- W empik go
Wroni szept - ebook
Wroni szept - ebook
W powieści powraca Marek Piątek wraz z asystującą mu policjantką Beatą, znaną także jako Czarną. Beata zabiera Piątka z Sulęcina aż nad morze, by rozwiązać sprawę dla niej równie zawodową, co prywatną. Policjanci będą musieli zmierzyć się z tajemniczym zaginięciem kochanka Aliny, krewnej Czarnej. Nagłe zniknięcie wychowawcy kolonijnego jest zagadką, która rozpoczyna nie tylko śledztwo, ale i jest przyczyną wielu zmian w życiu prywatnym bohaterów.
„Wroni szept” to wartko napisana opowieść kryminalno-obyczajowa, okraszona humorem i nutką erotyki. Wątki z „Mimozowego pola” splatają się z nowymi, czekającymi na odkrycie wydarzeniami.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788367357456 |
Rozmiar pliku: | 406 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Beata siedziała przy laptopie, popijając ulubione piwo. Od jutra miała urlop. Mogła sobie na to pozwolić. Chciała poodwiedzać stare kąty, spotkać starych znajomych, wypocząć i mieć czas na jakiekolwiek przyjemności. Właściwie zaplanowała nawet kilka z nich. Myślała o tym z radością. Zwykle praca pochłaniała ją tak bardzo, że dla niej samej zostawało jedynie kilka chwil na spanie i jedzenie. Ostatnio przyszło jej do głowy, jak mocno utożsamia się z piosenką Marii Peszek, w której ta śpiewa, że nie ma czasu na seks. Nawet na to, a szkoda, bardzo szkoda. Brakowało jej bliskości, przytulania, kogoś, z kim mogłaby pokłócić się o kolejność wynoszenia śmieci. Nauczona doświadczeniami z ubiegłego roku była bardzo ostrożna w doborze partnerów, ale czuła takie braki, że któregoś razu, gdy wypiła kilka piw wieczorem, ustawiła sobie jako dzwonek w telefonie remiks Peszek z Pezetem i Fokusem, a konkretnie jego refren. W pracy już się przyzwyczaili, że gdy dzwonił telefon Beaty, rozbrzmiewało rytmiczne: „Nie mam czasu na seks, a tak bardzo bym chciała”. Początkowo byli zdumieni, potem próbowali z tego żartować, ale szybko się im znudziło.
To właśnie ten dzwonek rozbrzmiewał w jej komórce, kiedy zaczynała pracę ostatniego dnia przed urlopem. Dzwoniła Alina. Jej cioteczna siostra. Dziewczyna po przejściach, która nie miała w zwyczaju zawracać nikomu głowy bez powodu. Miała kłopot i potrzebowała pogadać. Beata umówiła się z nią na wideorozmowę wieczorem i właśnie czekała na połączenie. W końcu odezwał się głos z laptopa.
– Myślałam, że się rozmyśliłaś. – Beata pociągnęła łyk z puszki i odstawiła pustą gdzieś poza zasięgiem kamery.
– Skąd! Nie zawracałabym ci głowy, gdybym chciała jedynie poplotkować – odpowiedziała Alina z przekonaniem.
To zabrzmiało bardzo prawdziwie. Właśnie taka była Alina. Czasem policjantce wydawało się, że gdyby mogła, przepraszałaby świat za swoje istnienie. Byleby nikomu nie przeszkadzać, nie narzucać się, nie absorbować swoją osobą. Ala nie wyglądała dobrze, ale Beata uznała, że nie warto tego komentować.
– Wiem, znam cię – westchnęła. – Czasem chciałam, żebyś zadzwoniła tak po prostu, ale… sama wiesz.
– Daj spokój Bi, nie cofniemy czasu. Posłuchaj, to dla mnie ważne: zaginął mój… kochanek. – Zawahała się przy ostatnim słowie.
– Ty tak serio? – zdziwiła się Beata.
Kochanek jej zdaniem nie powinien znajdować się na liście osób, na których zależy aż tak, by niepokoić w tej sprawie dawno nie widzianą rodzinę.
– Serio. No dobra. – Alina głośno nabrała powietrza. – Posłuchaj, może Wiesio był dla mnie kimś więcej, ale takie słowa nie padły. Nie ma go w hotelu, nie było go w pracy, nie odbiera telefonów. Wyparował. Mieliśmy się spotkać wczorajszego popołudnia, potem wieczorem jak zwykle, i spędzić razem noc, co często się nam zdarzało przez ostatnie dwa tygodnie.
– Pokłóciliście się? – Beacie wciąż wydawało się, że to groteskowa sprawa.
– Nie, Bi, wcale. Martwię się. Nigdzie go nie ma. Właściwie to dość brzydko wygląda.
– Może gość się wymeldował i pojechał do domu, do żony i dzieci – hipotetyzowała policjantka. – Wiesz, takie rzeczy się zdarzają.
– To nie tak. Masz czas? Ja bym chciała jednak opowiedzieć ci wszystko od samego początku.
– Długa ta historia? – spytała Beata i ledwo zamaskowała ziewnięcie.
– A co, spieszysz się gdzieś? – Alina z trudem ugryzła się w język. – Wiesz, że ja nigdy nie proszę o pomoc. Robię to pierwszy raz i nie mam nikogo innego, Bi. A historia jest dwutygodniowa, już wspominałam.
– Pytam, bo nie chcę przysnąć w trakcie. Mam za sobą wyczerpujący miesiąc. Poczekaj chwilę, zrobię sobie kawę. Nie rozłączaj się.
Kiedy wróciła z półlitrowym metalowym kubkiem, malowanym w wiązankę lawendy, i usiadła przed laptopem, Aliny nie było po drugiej stronie kamery. Pojawiła się po chwili z butelką wody mineralnej, wrzuciła do niej dwie pastylki wątpliwej jakości witamin, potrząsnęła i wolno wypuszczała nadmiar gazu.
– Opowiadaj – rzuciła Beata. – Mam od jutra urlop, więc teraz możesz gadać choćby i do rana.
– Nie mogę – wyjaśniła Alina. – Ja niestety idę rano do pracy.