Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wspomnienia Włoch, Anglii i Ameryki: z dzieł Chateaubrianda - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wspomnienia Włoch, Anglii i Ameryki: z dzieł Chateaubrianda - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 312 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

RZYM I JEGO OKO­LI­CE.

LIST CHA­TE­AU­BRIAN­DA DO PANA DE FON­TAN­NES.

Przy­by­wam do Ne­apo­lu, przy­ia­cie­lu ko­cha­ny, i nio­sę ci owo­ce mey po­dró­ży do któ­rych masz pra­wo: to iest kil­ka list­ków waw­rzy­nu z gro­bu Wir­gi­liu­sza: "Te­net nunc Par­the­no­pe." Daw­no iuż po­wi­nie­niem i był mó­wić ci o tey zie­mi klas­sycz­nej któ­ra tak moc­no zay­mu­ie; lecz roz­ma­ite przy­czy­ny mię wstrzy­ma­ły. Nie chcę ied­nak opu­ścić Rzy­mu, nie­po­wie­dziaw­szy słów kil­ka o tym sław­nym mie­ście. Uło­ży­li­śmy iż pi­sać będę za każ­dym zda­rze­niem i bez związ­ku wszyst­kie moie my­śli o Wło­szech, tak ia­kiem ci nie­gdyś udzie­lał wra­żeń, któ­re czy­ni­ły na mym ser­cu sa­mot­nie świa­ta no­we­go. Bez żad­ne­go więc wstę­pu, spro­bu­ię dać ci ogól­ne wy­obra­że­nie po­wierz­chow­no­ści Rzy­mu, to iest iego pól i zwa­lisk. –

Czy­ta­łeś przy­ia­cie­lu wszyst­ko co pi­sa­no w tym przed­mio­cie; lecz nie­wiem ie­śli po­dróż­ni dali ci spra­wie­dli­we wy­obra­że­nie wi­do­ku, iaki przed­sta­wia oko­li­ca Rzy­mu. Wy­staw so­bie coś ze zru­sze­nia Tyru i Ba­bi­lo­nu, o któ­rych wspo­mi­na pi­smo świę­te; mil­cze­nie i sa­mot­ność tak ob­szer­ne, iak gwar i tłum lu­dzi, któ­rzy nie­gdyś ci­sne­li się na tey zie­mi.

Zda­ie się tu roz­le­gać od­głos tego prze­kleń­stwa Pro­ro­ka: "Ve­nient tibi duo haec sub­i­to in die una: ste­ri­li­tas et vi­du­itas:" (1) Gdzie­nieg­dzie daią, się spo­strze­gać szcząt­ki dróg Rzym­skich, któ­re­mi nikt iuz nie­prze­cho­dzi; lub wy­schłe śla­dy po­to­ków zimy, któ­re wi­dzia­ne zda­le­ka, wy­da­ią się dro­ga­mi ubi­te­mi, a są tyl­ko ło­ży­skiem wód burz­li­wych, co zwol­na spły­nę­ły iak na­ród Rzym­ski. – Kil­ka drzew sa­mot­nych zale- – (1) Dwie rze­czy w ied­nym dniu cię spo­tka­ią: nie­płod­ność i owdo­wie­nie."

Iza­jasz.

dwie wi­dać, lecz peł­no wszę­dzie zwa­lisk, wo­do­cią­gów i gro­bow­ców, któ­re zda­ią się bydź przy­ro­dzo­ne­mi ro­śli­na­mi zie­mi, zło­żo­ney z pro­chu Bo­ha­ty­rów i szcząt­ków Państw. –

Czę­sto w ob­szer­ney rów­ni­nie, zda­ło mi się spo­strze­gać bo­ga­te żni­wa; zbli­żam się, tra­wa to tyl­ko zwię­dła zlu­dzi­ła me oko: pod temi nie­płod­ne­mu żni­wy uka­zu­ią się nie­kie­dy śla­dy daw­ney upra­wy. Nie­masz tam pta­ków, rol­ni­ków, nie­sły­chać ryku trzód, nie­wi­dać wio­sek. Na go­łey płasz­czy­znie pol, wno­szą się gdzie­nieg­dzie spu­sto­sza­łe cha­ty; ich drzwi i okna są za­mknię­te; nie­wy­cho­dzą z nich ni dym, ni ża­den od­głos, ni miesz­kań­cy; dzi­ka niby isto­ta, na wpół naga wy­bla­dła, strze­że tych smut­nych strzech, iak te wid­ma, co w na­szych go­tyc­kich po­wie­ściach, bro­nią wstę­pu do zam­ków opusz­czo­nych. Rzekł­byś, iż ża­den na­ród nie­śmiał wziąść dzie­dzic­twa po Pa­nach Świa­ta, w ich zie­mi ro­dzin­nej; i ie ta­kie­mi w disz te pola, iak ie zo­sta­wił le­miesz Cyn­cy­na­ta i ostat­ni pług Rzym­ski. –

W po­śród tey nie­upraw­ney kra­iny, wzno­si się wiel­ki cień mia­sta nie­śmier­tel­ne­go. Po­zba­wio­ne swey ziem­skiey po­tę­gi, zda­ie się od­osob­niać w swey py­sze; od­dzie­li­ło się od in­nych miast zie­mi, i po­dob­ne zrzu­co­ney z tro­nu kró­lo­wey, ukry­ło szla­chet­nie swe nie­szczę­ścia w sa­mot­no­ści.

Nie­po­dob­na ci wy­ra­zić uczu­cia któ­re wzbu­dza Rzym, gdy rap­tow­nie uka­zu­ie się wpo­śród tych Kró­lestw pu­stych, igna­na re­gna, iak gdy­by po­wsta­wał dla cie­bie umyśl­nie z gro­bu w któ­rym spo­czy­wał. Sta­ray się wy­sta­wić so­bie to po­mię­sza­nie i to po­dzi­wie­nie któ­re­go do­zna­wa­li Pro­ro­cy, gdy Bóg zsy­łał im wi­dze­nie ia­ko­we­go mia­sta, do któ­re­go przy­wią­zał losy swo­ie­go ludu: qu­asi aspec­tus splen­do­ris (1). Nie­wy­do­łasz tu mnó­stwu wspo­mnień i ob­fi­to­ści uczuć; du­sza iest po­mię­sza­na na wi­dok tego Rzy­mu, któ­ry po­siadł dwa razy dzie­dzic­two świa­ta, iako dzie­cię Sa­tur­na i dzie­cię Ja­kó­ba.

–- (1) "Było to, iak wi­dze­nia wspa­nia­ło­ści."

Eze­chiel.

Po tym opi­sie, mnie­masz pew­nie, dro­gi móy przy­ia­cie­lu, ze nic okrop­niey­sze­go nad pola rzym­skie? – my­lisz się: nie­po­ię­tą one maią w so­bie wiel­kość; wi­dząc ie, za­wsze ie­stem go­tów za­wo­łać z Wir­gi­liu­szem:

Sa­lve, ma­gna pe­rens fru­gum, Sa­tur­nia tel­lus ,

Ma­gna vi­rum! (1)

Je­śli na Rzym­skie pola pa­trzeć bę­dziesz iako Eko­no­mi­sta, nie­po­do­ba­ią ci się za­pew­ne; lecz ie­śli iako Ar­ty­sta, iako Po­eta, a na­wet iako Fi­lo­zof bę­dziesz ie zwa­żać, chciał­byś może, aże­by nig­dy in­ne­mi nie­by­ły. Wi­dok pola okry­te­go buy­nem żni­wem, lub wzgó­rza zie­le­nie­ją­ce­go win­ni­cą nie z taką mocą wzru­szył­by twą du­szę, iak wi­dok tey zie­mi; kto­rey grun­tów nie­odm­łod­ni­ła te­raź­niej­sza upra­wa, i któ­ra zo­sta­ią nie­ia­ko sta­ro­żyt­ną iak zwa­li­ska co ią okry­wa­ią.

Nic pięk­niey­sze­go iak za­kres Rzym­skie­go ho­ry­zon­tu, iak wol­na po­chy­łość do- – (1) "Wi­tay, zie­mio Sa­tur­na, ob­fi­ta w owo­ce, płod­na w wo­iow­ni­ków!

lin, i mgli­ste, usu­wać zda­ią­ce się szczy­ty gór. któ­re ie koń­czą. Czę­sto do­li­ny przy­bie­ra­ią tam kształt szran­ków, cyr­ku, lub hy­po­dro­mu; wzgó­rza rznię­te są w ter­ra­sy, iak gdy­by po­tęż­na dłoń Rzy­mian… całą tę zie­mię prze­isto­czy­ła. Szcze­gól­na ia­ko­waś mgła roz­la­na w dali, za­okrą­gla wszyst­kie przed­mio­ty; w niey; ła­god­no­ścią wszyst­kie kształ­ty za­ostre dla oka. Nig­dy tam cie­nie nie są cięż­kie i czar­ne; ani po­mię­dzy ska­la­mi, ani po­mię­dzy li­ściem, nie­masz ciem­no­ści tak moc­ney, gdzie­by się nie­wci­snął choć ie­den pro­myk świa­tła. Zie­mia, nie­ba i wody zda­ią się ze sobą łą­czyć: nie­doy­rza­ne stop­nio­wa­nie ko­lo­rów, spa­ia wszyst­kie po­wierzch­nie przed­mio­tów, i spo­strzedz pra­wie nie­moż­na gdzie się ie­den od­cień koń­czy a dru­gi za­czy­na. Dzi­wi­łeś się pew­nie w wi­do­kach Clau­de Lo­ra­ina, temu świa­tłu któ­re się wy­da­ie po­my­sło­we i pięk­niey­sze od na­tu­ry: ta­kiem iest świa­tło Rzy­mu. –

Nie­mo­głem się dość na­pa­trzeć w Vil­la Bor­ghe­se, słoń­cu za­cho­dzą­ce­mu za cy­pry­sy góry Ma­ria­sza, lub io­dły Pam­fi­lii. Czę­sto prze­pły­wa­łem Ty­ber, aże­by się za­chwy­cać wi­do­kiem ko­na­ią­ce­go dnia. Szczy­ty w ów­czas gór Sa­biń­skich, wy­da­ią się bydź la­pis-la­zu­li i bla­do zło­ta­wa; a boki ich i bli­skie do­li­ny, zda­ią się nu­rzać we mgle fio­le­to­wey i pur­pur­ney. Nie­kie­dy pięk­ne ob­ło­ki, iak lek­kie ry­dwa­ny, unie­sio­ne wia­trem wie­czor­nym z nie­zrów­na­nym wdzię­kiem, daią wy­obra­że­nie Bóstw Olim­pu pod tym nie­bem Mi­to­lo­gicz­nym. Nie­kie­dy Wy­da­ie się, ia­ko­by sta­ro­żyt­ny Rzym, roz­ście­lał na za­cho­dzie całą pur­pu­rę Kon­su­lów i Ce­za­rów, pod ostat­nie­mi kro­ka­mi ucho­dzą­ce­go Bó­stwa dnia. Te bo­ga­te wi­do­ki nie­usta­ią tak pręd­ko iak w na­szych kli­ma­tach. Gdy mnie­masz iż znik­nąć iuż maią, oży­wia­ią się rap­tow­nie w kil­ku ra­zem in­nych miey­scach wi­do­krę­gu; zmrok zda­ie się na­stę­po­wać po zmro­ku, i urok za­cho­du się prze­dłu­ża.

Praw­da iż w tey chwi­li spo­czyn­ku pól, po­wie­trze nie­roz­le­ga się iuż Pa­ster­skie­mi śpie­wy; nie­masz iuż wię­cey sko­ta­rzy: dul­cia li­nqu­imus arva; lecz iesz­cze wie­dzieć moż­na w iel­kie ofia­ry Kli­tum­nu , bia­łe woły, lub sta­da na wpół zdzi­cza­łych ru­ma­ków scho­dzą­ce na brze­gi Ty­bru, na­pa­wać się w iego wo­dach. Mnie­mał­byś się prze­nie­sio­nym w cza­sy sta­ro­żyt­nych Sa­bi­nów, lub w wiek Ar­ka­dy­iczy­ka Ewan­dra, Pa­ste­rza lu­dów, wów­czas gdy Ty­ber zwał się iesz­cze Al­bu­la, i gdy po­boż­ny Ene­asz wpły­nął na iego nie­zna­ne wody.

Zga­dzam się iż świet­niey­sze­mi może są oko­li­ce Ne­apo­lu. Gdy ogni­ste słoń­ce, lub księ­życ sze­ro­ki i zczer­wie­nio­ny po­wsta­ie z po za We­zu­wiu­sza, iak kula wy­rzu­co­na od Wul­ka­nu, za­to­ka Ne­apo­li­tań­ska z swe­mi brze­gi uma­io­ne­mi po­ma­rań­cza­mi, góry So­ran­tu, wy­spa Ka­prya, wy­brze­ża Po­sy­lip­pu, Mi­se­na, Kumy, ie­zio­ro Awer­nu, pola Eli­zej­skie i cala ta zie­mia Wir­gi­licz­na, cza­ro­dziey­ski przed­sta­wia­ła wi­dok, lecz nie­ma­łą szczyt­ney ko­los­sal­no­ści pól Rzy­mu.

Szcze­gól­niey przy­wią­znie­my się do tey sław­ney zie­mi: dwa, ty­sią­ce lat te – mu, iak Cy­ce­ro, są­dził się bydź wy­gna­nym pod nie­bem Azji, i pi­sał do swe­go przy­ia­cie­la: Urbem, mi Rufi, cole et in ista luce vice (1).

Przy­ta­cza­ią roz­licz­ne przy­kła­dy po­dróż­nych, któ­rzy przy­byw­szy tło Rzy­mu w za­mia­rze prze­pę­dze­nia dni kil­ku, za­miesz­ka­li w nim na cale ży­cie. –

Kto­kol­wiek zay­mu­ie się wy­łącz­nie na­uka sta­ro­żyt­no­ści i sztuk pięk­nych, lub kto nie­ma iuż wę­zła coby go przy­wią­zy­wał do ży­cia, po­wi­nien osiąść w Rzy­mie. Tam znay­dzie za to­wa­rzysz­kę zie­mię, któ­ra ży­wić bę­dzie iego uwa­gi i zay­mo­wać iego ser­ce; prze­chadz­ki któ­re za­wsze mu coś po­wie­dzą. Głaz po­trą­co­ny iego nogą, prze­mó­wi do nie­go; a pył, któ­ren wiatr unie­sie pod iego kro­ka­mi, za­my­kać w so­bie bę­dzie, ia­ko­wą wiel­kość ludz­ką. Je­śli iest nie­szczę­śli­wym, ie­śli zmię­szał po­pio­ły tego co ko­chał z tylu daw­ne­mi po­pio­ła­mi, – (1) "W Rzy­mie ta trze­ba miesz­kać, ko­cha­ny Ru­fie, i w tym to świe­tle żyć po­trze­ba."

z ia­kem­że za­chwy­ce­niem przej­dzie… od gro­bow­ca Scy­pio­nów, do mo­gi­ły cno­tli­we­go przy­ia­cie­la! od pysz­ne­go Mau­zoln Ce­cy­lii Me­te­lii, do skrom­ney trum­ny nie­szczę­śli­wey ko­cha­nia! Zda­wać mu się bę­dzie, iż te cie­nia ulu­bio­ne, z upodo­ba­niem błą­ka­ią się na okół po­mni­ków, z cie­niem Cy­ce­ro­na opła­ku­ią­ce­go iesz­cze swą ulu­bio­ną Tul­lię, lub Agrip­pi­ny za­ię­tey urną Ger­ma­ni­ka. – Je­śli iest Chrze­ścia­ni­nem, ach! ia­kie w ów­czas mógł­by się ode­rwać od tey zie­mi, któ­ra sta­ią się iego Oy­czy­zny; od tey zie­mi, któ­ra wi­dzia­ła po­wsta­ią­ce po­wtór­ne pań­stwo, bar­dziey świę­te w swóy ko­leb­ce, bar­dziey wiel­kie w swey po­tę­dze, niż te co ie po­prze­dzi­ło; od tey zie­mi na­ko­niec, w któ­rey przy­ia­cie­le utra­ce­ni, spiąc wraz ze świę­te­mi w Ka­ta­kom­bach, pod okiem Oyca wier­nych, zda­ią się iż po­win­ni nay­pier­wey prze­bu­dzić się z swe­go gro­chu, i wy­da­ią się bydź bliż­sze­mi Nie­bios!

Cho­ciaż Rzym wi­dzia­ny we­wnętrz­nie, stał się te­raz po­dob­nym do więk­szey czę­ści miast Eu­ro­pey­skich za­wsze ied­nak szcze­gól­ny za­cho­wał cha­rak­ter: żad­ne inne mia­sto nie­przed­sta­wia ta­kiey mie­sza­ni­ny Ar­chi­tek­tu­ry i zwa­lisk, po­cząw­szy od Pan­te­onu Agryp­py, aż do mu­rów go­tyc­kich Be­li­za­ra; od po­mni­ków prze­nie­sio­nych z Ale­xan­dryi… aż do ko­pu­ły wznie­sio­ney przez Mi­cha­ła Anio­ła. –

Pięk­ność iego ko­biet, iest dru­gim od­zna­cza­ią­cym ry­sem: ich ki­bić i chód przy­po­mi­nam Kle­lie i Kor­ne­lie; zda­ie się ia­ko­by sta­ro­żyt­ne po­sa­gi Ju­no­ny lub Pal­la­dy, zstą­pi­ły ze swych pod­staw, i prze­cha­dza­ły się na oko­ło swych świą­tyń.

Twa­rze Rzy­mian za­cho­wa­ły iesz­cze te cha­rak­te­ry­stycz­ne rysy i ko­lor na­wet, któ­ren ma­la­rze zo­wią ko­lo­rem hi­sto­rycz­nym. I nie dziw, ie z tych łu­dzi któ­rych nad­dzia­dy wła­da­li świa­tem, Ra­fa­ela i Do­mi­ni­ke­ny bra­li wzo­ry do swych ob­ra­zów.

Dru­gą szcze­gól­no­ścią Rzy­mu są za­przę­gi wiel­kich wo­łów, z nie­zmier­ne­mi ro­ga­mi, któ­re na­po­ty­ka­ią się le­żą­ce pod obe­li­ska­mi Egip­skie­mi, w po­śród zwa­lisk daw­ne­go Fo­rum, lub pod bra­ma­mi try­um­fal – nemi, pod któ­re­mi nie­gdyś prze­cho­dzi­ły, naj­czyst­szą skro­pio­ne wodą, i ozdob­ne wień­ca­mi z kwia­tów, wio­dąc zwy­cięz­ców Rzym­skich do tego Ka­pi­to­lium, któ­re Cy­ce­ro zo­wie radą pu­blicz­ną świa­ta:

Ro­ma­nos ad tem­pla Deum du­ce­re triom­phos. –

Do zwy­czay­ne­ga zgieł­ku miast, mię­sza się tu­tay szum wody, któ­ren ze wszyst­kich stron sły­chać, iak gdy­byś się znay­do­wał przy zrzo­dłach Blan­du­zyi lub Ege­ryi. Z wierz­choł­ka pa­gór­ków za­mknię­tych w ob­wo­dzie Rzy­mu, albo przy koń­cu nie­któ­rych ulic, uka­zu­ią się pola w od­da­le­niu, co nie­zmier­nie ma­lar­skim spo­so­bem łą­czy mia­sto ze wsią. W zi­mie da­chy do­mów po­kry­te są tra­wą, na­kształt sta­rych sło­mia­nych strzech na­szych wie­śnia­ków. Wszyst­kie te oko­licz­no­ści nada­ią. Rzy­mo­wi coś wie­śnia­cze­go, i przy­po­mi­na­ią iż pierw­si iego Dyk­ta­to­ro­wie wie­dli pług, iż wi­nien byt pa­no­wa­nie nad świa­tem rol­ni­kom, i że nay­więk­szy z iego Po­etów nie­wsty­dził się na­uczać dzie­ci Ro­mu­lu­sa sztu­ki He­sy­io­da:

Ascrau­mque cano ro­ma­na per op­pi­da car­men.

Co do Ty­bru któ­ren to wiel­kie ob­le­wa mia­sto i dzie­li iego sła­wę, prze­zna­cze­nie iego iest zu­peł­nie dzi­wacz­nem. Prze­pły­wa ied­nym za­ką­tem Rzy­mu, iak gdy­by go wca­le nie­by­ło; nie ra­czą nań rzu­cić okiem, nie­wspo­mi­na­ią o nim nig­dy, nie­piią iego wód: ucie­ka on nie­znacz­nie po­mię­dzy li­che­mi do­ma­mi, i bie­gnie po­grą­żyć się W mo­rzu, wsty­dząc się na­zwi­ska Te­we­ru.

Trze­ba ci te­raz ko­cha­ny przy­ia­cie­lu, po­wie­dzieć choć coś­kol­wiek o tych mno­gich zwa­li­skach, o któ­rych ty­łeś mi mó­wić za­le­ca!; wi­dzia­łem ie wszyst­kie w szcze­gól­no­ści bądź w Rzy­mie, bądź w Ne­apo­lu; czu­iesz iż mu­szą przy­brać roz­ma­ite cha­rak­te­ry po­dług wspo­mień do nich przy­wią­za­nych. –

Pięk­ne­go wie­czo­ra w ostat­nich dniach Czerw­ca, po­sze­dłem usiąść w Ko­li­seum, na stop­niach oł­ta­rza po­świę­co­ne­go cier­pie­niom, na­mięt­no­ści. Za­cho­dzą­ce słoń­ce roz­le­wa­ło rze­ki zło­ta po tych wszyst­kich ga­le­riach ,. po któ­rych to­czył się nie­gdyś po­tok ludu; gdy tym­cza­sem, gru­be cie­nia wy­cho­dzi­ły z za­ło­mów ku­ry­ta­rzy, lub zwierz­choł­ka mu­rów spa­da­ły na zie­mię w sze­ro­kie czar­ne pasy. Po­mię­dzy zwa­li­ska­mi, ogród Pa­ła­cu Ce­za­ra uka­zy­wał się po pra­wey stro­nie; w po­środ­ku wzno­szą­ca się pal­ma, z da­wa­ła się bydź umiesz­czo­ną, na tych szcząt­kach dla ma­la­rzy i ry­mo­twór­ców, W miey­scu okrzy­ków ra­do­ści, któ­re nie­gdyś w tym am­fi­te­atrze wy­da­wa­li wi­dzę okrut­ni, pa­trząc na chrze­ścian roz­dzie­ra­nych od lwów i lam­par­tów, sły­chać było tyl­ko szcze­ka­nie psów pu­stel­ni­ka, któ­ren strze­że tych sa­mot­nych zwa­lisk. Lecz w chwi­li gdy słoń­ce za­pa­dło sra ho­ry­zont, wiel­ki dzwon wie­ży świę­te­go Pio­tra, roz­legł się w por­ty­kach Ko­li­ze­iu. Ten zwią­zek usta­no­wio­ny przez od­gło­sy re­li­gii­ne… po­mię­dzy dwo­ma naj­więk­sze­mi po­mni­ka­mi Rzy­mu po­gań­skie­go i Rzy­mu chrze­ściań­skie­go, moc­nym na­peł­nił mnie wzru­sze­niem; po­my­śla­łem iż ten gmach te­go­cze­sny rów­nież tak kie­dyś pad­nie iak i gmach sta­ro­żyt­ny; i że po­mni­ki na­stę­pu­ią po so­bie, iak lu­dzie któ­rzy ie wznie­śli; przy­po­mnia­łem so­bie iż ci sami Izra­eli­ci, któ­rzy w pierw­szey nie­wo­li pra­co­wa­li oko­ło gma­chów Egip­tu i Ba­bi­lo­nu, zbu­do­wa­li tak­że w swym ostat­niem roz­pro­sze­niu, ten gmach ol­brzy­mi; iż po­mnik w skle­pie­niach któ­re­go roz­le­gał się ten dzwon chrze­ściań­ski, byt dzie­le­ni Ce­sa­rza po­gań­skie­go, ozna­czo­ne­go przez pro­roc­twa na ostat­nie znisz­cze­nie Je­ro­zo­li­my. –

Nie sąż to móy przy­ia­cie­lu, dość wiel­kie przed­mio­ty roz­wa­ża­nia… któ­re ied­na wznie­ci­ła nru­ia, mia­sto w któ­rem po­dob­ne skut­ki co krok się wzna­wia­ią, nie iest że god­nem wi­dze­nia? –

Po­wró­ci­łem raz iesz­cze do Ko­li­seum, aże­by ie wi­dzieć w in­ney po­rze i w in­nym zu­peł­nie wi­do­ku. Przy­byw­szy zdzi­wi­łem się nie­sły­sząc szcze­ka­nia psów, któ­re uka­za­wa­ly się Zwy­czay­nie w wyż­szych ku­ty­ta­rzach Am­fi­te­atru, po­mię­dy zwa­li­ska­mi i ze­schłą tra­wa. Za­stu­ka­łem do drzwi pu­stel­ni, będn­cey w środ­ku ied­ney loży; nikt mi nie­od­po­wie­dział: Pu­stel­nik iuż nie­żył. Ostrość pory, smierć do­bre­go Pu­stel­ni­ka, wspo­mnie­nia świe­że i bo­le­sne, zwięk­szy­ły dla mnie po­sęp­ność tego miey­sca, tak da­le­ce, iż zda­ło mi się wi­dzieć ru­iny gma­chu, któ­re­mu kil­ka dni do­pie­ro; ia­kiem się dzi­wił w ca­łey iego świe­żo­ści. Tak o na­szey ni­co­ści każ­da nas chwi­la uwia­do­mią. Czło­wiek szu­ka ze­wnętrz­nie przy­czyn aby się o niey prze­ko­nać; idzie roz­my­ślać na szcząt­kach państw i po­mni­ków; nie­po­mnąc, iż sa­miest bar­dziey chwie­ią­cem się zwa­li­skiem, i że pier­wey iesz­cze pad­nie niż te roz­wa­li­ny. To czy­ni ieszcz­cze po­dob­niey­sze­in na­sze ży­cie do cie­nia snu, iż nie­mo­że­my na­wet mieć na­dziei żyć dłu­go w wspo­mnie­niu na­szych przy­ia­ciół. Ich ser­ce w któ­rem wy­rył się nasz ob­raz, nie ie­st­że iak przed­miot któ­re­go za­trzy­ma­ło rysy, py­łem, co się w krót­ce roz­pro­szy? Po­ka­zy­wa­no mi w Por­ti­ci sztu­kę z po­pio­łów We­zu­wius a, któ­ra za do­tknię­ciem w proch się roz­sy­pu­ie, i iesz­cze za­cho­wu­ie kształt nik­ną­cy co­dzien­nie, pier­si i ra­mie­nia mło­dey ko­bie­ty, za­grze­ba­nej pod zwa­li­ska­mi Pom­pe­ij; iest to ob­raz dość spra­wie­dli­wy, choć moie zbyt wie­le ma­ią­cy w so­bie próż­no­ści, śla­du, któ­ren pa­mięć na­sza zo­sta­wia w ser­cu ludz­kiem, któ­re iest tyl­ko po­pio­łem i pro­chem. (Job:)

Przed mym wy­iaz­dem do Ne­apo­lu, prze­pę­dzi­łem kil­ka dni sa­mot­nie w Ti­vo­li. Prze bie­giem oko­licz­ne zwa­li­ska, szcze­gól­niey Vil­le Ad­ria­na. Na­pad­nio­ny od desz­czu W po­śród mego bie­gu, schro­ni­łem się do Sal Ter­mów pod drze­wo fi­go­we, któ­re wzra­sta­iąc oba­li­ło ka­wał muru. W ma­łym ośmio­bocz­nym sa­lo­nie bę­dą­cym przedem­ną, dzi­ka wi­no­rośl prze­bi­ta skle­pie­nie gma­chu, i gru­by iey szczep, czer­wo­ny, krę­ty, i pra­wie bez­list­ny, piął się wzdłuż muru na­kształt węża.

W oko­ło, po­mię­dzy wa­lo­ra­mi ar­ka­da­mi, otwie­ra­ły się wi­do­ki na oko­li­ce Rzy­mu. Krze­wy bzu za­peł­nia­ły pu­ste sale; po­mię­dzy ich li­ściem, kil­ka sa­mot­nych ko­sów, schro­ni­ło się przed bu­rzą. Po ułom­kach mu­rów wiły się li­ście sko­lo­pan­dru, któ­rych po­ły­sku­ią­ca zie­lo­ność, ry­so­wa­ła się w kształ­cie mo­zay­ki na bia­ło­ści mar­mu­rów. Gdzie­nieg­dzie, wy­so­kie cy­pry­sy za­stę­po­wa­ły zwa­lo­ne ko­lum­ny w tyra gma­chu śmier­ci; dzi­ki Akant rosi pod ich pnia­mi na ułom­kach, iak gdy­by na­tu­ra mia­ła upodo­ba­nie, wzna­wiać na tych znisz­czo­nych ar­cy­dzie­łach ar­chi­tek­tu­ry, ozdo­bę ich prze­szli­by pięk­no­ści. Szczy­ty zwa­lisk, po­dob­ne były ko­szy­kom i bu­kie­tom zie­lo­no­ści; wiatr ko­ły­sał z lek­ka ich wil­got­ne uplo­ty, a ro­śli­ny schy­la­ły się pod desz­czom Nie­bios

Gdym się przy­pa­try­wał temu ob­ra­zo­wi, ty­sią­ce zmie­sza­nych my­śli ci­snę­ło się w mey du­szy: to dzi­wi­łem się, to nie­na­wi­dzi­łem wiel­ko­ści Rzym­skiey; raz my­śla­łem o cno­tach, dru­gi raz o wy­stęp­kach, tego Wład­cy świa­ta, któ­ren w swym ogro­dzie chciał zgro­ma­dzić ob­raz swe­go pań­stwa. Przy­po­mi­na­łem so­bie zda­rze­nia któ­re znisz­czy­ły tę pysz­ną Vil­lę; wi­dzia­łem ią ogo­ło­co­ną z swych nay­pysz­niey­szych ozdób przez na­stęp­cę Ad­ria­na; bar­ba­rzyń­ców prze­cho­dzą­cych przez nią na­kształt nisz­czą­cey bu­rzy; roz­kła­da­ią­cych tu nie­kie­dy swe obo­zy, i w tych po­mni­kach któ­re na wpół znisz­czy­li, wień­czą­cych dla swóy obro­ny, gma­chy Grec­kie i To­skań­skie basz­tem Go­tyc­kim.

Na­ko­niec za­kon­ni­cy Chrze­ściań­scy, wra­ca­iąc cy­wi­li­za­cij tym miey­scom, za­sa­dza­li la­to­rośl win­na, i wie­dli pług w świą­ty­ni Sto­ików i sa­lach Aka­de­mii (1) – W krót­ce po­wsta­wał wiek sztuk pięk­nych, i nowi Wład­cy do­koń­cza­li nisz­czyć co po­zo­sta­ło 'z tego gma­chu, aby wy­na­leść ia­kie ar­cy­dzie­ła sztu­ki. Po tych roz­licz­nych my­śli, mię­szał się głos we­wnętrz­ny, któ­ren mi po­wta­rzał to, co sto­krot­nie iuź pi­sa­no o próż­no­ściach ludz­kich.

Pod­wó­y­na na­wet próż­ność znay­du­ie się w po­mni­kach Vii­li Ad­ria­na, iak wia­do­mo byty one tyl­ko na­śla­do­wa­niem in­nych po­mni­ków, roz­pro­szo­nych w pro­win­cy­ach pań­stwa Rzym­skie­go: praw­dzi­wa świą­ty­nia – (1) Po­mni­ki tey Vil­li.

Se­ra­pi­sa W Ale­xan­dryi, praw­dzi­wa Aka­de­mia w Ate­nach nie ist­nie­ią iuż daw­ne; na­śla­do­wa­nia więc Ad­r­ja­na są iuź te­raz tyl­ko zwa­li­ska­mi zwa­lisk.

Trze­ba by opi­sać ci tak­że ko­cha­ny przy­ia­cie­lu, świą­ty­nię Sy­bil­li Ti­vel­skiey i pięk­ną świą­ty­nię We­sty za­wie­szo­ną po­nad wo­do­spa­dem: lecz bra­ku­ie mi cza­su. Ża­łu­ię iż nie­mo­gę ci od­ma­lo­wać tego wo­do­spa­du, któ­ren sta­wił Ho­ra­cy, po­wab­ny śpie­wak sztu­ki ry­mo­twór­czey; lecz w dość smut­ney wi­dzia­łem go po­rze, i sam zbyt we­so­ły nie­by­łem. Wię­cey ci po­wiem, na­przy­krzo­pym zdał mi się bydź ten szu­ter wód, któ­ren tyle razy za­chwy­cał mnie w la­sach Ame­ry­kań­skich. Przy­po­mi­nam so­bie iesz­cze z iaką ro­sko­szą w nocy, w po­śród pu­styń, gdy iuź ga­snąć za­czy­na­ło moie ogni­sko,. gdy móy prze­wod­nik głę­bo­ko byt uśpio­nym, a ko­nie pa­sły się w bli­sko­ści, przy­po­mi­nam so­bie z iaką ro­sko­szą słu­cha­łem me­lo­dyi wód i wia­trów szu­mią­cych w głę­bi la­sów. Ten szum, cza­sem moc­niej­szy, nie­kie­dy słab­szy, zwięk­sza­iąc i zmniey­sza­iąc się co chwi­la, przey­mo­wał mnie ia­ko­wymś urocz­nem drze­niem; każ­de drze­wo było dla mnie nie­ia­ko lut­nia, z któ­rey wia­try za­chwy­ca­ią­ce wy­do­by­wa­ły dźwię­ki.

Dzi­siay spo­strze­gam iż mniey ie­stem tkli­wym na te wdzię­ki na­tu­ry, i wąt­pię na­wet iżby Ka­ta­rak­ta Nia­ga­ry tyle co nie­gdyś Wzbu­dzi­ła we mnie po­dzi­wia­nia. W pierw­szey mło­do­ści na­szey, nie­ma na­tu­ra, wie­le nam rze­czy po­wia­da, gdyż ser­ce iest W ów­czas prze­pel­nio­nem; cala przy­szłość iest przed nami, i ty­sią­cem kar­mie­mi się oma­mień. Lecz w wie­ku doj­rzal­szym, gdy zni­ka wi­dok któ­ren mie­li­śmy przed sobą, gdy oczy są od­cza­ro­wa­ne na mnó­stwo ułu­dzeń, w tedy sa­mot­na na­tu­ra sta­ie się zim­niey­szą mniey mó­wią­cą: les jar­dins par­lent peu (La­fon­ta­ine) Po­trze­ba, aby nas iesz­cze za­iąć mo­gła na­tu­ra, żeby łą­czy­ły się z nią wspo­mnie­nia osób, gdyż mniey iuż sami so­bie wy­star­cza­my; zu­peł­na sa­mot­ność iuż nam nie­zno­śna; i po­trze­bu­je­my iuż tych roz­mów któ­re ci­chym gło­sem o wie­czor­ney po­rze zay­mu­ią przy­ia­ciół (Ho­ra­cy).

Nie­opu­ści­łem Ti­vo­li, nie­zwie­dziw­szy dom­ku Ho­ra­ce­go. Le­żał na prze­ciw Vil­li Me­ce­na­sa. Tam­to miły śpie­wak Li­dyi ofia­ro­wał flo­ri­bus et vino ge­nium me­mo­rem bre­vis aevi (1) Miesz­ka­nie to pu­stel­ni­cze du­żem bydź nie­mo­gło, gdyż iest po­ło­żo­ne na sa­mym wierz­chu pa­gór­ka; lecz wi­dać ii było przy­jem­nem schro­nie­niem, i że wszyst­ko choć małe było w niem ied­nak do­god­ne. Z sadu któ­ren byt przed do­mem, oko obej­mo­wa­ło nie­zmier­nie ob­szer­ny oko­li­ce: praw­dzi­wa ustroń Po­ety, któ­ren na ma­łem prze­sta­ie, a uży­wa mocą swey wy­obraź­ni wszyst­kie­go co do nie­go nie na­le­ży: spa­tio bre­vi spem lon­gam re­se­ces (2) Ła­two iest bydź fi­lo­zo­fem iak byt Ho­ra­cy: miał dom w Rzy­mie, dwa domy wiej­skie, ie­den w Uty­ce, dru­gi W Ti­vo­li; pił z przy­ia­cioł­mi wino z cza­sów Kon­su­la­tu Tul­lu­sa; stół iego był okry­ty – (1) "Kwia­ty i wino, Ge­niu­szo­wi przy­po­mi­na­ią­ce… mu nam krót­kość ży­cia:"

(2) "W szczu­płym ob­wo­dzie, dłu­gie za­my­ka na­dzie­ie."

Sre­brem: mo­wił po­ufa­le nay­pierw­sze­mu Mi­ni­stro­wi Wład­cy świa­ta: "Nie czu­ię; po­trzeb ubó­stwa, a ie­śli­bym cze­go wie­cey źą­dał, Me­ce­no, nie­odmó­wił­byś mi za­pew­ne. " – W ta­kie opły­wa­iac do­stat­ki, moż­na śpie­wać Mi­łość, wień­czyć się krót­ko trwa­łe­mi li­lia­mi, mó­wie o śmier­ci trzy­ma­iąc w ręku pu­char Fa­ler­nu… i na wiatr pusz­czać swo­ie zmar­twie­nia.

Uwa­ża­łem, że Ho­ra­cy, Wir­gliusz, Ti­bul, Li­wiusz, po­mar­li wszy­scy przed Au­gu­stem, któ­re­go los iest po­dob­ny w tym wzglę­dzie, do losu Lu­dwi­ka Czter­na­ste­go: wiel­ki ten mo­nar­cha prze­żył co­kol­wiek swóy wiek, i ostat­ni legł w gro­bie; iak gdy­by chciał się za­pew­nić iż nic iuż po nim nie­po­zo­sta­wa­ło.

Obo­ięt­nie ci pew­no bę­dzie, wie­dzieć iż dom Ka­tu­la po­ło­żo­nym iest w Ti­vo­li, po nad miesz­ka­niem Ho­ra­ce­go, i że słu­ży te­raz za schro­nie­nie kil­ku za­kon­ni­kom Chrze­ściań­skim; lecz zda ci się pew­nie dość god­nym uwa­gi, iż Ariost przy­szedł ukła­dać swe bay­ki ko­micz­ne (Bo­ile­au) w tem sa­mem miey­sca, w któ­rem Ho­ra­cy drwił z lu­dzi i ży­cia. Z za­dzi­wie­niem py­ta­my się sami sie­bie, ia­kim spo­so­bem śpie­wak Ro­lan­da, schro­nio­ny u Kar­dy­na­ła d'Est w Ti­vo­li, mogł po­świe­cić swe bo­skie sza­leń­stwa Fran­cyi, i Fran­cyi na wpół iesz­cze bar­ba­rzyń­skiej, gdy miał przed sobą su­ro­we po­mni­ki i wiel­kie wspo­mnie­nia ludu po­waż­ne­go i nay­bar­dziey ucy­wi­lo­zo­wa­ne­go na zie­mia

Vil­la d'Est iest ie­dy­ną no­wo­żyt­ną Vil­lą, któ­ra mię za­ię­ta wpo­śród zwa­lisk tylu gma­chów Ce­za­rów i Kon­su­lów. – Sław­ny ten dom Fer­ra­ry, rzad­kiem szczę­ściem gło­szo­nym byt przez dwóch nay­sław­niey­szych ów­cze­snych Ry­mo­twór­ców i nay­pięk­niey­szych Ge­niu­szów Włoch te­raź­niey­szych:

Pin­cia­vi ge­ne­ro­sa Er­co­lea pro­le,

Or­na­men­to e splen­dor del seco no­stro

Ip­po­li­lo: etc:

Jest to głos czło­wie­ka szczę­śli­we­go… któ­ren skła­da dzię­ki moż­ne­mu do­mo­wi, od któ­re­go od­bie­ra ła­ski, i któ­re­go sa­miest ro­sko­szą. Tas­so bar­dziey roz­rzew­nia­ią­cy, daie sły­szeć w swey ode­zwie sło­wa wdzięcz­no­ści wiel­kie­go czło­wie­ka w nie­szczę­ściu:

Tu, ma­gna­ni­mo Al­fon­so, in qual ri­to­gli etc

Wspie­rać wy­gna­ne ta­len­ta, iest to szla­chet­nie za­ży­wać wła­dzy. Ariost i Hip­po­lit d'Est zo­sta­wi­li w do­li­nach Ti­vo­li, wspo­mnie­nie, któ­re wdzię­kiem nie­ustę­pu­ie wspo­mnie­niu Ho­ra­ce­go i Me­ce­na­ija. Lecz cóż się sta­ło z temi co wspie­ra­li i co byli wspie­ra­ny­mi? W chwi­li w któ­rey pi­szę, zga­sła ro­dzi­na d'Es­tów, ich Vil­la zmie­nia się w zwa­li­ska iak Vil­la ulu­bień­ca Au­gu­sta: Oto dzie­ie wszyst­kich rze­czy i wszyst­kich lu­dzi:

Li­nqu­en­da tel­lus, et do­mus, et pla­cem

Uxor. (1)
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: