Wrzask - ebook
Wrzask - ebook
Po ucieczce z Lengardu – podziemnego ośrodka rządowego – Alyssa Scott zna już swój dar. Jest Mówiącą. Jest Kreatorką, a nie – potworem.
Jednak w laboratorium szalonego, śmiertelnie niebezpiecznego naukowca Kendalla Vanika zostali jej przyjaciele i Landon Ward, który nauczył ją kontrolować jej dar, który ją okłamał, którego...
Alyssa desperacko pragnie ich ocalić, ocalić musi także resztę świata. Jednak każdy kolejny jej ruch grzęźnie w pajęczynie kłamstw i sekretów, aż w końcu sama zaczyna wątpić we wszystko, w co dotychczas wierzyła. A jej pamięć głęboka uwalnia fragmenty wspomnień, także tych bolesnych o śmierci rodziców. Rozpoczyna więc wojnę o przyjaciół, o świat i odzyskanie kontroli nad swoim życiem. W tym starciu sprzymierzeńcy stają się wrogami, a wrogowie –sprzymierzeńcami. Alyssa może być pewna tylko dwóch rzeczy: jeśli chodzi o Mówiących, nic nie jest takie, jak się wydaje, a jedyną osobą, której może ufać, jest ona sama.
„Lynette Noni jest obdarzona wspaniałym talentem opowiadania intrygujących historii, które bez reszty wciągają czytelników. Z niecierpliwością wyczekuję jej kolejnej książki”.
– Sarah J. Maas, autorka bestsellerowych cykli powieściowych: Szklany tron oraz Dwór cierni i róż.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-9941-8 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozglądam się po olbrzymiej podziemnej pieczarze oświetlonej płonącymi pochodniami i zastanawiam – nie po raz pierwszy – czy popełniłam błąd, skoro tutaj przyszłam.
– No, wchodź, Kreatoreczko. Nie marnuj mojego czasu.
Na dźwięk tych słów Keedy wydymam wargi, ale zanim mogę odpowiedzieć, Pandora prycha i mówi:
– Widzę, że ksywka, którą ci nadałam, się przyjęła.
Nie podnosi na nas wzroku. Jedną dłonią skręca swój fioletowy warkocz, a drugą podtrzymuje leżący na jej kolanach wielgachny tom z wydrukowanym złocistymi literami tytułem Mechanika kwantowa dla zaawansowanych, widniejącym na grzbiecie okładki.
Przeszywam je obie spojrzeniem i w ostatniej chwili pohamowuję się przed powiedzeniem, gdzie mogą sobie wsadzić tę ksywkę, ponieważ dostrzegam półuśmiech na twarzy Cami, która siedzi na ziemi obok Pandory, trzyma na kolanach mojego kota Schrödingera i głaszcze jego lśniące czarno-białe futro. Pierwszy raz od sześciu dni odzyskała swój beztroski humor i nie chcę ryzykować, żeby przeze mnie znów go straciła.
– Nie rozumiem, dlaczego Kael nie… – zaczynam, lecz Keeda mi przerywa:
– Kael jest zajęty. – Przez chwilę żuje niczym wielbłąd, a potem wydyma wielką bańkę z różowej gumy balonowej, która ostatecznie pęka z trzaskiem rozbrzmiewającym echem w tym podziemnym wnętrzu. – Musisz więc zadowolić się mną.
Powstrzymuję się przed wypowiedzeniem wszystkiego tego, co wzbiera we mnie jak gwałtowna burza.
Minęło sześć dni, odkąd Keeda pomogła Cami i mnie uciec z ośrodka Lengard i znalazłyśmy schronienie w katakumbach pod ogrodem zoologicznym Taronga w Sydney. Przez pierwsze trzy dni byłam nieprzytomna, a kiedy się ocknęłam, wymogłam na Kaelu, aby mi wyjaśnił, co się wydarzyło i w jaki sposób się tam znalazłyśmy. Tak bardzo pragnęłam natychmiast opuścić to miejsce, wrócić do Lengard i uratować tych, których tam pozostawiłyśmy: Mówiących, będących nadal w rękach niebezpiecznego naukowca Kendalla Vanika i jego potężnego wspólnika, doktora Alvina Manninga. Uratować naszych przyjaciół i… i Warda – brata Cami, a mojego… mojego…
Wciąż nie potrafię określić relacji między mną a Wardem. Sądziłam, że była oparta na kłamstwach i zdradzie, dopóki nie poświęcił swojej wolności, aby ocalić mi życie. To właśnie wtedy okazało się, że przez cały czas mnie chronił.
Kiedy odzyskałam przytomność w katakumbach, desperacko pragnęłam wrócić do niego – i do wszystkich niewinnych Mówiących w Lengard – ale po torturach, jakim poddał mnie Vanik, byłam tak słaba, że ledwie mogłam utrzymać się na nogach, a co dopiero podjąć misję ratunkową. Jednak Kael obiecał mi, że, gdy dojdę do siebie, wrócimy tam i wydostaniemy ich wszystkich.
W ciągu następnych trzech dni odzyskałam siły dzięki uzdrowicielskiej mocy Cami. Przez ten czas ani razu nie widziałam Kaela.
– Rozmawiałaś z nim? – pytam Keedę cichym głosem, w którym jednak pobrzmiewa tłumione z trudem napięcie.
– Już ci mówiłam – odpowiada szorstko. – On jest…
– Zajęty, wiem – rzucam gniewnie. – Najwyraźniej zbyt zajęty, aby dotrzymać swojej obietnicy.
Przyrzekł mi nie tylko pomoc w powrocie do Lengard. Drugą obietnicą, której jeszcze nie zrealizował, było to, że pomoże mi opanować w pełni moją zdolność Kreatorki.
Chociaż nauczyłam się już ją kontrolować – dzięki treningom z Wardem – jednak wciąż tak niewiele o niej wiem i potrafię. Moja moc powinna być nieskończona, ograniczana tylko przez wyobraźnię. Jednak coraz bardziej odkrywam, jak trudnym zadaniem jest zniesienie ograniczeń mojej wyobraźni, poszerzenie umysłu, aby moja zdolność Kreatorki rzeczywiście stała się twórcza. Kiedy, osłabiona, przebywałam w laboratorium Vanika, miałam możliwość, by powstrzymać go raz na zawsze, zamiast jedynie uciec stamtąd, gdybym tylko potrafiła wymyślić, w jaki sposób.
Nigdy więcej nie chcę poczuć się tak bezradna. I dlatego, skoro Kael był „zajęty”, musiałam poszukać innej pomocy.
Z początku byłyśmy tylko Cami i ja. Czwartego dnia to ona czuwała przy moim łóżku, nie Kael. Spodziewałam się, że będzie wypytywała mnie o plan działania, nalegała, żebyśmy niezwłocznie wróciły do Lengard. Jednak ona tylko spytała mnie cicho, czy mogłaby uleczyć moje rany. W pierwszej chwili się zawahałam, jakaś część mnie miała wrażenie, że powinnam nadal odczuwać ból, jakbym była to winna tym, którzy zostali w Lengard, aby przypominał mi, że oni wciąż cierpią, nawet jeśli dzięki zdolności doktora Manninga nie są tego świadomi. Ale na widok bladej twarzy Cami i łez błyszczących w jej oczach skinęłam w milczeniu głową, gdyż wiedziałam, że przyjaciółka przynajmniej częściowo obwinia siebie o to, co się stało. Skoro uleczenie mnie sprawi, że jej poczucie winy nieco osłabnie, zamierzałam na to pozwolić.
W ciągu kilku sekund jedyną pamiątką po tamtej nocy pozostała nikła biała blizna na moim ramieniu po ranie, jaką zadał mi Crew, który posłużył się swoją mocą, gdy był pod mentalnym wpływem Manninga.
Nadal czuję tę bliznę, ale ból zniknął.
W każdym razie: fizyczny ból.
Po tym, jak Cami mnie uleczyła, jej twarz odzyskała nieco koloru i pojawił się na niej wyraz nowej determinacji. I wtedy spytała mnie, co zamierzamy uczynić, jak pomożemy rekrutom z Projektu Exodus.
Nie miałam żadnej odpowiedzi.
I wciąż nie mam.
A z każdym upływającym dniem na jej twarzy maluje się coraz większa udręka.
Wiem, że Cami jest zdenerwowana. I boi się – nie o siebie, lecz o swoich przyjaciół i brata. O wszystkich, których musiałyśmy zostawić w Lengard.
Ja także się o nich boję. Ponieważ tych minionych sześć dni wydaje mi się długie jak całe życie.
Sto czterdzieści cztery godziny.
Osiem tysięcy sześćset czterdzieści minut.
W każdym z tych dni, w każdej z tych godzin czy minut Vanik mógł zrobić, co zechce. I robi, co zechce. Naszym przyjaciołom – Sneakowi, Crewowi, Enzowi.
…Wardowi.
Przynajmniej jest z nami Keeda. Została spalona jako szpieg Kaela, więc katakumby stały się teraz jej schronieniem. Jest bezpieczna, wyrwała się ze szponów Vanika i spod władzy Manninga – chociaż moc tego psychoterapeuty i tak na nią nie działa. Jeszcze nie powiedziała mi, dlaczego tak się dzieje, jednak o wiele bardziej nurtują mnie inne kwestie:
„Co powinniśmy teraz zrobić?”
„Jak mamy ocalić naszych przyjaciół?”
„A co, jeśli zamysł Vanika się powiedzie?”
Właśnie te pytania nie dają mi spokoju. Ponieważ boję się nie tylko o rekrutów z Projektu Exodus, ale także o cały świat. Jeżeli Vanik zdoła zreplikować mój gen Kreatorki i rozmnożyć własną armię Mówiących, wówczas…
Chociaż upłynęło już tyle dni, wciąż nie potrafię znieść nawet myśli o tym.
I są też inne kwestie, które staram się – bezskutecznie – odsunąć od siebie. Nieustannie dręczą mnie szydercze słowa Vanika o moich rodzicach. Możliwość, że mama i tata żyją gdzieś tam na powierzchni… Że być może chcieli, abym o nich zapomniała…
Nie wiem nawet, jak zabrać się do tej informacji. Ale to nie jest coś, co mogłabym po prostu odłożyć na półkę. Muszę się dowiedzieć, co się z nimi stało. Muszę się dowiedzieć, dlaczego nigdy nie powiedzieli mi o zdolności Mówienia. Ani o mojej ani o tej, którą oni posiadali. Muszę się dowiedzieć, dlaczego przez ponad dwa i pół roku byłam przekonana, że ich zabiłam.
To kolejna obietnica złożona przez Kaela – że pomoże mi odkryć prawdę.
Trzy dni i trzy złamane obietnice.
Keeda wydmuchuje następną różową bańkę z gumy do żucia, która pęka z trzaskiem, co przyciąga moją uwagę z powrotem do tej dziewczyny i do pustej jaskini, w której stoimy. Spoglądam w kierunku migoczących płomieni pochodni przymocowanych do skalnych ścian i potrząsam sobą w duchu, świadoma tego, że nie jestem sprawiedliwa wobec Kaela. On robi, co może, żeby zapewnić mi tutaj bezpieczeństwo – żeby zapewnić je nam wszystkim. Nie widziałam go od kilku dni właśnie dlatego, że bacznie monitoruje sytuację dotyczącą Lengard. Nasza ucieczka nastręczyła Renegatom mnóstwa problemów, w tym zmusiła ich do zastosowania dodatkowych środków bezpieczeństwa w obrębie katakumb. Kael chroni nas wszystkich.
Keeda ma rację, gdy twierdzi, że on jest zajęty. A ja powinnam wykazywać się większym zrozumieniem, nawet jeśli moja cierpliwość jest na wyczerpaniu. Kael to mój przyjaciel i troszczy się o mnie. Wiem, że w końcu poradzi sobie z problemami i spełni wszystkie swoje obietnice.
Tylko po prostu nie mogę się już tego doczekać.
…I właśnie dlatego stoję teraz tutaj z Keedą, wydmuchującą z trzaskiem gumę, z Pandorą, studiującą pilnie podręcznik, i z Cami, głaszczącą kota.
To był pomysł Dantego – Dantego Oberona, Renegata potrafiącego czytać w myślach. Tego ranka przyłapał Cami i mnie, gdy próbowałyśmy wymknąć się ukradkiem z katakumb. Obie tak desperacko pragnęłyśmy zdobyć informacje o Lengard, że byłyśmy gotowe wybrać się na własną rękę na przeszpiegi. Zatrzymał nas na końcu długiego korytarza, którym się skradałyśmy, zagrodził nam drogę, stając z ramionami skrzyżowanymi na muskularnej klatce piersiowej. Zmierzył nas przenikliwym spojrzeniem i rzekł:
– Naprawdę sądziłyście, że Liana i ja nie dowiemy się o waszym planie?
Miałam ochotę klepnąć się w czoło, gdyż zapomniałam o zdolności Liany do przenoszenia Mówieniem wiadomości o przyszłości w teraźniejszość i ostrzegania w ten sposób o przyszłych zdarzeniach.
– Nie wiedziałam, że jesteśmy tutaj więźniarkami – powiedziałam zamiast tego, starając się, aby w moim głosie nie zabrzmiała nuta przeprosin. Ani poczucia winy.
– Nie jesteście – odparł Dante. – Ale byłoby miło, gdybyście nie podały siebie ośrodkowi Lengard na srebrnej tacy, po całym tym ryzyku, jakie podjęliśmy, żeby was stamtąd wydostać.
Te słowa odebrały nam determinację.
Wtedy Dante przybrał swobodniejszą postawę, a na jego twarzy pojawił się wyraz współczucia.
– Słuchajcie, obmyślimy jakiś plan, jasne? Tylko wytrzymajcie jeszcze trochę i zaczekajcie. Może byście tak… No, nie wiem… Potrenowały trochę albo zajęły się czymś, zabawiły się waszymi zdolnościami Mówienia? – Demonstracyjnie napiął biceps i dodał: – To jak z budowaniem muskulatury. Trzeba ćwiczyć, żeby się rozrosła.
Chciałam przypomnieć, że Kael miał mi w tym pomóc, ale Dante już prowadził nas z powrotem w głąb tunelu i towarzyszył nam przez całą drogę do naszego pokoju. Kiedy odszedł, odwróciłam się do Cami, aby się przekonać, czy pragnie podjąć następną próbę ucieczki, ale ona westchnęła i oświadczyła, że Dante ma rację: nie powinnyśmy ryzykować pojmania.
W reakcji na te słowa z moich palców trysnęły iskry irytacji i rozbłysły w tym zamkniętym pomieszczeniu niczym małe sztuczne ognie. Przez długą chwilę przyglądałyśmy się im w osłupiałym milczeniu, podczas gdy te jaskrawe światełka strzelały z sykiem wokół nas.
– Wiesz, myślę, że Dante mógł mieć słuszność co do tego treningu – rzekła cierpko Cami.
Pomimo poczucia winy z powodu tego, że niezamierzenie straciłam kontrolę nad moją zdolnością, uśmiechnęłam się po raz pierwszy od ocknięcia w katakumbach.
I właśnie w tym momencie do pokoju weszła Keeda, a tuż za nią Pandora. Stanęły jak wryte na widok tego pokazu fajerwerków, a kompletna absurdalność tej sceny sprawiła, że obie zażądały wyjaśnienia. Cami go im udzieliła, podczas gdy ja usiłowałam nakłonić Schrödingera, żeby wylazł spod mojego łóżka. Schował się tam, gdy tylko zobaczył tę pirotechniczną eksplozję.
Gdy Cami na koniec oznajmiła Keedzie i Pandorze radę Dantego, obie zaoferowały, że dotrzymają nam towarzystwa przez popołudnie, i zapewniły, że Kael ich dziś nie potrzebuje.
To właśnie Pandora przed kilkoma minutami zaprowadziła nas do tej jaskini i poinformowała, że to jedno z pomieszczeń treningowych rzadziej używanych przez Renegatów. Niegdyś służyło jako jadalnia, dopóki liczba mieszkańców katakumb nie wzrosła tak, że wszyscy nie mieścili się już tutaj w porach posiłków. Obecnie ta pieczara była po prostu jednym z wielu pustych pomieszczeń podziemnego labiryntu, nieczęsto używanym i niemal zapomnianym.
– Przychodzę tutaj, kiedy potrzebuję trochę ciszy i spokoju – oświadczyła Pandora.
Ruszyła w kierunku kąta pieczary, wsunęła dłoń do bocznej kieszeni dżinsów i wyszeptała jakieś słowo. Błysnęło światło i Pandora wyjęła opasły podręcznik fizyki z kieszeni zbyt małej, żeby mógł się w niej zmieścić.
– Pochodnie są umieszczone na odpowiedniej wysokości do czytania – dodała, ignorując moją zdumioną minę na widok jej nonszalanckiego posłużenia się zdolnością infuzji i tego, że dysponuje pojemnością przestrzeni do przechowywania godną Mary Poppins.
Nawet jeszcze teraz, choć minęło kilka minut, nadal rozmyślam o tym, czego byłam świadkiem. Właśnie do takich codziennych aktów Mówienia usiłuję przywyknąć. Pomimo całego tego treningu, jaki odbyłam z Wardem w Lengard, Mówienie nie stało się dla mnie jeszcze czymś naturalnym. Przez lata starałam się stłumić moją moc, natomiast osoby takie jak Pandora przez ten czas poświęcały się doskonaleniu swoich mocy. Muszę znaleźć sposób nadrobienia tego, inaczej nigdy nie będę w stanie stawić czoła Vanikowi, nie mówiąc już o pokonaniu go.
– Robimy to, Lyss? – rzuca Keeda, przerywając moje dumania. – Czy może chcesz poużalać się jeszcze trochę nad tym, że cię porzucono?
Rzucam jej ostrzegawcze spojrzenie, ale ona tylko się uśmiecha i wydmuchuje następną bańkę z gumy. Nie potrafię się powstrzymać, wyobrażam sobie, czego chcę, i szepczę:
– Trzask.
Rozbłyskuje światło i Keeda wybałusza oczy, gdy jej guma rozszerza się do rozmiaru balonu, a potem pęka i lepkie różowe strzępki eksplodują na twarz dziewczyny.
Przeklinając mnie, Keeda ściera je ze skóry, a one zwijają się w rozciągliwe nitki.
Słyszę rechot Pandory i lekki śmiech Cami. Ten drugi podnosi mnie na duchu i upewnia, że warto było zrewanżować się Keedzie.
– Tylko tyle potrafisz, Kreatoreczko? – pyta szyderczo Keeda.
Ugniata gumę w kulkę, zawija w papierek i ciska nią w nadal rżącą Pandorę. Kulka trafia nieszkodliwie w okładkę książki Pandory i spada na pokryte pyłem podłoże jaskini.
– Powiedz mi, czego ode mnie oczekujesz, a ja to zrobię – mówię z kolei wyzywająco.
Keeda kręci głową, jej warkocz kołysze się z tyłu.
– Nie, to tak nie działa. Chcesz trenować? A więc masz szansę pokazać nam, co potrafisz.
Coś mi mówi, że nie zaimponuję jej, jeśli zacznę powoływać do życia zwierzęta hodowlane albo wdam się w potyczkę paintballową. Takich rzeczy potrafię dokonać samą myślą. Ale rzucono mi trudne wyzwanie i wiem, że nic mnie nie ogranicza… Tak jakbym dostała bilet lotniczy i usłyszała, że mogę polecieć do dowolnego miejsca na świecie. Muszę tylko zdecydować, dokąd. To niewykonalne zadanie: jest zbyt wiele opcji, zbyt wiele czynników, które trzeba wziąć pod uwagę.
– No dalej, Alysso Scott – prowokuje mnie Keeda. – Zademonstrujesz mi swój talent, a potem ja zademonstruję ci mój.
Wiem już, co potrafi, jej zdolność hipnotyzowania pomogła ocalić mnie przed Vanikiem i Manningiem. Nie potrzebuję znowu jej oglądać, a już na pewno nie potrzebuję ponownie jej doświadczyć.
– Co chcesz zobaczyć? – pytam, lecz ona tylko znów kręci głową.
Wiem, że to nie będzie podobne do treningu z Wardem, ponieważ on udzielał mi szczegółowych instrukcji, co mam stworzyć. Z wyjątkiem przypadków, kiedy chciał, abym zmieniła moją pierwotną intencję i nie stworzyła tego, czego żądał, a ja mówiłam jakieś słowo, lecz powoływałam do istnienia coś całkiem innego. Ale… nie chcę teraz stwarzać przedmiotów. W tamtych ćwiczeniach chodziło o to, żebym nauczyła się kontrolować moją zdolność, a teraz pragnę posłużyć się tą kontrolą.
Myślę o miejscu, w którym się znajdujemy, zagrzebani głęboko pod ogrodem zoologicznym. Przebywam pod ziemią od sześciu dni, otoczona tymi skalnymi ścianami i ich wilgotną, stęchłą wonią. Dałabym wszystko, żeby poczuć na skórze pocałunek lekkiego wietrzyku i pozbyć się wrażenia, że te ściany stale zamykają się wokół mnie. Żeby poczuć otwartą przestrzeń – nieskończoną, bezgraniczną.
I nagle już wiem, co chcę zrobić.
Zamykam oczy, głęboko wdycham powietrze i wyobrażam sobie wyraźnie mentalny obraz. Same słowa nie będą miały znaczenia, ale pomogą mi się skoncentrować, więc używam tego, które – jak sądzę – zadziała najlepiej, i mówię:
– Noc.
Nie muszę słyszeć urywanego westchnienia Cami, pełnego aprobaty chichotu Keedy ani słów Pandory: „Przepraszam, ale próbowałam czytać”, aby wiedzieć, że mi się powiodło. Na zewnątrz moich zamkniętych powiek zniknęły migotliwe światła pochodni i zapadła ciemność, a gdy ponownie otwieram oczy, mogę tylko podziwiać moje dzieło.
Stoję pośrodku usianego gwiazdami nieba. Nie ma już katakumb, nie ma skalnego sklepienia, ścian ani podłoża jaskini – zastąpiły je wieczny mrok i iskrzące się świetlne punkciki. Ledwie mogę dostrzec zarysy sylwetek moich przyjaciółek czy nawet własne dłonie, kiedy unoszę je na wysokość twarzy. Jestem w tej galaktyce samotną drobiną życia pośród morza gwiazd. Gdziekolwiek spojrzę – w górę, w bok, w dół – widzę tylko atramentową ciemność wypełnioną błyszczącymi kropkami, jakbym szybowała przez przestrzeń kosmiczną. Moje włosy rozwiewa nawet łagodny wietrzyk. Wiem, że ten powiew świeżego powietrza jest jedynie iluzją, lecz mimo to napawam się nim.
Gdy tak spoglądam w kosmos, czuję się, jakby zdjęto mi z ramion ciężkie brzemię, i wypełnia mnie spokój. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam uwolnienia się od mojej narastającej klaustrofobii, choćby chwilowego wrażenia, że nie przebywam już w katakumbach, i zapomnienia, dlaczego się tu znalazłam. Widok skalnych ścian nieustannie przypomina mi o dręczących mnie kłopotach, ale teraz, otoczona przez ten niebiański przestwór, odnoszę wrażenie, jakby cały świat na moment się zatrzymał.
Jednak to też nie jest realne. Z westchnieniem znów Mówię i unicestwiam tę iluzję.
Keeda pierwsza odzyskuje głos, natomiast Pandora i Cami tylko wpatrują się we mnie w milczeniu, mrugając niczym sowy.
– No, cóż, to było… coś – mówi. Potem trzeźwieje i dodaje: – Chociaż trochę bezużyteczne.
– No nie wiem – szepcze w zamyśleniu Pandora, przechylając głowę na bok. Spogląda wokoło na płomienie pochodni oświetlające pieczarę, jakby wciąż widziała nocne niebo. – Byłoby całkiem przydatne dla kogoś cierpiącego na bezsenność. Albo chcącego pomedytować czy coś w tym rodzaju.
– Albo po prostu pragnącego uciec na kilka chwil od świata – dorzuca cicho Cami, co świadczy, że jej również daje się we znaki przebywanie w zamkniętej przestrzeni katakumb.
– Zapewne – przyznaje Keeda, marszcząc czoło. – Ale spróbujmy czegoś nieco bardziej praktycznego.
– Jestem otwarta na propozycje – oświadczam z naciskiem, chociaż nadal nie mam pojęcia, czego ona ode mnie oczekuje.
Keeda robi wdech i wiem, że zaraz znów powie mi, żebym sama coś wymyśliła, ale Pandora z trzaskiem zamyka książkę i wstaje.
– Keed, daj jej spokój – rzuca i podchodzi do nas. Cami nadal siedzi, z Dingerem na kolanach, ale obserwuje nas uważnie. – To jakbyś żądała od niej sporządzenia potrawy, ale nie podała składników. – Odwraca się do mnie i mówi: – Postępujmy, jakbyś brała udział w bitwie Mówiących.
Moje brwi podjeżdżają w górę.
– W czym?
– No, wiesz, jak wtedy, gdy usiłowałaś uciec od Vanika i Manninga. Chmara Mówiących obdarzonych różnymi zdolnościami i wszyscy cię atakują. Co zrobisz?
Gapię się na nią. Oczywista odpowiedź brzmi: „powstrzymam ich”, ale przypuszczam, że Pandora oczekuje czegoś więcej.
Oblizuję wargi i odpowiadam powoli:
– To by zależało od rodzaju ich zdolności.
Pandora z aprobatą kiwa głową i przy tym ruchu kołyszą się jej fioletowe warkocze.