Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wspomnienia Odessy, Jedyssanu i Budżaku. Tom 1: Dziennik przejazdki w roku 1843 od 22 czerwca do 11 września - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wspomnienia Odessy, Jedyssanu i Budżaku. Tom 1: Dziennik przejazdki w roku 1843 od 22 czerwca do 11 września - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 371 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dzien­nik prze­jażdz­ki w roku 1843. od 22 czerw­ca do 11 wrze­śnia.

J. I. Kra­szew­skie­go,

Człon­ka czyn­ne­go to­wa­rzy­stwa ode­sskie­go hi­stor­ji i sta­ro­żyt­no­ści .

Nul­la dies abe­at, quin li­nea duc­ta su­pen­sit .

Tom pierw­szy.

Wil­no.

Na­kład i druk T. Glücks­ber­ga.

Księ­ga­rza i Ty­po­gra­fa Szkół. Bia­ło­ru­skie­go Na­ukow. Okr.

1845.

Po­zwo­lo­no dru­ko­wać pod Wa­run­kiem zło­że­nia po wy­dru­ko­wa­niu exem­pla­rzy pra­wem prze­pi­sa­nych w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry. Wil­no, dnia 10 Maja 1844 roku.

S O. Cen­zo­ra, Koll. Ass. i Kaw.

A. Mu­chin.

Ale­xan­dro­wi hr. Prze­zdziec­kie­mu

przy­ja­ciel­ska pa­miąt­ka

od

AU­TO­RA.

Gró­dek. 1844, w stycz­niuSPIS RZE­CZY w To­mie I.

I. 22. Czerw­ca. Po­dró­żo­pi­sa­rze – Po­dró­że po kra­ju – Wy­jazd z domu. Sta­ro­żyt­no­ści gro­dec­kie – (Gró­dek, Czek­no. Góra nad Sty­rem. Mo­gi­ła ko­nia wło­dzi­mie­rzo­we­go. Ja­ro­sła­wi­cze. Mu­ra­wi­ca. Mły­nów. Ob­ra­zy nie­ba. Ko­zie góry… 1.

II. 23. i 24. Czerw­ca. Uizdż­ce. Taj­gu­ry, Za­me­czek w An­no­pol

III. 25. Czerw­ca. Pra­wu­tyn Pa­miąt­ki po J P. Wo­ro­ni­czu Arcy-Bi­sku­pie i Pry­ma­sie. Huta Kor­czyk. Tar­tak w le­sie. Sze­pe­tów­ka. Mo­gi­ła. Ho­ro­dysz­cze Hry­ców i t… d. 26. 27 i 28 Czerw­ca… 19.

IV. 29 i 30 Czerw­ca. Sta­ry Kon­stan­ty­nów – Wspo­mnie­nia – Wi­do­ki. Sy­no­go­ga. Wy­jazd z Ki­siel. Ba­biń­skie karcz­my. Czu­ma­cy. Sie­nia­wa Nowy Kon­stan­ty­nów. 44.

V. 1. Lip­ca, Li­tyn. MIi­ku­liń­ce. Mo­hy­lów­ka – Wi­dok z góry, Wo­ro­czy­łów­ka – Ma­lar­stwo i Li­te­ra­tu­ra… 57.

VI. 2 i 3 Lip­ca. Kra­sne Wspo­mnie­nia. Tar­go­wi­sko. Ubio­ry po­dol­skich wło­ścian. Uły­ka. Lud. Ko­pi­jów­ka z da­le­ka. Tul­czyn. Pa­łac tul­czyń­ski – Cho­ro­sza i t… d… 65.

VII. 4. Lip­ca. Tul­czyn jesz­cze Wspo­mnie­nia hi­sto­rycz­ne. Za Tul­czy­nem. Ubio­ry ludu Jar­mark w Wierz­chów­ce, Tań­ce, stro­je. Aneg­do­ta o X. de Na­ssau. Obo­dów­ka. Ża­bo­krzycz­ka. Cze­czel­nik.. 89.

VIII. 5. Lip­ca. Kraj za Cze­czel­ni­kiem Bał­ta nad Ko­dy­mą Bał­ta te­raź­niej­sza, i daw­na. Wzię­cie Bał­ty przez Haj­da­ma­ków w r. 1768 z Ar­chiw: Ko­zak: za­po­roż­skich – Baj­ta­ły. Step – Bu­dow­le w ste­pie. Moł­da­wa­nie – Ana­ni – Wspo­mnie­nia. Wi­dok bu­dow­li – Ki­ziak – Oko­li­ca i t d… 105.

IX. 6. Lip­ca. Step Sza­ra­je­wa. Ku­jal­nic­ka Bał­ka – Sło­bo­dy bu­do­wy, lud­ność – Ba­ra­no­wa. Fi­zjo­nom­ja kra­ju – Hi­sto­rycz­ne i po­dro­żo­pi­sar­skie wspo­mnie­nia Ode­ssy… 137.

X 7. Lip­ca Se­we­ry­nów­ka – Wspo­mnie­nie – Li­ma­ny. Małe Po­toc­kie. Step pod Ode­ssą – Ob­ra­zy ste­pu – Ode­ssa – Stur­dza o Ode­ssie. Mia­sto – Wjazd w uli­ce. Wi­dok mo­rza – Prze­chac­ka – Bul­war –

Wscho­dy i t… d… 164.

XI. 8 Lip­ca.– Mia­sto – Te­atr. 182.

XII. 9. Lip­ca. Te­atr jesz­cze. Step nad­mor­ski mię­dzy Dnie­prem a Dnie­strem za cza­sów po­sia­da­nia Pol­ski – Pod­bo­je. Han­del daw­ny – Świa­dec­twa hi­sto­rycz­ne. Gra­ni­ce daw­nej Pol­ski od Tur­cji – Ką­piel w mo­rzu. Ką­pie­le Ła­zien­ki… 186.

XIII. 10. Lip­ca. Ką­piel mor­ska. Wi­dok por­tów – O han­dlu mo­rza czar­ne­go, Ode­ssy i ku­piec­twie w Ode­ssie – i t… d… 216.

XIV. 11. Lip­ca. Ko­ścioł ka­to­lic­ki – Ozdo­by we­wnętrz­ne. Lud­ność mia­sta. Odej­ście stat­ku pa­ro­we­go i t… d… 271.

XV. 12. 13 i 14. Lip­ca P. A. A. Skal­kow­ski, jego pi­sma Hi­stor­ja No­wej Si­czy. Spis Het­ma­nów Hi­stor­ja. Trak­tat Ko­za­ków z Tur­cją 1619. r. i t… d… 282

Nul­la dies abe­at, quin li­nea

duc­ta su­per­sit.22 CZERW­CA. PO­DRÓ­ŻO­PI­SA­RZE – PO­DRÓ­ŻE PO KRA­JU – WY­JAZD Z DOMU – STA­RO­ŻYT­NO­ŚCI GRÓ­DEC­KIE – GRÓ­DEK – CZEK­NO – GÓRA NAD STY­REM – MO­GI­ŁA KO­NIA WŁO­DZI­MIE­RZO­WE­GO – JA­RO­SŁA­WI­CZE – MU­RA­WI­CA – MŁY­NÓW – OB­RA­ZY NIE­BA – KO­ZIC GÓRY.

22 CZERW­CA.

Ze wszyst­kich spo­so­bów opi­sy­wa­nia po­dró­ży, nie wiem czy nie naj­le­piej do sma­ku na­sze­go wie­ku, to nowo – przy­ję­te, tyle kry­ty­ko­wa­ne, (a cza­sem bar­dzo słusz­nie) po­ufa­łe zwie­rza­nie się czy­tel­ni­kom, wszyst­kich prze­lot­nych swych wra­żeń – Ono mu ra­zem ma­lu­je kraj zwie­dza­ny i czło­wie­ka, któ­ry nań pa­trzał. W wie­ku, w któ­rym wszyst­kie in­dy­wi­du­al­no­ści wy­eman­cy­po­wa­ne, każ­da ze swą fi­zjo­nom­ją i wła­ści­wym cha­rak­te­rem, wy­su­wa­ją się śmia­ło, bez­wstyd­nie pra­wie, na li­te­rac­ką sce­nę i mu­sia­ło na­stęp­stwem ko­niecz­nem, przyjść i do zmo­dy­fi­ko­wa­nia, sta­ro­świec­kich su­chych dzien­ni­ków po­dró­ży. Daw­ne opi­sy wę­dró­wek, były to spra­woz­da­nia z kra­ju i miejsc, z dzie­jów i ba­dań cza­sem; fale rzad­ko i chy­ba wy­jąt­ko­wo, ma­lo­wa­ły czło­wie­ka co je pi­sał. Au­tor, po­dróż­ny, wy­stę­po­wał w nich tyl­ko pod­rzęd­nie, w nie­odbi­cie po­trzeb­nych miej­scach, (na­przy­kład, gdy jak Coxe mu­siał z wiel­kiem swem stra­pie­niem spać na sło­mie, jak Kla­proth, pod go­lem nie­bem no­co­wać u Wła­dy­kau­ka­zu) w ogól­no­ści zaś, ma­sko­wał się jak mógł, krył za swym przed­mio­tem i nie do­zwa­lał swe­mu ja, zwra­cać na sie­bie uwa­gi, któ­rą ścią­gał, na opi­sy­wa­ne przed­mio­ty. Samo zaś na­wet po­strze­ga­nie przed­mio­tów, in­nem było wca­le, inny punkt wi­dze­nia rze­czy, któ­re ze stro­ny urzę­do­wej na­de­wszyst­ko oglą­da­no.

In­a­czej jest i musi to być dzi­siaj. Wszę­dzie ja tak wiel­ką gra rolę, że na­wet w po­dró­ży, wy­bit­nie się ma­lu­je, czę­sto ze szko­dą przed­mio­tu głów­ne­go; a sam po­dróż­ny, wię­cej się daje po­znać, od zwie­dza­ne­go kra­ju – Le­piej to, czy go­rzej, po­stęp to, czy cof­nie­nie? nie wie­my, ba­dać nie my­śli­my; nie chce­my jed­nak ze swe­go wie­ku, cza­su i oby­cza­jów jego wy­stą­pić; – i dla tego nie obie­cu­je­my nic wię­cej czy­tel­ni­kom na­szym, w na­stę­pu­ją­cym dzien­ni­ku prze­jazd­ki, nad spra­woz­da­nie z na­szych wra­żeń, po­łą­czo­ne z tre­ścią po­szu­ki­wa­li i ba­dań, i opi­sem miej­sco­wo­ści. Z po­ko­rą pro­si­my, aby nam prze­ba­czo­no, że więk­sza część prze­jazd­ki po wła­snym kra­ju, zaj­mie się szcze­gó­ła­mi o nim tyl­ko! prze­ko­na­ni je­ste­śmy, że gdy wol­no za­gra­nicz­nym po­dróż­nym, zwra­cać uwa­gę, je­śli się im tra­fi być u nas, na naj­mniej­sze i ma­ło­waż­ne drob­nost­ki, naj­czę­ściej źle po­ję­te i nie zro­zu­mia­ne; tem bar­dziej wol­no nam, o so­bie mó­wić i pi­sać, choć­by naj­bar­dziej szcze­gó­ło­wie. W tych drob­nost­kach nie wiel­kiej, na oko wagi, czę­sto się znaj­dzie waż­niej­sza nad­spo­dzie­wa­nie na­uka, czę­sto one na­pro­wa­dzą nas, na po­strze­ga­nie tego, co dłu­go mimo oczu i uszu pusz­cza­li­śmy; dla tego tyl­ko, ze swo­je.

Je­den z naj­dziw­niej i naj­mi­lej ory­gi­nal­nych pi­sa­rzy współ­cze­snych (1) po­wie­dział, nie po­mnę gdzie, że szcze­gól­nym wy­pad­kiem, wiel­ce czło­wie­ka upo­ka­rza­ją­cym – wzbu­dza w nim cie­ka­wość i za­ję­cie, to tyl­ko, co jest od nie­go da­le­ko, co trud­ne do wi­dze­nia, co nie wszy­scy oba­czyć mogą; tak wła­śnie, jak wszel­ką po­żą­dli­wość wzbu­dza to, co naj­trud­niej jest osią­gnąć.

Dla tego to (sta­ra praw­da) wszyst­ko nas u ob­cych zaj­mu­je, w ob­cym kra­ju cie­ka­wi, gdy naj­bar­dziej god­nych za­sta­no­wie­nia przed­mio­tów, co­dzien­nie się nam przed oczy na­wi­ja­ją­cych, nie mamy na­wet chę­ci obej­rzeć. Jest to wiel­ka praw­da i smut­na dla czło­wie­ka, bo do­wo­dzi, że nic nie czy­ni z prze­ko­na­nia, a naj­wię­cej z uprze­dzeń. Czę­sto­kroć do roz­bi­cia tej odrę­twia­ło­ści i obo­jęt­no­ści na wła­sne, po­trze­ba, aby kto z za gra­ni­cy przy­byw­szy, cie­ka­wo­ści nam wła­sne po­ka­zał?

–- (1) Alf. Karr.

zwró­cił na nie uwa­gę na­szą i na­uczył je ce­nie; gdy zaś kto ze swo­ich dzi­wi się cze­mu, u nas bę­dą­ce­mu, uno­si nad czem, po­spo­li­cie za­rzu­co­ny bywa śmie­chem po­li­to­wa­nia – po­trzą­sa­ją gło­wą i mó­wią: – By­łoż nad czem się uno­sić! o czem pi­sać!

Po­dró­żu­ją­cy po Szwaj­car­ji, tej kra­inie Tu­ry­stów, tak zna­nej i zu­ży­tej; po An­gl­ji tak do­sko­na­le wy­explo­ro­wa­nej pod wszyst­kie­mi wzglę­dy, nad Re­nem, co go ty­siąc­kroć opi­sa­no, opi­sa­no i od­ma­lo­wa­no, po kra­jach wresz­cie in­nych mniej pięk­nych i cie­ka­wych, mają pra­wo szcze­gó­ło­we­mi, po­dró­ży swych dzien­ni­ka­mi, nas czę­sto­wać – po­dróż­ny po wła­snym kra­ju le­d­wie śmie usta, o bi­ją­cych już gwał­tem w oczy przed­mio­tach, otwo­rzyć.

Ale maż być tak za­wsze? – O! nie – wy­ba­czy­cie, że po­wtór­nie to już za­bie­rze­my się opi­sy­wać wara wła­sny kraj, nie ża­łu­jąc drob­no­stek i szcze­gó­łów, któ­re zda­niem na­szem, słu­żąc do ob­ra­zu ca­ło­ści, są jego czę­ścią ko­niecz­ną – Ale czas już za­cząć – za­czy­naj­my więc w Imię Boże.

Po­sta­no­wiw­szy od­wie­dzić Ode­ssę i brze­gi mo­rza czar­ne­go, dla ką­pie­li mor­skich, z któ­rych mi cuda obie­cy­wa­no, dla roz­igra­nych ner­wów i do­kucz­li­we­go reu­ma­ty­zmu; wy­bie­ra­łem się z domu dnia 22 Czerw­ca – Ktoż nie wie, co to jest wy­bie­rać się z domu?– Od 19 wy­jeż­dża­łem, a wy­je­chać nie mo­głem, od 19 to in­te­ress ja­kiś, to wy­na­le­zio­ny pre­text umyśl­nie, zwle­kał wy­jazd, za­wsze sta­now­czo od­kła­da­ny na dzień na­stęp­ny. Po­rzu­cić żonę, dzie­ci, dom, książ­ki, ogród, trój­nóg ma­lar­ski – i wszyst­kie za­ci­szy wiej­skiej przy­jem­no­ści i aby da­le­ko szu­kać – cze­go?– zdro­wia niby, tro­chę dys­trak­cji, a pew­nie wie­le za­wo­dów, przy­kro­ści, nie­wy­gód – prze­rwać pra­ce i za­ba­wy, do któ­rych się na­wy­kło – nig­dy nie­ła­two – Im bliż­sza była chwi­la od­jaz­du, leni dal­szą wi­dzieć ją chcia­łem – Ale na­resz­cie na­de­szła nie­ubła­ga­na, a czło­wiek po­słusz­ny swe­mu po­sta­no­wie­niu, mu­siał je­chać. Opi­sy­wać wam nic mogę, i po­że­gna­nia i wy­bo­ru i tro­skli­wych żony przy­po­mnień i wszyst­kich ty­sią­ca drob­no­stek, prze­pro­wa­dza­ją­cych do pro­gu, a po­lem da­le­ko za próg – tę­sk­nem przy­po­mnie­niem. Ale jak­że nie opi­sać choć kró­ciuch­no, miej­sca, z któ­re­go wy­jeż­dża­łem?

Gdy­by Gró­dek był na dro­dze, wszak­że­bym go wspo­mniał; wspo­mnę więc, choć z nie­go tyl­ko, wy­jeż­dża­łem.

O kil­ka­na­ście werst od Łuc­ka, tego sta­re­go mia­sta Łu­czan i Drew­lan, Wi­tol­da i Swi­dry­gieł­ły, gdzie Ce­sarz Zyg­munt rzu­cił kość nie­zgo­dy, mię­dzy bra­cią Wła­dy­sła­wem i Wi­tol­dem; o któ­re­go po­sia­da­nie kłó­ci­ły się przez kil­ka­set lat Pol­ska i Ruś – Lu­bart z Ka­zi­mie­rzem, po­tem Ko­ro­na z Li­twą – o kil­ka­na­ście werst od Łuc­ka; w pa­gór­ko­wa­tej, ga­ja­mi dę­bów, osin i brzóz ubra­nej oko­li­cy, na po­chy­ło­ści wzgó­rzy, po nad zie­lo­ną łąką, przez któ­rą sre­brzy­stą wstę­gą wije się rze­czuł­ka – leży Gró­dek – Samo na­zwa­nie miej­sca, zwia­stu­je wam już sta­rą sie­dzi­bę, jaką jest Gró­dek w isto­cie, i wszyst­kie w ogó­le miej­sca, zwa­ne Ho­ro­dysz­cza­mi, Gród­ka­mi, Ho­rod­ca­mi. Ty­sią­ce tu od­wiecz­nych śla­dów ludz­kie­go przej­ścia, ludz­kich walk daw­nych; skoń­czo­nych próch­nie­niem w zie­mi cza­szek prze­bi­tych i strzał po­rdze­wia­łych i serc, co bo­jo­wa­ły po nad zie­mią; a za­miast żyć spo­koj­nie so­bie, żyły sła­wie i cu­dzym po­trze­bom pod­bo­ju. – Na jed­nym koń – cu ku rzecz­ce, wa­łem oto­czo­na, jest sta­ra sa­dy­ba gró­dec­ka, za­pew­ne bo­le­sła­wow­skich cza­sów się­ga­ją­ca;– w dru­giej stro­nie nad bło­ta­mi u tej­że rze­czuł­ki, dru­gie star­sze, może jesz­cze Za­mczy­sko, po­ro­słe sta­re­mi dęby, za­po­mnia­ne i dziś na­zwa­ne Li­su­chą – Oprócz tych dwóch grod­ków, jest jesz­cze na wy­so­kich pa­gór­kach, mnó­stwo ster­czą­cych mo­gił, a gdzie płu­giem za­orzesz, gdzie się ry­dlem do­tkniesz, wszę­dzie po­kła­dy ludz­kich ko­ści na­po­ty­kasz, le­żą­ce pod zie­mią, jak na­sie­nie zgni­łe, z któ­re­go nic nie ze­szło. W la­sach dęby po­ro­sły na kur­ha­nach od­wiecz­nych, wy­trze­biw­szy za­ro­śle dę­bo­we, znaj­dziesz na pola mo­gi­ły, mo­gi­ły i ko­ści wszę­dzie; na ostro­wach po nad rzecz­ką, ku­pa­mi orząc, wy­rzu­ca­ją czasz­ki ludz­kie, wy­oru­ją pęki strzał z trzci­ny, z trój­kąt­ne­mi że­lez­ca­mi ze­rdze­wia­łe­mi – Ale walk, któ­re to miej­sce za­sia­ły ko­ść­mi, u ludu nie ma na­wet wspo­mnie­nia, po­da­nia o nich żad­ne­go – głu­cho. Tak daw­no od­by­ły się wal­ki i le­gły ko­ści!

Miejsc na­zwa­nych Gród­ka­mi jest dwa w Łuc­kiem, a mnó­stwo po na­szym kra­ju, w Ga­li­cji pode Lwo­wem, pa­mięt­ny śmier­cią

Ja­gieł­ły, nad Bu­giem, daw­niej zwa­ny Wo­lin we­dle Na­ru­sze­wi­cza, na­da­ją­cy imię zie­mi wo­łyń­skiej, bli­sko Rów­ne­go, na Po­do­lu. W każ­dym z tych Gród­ków jest ślad daw­nych wa­łów i Za­mczy­ska; ho jego exy­slen­cji samo już na­zwa­nie, jest do­wo­dem.

Nasz Gró­dek, za­rów­no ze wszyst­kie­mi oko­li­ca­mi Łuc­ka i brze­ga­mi Sty­ru, za­sia­ne­mi Zam­ka­mi, ho­ro­dysz­cza­mi, mo­gi­ła­mi, ko­ść­mi, strza­ły; się­ga daw­no­ścią swą bo­le­sła­wow­skich na Ruś po­cho­dów – Pa­miąt­ką po nich, są mo­gi­ły licz­ne w Czek­niu, Kru­pie, Sze­plu, Usic­kich la­sach, Po­łon­ce i ca­łej oko­li­cy. Kro­ni­ki na­sze wspo­mi­na­ją wy­raź­nie o za­cię­tych wal­kach z Ru­sią, w oko­li­cach Łuc­ka po nad Sty­rem sta­cza­nych; o po­bra­niu Gród­ków nie da­le­ko Łuc­ka po­ło­żo­nych, przez Bo­le­sła­wa Śmia­łe­go, pi­sze Biel­ski. O żad­nej zaś póź­niej­szej woj­nie, któ­ra­by śla­dy ta­kie zo­sta­wić mo­gła, nie wie­my, a pęki strzał do­wo­dzą, że mo­gi­ły tu­tej­sze do walk przed XIV wie­kiem od­nieść po­trze­ba – Po­wia­da­no mi, ze w Sze­plu, gdzie wio­ska cała, moż­na po­wie­dzieć, stoi na mo­gi­łach, od­ko­py­wa­no szcząt­ki zbroi że­la­znych i ostat­ki mie­czów i dzid.

Ale coż to te mi­zer­ne sie­dem­set lat sta­ro­żyt­no­ści, przy da­le­ko daw­niej­szych za­byt­kach, któ­re tu co­dzien­nie od­ko­pu­ją? Dwa razy już, lu­dzie ko­pią­cy sa­dzaw­kę i fun­da­men­ta bu­do­wa­li, sta­nę­li za­du­ma­ni, opar­ci na ry­dlach, przed ogrom­ne­mi ko­ść­mi, któ­re w pro­sto­dusz­no­ści swo­jej, po­czy­ty­wa­li za reszt­ki ol­brzy­mich skie­le­tów ludz­kich, a któ­re są w isto­cie szczę­ta­mi Mam­mu­tów i wo­łów ko­pal­nych, ja­kich peł­no w gli­nia­stych i kre­dzi­stych pa­gór­kach na­szych. Ostat­nią rażą, zna­le­zio­no tu, wiel­ki róg nie cały i sie­dem ułam­ków ko­ści zbu­twia­łych lub zwap­nia­łych, roz­mia­rów ogrom­nych; nie głę­biej nad łok­ci trzy w gli­nie.

Nie mo­że­my za­de­ter­mi­no­wać, do ja­kie­go mia­no­wi­cie na­le­ża­ły zwie­rzę­cia, ale wiel­kość ich prze­ko­ny­wa, że są za­byt­kiem stwo­rzeń, daw­no już za­gi­nio­nych.

Na pa­gór­kach, nad łąką i rzecz­ką, roz­sy­pa­na wio­ska, okry­ła od pół­no­cy da­le­ko roz­pierzch­nio­ne­mi ga­ja­mi i wzgó­rza­mi – Do­li­ny zie­lo­ne, pola, la­ski, uroz­ma­ica­ją śmie­ją­cy się świe­żo­ścią kra­jo­braz. Na ostat­niem ku do­li­nie nad rze­kę scho­dzą­cem wzgó­rzu, scho­wa­ny w drze­wach ogro­du, jest do­mek sło­mą po­kry­ły – do koła nie­go, zie­lo­ne traw­ni­ki i klą­by, a przed nim łąka i rze­czuł­ka kre­to pły­ną­ca.

Tu mi już kil­ka lat ży­cia, spły­nę­ły spo­koj­nie i gdy­by nie tro­ski nie od­dziel­ne od po­sia­da­nia zie­mi, gdy­by ra­czej nie tro­ski, nie od­dziel­ne od kon­dy­cji ludz­kiej, (jak daw­niej mó­wio­no) nie by­ło­by ustro­nia mil­sze­go, ro­skosz­niej­sze­go. Jak ten wi­dok umie się uroz­ma­icać i wdzię­czyć w Maju, w Czerw­cu, w po­god­ne dni i nocy let­nie, w pięk­ne wie­czo­ry je­sie­ni, kie­dy mgły jak mo­rze­ni za­le­ją do­li­nę, a księ­życ je po­sre­brzy. Jak pięk­nie na ci­chej brzo­zo­wej do­li­nie; na gó­rze, co z niej wi­dać bie­le­ją­cą Cer­kiew kor­szow­ską, gaje Pod­be­re­zia i da­le­ki Ko­śció­łek w Nie­świe­żu, któ­re­go pa­miąt­ki po­zbie­rał Alex Prze­zdziec­ki. Jak tu mło­do, we­so­ło, ci­cho, spo­koj­nie i zie­lo­no. A z tam­tej góry, na sta­rem Za­mczy­sku na Li­su­cie, jak pięk­ny u stop wi­dok się roz­cię­ła? Gdy­by to było za gra­ni­cą, jak­by się to pięk­ne wy­da­wać mu­sia­ło? Mnie zaś, choć swo­je, choć co­dzien­ne, a jed­nak pięk­ne – pięk­ne, choć jesz­cze nie mia­łem cza­su przy­wią­zać się do miej­sca; a już je ko­cham, jak daw­no zna­jo­me, jak­by pa­mięt­ne czemś daw­no ubie­głem.

W le­ją­cy deszcz, wy­ru­szy­łem od sło­mia­nej strze­chy na­szej – w świat! al­boż nie w świat! kie­dy aż na brzeg nie­zna­ne­go mo­rza, w tak od­mien­ny kraj, kli­ma? Ze­gna­li­śmy się w gan­ku z żoną, dzieć­mi, za­cię­ło ko­nie, i już je­cha­łem – Prze­byw­szy pa­gór­ki na­sze i stra­ciw­szy z oczu Gró­dek, któ­re­go to­po­le, dłu­go mi jesz­cze w pa­mię­ci zie­le­nia­ły, spie­szy­łem do brze­gów Sty­ru, któ­ry prze­być mia­łem po mo­ście w Czek­niu. Tu rze­ka sze­ro­kiem pły­nie wy­głę­bie­niem, wśród oszar­pa­nych nie­gdyś przez nią brze­gów wy­so­kich, któ­rych dziś już nic do­ty­ka, wąz­kiem i niz­kiem pły­nąc ło­ży­skiem. Po nad samą rze­ką, za mo­stem w Czek­niu, jest szcze­gól­ny pa­gó­rek. Czy to sta­ry po­zo­sta­ły ob­ryw zie­mi, ob­my­tej do koła wo­da­mi, i sam je­den, w wy­rwa­nem za­grzę­zły ło­ży­sku, czy usyp ręki ludz­kiej upew­nić się trud­no. Na­gle wzno­si się ten pa­gó­rek na kil­ka­dzie­siąt łok­ci, w nie­fo­rem­nym ko­micz­nym niby kształ­cie. Po­wia­da­no mi, że na wierz­choł­ku wi­dzia­no dwa wklę­słe w zie­mię ka­mie­nie, a lud miał je za mo­gi­ły popa i po­pa­dzi, może sło­wiań­skie­go jesz­cze ka­pła­na i ka­płan­ki. Góra ta gli­nia­sta jest jak oko­licz­ne brze­gi Sty­rii i zu­peł­nie od­po­wia­da skła­dem swym, ob­ry­wom nad­sty­ro­wym. Oko­li­ce Czek­na mile roz­we­se­la­ją, bie­le­ją­ce na oko­ło roz­sia­ne Ko­ściół­ki i Cer­kwie, wy­glą­da­ją­ce z za zie­lo­nych drzew, na pra­wo i lewo – w Ja­ro­sła­wi­czach, Bia­łym­sto­ku, Ja­ło­wi­czach, No­wym­sta­wie, wi­dać mury i pod­no­szą­ce się strza­ły Ko­ściół­ków. W No­wo­sta­wie, Do­mi­ni­ka­nie mie­li Klasz­tor i Ka­pli­cę, któ­rych nada­nia się­ga­ją wi­tol­dow­skich cza­sów – Oni tu wznie­śli jesz­cze kil­ka Ko­ściół­ków.

Nie­da­le­ko od Czek­na, ku Ja­ło­wi­czom od­je­chaw­szy, jest wiel­ka zie­lo­na mo­gi­ła na bło­cie, któ­rą uwa­ża­ją (pro­sty do­mysł) za mo­gi­łę ko­nia wło­dzi­mie­rzo­we­go, usy­pa­ną jak wia­do­mo przez woj­sko, kę­dyś nad sty­ro­wym brze­giem – lecz tego twier­dze­nia nic nie do­wo­dzi. Pod Kru­pą, któ­rą opusz­cza­my w lewo, mnó­stwo mo­gił i kop­ców, każą wno­sić?

że tu może było miej­sce po­tycz­ki Bo­le­sła­wa z woj­skiem ru­skiem; gdzie Błud przy­na­glił do boju na­śmie­wa­jąc się i urą­ga­jąc oty­ło­ści kró­lew­skiej. Opusz­cza­jąc Ja­ro­sła­wi­cze, tak­że sta­rą, jak wi­dać z na­zwi­ska, sło­wiań­ską sa­dy­bę Ja­ro­sła­wa ja­kie­goś; wy­jeż­dża­my na pocz­to­wy go­ści­niec z Łuc­ka do Dub­na wio­dą­cy.

Trakt wije się przez pa­gór­ki i do­li­ny, ga­ja­mi po­kry­te dę­bo­we­mi – Prze­byw­szy ostat­ni, któ­re­go skra­je ku Dub­nu, so­śni­na już za­le­ga, gołą dro­gą, do­jeż­dża się do Mu­ra­wi­cy.

Mu­ra­wi­ca, ma być bar­dzo sta­rą osa­dą, a we­dle po­dań miej­sco­wych, star­sza i nie­gdyś zna­ko­mit­sza od Dub­na, któ­re ozna­czać mia­no wy­ra­że­niem: Dub­no pod Mu­ra­wi­cą. Dziś ze sta­re­go mia­sta, zo­stał ry­nek, osła­wio­ny klet­ka­mi ży­dow­skie­mi, wieś do nie­go przy­ty­ka­ją­ca, Sy­na­go­ga ży­dow­ska, oko­pi­sko peł­ne sta­rych mchem po­ro­słych ka­mie­ni, a za mia­stecz­kiem ku Mły­no­wu ja­dąc, na pra­wo od go­ściń­ca, w bło­cie sie­dzą­cy goły wał sta­re­go Za­mczy­ska, na da­le­kiem tle drzew ma­lu­ją­cy się swą pło­wą zie­lo­ną sza­tą, u stop mil­czą­ce­go oko­pu, nad-ikwiań­skie gni­je bło­to, wiją się ta­ta­ra­ki, po­ra­sta­ją trzci­ny – ro­sną tra­wy, miesz­kań­cy trzę­sa­wisk i sto­ją­cych wód.

Na daw­nym Zam­ku pu­sto, ani śla­du muru, ani jed­ne­go drzew­ka. Okop sam nie wiel­ki. Je­śli istot­nie mia­stecz­ko Mu­ra­wi­ca, jest tak sta­ro, jak chcą miej­sco­we po­da­nia, (o czem prze­ko­nać się dla bra­ku lo­kal­nych do­ku­men­tów bar­dzo trud­no); bliz­ko le­żą­cy Mły­nów nad Ikwą, mu­siał nie­chyb­nie łą­czyć się z nią i jed­no sta­no­wić.

Nie wie­my jak tez daw­ne mia­stecz­ko Mły­nów; sta­wy na Ikwie mły­now­skie, wspo­mi­na Rzą­czyń­ski, w XVIII w., już exy­sto­wa­ło, re­zy­den­cją zaś głów­ną, ostat­ni człon­ko­wie fa­mi­lii Chod­kie­wi­czów, tu prze­nie­śli. Nad pięk­ną dość wodą, wi­dzisz zie­lo­ny wzgó­re­czek, wy­so­kie drze­wa, część ogro­du i bie­le­ją­cy pa­łac, któ­ry pa­mięt­ny bę­dzie na przy­szłość miesz­ka­niem Ale­xan­dra Chod­kie­wi­cza, pra­co­wi­te­go ba­da­cza taj­ni­ków na­tu­ry, zna­ko­mi­te­go Che­mi­ka, po któ­rym uszczu­plo­ny ma­ją­tek wpraw­dzie, ale pięk­ne dzie­dzic­two sła­wy i pięk­ny przy­kład pra­cy wzię­li sy­no­wie. Dłu­gi to dłu­gi dzień Czerw­co­wy! chmu­ry się roz­bi­ły w cza­sie po­pa­su w Mły­no­wie, i gdym ztąd prost­szą dro­gą mi­ja­jąc Dub­no, wy­je­chał do War­ko­wicz, roz­rzed­nia­ły dżdży­ste ob­ło­ki, uka­zy­wać się po­czę­ło słoń­ce i dziw­nie ma­lo­wać, choć nad mniej pięk­nym kra­jem.

Zbli­ża­jąc się zda­le­ka ku pa­smu gór ko­zich (pod tem­że na­zwi­skiem zna­nych w sta­ro­żyt­no­ści) si­nie­ją­cych na ostat­nich pla­nach ob­ra­zu, oto­czo­ny by­łem, krzy­żu­ją­ce­mi się ob­ło­ki, z któ­rych gdzie­nieg­dzie sza­re­mi smu­gi lał deszcz, na któ­rych ja­śnia­ły roz­wi­te tę­cze. Świa­tła i cie­nie har­mo­nij­nie po­ukła­da­ne, sta­no­wi­ły na nie­bie, je­den z naj­pięk­niej­szych, ja­kie w ży­ciu pa­mię­tam, ob­ra­zów.

Wprost przede mną nad ko­zie­mi góry, zwie­sza­ły się chmu­ry, le­ją­ce desz­czem rzę­si­stym. Uwa­ża­łem, że wyż­sze mia­no­wi­cie wierz­choł­ki, ścią­ga­ły na sie­bie ule­wę, po nad niż­sze­mi prze­su­wa­ły się chmu­ry, za­trzy­mu­jąc deszcz w so­bie; a wierz­chy tyl­ko grzbie­tu w od­da­le­niu, łą­czy­ły się siwą sza­tą desz­czu z ob­ło­ka­mi. Nad samą gło­wą moją, roz­wi­ja­ła się tę­cza ogrom­na, któ­rej koń­ce, wi­dzia­łem wy­raź­nie, tuż bliz­ko, ro­ze­sła­ne na polu i lek­ko far­bu­ją­ce zie­mie. Cud­na ta wstę­ga na czo­le nie­bios, po­kra­ja­nych si­ne­mi chmu­ry, la­zu­ro­we­mi czy­ste­mi ka­wał­ki, bia­ło-zło­ci­ste­mi ob­łocz­ki, od­bi­ja­ła się na nich jak wie­niec na skro­ni nie­śmier­tel­nej dzie­wi­cy. Mój Boże, coż to za cu­dow­ny był wi­dok i któ­ryż ma­larz był­by w sta­nic, prze­nieść tę roz­ma­itość barw po­wietrz­nych na płót­no, oświe­tlić je tak, jak tu je słoń­ce oświe­tla­ło, w prze­rwa­nych cie­niach tego ogrom­ne­go i ru­cho­me­go ob­ra­zu. Wiel­ką jest Sztu­ka, wiel­ką, bo w niej tyl­ko na­śla­do­wa­nie na­tu­ry, na­rzę­dziem wy­da­nia my­śli; ale gdy­by na­śla­do­wać… nie na­tu­ry, było, jak daw­niej poj­mo­wa­no, jej ce­lem, mu­sie­li­by­śmy wy­znać, że Sztu­ka jest mi­zer­nem i nie­do­łęż­nem na­śla­do­wa­niem, bar­wy jej ciem­ne; a wy­sił­ki jej na­wet i ar­cy­dzie­ła, tyl­ko jak przy­po­mnie­nia sła­be, za­do­wol­nić mogą.

Wspo­mnie­li­śmy wy­żej, że góry ko­zie, zna­ne były w grec­kiej sta­ro­żyt­no­ści, pod tem sa­mem na­zwa­niem na­wet. Jest to pa­smo cią­gną­ce się od Kar­pa­tów. Po­wia­da­no mi, że świe­żo zna­lazł w nich Prof. Zie­no­wicz wę­giel ka­mien­ny. Ten­że ob­ser­wo­wał, że wszyst­kie góry od za­cho­du są stro­me, a ku za­cho­do­wi lek­ko roz­płasz­czo­ne łą­czą się nie­po­strze­że­nie z do­li­na­mi. For­ma­cją ich tłu­ma­czy zna­ko­mi­ty ten Che­mik, wi­ra­mi po­to­po­wych za­le­wów. Oprócz wę­gla, o któ­rym świe­żo mie­li­śmy wia­do­mość, za­wie­ra­ją one w po­kła­dach gli­ny, mar­gle róż­ne i ka­mień musz­lo­wiec list­ko­wa­ty, po­ro­wa­ty, któ­re­go tu uży­wa­ją na fun­da­men­ta bu­dow­li i do wy­pa­la­nia wap­na; nie­kie­dy po­kła­dy gru­be­go żwi­ru – Po­ro­słe są drob­nym la­sem, a ra­czej krze­wa­mi, dę­bi­ny, lesz­czy­ny, ka­li­ny, gło­gów i t… p.– Rzad­ką, ale nie bez­przy­kład­ną jest so­sna. Pięk­ny gaj wy­so­kich, ale cale in­a­czej ro­sną­cych tu, niż w Po­le­siach, uka­zu­je się zjeż­dża­ją­ce­mu z góry od Cór­ko­wa, ku Uizdź­com, na gó­rach uiz­dec­kich.

Spóź­nio­nym już wie­czo­rem, prze­bie­gł­szy do­brych dzie­wi­ce mil dro­gi, sta­ną­łem u P. Ka­zi­mie­rza, gdzie jesz­cze dzień spo­cząć i mile prze­ga­wę­dzić mia­łem, przy­pa­tru­jąc się utwo­rom jego pe­zla, roz­pra­wia­jąc o lu­bej nam obu Sztu­ce. Przy­ja­ciel­skie po­wi­ta­nie, za­mknę­ło ten dzień, po­czę­ty po­że­gna­niem w Gród­ku.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: