- W empik go
Wspomnienia Andrzeja Edwarda Koźmiana. Tom 2 - ebook
Wspomnienia Andrzeja Edwarda Koźmiana. Tom 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 524 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział X.
Od zgonu cesarza Aleksandra do końca sądu sejmowego. Rok 1826, 1827, 1828… 1
Rozdział XI.
Od końca sądu sejmowego do koronacyi włącznie. Rok 1828 i 1829… 76
Rozdział XII. i XIII.
Paryż. Koniec roku 1829 i początek roku 1830. Od kwietnia 1830 do 29 listopada. Powrót do kraju. Sejm. Dni aż do wybuchu 29 listopada… 157
Rozdział XIV.
Rewolucya od 29 listopada roku 1830 do 8 września 1831… 318
Rozdział XV.
Stan Europy. Wysłanie pierwszych ajentów. Manifest cesarski. Wydział dyplomatyczny. Obawa kontrrewolucyi… 419
Rozdział XVI.
Ucieczka Lubowidzkiego. Manifest. Zwołanie sejmu. Dzienniki. Wydział dyplomatyczny. Ultrarewolucya. Powrót Jezierskiego. Złożenie dyktatury… 433
* * *ROZDZIAŁ X.
Cesarz Aleksander, którego umysł od lat kilku zaciemnił się jakimś niezwykłym smutkiem i nabył skłonności do wyobrażeń mistycznych, odmienił się także w obojętności, jaką zwykł był okazywać małżonce swojej, cesarzowej Elżbiecie. Stan jej zdrowia wymagał, aby zimę pod cieplejszem przepędziła niebem; udała się więc do Taganrogu, gdzie ją cesarz odwiedzić pospieszył. Mówiono, że, chcąc ją uprzedzić o godzinie, o chwili swego przybycia, wysłał przed sobą kuryera, któremu karteczkę z temi tylko słowami powierzył: "Je le suivrai de près". Kuryer, pędząc bez wytchnienia, w drodze tknięty apopleksyą, umarł; gdy przybył do Taganrogu, znajdują w pocztowej kibitce trupa a na nim cesarską karteczkę, mieszczącą tylko te wyrazy: "Je le suivrai de près", które na umyśle cesarzowej najsilniejsze i najboleśniejsze uczyniły wrażenie. Jeżeli to zdarzenie w istocie nastąpiło a cesarz o niem był zawiadomiony, nie wątpić, że jego wrażliwa dusza powzięła nowe i coraz smutniejsze prze – czucia. Wkrótce po przybyciu do Taganrogu zwiedzając podobno jakiś pobliski monaster, zaziębił się monarcha, w skutku czego róża, na którą cierpiał w nodze, skryła się, przyszła gorączka, źle, jak mówiono, leczona i po kilku dniach choroby potężny władca Rosyi, nie doszedłszy 25 lat panowania a 50 życia, skończył je, mając przy Bobie z całej rodziny jednę tylko żonę, z którą pożycie ciągłem zaniedbaniem i niejedną niewiernością zatruł i której cnót i przymiotów dotąd dostatecznie nie oceniał.
Tak nagle, niespodziewanie i smutnie na odległych brzegach państwa snem wiecznym zasnął monarcha, który w pierwszej młodości ujmującą postacią, chęcią i darem podobania się, najszlachetniejszemi uczuciami zniewalał umysły i podbijał serca; który, równie szlachetnego młodego Polaka obrawszy za przyjaciela, uznawał krzywdy Polski i wynagrodzić je ślubował; który, raz przeciwnik drugi raz przyjaciel i wielbiciel największego z Cezarów, wyzwany przez niego do boju, w granicach swego państwa nie ugiął się, lecz pomocy nieba wezwawszy, wyczerpał wszystkie środki obrony i znalazł najskuteczniejsze w posłuszeństwie i w nieco dzikiej miłości kraju ludu swego i w żywiołach; który, zwyciężywszy zwycięzcę wszystkich, spoiwszy się silnym związkiem z całą Europą, umiał użyć zwycięztwa z umiarkowaniem i z wspaniałością i wtenczas napełnił chwałą imienia swego świat cały, a chciwy oklasków cywilizowanych narodów, zadziwił i podbił umysły wśród stolicy cywilizacyi; wtenczas to życie jego najświetniejszym zajaśniało blaskiem, wkrótce potem blask ten przyciemniać się zaczął. Nastąpiła i co – raz więcej rozwijała się zmiana jego usposobienia i wyobrażeń. Te, które był upodobał sobie, które ośmielał i wspierał, zaczął zniechęcać, potępiać, prześladować; zawód obudzonych nadziei ostudzał zapał i ufność zawiedzionych: epoka druga żywota cesarza Aleksandra okazała się w zupełnej sprzeczności z pierwszą,. Pierwsza była epoką najświetniejszych nadziei, druga bolesnych zawodów. Często u kobiet żywa chęć podobania się może samą piękność zastąpić; tak są także i w drugiej połowie rodu ludzkiego ludzie, u których żądza sławy, zamiłowanie oklasków nadaje pozory wielkości duszy i wspaniałości umysłu. W cesarzu Aleksandrze obok zamiłowania głośnej chwały dawała się upatrywać żądza prawie kobieca podobania się i zniewalania serc i umysłów. Temu to usposobieniu jego przypisać należy wiele i słów wyrzeczonych i czynów dokonanych, które chętnie szlachetności i wspaniałości umysłu przyznawano. Prawdziwej jednak wielkości duszy, spokojnej, pewnej siebie, jednostajnej monarcha ten nie posiadał. Był on, że powtórzę powyższe porównanie, jak te wabne zalotnice, które, umiejąc oczarować i podbić serca, nie zdolne są przywiązać ich na zawsze. Napoleon, wielki znawca ludzi, nazwał go był najzręczniejszym z Greków; było w nim w istocie wiele z greckiej a nie z rzymskiej natury. Jakkolwiekbądź, śmierć tego władcy była wielkiem dla Polskiego Królestwa nieszczęściem. Najprzód po zgonie jego przyszłość przedstawiała się ciemnym mrokiem pokryta. Póki on żył, póty można się było spodziewać, że aczkolwiek zobojętniał dla bytu Polski, przecież tego, jaki utworzył, zniszczyć nie zechce. Któż mógł być pewnym, ie następca jego będzie się mniemał związanym przyrzeczeniami poprzednika? Łatwo więc pojąć, że gdy wieść o zgonie jego uderzyła w Warszawę i rozbiegła się po kraju, obawa i niepewność stały się pierwszem wrażeniem ogólnem.
Gmin nie łatwo wierzy w zwyczajną śmierć tych, których wywyższenie niezwyczajnem było. W tym wypadku, nieodłącznym od ludzkiej natury, chce on zawsze upatrywać karę, zemstę lub niecierpliwość dziedziców władzy zmarłego. Mówiono więc i wierzono, że ręka nienawistna lub przedajna skróciła życie cesarskie; z ludzi, zdolnych rozwagi, nikt tej wieści wiary nie dawał.
Wiadomość o zgonie monarchy nadbiegła do Warszawy dnia 25 listopada (7 grudnia). Przesłał ją, wielkiemu księciu z Taganroga jenerał Dybicz, szef sztabu cesarskiego, i jenerał-adjutant książę Wołkoński. Wiadomość ta we dwa dni później to jest 27 listopada (9 grudnia) stanęła w Petersburgu i zaraz po jej odebraniu wielki książę Mikołaj, acz zapewne nie tajne mu były postanowienia, zaszłe w rodzinie jego na jego korzyść, złożył przysięgę wierności i posłuszeństwa cesarzowi Konstantemu I. W chwili potem rada cesarstwa zawiadomiła go, że w dniu 15 (28) października 1823 powierzone jej zostały papiery, opatrzone pieczęcią zmarłego cesarza, z własnoręcznym jego podpisem: "Zachować w radzie cesarstwa, aż dopóki inaczej nie rozkażę, lecz w przypadku mej śmierci otworzyć na sesyi nadzwyczajnej przed przystąpieniem do jakiejkolwiekbądź czynności;" że dopełniono tego rozkazu i że te papiery obejmowały list wielkiego księcia Konstantego z 14 (26) stycznia 1822 do cesarza Aleksandra, w którym zrzekał się następstwa tronu, manifest cesarski z 16 sierpnia 1823, mocą którego na zrzeczenie się wielkiego księcia cesarz zezwolenie udzielał i następcą swoim w. ks. Mikołaja stanowił, i że nakoniec dokumenta takowe w czterech egzemplarzach złożone były w radzie państwa, w synodzie, w senacie i w kościele katedralnym w Moskwie.
Doniesienie o złożeniu przysięgi przez w. księcia Mikołaja i razem o rozpieczętowaniu dokumentów, zostawionych przez zmarłego cesarza, wyprawione zostało natychmiast do Warszawy; tymczasem w. książę Konstanty po odebraniu wiadomości o zgonie brata na drugi dzień przez brata swego w. księcia Michała, który znajdował się w Warszawie, przesłał do Petersburga dwa listy, jeden do matki, drugi do brata, w których stwierdził zrzeczenie się swoje do tronu na rzecz w. księcia Mikołaja, i w liście do tegoż upraszał go o przyjęcie od niego pierwszego przysięgi poddaństwa i posłuszeństwa.
Wiadomość o zgonie cesarza Aleksandra, acz urzędownie nieogłoszona, wiadoma była w całem państwie; lecz przez dni piętnaście świat północny w niespokojnem i trwożliwem zostawał oczekiwaniu, kto nad nim panować będzie – i ponowił się widok, jaki nie raz państwo rzymskie za cesarzów przedstawiało – gdy wśród sporu między dwoma współzawodnikami niewiedział nieszczęśliwa ludzkość, komu na pastwę oddaną zostanie. Tutaj spór nie był nieprzyjazny, owszem pozorami szlachetności po – kryty. W. książę Konstanty, który, mając przykład ojca przed oczyma, lękał się tronu, trwał w swojem zrzeczeniu się praw do niego. Wielki książę Mikołaj, który wiedział o niem, lecz znał ruchliwy, zmienny, kapryśny umysł brata a razem przywiązanie ludu rosyjskiego do pierworodztwa, z przezornością żądał nowego uroczystego potwierdzenia woli braterskiej i dla tego pierwszy złożył mu przysięgę; na odebranym liście wielkiego księcia, którym go cesarzem uznawał, niepoprzestał, przez codziennych wysłańców zręcznie nalegał, aby zmienił postanowienie i przyjął koronę, wiedząc, że się jej lękał i że się nigdyby nie odważył na to, czego się bał. Aż gdy nakoniec wielki książę Konstanty wszystkim naleganiom więcej zręcznym jak szczerym oparł się, gdy w odpowiedzi na zawiadomienie o złożonej mu przysiędze przez wielkiego księcia Mikołaja oświadczył niezmienność swego postanowienia, wątpliwość wszelka co do osoby jego ustała i brat jego młodszy nie wahał się wejść w odstąpione mu prawa i ogłosić się cesarzem.
Przez te dni piętnaście oczekiwania jakiego rodzaju były przedstawienia i nalegania przyszłego cesarza, dokładnie wiadomem publiczności nie było. Codzień przybywał z Petersburga goniec lub wysłaniec jaki, który miał polecone działać na umysł wielkiego księcia. Przybyli do niego starzy jenerałowie, osiwiali senatorowie, którzy ojcu jego jeszcze służyli: wszyscy nalegali, błagali, wszystkim się oparł, równie trwając w powziętem postanowieniu jak znając chytrość namów. Ci, którzy zwykle otaczali w. księcia, opowiadali, iż przez te dni piętnaście znajdował się on w nadzwyczajnym stanie rozdrażnienia i gwałtowności. Zamknięty w swoim Belwederze, nie pokazując się publicznie, gniewał się ciągle, miotał i wyrzekał. Najprzód żal jego po zgonie brata był głęboki i nieobłudny, potem myśl sama, że mógłby być zmuszony do przyjęcia korony, wprawiała go w przerażenie. Mówiono, że ciągle pokazywał na portret ojca swego i w uniesieniu wołał, że miałby podobny los zgotowany. Gniewało go więc naleganie braterskie tem więcej, iż czuł, jak mało było szczere. Unosił się i wyrzekał, że raz odstąpiwszy praw swoich, jeszcze się nie pozbył kłopotu i obawy, jakiemi go one nabawiały. Odetchnął dopiero i uspokoił się, gdy nadszedł do Warszawy manifest z dnia 12/24 grudnia, ogłaszający siódmej części kuli ziemskiej, że nad nią objął samowładne panowanie cesarz Mikołaj I.
Kiedym te ostatnie wyrazy nakreślił i na chwilę złożył pióro, dziwnem zdarzeniem w dniu 5 marca bieżącego roku 1855 nadbiegła do nas nagła, niespodziewana, przerażająca jak grom niebios, jak wyrok Opatrzności, wiadomość o zgonie cesarza Mikołaja, który dnia 2 marca o pierwszej z południa żyć w Petersburgu przestał. Jest to najogromniejszy wypadek, jaki zwłaszcza w dzisiejszych okolicznościach mógł się wśród biegu rzeczy ludzkich wydarzyć. Nie tu miejsce opisywać wrażenie, jakie wywołał, porównywać je z tem, jakie po zgonie cesarza Aleksandra objawiało się; tu tylko chciałem o tem dziwnem wydarzeniu nadmienić, iż w chwili, w której wstąpienie na tron potężnego, groźnego a poźniej nieubłaganego i na ród polski zawziętego cesarza opisywałem, dowiedziałem się, że już nie żyje.
Wróćmy do poprzedniego opowiadania i przypomnijmy, że do manifestu cesarskiego przyłączone zostały alegata, które światu wytłómaczyły całą tajemnicę następstwa tronu rosyjskiego. Alegatami temi były: najprzód list w. księcia Konstantego z 14 stycznia 1822 roku, mieszczący zrzeczenie się praw do tronu, następnie odpowiedź cesarza Aleksandra z 2 lutego 1822, przyjmująca to zrzeczenie się. Potrzecie, manifest cesarza Aleksandra z 16 września 1823, stanowiący na mocy poprzedniego aktu następcą tronu wielkiego księcia Mikołaja. Po czwarte, list w. księcia Konstantego do cesarzowej matki z dnia 26 listopada 1825, w którym tenże tłómaczył się z postanowienia powziętego, które zmarły cesarz zezwoleniem na piśmie a cesarzowa matka ustnie potwierdziła i w którem i teraz trwając, upraszał ją o zawiadomienie o osnowie tego listu, kogo dotyczyć będzie. Piątym alegatem był z tejże samej daty list także w. księcia Konstantego do w. księcia Mikołaja, uznający go cesarzem i mieszczący przysięgę wierności i poddaństwa. Do manifestu cesarskiego z dnia 12 (24) grudnia, do całego państwa irosyjskiego wydanego, przyłączony był z dnia następnego manifest osobny do narodu polskiego. W pierwszym manifeście nowy monarcha, wytłómaczywszy cały bieg spraw o następstwo tronu, nakazywał złożenie przysięgi jemu i jego pierworodnemu synowi Aleksandrowi, oznaczał chwilę wstąpienia na tron w dniu 19 listopada (1) grudnia, wzywał wszystkich poddanych do wznoszenia modłów, aby
Opatrzność wspierała go w stałych chęciach poświęcenia dni kochanej ojczyźnie i wstępowania w ślady poprzednika.
"Bogdajby, "dodawał nowy cesarz, "panowanie nasze było przedłużeniem rządów jego i bogdajbyśmy potrafili ziścić wszelkie dążące do szczęścia Rosyi zamiary tego, którego pamięć święta ożywiać w nas będzie chęć i nadzieję zasłużenia na błogosławieństwo nieba i miłość ludów naszych".
Nie można było więcej obiecującemi i godniejszemi przemówić wyrazami. Podobnemi słowy i w manifeście do Polaków odezwał się cesarz Mikołaj:
"Polacy!" rzekł on, "wyrzekliśmy już, iż naszem niezmiennem życzeniem będzie, aby panowanie nasze było jedynie przedłużeniem rządów wiekopomnej pamięci cesarza i króla Aleksandra I, a tem samem oświadczyliśmy wam, że instytucye, które wam nadał, zachowane zostaną. Jakoż zawczasu przysięgam i przed Bogiem przyrzekam, iż ustawę konstytucyjną zachowywać i zachowanie jej wszelkiemi siłami przestrzegać będę".
"Błagajcie dla nas błogosławieństw Najwyższego, dopomagajcie nam w spełnianiu trudnych obowiązków, które na nas wkłada, z tem poświęceniem, z tą ufnością, której domagamy się od was jako drogiej części spadku, odziedziczonego po panującym, którego stratę opłakujemy, i bądźcie zapewnieni, że my… uczuciami jego względem was natchnięci, ciągle i z równą przyjemnością dawać wam będziemy najszczersze dowody naszej życzliwości królewskiej".
Z ogłoszonych alegatów dwa szczególniej godne są uwagi i wspomnienia; pierwszy list w. księcia Konstantego do cesarza Aleksandra, obejmujący zrzeczenie się jego praw do tronu, drugi odpowiedź cesarza. Ten pierwszy rzuca światło na jedną część tej dziwnej i potwornej mięszaniny, która stanowiła charakter w. księcia i okazuje zupełny brak godności. List ten tak się zaczyna:
"Zachęcony wszelkiemi oznakami nieskończenie przychylnych dla mnie uczuć WCMości, ośmielam się jeszcze raz odwołać do nich i złożyć u stóp twych, NPanie, najpokorniejszą prośbę".
"Nie uznając w sobie ani ducha ani zdolności ani sił potrzebnych, abym kiedykolwiek mógł być wyniesionym na godność najwyższą, do której urodzenie nadawałoby mi prawo, upraszam WCMość o przelanie rzeczonego prawa na tego, komu po mnie z kolei należeć ma, i zapewnienie w ten sposób na zawsze stałego bytu cesarstwa".
Czyż takie wyznanie w ustach tego, który się na stopniach tronu urodził, że nie czuje w sobie ani ducha ani zdolności ani sił do panowania, nie jest zbytecznem, nie jest poniżającem? Nie widzę ja w niem pokory ducha, która nie poniża lecz wywyższa, lecz brak uczucia własnej godności. Najsamowładniejszy z ludzi wyznawał, że nie miał zdolności do władania ludźmi. Zgroza samowładztwa nie jest więc majestatem monarszym. Zbytek władzy nie nadaje godności, lecz z niej wyzuwa. Ten, kto nie zdolny uznawać godności ludzkiej, nie umie jej takie w samym sobie szanować.
Odpowiedź cesarza Aleksandra uznaje to dziwne wyznanie za sprawiedliwe.
"Przeczytałem, mówi on, list twój z wszelką uwagą, jakiej wymagał; umiejąc zawsze cenić wzniosłe uczucia twego serca, nic nie znalazłem w tym liście, coby mnie zadziwić mogło. Jest on dla mnie nowym dowodem szczerego przywiązania twego do kraju i troskliwości o nienaruszoną jego spokojność"; i dalej dodaje:
"Nie pozostaje nam teraz, po rozważeniu powodów, które przytaczasz, jak udzielić ci zupełną wolność postępowania".
Nie można było uroczystszego patentu cesarskiego otrzymać na brak sił, zdolności i ducha do rządzenia, jak kiedy się uzyskało takową odpowiedź. A przecież temu człowiekowi bez ducha, sił i zdolności do rządzenia rządy nieszczęśliwej Polski oddane zostały!
Tu będzie właściwe miejsce na przedstawienie postaci tego księcia, którego przeznaczeniem było panować nad najobszerniejszem państwem w świecie a który jako okup za to panowanie otrzymał władzę nieograniczoną nad konstytucyjną Polską. Postać ta jest może nie godną powagi historyi i rylca Tacyta. Jako potworna i wyjątkowa zajmie kiedyś zapewne jakiego powieściopisarza historycznego. Kreśląc rysy tej postaci, nie zdołamy odmalować charakteru. Ten bowiem zbiór dziwny i niesforny niektórych przymiotów a liczniejszych wad i występków, które się w nim objawiały, nie stanowił tej całości, którą u ludzi charakterem nazywamy. Charakter jest, że się tak wyrażę, ciało stałe, którego i powierzchnią i wszelkie własności rozpoznać i opisać można. Ale jakże zbadać i określić to, co jest zmiennem, ruchliwem, kapryśnem, żadnej rachubie ani żadnym prawidłom logiki nie podległem? Ten dziwny człowiek był pół człowiekiem, pół zwierzem i fizycznie i moralnie. Rysy twarzy jego były bardziej zwierzęce jak ludzkie; budowa ciała ludzka, kształtna i silna. Zamiast nosa miał nozdrze, zamiast brwi szczecinę, a głos jego był raczej szczekaniem lub rykiem jak dźwiękiem człowieczym. Dusza jego tyrańska i niewolnicza; lubił i umiał tylko wszechwładnie rozkazywać lub ślepo ulegać. Gwałtowny, niepohamowany był razem najbojaźliwszym z ludzi. Ta lękliwość jego nie była ludzka lecz zwierzęca, instynktowa, z żądzy zachowawczej pochodząca, ta, ktorą w najdrapieżniejszych zwierzętach spostrzegamy. W życiu publicznem despota, ciemięzca ducha i ciała; wżyciu domowem najprzykładniejszy syn, kochający brat, przywiązany i troskliwy małżonek, dobrotliwy i przychylny pan domownikom i sługom. Obdarzony obszerną pamięcią, żywym dowcipem, przenikliwem pojęciem, nie był zdolny cenić i zrozumieć godności ludzkiej ani w sobie ani w innych. Na każdy jej objaw oburzał się i wściekał. Gwałtowny aż do dzikości, aż do szaleństwa, okazywał czasem szlachetniejsze popędy, z których można się było domyśleć, że miał serce. Tak dziwaczne sprzeczności czyż mogły tworzyć charakter? Jako człowiek miał on tylko humor, jako zwierz miał instynkta dzikiej i niepohamowanej natury.
Ta natura już się w najmłodszym wieku objawiała i wychowaniem ułagodzić się nie dała. Opowiadał mi książę Czartoryski, że gdy, będąc jeszcze bardzo młodym, zostawał na dworze cesarzowej Katarzyny razu jednego na balu dworskim, gdy cały dwór się już zebrał i cesarzowa przybyła, wielki książę Konstanty sam się jeszcze nie ukazał. Cesarzowa, zadziwiona jego niebytnością, posyła po niego; mówią jej, że przybyć nie chce; pyta, czem zajęty, i dowiaduje się z oburzeniem, że nabywszy armaty pokojowej i nałapawszy szczurów, bawił się nabijaniem jej niemi i z ukontentowaniem widział, jak ciała tych sprośnych zwierząt rozszarpane wylatywały. Uważali wszyscy, że na to doniesienie cesarzowa zapłoniła się z gniewu, rozkaz jakiś wydała i dowiedzieli się nazajutrz, że w. książę został aresztowany za tak niegodną siebie rozrywkę. Upodobanie, jakie znajdował w dręczeniu zwierząt, zachował on i w późniejszym wieku. Mówione, że w Warszawie zabawiał się czasem wyrywaniem psom zębów lub dawaniem im lewatyw, które je rozsadzały; że jednemu z swych koni, który się pod nim potknął, sto pałek wyliczyć kazał; że małpę, która się mu przedrzyźniała i jego naśladowała ruchy, obwiesił. Ta przyjemność, którą znajdował w fizycznej boleści zwierząt, zdradzała dzikość jego natury i przypominała najsroższych cesarzów rzymskich. Nie mniej jak zwierzęta dręczył on i ludzi. W młodym wieku dopuścił się nie jednego gwałtu. Jedną z ofiar jego była siostra barona Morenheima, jego ówczesnego sekretarza. Podczas kongresu wiedeńskiego tak oburzył wszystkich zapomnieniem, jakiego się dopuścił na osobie księcia Windischgraetz, iż cesarz Aleksander wyjechać mu z Wiednia rozkazał.
Przybywszy do Warszawy i objąwszy dowództwo nad wojskiem polskiem, chcąc je nagiąć do drobiazgowego porządku, do karności, przeistaczającej żołnierzy w machiny bez czucia i myśli, i do wszelkich kaprysów swoich, dopuszczał się obelg i gwałtów, które wielu i dowódzców i niższego stopnia oficerów do opuszczenia służby skłoniły a młodego Wilczka, pełnego nadziei wojskowego, do samobójstwa popchnęły. Te czyny gwałtowności i uniesień w księcia rozciągnęły się wkrótce i do cywilnych. Uwięzienia stawały się coraz częstsze. Ktokolwiek choćby przez nieuwagę zaniedbał odkryciem głowy uszanować jego osobę, bywał aresztowany. Szczęściem, właściwy jego tylko pojazdowi turkot ostrzegał przechodzących o przejeździe groźnego pana i jedni kryli się po sieniach, drudzy zdejmowali kapelusze i czapki, skoro się tylko ukazał. Lecz te drobne nadużycia tak się powszechnemi stały, iż się z niemi oswojono i w istocie były one łatwe do zniesienia w porównaniu z temi gwałtami i okrucieństwem, których się na więźniach stanu dopuszczano, a wspomniawszy męki Łukasińskiego, obywateli miasta i młodzież szkolną i inną, przykutą do taczek i skrzybiącą błoto po ulicach, i pomnąc, że to się działo wśród kraju konstytucyjnego, przyznać należy, iż nigdzie się wyraźniej nie objawiła bezwładność prawa, które siłą fizyczną nie jest poparte.
Były więc gwałty, które cały poniżały naród, były inne, które tylko samego ich sprawcę upodlały. I tak razu jednego dostrzegłszy żołnierza podpitego, który się skrył przed nim do sklepiku przekupki, wysiadł z pojazdu, wpadł do izbebki, rozpoczął bójkę z przekupką, szukając ukrytego żołnierza, rozrzucił jej poduszki i piernaty, te się rozprówszy, obsypały całego księcia pierzem, a tak nie znalazłszy żołnierza, wykułakowawszy przekupkę, z pierzem w włosach i na mundurze i z poniżeniem własnej godności wrócił do pojazdu. Innego razu widziała Warszawa z oburzeniem obwożone po jej ulicach z ogolonemi głowami kobiety publiczne, które mimo wydanego zakazu znalezione zostały w obozie. Te nikczemne i nieszczęśliwe istoty, broniąc się, gdy im z włosów głowy obnażano, pokaleczyły się ostrzem brzytew i tak pokrwawione okazane były publicznie. Te i tym podobne bezprawia oburzały, zasmucały i upokarzały naród, który się widział poddanym władzy tak szalonego rządzcy. Ponieważ humor w. księcia był zmienny i dziwaczny, nieraz drobna okoliczność, małe uchybienie wywoływało jego gniew i gwałty, kiedy inne znaczniejsze przepuszczał bez uniesienia i kary, jak gdyby łaskawość była mu nie obcą. Wiadomo, że rekruta, w szeregu stojącego i zanoszącego się od śmiechu zapytał: czemu się śmieje? "Bom jeszcze nigdy takiego nosa nie widział" odpowiedział dobrodusznie przyszły żołnierz. Otóż jego nie tylko nie ukarał, ale jeszcze datkiem tę jego szczerą odpowiedź wynagrodził. Spokojna odwaga, godność, obojętność silne na nim czyniły wrażenie: ktokolwiek niemi był uzbrojony, zyskiwał nad nim przewagę. Pana ministra Mostowskiego oszczędzał i niejako lękał się; raz z ust jego dość śmiałą a przynajmniej obojętną otrzymawszy odpowiedź, chcąc mu dokuczyć po sprzedaży domu, który p. Mostowski rządowi ustąpił a korzyścią, swoją, rzekł w. książę do niego: "On me dit, M. le Comte, que vous avez bien vendu votre maison". – "Aussi bien, que je l'ai pu", ze zimną, obojętnością odpowiedział zapytany i raz na zawsze zamknął usta dokuczliwemu Panu. Często jedno słowo zabawne lub dowcipne łagodziło jego uniesienie i dobry humor przywracało. Talent ten posiadał szczególniej jego adjutant Michał Mycielski, który go nieraz swoim dowcipem bawił.
Uważano, że na lat parę przed wypadkami roku 1831. w ostatnim szczególniej roku, w, książę się zmienił, nie tak często uniesieniom podlegał i coraz więcej przywięzywał się do Polski. Byli tacy, którzy utrzymywali, że on zawsze Polaków a szczególniej swoje wojsko polskie lubił; tak lubił je, jak dzieci zepsute lubią zabawki, które ich zajmują, a które łamią, i tłuką, jak lubią psy, koty i ptaki, któremi się bawią a które nielitościwie dręczą,. Wojskowość była jego namiętnością, lecz nie wojna ani chwała wojenna. Owszem zwykł był mawiać, że nie lubi wojny: "Car cela sâlet le soldat". A gdy podczas wojny tureckiej dzienniki francuskie ogłaszały artykuły, głoszące przyszłą chwałę Rosyi i twierdzące, że w. książę Konstanty, ten książę wojowniczy, zechce zapewne spełnić zamiary swej babki Katarzyny, on się na nie zżymał i w uniesieniu wołał: "Qui leur a dit, que j'étais guerrier, je n'ai jamais été guerrier, je ne veux pas être guerrier". To wyznanie w ustach wodza, całe życie wojskowością zajętego, czyż nie było komentarzem do tego, które przed światem o swej niezdolności do panowania uczynił?
Przytoczyliśmy niektóre szczegóły z życia w. księcia, do których wiele innych moglibyśmy dodać, aby niejakie światło rzucić na te dziwną mieszaninę i sprzeczności, które stanowiły tło jego duszy i umysłu a które przecież nie tworzyły, jakeśmy to już uważali, wyraźnego i odznaczającego się charakteru. Zakończymy tę wzmiankę o nim tą uwagą, że jeżeli biada ludom, które podlegają władzcom z skażonym, surowym, okrutnym charakterem, większa ich jeszcze niedola, gdy ich los zależy od rządzców, nie mających charakteru wybitnego lecz powodujących się samym kaprysem i szaleństwem dzikiej i gwałtownej natury; dodajmy nakoniec, iż dziwić się bynajmniej nie możemy, że cesarz Aleksander, równie o przyszłość swych ludów jak swego brata troskliwy, wszelkiego starania dołożył, aby go skłonić do zrzeczenia się praw do tronu.
Tuż za manifestem przybyła wiadomość, która nie małe poruszenie w umysłach obudziła, o podniesionym buncie w Petersburgu i o odkrytym silnym, rozgałęzionym spisku Przez chwilę tron Romanowów zostawał w niebezpieczeństwie – i nowy cesarz wprzód życie swoje nastawił, nim bezpiecznie na nim zasiadł. Takie panowanie bywa najsilniejsze, które nietylko prawem ale i osobistą zdobywa się… odwagą. Ta okoliczność, że cesarz Mikołaj z narażeniem życia wybuch buntowniczy pokonał, nadała całemu panowaniu jego charakter niepokonanej siły i sprężystości; konieczność zaś ukarania winnych w pierwszych zaraz dniach osiągniętej władzy nacechowała ją nieubłaganą surowością, którą zachowała i którą się odznaczała aż do ostatniej chwili swego istnienia.
Już podczas ostatniej swojej bytności w Warszawie cesarz Aleksander otrzymał wyjawienie przez jednego ze spiskowych tajemnicy spisku, wiedział o sprzysiężeniu się na jego życie, o tajemnych związkach, coraz się więcej rozszerzających w wojsku, o stosunkach spiskowych Rosyan z Polakami. To odkrycie najsilniej wstrząsło jego umysłem, zaciemniło smutkiem jego duszę, który to smutek zdradzał się na jego twarzy i tak dziwił i niepokoił osoby, które go uważały. Czyli cesarz wyjawił braciom i powiernikom odkrytą tajemnicę, czy ją w głębi duszy ukrył, wiadomo mi nie jest, żadne jednak aresztowania, żadne środki jawne, zdolne przeszkodzić wybuchowi, przedsięwzięte nie zostały. Spiskowi, którzy dziwaczny plan urządzenia politycznie Rosyi na wzór Stanów Zjednoczonych ułożyli w razie, gdyby się samodzierca Rosyi do ustąpień, jakichby żądali, nie skłonił, czekali na sposobną, okoliczność do wybuchu. Śmierć cesarska nastręczyła ją, niepewność co do następstwa ułatwiła takową. Naczelnikiem spisku uznany został książę Trubecki, lecz głównymi jego działaczami był pułkownik Pestel i dwaj bracia Murawiewy w południowej części państwa, w Petersburgu zaś dziennikarz Rylejeff, najsilniejsza głowa w tej sprawie, Bestużew, Kachowski, książę Oboleński i ks. Szczepin Rostowski. Samo wymienienie spiskowych okazuje, że myśl powstania nie została powzięta w niższych sferach wojska i towarzystwa, lecz że ją powzięli lub przyjęli w niej udział synowie najprzedniejszych rodzin rosyjskich. Przez czas dwutygodniowy, który upłynął między nadejściem wiadomości o śmierci cesarskiej a ogłoszeniem manifestu, spiskowi odbywali narady i przygotowywali się do działania. Lecz gdy manifest cesarza Mikołaja ogłosił Rosyi wstąpienie jego na tron i nakazał złożenie przysięgi, dzień wyznaczony na przysięgę przeznaczono na wybuch. Nie będę tu rozszerzał się obszernie nad tem powstaniem, którego szczegóły każdemu są wiadome a które już do dziejów Rosyi należą. Trzy pułki, moskiewski, grenadyerski i marynarka gwardyi dostarczyły powstańców. Wyprowadzone z koszar przy okrzyku: niech żyje cesarz Konstanty, i uwiedzione, że ten nie zrzekł się tronu lecz że go w. książę Mikołaj przywłaszcza sobie, uszykowały się na placu admiralicyi. Książę, Szczepin Rostowski, Bestużew, Panoff byli ich przywódzcami. Zamiast uderzyć na paląc zimowy stały one nieruchome, oczekując na posiłki. Nowy cesarz, otoczywszy się wojskiem, które już złożyło przysięgę, postanowił mimo próśb otaczających go osób sam się buntownikom ukazać. Ten czyn odwagi nie wytrącił im z rąk broni, ale w wierności inne wojsko utrzymał.. Strzały wymierzone z szeregu powstańców nie dosięgły cesarza. Równie bezskuteczne były usiłowania w. księcia Michała i jenerała Miłoradowicza, gubernatora Petersburga; ten ostatni ugodzony strzałem pistoletowym Kachowskiego, jednego z głównych spiskowych, w parę godzin żyć przestał. Gdy żadne przełożenia nie zdołały nawrócić zbuntowanych, na rozkaz w. księcia Michała kartaczami strzelono do nich i za chwilę całe powstańcze wojsko, ścigane przez jazdę, rozproszyło się, w ucieczce szukając zbawienia. Łatwość zwycięztwa, małe siły buntowników okazały, że jeżeli spisek uknowany został przez młodych oficerów, nie rozgałęził on się w wojsku między żołnierzami. Brak udwagi w uderzeniu na pałac cesarski, dopóki silniejsze oddziały wiernego wojska nie zebrały się, brak planu i dowództwa objawiły nieudolność spiskowych. Książę Trubecki, naczelnik spisku, zamiast stanąć na czele wybuchu i kierować nim, skrył się tej nocy w pałacu szwagra swego hrabiego Lebzeltern, ambasadora austryackiego, i pod osłoną jego poselskiego charakteru szukał bezpieczeństwa. Jakkolwiek zwycięztwo było łatwem i zupełnem, gdyż i pułkownik lestel bez oporu aresztowany został i obadwa Murawiewy, Sergiusz i Apostoł, zbuntowawszy oddziały pułku czernichowskiego, po krótkiej walce rozbrojeni i do niewoli wzięci byli, – przecież powstanie to było ważnym wypadkiem. Ważnym tak liczbą spiskowych, z których prawie wszyscy do znakomitych rodzin rosyjskich należeli, jak i tym objawem, iż po raz pierwszy w Rosyi spisek w imieniu wolności uknuty został i że do udziału w nim bracia słowiańscy, Polacy, wezwani i przyjęci byli.
Później zwrócimy jeszcze na ten wypadek uwagę, tu wspomnimy silne wrażenie, jakiem wiadomość o nim wstrząsa umysły w Warszawie i w kraju całym. Spieszne i zupełne pokonanie buntu nie dopuściło żadnego objawu sprzysiężenia w Polsce. Manifest cesarski, do Polaków wydany, uspokoił obawy, azali nowy władca zechce dochować zobowiązań swego poprzednika. Obecności jenerała Stefana Grabowskiego, ministra sekretarza stanu, przy boku cesarskim winien był kraj, iż nowy cesarz w tak zaspokajających odezwał się do niego wyrazach. Co zaś mówiono i twierdzono, że, idąc za jego radą, cesarz zdobył się na odwagę ukazania się buntownikom i nadstawienia piersi – było błędnem i p. Stefan Grabowski, już opuściwszy swoją posadę ministra sekretarza stanu, najsilniej temu zaprzeczał, zapewniając, że cesarz Mikołaj z własnego natchnienia rozpoczął swoje panowanie od tego czynu zimnej odwagi. Wkrótce po ogłoszeniu manifestów cesarz własnoręczny i pochlebny list napisał do księcia Zajączka, którym przyznawał mu i nadal namiestniczą władzę w Królestwie i który brzmiał, jak następuje:
"Si les bontés particulières, dont feu Sa Majésté l'Empereur et Roi, notre Auguste Maître et bienfaiteur commun, Vous honorait, ne m'avaient été connues, mon Prince, il me suffirait de l'éstime particuliere et je dirai de l'affectiou, que Vous m'avez toujours inspirée, pour Vous accorder toute ma confiance. Je n'ai donc suivi que mon coeur et ma confiance, en Vous confirmant dana les fonctions du Lieutenant du Royaume de Pologne. Je me flatte de trouver toujours en Vous un conseiller zélé et éclairé pour tout ce qui peut consolider et faire durer Ie bonheur, dont a joui le Royaume sous l'égide bienfaisante de l'ange, que nous pleurons, et croyez, cher Prince, que toute ma vie désormais sera consacrée à ce but sacré. Je Vous réitère l'assurance de toute mon éstime et de toute mon affection.
St. Petersbourg, 23 Novbr. 1825.
Nicolas".
Pierwszą wiadomość o zgonie cesarza Aleksandra, otrzymałem w liście moich rodziców z Warszawy pisanym. Pospieszyłem więc zaraz do Lublina do jenerała Morawskiego dla powzięcia nowych i bardziej szczegółowych doniesień. Zastałem wszystkich znajomych, odurzonych tak wielkim i nieprzewidywanym wypadkiem; lecz że życie ludzkie jest mięszanina poezyi i prozy, tragedyi i komedyi, rzeczy ważnych i błahych, poważnych i śmiesznych, – przeto i wśród tak uroczystej okoliczności rozśmieszały różne zabawne epizody, zdradzające śmieszności ludzkie. Był w Lublinie pewien wysoki urzędnik, dawny wojskowy polski, człowiek dobry, uprzejmy ale nad wszelką miarę próżny. Miał on rozmaitego rodzaju próżności: próżność znaczenia, zażyłości z najwyższymi, wymowy, nauki, wykształcenia, ugrzecznienia i nakoniec próżność języka francuskiego, którego niedostateczną miał znajomość. Liczne jego śmieszności, bo czyż jest obfitsze źródło śmieszności nad próżność, ściągały na niego żarty i epigramata Morawskiego, bawił się niemi – i ów urzędnik był jedną z jego największych przyjemności lubelskich. Gdym przybył do Lublina, poszedłem także odwiedzić go, domyślając się jego wsmucenia. Gdy służący zapytał, czy zostanę przyjęty, przyjęty byłem, ale zarazem usłyszałem w drugim pokoju płacz, szlochanie, ryk rozpaczy. Wchodzę, zastaję! go zalewającego się łzami, częścią szczeremi, częścią urzędowemi; obejmuje mnie w ramiona i wśród głośnego płaczu rzecze: "Ah j'ai perdu un ami domestique". Na ten wykrzyknik z trudnością wstrzymałem się od śmiechu, równie głośnego jak płacz jego. Cesarz Aleksander znał go, kazał w swojem imieniu trzy – mać do chrztu jego dziecko i ztąd nasz dygnitarz uważał go dobrodusznie za przyjaciela domowego. On to także zapytał raz Morawskiego i mnie: czy Władysław Warneńczyk nazwany został Warneńczykiem za życia czy po śmierci, gdyż nie raz i w literackie i w historyczne spory lubił się wdawać. W swojej próżności literackiej wydrukował statystykę województwa lubelskiego, którą, pan Mostowski i mój ojciec, dyrektor administracyi krajowej, kazali cofnąć z obiegu, aby jednego z wyższych reprezentantów władzy od śmieszności ochronić. W tej statystyce uważał on, że w Lubelskiem młodzieńcy są dorodni i silni a wszystkie kobiety czerstwe i płodne; twierdził, że największa góra w województwie jest pod Chełmem, lecz że jej wysokości podać nie może, gdy jeszcze barometrem zmierzoną, nie została. Oprócz tego uważał, że można mniemać, iż z okolic Lublina wyszły na świat prawie wszystkie narody i że tego dowodzą nazwy wiosek w sąsiedztwie jego położonych, jako to Niemcy, Tatary, Czechówka, Turka itd. Raz wśród próżności wymowy na popisie szkół ugrzeczniony mówca i wiele do grzeczności przywięzujący wagi w ten sposób rozpoczął swoją mowę:
"Panowie i młodzieży szkólna! Zasadą towarzystw, rękojmią bezpieczeństwa tronów i narodów, podstawą spokojności; rządzących i rządzonych, głównym warunkiem a zarazem owocem oświaty, najważniejszym celem wychowania jest grzeczność".
Gdy tak ten zacny urzędnik z próżnością łączył nieoddzielne od niej śmieszności, łatwo się domyślić, jakiemi zabawiał i rozśmieszał złośliwy dowcip Morawskiego i jak obfitą był kopalnią, dla niego.
Jak on w Lublinie, tak mistrz ceremonii Zaboklicki w Warszawie odgrywał rolę urzędowego płaczka. Po odebraniu urzędowej wiadomości o zgonie cesarza obchodził on wszystkich znajomych i już w przedpokoju głośnem szlochaniem ogłaszał swoje przybycie i swój żal i dopiero wtenczas się uspokoił, gdy go nastraszono, że żal tak długo trwający mógłby obrazić nowego panującego i pozbawić go łask dworskich. Ale nie tylko ta płaczliwa boleść mistrza dworu, znanego ze swych śmieszności, ale różnych różne namiętności, nadzieje, obawy, zabiegi i intrygi wystąpiły na plac przy zmianie panowania. Chciwi znaczenia, podli, nikczemni w trudnem znajdowali się położeniu i nie wiedzieli, jak się układać, i czy bezpieczniej było postukiwać łask tego, który zrzekł się tronu, czy tego, który wstąpił na niego. Lecz wkrótce do tych rozmaitych wrażeń i uczuć na scenie ukazujących się przybyły nowe, niespodziewane. Przerażenie i smutek ogarnął umysły, gdy w skutku zeznań spiskowych petersburgskich okazało się, że ci z Polakami w związku zostawali, i gdy wieść się rozniosła o licznych aresztowaniach. Najprzód uwięziony został… na Wołyniu książę Antoni. Jabłonowski i zawieziony do Petersburga. Wkrótce potem najzacniejsi i najznakomitsi obywatele wołyńscy, pułkownik Marcin Tarnowski, Mikołaj Worcel, Olizar i wielu innych zostali aresztowani; niezadługo i Warszawę przeraziło uwięzienie kasztelana Stanisława Sołtyka, starca siedmdziesięcioletniego, pułkownika od gwardyi strzelców Seweryna Krzyżanowskiego, Andrzeja Plichty, sekretarza rady stanu, księdza Dębka. Majewskiego, oficera od ułanów, Adolfa Ckhockiego, Alberta Grzymały, który jeszcze w styczniu miał mowę, pogrzebową, na uczczenie Staszica, o której wyżej wspomnieliśmy, Michała Mycielskiego, adjutanta w. księcia, i Romana Załuskiego, referendarza w radzie stanu. Uwięzienia te odbywały się w największem tajemnicy; nikt nie wiedział, co je powodowało. A ponieważ ci wszyscy przytrzymani znani byli w towarzystwie warszawskiem i nawet w kraju całym, ponieważ ich położenie towarzyskie nadawało większe znaczenie całej tej sprawie tajemnicą pokrytej i różne obudzało domysły, ojcowie, matki żony drżały o synów i mężów, żal i postrach stał się powszechnym. Uwięzienia się też wzmogły i wkrótce pałac Brühlowski i klasztor Karmelitów zapełniły się uwięzionymi. To przerażenie ogólne powiększone było niepewnością, jaką, drogę obierze władza do dochodzenia winy; czy podda się formom konstytucyjnym, czy rządzić się będzie dogodniejszszą jej samowolnością. Wprawdzie cesarz w manifeście przyrzekł zachowywać ustawę konstytucyjną i zachowania jej przestrzegać, lecz włacka nadana w. księciu wszystkie tego rodzaju przyrzeczenia czyniła zwodniczemi. W Petersburgu cesarz ustanowił komisya śledczą, złożoną z w. księcia Michała, z Tatyszczewa, z księcia Goliczina, jenerała Kotuzowa, Czerniszewa, Benkendorffa, Lewaszewa i Potapowa. Przez nią badani być mieli ci polscy więźniowie, którzy byli obywatelami gubernii polskich. Lecz jakiemu śledztwu, jakiemu sądowi mieli być poddani ci, którzy byli krajowcami konstytucyjnego królestwa? W. książe, który się lękał odkrycia rozgałęzionego spisku w wojsku i chciał wojskowych oszczędzać, życzył sobie komisyi zależnej od siebie. Wyznaczenie śledztwa wojskowego byłoby było zbyt wyraźnem zgwałceniem form konstytucyjnych. Uchwycono więc pozór, że ponieważ spiskowi polscy zostawali w związku z Rosyanarni i z Polakami z gubernii polsko-rosyjskich i że gdy badania tych ostatnich wspólnie odbywać się muszą, przeto musi być wyznaczona komisya śledzcza mieszana, z Polaków i Rosyan złożona. Zamiast więc zwołania sądu sejmowego, któryby sam śledztwo rozpoczął i odkrytą winę wyrokiem swoim ukarał, z pogardą ustawy konstytucyjnej wyznaczono komisya badawczą, do której składu tak Rosyan jak Polaków powołano. Ażeby zaś jej nadać większą powagę a zarazem poniżyć prawny trybunał, to jest senat w osobie jego prezesa, w. książe nalegał, aby prezydującym w tejże komisyi był pan ordynat Zamoyski, prezes senatu. Z boleścią niestety wspomnieć trzeba, że ten, który powinien był być stróżem ustawy, będąc pierwszym senatorem, bądź przez błędne zrozumienie rzeczy, bądź przez brak odwagi cywilnej uległ woli w. księcia i przewodnictwo nieprawnej komisyi przyjął. Długo on się wahał, lecz podobno pan Mostowski skłonił go do przyjęcia, przedstawiając mu, iż przez wzgląd tak dla sprawy samej jak dla bezpieczeństwa obwinionych uchylać się od przewodniczenia śledztwu nie powinien i że w razie jego odmowy obowiązek ten powierzonym zostanie Nowosilcowi lub komu in – nemu, który się usłużnem narzędziem władzy stanie. Uwagi te miały poniekąd słuszność za sobą… lecz smutny jest stan polityczny, w którym, nie mogąc ochronić zasad, myśli się tylko o ocaleniu osób. Jakkolwiek bądź, pan Zamoyski powinien był, nie zważając na te względy, stanąć przy obronie ustawy i prawa, a ta uległość jego staią się największym błędem i winą jego politycznego zawodu. Oprócz niego powołany także został z senatu na członka komisyi wojewoda Franciszek Grabowski, człowiek prawy, sumienny, religijny, którego sumienność uwieść zdołano i który, przykładem p Zamoyskiego pociągnięty, należał do składu tejże komisyi.