chu przed la­ta­niem się nie wy­zwo­lił, ale na­uczył się go zno­sić. Długo ma­rzył o po­dró­żach, jed­nak myśl o wej­ściu do sa­mo­lotu pa­ra­li­żo­wała go. W końcu to prze­ła­mał i za­czął od­kry­wać kraje pół­nocy. W sa­mo­lo­tach umiera z prze­ra­że­nia, ale lata.

– Wiem, że to na­prawdę mało praw­do­po­dobne, że zginę w sa­mo­lo­cie.

Mój mózg to poj­muje, ale moje ciało nie. Na ty­dzień przed każ­dym lo­tem mam bie­gunkę, pocę się, nie mogę spać, trzęsę się cały. Nie je­stem w sta­nie nad tym za­pa­no­wać, po pro­stu pa­nicz­nie boję się la­tać i wcale mi to nie prze­cho­dzi. Im wię­cej la­tam, tym bar­dziej się boję, samo wej­ście do sa­mo­lotu jest dla mnie nie­sa­mo­wi­tym wy­sił­kiem, ogromną pracą. Ale la­tam, bo nie chcę, żeby mnie ten strach znie­wa­lał.

Jed­nym z pierw­szych kra­jów, które od­wie­dził, była Szwe­cja, nie pa­mię­tam do­kład­nie, w któ­rym roku przy­je­chał, ale to wtedy się za­przy­jaź­ni­li­śmy. W tym uśmie­cha­ją­cym się do mnie cie­pło czło­wieku w oku­la­rach w czer­wo­nych opraw­kach i w czer­wo­nych spodniach za­wsze im­po­no­wało mi to, że udało mu się ja­koś wy­zwo­lić z traum dzie­ciń­stwa, które opi­sał we wstrzą­sa­ją­cej książce Tok­sycz­ność. Al­ko­ho­lizm matki, sa­mo­bój­stwo ojca, bieda i de­gren­go­lada – po ta­kim dzie­ciń­stwie nikt nie może być w pełni nor­malny i ow­szem, on też ma pro­blemy, na przy­kład ze spa­niem, a do tego sporo dzi­wactw, które jed­nych ba­wią, a in­nych iry­tują. Na cu­dzą iry­ta­cję od­po­wiada ostro, więc miewa wro­gów. Ale nie jest zgorzk­niały. Wręcz prze­ciw­nie.

– To wła­śnie tego, czego na­prawdę nie chcia­łem prze­jąć po matce: jej zgorzk­nie­nia, tego za­wodu świa­tem i prze­rzu­ca­nia winy na oto­cze­nie, za­wsze na in­nych, na­wet gdy sa­memu coś się schrza­niło, po­psuło lub zruj­no­wało. Ona w ogóle była, wiesz, im­pre­gno­wana na kry­tykę. Ja mam zu­peł­nie ina­czej, choć też ła­two się na­je­żam, ła­two na­pi­nam, cały go­towy do ucieczki, ale od lu­dzi, któ­rzy są mi bli­scy, kry­tykę przyj­muję. I chcę do­brze żyć. Mia­łem bez­na­dziejne pierw­sze trzy­dzie­ści parę lat ży­cia, więc te­raz chcę żyć jak naj­le­piej, chcę być mak­sy­mal­nie szczę­śliwy i tyle.

Im star­szy, tym ma więk­szy ape­tyt na ży­cie, ra­dość dają mu po­dróże i prze­strzeń pół­nocy, dużo śniegu, mało lu­dzi. Za­mi­ło­wa­nie do wol­no­ści po­dróż­nika łą­czy z uza­leż­nie­niami. Od ni­ko­tyny uza­leż­niony jest tak bar­dzo, że w nocy wstaje kilka razy na pa­pie­rosa.

– Od pa­pie­ro­sów nie chcę się wy­zwa­lać i de­ner­wuje mnie styg­ma­ty­zo­wa­nie lu­dzi pa­lą­cych – mówi z prze­ko­na­niem. – Czy­ta­łem nie­dawno książkę Mi­ni­ster­stwo prawdy Car­losa Au­gu­sto Ca­sasa, hisz­pań­skiego pi­sa­rza, który bawi się w ko­lej­nego Or­wella. Opi­sał, zresztą dość ba­nal­nie, rze­czy­wi­stość w 2030 roku, kiedy pa­le­nie jest już prze­stęp­stwem. I to nie jest żadna dys­to­pia, bo na przy­kład w No­wej Ze­lan­dii lu­dzie uro­dzeni po 2009 roku mają do­ży­wotni za­kaz ku­po­wa­nia pa­pie­ro­sów. We­dług mnie to fa­szyzm. Sam palę całe ży­cie, ale ni­komu nie dmu­cham w nos. I na­wet się cie­szę z za­kazu pa­le­nia w knaj­pach, bo nie lu­bię pa­pie­ro­so­wego smrodu w po­miesz­cze­niach. Nie po­doba mi się jed­nak, że lu­dzie pa­lący pod­le­gają ostra­cy­zmowi, a to jest co­raz sil­niej­sze. Pa­pie­rosy rze­czy­wi­ście mnie znie­wo­liły, ale aku­rat im z przy­jem­no­ścią po­zwa­lam się znie­wa­lać, bo ja po pro­stu pa­lić lu­bię. Zdaję so­bie sprawę z tego, jak bar­dzo to szko­dzi. Po ma­mie mam skłon­ność do na­ło­gów, ale też mocne płuca, a pa­le­nie to dla mnie ele­ment toż­sa­mo­ści. Mu­szę mieć pa­pie­rosa i pa­trzeć na świat przez pry­zmat tej mgiełki.

Można prze­cież ko­chać wol­ność i być na­ło­gow­cem, jedno dru­giego w ogóle nie wy­klu­cza. Można być cie­płym w bli­skich re­la­cjach, a za­ra­zem ra­dy­kal­nym sa­mot­ni­kiem z aler­gią na ro­dzinne święta, związki mał­żeń­skie i inne spo­łeczne formy bli­sko­ści.

Od­wie­dził mnie w Sztok­hol­mie nie­długo przed pan­de­mią. Sie­dzie­li­śmy przy uliczce Söder­malm, na ze­wnątrz ka­wiarni, która za­miast ogródka miała wą­ski pa­sek chod­nika, więc krze­sła usta­wiono jak w te­atrze, a sceną była ulica. Jadł ka­napkę, naj­lep­szą w mie­ście – to nie przy­pa­dek, że za­bra­łam go wła­śnie do Pom & Flora. Ga­da­li­śmy o ży­ciu i ma­rze­niach. Po­wie­dział mi wtedy, że gdyby miał mniej lat i le­piej znał an­giel­ski, od razu prze­niósłby się na Is­lan­dię. No ale jest jak jest, w Pol­sce ma do­brą, choć źle płatną pracę, ko­cha za­wód na­uczy­ciela, nie­źle roz­wija się jego blog książ­kowy „Kry­tycz­nym okiem”, ma wła­sne miesz­ka­nie w Wie­liczce, które urzą­dził tak, jak so­bie wy­ma­rzył, w su­mie wy­godne ży­cie. No i nie ma prawa jazdy, a na Is­lan­dii bez sa­mo­chodu żyć się nie da. Dla­tego prze­nie­sie­nie się na pół­noc było oni­rycz­nym ma­rze­niem, baj­kową man­trą z se­rii „na eme­ry­tu­rze będę mieć do­mek w moim ulu­bio­nym miej­scu na Ziemi”. Po­mysł ty­leż piękny, co sur­re­ali­styczny, z ze­rową szansą na re­ali­za­cję.

Li­sto­pad 2022 – frag­ment bloga Jarka Cze­cho­wi­cza „Is­lan­dia na za­wsze”:

(...) Pod­ją­łem de­cy­zję, że wy­jeż­dżam do Is­lan­dii z po­cząt­kiem no­wego roku bez względu na to, czy sprze­dam miesz­ka­nie. Nie je­stem w sta­nie tak we­ge­to­wać dłu­żej. Po raz pierw­szy od de­kad moje ży­cie nie ma szcze­gó­ło­wego planu na naj­bliż­sze mie­siące. (...) Fa­scy­nuje i jed­no­cze­śnie prze­raża bez­miar moż­li­wo­ści, któ­rych nie można te­raz okre­ślić. Wie­rzę jed­nak, że wszystko się po­układa. Albo przy­naj­mniej bę­dzie ukła­dać stop­niowo. Zna­jomy mi po­wie­dział, że nie zna dru­giego czło­wieka, który byłby tak za­fik­so­wany na za­miesz­ka­nie w ja­kimś in­nym kraju. Chcę za­miesz­kać w kraju, który na­zwę swoim. Wie­rzę mocno w to, że Is­lan­dia nie od­rzuca lu­dzi da­rzą­cych ją mi­ło­ścią.

Sty­czeń 2024 – z wy­wiadu w „New­swe­eku”

(...) Gdy­bym jed­nak miał tu umrzeć, mimo wszystko umrę speł­niony. Ze świa­do­mo­ścią, że po­ko­na­łem wszel­kie ba­riery, wy­sze­dłem ze strefy kom­fortu i zro­bi­łem coś nie­wy­obra­żal­nego, na co więk­szość lu­dzi w moim wieku nie mia­łaby od­wagi. Mam z tego dziką sa­tys­fak­cję. Ale już nie wie­rzę w mity o ide­al­nych i szczę­śli­wych pań­stwach.

„Tu” to miej­sco­wość Ísa­fjörður na Fior­dach Za­chod­nich.

Wy­zwa­la­nie się z traumy

Jesz­cze nie wy­je­chał, jesz­cze nie sprze­dał miesz­ka­nia, spo­ty­kamy się w cza­sie, kiedy wszystko się koń­czy i wszystko się za­czyna, kiedy ma­rze­nia bu­zują w gło­wie i wszystko wy­daje się moż­liwe, na­wet ewen­tu­alna ko­niecz­ność pracy w prze­twórni ryb na Is­lan­dii to szczyt szczę­ścia, bo pro­wa­dzi go tam mi­łość. Ma oso­bo­wość uni­ka­jącą – unika związ­ków, unika zo­bo­wią­zań, unika nad­miaru to­wa­rzy­stwa, ale za­ko­chał się w Is­lan­dii do sza­leń­stwa. Twier­dzi, że to jego praw­dziwa matka: kra­jo­braz wy­spy jest mu tak bli­ski, że zrobi wszystko, żeby tam się zna­leźć, od­na­leźć, żyć. Wszystko, żeby po­czuć wol­ność sa­mot­nych po­dróży do naj­pięk­niej­szych miejsc.

– I za­bie­ram ze sobą kijki do nor­dic wal­kingu. Pod wpły­wem mo­ich licz­nych pro­ble­mów ze zdro­wiem: z wą­trobą, z bez­sen­no­ścią, od lat wła­ści­wie nie sy­piam, mam cu­krzycę i sze­reg in­nych scho­rzeń, uświa­do­mi­łem so­bie, że moim naj­więk­szym ka­pi­ta­łem w ży­ciu jest mój wła­sny or­ga­nizm. Za­nie­dba­łem ciało i w no­wych wa­run­kach przy­rod­ni­czych będę chciał się nad nim po­chy­lić, za­dbać o nie. Będę cho­dził, ćwi­czył. Poza tym mu­szę zro­bić prawo jazdy. Od tego za­cznę.

En­tu­zjazm Jarka pod­czas na­szego przed­wy­jaz­do­wego spo­tka­nia w Wie­liczce nie zna gra­nic. Spa­ce­ru­jemy po oko­licy. Na rynku spo­ty­kamy za­stęp­czy­nię bur­mi­strza, która za­pra­sza nas na kawę i ciastka, a po­tem ści­ska Jarka i obie­cuje, że zro­bią mu w mie­ście po­że­gna­nie bar­dziej ofi­cjalne. W po­bliżu wej­ścia do ko­palni soli Ja­rek robi na śniegu orła, a ja do­ku­men­ta­cję zdję­ciową. Po­zwa­lamy so­bie na dzie­cinne za­cho­wa­nia. Jest tak ra­do­śnie, tak ra­do­śnie, taka wol­ność by­cia sobą, taki psi­kus spóź­niony – kto by prze­cież uwie­rzył, że ten Cze­cho­wicz nie tylko gada o Is­lan­dii, ale po czter­dzie­stce na­prawdę rzuci wszystko i się tam prze­nie­sie. Sam, ze swoją słabą głową do ję­zy­ków i cia­łem nie­na­wy­kłym do pracy fi­zycz­nej. Taka przy­goda. Taka wol­ność i ra­dość! Na prze­kór temu, że po­czą­tek ży­cia był okropny.

– Mia­łem osiem lat. Kiedy za­my­kam oczy, wi­dzę na­brzmiałą twarz wi­szą­cego ojca. Wła­ści­wie nie wi­szą­cego, tylko tak jakby klę­czą­cego. Po­wie­sił się na fu­try­nie, to nie była od­po­wied­nia wy­so­kość, więc mu­siał ugiąć nogi, mocno do­ci­snąć pę­tlę. Mu­siał się bar­dzo po­sta­rać.

Zna­le­zie­nie po­wie­szo­nego ojca było jed­nym kosz­ma­rem, drugi, trwa­jący znacz­nie dłu­żej, to na­łóg matki, jej nie­koń­czące się pi­cie. Ja­rek miał silny in­stynkt prze­trwa­nia – kiedy cho­dził do pią­tej klasy, a jego sio­stra miała ja­kieś trzy lata, za­brano ich do domu dziecka. Sam to za­ła­twił. Cho­dził do urzędu gminy i, jak mówi, do­no­sił na matkę.

– Nie wiem, dla­czego sąd w końcu nas jej od­dał, bo można o niej dużo po­wie­dzieć, na przy­kład, że była na swój spo­sób silna i twarda, ale na pewno nie nada­wała się do ma­cie­rzyń­stwa. W Pol­sce uważa się, że ro­dzina bio­lo­giczna to naj­więk­sza war­tość, i nie tak ła­two się z tego wy­zwo­lić. A dla al­ko­ho­liczki dzieci są w ja­kiś spo­sób wy­godne. Nie wie­rzę, że o nas wal­czyła, bo miała silny in­stynkt ma­cie­rzyń­ski. Dzieci były uży­teczne, bo jak ka­zała, to przy­no­siły wódkę. Dzieci sprzą­tały. Dzieci same się sobą zaj­mo­wały. A gdy piła tak, że ro­biła pod sie­bie, to dzieci wrzu­cały ją pod prysz­nic i wy­mie­niały kubki, do któ­rych wy­mio­to­wała. Także w su­mie było jak w ho­telu. Kiedy do­ro­śli­śmy, matka piła już ina­czej, w spo­sób bar­dziej kon­tro­lo­wany, ale po­wiem ci, że ode­tchną­łem z ulgą, do­piero gdy umarła. Jak­kol­wiek strasz­nie to brzmi, dla mnie ozna­czało to wy­zwo­le­nie: Jezu, wresz­cie spo­kój, wresz­cie nie bę­dzie już dzwo­nić, wresz­cie nie będę mu­siał słu­chać jej ma­ru­dze­nia, tego beł­kotu. Od­ży­łem.

Li­sto­pad 2023 – frag­ment bloga „Is­lan­dia na za­wsze”

(...) dzi­siaj mija do­kład­nie dzie­sięć mie­sięcy, od­kąd przy­je­cha­łem na Is­lan­dię. To czas zmian i do­sto­so­wań. Ale także do­świad­czeń cze­goś, do czego nie można się do­sto­so­wać. Bo to, jak funk­cjo­nuje is­landz­kie pań­stwo, nie jest w tym mo­men­cie dla mnie do przy­ję­cia. Każ­demu, kto chce wpi­sać się z mą­dro­ścią, że masz, co chcia­łeś, albo jak nie pa­suje, to wy­jedź, po­le­cam da­ro­wać so­bie tę głę­bię ana­lizy mo­jej eg­zy­sten­cji. (...) Ostoją spo­koju i prze­strze­nią, w któ­rej re­du­kuję stresy oraz fru­stra­cje, staje się te­raz pa­ra­dok­sal­nie dom, a nie wy­cieczki, kon­takt z na­turą. Mój dom jest wspa­niały i do­ce­niam go za każ­dym ra­zem, kiedy sły­szę od zna­jo­mych, z kim i w ja­kich wa­run­kach miesz­kają, a także to, jak bez­sku­tecz­nie po­szu­kują sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cego ich lo­kum w oko­licy. (...) co­raz moc­niej do­ciera do mnie, że gdy­bym świa­do­mie i wie­dząc wszystko o tym pań­stwie, miał je wy­brać do ży­cia, abs­tra­hu­jąc od zimna i pej­zażu, po które przy­je­cha­łem, pew­nie ni­gdy bym się na to nie zde­cy­do­wał. Nie wie­rzę, że re­ceptą na szczę­ście tu­taj jest „do­sto­suj się”. Ale przy­je­cha­łem do Is­lan­dii wła­śnie dla zimna i pej­zażu, czuję się u sie­bie i nikt ani nic nie znisz­czy mo­jego prze­ko­na­nia, że je­stem we wła­ści­wym miej­scu, a dzie­sięć mie­sięcy temu za­częła się moja naj­pięk­niej­sza – choć trudna – ży­ciowa przy­goda.

Wy­zwo­lić się, żeby prze­żyć

– Już na stu­diach uświa­do­mi­łem so­bie, że po­trze­buję po­mocy, że z moim ba­ga­żem, z tym dzie­ciń­stwem, które mam za sobą, sam nie dam so­bie rady. Sko­rzy­sta­łem z po­mocy psy­chia­try, do­sta­łem ide­alne leki, choć tro­chę to trwało, za­nim było wia­domo co i jak. Mia­łem też te­ra­pię in­dy­wi­du­alną i gru­pową. Moim zda­niem każdy z nas po­wi­nien prze­żyć te­ra­pię gru­pową, bo to jest nie­sa­mo­wite do­świad­cze­nie. Sia­dasz so­bie z dzie­się­cioma oso­bami za­bu­rzo­nymi w różny spo­sób, z naj­prze­róż­niej­szymi pro­ble­mami i trud­nymi do­świad­cze­niami, a każda z nich twier­dzi, że to ona zo­stała naj­bar­dziej po­szko­do­wana przez los, to jej ży­ciowy pro­blem jest naj­więk­szy na świe­cie i nikt w ża­den spo­sób nie może jej po­móc. To zbyt skom­pli­ko­wane! Wszy­scy przy­szli na te­ra­pię, żeby ją ja­koś od­bęb­nić, bo tak im do­ra­dzono i tyle. I na­gle oka­zuje się, że obok sie­dzą lu­dzie z jesz­cze bar­dziej skom­pli­ko­wa­nymi pro­ble­mami niż twoje. Pra­cuje się z te­ra­peutą, ale po­tem gada też z in­nymi uczest­ni­kami i to daje per­spek­tywę. Moim zda­niem na­prawdę po­maga. Mnie po­mo­gło. Co nie zna­czy, że roz­wią­zało od razu wszyst­kie pro­blemy. Mu­sia­łem naj­pierw do­trzeć do dna pew­nych uza­leż­nień, bo ja je­stem osobą uza­leż­nioną nie tylko od pa­pie­ro­sów. Przez dwa­na­ście lat bra­łem w du­żych ilo­ściach leki na­senne. Uświa­do­mi­łem so­bie, że mu­szę prze­stać, kiedy ucie­kły mi z ży­cio­rysu trzy dni. Wzią­łem środki na­senne w po­nie­dzia­łek, to był, o ile pa­mię­tam zol­pi­dem, a obu­dzi­łem się w czwar­tek. Oka­zało się, że w tym cza­sie wy­cho­dzi­łem do ap­teki i ro­bi­łem inne rze­czy, ale mój umysł był kom­plet­nie wy­łą­czony. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych pewna ko­bieta wzięła zol­pi­dem, kilka sztuk, a po­tem śpiąc, po­je­chała na sta­cję ben­zy­nową i wy­strze­lała cały per­so­nel. Prze­ra­zi­łem się utraty świa­do­mo­ści. Wcze­śniej pro­wa­dzi­łem lek­cje na tych le­kach, bra­łem je so­bie rano dla roz­luź­nie­nia. Trzy ta­bletki po­walą ko­nia, a ja by­łem tak uza­leż­niony, że dwie, trzy sztuki to był mój spo­sób na re­laks. Wy­sze­dłem z tego, gdy uświa­do­mi­łem so­bie, że kom­plet­nie już nad tym nie pa­nuję. Efekt jest taki, że żyję w per­ma­nent­nej bez­sen­no­ści. Od lat wła­ści­wie nie prze­spa­łem nor­mal­nie nocy, leki na­senne roz­wa­liły mi sys­tem ner­wowy, ale nie je­stem już znie­wo­lony. Inna rzecz, że gdyby ktoś po­ło­żył przede mną paczkę ta­ble­tek na­sen­nych, to pew­nie długo by nie po­le­żały, ale mam tego świa­do­mość i da­łem so­bie radę z tym uza­leż­nie­niem. Oczy­wi­ście po­ma­gał mi psy­chia­tra, do­brał lżej­sze leki, które po­zwo­liły na nor­malne funk­cjo­no­wa­nie, nie by­łem jed­nak na żad­nym de­tok­sie. Ja chyba po pro­stu ce­nię so­bie wol­ność i je­śli coś mi ją za­biera, zro­bię wszystko, żeby się z tego wy­rwać, choćby nie wiem jak było trudno. Silny je­stem i ufam so­bie, dla­tego mogę te­raz zro­bić w ży­ciu re­wo­lu­cję i wy­je­chać. Wiesz, ja nie uwiel­biam Is­lan­dii w spo­sób ide­ali­zu­jący, nie uwa­żam, że wszystko, co is­landz­kie, jest cu­downe. Po­ciąga mnie przy­roda, na­tura i su­rowy kli­mat, księ­ży­cowe kra­jo­brazy. Chcę móc jeź­dzić po wy­spie i to mnie kręci. Dla­tego po pro­stu mu­szę mieć prawo jazdy i auto. Chcę mieć sa­mo­chód, wła­sny lub wy­po­ży­czony. Chcę mieć prze­strzeń, pu­stą drogę przed sobą. Chcę włą­czyć mu­zykę i je­chać, do­kąd­kol­wiek za­pra­gnę. Ni­komu nie sie­dzieć na gło­wie. Żyć na swo­ich za­sa­dach. Wy­na­jąć tam miesz­ka­nie, utrzy­mać się. Wiem, że to nie bę­dzie ta­kie pro­ste. Ni­gdy nie pra­co­wa­łem fi­zycz­nie, a pew­nie będę mu­siał. Ale dam radę. Wiesz, Is­lan­dia to taki kraj, w któ­rym jest mniej po­dzia­łów niż w Pol­sce, nie ma tej kla­so­wo­ści, tego fol­warku wiecz­nego, nie­rów­no­ści. Nie cho­dzi o to, że Is­land­czycy są me­ga­to­le­ran­cyjni, bo nie są, ale u nich obo­wią­zuje po­praw­ność po­li­tyczna i lu­dzie trzy­mają swój brak to­le­ran­cji na wo­dzy. Tam ni­kogo nie ob­cho­dzi, z kim ży­jesz, jak ży­jesz. Każdy ma to w no­sie. My­ślę, że ina­czej bę­dzie się tam od­dy­chać. Aż się boję, co bę­dzie za te parę mie­sięcy, je­żeli mi się w tej Is­lan­dii uda... O czym będę ma­rzył?

Gru­dzień 2023 – frag­ment bloga „Is­lan­dia na za­wsze”

Po pu­bli­ka­cji mo­jego ostat­niego po­stu, w któ­rym – jak mnie­mają nie­któ­rzy – śmia­łem na­rze­kać na kraj, w któ­rym roz­po­czą­łem nowe ży­cie, poza sło­wami wspar­cia, za które ser­decz­nie dzię­kuję, po­ja­wiło się sporo pu­blicz­nych i pry­wat­nych ko­men­ta­rzy od lu­dzi, któ­rzy znają moje ży­cie, jego prio­ry­tety, a także mnie sa­mego dużo le­piej ode mnie. Ka­na­powi mę­drcy, któ­rzy zde­cy­do­wali się na wy­kłady, po­ucze­nia, prze­strogi i uszczy­pli­wo­ści. Można od­nieść wra­że­nie, że wszystko, co tu­taj ro­bię, ro­bię nie­wła­ści­wie, a tylko dla­tego, że o pew­nych spra­wach śmia­łem na­pi­sać pu­blicz­nie. Wiem do­sko­nale, że je­stem na Is­lan­dii go­ściem, nikt mnie tu nie za­pra­szał i nikt się mnie tu nie spo­dzie­wał. Za­bie­ram miej­sce pracy, miesz­ka­nie i tlen ko­muś, kto mógłby je mieć i na­leży mu się bar­dziej, gdyż jest stąd. OK. Moja emi­gra­cja to mój wy­bór. Świa­domy wy­bór. Ale emi­gra­cja to nie tylko po­korne ze­zwa­la­nie na wszystko, co się otrzy­muje w za­mian za to, że miało się czel­ność po­ko­chać inny kraj i za­miesz­kać w nim.

– To było w ogóle tak, że po pan­de­mii po­le­cia­łem na pół­noc Nor­we­gii i po raz pierw­szy zo­ba­czy­łem zo­rzę po­larną i śnieg po pas. Uświa­do­mi­łem so­bie, że moje ży­cie za­czyna być ja­łowe, że nie może być tak, że je­stem na bez­piecz­nym szkol­nym eta­cie i cały rok zbie­ram kasę na to, żeby przez dwa ty­go­dnie po­sza­leć gdzieś w nor­dyc­kich kra­jach. Po­wie­dzia­łem so­bie: ko­niec z ta­kim ży­ciem, wy­jeż­dżam na Is­lan­dię i już.

Wol­ność na Fior­dach Za­chod­nich

W ciągu pierw­szego roku w Ísa­fjörður Ja­rek zna­lazł pracę w skle­pie z na­rzę­dziami, zro­bił prawo jazdy, ku­pił czer­wony sa­mo­chód, dał mu na imię Ma­ry­lin i prze­je­chał nim ty­siące ki­lo­me­trów. Udało mu się na­wet wy­na­jąć dom w Fla­teyri, w któ­rym po­ma­lo­wał ściany na czer­wono. Nie może się na­uczyć is­landz­kiego, mnó­stwo rze­czy go de­ner­wuje, nie prze­pada za nową pracą, na­rzeka na is­landzką służbę zdro­wia i na różne miej­scowe spe­cy­fiki. Było mu smutno, że nie mógł za­gło­so­wać w pol­skich wy­bo­rach, a nie miał moż­li­wo­ści do­je­chać na gło­so­wa­nie do Rej­kia­wiku. Bywa zmę­czony, wście­kły i sfru­stro­wany. Czy jest też wolny i szczę­śliwy? O tak. Wy­cho­dzi przed dom z kawą i pa­pie­ro­sem, i otula go mgła. Wtedy wie, że jest wolny.

PS

Li­piec 2024

Ja­rek na­dal mieszka w domu w Fla­teyri, ale ostat­nie mie­siące były trudne. Wio­sną – on, który tak bar­dzo ko­cha zimę i ciem­no­ści – miał już kom­plet­nie dość trwa­ją­cego bez końca od­śnie­ża­nia domu i pro­wa­dze­nia sa­mo­chodu po sku­tych lo­dem dro­gach. Mie­wał pro­blemy fi­nan­sowe, trud­no­ści w pracy. Sporo o tym pi­sał w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych, udzie­lił też wy­wiadu, który wy­wo­łał ogromne kon­tro­wer­sje. Wy­buchł wul­kan in­ter­ne­to­wego hejtu, ale pły­nęła też go­rąca lawa in­ter­ne­to­wego wspar­cia. Zmie­nił pracę, po­tem jesz­cze raz, ma co­raz mniej czasu na pi­sa­nie o książ­kach. Bywa mu bar­dzo trudno, ale się nie pod­dał, nie wró­cił. I to nie jest tak, że prze­stał ko­chać Is­lan­dię. W te wa­ka­cje nie bę­dzie miał dużo czasu na wol­ność po­dró­żo­wa­nia po is­landz­kich dro­gach, bo musi pra­co­wać, ale nikt z nas nie wie, jaki bę­dzie rok 2025. Na­dzieja to także forma wol­no­ści.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: