Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Współlokator - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 lutego 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Współlokator - ebook

Troje to o jedno za dużo.

Sarah i Marc spędzają upojną noc na mieście. Rano w ich mieszkaniu czeka na nich policja. Wielka kałuża krwi na podłodze sugeruje, że kogoś zamordowano. Czy to krew ich współlokatora?

Zakochani mieszkają w eleganckim lofcie w Hamburgu z Henningiem, najlepszym przyjacielem Marca. Od trzech lat nie tylko dzielą mieszkanie, ale też jeżdżą razem na wakacje i robią wspólne interesy. Z pozoru tworzą idealny układ – ale gdy po Henningu zostaje jedynie kałuża krwi, na jaw wychodzą napięcia w relacjach całej trójki. Wszystkie dowody zbrodni wskazują na Sarah i Marca. Czy któreś z nich zabiło Henninga? A może zrobili to razem? I co stało się z ciałem ofiary? Podczas policyjnego przesłuchania każde z nich opowiada swoją wersję wydarzeń, a nadkomisarz Bianca Rakow musi dowiedzieć się, która z nich jest prawdziwa – o ile którakolwiek jest…

Po pierwszym zdaniu byłam kupiona, po pierwszej stronie przepadłam dla świata. Geschke pisze surowo, a jego bohaterowie nie budzą sympatii. Budzą za to emocje, podobnie jak cała ta historia o miłości, zawiści i zemście. Książka z gatunku nieodkładalnych.

Marta Górna, „Gazeta Wyborcza”

Zbrodnia, w której są podejrzani i dowody, motyw i głęboko skrywane sekrety. Brakuje jedynie ofiary. Linus Geschke wie, jak zdezorientować nie tylko czytelników, lecz także bohaterów swojej powieści. I przypomina, że piękni ludzie miewają naprawdę paskudne charaktery.

Jakub Demiańczuk, „Polityka”

Kategoria: Katalog
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66500-66-2
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Marc

Naj­pięk­niej­sze w baj­kach jest nie to, że za­czy­nają się od: „Dawno, dawno temu...”, ani to, że koń­czą się sło­wami: „A je­śli nie umarli, to żyją do dziś”. Naj­pięk­niej­sze w baj­kach jest to, że gdy się je wy­star­cza­jąco czę­sto po­wta­rza, cza­sem się zisz­czają.

Moja bajka z Sa­rah za­częła się w miej­sco­wo­ści zwa­nej San Vito Lo Capo z cią­gnącą się ki­lo­me­trami plażą: z jed­nej strony góry, z dru­giej wi­dok na ma­low­ni­czy port, w któ­rym cze­kają przy­cu­mo­wane do pa­choł­ków ło­dzie ry­bac­kie, go­towe, żeby znów wy­pły­nąć w mo­rze. To było trzy lata temu i tego dnia ni­g­dzie nie cza­iły się złe du­chy. A może po pro­stu ich nie za­uwa­ży­łem.

Wy­le­gi­wa­łaś się na le­żaku, nie­całe dzie­sięć me­trów od la­zu­ro­wych wód Mo­rza Śród­ziem­nego. Na opar­ciu wi­siały słom­kowy ka­pe­lusz i let­nia su­kienka, a ty wy­glą­da­łaś bar­dzo młodo – mło­dziej niż na swoje dwa­dzie­ścia osiem lat. Włosy mia­łaś upięte w kok, a na pła­skim brzu­chu le­żała książka: ciemna okładka, żółty ty­tuł, pew­nie ja­kiś thril­ler.

Nie wi­dzia­łem two­ich oczu, były ukryte za oku­la­rami prze­ciw­sło­necz­nymi, ale w ką­ci­kach two­ich ust igrał słaby uśmie­szek, jakby coś cię roz­ba­wiło. Kiedy po­my­ślę o na­szych po­cząt­kach, w za­sa­dzie za­wsze mia­łaś na twa­rzy uśmiech. Wtedy, kiedy jesz­cze nie wy­da­rzyło się nic, co cię go po­zba­wiło.

Hen­ning szturch­nął mnie łok­ciem, wska­zał głową w twoim kie­runku i się wy­szcze­rzył. Nic nie po­wie­dział, nie mu­siał – ko­ści zo­stały rzu­cone. Na tej plaży wśród tych wszyst­kich ko­biet by­łaś jak główna wy­grana w totka. Oczy­wi­ście wy­glą­da­łaś bar­dzo ład­nie, ale to nie było naj­waż­niej­sze. Jest wiele ład­nych ko­biet. Wła­ści­wie kiedy wspo­mi­nam tamte czasy, mam wra­że­nie, jakby wów­czas ota­czały mnie same atrak­cyjne dziew­czyny – a może zwy­czaj­nie te brzyd­kie wy­par­łem z pa­mięci.

– Le­piej na­sma­ruj się kre­mem, bo się spa­lisz.

Nie wiem, czemu to po­wie­dzia­łem; to chyba naj­głup­sza rzecz, jaką można było po­wie­dzieć w tej sy­tu­acji. Ale co mia­łem zro­bić? Je­dyną al­ter­na­tywą było ob­ser­wo­wa­nie cię go­dzi­nami z da­leka, tylko że to by­łoby jesz­cze głup­sze – mam na­dzieję, że się ze mną zgo­dzisz.

Gdy tylko te słowa wy­szły z mo­ich ust, spoj­rza­łaś w moją stronę, pod­nio­słaś oku­lary na czoło i prze­su­nę­łaś wzro­kiem po moim ciele, które wów­czas było w znacz­nie lep­szej for­mie niż dziś. Na­sze spoj­rze­nia na chwilę się spo­tkały, a po­tem znowu na­su­nę­łaś oku­lary na oczy ni­czym przy­łbicę i od­wró­ci­łaś głowę znu­dzona.

– Chęt­nie cię po­znam, ale nie chcę się wy­głu­pić, mó­wiąc coś nie­sto­sow­nego – do­da­łem. – To na­prawdę trudne. Mam praw­dziwy dy­le­mat i li­czę, że to zro­zu­miesz.

Mój puls pę­dził jak sza­lony, kiedy na­gle się uśmiech­nę­łaś. Może tylko z li­to­ści, ale w tam­tej chwili mia­łem to gdzieś. Nie wie­dzia­łem, jak się na­zy­wasz, skąd po­cho­dzisz ani czym się zaj­mu­jesz; czy masz chło­paka albo męża, czy może je­steś les­bijką. Wie­dzia­łem je­dy­nie, że mógł­bym cię po­ko­chać, że będę cię ko­chał i że mu­szę cię ko­chać. To wszystko było dla mnie tak oczy­wi­ste, że na­wet dziś na­pawa mnie stra­chem. Mia­łem trzy­dzie­ści je­den lat, już dawno prze­sta­łem być na­iw­nym dziec­kiem, a mimo to nie mo­głem się oprzeć wra­że­niu, że wszystko, co wy­da­rzyło się w moim do­tych­cza­so­wym ży­ciu, miało mnie tylko do­pro­wa­dzić do tego mo­mentu.

Do cie­bie.

– Czyli tak za­ga­du­jesz ko­biety – ode­zwa­łaś się po chwili, która trwała chyba wiecz­ność.

Po­czu­łem nie­wy­sło­wioną ulgę.

– Wła­ści­wie to nie – od­par­łem ze wzru­sze­niem ra­mion i z lekką obawą, choć sta­ra­łem się tego nie oka­zy­wać. – Szcze­rze mó­wiąc, tro­chę mnie to prze­ro­sło. Więc je­śli masz lep­szy tekst na pod­ryw, to chęt­nie po­słu­cham!

I znowu go uj­rza­łem: twój znie­wa­la­jący uśmiech.

– Mu­szę się za­sta­no­wić... Na ra­zie mo­żesz mi po­sta­wić kie­li­szek wina w Gna’ Sara.

Nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, na­rzu­ci­łaś na sie­bie ko­lo­rową su­kienkę. Wy­ko­rzy­sta­łem ten krótki mo­ment, kiedy ma­te­riał za­sło­nił ci oczy, aby dać znak Hen­nin­gowi, że ma spa­dać. Od razu zro­zu­miał i od­da­lił się w kie­runku na­szych le­ża­ków. Jego ciało wciąż było wil­gotne po wcze­śniej­szej ką­pieli w mo­rzu; pia­sek ob­le­pił mu łydki: wy­glą­dały, jakby były ob­to­czone w pa­nierce.

– Jak masz na imię?

Od­wró­ci­łem się.

– Marc. A ty?

– Sa­rah. Sa­rah Haupt­mann. Miło cię po­znać, Marc.

Kiedy zmie­rza­li­śmy plażą do ma­łej wio­ski, bar­dzo chcia­łem cię wziąć za rękę. Nie zro­bi­łem tego tylko dla­tego, że się ba­łem, że już cię nie pusz­czę.

Z po­czątku szli­śmy w róż­nym tem­pie, aż w końcu na­sze kroki od­na­la­zły wspólny rytm, a ich od­głosy się zsyn­chro­ni­zo­wały. Raz za ra­zem zer­ka­łem na cie­bie ką­tem oka. By­łaś nie­zbyt wy­soka – ja­kieś metr sześć­dzie­siąt. Spra­wia­łaś wra­że­nie kru­chej i de­li­kat­nej i już wtedy zro­zu­mia­łem, że mu­szę cię chro­nić przed wszel­kim złem. Wiem, dość sta­ro­świec­kie po­dej­ście, ale tak po pro­stu czu­łem. I czuję do dziś.

Kiedy w końcu do­tar­li­śmy do re­stau­ra­cji, przy­trzy­ma­łem dla cie­bie drzwi i lekko się ukło­ni­łem. We­szłaś do środka jak kró­lowa, ro­zej­rza­łaś się i wy­bra­łaś mały sto­lik na ta­ra­sie z wi­do­kiem na mo­rze. Ja nie wi­dzia­łem ni­czego poza tobą. Po­dzi­wia­łem twoje zmierz­wione włosy i ide­alne usta, do­strze­głem wraż­li­wość we wciąż nie­mal dzie­cię­cych ry­sach – i na­gle czas jakby się za­trzy­mał. Mia­łem ochotę cię po­ca­ło­wać i wziąć w ra­miona, tylko tyle. Po­wie­dzieć ci, że serce w two­jej piersi nie bije bez po­wodu.

Kiedy przy­szedł kel­ner, zmie­rzył nas wzro­kiem i na chwilę się za­wa­hał. Po­tem wy­ko­nał za­ma­szy­sty gest ręką, który tylko Włosi opa­no­wali do per­fek­cji, i po­wie­dział z uśmie­chem:

– Due amanti, un grande amore. To wi­dać od razu!

Na­sze spoj­rze­nia się spo­tkały i już wie­dzia­łem, że ty też to wiesz. Że wi­dzi to cały świat.

Tę peł­nię szczę­ścia.

Tam­tego let­niego dnia za­częła się moja bajka z Sa­rah, która do­bie­gła końca trzy lata póź­niej, gdy pewna po­li­cjantka za­py­tała mnie, czy któ­reś z nas za­biło mo­jego naj­lep­szego przy­ja­ciela.Sa­rah

Po­czątki nie wie­dzą, co to ko­niec, a do­bro nie po­trafi wy­obra­zić so­bie zła.

Tak było też z nami, Marc.

Już od pierw­szego dnia.

Z tym nie­scho­dzą­cym z ust uśmie­chem i tą fa­sadą non­sza­lan­cji na pierw­szy rzut oka spra­wia­łeś wra­że­nie aro­ganta, pod­czas gdy twój przy­ja­ciel wy­da­wał się bar­dziej wy­lu­zo­wany. Będę szczera: kiedy po­de­szli­ście do mnie z osten­ta­cyjną nie­fra­so­bli­wo­ścią, trą­ca­jąc się łok­ciami jak na­sto­latki, po ci­chu li­czy­łam, że to on mnie za­gad­nie. Ale stało się ina­czej, po pro­stu go ubie­głeś.

Z po­czątku mia­łam jesz­cze na­dzieję, że przez cie­bie zbliżę się do niego, ale stało się, jak się stało. Za­ko­cha­łam się.

W to­bie. W Marcu, który cho­wał się za nie­scho­dzą­cym z ust uśmie­chem i za fa­sadą non­sza­lan­cji.

Ża­den czło­wiek nie ma wpływu na to, w kim się za­ko­cha, ale na­wet gdy­byś ty do­ko­nał tego wy­boru świa­do­mie, to i tak w ko­lej­nych la­tach nie mia­ła­bym czego ża­ło­wać. Je­steś naj­tro­skliw­szym męż­czy­zną, ja­kiego można so­bie wy­ma­rzyć, i na­dal po­tra­fisz mnie za­chwy­cić i za­sko­czyć.

Ileż to razy moje przy­ja­ciółki mi cie­bie za­zdro­ściły? Sama nie wiem.

Ale czę­sto.

Na­prawdę czę­sto.

Od sa­mego po­czątku mi­łość sta­no­wiła fi­lar na­szego związku, po­dob­nie jak po­ciąg fi­zyczny, a także za­ufa­nie, które było z nich wszyst­kich naj­sil­niej­sze. Za­wsze ci ufa­łam, przede wszyst­kim dla­tego, że ni­gdy nie by­łeś wo­bec mnie nie­szczery. Nie­wielu lu­dzi za­słu­guje na ta­kie za­ufa­nie. Ci, któ­rych kie­dyś ko­cha­łam i któ­rzy twier­dzili, że są twar­dzi, z cza­sem ob­na­żali swoje sła­bo­ści, na przy­kład to, że ich ide­alne fa­sady mają rysy i że bra­kuje im pew­no­ści sie­bie. Ty jed­nak ni­gdy nie po­zo­wa­łeś na twar­dziela. Taki po pro­stu je­steś. A do tego też ra­do­sny, cie­pły i po­godny.

Gdy­bym miała cię po­rów­nać do pory roku, był­byś la­tem.

Praw­do­po­dob­nie poza Hen­nin­giem je­stem je­dyną osobą, która wie, że zima rów­nież sta­nowi część two­jej na­tury. Że masz w so­bie ja­kieś zło – i to by­naj­mniej nie w prze­no­śnym zna­cze­niu. To coś zu­peł­nie re­al­nego, jak je­den z na­rzą­dów we­wnętrz­nych. Być może po two­jej śmierci znajdą to pod­czas sek­cji. My­ślę, że tkwiące w to­bie zło ma wiel­kość pi­łeczki ping­pon­go­wej i ani chybi jest czarne. Na jego wi­dok le­karz są­dowy po­wie za­pewne: „Oho... a co my tu mamy?”.

Ale nie wy­bie­gajmy za da­leko w przy­szłość. Nie po­win­ni­śmy mó­wić o końcu, tylko o po­czątku, bo to było na­prawdę coś wiel­kiego.

Po tam­tym urlo­pie spo­ty­ka­li­śmy się tak czę­sto, jak to było moż­liwe, po­mimo dzie­lą­cej nas od­le­gło­ści. Ty miesz­ka­łeś w Ham­burgu, ja w ma­łej miej­sco­wo­ści po­ło­żo­nej w gó­rach Tau­nus. Kiedy nie by­li­śmy ra­zem, moją co­dzien­ność wy­peł­niała wielka, bez­gra­niczna tę­sk­nota. Każ­dego wie­czoru roz­ma­wia­li­śmy ze sobą go­dzi­nami przez te­le­fon, żeby ja­koś prze­trwać roz­łąkę, i od­li­cza­li­śmy dni do ko­lej­nego spo­tka­nia.

Do­piero z tobą u boku po­czu­łam się kom­pletna i cza­sem mia­łam wra­że­nie, jak­bym żyła tylko dla tych spo­tkań. Na­prawdę tak było, Marc, na­wet je­śli mi póź­niej nie wie­rzy­łeś. Z cza­sem stwo­rzy­łeś wła­sną prawdę. Ja też mam swoją, a naj­groź­niej­sze kłam­stwa to i tak te, które sami so­bie opo­wia­damy.

By­li­śmy ze sobą rap­tem trzy mie­siące, kiedy spy­ta­łeś, czy nie chcę opu­ścić mo­jej gór­skiej wio­ski i za­miesz­kać z tobą w Ham­burgu. Po­wie­dzia­łeś, że zna­la­złeś już dla nas ide­alne gniazdko; nie­po­wta­rzalna oka­zja, mu­simy się tylko szybko de­cy­do­wać.

W du­chu li­czy­łam na miesz­ka­nie w sta­rym bu­dow­nic­twie. Być może dwa po­koje, do tego kuch­nia, przed­po­kój, ła­zienka i mały bal­kon. Nie­zbyt spek­ta­ku­larny, ale przy­tulny kąt, w któ­rym stwo­rzymy nasz wła­sny świat. Jak­że­bym mo­gła spo­dzie­wać się cze­goś in­nego? Twoja matka jest za­stęp­czy­nią kie­row­nika od­działu Volks­banku w Ep­pen­dor­fie, a oj­ciec pro­fe­so­rem wyż­szej uczelni – tej sa­mej, na któ­rej w wieku trzy­dzie­stu je­den lat wciąż stu­dio­wa­łeś. Po­rządna ro­dzina bez pro­ble­mów fi­nan­so­wych, któ­rej jed­nak da­leko do kre­zu­sów. Tym więk­sze było moje za­sko­cze­nie, gdy po raz pierw­szy zo­ba­czy­łam loft.

Loft: tak od po­czątku na­zy­wa­li­śmy na­sze miesz­ka­nie, mimo że nie jest ty­po­wym lo­ftem i tylko ogromny sa­lon ze sta­lo­wymi ele­men­tami no­śnymi pod su­fi­tem może spra­wiać ta­kie wra­że­nie. Sto trzy­na­ście me­trów kwa­dra­to­wych w po­bliżu Łaby – jak dla nas za dużo i za drogo. Stwier­dzi­łeś, że to nic, bo Hen­ning wpro­wa­dzi się z nami i bę­dzie się do­kła­dał do czyn­szu. Jedno lo­kum, dwie prze­strze­nie miesz­kalne, zero pro­ble­mów.

Ja wo­la­ła­bym jed­nak coś mniej­szego w sta­rej ka­mie­nicy.

O dziwo, na­sze ży­cie we trójkę na po­czątku szło cał­kiem nie­źle. Ja­koś da­wa­li­śmy so­bie radę z co­dzien­nymi obo­wiąz­kami, na zmianę go­to­wa­li­śmy, ro­bi­li­śmy za­kupy i sprzą­ta­li­śmy. Do spięć do­cho­dziło tylko wtedy, kiedy trzeba było umyć okna albo gdy Hen­ning znowu przy­pro­wa­dził ja­kąś la­skę, która rano sia­dała z nami do śnia­da­nia i rzu­cała głu­pio: „Hej, wy też tu miesz­ka­cie?”.

Żeby mu uzmy­sło­wić, jak try­wialne są te jego jed­no­ra­zowe przy­gody, na­stęp­nej nocy zwy­kle upra­wia­li­śmy wy­jąt­kowo dziki seks. Ty bra­łeś mnie wy­jąt­kowo ostro, a ja wy­jąt­kowo gło­śno ję­cza­łam, żeby moje krzyki roz­ko­szy od­bi­jały się od brud­nych szyb, da­jąc Hen­nin­gowi do zro­zu­mie­nia, jak brzmi praw­dziwa mi­łość. Swoją drogą, brzmiała tak samo rów­nież po roku. I po dwóch, i po trzech la­tach.

Seks z tobą za­wsze był świetny.

Z całą resztą by­wało róż­nie.

Krótko po prze­pro­wadzce zna­la­złam pracę jako gra­ficzka, poza tym twoi ro­dzice wspie­rali nas fi­nan­sowo. Mimo to na­dal nie ro­zu­mia­łam, jak to moż­liwe, że z moją pen­sją i ich po­mocą stać nas na taki styl ży­cia. Nie cho­dziło tylko o dro­gie miesz­ka­nie, ale też o nowe bmw, na­sze wa­ka­cje i ele­ganc­kie re­stau­ra­cje, w któ­rych się sto­ło­wa­li­śmy.

Okej, skła­ma­łam.

Oczy­wi­ście w któ­rymś mo­men­cie za­czę­łam po­dej­rze­wać, skąd biorą się pie­nią­dze, po pro­stu się tym nie in­te­re­so­wa­łam. Za­sma­ko­wa­łam w ży­ciu, które wio­dłeś. Ty ro­bisz to, co mu­sisz, a ja za­my­kam oczy i udaję, że o ni­czym nie wiem. Czy z tego po­wodu je­stem igno­rantką albo płytką la­lu­nią? Być może. Czy inni mają prawo mnie osą­dzać? By­naj­mniej.

Mię­dzy nami ukła­dało się do­brze, na­prawdę do­brze, mimo to ja­kaś część mnie wie­działa, że nie spę­dzę z tobą ca­łego ży­cia. Z bie­giem lat od­da­li­li­by­śmy się od sie­bie; naj­póź­niej wtedy, gdy za­pra­gnę­ła­bym mieć dzieci i coś so­lid­nego. Co­raz czę­ściej by­śmy się kłó­cili i czy­nili so­bie na­wza­jem wy­rzuty i kie­dyś w końcu bym ode­szła – spa­ko­wała się i roz­pły­nęła we mgle. Przez ja­kiś czas pew­nie by­śmy za sobą tę­sk­nili, mgła jed­nak wkrótce by zgęst­niała i wy­ło­ni­łaby się z niej nowa mi­łość.

Ale tak się już nie sta­nie, prawda? Je­ste­śmy na sie­bie ska­zani, czy tego chcemy, czy nie; nie mamy już wyj­ścia, żad­nej moż­li­wo­ści ucieczki. Je­śli kie­dyś za­pad­nie wy­rok, karą za na­sze prze­wi­nie­nia bę­dzie ten loft albo cele w ja­kimś wię­zie­niu. Ja być może tra­fię do Bil­l­wer­der, ty do Fuhls­büt­tel, kto wie.

Al­ter­na­tywa jest taka, że tylko ty pój­dziesz sie­dzieć, a ja znajdę ja­kieś ładne miesz­kanko w ka­mie­nicy, z dwoma po­ko­jami, kuch­nią, ła­zienką i bal­ko­nem. Nie tak to so­bie wy­obra­ża­łam – wciąż ma­rzę o tym, żeby żyć z tobą na wol­no­ści, bez względu na to, co zro­bi­łeś – ale to zde­cy­do­wa­nie naj­lep­sze ze wszyst­kich moż­li­wych roz­wią­zań.

Bo jedno wiem na pewno: krwi w na­szej kuchni i od­ci­skom pal­ców na nożu nie da się za­prze­czyć. W tej sy­tu­acji nie po­mogą nam ani twoi ro­dzice, ani twój ta­lent ora­tor­ski, a po­li­cja chce nas oboje do­paść za mor­der­stwo, to ja­sne.

Po­zo­staje py­ta­nie, do czego się do­ko­pią.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: