- W empik go
Wspomnienia Odessy, Jedyssanu i Budżaku. Tom 1: Dziennik przejazdki w roku 1843 od 22 czerwca do 11 września - ebook
Wspomnienia Odessy, Jedyssanu i Budżaku. Tom 1: Dziennik przejazdki w roku 1843 od 22 czerwca do 11 września - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 371 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
J. I. Kraszewskiego,
Członka czynnego towarzystwa odesskiego historji i starożytności .
Nulla dies abeat, quin linea ducta supensit .
Tom pierwszy.
Wilno.
Nakład i druk T. Glücksberga.
Księgarza i Typografa Szkół. Białoruskiego Naukow. Okr.
1845.
Pozwolono drukować pod Warunkiem złożenia po wydrukowaniu exemplarzy prawem przepisanych w Komitecie Cenzury. Wilno, dnia 10 Maja 1844 roku.
S O. Cenzora, Koll. Ass. i Kaw.
A. Muchin.
Alexandrowi hr. Przezdzieckiemu
przyjacielska pamiątka
od
AUTORA.
Gródek. 1844, w styczniuSPIS RZECZY w Tomie I.
I. 22. Czerwca. Podróżopisarze – Podróże po kraju – Wyjazd z domu. Starożytności grodeckie – (Gródek, Czekno. Góra nad Styrem. Mogiła konia włodzimierzowego. Jarosławicze. Murawica. Młynów. Obrazy nieba. Kozie góry… 1.
II. 23. i 24. Czerwca. Uizdżce. Tajgury, Zameczek w Annopol
III. 25. Czerwca. Prawutyn Pamiątki po J P. Woroniczu Arcy-Biskupie i Prymasie. Huta Korczyk. Tartak w lesie. Szepetówka. Mogiła. Horodyszcze Hryców i t… d. 26. 27 i 28 Czerwca… 19.
IV. 29 i 30 Czerwca. Stary Konstantynów – Wspomnienia – Widoki. Synogoga. Wyjazd z Kisiel. Babińskie karczmy. Czumacy. Sieniawa Nowy Konstantynów. 44.
V. 1. Lipca, Lityn. MIikulińce. Mohylówka – Widok z góry, Woroczyłówka – Malarstwo i Literatura… 57.
VI. 2 i 3 Lipca. Krasne Wspomnienia. Targowisko. Ubiory podolskich włościan. Ułyka. Lud. Kopijówka z daleka. Tulczyn. Pałac tulczyński – Chorosza i t… d… 65.
VII. 4. Lipca. Tulczyn jeszcze Wspomnienia historyczne. Za Tulczynem. Ubiory ludu Jarmark w Wierzchówce, Tańce, stroje. Anegdota o X. de Nassau. Obodówka. Żabokrzyczka. Czeczelnik.. 89.
VIII. 5. Lipca. Kraj za Czeczelnikiem Bałta nad Kodymą Bałta teraźniejsza, i dawna. Wzięcie Bałty przez Hajdamaków w r. 1768 z Archiw: Kozak: zaporożskich – Bajtały. Step – Budowle w stepie. Mołdawanie – Anani – Wspomnienia. Widok budowli – Kiziak – Okolica i t d… 105.
IX. 6. Lipca. Step Szarajewa. Kujalnicka Bałka – Słobody budowy, ludność – Baranowa. Fizjonomja kraju – Historyczne i podrożopisarskie wspomnienia Odessy… 137.
X 7. Lipca Sewerynówka – Wspomnienie – Limany. Małe Potockie. Step pod Odessą – Obrazy stepu – Odessa – Sturdza o Odessie. Miasto – Wjazd w ulice. Widok morza – Przechacka – Bulwar –
Wschody i t… d… 164.
XI. 8 Lipca.– Miasto – Teatr. 182.
XII. 9. Lipca. Teatr jeszcze. Step nadmorski między Dnieprem a Dniestrem za czasów posiadania Polski – Podboje. Handel dawny – Świadectwa historyczne. Granice dawnej Polski od Turcji – Kąpiel w morzu. Kąpiele Łazienki… 186.
XIII. 10. Lipca. Kąpiel morska. Widok portów – O handlu morza czarnego, Odessy i kupiectwie w Odessie – i t… d… 216.
XIV. 11. Lipca. Kościoł katolicki – Ozdoby wewnętrzne. Ludność miasta. Odejście statku parowego i t… d… 271.
XV. 12. 13 i 14. Lipca P. A. A. Skalkowski, jego pisma Historja Nowej Siczy. Spis Hetmanów Historja. Traktat Kozaków z Turcją 1619. r. i t… d… 282
Nulla dies abeat, quin linea
ducta supersit.22 CZERWCA. PODRÓŻOPISARZE – PODRÓŻE PO KRAJU – WYJAZD Z DOMU – STAROŻYTNOŚCI GRÓDECKIE – GRÓDEK – CZEKNO – GÓRA NAD STYREM – MOGIŁA KONIA WŁODZIMIERZOWEGO – JAROSŁAWICZE – MURAWICA – MŁYNÓW – OBRAZY NIEBA – KOZIC GÓRY.
22 CZERWCA.
Ze wszystkich sposobów opisywania podróży, nie wiem czy nie najlepiej do smaku naszego wieku, to nowo – przyjęte, tyle krytykowane, (a czasem bardzo słusznie) poufałe zwierzanie się czytelnikom, wszystkich przelotnych swych wrażeń – Ono mu razem maluje kraj zwiedzany i człowieka, który nań patrzał. W wieku, w którym wszystkie indywidualności wyemancypowane, każda ze swą fizjonomją i właściwym charakterem, wysuwają się śmiało, bezwstydnie prawie, na literacką scenę i musiało następstwem koniecznem, przyjść i do zmodyfikowania, staroświeckich suchych dzienników podróży. Dawne opisy wędrówek, były to sprawozdania z kraju i miejsc, z dziejów i badań czasem; fale rzadko i chyba wyjątkowo, malowały człowieka co je pisał. Autor, podróżny, występował w nich tylko podrzędnie, w nieodbicie potrzebnych miejscach, (naprzykład, gdy jak Coxe musiał z wielkiem swem strapieniem spać na słomie, jak Klaproth, pod golem niebem nocować u Władykaukazu) w ogólności zaś, maskował się jak mógł, krył za swym przedmiotem i nie dozwalał swemu ja, zwracać na siebie uwagi, którą ściągał, na opisywane przedmioty. Samo zaś nawet postrzeganie przedmiotów, innem było wcale, inny punkt widzenia rzeczy, które ze strony urzędowej nadewszystko oglądano.
Inaczej jest i musi to być dzisiaj. Wszędzie ja tak wielką gra rolę, że nawet w podróży, wybitnie się maluje, często ze szkodą przedmiotu głównego; a sam podróżny, więcej się daje poznać, od zwiedzanego kraju – Lepiej to, czy gorzej, postęp to, czy cofnienie? nie wiemy, badać nie myślimy; nie chcemy jednak ze swego wieku, czasu i obyczajów jego wystąpić; – i dla tego nie obiecujemy nic więcej czytelnikom naszym, w następującym dzienniku przejazdki, nad sprawozdanie z naszych wrażeń, połączone z treścią poszukiwali i badań, i opisem miejscowości. Z pokorą prosimy, aby nam przebaczono, że większa część przejazdki po własnym kraju, zajmie się szczegółami o nim tylko! przekonani jesteśmy, że gdy wolno zagranicznym podróżnym, zwracać uwagę, jeśli się im trafi być u nas, na najmniejsze i małoważne drobnostki, najczęściej źle pojęte i nie zrozumiane; tem bardziej wolno nam, o sobie mówić i pisać, choćby najbardziej szczegółowie. W tych drobnostkach nie wielkiej, na oko wagi, często się znajdzie ważniejsza nadspodziewanie nauka, często one naprowadzą nas, na postrzeganie tego, co długo mimo oczu i uszu puszczaliśmy; dla tego tylko, ze swoje.
Jeden z najdziwniej i najmilej oryginalnych pisarzy współczesnych (1) powiedział, nie pomnę gdzie, że szczególnym wypadkiem, wielce człowieka upokarzającym – wzbudza w nim ciekawość i zajęcie, to tylko, co jest od niego daleko, co trudne do widzenia, co nie wszyscy obaczyć mogą; tak właśnie, jak wszelką pożądliwość wzbudza to, co najtrudniej jest osiągnąć.
Dla tego to (stara prawda) wszystko nas u obcych zajmuje, w obcym kraju ciekawi, gdy najbardziej godnych zastanowienia przedmiotów, codziennie się nam przed oczy nawijających, nie mamy nawet chęci obejrzeć. Jest to wielka prawda i smutna dla człowieka, bo dowodzi, że nic nie czyni z przekonania, a najwięcej z uprzedzeń. Częstokroć do rozbicia tej odrętwiałości i obojętności na własne, potrzeba, aby kto z za granicy przybywszy, ciekawości nam własne pokazał?
–- (1) Alf. Karr.
zwrócił na nie uwagę naszą i nauczył je cenie; gdy zaś kto ze swoich dziwi się czemu, u nas będącemu, unosi nad czem, pospolicie zarzucony bywa śmiechem politowania – potrząsają głową i mówią: – Byłoż nad czem się unosić! o czem pisać!
Podróżujący po Szwajcarji, tej krainie Turystów, tak znanej i zużytej; po Anglji tak doskonale wyexplorowanej pod wszystkiemi względy, nad Renem, co go tysiąckroć opisano, opisano i odmalowano, po krajach wreszcie innych mniej pięknych i ciekawych, mają prawo szczegółowemi, podróży swych dziennikami, nas częstować – podróżny po własnym kraju ledwie śmie usta, o bijących już gwałtem w oczy przedmiotach, otworzyć.
Ale maż być tak zawsze? – O! nie – wybaczycie, że powtórnie to już zabierzemy się opisywać wara własny kraj, nie żałując drobnostek i szczegółów, które zdaniem naszem, służąc do obrazu całości, są jego częścią konieczną – Ale czas już zacząć – zaczynajmy więc w Imię Boże.
Postanowiwszy odwiedzić Odessę i brzegi morza czarnego, dla kąpieli morskich, z których mi cuda obiecywano, dla rozigranych nerwów i dokuczliwego reumatyzmu; wybierałem się z domu dnia 22 Czerwca – Ktoż nie wie, co to jest wybierać się z domu?– Od 19 wyjeżdżałem, a wyjechać nie mogłem, od 19 to interess jakiś, to wynaleziony pretext umyślnie, zwlekał wyjazd, zawsze stanowczo odkładany na dzień następny. Porzucić żonę, dzieci, dom, książki, ogród, trójnóg malarski – i wszystkie zaciszy wiejskiej przyjemności i aby daleko szukać – czego?– zdrowia niby, trochę dystrakcji, a pewnie wiele zawodów, przykrości, niewygód – przerwać prace i zabawy, do których się nawykło – nigdy niełatwo – Im bliższa była chwila odjazdu, leni dalszą widzieć ją chciałem – Ale nareszcie nadeszła nieubłagana, a człowiek posłuszny swemu postanowieniu, musiał jechać. Opisywać wam nic mogę, i pożegnania i wyboru i troskliwych żony przypomnień i wszystkich tysiąca drobnostek, przeprowadzających do progu, a polem daleko za próg – tęsknem przypomnieniem. Ale jakże nie opisać choć króciuchno, miejsca, z którego wyjeżdżałem?
Gdyby Gródek był na drodze, wszakżebym go wspomniał; wspomnę więc, choć z niego tylko, wyjeżdżałem.
O kilkanaście werst od Łucka, tego starego miasta Łuczan i Drewlan, Witolda i Swidrygiełły, gdzie Cesarz Zygmunt rzucił kość niezgody, między bracią Władysławem i Witoldem; o którego posiadanie kłóciły się przez kilkaset lat Polska i Ruś – Lubart z Kazimierzem, potem Korona z Litwą – o kilkanaście werst od Łucka; w pagórkowatej, gajami dębów, osin i brzóz ubranej okolicy, na pochyłości wzgórzy, po nad zieloną łąką, przez którą srebrzystą wstęgą wije się rzeczułka – leży Gródek – Samo nazwanie miejsca, zwiastuje wam już starą siedzibę, jaką jest Gródek w istocie, i wszystkie w ogóle miejsca, zwane Horodyszczami, Gródkami, Horodcami. Tysiące tu odwiecznych śladów ludzkiego przejścia, ludzkich walk dawnych; skończonych próchnieniem w ziemi czaszek przebitych i strzał pordzewiałych i serc, co bojowały po nad ziemią; a zamiast żyć spokojnie sobie, żyły sławie i cudzym potrzebom podboju. – Na jednym koń – cu ku rzeczce, wałem otoczona, jest stara sadyba gródecka, zapewne bolesławowskich czasów sięgająca;– w drugiej stronie nad błotami u tejże rzeczułki, drugie starsze, może jeszcze Zamczysko, porosłe staremi dęby, zapomniane i dziś nazwane Lisuchą – Oprócz tych dwóch grodków, jest jeszcze na wysokich pagórkach, mnóstwo sterczących mogił, a gdzie pługiem zaorzesz, gdzie się rydlem dotkniesz, wszędzie pokłady ludzkich kości napotykasz, leżące pod ziemią, jak nasienie zgniłe, z którego nic nie zeszło. W lasach dęby porosły na kurhanach odwiecznych, wytrzebiwszy zarośle dębowe, znajdziesz na pola mogiły, mogiły i kości wszędzie; na ostrowach po nad rzeczką, kupami orząc, wyrzucają czaszki ludzkie, wyorują pęki strzał z trzciny, z trójkątnemi żelezcami zerdzewiałemi – Ale walk, które to miejsce zasiały kośćmi, u ludu nie ma nawet wspomnienia, podania o nich żadnego – głucho. Tak dawno odbyły się walki i legły kości!
Miejsc nazwanych Gródkami jest dwa w Łuckiem, a mnóstwo po naszym kraju, w Galicji pode Lwowem, pamiętny śmiercią
Jagiełły, nad Bugiem, dawniej zwany Wolin wedle Naruszewicza, nadający imię ziemi wołyńskiej, blisko Równego, na Podolu. W każdym z tych Gródków jest ślad dawnych wałów i Zamczyska; ho jego exyslencji samo już nazwanie, jest dowodem.
Nasz Gródek, zarówno ze wszystkiemi okolicami Łucka i brzegami Styru, zasianemi Zamkami, horodyszczami, mogiłami, kośćmi, strzały; sięga dawnością swą bolesławowskich na Ruś pochodów – Pamiątką po nich, są mogiły liczne w Czekniu, Krupie, Szeplu, Usickich lasach, Połonce i całej okolicy. Kroniki nasze wspominają wyraźnie o zaciętych walkach z Rusią, w okolicach Łucka po nad Styrem staczanych; o pobraniu Gródków nie daleko Łucka położonych, przez Bolesława Śmiałego, pisze Bielski. O żadnej zaś późniejszej wojnie, któraby ślady takie zostawić mogła, nie wiemy, a pęki strzał dowodzą, że mogiły tutejsze do walk przed XIV wiekiem odnieść potrzeba – Powiadano mi, ze w Szeplu, gdzie wioska cała, można powiedzieć, stoi na mogiłach, odkopywano szczątki zbroi żelaznych i ostatki mieczów i dzid.
Ale coż to te mizerne siedemset lat starożytności, przy daleko dawniejszych zabytkach, które tu codziennie odkopują? Dwa razy już, ludzie kopiący sadzawkę i fundamenta budowali, stanęli zadumani, oparci na rydlach, przed ogromnemi kośćmi, które w prostoduszności swojej, poczytywali za resztki olbrzymich skieletów ludzkich, a które są w istocie szczętami Mammutów i wołów kopalnych, jakich pełno w gliniastych i kredzistych pagórkach naszych. Ostatnią rażą, znaleziono tu, wielki róg nie cały i siedem ułamków kości zbutwiałych lub zwapniałych, rozmiarów ogromnych; nie głębiej nad łokci trzy w glinie.
Nie możemy zadeterminować, do jakiego mianowicie należały zwierzęcia, ale wielkość ich przekonywa, że są zabytkiem stworzeń, dawno już zaginionych.
Na pagórkach, nad łąką i rzeczką, rozsypana wioska, okryła od północy daleko rozpierzchnionemi gajami i wzgórzami – Doliny zielone, pola, laski, urozmaicają śmiejący się świeżością krajobraz. Na ostatniem ku dolinie nad rzekę schodzącem wzgórzu, schowany w drzewach ogrodu, jest domek słomą pokryły – do koła niego, zielone trawniki i kląby, a przed nim łąka i rzeczułka kreto płynąca.
Tu mi już kilka lat życia, spłynęły spokojnie i gdyby nie troski nie oddzielne od posiadania ziemi, gdyby raczej nie troski, nie oddzielne od kondycji ludzkiej, (jak dawniej mówiono) nie byłoby ustronia milszego, roskoszniejszego. Jak ten widok umie się urozmaicać i wdzięczyć w Maju, w Czerwcu, w pogodne dni i nocy letnie, w piękne wieczory jesieni, kiedy mgły jak morzeni zaleją dolinę, a księżyc je posrebrzy. Jak pięknie na cichej brzozowej dolinie; na górze, co z niej widać bielejącą Cerkiew korszowską, gaje Podberezia i daleki Kościółek w Nieświeżu, którego pamiątki pozbierał Alex Przezdziecki. Jak tu młodo, wesoło, cicho, spokojnie i zielono. A z tamtej góry, na starem Zamczysku na Lisucie, jak piękny u stop widok się rozcięła? Gdyby to było za granicą, jakby się to piękne wydawać musiało? Mnie zaś, choć swoje, choć codzienne, a jednak piękne – piękne, choć jeszcze nie miałem czasu przywiązać się do miejsca; a już je kocham, jak dawno znajome, jakby pamiętne czemś dawno ubiegłem.
W lejący deszcz, wyruszyłem od słomianej strzechy naszej – w świat! alboż nie w świat! kiedy aż na brzeg nieznanego morza, w tak odmienny kraj, klima? Zegnaliśmy się w ganku z żoną, dziećmi, zacięło konie, i już jechałem – Przebywszy pagórki nasze i straciwszy z oczu Gródek, którego topole, długo mi jeszcze w pamięci zieleniały, spieszyłem do brzegów Styru, który przebyć miałem po moście w Czekniu. Tu rzeka szerokiem płynie wygłębieniem, wśród oszarpanych niegdyś przez nią brzegów wysokich, których dziś już nic dotyka, wązkiem i nizkiem płynąc łożyskiem. Po nad samą rzeką, za mostem w Czekniu, jest szczególny pagórek. Czy to stary pozostały obryw ziemi, obmytej do koła wodami, i sam jeden, w wyrwanem zagrzęzły łożysku, czy usyp ręki ludzkiej upewnić się trudno. Nagle wznosi się ten pagórek na kilkadziesiąt łokci, w nieforemnym komicznym niby kształcie. Powiadano mi, że na wierzchołku widziano dwa wklęsłe w ziemię kamienie, a lud miał je za mogiły popa i popadzi, może słowiańskiego jeszcze kapłana i kapłanki. Góra ta gliniasta jest jak okoliczne brzegi Styrii i zupełnie odpowiada składem swym, obrywom nadstyrowym. Okolice Czekna mile rozweselają, bielejące na około rozsiane Kościółki i Cerkwie, wyglądające z za zielonych drzew, na prawo i lewo – w Jarosławiczach, Białymstoku, Jałowiczach, Nowymstawie, widać mury i podnoszące się strzały Kościółków. W Nowostawie, Dominikanie mieli Klasztor i Kaplicę, których nadania sięgają witoldowskich czasów – Oni tu wznieśli jeszcze kilka Kościółków.
Niedaleko od Czekna, ku Jałowiczom odjechawszy, jest wielka zielona mogiła na błocie, którą uważają (prosty domysł) za mogiłę konia włodzimierzowego, usypaną jak wiadomo przez wojsko, kędyś nad styrowym brzegiem – lecz tego twierdzenia nic nie dowodzi. Pod Krupą, którą opuszczamy w lewo, mnóstwo mogił i kopców, każą wnosić?
że tu może było miejsce potyczki Bolesława z wojskiem ruskiem; gdzie Błud przynaglił do boju naśmiewając się i urągając otyłości królewskiej. Opuszczając Jarosławicze, także starą, jak widać z nazwiska, słowiańską sadybę Jarosława jakiegoś; wyjeżdżamy na pocztowy gościniec z Łucka do Dubna wiodący.
Trakt wije się przez pagórki i doliny, gajami pokryte dębowemi – Przebywszy ostatni, którego skraje ku Dubnu, sośnina już zalega, gołą drogą, dojeżdża się do Murawicy.
Murawica, ma być bardzo starą osadą, a wedle podań miejscowych, starsza i niegdyś znakomitsza od Dubna, które oznaczać miano wyrażeniem: Dubno pod Murawicą. Dziś ze starego miasta, został rynek, osławiony kletkami żydowskiemi, wieś do niego przytykająca, Synagoga żydowska, okopisko pełne starych mchem porosłych kamieni, a za miasteczkiem ku Młynowu jadąc, na prawo od gościńca, w błocie siedzący goły wał starego Zamczyska, na dalekiem tle drzew malujący się swą płową zieloną szatą, u stop milczącego okopu, nad-ikwiańskie gnije błoto, wiją się tataraki, porastają trzciny – rosną trawy, mieszkańcy trzęsawisk i stojących wód.
Na dawnym Zamku pusto, ani śladu muru, ani jednego drzewka. Okop sam nie wielki. Jeśli istotnie miasteczko Murawica, jest tak staro, jak chcą miejscowe podania, (o czem przekonać się dla braku lokalnych dokumentów bardzo trudno); blizko leżący Młynów nad Ikwą, musiał niechybnie łączyć się z nią i jedno stanowić.
Nie wiemy jak tez dawne miasteczko Młynów; stawy na Ikwie młynowskie, wspomina Rzączyński, w XVIII w., już exystowało, rezydencją zaś główną, ostatni członkowie familii Chodkiewiczów, tu przenieśli. Nad piękną dość wodą, widzisz zielony wzgóreczek, wysokie drzewa, część ogrodu i bielejący pałac, który pamiętny będzie na przyszłość mieszkaniem Alexandra Chodkiewicza, pracowitego badacza tajników natury, znakomitego Chemika, po którym uszczuplony majątek wprawdzie, ale piękne dziedzictwo sławy i piękny przykład pracy wzięli synowie. Długi to długi dzień Czerwcowy! chmury się rozbiły w czasie popasu w Młynowie, i gdym ztąd prostszą drogą mijając Dubno, wyjechał do Warkowicz, rozrzedniały dżdżyste obłoki, ukazywać się poczęło słońce i dziwnie malować, choć nad mniej pięknym krajem.
Zbliżając się zdaleka ku pasmu gór kozich (pod temże nazwiskiem znanych w starożytności) siniejących na ostatnich planach obrazu, otoczony byłem, krzyżującemi się obłoki, z których gdzieniegdzie szaremi smugi lał deszcz, na których jaśniały rozwite tęcze. Światła i cienie harmonijnie poukładane, stanowiły na niebie, jeden z najpiękniejszych, jakie w życiu pamiętam, obrazów.
Wprost przede mną nad koziemi góry, zwieszały się chmury, lejące deszczem rzęsistym. Uważałem, że wyższe mianowicie wierzchołki, ściągały na siebie ulewę, po nad niższemi przesuwały się chmury, zatrzymując deszcz w sobie; a wierzchy tylko grzbietu w oddaleniu, łączyły się siwą szatą deszczu z obłokami. Nad samą głową moją, rozwijała się tęcza ogromna, której końce, widziałem wyraźnie, tuż blizko, rozesłane na polu i lekko farbujące ziemie. Cudna ta wstęga na czole niebios, pokrajanych sinemi chmury, lazurowemi czystemi kawałki, biało-złocistemi obłoczki, odbijała się na nich jak wieniec na skroni nieśmiertelnej dziewicy. Mój Boże, coż to za cudowny był widok i któryż malarz byłby w stanic, przenieść tę rozmaitość barw powietrznych na płótno, oświetlić je tak, jak tu je słońce oświetlało, w przerwanych cieniach tego ogromnego i ruchomego obrazu. Wielką jest Sztuka, wielką, bo w niej tylko naśladowanie natury, narzędziem wydania myśli; ale gdyby naśladować… nie natury, było, jak dawniej pojmowano, jej celem, musielibyśmy wyznać, że Sztuka jest mizernem i niedołężnem naśladowaniem, barwy jej ciemne; a wysiłki jej nawet i arcydzieła, tylko jak przypomnienia słabe, zadowolnić mogą.
Wspomnieliśmy wyżej, że góry kozie, znane były w greckiej starożytności, pod tem samem nazwaniem nawet. Jest to pasmo ciągnące się od Karpatów. Powiadano mi, że świeżo znalazł w nich Prof. Zienowicz węgiel kamienny. Tenże obserwował, że wszystkie góry od zachodu są strome, a ku zachodowi lekko rozpłaszczone łączą się niepostrzeżenie z dolinami. Formacją ich tłumaczy znakomity ten Chemik, wirami potopowych zalewów. Oprócz węgla, o którym świeżo mieliśmy wiadomość, zawierają one w pokładach gliny, margle różne i kamień muszlowiec listkowaty, porowaty, którego tu używają na fundamenta budowli i do wypalania wapna; niekiedy pokłady grubego żwiru – Porosłe są drobnym lasem, a raczej krzewami, dębiny, leszczyny, kaliny, głogów i t… p.– Rzadką, ale nie bezprzykładną jest sosna. Piękny gaj wysokich, ale cale inaczej rosnących tu, niż w Polesiach, ukazuje się zjeżdżającemu z góry od Córkowa, ku Uizdźcom, na górach uizdeckich.
Spóźnionym już wieczorem, przebiegłszy dobrych dziewice mil drogi, stanąłem u P. Kazimierza, gdzie jeszcze dzień spocząć i mile przegawędzić miałem, przypatrując się utworom jego pezla, rozprawiając o lubej nam obu Sztuce. Przyjacielskie powitanie, zamknęło ten dzień, poczęty pożegnaniem w Gródku.