Wory. Tajemnice rosyjskiej supermafii - ebook
Wory. Tajemnice rosyjskiej supermafii - ebook
Ich charakter kształtowały sowieckie łagry i obozy karne. Gdy z nich wyszli, stali się najbardziej przerażającą rosyjską klasą przestępczą. Przetrwali stalinizm, zimną wojnę, Afganistan i upadek ZSRR. Świetnie się odnaleźli w nowej rosyjskiej rzeczywistości.
Przestrzegają surowego kodeksu. Tylko im wolno nosić charakterystyczne tatuaże. Tylko dla nich zarezerwowana jest nazwa wor w zakonie, która może i brzmi egzotycznie, ale w państwie Putina wzbudza strach i szacunek.
Poznaj elitę rosyjskiej mafii, która brutalnością przewyższa japońską yakuzę, włoską camorrę czy narkotykowe kartele Pabla Escobara. W świat mafiosów ze Wschodu wprowadzi cię Mark Galeotti, specjalista do spraw przestępczości zorganizowanej w Rosji, który temu tematowi poświęcił dwadzieścia lat. Z jego wiedzy korzystają rządy i policja na całym świecie.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-5780-1 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przebywałem w Moskwie w 1988 roku, pod koniec istnienia Związku Radzieckiego, gdy system powoli chylił się ku upadkowi, choć wtedy jeszcze nikt nie umiał przewidzieć, jak szybko nadejdzie koniec. Zbierając materiały do pracy doktorskiej na temat skutków wojny w Afganistanie, przeprowadzałem wywiady z afgańcami, jak ich nazywano, czyli rosyjskimi weteranami tego brutalnego konfliktu. Ilekroć mogłem, spotykałem się z każdym dwukrotnie, zaraz po tym, jak wyszedł z wojska, i rok później, żeby sprawdzić, jak się dostosował do życia w cywilu. Afgańcy w większości wracali z frontu z urazami psychicznymi, wstrząśnięci, ogarnięci gniewem, wybuchali złością na wspomnienie o potwornościach wojny i tragicznych frontowych pomyłkach, albo przeciwnie, zamykali się w sobie, popadali w odrętwienie. Ale przez rok niemal wszyscy zrobili to, co zwykle robi człowiek w podobnych okolicznościach: przystosowali się, poradzili sobie ze stresem. Koszmary nawiedzały ich rzadziej, a wspomnienia blakły, mieli pracę i dziewczyny, oszczędzali na samochody, wakacje albo mieszkania. Byli też i tacy, co nie potrafili albo nie chcieli niczego zmieniać. Zniszczeni przez wojnę uzależnili się od adrenaliny albo odrzucali konwencje i ograniczenia codziennego życia.
Na przykład Wadim został gliniarzem, wstąpił jednak nie do zwykłej służby, lecz do OMON-u, osławionych czarnych beretów, które potem wykorzystano jako oddziały szturmowe milicji podczas ostatnich prób zachowania systemu sowieckiego. Sasza został strażakiem, a więc pozostawał najbliżej wojennego życia, jak tylko się dało. Wtedy walczył w oddziale szturmowym kawalerii powietrznej. Jego zadaniem było czekać w gotowości, a gdy przyszedł rozkaz, wchodził na pokład jednego z wielkich, naszpikowanych karabinami maszynowymi i rakietami śmigłowców bojowych typu Mi-24, które żołnierze nazywali „garbusami”, żeby zniszczyć karawanę rebeliantów albo, co się zdarzało równie często, ratować towarzyszy broni schwytanych w pułapkę. Poczucie wspólnoty z innymi strażakami, sytuacje alarmowe, intensywne doznania podczas zagrażającej życiu, ale też konstruktywnej akcji, odgrywanie ważnej roli pozwalającej się wybić ponad szarą codzienność sowieckiego życia – wszystko to pomagało mu odtworzyć dawne dobre czasy w Afganistanie.
Był też Wołodia nazywany Czajnikiem z powodów, których nigdy nie poznałem (choć w gwarze więziennej czasem tak się określa bandytę). Żylasty, skłonny do wzruszeń i posępny, miał w sobie coś nieuchwytnie szorstkiego i niebezpiecznego, co na ulicy kazałoby mi przejść na drugą stronę, żeby go nie minąć. W wojsku służył jako strzelec wyborowy i jedynym, co go rozluźniało, otwierało, a nawet wywoływało w nim pewne ożywienie, była rozmowa o snajperskiej wintowce Dragunowa oraz ludziach, których z tego karabinu zabił. Inni afgańcy tolerowali Wołodię, choć raczej komfortowo się w jego towarzystwie nie czuli, nie lubili też o nim mówić. Forsy zawsze miał jak lodu, podczas gdy jego koledzy z trudem wiązali koniec z końcem, często mieszkając z rodzicami i pracując na kilku posadach. Przestało mnie to dziwić, gdy po jakimś czasie dotarło do mnie, że Wołodia został, jak to się mówi w rosyjskich kręgach przestępczych, _torpiedą_, czyli płatnym mordercą. Gdy upadły wartości i struktury państwa sowieckiego, przestępczość zorganizowana wydobyła się spod jego gruzów wolna od wpływu prominentów partii komunistycznej oraz czarnorynkowych milionerów. Rozrastając się, przyciągała nowe pokolenie rekrutów, wśród nich zniszczonych, rozchwianych emocjonalnie i rozczarowanych weteranów ostatniej wojny Związku Radzieckiego. Niektórzy zostawali ochroniarzami, inni żołnierzami, jedni łamali nogi komu trzeba, a inni – jak Wołodia ze swoim ukochanym karabinem – zabijali na zlecenie.
Nie wiem, co się z Wołodią stało potem – raczej nie wysyłaliśmy sobie kartek na święta. Prawdopodobnie skończył jako jedna z ofiar wojny gangów z końca lat dziewięćdziesiątych, toczonej nocą przy użyciu noży, bomb pod samochodami albo gradu pocisków z przejeżdżających aut. Tamta dekada dała początek tradycji monumentalnego upamiętniania zabitych gangsterów, których grzebano z godną _Ojca chrzestnego_ pompą, wykładając białymi goździkami drogę dla czarnych limuzyn, a na grobach stawiając olbrzymie pomniki z wyidealizowaną podobizną zmarłego. Wyjątkowo drogie (największe kosztowały powyżej 250 tysięcy dolarów w czasach, gdy dzienny zarobek wynosił około jednego dolara) i niewiarygodnie tandetne grobowce upamiętniały nie tylko zmarłego, ale też dorobek jego przestępczego życia: mercedesa, modny garnitur, ciężki złoty łańcuch. Czasem się zastanawiam, czy spacerując wzdłuż alejek któregoś z ulubionych cmentarzy moskiewskich gangsterów, może Wiedieńskiego w południowo-wschodniej części miasta albo Wagańkowskiego na północnym zachodzie, trafię kiedyś na grób Wołodii. Z całą pewnością został na nim uwieczniony jego ukochany karabin.
A jednak to dzięki Wołodii i jemu podobnym stałem się jednym z pierwszych zachodnich naukowców bijących na alarm w sprawie powstania i możliwych konsekwencji działania rosyjskiej przestępczości zorganizowanej, bo wcześniej doniesienia na ten temat zwyczajnie ignorowano, może z chwalebnym wyjątkiem prac naukowców emigracyjnych. Ludzie często padają ofiarą nadmiernej kompensacji, może więc musiało tak być, że nieświadomość z lat dziewięćdziesiątych XX wieku ustąpiła miejsca panice. Powszechny na Zachodzie zachwyt po wygraniu zimnej wojny szybko się przerodził w przerażenie: sowieckie czołgi nigdy nie stanowiły poważnego zagrożenia dla Europy, za to postsowieccy gangsterzy – jak się okazało – stanowili niebezpieczeństwo o wiele bardziej realne. Zanim się zorientowaliśmy, szefowie brytyjskiej policji opracowywali prognozy uwzględniające porachunki rosyjskich przestępców na sielskich przedmieściach Surrey, naukowcy zaś zaczęli mówić o globalnym _pax mafiosa_, zgodnie z którym zorganizowane grupy przestępcze podzieliły się wpływami na całym świecie. Oczywiście do niczego podobnego nie doszło, rosyjskie gangi nie sprzedały bomb nuklearnych terrorystom, nie wykupiły krajów Trzeciego Świata, nie przejęły Kremla ani nie osiągnęły żadnego z niesamowitych celów, które im przypisywano.
Lata dziewięćdziesiąte XX wieku rzeczywiście były czasem chwały rosyjskich gangsterów, od tamtej pory jednak, pod rządami Putina, tradycyjne gangsterstwo ustąpiło miejsca kleptokracji. Ucichły awantury na ulicach, gospodarka się ustabilizowała i mimo chłodnej wojny, która trwa od konfliktu na Krymie, Moskwę zdobi obecnie tyle samo kawiarń Starbucks oraz innych ikon globalizacji co każdą europejską stolicę. Rosyjscy studenci nadal tłumnie wyjeżdżają na zagraniczne uniwersytety, akcje rosyjskich firm debiutują na giełdzie w Londynie, a ci z rosyjskich bogaczy, którzy nie zostali objęci sankcjami, spotykają kolegów z całego świata podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, przy okazji biennale w Wenecji albo na stokach narciarskich w Aspen.
Przez wszystkie lata od spotkania z Wołodią zarówno w kraju, jak i za granicą zajmuję się rosyjskim światem przestępczym jako naukowiec, doradca rządu (w tym brytyjskiego Biura Spraw Zagranicznych oraz Wspólnoty), biznesu i policji. Obserwowałem jego sukcesy i upadek, a raczej zmianę, stopniowe oswajanie świata przestępczego przez elitę polityczną – na swój sposób o wiele bardziej bezwzględną niż dawni mafijni bossowie. Mimo to wciąż towarzyszy mi wspomnienie tego przerażonego wojną snajpera, zarazem ofiary i sprawcy nowej fali rosyjskiego gangsteryzmu, metafory społeczeństwa, które miało niebawem wpaść w wir niemal nieograniczonej korupcji, przemocy i przestępczości.
Wspomnieć należy zwłaszcza o Walerym Czalidze i jego książce _Criminal Russia: Essays on Crime in the Soviet Union_ (New York: Random House, 1977), choć wzmianki na ten temat znajdujemy też w pamiętnikach byłych więźniów gułagów.Wprowadzenie
_Wilk zmienia sierść, ale nie zmienia natury_.
– przysłowie rosyjskie
W 1974 roku w Strielnej na północny wschód od Leningradu, jak wówczas nazywano Petersburg, woda wyrzuciła na brzeg nagie zwłoki. Widok nie był przyjemny. Co prawda w wodzie do ciała nie miały dostępu bakterie i insekty, które niszczyłyby je na lądzie, ale za to przez kilka tygodni było ono pożywieniem dla mieszkańców mórz, a ci szczególnie chętnie wybierali oczy, usta i kończyny. Głębokie rany cięte w brzuchu zmarłego mężczyzny jednoznacznie wskazywały na przyczynę śmierci. Brak odcisków palców i jakichkolwiek ubrań oraz napuchnięta, porozbijana o skały i częściowo wyjedzona twarz nie pozwalały na rozpoznanie zwłok konwencjonalnymi metodami. Można było oczywiście szukać dokumentacji dentystycznej, ale wtedy komputerowe bazy danych praktycznie jeszcze nie funkcjonowały, a nawet gdyby istniały, to denat miał tanie metalowe korony zamiast większości zębów, które zapewne stracił podczas burd i rozrób. Nikt zmarłego nie poszukiwał. Zresztą nie pochodził on nawet z regionu leningradzkiego.
Mimo to w ciągu dwóch dni został zidentyfikowany dzięki tatuażom, które licznie zdobiły jego ciało.
Tatuaże oznaczały, że denat był _worem_, czyli dosłownie „złodziejem”, ale słowem _wor_ nazywa się też członków sowieckiego świata przestępczego, znanego jako _worowskoj mir_, czyli złodziejski świat, a także żyjących w gułagach, czyli sowieckich obozach pracy. Prawie wszystkie tatuaże na jego ciele dobrze się zachowały, sprowadzono więc eksperta od ich odczytywania, byłego strażnika więziennego, który przeszedł do pracy w milicji jako śledczy. Wystarczyła mu godzina, żeby rozpoznać tatuaże. Skaczący jeleń na piersi? Wyrok w jednym z obozów pracy na dalekiej północy. Słynęły z ostrego rygoru, dlatego pobyt tam dawał powód do dumy w zdominowanym przez macho świecie zawodowych przestępców. Owinięty łańcuchami nóż na prawym przedramieniu? Użycie przemocy za kratkami, ale nie morderstwo. Krzyże na trzech knykciach? Trzy odbyte wyroki więzienia. Jednak najbardziej znamienna była chyba kotwica na ramieniu, do której później dotatuowano pierścień z drutu kolczastego: weteran marynarki wojennej, który został skazany za przestępstwo popełnione podczas służby wojskowej. Te szczegóły pozwoliły w miarę szybko zidentyfikować denata jako Matwieja Łodocznika, czyli „Łodziowego”, byłego bosmana, który mniej więcej dwadzieścia lat wcześniej prawie na śmierć pobił rekruta, gdy wyszło na jaw, że sobie dorabia, nielegalnie sprzedając towary z wojskowych magazynów. Został zdegradowany oraz skazany na cztery lata w kolonii karnej, gdzie zetknął się ze światem przestępczym, potem dostał jeszcze dwa wyroki skazujące, w tym do obozu o zaostrzonym rygorze. Ostatecznie przystał do grupy przestępczej w Wołogdzie, mieście odległym od Strielnej o ponad pięćset kilometrów.
Milicja nigdy nie ustaliła, po co Matwiej przyjechał do Leningradu ani dlaczego zginął, i szczerze mówiąc, pewnie im na tym nie zależało. Ale tempo, w jakim zidentyfikowano zwłoki, nie świadczy jedynie o znaczeniu stosowanego przez rosyjskich przestępców języka obrazkowego, ale też o jego uniwersalności. Tatuaże denata były nie tylko dowodem jego przynależności do kryminalnego świata, lecz także _curriculum vitae_.
Oczywiście każda subkultura przestępcza ma swój własny język werbalny i wizualny. Japońscy yakuza noszą wymyślne tatuaże smoków oraz chryzantem i historycznych bohaterów. Amerykańscy bandyci uliczni wybierają dla swoich gangów kolory. Każda przestępcza specjalność ma specyficzną nazwę, a każde środowisko – swój slang. Wszystko to służy różnym celom, choćby odróżnieniu obcych od swoich albo demonstrowaniu lojalności wobec grupy, Rosjanie są jednak wyjątkowi, gdy mowa o skali i homogeniczności języków przestępczych, zarówno werbalnych, jak i wizualnych, co stanowi uderzający dowód nie tylko na wewnętrzną spójność ich złożonego przestępczego świata, ale też na determinację, z jaką odrzucali, a nawet prowokowali główny nurt życia społecznego. Szczegółowa analiza języków, którymi się posługują _wory_, mówi nam wiele o ich priorytetach, zainteresowaniach i pasjach.
Subkultura _worów_ sięga czasów carskich, ale została radykalnie przekształcona w stalinowskich gułagach między latami trzydziestymi a pięćdziesiątymi XX wieku. Najpierw przestępcy kategorycznie i bezkompromisowo odrzucili świat regulowany przepisami i normami, tatuując się w dramatycznym geście nieposłuszeństwa. Opracowali swój własny język oraz własne zwyczaje, mieli też własne autorytety. Najważniejszym był _wor w zakonie_, czyli dosłownie złodziej w prawie, przy czym „prawo” odnosiło się do ich własnych zasad, nie do norm reszty społeczeństwa.
Po latach status _worów_ się zmienił, ponieważ nowe przestępcze pokolenie uległo pokusie współpracy z cynicznym i pozbawionym hamulców moralnych państwem. _Wory_ stracili prymat, podporządkowując się baronom czarnego rynku i skorumpowanym notablom partii komunistycznej, nie zniknęli jednak w odmętach szarości lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a gdy system sowiecki zaczął się chylić ku nieuniknionemu upadkowi, znów wypłynęli na powierzchnię. Po raz kolejny się zreformowali, żeby sprostać wymogom chwili. W postsowieckiej Rosji zbratali się z nową elitą. Tatuaże zniknęły albo zostały ukryte pod świeżo wyprasowanymi białymi koszulami. Narodził się nowy gatunek pazernych gangsterów-biznesmenów, tak zwanych _awtoritietów_. W latach dziewięćdziesiątych do wzięcia było wszystko i nowi _wory_ czerpali z życia pełnymi garściami. Majątek państwowy był prywatyzowany za ułamek wartości, biznesmenów zmuszano do płacenia za ochronę, której nie potrzebowali, a wraz z upadkiem żelaznej kurtyny rosyjscy gangsterzy wyruszyli w świat. Styl życia _worów_ na swój sposób odzwierciedlał zmiany, przez które przechodziła Rosja w XX wieku.
W trakcie tych zmian przestępczość zorganizowana – którą w jednej z poprzednich prac zdefiniowałem jako „ustawiczną działalność prowadzoną w oderwaniu od tradycyjnych i prawnych struktur społecznych przez grupę osób współpracujących w ramach hierarchii stworzonej przez siebie dla uzyskania władzy i prywatnych korzyści poprzez działania niezgodne z prawem” – zaczęła krzepnąć, bo też i sama Rosja stawała się coraz bardziej zorganizowana. Po roku 2000, gdy pod rządami prezydenta Władimira Putina następowała restauracja władzy centralnej, nowi _wory_ znów musieli się dostosować, odchodząc nieco w cień, a nawet podejmując pracę dla struktur państwa, gdy było to konieczne. W wyniku tego procesu rosyjska przestępczość zorganizowana stała się zarazem międzynarodowym straszakiem, globalną marką i pojęciem szeroko kwestionowanym. Niektórzy widzieli w niej nieformalne ramię Kremla, nonszalancko lekceważąc Rosję jako państwo mafijne, zdaniem innych zaś spadkobiercy dawnych _worów_ byli po prostu nieokreśloną zbieraniną kłopotliwych, ale niczym się niewyróżniających gangsterów, natomiast z relacji korespondentów mediów zachodnich można by wyciągać wniosek, że rosyjscy przestępcy są globalnym zagrożeniem w każdym obszarze jako najbrutalniejsi bandyci, najzdolniejsi hakerzy i najskuteczniejsi zabójcy. Jak na ironię każda z tych opinii jest w pewnym sensie prawdziwa, nawet jeśli myląca albo utworzona na podstawie niewłaściwych przesłanek.
Pozostaje pytanie, dlaczego w czasach, gdy przestępczość staje się coraz bardziej globalna, międzynarodowa i kosmopolityczna, jeden etniczno-kulturowy odłam świata przestępczego miałby zasługiwać na specjalną uwagę?
Rosyjska przestępczość zorganizowana stanowi potężne wyzwanie. W samej Rosji osłabia ona działania zmierzające do kontrolowania i dywersyfikacji gospodarki krajowej. Hamuje wysiłki wspierające wprowadzenie lepszych rządów. Przeniknęła do struktur finansowych i politycznych, przez co także niszczy „narodową markę” za granicą (wszechobecny stereotyp rosyjskiego gangstera i skorumpowanego biznesmena). Jest też jednak wyzwaniem na skalę światową. Rosyjska – czy też eurazjatycka – przestępczość zorganizowana – jakkolwiek ją zdefiniujemy – działa aktywnie i agresywnie na całym świecie jako jedna z najdynamiczniejszych sił nowego, ponadnarodowego świata przestępczego. Dostarcza uzbrojenie powstańcom i gangsterom, prowadzi handel narkotykami i ludźmi oraz oferuje wszelkie możliwe usługi przestępcze – od prania pieniędzy po hakowanie komputerów. Ze wszystkich tych powodów jest ona w takim samym stopniu objawem, co przyczyną niepowodzenia wysiłków podejmowanych przez władze oraz elity polityczne Rosji dla wprowadzenia i umocnienia rządów prawa, podczas gdy niemal cała reszta świata chętnie i z wielką ochotą pierze pieniądze gangsterów, sprzedając im apartamenty w kosztownych lokalizacjach.
Tematem tej książki jest rosyjska przestępczość zorganizowana, a raczej rosyjscy zorganizowani przestępcy, szczególnie zaś wyjątkowa i brutalna kultura przestępcza _worów_. Ta subkultura przestępcza przekształcała się okresowo wraz z nastaniem nowych czasów i nowych możliwości. Wytatuowani bandyci, którzy po doświadczeniach w obozach pracy zupełnie się nie bali współczesnych więzień, przeszli tak wielką przemianę, że jakby przestali istnieć. Współcześni rosyjscy przestępcy unikają nawet określenia _wor_, ignorując hierarchię i ograniczenia, które się z nim wiążą. Nie oddzielają się już od reszty społeczeństwa, rezygnują z tatuaży, które jawnie klasyfikowały ich do _worowskiego miru_ (przez co Matwieja trudniej byłoby dziś zidentyfikować jako przestępcę). Ale przyjęcie na tej podstawie założenia, że _wory_ całkiem zniknęli, a rosyjska przestępczość zorganizowana straciła swoją odrębność, byłoby poważnym błędem. Nowi ojcowie chrzestni mogą się przedstawiać jako _awtoritiety_, prowadzić działalność – od w gruncie rzeczy legalnej po całkowicie przestępczą – angażować się w politykę i brylować na balach charytatywnych, są jednak spadkobiercami ducha, determinacji i bezwzględności _worów_, o których mafijny boss z Nowego Jorku powiedział kiedyś: „My, Włosi, zabijemy ciebie. Ale Rosjanie są szaleni, oni zabiją całą twoją rodzinę”.
Książka skupia się na trzech głównych zagadnieniach. Po pierwsze, rosyjscy gangsterzy są – a przynajmniej byli – wyjątkowi. Ukształtowały ich gwałtowne przemiany polityczne, społeczne i gospodarcze – od upadku caratu, przez zawirowania stalinowskiej modernizacji, po rozpad ZSRR – które niosły ze sobą specyficzne ograniczenia i możliwości. Choć do pewnego stopnia gangsterzy są tacy sami na całym świecie, a Rosjanie funkcjonują przecież w coraz bardziej homogenicznych strukturach globalnej przestępczości, to jednak tradycje, hierarchia i działalność rosyjskich przestępców przez długi czas bardzo się różniły, także gdy idzie o relacje z głównym nurtem społecznym.
Po drugie, przestępcy są ponurym odzwierciedleniem rosyjskiego społeczeństwa. Chociaż często podkreślali, że funkcjonują poza głównym nurtem, to jednak byli i nadal są jego cieniem, zależnym od zachowań i czasów. Badanie ewolucji rosyjskiego świata przestępczego mówi nam też coś o rosyjskiej historii oraz kulturze i jest ważne zwłaszcza dzisiaj, kiedy granice między przestępstwem, biznesem i polityką są często nie dość wyraźne, choć ważne.
Po trzecie wreszcie, rosyjscy gangsterzy nie tylko zostali ukształtowani przez zmieniającą się Rosję, lecz także sami ją kształtowali. Wartością tej książki, mam nadzieję, jest również to, że odnosi się ona do mitów na temat przestępczej dominacji nowej Rosji, jednocześnie analizując wpływ świata przestępczego na to, co się dzieje na powierzchni. Czy pojawienie się nowego gatunku myślących globalnie przestępców-biznesmenów w miejsce wytatuowanych recydywistów oznacza ucywilizowanie przestępczości, czy kryminalizację rosyjskiej gospodarki i społeczeństwa? Czy Rosja jest państwem mafijnym i co w ogóle ten termin oznacza?
Czy Rosją rządzą gangsterzy? Oczywiście nie. Poznałem wielu stanowczych i oddanych policjantów oraz sędziów, którzy z przestępcami walczą. Ale w biznesie i polityce stosowanych jest wiele metod, które więcej zawdzięczają _worowskiemu mirowi_ niż kulturze prawnej, władze państwowe wynajmują hakerów i zbroją bandytów na potrzeby toczonych przez siebie wojen, a na ulicach słychać _worowskie_ piosenki i slang. Nawet prezydent Putin używa go od czasu do czasu, żeby umocnić swoją pozycję wśród ludzi ulicy. Może więc należy pytać nie o to, jak państwo zdołało utemperować gangsterów, lecz w jakim stopniu wartości i działania _worów_ ukształtowały współczesną Rosję. To właśnie pytanie stawiam na końcu mojej książki.
Szczegóły pochodzą od emerytowanego funkcjonariusza leningradzkiej milicji, który pracował przy tej sprawie. Najlepszym opracowaniem poświęconym tatuażom świata przestępczego w Związku Radzieckim jest trzytomowe dzieło Danziga Baladiewa _Russian Criminal Tattoo Encyclopedia_ (London: Fuel, 2006–2008).
Patrz: K. Barksby, _Constructing Criminals: The Creation of Identity Within Criminal Mafias_, nieopublikowana dysertacja doktorska, Keele University, 2013.
M. Galeotti, _Criminal Histories: An Introduction_, „Global Crime”, 2009, nr 1–2, s. 5.
Przypisywane Johnowi Gottiemu, cyt. w: „New York Magazine”, 7.11.1994 r., s. 54.Rozdział drugi
Zupa z Chitrowki
_Miasto jest wspaniałe dla bezwstydnych_.
– przysłowie rosyjskie
Niespełna dwadzieścia minut szło się spacerem od Kremla do Chitrowki, slumsu cieszącego się chyba najgorszą sławą w całej Rosji. Zrównany z ziemią w 1812 roku podczas pożaru Moskwy teren został kupiony przez generała majora Nikołaja Chitrowa, który planował zorganizować tam targowisko. Chitrow jednak zmarł, zanim zdążył wprowadzić swój plan w życie, i pod koniec lat sześćdziesiątych XIX wieku, po wyzwoleniu chłopów pańszczyźnianych, samorzutnie powstał tam pośredniak. Chitrowka jak magnes przyciągała pełnych nadziei wywłaszczonych chłopów, którzy desperacko poszukując pracy, padali ofiarą wszelkiej maści drapieżców. Rzesze bezrobotnych – niedomytych i zazwyczaj pijanych albo pod wpływem narkotyków – kręciły się między noclegowniami a tanimi knajpami w labiryncie małych, ciemnych podwórek i uliczek spowitych cuchnącą mgłą od zastałej rzeki Jauzy, dymem taniego tytoniu oraz parą znad garnków, w których mieszkańcy przyrządzali mało apetyczną zupę ze zlewek i znalezionych resztek żywności znaną jako psi przysmak. Powiedzenie, że kto zakosztował zupy na Chitrowce, nigdy stamtąd nie wyjedzie, obrazowało nie tylko wysoki współczynnik umieralności, ale też mierne szanse na awans społeczny. To było prawdziwe piekło. Slumsy zamieszkiwało nawet 10 tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci tłoczących się w przybudówkach, chałupach, kamienicach czynszowych oraz czterech nękanych przez choroby _truszczobach_: noclegowni u Jaroszenki (początkowo Stiepanowa), u Bunina, u Kułakowa (początkowo Romiejki) i u Rumiancewa. Spali tam na dwu- i trzypoziomowych drewnianych pryczach w pokojach nad melinami o jak najgorszej reputacji, a czasem też wymownych nazwach, jak choćby Siberia, Katorga (przymusowe roboty) czy Pieriesylnyj (barak tranzytowy). Ta ostatnia stała się ulubionym miejscem żebraków, w Syberii przesiadywali kieszonkowcy i ich paserzy, do Katorgi zaś ciągnęli złodzieje oraz zbiegli skazańcy, którym Chitrowka dawała anonimowość i zatrudnienie.
Miejskiego gangstera stworzyły slumsy szybko urbanizującej się późnocarskiej Rosji, tak zwane _jamy_, w których życie było tanie i opłakane. To w pijackich melinach i noclegowniach narodził się _worowskoj mir_, czyli złodziejski świat. Panująca w nim zasada odcięcia się od głównego nurtu społeczeństwa i pogardy dla wyznawanych przez nie wartości (naród, Kościół, rodzina, miłość bliźniego) stała się jedną z niewielu sił jednoczących to środowisko oraz przyszłą podstawą maczystowskich przekonań XX-wiecznych rosyjskich _worów_. Nie można więc twierdzić, że przestępcy nie mieli standardów i wartości: wybierali i tworzyli te, które najlepiej odpowiadały ich potrzebom.
Na przykład Benia Krzyk, bohater _Opowiadań odeskich_ Izaaka Babla, jako gangster w wielu aspektach uosabia dwa splecione ze sobą ludowe archetypy: przebiegłego przywódcy żydowskiej społeczności i dobrotliwego ojca chrzestnego rządzącego światem przestępczym. Fikcyjny, ale oparty na autentycznej postaci „Miszki Japończyka”, która zostanie omówiona później, Benia Krzyk przedstawiony jest w tej serii opowiadań z lat dwudziestych XX wieku z wigorem i smakiem, jakich próżno szukać w pośledniej literaturze. Jest produktem i symbolem słynnej Mołdawianki, żydowskiej dzielnicy Odessy, czarnomorskiego portu, zarazem centrum przemytnictwa oraz miasta, które było tak kosmopolityczne i swobodne obyczajowo, jak tylko pozwalało na to ówczesne rosyjskie imperium. Mołdawianka była „terenem podejrzanym, dzielnicą pełną ciemnych zaułków, brudnych ulic, zniszczonych budynków i przemocy”, nie wyglądała więc imponująco, słynęła jednak z witalności, sprytu, romantyzmu i możliwości.
Grzechy miasta: przestępczość i urbanizacja
_Krzepki, choć bez zawodu chłopak ze wsi przybywa do miasta w poszukiwaniu pracy albo wykształcenia, a miasto daje mu tylko uliczne opary, blask wystaw sklepowych, piwo domowej roboty, kokainę i kino_.
– L.M. Wasilewski, 1923 r.
Nie ma wątpliwości, że na wsi może się rozwinąć taka sama przemoc, występek i chciwość jak w miastach, ale urbanizacja oraz idąca z nią w parze industrializacja tworzą całkiem inną kulturę. Rytm wiejskiego życia wyznaczają światło dnia, pory roku oraz życiowe doświadczenie starszych, a mała i zazwyczaj względnie stabilna społeczność naturalnie trzyma się tam razem, żeby przetrwać. Rosyjskie miasta z kolei ulegały szybkim zmianom pod wpływem gwałtownej industrializacji oraz ekspansji spowodowanej kolejnymi falami robotników tłumnie przybywających w poszukiwaniu pracy. Charakteryzowała je duża zmienność populacji, anomia, rezygnacja ze starych norm moralnych i poczucie anonimowości pośród tak licznych nowych twarzy. Choć życie w mieście zrywa z dawnymi wzorcami hierarchii i poważania, to jednak też się toczy w zorganizowany sposób i zaszczepia w mieszkańcach nowe poczucie struktury oraz dyscypliny, a przywództwo zyskują niekoniecznie najstarsi, lecz najzdolniejsi.
Nawet w XVIII wieku, w czasach Wańki Kaina, miasto miało swoje podziemie. Tworzyli je zbiegli chłopi pańszczyźniani oraz zbiegli z armii rekruci, zubożałe wdowy po żołnierzach, które często stawały się paserami, kupując i sprzedając kradzione dobra, oraz oportunistyczni bandyci. Instytucje takie jak Moskiewskie Główne Zakłady Bawełniane – największe zakłady włókiennicze i największy pracodawca w mieście – czy utworzona dla synów poległych żołnierzy Moskiewska Szkoła Garnizonowa wydawały się na pierwszy rzut oka bastionami społecznego _status quo_, ale stały się też osobowym zapleczem dla przestępczości ulicznej, istnym rajem
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.