Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Wróć do mnie - ebook

Data wydania:
12 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wróć do mnie - ebook

Oparta na prawdziwych wydarzeniach opowieść o przyjaźni, miłości i odwadze. O wielkości wspomnień, porzuconych marzeniach i nadziei na lepszy los.

Troje przyjaciół – Beata, Adam i Szymon – przyjeżdża do niewielkiej miejscowości pod Lwowem, aby poznać przeszłość swoich rodzin. Każde z nich ma inne oczekiwania i cel podróży do miejsca, w którym nigdy przedtem nie byli.

Spotykają się ze starszą kobietą – Heleną – która znała ich przodków, a w nich samych dostrzega podobieństwo do przyjaciół z dawnych lat.

Jakie historie skrywa kobieta? Jak wojenna zawierucha wpłynęła na losy przodków Beaty, Adama i Szymona? Ile wspomnień jest w stanie pozostać w pamięci na zawsze?

Małgorzata Mikos zabiera nas we wzruszającą podróż, pokazując jak bardzo dbać trzeba o przeszłość, by można było budować teraźniejszość.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-83291-35-2
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Busk, 28 czerwca 2011 roku

Do­cho­dziło po­łu­dnie, a mimo czerw­co­wego słońca wy­ła­nia­ją­cego się od czasu do czasu zza chmur po­wie­trze miało w so­bie wię­cej z chłod­na­wej wio­sny niż z lata. Adam i Szy­mon stali przed wy­so­kim pło­tem z drew­nia­nych szta­chet. Wo­koło pa­no­wał nie­ty­powy spo­kój. Taki, któ­rego nie do­świad­czy czło­wiek miesz­ka­jący w mie­ście, na­wet tym mniej­szym. Ci­sza i spo­kój, które mo­gły ozna­czać za­równo coś do­brego, jak i złego.

Z miej­sca, w któ­rym stali, nie­wiele można było do­strzec. Wi­dok za­sła­niały gę­ste za­ro­śla, zza któ­rych le­dwo wy­ła­niał się nie­wielki frag­ment da­chu ze strze­chy. Wszę­dzie znaki opusz­cze­nia, za­nie­dba­nia, za­po­mnie­nia.

Za ich ple­cami roz­legł się trzask za­my­ka­nych drzwi sa­mo­chodu, a po chwili usły­szeli zbli­ża­jące się kroki.

– Czy je­ste­ście pewni, że to wła­ściwy ad­res? – za­py­tała Be­ata, za­trzy­mu­jąc się po­mię­dzy męż­czy­znami. – Prze­cież tu ni­czego i ni­kogo nie ma. Wie­cie co? Coś mi mówi, że ktoś zro­bił nam głupi żart.

– Nikt nie byłby na tyle prze­bie­gły i po­my­słowy jak ty, żeby coś ta­kiego zro­bić – od­parł Adam. Szturch­nął ją ra­mie­niem.

Szy­mon wy­cią­gnął z kie­szeni spodni zmięty ka­wa­łek pa­pieru i od­czy­tał na głos za­pi­sane w po­śpie­chu wy­tyczne trasy.

– Nu­mer czter­na­ście – wska­zał na wy­ryte cy­fry w drew­nia­nej szta­che­cie obok furtki – na obrze­żach mia­sta. Wszystko się zga­dza.

– Nie są­dzi­cie, że tro­chę tu... Sama nie wiem... – Urwała, szu­ka­jąc od­po­wied­niego słowa.

– Zbyt ci­cho? – za­py­tał Adam.

– Nie o to cho­dzi. – Po­krę­ciła głową. – Na­prawdę nie czu­je­cie tego na­pię­cia, tego du­szą­cego nie­po­koju? Nie ma­cie wra­że­nia, że ktoś nas ob­ser­wuje?

– Może. A ty – Adam zwró­cił się do przy­ja­ciela – też masz ta­kie wra­że­nie?

Szy­mon wzru­szył je­dy­nie ra­mio­nami, nie od­ry­wa­jąc wzroku od bli­żej nie­okre­ślo­nego punktu przed nimi.

– Te oko­lice wy­dają się dziw­nie zna­jome – po­wie­działa po dłuż­szej chwili Be­ata. – Zu­peł­nie jak­bym już tu kie­dyś była.

Na­gły po­dmuch wia­tru za­ko­ły­sał ro­sną­cymi tuż obok krza­kami. Grupa wy­mie­niła się spoj­rze­niami, za­sko­czona tym zja­wi­skiem.

– Mó­wię wam, to znak – stwier­dziła Be­ata.

– Prze­cież nic nad­zwy­czaj­nego się nie stało! – rzu­cił Adam.

Nie miała ochoty na ko­lejną bez­sen­sowną dys­ku­sję. Od­cho­dząc, sły­szała za ple­cami chi­choty męż­czyzn i przy­kre do­cinki, ale nie prze­jęła się tym. Sta­nęła kilka me­trów da­lej i ro­zej­rzała się uważ­nie. Wą­ska droga grun­towa, pole cią­gnące się po ho­ry­zont, ka­wa­łek da­lej nie­wielki za­gaj­nik. Do naj­bliż­szych za­bu­do­wań był nieco po­nad ki­lo­metr.

– Siel­sko, prawda? – za­py­tał Adam, pod­cho­dząc do niej.

– Siel­sko jest poza mia­stem, nie poza cy­wi­li­za­cją – od­parła dziew­czyna.

– Nie jest tak źle – za­pro­te­sto­wał Szy­mon, zmie­rza­jąc w ich kie­runku. – Za­wsze mo­głoby być go­rzej.

– Prze­cież to to­talna dziura! Nie ma tu nic, oprócz tej przy­tła­cza­ją­cej ci­szy. Na­prawdę tego nie czu­je­cie? Tego dziw­nego na­pię­cia?

Nieco po­nad rok temu do­wie­dzieli się o Bu­sku. Mi­nęło wiele ty­go­dni, za­nim pod­jęli de­cy­zję o przy­jeź­dzie do miej­sco­wo­ści, którą wy­obra­żali so­bie cał­kiem ina­czej. „Uro­kliwe mia­sto z dala od nie­zdro­wego pędu co­dzien­no­ści, w któ­rym żyje się w zgo­dzie z na­turą” – za­chę­cał je­den z ser­wi­sów in­ter­ne­to­wych o po­dró­żach. Zdję­cia i opisy ku­siły, aby od­wie­dzić te te­reny i po­znać ich miesz­kań­ców. Zwłasz­cza że Busk był mia­stem z nie­zwy­kłą hi­sto­rią, w któ­rym od dawna łą­czyły się różne kul­tury i re­li­gie.

Przy­go­to­wu­jąc się do tej wy­prawy, nie przy­pusz­czali na­wet, że spo­tka ich tak wiele za­chwy­tów i roz­cza­ro­wań. Ostatni etap po­dróży mi­nął im wśród zie­leni i opusz­czo­nych miejsc pa­mię­ta­ją­cych lep­sze czasy. Te za­wsze przy­ku­wają ludzką uwagę.

Mury są ni­czym straż­nicy – znają hi­sto­rię i ta­jem­nice osób, które w nich prze­by­wały. Pa­mię­tają lep­sze i gor­sze mo­menty, czę­sto są świad­kami prze­ło­mo­wych chwil. Wraz z bie­giem czasu stra­szą, ale mil­czą, po­zo­sta­wia­jąc roz­bu­dzo­nej wy­obraźni je­dy­nie do­my­sły o swej prze­szło­ści.

Te­raz, sto­jąc przed tą opusz­czoną po­se­sją, wo­kół któ­rej pa­no­wał nad­zwy­czajny spo­kój, cała trójka wie­działa, że za tą oso­bliwą at­mos­ferą kryje się coś wię­cej. Coś, co ka­zało im tu przy­je­chać. Coś, co miało dać im od­po­wie­dzi na py­ta­nia, które przez lata pię­trzyły się w ich gło­wach.

– Przy­znaj­cie, że są tu ładne wi­doki i świeże po­wie­trze – stwier­dził Szy­mon z uśmie­chem. – Nie to, co u nas, w du­żym mie­ście.

– Jakby to coś mo­gło zmie­nić – wy­mam­ro­tała Be­ata, roz­cie­ra­jąc zmar­z­nięte dło­nie. – Na którą umó­wi­li­ście się z tym męż­czy­zną?

– Na pięt­na­stą – oznaj­mił Szy­mon, za­pi­na­jąc bluzę. – Mamy jesz­cze tro­chę czasu.

– Tro­chę czasu?! – Be­ata po­słała mu lo­do­wate spoj­rze­nie. – Prze­cież to całe trzy go­dziny!

– Nie są­dzi­łem, że uda nam się tu do­je­chać tak szybko – od­parł Szy­mon i do­dał cich­szym gło­sem: – Nie po tym, jak guz­dra­li­ście się po śnia­da­niu.

– Ja­sne, naj­le­piej zrzu­cić winę na in­nych – od­parła Be­ata.

– Prze­stań­cie się kłó­cić! – za­rzą­dził Adam. – Za­miast stać i mar­z­nąć przez ko­lejne trzy go­dziny, pro­po­nuję mały spa­cer po oko­licy albo spę­dze­nie po­zo­sta­łego czasu w cie­płym au­cie.

– Wresz­cie ktoś mówi coś z sen­sem – stwier­dziła Be­ata i ru­szyła w stronę za­par­ko­wa­nego ka­wa­łek da­lej po­jazdu.

– Kto ostatni w sa­mo­cho­dzie – za­wo­łał ra­do­śnie Adam, wy­mi­ja­jąc ko­bietę – płaci za pierw­szy po­si­łek w dro­dze po­wrot­nej!

– To nie­spra­wie­dliwe! – krzyk­nął Szy­mon, zo­sta­jąc da­leko w tyle za po­zo­sta­łymi. – Sły­szy­cie?

Nie za­re­ago­wali na słowa przy­ja­ciela. Śmie­jąc się gło­śno, Be­ata i Adam po­gnali przed sie­bie i nie­mal jed­no­cze­śnie do­bie­gli do po­jazdu. Ła­piąc od­dech, cze­kali na przy­ja­ciela, który wol­nym kro­kiem zmie­rzał w ich kie­runku, spraw­dza­jąc coś w te­le­fo­nie.

– I pa­dło na cie­bie! – za­śmiała się Be­ata.

– Mówi się trudno – od­parł Szy­mon.

Kiedy za ostat­nim za­mknęły się drzwi, w sa­mo­cho­dzie na dłuż­szą chwilę za­pa­no­wała nie­zręczna ci­sza. Każde z nich na parę se­kund za­nu­rzyło się we wła­snym świe­cie. Szy­mon da­lej pi­sał coś po­śpiesz­nie na te­le­fo­nie, Adam mo­co­wał się z zam­kiem bluzy, który się za­ciął. Be­ata po­cie­rała dło­nią o dłoń, pró­bu­jąc je roz­grzać.

– Wie­cie co? – za­gad­nęła w pew­nej chwili z tyl­nego sie­dze­nia. – To miej­sce by­łoby fan­ta­styczne do wy­ko­rzy­sta­nia w fil­mie. No wie­cie, ide­alna sce­no­gra­fia ja­kiejś okrut­nej zbrodni.

– Za­wsze mó­wisz to samo, gdy tylko znaj­dziemy się z dala od cy­wi­li­za­cji. – Szy­mon pod­su­mo­wał jej słowa z prze­ką­sem. – Czy któ­reś z was ma tu za­sięg? U mnie ani jed­nej kre­ski.

Spraw­dzili ko­lejno. Żadne z nich nie miało ja­kiej­kol­wiek łącz­no­ści.

– Wspa­niale! Po pro­stu wspa­niale! – burk­nęła Be­ata, cho­wa­jąc w zło­ści te­le­fon do torby.

– Co się mar­twisz, co się smu­cisz, ze wsi je­steś, na wieś wró­cisz – wy­re­cy­to­wał Adam.

Wszy­scy gło­śno się ro­ze­śmiali.

– Nie ma to jak wy­czu­cie chwili – wy­du­sił Szy­mon, krztu­sząc się od śmie­chu.

Chwilę póź­niej cała trójka ry­mo­wała te słowa za­sły­szane, gdy byli jesz­cze dziećmi. A te­raz, w miej­scu, które za parę chwil mo­gło dać im od­po­wie­dzi na dzie­siątki py­tań, te słowa na­bie­rały in­nego zna­cze­nia.

– A je­śli sta­nie się coś złego? – za­py­tała na­gle Be­ata. – Je­śli bę­dzie po­trzebna po­moc?

Adam spoj­rzał na nią we wstecz­nym lu­sterku.

– Je­śli coś ta­kiego na­stąpi, bę­dziemy się tym mar­twić póź­niej.

Po chwili dziew­czyna wci­snęła się w wolną prze­strzeń mię­dzy przed­nimi sie­dze­niami.

– To miej­sce jest prze­ra­ża­jące. Kiedy tam sta­łam przy pło­cie, prze­szedł mnie dziwny dreszcz. Wy też to po­czu­li­ście?

– Za­prze­czam, ni­czego spe­cjal­nego nie od­no­to­wa­łem – od­po­wie­dział Szy­mon, znów pi­sząc coś na te­le­fo­nie. – Ani wtedy, ani te­raz.

– Po­wiem ci coś. – Adam spoj­rzał na nią prze­lot­nie przez ra­mię, po czym rów­nież wró­cił do prze­glą­da­nia tre­ści w te­le­fo­nie. – Oglą­dasz za dużo fil­mów grozy.

Sie­dzący obok niego Szy­mon za­chi­cho­tał, ale jej nie było do śmie­chu. Opa­dła ciężko na sie­dze­nie, krzy­żu­jąc ręce na piersi.

– Nie ob­ra­żaj się. – Szy­mon po­słał jej uśmiech we wstecz­nym lu­sterku. – Tak tylko żar­tu­jemy.

Osu­nęła się jesz­cze bar­dziej na sie­dze­niu. Jej wzrok za­trzy­mał się na działce, celu ich po­dróży. Miej­scu, które miało po­zwo­lić im po­znać prze­szłość. Wy­soka trawa wo­kół domu ugi­nała się, fa­lu­jąc i ba­wiąc się ludzką wy­obraź­nią. Be­ata już miała po­wie­dzieć, że po­goda się zmie­nia, ale za­nim to zro­biła, od­pły­nęła my­ślami da­leko, ty­siące ki­lo­me­trów od miej­sca, w któ­rym się znaj­do­wali. Ktoś coś opo­wia­dał, ktoś się śmiał. A ona sie­działa, za­hip­no­ty­zo­wana po­wol­nymi ru­chami traw i li­ści na drze­wach. Zu­peł­nie jakby przy­glą­dała się światu z wnę­trza bańki my­dla­nej.

„Dom”.

Be­ata krzyk­nęła, gwał­tow­nie wzdry­ga­jąc się na dźwięk nie­zna­jo­mego głosu. Przy­ja­ciele od­wró­cili się do niej za­sko­czeni. Z mocno bi­ją­cym ser­cem przy­glą­dała się im, za­sta­na­wia­jąc, czy rów­nież usły­szeli to, co ona.

– Wszystko w po­rządku? – za­py­tał Szy­mon, wy­chy­la­jąc się zza przed­niego sie­dze­nia.

Głos ugrzązł jej w gar­dle i tylko kil­ku­krot­nie po­ru­szyła ustami. Jej wzrok wę­dro­wał mię­dzy męż­czy­znami na przed­nich sie­dze­niach. Trzę­sła się, a w jej gło­wie za­pa­no­wała pustka.

– Be­ata, wszystko w po­rządku? – do­py­ty­wał Szy­mon. – Be­ata?!

– Nie sły­sze­li­ście? – wy­du­kała prze­stra­szona ko­bieta. – Nie sły­sze­li­ście tego głosu?

– Ja­kiego głosu? – zdzi­wił się Adam. – O czym ty mó­wisz?

Prze­ra­żona od­wró­ciła wzrok. Na ze­wnątrz pa­no­wał spo­kój. Drzewa, straż­nicy ta­jem­ni­czej po­se­sji, stały w bez­ru­chu i ob­ser­wo­wały. Po wcze­śniej­szym wie­trze nie było śladu. Przez myśl prze­szło jej, że to tylko wy­obraź­nia. Coś jed­nak wciąż nie da­wało jej spo­koju. Ten głos był tak bar­dzo rze­czy­wi­sty, tak prze­ra­ża­jący. Jesz­cze moc­niej za­ci­snęła dło­nie na ma­te­riale kurtki.

– O czym ty mó­wisz? – za­py­tał Szy­mon, chcąc za­chę­cić ją do po­wie­dze­nia cze­goś wię­cej. – Ża­den z nas ni­czego nie po­wie­dział przez ostat­nią mi­nutę ani ni­czego nie sły­szał.

Jej wzrok wę­dro­wał mię­dzy twa­rzami męż­czyzn a ich dłońmi, w któ­rych ści­skali te­le­fony ko­mór­kowe.

Za­śmiała się ner­wowo.

– To nie było śmieszne, ale gra­tu­luję świet­nie wy­ko­na­nej ro­boty. – Wi­dząc na twa­rzach to­wa­rzy­szy zmie­sza­nie, do­dała: – Żart ze zmie­nio­nym gło­sem. Po­mysł pierw­sza klasa! – Te­atral­nie za­kla­skała w dło­nie. – Gra­tu­la­cje! Komu tym ra­zem przy­pada za­szczyt Króla Wkrętu?

Męż­czyźni wy­mie­nili spoj­rze­nia. Byli zdez­o­rien­to­wani jej sło­wami i za­cho­wa­niem.

– Żad­nemu – od­po­wie­dział Szy­mon. – Tym ra­zem nie było żad­nego wkrętu.

– Szy­mon mówi prawdę – po­twier­dził Adam.

Zmie­szana wbiła wzrok w dło­nie.

– Dom – wy­szep­tała. – Na­prawdę nie sły­sze­li­ście głosu mó­wią­cego „dom”?

Zgod­nie za­prze­czyli. Dziwny nie­po­kój, który po­ja­wił się, gdy tylko zna­la­zła się w po­bliżu tej działki, przy­brał na sile. Jej od­dech uległ spły­ce­niu, a po chwili po­ja­wiło się nie­przy­jemne mro­wie­nie w ko­niusz­kach pal­ców.

– Prze­sły­sza­łaś się – za­uwa­żył Adam, wi­dząc jej po­de­ner­wo­wa­nie. – Pew­nie się zdrzem­nę­łaś i to wszystko tylko ci się przy­śniło.

Nie zdą­żyła za­prze­czyć i za­pew­nić, że to ona ma ra­cję, a oni się mylą. Ubiegł ją Szy­mon, oznaj­mia­jąc z eks­cy­ta­cją, że chyba przy­je­chał ten, z któ­rym byli umó­wieni.

Wyj­rzała zza sie­dze­nia kie­rowcy i przez przed­nią szybę do­strze­gła zbli­ża­jący się po­woli sa­mo­chód.

– Już tu jest? – za­py­tała za­sko­czona. – Nie za wcze­śnie?

– Już?! – Szy­mon spoj­rzał na nią we wstecz­nym lu­sterku. – Chcia­łaś chyba po­wie­dzieć „w końcu”. Ma sie­dem­na­ście mi­nut spóź­nie­nia.

– Sie­dem­na­ście mi­nut? – wy­szep­tała, ale nikt nie usły­szał jej głosu, bo na­gle zo­stała w po­jeź­dzie sama.

Od­cze­kała chwilę, za­nim wy­sia­dła i do­łą­czyła do przy­ja­ciół.

– Go­towi na od­kry­cie za­gadki, która przy­wio­dła nas aż tu­taj? – za­py­tał Adam, pew­nym kro­kiem ru­sza­jąc w kie­runku wy­sia­da­ją­cego z sa­mo­chodu męż­czy­zny.

– Oczy­wi­sta sprawa! – od­parł Szy­mon.

Męż­czy­zna spoj­rzał przez ra­mię na Be­atę, a ona uśmiech­nęła się, uda­jąc, że po­dziela ten en­tu­zjazm, co oni. Te­raz po­ja­wiły się wąt­pli­wo­ści, czy do­brze ro­bią, roz­grze­bu­jąc sprawy z prze­szło­ści. Sprawy, które być może na za­wsze po­winny zo­stać nie­roz­wią­zane.

– Dzień do­bry! – po­wi­tał ich męż­czy­zna o szpa­ko­wa­tych wło­sach. – Pro­szę wy­ba­czyć to spóź­nie­nie, ale nie mo­głem się do pana do­dzwo­nić i po­in­for­mo­wać, że nie zja­wię się na miej­scu o umó­wio­nym cza­sie.

– Pro­szę się nie mar­twić, nie cze­ka­li­śmy długo – po­wie­dział Szy­mon z uśmie­chem. – Naj­waż­niej­sze, że mo­gli­śmy się spo­tkać. Je­stem Szy­mon, a to Be­ata i Adam.

Męż­czy­zna uści­snął ich dło­nie, ale w wy­ra­zie jego twa­rzy była pew­nego ro­dzaju nie­chęć.

– Ro­man Bi­liń­ski. Jak już panu wcze­śniej mó­wi­łem, nie mogę pań­stwa wpu­ścić na te­ren po­se­sji. Znaj­duje się ona pod opieką mo­jej ro­dziny i to my za nią od­po­wia­damy.

– Za­raz, za­raz! – Be­ata po­cią­gnęła Szy­mona za ra­mię, zmu­sza­jąc go tym sa­mym, aby na nią spoj­rzał. – Wie­dzia­łeś o tym i nic nam nie po­wie­dzia­łeś?!

– Pew­nie – od­parł ze spo­ko­jem.

– Osiem­set ki­lo­me­trów prze­je­cha­nych na marne... – mruk­nął Adam, wbi­ja­jąc wzrok w przy­ja­ciela.

– I mimo to ka­za­łeś nam tu przy­je­chać?! – wy­ce­dziła ze zło­ścią Be­ata. – Jak mo­głeś?!

– Zro­zum­cie, to była je­dyna szansa, aby od­kryć, co nas łą­czy – po­wie­dział Szy­mon. – Na­szą ta­jem­nicę, ro­zu­mie­cie?

– Mo­głeś nam po­wie­dzieć, za­miast po­dej­mo­wać de­cy­zję za nas! – do dys­ku­sji włą­czył się Adam.

Be­ata unio­sła ręce w ge­ście pod­da­nia. Adam na­wet nie spoj­rzał na przy­ja­ciela. Stał dwa kroki da­lej, z rę­koma scho­wa­nymi głę­boko w kie­sze­niach spodni. Roz­glą­dał się, błą­dząc my­ślami gdzieś da­leko stąd. Sły­szał ci­chy śmiech, ja­kieś nie­zro­zu­miałe strzępy roz­mowy. W pew­nej chwili po­czuł do­tyk na le­wym ra­mie­niu. Wzdry­gnął się, roz­glą­da­jąc ner­wowo wo­koło. Pod rę­ka­wem bluzy wciąż czuł dziwne go­rąco, które roz­cho­dziło się ku ko­niusz­kom pal­ców. Z lek­kim prze­stra­chem pod­szedł nieco bli­żej przy­ja­ciół.

– Pa­nie Szy­mo­nie – ode­zwał się star­szy męż­czy­zna po­waż­nym to­nem – wy­ja­śni­łem panu, że nie mogę udzie­lić panu ani ni­komu in­nemu in­for­ma­cji na te­mat tego miej­sca i jego hi­sto­rii.

Na dłuż­szą chwilę za­pa­no­wało mil­cze­nie. Oni byli zmę­czeni dwu­dniową po­dróżą. Nowo po­znany męż­czy­zna nie za­mie­rzał zmie­nić zda­nia i im po­móc. Zna­leźli się w pa­to­wej sy­tu­acji. Ro­man Bi­liń­ski ob­ra­cał w dło­niach bre­lok z klu­czami, które dźwię­czały przy każ­dym ru­chu, i lu­stro­wał ich prze­ni­kli­wym spoj­rze­niem. Byli prze­ko­nani, że męż­czy­zna od­li­cza w my­ślach czas do za­koń­cze­nia tego spo­tka­nia. Wie­dzieli rów­nież, że to ich ostat­nia szansa, a czas po­woli do­bie­gał końca.

– Je­śli to wszystko, w czym mogę pań­stwu po­móc – ode­zwał się męż­czy­zna, prze­kła­da­jąc pęk klu­czy do dru­giej ręki – to chyba...

– Chcia­łem, aby­śmy spo­tkali się twa­rzą w twarz – Szy­mon wszedł męż­czyź­nie w słowo – po­nie­waż jest jedna sprawa, o któ­rej trudno by­łoby po­roz­ma­wiać przez te­le­fon.

Chło­pak się­gnął do kie­szeni bluzy, z któ­rej wy­cią­gnął ko­pertę. Z jej wnę­trza wy­jął zło­żoną na pół po­żół­kłą kartkę.

– Może to zmieni pana zda­nie – po­wie­dział chło­pak, po­da­jąc pa­pier.

Cała trójka w na­pię­ciu ob­ser­wo­wała nie­zna­jo­mego, pró­bu­jąc od­czy­tać co­kol­wiek z wy­razu jego twa­rzy. Męż­czy­zna w mil­cze­niu wo­dził wzro­kiem po za­pi­sa­nych sło­wach.

– To nie­moż­liwe... – wy­szep­tał Bi­liń­ski. – Skąd pan to ma?

– Dla­tego chcia­łem się z pa­nem spo­tkać. Są­dzę, że ta kartka wszystko zmie­nia. Mam ra­cję?

Męż­czy­zna ski­nął lekko głową. Be­ata i Adam wy­mie­nili spoj­rze­nia. Przez kilka mie­sięcy gło­wili się, co mogą ozna­czać za­pi­sane na kartce słowa, które dla nich nie mały żad­nego sensu.

– Ale skąd pan to ma? – Męż­czy­zna po­wtó­rzył py­ta­nie, wbi­ja­jąc w Szy­mona prze­ni­kliwe spoj­rze­nie.

– Moja babka trzy­mała to w szka­tułce ukry­tej w sza­fie mię­dzy ubra­niami i in­nymi dro­bia­zgami. Kie­dyś, na krótko przed swoją śmier­cią, na­po­mknęła, że ten pa­pier ma zwią­zek z na­szą ro­dziną, ze mną i z in­nymi. Zna­leź­li­śmy ją pod­czas po­rząd­ko­wa­nia miesz­ka­nia po dziad­kach. Ad­res tej działki, jak się póź­niej oka­zało, za­pi­sała moja babka. Wszę­dzie roz­po­znał­bym jej pi­smo.

– Z in­nymi? – zdzi­wił się Ro­man Bi­liń­ski. – Kogo miała na my­śli?

– Skąd mam to wie­dzieć? Cza­sami zo­sta­wiała czło­wieka z do­my­słami, ni­czego nie wy­ja­śnia­jąc. Tro­chę czasu za­jęło mi zna­le­zie­nie nu­meru te­le­fonu do pana. Są­dzi­łem, że może pan po­może nam w roz­wią­za­niu tej za­gadki.

Ro­man Bi­liń­ski ro­ze­śmiał się gło­śno, a wo­kół jego oczu jesz­cze moc­niej za­ry­so­wały się bruzdy.

– Nie­stety, nie po­mogę wam. Ale znam ko­goś, kto chyba bę­dzie mógł wam po­móc. Zwłasz­cza gdy zo­ba­czy tę kartkę.

– Świet­nie! – ucie­szyła się Be­ata. – Kto to taki?

– He­lena Bi­liń­ska, moja matka.

– Na­prawdę? To cu­dow­nie! Mieszka gdzieś w oko­licy? Może mo­gli­by­śmy ją od­wie­dzić?

– Od kilku lat ze względu na wiek mieszka ze mną i moją żoną we Lwo­wie, po­nad pięć­dzie­siąt ki­lo­me­trów stąd.

– A tak do­brze za­czy­nało nam iść... – mruk­nął Adam, nie­za­do­wo­lony z po­wodu ko­lej­nej prze­szkody.

– Tak się składa, że mamy za­re­zer­wo­wany noc­leg we Lwo­wie. Czy mo­gli­by­śmy się z nią jed­nak spo­tkać i po­roz­ma­wiać? – za­py­tał Szy­mon. – Oczy­wi­ście je­śli to nie bę­dzie kło­pot.

– Cóż... – Męż­czy­zna prze­cze­sał dło­nią krótko ostrzy­żone włosy. – To, czy ona ze­chce z wami roz­ma­wiać, nie za­leży już ode mnie. Przy­znam, że nie­chęt­nie wraca do prze­szło­ści. Zwłasz­cza te­raz, po tylu la­tach.

– Ale jest szansa, na­wet nie­wielka, że zrobi dla nas wy­ją­tek? – za­py­tała Be­ata.

– Pani...

– Be­ata.

– Tak, pani Be­ato, za­wsze jest na­dzieja. Ale w tym wy­padku jest ona bar­dzo ni­kła. Nie wiem, czy w ogóle jest ja­ki­kol­wiek sens, aby po­dej­mo­wać tę próbę. Kilka kro­ków stąd jest za­sięg. Za­dzwo­nię do niej i wszyst­kiego się do­wiem – rzu­cił, od­da­la­jąc się od przy­by­łych.

Przez dłuż­szą chwilę w mil­cze­niu ob­ser­wo­wali, jak męż­czy­zna roz­ma­wia przez te­le­fon.

– Chyba się udało – wy­szep­tał Szy­mon, gdy męż­czy­zna ru­szył w ich kie­runku. – Czuję, że bę­dzie do­brze.

– Los wam sprzyja. – Bi­liń­ski uśmiech­nął się szcze­rze. – Za­in­te­re­so­wała ją ta kartka i za wszelką cenę chce was po­znać.

Męż­czy­zna za­pi­sał coś na kartce, którą zna­lazł w kie­szeni.

– Nasz ad­res. Te­le­fon już pan zna. Pro­szę przy­je­chać ju­tro o dzie­wią­tej.

– Po­cho­dzi pan z tych te­re­nów? – za­py­tał Adam.

Męż­czy­zna nie­śmiało przy­tak­nął.

– To nie­sa­mo­wite, że tak do­brze mówi pan po pol­sku, w do­datku bez ak­centu.

Bi­liń­ski za­śmiał się krótko.

– Cóż, to nie żadna ta­jem­nica. To za­sługa mo­jej matki, która za­wsze pil­no­wała, by­śmy mó­wili po­praw­nie. Za­wsze po­wta­rzała, że choć miesz­kamy poza gra­ni­cami, je­ste­śmy i za­wsze bę­dziemy Po­la­kami.

– Nie­by­wałe – wes­tchnęła Be­ata. – Po­dzi­wiam upór pana matki.

– Ju­tro bę­dzie pani mo­gła oso­bi­ście jej to prze­ka­zać.

Gdy się po­że­gnali, a Bi­liń­ski od­je­chał, nie wsie­dli od razu do sa­mo­chodu. Gdzieś w od­dali roz­legł się gło­śny świst, jakby ktoś za­gwiz­dał zza płotu. Spoj­rzeli w kie­runku, skąd nad­szedł ten oso­bliwy od­głos.

– Do­bra pa­no­wie, czas na nas – za­rzą­dziła Be­ata. – Mu­simy coś zjeść i od­po­cząć przed ju­trzej­szym dniem.

W pew­nym mo­men­cie, gdy ro­ze­śmiani zmie­rzali do auta, Szy­mon się za­trzy­mał i spoj­rzał za sie­bie.

– Coś nie tak? – za­py­tał Adam.

Nie od­po­wie­dział. Stał w mil­cze­niu, wpa­tru­jąc się w te­ren za wy­so­kim par­ka­nem. Gdy wresz­cie na nich spoj­rzał, był blady, a w jego oczach krył się strach.

– Też usły­sza­łeś ten głos, prawda? – za­py­tała Be­ata, mimo że znała od­po­wiedź.

– Zbie­rajmy się stąd – od­parł i po­szedł w kie­runku auta.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: