Wspomnienia ze świata, którego już nie ma - ebook
Wspomnienia ze świata, którego już nie ma - ebook
Zbiór wspomnień Fun welt wos iz niszto mer [O świecie, którego już nie ma] rozpoczyna koronacja cara Mikołaja II, która miała miejsce w maju 1896 roku; mały Singer miał wtedy niespełna trzy lata. Końcowe rozdziały książki to przełom lat 1906 i 1907, kiedy rodzina trzynastoletniego Izraela podejmuje decyzję o przeprowadzce do Radzymina. Historie opowiedziane przez pisarza dotyczą głównie Leoncina oraz Biłgoraja, czyli terenów ówczesnego Królestwa Polskiego, będącego od 1832 roku częścią Imperium Rosyjskiego; pokazują zderzenie żydowskiej tożsamości chasydzkiej z trendami tradycyjnej ortodoksji oraz z rewolucją obyczajową początku XX wieku. W serii ukazały się: Ludwig Kalisch, Obrazki z moich lat chłopięcych Jecheskiel Kotik, Moje wspomnienia, TOM I Najstarsze pamiętniki Żydów krakowskich: Meir ben Jechiel Kadosz z Brodu, Zwój pana Meira, Jom Tow Lipmann Heller, Zwój nienawiści Jecheskiel Kotik, Moje wspomnienia, TOM II Estera Rachela Kamińska, Boso przez ciernie i kwiaty. Memuary „matki teatru żydowskiego” Mordechaj Aron Gincburg, Awiezer. Wyznania maskila Beniamin R., „Płonęli gniewem”. Autobiografia młodego Żyda Rachela Fajgenberg, Dziewczęce lata. Młodość w poleskim sztetlu Kadia Mołodowska, Spadek po pradziadku. Opowieść Natan Sternharz, Dni Natana Josef R. Ehrlich, Droga mojego życia. Wspomnienia byłego chasyda Mendele Mojcher Sforim, Szlojme od reb Chaima Adele von Mises, Ciotka Adela opowiada… Icchok Lejbusz Perec, Mogliste lata dzieciństwa. Wspomnienia z Zamościa Malka Lee, Oczami dziecka Abraham ber Gottlober, Wspomnienia z moich lat młodzieńczych Jaakow ha-Lewi Lewin, Wspomnienia z dni polskiego buntu, 1830–1831
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-23101-9 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MONIKA POLIT
AUTOR I JEGO TEKST
Urodziłem się 30 listopada 1893 roku w Biłgoraju, w guberni lubelskiej. Kiedy miałem trzy lata, mego ojca przyjęto na stanowisko rabina w miasteczku Leoncin, w którym przepędziliśmy jakiś czas, a potem przenieśliśmy się do Warszawy, gdzie ojciec dostał posadę mojre-hojroe. Do siedemnastego roku życia uczyłem się w jesziwach i besmedreszach Gemory z Toseftą, Jojre deje i midraszy, a jednocześnie czytałem hebrajskie i żydowskie świeckie książki. Jako siedemnastolatek zacząłem odchodzić od tamtego świata. Imałem się rysowania, pracowałem jako szwacz, nająłem się do biura, wszystko na czarno. W 1915 roku napisałem kilka chasydzkich powiastek, ale zarzuciłem ten gatunek i wziąłem się do tworzenia opowiadań. W tamtym czasie opublikowałem też humoreskę w „Warszewer Tageblat”. Pracowałem wówczas jako korektor i tłumacz oraz pokątnie podejmowałem się innych prac.
Po wybuchu rewolucji pojechałem do Kijowa i drukowałem tam w „Naje Cajt”, „Baginen”, „Ojfgang”, byłem też prasowym pracownikiem technicznym. W 1920 roku przeniosłem się do Moskwy, a pod koniec 1921 wróciłem do Warszawy. W 1922 roku w warszawskim wydawnictwie Kultur Lige ukazała się Erd-wej i zbiór opowiadań Perl .
Teraz wychodzi u Kleckina drugi tom moich opowiadań Ojf fremder erd , prawie osiemnaście arkuszy. Poza literaturą zajmuję się żurnalistyką.
Tę autobiograficzną notkę Izrael Jehoszua Singer przesłał w odpowiedzi na wystosowany przez Zalmena Rejzena apel do przedstawicieli żydowskich środowisk twórczych o stworzenie kompendium ówczesnej literackiej kultury jidysz. Na podstawie otrzymanych materiałów Rejzen, wybitny filolog i historyk, współtwórca JIWO (Jidiszer Wisnszaftlecher Institut), stworzył Leksikon fun der jidiszer literatur, prese un filologie , który mimo upływu dziesiątków lat pozostaje podstawowym źródłem informacji dla badaczy historii kultury jidysz. Hasło poświęcone Singerowi zn alazło się w drugim tomie wydrukowanym w 1926 roku. Z treści biogramu wynika, że redaktor, znany zresztą z akrybii, nie poprzestał na lakonicznym świadectwie autora i poszerzył je o kilka ważnych wątków. Jednym z nich była informacja o dołączeniu Singera, choć osobiście stroniącego od radykalnego literackiego eksperymentu i niechętnego nowoczesnej twórczości zwanej przez niego „terytorium grafomanów”, do awangardowej warszawskiej grupy „Chaliastre” i objęciu, wespół z przyjacielem z rosyjskich czasów Perecem Markiszem, kierownictwa literackiego almanachu grupy. W pierwszym numerze tego pisma ukazało się opowiadanie Singera pt. In der fincter , utrzymane, jakby na przekór buńczucznemu witalizmowi „Chaliastre”, w mroczno-pesymistycznej poetyce. Jednak to nie druk na łamach tego słynnego awangardowego tytułu okazał się przepustką do międzynarodowej pisarskiej kariery. Krótko przed powstaniem almanachu awangardzistów, pod koniec 1921 roku, w czasopiśmie „Ringen” , redagowanym wówczas przez Michała Weicherta i Altera Kacyznego, a pomyślanym przez nich jako forum dla twórców różnych proweniencji i stylów literackich, Singer opublikował opowiadanie Perl. Choć opowieść o chorym na płuca jubilerze Szpilrejnie, napisana jeszcze w Kijowie w 1920 roku, a w porewolucyjnej Rosji odrzucona jako burżuazyjna w treści i przez to „nienadająca się do druku” (określenie Mojszego Litwakowa, którego kilka lat później autor ironicznie nazwał „nowym żydowskim bogiem, władcą kultury żydowskiej w Rosji”), nie wywołała większego zainteresowania ani czytelników „Ringen”, ani krytyków literatury, uwagę na nią zwrócił zaś człowiek, o którym bez wahania można powiedzieć, że był prawdziwym odkrywcą talentu Singera, a wkrótce stał się też patronem jego kolejnych pisarskich poczynań.
Mowa o Abrahamie Cahanie, urodzonym na Wileńszczyźnie pisarzu, publicyście, żydowskim działaczu socjalistycznym i inicjatorze żydowskiego ruchu związkowego, jednej z najważniejszych postaci amerykańskiej diaspory. W 1897 roku wraz z kilkoma wspólnikami założył on w Nowym Jorku dziennik „Forwerts”, a w 1901 roku został jego redaktorem naczelnym, które to stanowisko piastował przez blisko pół wieku. Gazeta, ukazująca się – co prawda w bardzo okrojonej formie – do dzisiaj, stanowiła podówczas najważniejsze forum literackie i społeczne Żydów mieszkających w Ameryce, jednocześnie poświęcając sporo miejsca sprawom społeczności żydowskiej w Polsce i innych krajach Europy.
1. Autobiograficzna nota Izraela Jehoszuy Singera
W grudniu 1922 roku Cahan opublikował w kierowanym przez siebie dzienniku notę recenzyjną zatytułowaną wymownie A najer jidiszer talant in Pojl. „Perl” I.J. Singer in dem warszawer literariszn żurnal „Ringen” , a niecały miesiąc później nie tylko przedrukował opowiadanie, ale też zamieścił obszerną analizę krytyczną debiutanckiego zbioru Singera, który ukazał się w Warszawie i również nosił tytuł Perły. Całą mocą swego redaktorskiego autorytetu Cahan stwierdzał: „Żydowski beletrysta jeszcze całkiem młody człowiek, nie mający nawet trzydziestki ma jeszcze dużo czasu, by się kształtować; a kiedy jego literacki rozwój osiągnie odpowiedni poziom, winien się stać bardzo ważną siłą twórczą. To zaś, że jest najwybitniejszym w ostatniej dekadzie debiutantem na niwie żydowskiej literatury, jest rzeczą bezdyskusyjną”.
Wkrótce po ukazaniu się na łamach nowojorskiego dziennika recenzji opowiadania o jubilerze Szpilrejnie, Singer wysłał do Cahana list, w którym oprócz wyrazów wdzięczności umieścił następujący akapit: „Wiedząc, że wspominał Pan moim przyjaciołom w Nowym Jorku o szkicach do poszerzonego niedzielnego ilustrowanego wydania «Forwertsa», załączam tekst pod tytułem Ojf fremder erd, stanowiący obraz współczesnej Rosji, gdzie przebywałem przez całą rewolucję, aż do ubiegłego roku. Teraz mieszkam w Warszawie, w moim rodzinnym mieście. Prócz dłuższych opowiadań tworzę szkice i mniejsze nowele. Bardzo cieszyłoby mnie, gdyby w Pańskiej szacownej gazecie znalazło się miejsce dla moich prac literackich”.
Miejsce znalazło się bardzo szybko, a list, z którego pochodzi ów cytat, należy uznać za początek ponad dwudziestoletniej współpracy i serdecznej znajomości pisarza i redaktora, które do chwili osiedlenia się Singera w Stanach Zjednoczonych rozwijały się korespondencyjnie. Choć z ich epistolografii zachowały się przede wszystkim listy słane do Nowego Jorku, są one tak sążniste i szczegółowe, że pozwalają na prześledzenie zawodowych i osobistych losów pisarza.
2. Portret Izraela Jehoszuy Singera z lat studiów w jesziwie, 1910 r.
Wiadomo z nich na przykład, że w 1924 roku za kolumnę korespondencji „Forwerts” płacił mu osiem, a za stronę opowiadania dziesięć dolarów. Mimo że dzięki tym zarobkom był w lepszej sytuacji materialnej niż wielu innych żyjących w Polsce żydowskich literatów, nie stać go było na osiedlenie się w Warszawie. Wraz z żoną Gienią Kuper oraz dwoma synami, Jaszą i Joslem, mieszkał w Otwocku w zawilgoconym domu, przez co nabawił się rwy kulszowej. Ostre bóle udawało się złagodzić tylko zabiegami prądem elektrycznym, na które pacjent musiał codziennie jeździć kolejką do Warszawy. Wyczerpywało go to i frustrowało, ponieważ tracił czas potrzebny na pisanie, które było dla niego żmudną, cyzelatorską robotą: „Z natury ciężko mi się tworzy (to znaczy, przerabiam rzecz kilka razy), trwa to” – zwierzał się Abrahamowi Liesinowi, redaktorowi nowojorskiego miesięcznika „Cukunft”. W końcu choroba i złe warunki mieszkaniowe doprowadziły go do takiej desperacji, że zwrócił się do Cahana o długoterminową pożyczkę z funduszu „Forwertsa”, której raty miały być potrącane z honorariów za publikacje na łamach gazety. Redaktor przychylił się do tej prośby i po kilku miesiącach poszukiwań pisarz donosił: „Nareszcie mam trzy pokoje z kuchnią, wprawdzie na trzecim piętrze bez windy, ale nic to. Tylko Panu to zawdzięczam. Gdyby nie wyświadczył mi Pan tej wielkiej przysługi, gdyby nie pożyczka, nigdy bym do własnego lokum nie doszedł. Trafiłem na dobry moment, bo Żydzi wyjeżdżają do Palestyny, i za lokal zapłaciłem siedemset dolarów, a nie ich dwukrotność, której wcześniej żądano”.
Zaciągnięty w „Forwertsie” kredyt na mieszkanie przy eleganckiej ulicy Leszno i konieczność utrzymania rodziny wymagały od Singera zwielokrotnienia twórczych wysiłków. Wprawdzie pisywał do wielu gazet i periodyków, a nawet został współredaktorem słynnego tygodnika „Literarisze Bleter”, ale to honoraria w twardej amerykańskiej walucie zapewniały mu finansową stabilizację. Dlatego też jesienią 1924 roku bez większego wahania przyjął propozycję Cahana, aby objechać Galicję i wrażenia ze swojej podróży opublikować w odcinkach na łamach nowojorskiej gazety. Cahan wyznaczył mu ten kierunek, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom rzesz swoich czytelników, z dawna osiadłych w Ameryce żydowskich emigrantów, którzy tym chętniej czytali relacje z Polski i innych krajów środkowoeuropejskiego Jidyszlandu, im bliższe były one wizji di alte hejm jako sentymentalnej krainy starych tradycji, trwałego obyczaju i niesłabnącej wiary. Galicja, słynąca z rozwielmożnionych cadyckich dworów i skupionych wokół nich mas chasydzkich, była zatem doskonałym terenem dla dziennikarskiej ekspedycji podjętej tropem nostalgii. Singer, obiecując, że akuratnie wywiąże się z powierzonego zadania, powoływał się na swoje znakomite pochodzenie i staranną edukację religijną: „Sam jestem uczonym Żydem, synem rabina i wiem, jak rozmawiać z galicyjskimi świątobliwymi. Wszystko będzie, jak to mówicie w Ameryce, all right”.
Z podróży wrócił zmęczony, niezdrów i z pustkami w kieszeniach, ponieważ notorycznie opieszała – nie tylko w kwestii regulowania jego rachunków – buchalteria „Forwertsa” nie przesłała mu pieniędzy na pokrycie kosztów wyprawy.
Na przełomie 1926 i 1927 roku redaktor Cahan wysłał Singera z kolejną reporterską misją, tym razem do Rosji Radzieckiej, nie po to jednak, aby szukał tam żydowskich reliktów przeszłości, ale by zrelacjonował ciekawym, a jednocześnie sceptycznym wobec komunizmu obywatelom zachodniego świata, jak się żyje w sowieckim państwie Nowego Ekonomicznego Ładu. Pod koniec października 1926 roku, po dłuższych staraniach o wizę, Singer przekroczył granice Rosji. Przemierzając ten wielki kraj, przyglądał się zmianom, jakie zaszły w nim od chwili krwawego przewrotu i wojny domowej, których to wydarzeń pisarz był ongiś świadkiem. Efektem podróży było kilkadziesiąt reportaży, drukowanych co tydzień w odcinkach na łamach „Forwertsa”, a w 1928 roku wydanych w formie zbioru Naj Rusland . Ów tytuł wiązał się ściśle z uczuciem, które towarzyszyło Singerowi przez całą podróż, a zawierało się w jednym krótkim zdaniu: „Ich hob Rusland niszt derkent” . Odnosiło się ono nie tylko do zaobserwowanych niepokojących przemian społeczno-politycznych, ale – być może przede wszystkim – do uświadomienia sobie własnego wyobcowania i samotności wśród ludzi, którzy ledwo kilka lat wcześniej byli jego bliskimi kolegami po piórze i z którymi wciąż łączyć go mogły ideowe przekonania, gdyż, jak stwierdził Gennady Estraikh, w latach dwudziestych Singer nie był jeszcze zażartym antykomunistą i nadal żywił sympatie dla robotniczego ruchu rewolucyjnego. Owe sympatie wyczuć można również w samych reportażach, w których robotnik, jako człowiek czynny i żywotny, jest zazwyczaj przeciwstawiany bezwolnemu i strupieszałemu aparatczykowi. Już po powrocie z sowieckiej podróży Singer, nie mogąc się otrząsnąć z wrażenia, jakie wywarło na nim spotkanie zastraszonych i podporządkowanych bolszewickim dyrektywom literatów, napisał w liście do Cahana: „patrzono na mnie jak na wroga. Litwakow, mój znajomy, nawet nie podał mi ręki, ja jemu też nie, jedynie skinęliśmy sobie głową”.
Tuż przed wyjazdem do Sowietów Singer przesłał Cahanowi swoją pierwszą powieść Sztol un ajzn , nad którą pracował co najmniej cztery lata. Redaktor rzecz przyjął i wydrukował w odcinkach na łamach „Forwertsa”. Ku rozżaleniu autora rodzima krytyka uznała jego debiut, osadzony w Polsce, w realiach niemieckiej okupacji z czasów pierwszej wojny światowej oraz w rewolucyjnej Rosji, za słaby zarówno fabularnie, jak i konstrukcyjnie. W dodatku książkę zaatakowały warszawskie środowiska lewicowe, dopatrując się w niej, nie bez przyczyny zresztą, bezpardonowej krytyki idei socjalizmu, która wcielona w życie staje się groźną karykaturą samej siebie. Na domiar złego w styczniu 1928 roku komunistyczna gazeta „Frajhajt”, do której w Polsce dołączyło nobliwe czasopismo „Bicher Welt”, a w Nowym Jorku uznawany za inteligencką trybunę „Der Tog”, oskarżyła Singera o karierowiczostwo i pisanie szundu, czyli produkcję literackiej szmiry dla zarobku, i cykliczne publikowanie jej na łamach „Forwertsa”. Prawdą jest, że ukrywając się pod pseudonimem G. Kuper, Singer opisał dziesiątki pitawalowych i obyczajowych historii, przede wszystkim z życia religijnych Żydów – historii uciesznych i często frywolnych, takich jak Chasidim chapn cu sliches di rebecn mitn gabe in rebns szlofcimer , ale jak sam argumentował, nie był ani jedynym, ani też najczęściej uprawiającym szund żydowskim pisarzem. Na pewno daleko mu było do tak notorycznych wytwórców szmiry jak Jehoszua Perle czy Izrael Rabon.
Po kilku miesiącach wyczerpującej walki na słowa Singer obwieścił na łamach warszawskiej „Folkscajtung” koniec swojej pisarskiej kariery. Od tej pory zamierzał pracować wyłącznie jako dziennikarz. W jego anonsie nie wybrzmiały ani osobisty żal spowodowany krytyką książki, ani rozgoryczenie wywołane oskarżeniami o psucie literackiego smaku. Chłodno, niemal wyniośle informował natomiast, że świadom wysokiej próby swego pisarstwa, którego nie są w stanie oszacować zawistne beztalencia, zrywa z beletrystyką, odstręczony od niej zarówno pełną animozji atmosferą panującą wśród żydowskich twórców, jak i uwłaczającymi warunkami finansowymi pracy, a także mizerną kondycją samej literatury jidysz.
Upust żywszym emocjom dał w liście do Cahana, gorąco namawiającego go do powrotu na niwę literacką. Singer nie mógł się pogodzić ani z ostracyzmem „partyjniaków, grafomanów i oszustów”, których królestwem stała się literatura jidysz, ani z niechęcią okazywaną mu publicznie przez czytelników. Pisał między innymi: „Udając się na letnie mieszkanie, spotkałem grupkę młodzieży, która krzyczała za mną «gniotorób», «sprzedawczyk» itp.”. Dotknięty do żywego podłością oskarżeń i niewdzięcznością publiki wyznał redaktorowi, że nie jest już zdolny tworzyć w jidysz, gdyż „aby pisać, trzeba mieć w sobie żar, określać się wobec czegoś, odczuwać bodźce. Tymczasem w moim sercu panuje chłód. Pan jako pisarz to zrozumie. Ja, dla którego jidysz był przedmiotem kultu, teraz względem tak zwanej żydowskiej świeckiej kultury nie czuję nic”.
Desperacko odrzucając jidysz jako materię twórczą, rozważał pisanie po niemiecku, choć język ten znał słabo i tylko z lektur. Twierdził przy tym, że nie ustępuje talentem drukującemu w tym języku Stefanowi Zweigowi i podobnie jak ów żydowski pisarz mógłby zrobić wrażenie w świecie literatury. Co ciekawe, o polszczyźnie, z której tłumaczył oraz którą władał w mowie, wyraził się jako o obcym sobie świecie.
Ostatecznie pozostał pisarzem języka jidysz, a jego powrót na łono rodzimej literatury – powieść Josze Kalb, drukowana w odcinkach na łamach „Forwertsa” w 1932 roku, okazała się wielkim sukcesem literackim, niemal natychmiast przeniesionym przez słynnego aktora i reżysera Maurice’a Szwartza na deski jego nowojorskiego teatru Yiddish Art Theatre, gdzie święciła wielkie tryumfy. Powieściowy Josze Kalb, postać zapożyczona z domowych opowieści reb Pinchesa Zyngiera, ojca pisarza, posłużyła autorowi jako przewodnik po pełnym zepsucia, grzechu i perfidii świecie chasydów. Krytyczny wizerunek tradycyjnej żydowskiej pobożności, kreślony z typowym dla autora naturalistycznym zacięciem, spotkał się z uznaniem, a nawet zachwytem recenzentów, choć byli też tacy, którzy potraktowali książkę jako umyślne wykoślawienie obrazu religijnej wspólnoty.
Powrót do tworzenia w jidysz zawdzięczał Singer Cahanowi, który i tym razem okazał się jego dobrym duchem. W liście z lata 1932 roku, dziękując redaktorowi za nieustające wsparcie, pisał: „Pan i czytelnicy «Forwertsa» i podobnych gazet przywrócili mi wiarę w pisanie nim jednak zasiądę na dobre do pracy, muszę dużo przemyśleć i przygotować, by siebie i Państwa nie narazić na kompromitację”.
Kolejne jego powieści udowodniły, że pisarski fach traktował bardzo poważnie. Szybko stał się jednym z najbardziej cenionych i rozpoznawanych, również poza żydowskim światem literackim, jidyszowych pisarzy swojego czasu. Od kiedy w 1934 roku, znów przy wsparciu Cahana, osiadł na stałe w Nowym Jorku, znacznie więcej czasu poświęcał twórczości beletrystycznej. Przez dziesięć lat, które przeżył w USA, zdołał opublikować dwie sagi: Di brider Aszkenazi i Di miszpoche Karnowski . Zarówno pierwsza z nich, uznawana za polemikę z Reymontowską Ziemią obiecaną, jak i druga stanowią studium świata i rodziny żydowskiej w rozpadzie, w procesie kulturowego i religijnego wykorzenienia prowadzącego do rozchwiania, a czasem nawet do całkowitej zguby jednostki. Singer wydał też uznaną za osobiste rozliczenie się z hipokryzją sowieckiego komunizmu obszerną powieść Chawer Nachman oraz zbiór opowiadań Friling .
Z czasów nowojorskich zachowało się zaledwie kilka listów pisanych przez Singera do Cahana oraz trzy autorstwa redaktora. Wszystkie dotyczącą pracy nad Rodziną Karnowskich, która najpierw ukazywała się w odcinkach na łamach „Forwertsa”. W korespondencji czuć napięcie i zniecierpliwienie. Singer, mimo uwag i przestróg, forsuje swoją wizję psychologicznej konstrukcji bohaterów, które zdaniem Cahana stanowią słabszą stronę dzieła i mogą rzutować na jego poczytność. Wreszcie w pisanym po angielsku telegramie Singer kategorycznym tonem odparowuje redaktorowi: „I am responsible for my writing. Please, leave it to me” .
Widać tu wyraźnie przemianę, jaka się dokonała w żydowskim pisarzu. Singer dojrzał metrykalnie i okrzepł artystycznie, nabrał pisarskiej pewności siebie i się usamodzielnił. Nie przypominał już chłopaka, który w niemal każdym liście słanym z Warszawy przekonywał Cahana o swojej gotowości do wysłuchania uwag i zastosowania się do jego wskazówek.
Stary redaktor zdawał sobie z tego sprawę i wobec uporu Singera zadeklarował pojednawczo: „Ten, który jedyny pojął, że Pańskie opowiadanie «Perły» jest wytworem talentu, i to zanim świat się o Panu dowiedział, jest też świadom wad Pańskiego pisarstwa, jeśli się takie pojawiają. Nie jest Pan, rzecz jasna, wyjątkiem pośród zdolnych pisarzy, którzy są bardzo wrażliwi na swoim punkcie. Nie będę zatem przekazywał Panu więcej żadnych sugestii. Jeśli doszłoby jednak do różnicy zdań, ze strony «Forwertsa» rzecz zostanie załatwiona oficjalnie. O żadnych animozjach między nami nie może być mowy”.
Ponieważ korespondencja urywa się w 1940 roku nie wiadomo, czy potem ich stosunki rzeczywiście układały się przyjaźnie i czy „Forwerts” zamierzał wydać planowaną przez Singera wielką powieść o żydowskim Nowym Jorku, nad którą prace przerwała nagła śmierć pisarza w 1944 roku. Zaledwie pięćdziesięcioletni, zmarł na zawał w swoim nowojorskim mieszkaniu. Cahan, znacznie od niego starszy, przeżył go o dziewięć lat.
3. Portret grupowy, od lewej: Mejlech Rawicz, Josef Opatoszu, Nachman Majzl, Izrael Jehoszua Singer i Perec Markisz
* * *
Kilkanaście dni po śmierci Singera redaktor Cahan zamieścił w swojej gazecie artykuł zatytułowany Po I.J. Singerze pozostał duży zbiór opowieści, w którym donosił wszystkim zasmuconym przedwczesnym odejściem pisarza czytelnikom, że już wkrótce mogą oczekiwać publikacji wspomnień nieodżałowanego autora i że będą się one ukazywać pod zaaprobowanym przez Singera trzy dni przed śmiercią tytułem Emese pasirungen . Kiedy dwa lata później drukowało je nowojorskie wydawnictwo Matones, zbiór nazwano Fun a welt wos iz niszto mer . Ze wstępu do książki, napisanego przez zaprzyjaźnionego z autorem pisarza jidyszowego Arona Cajtlina, wiadomo, że bodźcem, który pchnął Singera do przelania na papier zdarzeń zapamiętanych z dzieciństwa spędzonego w Leoncinie, ubogim miasteczku guberni warszawskiej Królestwa Polskiego, były przerażające wieści o tragedii polskich Żydów. W kraju pisarz zostawił rodziców Baszewę i Pinchesa oraz najmłodszego brata Mojszego z żoną. W chwili wybuchu wojny mieszkali oni w galicyjskim Starym Dzikowie, z którego Sowieci deportowali ich do Kazachstanu. Ostatni list, jaki Singer od nich otrzymał, pochodził z 1942 roku. Póki żył, póty nie przestawał zadręczać się ich nieznanym losem. Latem 1943 roku zatroskany pisał do Mejlecha Rawicza: „Na listy i telegramy nie ma żadnej odpowiedzi. Kto wie, co się z nimi stało”. Cajtlin wspominał, że w tamtym czasie w zachowaniu pisarza zaszły niezwykłe zmiany: „Sprawił sobie Talmud. Odświeżał wiedzę, którą przez długi czas chciał zapomnieć . Teraz mógł godzinami mówić o swoim miasteczku, opowiadać o tamtejszych Żydach, ze wzruszeniem wspominać każdy szczegół. Jego pisarska pamięć nigdy nie była tak czuła. Słuchając go, miałem wrażenie, że artystycznie (choć nie religijnie) żyje w świecie swojego ojca rabina. Przypominam sobie, że dzień czy dwa przed Roszeszone zaczął wyśpiewywać pokutne niguny . Z twardego realisty stał się romantykiem”.
Choć autentyczność świadectwa Cajtlina nie ulega wątpliwości, trudno jednak zgodzić się z jego konkluzją. Być może rzeczywiście dosłyszał jakąś sentymentalną nutę w opowieściach snutych przez Singera prywatnie, ale w oficjalnej, pisemnej wersji wspomnień nie ma najmniejszego jej śladu. Pisarz pozostawał bowiem wierny stylistyce i obrazowaniu, które uchodzi za emblematyczne dla jego prozy. Tak jak w debiutanckich tomikach opowiadań, tak i w swym ostatnim znanym dziele zawarł realistyczną, często ciążącą ku naturalistycznej dosłowności wizję świata i ludzi. Już w latach dwudziestych wybitny krytyk literacki Nachman Majzl scharakteryzował pisarstwo Singera jako „nagie, bezlitosne, ostre”. I takim też pozostało do końca, odporne na czas i okoliczności.
Wydaje się, że pisarz, ewokując świat polskich Żydów w chwili tak szczególnej, kiedy ten właśnie ulegał fizycznemu i nieodwracalnemu zniszczeniu, mógł odwołać się do wzorców nostalgicznych i przekształcić prawdziwą – osobistą lub zbiorową – historię w mitologię utraconej krainy dzieciństwa, rozmazując przy tym ostre kontury rzeczywistości mgiełką wzruszenia. Tymczasem tak się nie stało, ponieważ Izrael Jehoszua Singer już jako dziecko chciał ów świat porzucić, uciec od niego jak najdalej, bez żalu zostawić za sobą zarówno jego nędzarską codzienność, jak i odświętną celebrę. Szansy na prawdziwe, pełne, szczęśliwe życie upatrywał gdzie indziej, tam, gdzie chłopakowi z porządnej żydowskiej, i to w dodatku rabinicznej, rodziny nie uchodziło bywać – w naturze, na łące, polu, z końmi, psami czy gojami. Dławiły go obyczajowe i religijne rygory obowiązujące w tradycyjnej społeczności żydowskiej przełomu XIX i XX wieku, ale sprytem lub łgarstwem potrafił się z nich wyłamać. Kiedy go przyłapywano na jakimś wybryku, niewiele sobie z tego robił, ponieważ nade wszystko przedkładał ekstatyczne wręcz umiłowanie wolności, swobody i nieskrępowania.
Na kartach wspomnień Singera znaleźć można wiele fragmentów ilustrujących jego ówczesny zmysłowo-witalistyczny stosunek do świata. Za przykład niech posłuży jeden z takich wyimków: „wszystkie kary tego świata były niczym w porównaniu z tymi jasnymi, szczęśliwymi dniami, które spędzałem, włócząc się po sadach, z tymi czarnymi, aksamitnymi nocami, haftowanymi milionami błyszczących gwiazd, w których kryła się tajemnica świata, życia i istnienia”.
Jeśli zatem, powołując się na klasyczny esej Svetlany Boym, uznamy nostalgię za pragnienie pewnego miejsca w czasie, to Singerowską retrospekcję należy nazwać antynostalgią, w której nie ma miejsca na rzewny czy ckliwy, skrajnie subiektywny ogląd przeszłości. Ściśle osadzone w czasie historycznym typy i postacie zaludniające jego opowieść są wyraziste, chciałoby się rzec: mięsiste, niewyretuszowane. Bywa, że autor odmalowuje swoich bohaterów z humorem, tworząc ich sugestywne, satyryczne portrety. W jego pełnej swady gawędzie z gruntu dobrzy i uczciwi mieszają się z podłymi, nieuczciwymi, a nawet okrutnymi indywiduami. W Singerowskim anty-raju zacni i pobożni trzymają siebie i swoje dzieci z dala od biednych i przez to niepoważanych pobratymców, zdarzają się tam przypadki seksualnych wynaturzeń albo fałszywej pobożności. Trudno się oprzeć wrażeniu, że takie obrazowanie żydowskiej społeczności jest niezwykle bliskie werystycznym Bilder fun a prowinc-rajze in tomaszower powiat um 1890 jor Icchoka Lejbusza Pereca. Ów nestor nowoczesnej literatury jidysz wziął udział w wyprawie mającej na celu zbadanie położenia Żydów na prowincji Królestwa Polskiego, a po powrocie stworzył serię reportażowych tekstów opisujących w szczegółach żywot – najczęściej nędzny – mieszkańców tamtych ziem. Wspomnienia Singera łączy z Obrazkami… również geografia. Autor Wspomnień ze świata, którego już nie ma urodził się bowiem w Biłgoraju, leżącym opodal powiatu tomaszowskiego, i wielokrotnie do niego wracał, gdyż mieszkali tam jego dziadkowie od strony matki. Obszerne opisy tych wizyt zawarł w swojej książce.
Wątek autobiograficzny snuje się niemal przez wszystkie rozdziały zbioru Fun a welt wos iz niszto mer i budowany jest wedle tych samych, rządzących całością tekstu, realistycznych, dążących do ścisłości historycznej i referencyjności reguł. Opowieść rozpoczyna się opisem pierwszej, wprawdzie niezbyt wyraźnej, ale trwale odciśniętej w pamięci autora reminiscencji, to jest wspomnienia uroczystości religijnej zorganizowanej w biłgorajskiej synagodze z okazji koronacji cara Mikołaja II (autor miał wówczas, w 1896 roku, niecałe trzy lata), a kończy ją scena zapowiadająca wyjazd całej rodziny z Leoncina do Warszawy, co nastąpiło w 1907 roku. Pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami rozpina się czas wzrastania i kształtowania się młodego Izraela Jehoszuy w maleńkim Leoncinie, w domu tworzonym przez, jak sam pisał, niedobraną parę rodziców, różniących się zarówno formacją duchowo-intelektualną – matka pochodziła z misnagdyjskiego rodu, podczas gdy ojciec był chasydem – jak i usposobieniem, gdyż Baszewę cechowały dystans, nieufność i melancholia, a jej męża serdeczna kordialność, pogoda, a nawet swego rodzaju naiwność wobec świata i ludzi. Choć tak odmienni, oboje byli jednak ludźmi bardzo religijnymi i pragnęli, by syn, zdradzający w nauce Pisma wielkie zdolności, osiągnął odpowiednią pozycję społeczną i został – wedle życzenia matki – wybitnym talmudystą, albo, jak chciał ojciec, wpływowym rebem. Jak jednak wiadomo, od najwcześniejszych lat buntował się on przeciwko takim rodzicielskim planom. Jako dziecko, a potem młody chłopiec z przymusu wypełniał nakazy i obowiązki przypisane mu żydowskim prawem i obyczajem, lecz kiedy tylko nadarzyła się sposobność, całkowicie zerwał z religijnym trybem życia. Owego momentu porzucenia świata, który go wydał, Singer nie odnotował, gdyż jego retrospekcje kończą się wcześniej. Zapewne gdyby nie przedwczesna śmierć pisarza, we wspomnieniach, planowanych aż na trzy obszerne tomy, znalazłoby się miejsce na szczegółowy opis tej ostatecznej młodzieńczej rewolty. Jednak nawet to, co pozostawił na kartach pamiętników, wystarcza, by zaliczyć jego dzieło do najwybitniejszych świadectw autobiograficznych ukazujących procesy zachodzące w mentalności pokolenia tzw. apikojresów (odstępców od wiary) – ludzi urodzonych na przełomie XIX i XX wieku, uformowanych przez religię i żydowski rytuał, z którymi zerwali, a polem swoich działań i twórczości uczynili świecką, nowoczesną, a przede wszystkim jidyszową kulturę i sztukę. Pochodzący z Prużany dziennikarz i literat Jojsef Babicz, pisząc na łamach „Literarisze Bleter” o tym, że niemal wszyscy wybitni modernistyczni pisarze i poeci żydowscy w Polsce byli, w dosłownym i przenośnym znaczeniu tego określenia, dziećmi sztetla, wskazywał: „Ze względu na szereg historycznych, ekonomicznych i psychologicznych przyczyn sztetl jest aż do dzisiaj miejscem narodzin żydowskich talentów i wielkich żydowskich osobowości”.
W leoncińskim sztetlu wychowywało się też rodzeństwo Singera – starsza od niego o dwa lata Ester, po mężu Kreitman, również pisarka, i młodszy o dziewięć lat Izaak, znany potem światu jako Baszewis, laureat literackiej Nagrody Nobla, przyznanej mu w 1978 roku. Oboje są autorami tekstów, które chronologicznie zaczynają się tam, gdzie kończy się opowieść ich brata, i które są jej swoistą kontynuacją. Kreitman przestawiła dramatyczną historię wyzwalania się z okowów tradycyjnego żydowskiego życia w Szejdim tanc , beletryzując biograficzne szczegóły i pilnie unikając bezpośrednich odniesień do dziejów rodziny. Baszewis tymczasem powielił w tomie Majn tatns bezdn-sztub literacką formułę, którą swoim wspomnieniom nadał jego starszy brat. To podobieństwo formalne jest jednym z wielu świadectw wzorowania się Izaaka na pisarstwie Izraela Jehoszuy, którego uznawał za swojego mistrza i któremu zawsze pragnął dorównać. Ich stosunek pozostawał niezmiernie serdeczny. Izrael po odejściu z rodzinnego domu i wystąpieniu z religijnej wspólnoty pomógł Izaakowi dokonać tego samego. Wspierał go również w podejmowanych przezeń próbach pisarskich – to on zarekomendował przyszłego noblistę Abrahamowi Cahanowi, a w 1935 roku pomógł Izaakowi osiedlić się w Nowym Jorku. Wobec siostry obaj bracia, szczególnie Izrael, zachowywali dystans, tak prywatnie, jak w literackich wspomnieniach, w których ledwo się o niej napomyka.
Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte były w Polsce czasem wielkiej popularności prozy Izaaka Singera, którego nazwisko opromieniała sława noblisty. Przetłumaczone wówczas dwie wielkie sagi jego starszego brata – Bracia Aszkenazy i Rodzina Karnowskich – choć uchodzące za dzieła wybitne, niestety pozostają znane tylko wąskiemu kręgowi czytelników. Co prawda ilekroć pisano lub mówiono o Baszewisie, pojawiały się wzmianki o jego rodzeństwie, o starszym, ponoć zdolniejszym bracie i o zupełnie zapomnianej, a interesującej pisarsko siostrze, lecz przełomem w odkrywaniu walorów prozy tej dwójki rodzeństwa okazała się wydawnicza inicjatywa niewielkiej oficyny Fame Art, która z dużym powodzeniem wprowadziła do szerokiego obiegu najpierw wszystkie powieści Ester Kreitman, a potem tomy opowiadań Izraela Singera – Perły i Na obcej ziemi – oraz jego powieść Towarzysz Nachman, których fragmenty emitowało w odcinkach, w znakomitej aktorskiej interpretacji, Polskie Radio. Wobec tego, że nazwisko Izraela Singera nie wydaje się już obce polskiemu czytelnikowi, pozostaje żywić nadzieję, że chętnie sięgnie on również po te żywe, barwne i sugestywne opowieści ze świata, którego już nie ma.EWA GELLER
O JĘZYKU JIDYSZ WSPOMNIEŃ ZE ŚWIATA, KTÓREGO JUŻ NIE MA IZRAELA JEHOSZUY SINGERA – SPOJRZENIE TŁUMACZKI-LINGWISTKI
1. Wprowadzenie – o niebezpieczeństwach i pożytkach tłumaczenia dosłownego
Wielu spośród rosnącej rzeszy tłumaczy i tłumaczek z języka jidysz z pewnością zgodzi się z opinią, że doświadczeniu przekładu tekstów z tego języka na polszczyznę towarzyszy narastające zadziwienie, że oba języki są sobie tak bliskie. Ich niejednokrotnie identyczny szyk zdaniowy, dobór wyrazów i idiomatyka sprawiają wrażenie, że zadanie tłumacza wydaje się łatwe i przyjemne. Gdy za przekład, jak w przypadku trzymanego przez Państwa tomu, zabiera się lingwistka wyposażona nie tylko w zawodową umiejętność, lecz często odczuwająca zarówno przymus analizowania struktur zdaniowych i słowotwórczych, jak i konieczność badania zależności znaczeniowych ukrytych pod obcobrzmiącym tekstem, jej radość odkrywcy staje się niemal ekstatyczna.
Przyjemność z odkrywania podobieństw językowych bywa jednak zwodnicza, gdyż przekształcić się może w nieodpartą pokusę jak najwierniejszego dopasowania struktur i znaczeń języka wyjściowego przekładu – w tym przypadku – jidysz i docelowego – polszczyzny. Podążanie tą ścieżką prowadzi czasem do niekontrolowanego eksperymentowania z dosłownym tłumaczeniem interlinearnym. Ten termin techniczny odnosi się do metody, w której chodzi o niemal mechaniczne i konsekwentne zastępowanie słów w ich najbardziej podstawowych znaczeniach. Celem tego zabiegu, który w skrócie można by nazwać „słowo za słowo”, jest nie tylko wierne zachowanie oryginalnego szyku zdaniowego i struktury słowotwórczej, lecz przede wszystkim powiazań semantycznych, to jest wieloznaczności wyrazów (polisemia), i ich współwystępowania z innymi (kolokacje), których szczególnym przypadkiem są idiomy.
Strategia takiego wiernego odwzorowywania daje lingwiście możliwość zbadania, jak dalece struktury obu języków pokrywają się ze sobą, a w jakich obszarach się różnią. Jednocześnie bada on granice gramatyczności, to jest zgodności z zasadami łączenia wyrazów w wypowiedzi w języku, na który tłumaczy. To z kolei pozwala na wyciąganie wniosków o ewentualnym pokrewieństwie genetycznym i typologicznym języków. O ile więc metoda ta jest w pełni uprawniona oraz często stosowana w porównawczych badaniach językoznawczych lub komparatystyce biblijnej, w pracy tłumacza zarówno tekstów literackich, jak i użytkowych uważana jest za niedopuszczalny błąd w sztuce translatorskiej.
A jednak w pracy nad przekładem Wspomnień ze świata, którego już nie ma Izraela Jehoszuy Singera trudno było nie ulec tej pokusie. Wcześniejsze doświadczenie autorki przekładu z tekstami jidysz podpowiadało, że można metodę tę stosunkowo „bezkarnie” stosować również w odniesieniu do tekstów literackich tak, że – ku satysfakcji tłumacza-lingwisty – ani redaktor, ani czytelnik nie dostrzeże zakamuflowanej dosłowności przekładu.
Warto w tym miejscu zauważyć, że metoda tłumaczenia interlinearnego była znana wśród społeczności żydowskich co najmniej od powstawiania pierwszych przekładów Tanachu. Dokumentują ją pochodzące już z I i II wieku p.n.e. dosłowne przekłady targumiczne fragmentów z oryginału hebrajskiego na spokrewniony z nim aramejski, będący wówczas w powszechnym użyciu wśród Żydów na Bliskim Wschodzie. Lęk przed zniekształceniem znaczenia Słowa Bożego poprzez jego tłumaczenie wytworzył i utrwalił zasadę zachowania maksymalnej wierności z natchnionym tekstem Tanachu. Metoda nadpisywania nad wierszem oryginału najbliższych odpowiedników słów aramejskich unaocznia zasadę interlinearności.
Strategia jak najwierniejszego tłumaczenia znalazła również swoje odzwierciedlenie w micie o powstaniu Septuaginty jako wytworzeniu w języku greckim tekstów identycznych z Biblią hebrajską, które to miały wyjść spod ręki siedemdziesięciu tłumaczy pracujących w izolacji. Także późniejsze teksty tłumaczeń Tory, jak i rozpowszechniony w żydowskiej dydaktyce religijnej sposób tłumaczenia na jidysz potwierdzają długowieczność i trwałość tej metody. Zresztą sam Izrael Jehoszua Singer w swych Wspomnieniach ze świata, którego już nie ma opisuje sposób takiego nauczania, jakiego doświadczył w chederze:
– Chłopcze, chłopcze do jakiego działu nauki przystąpiłeś? – pytał w tonie wielkiego prologu.
– Wa-jikro – odpowiadał nowicjusz.
– Co znaczy „Wa-jikro”?
– Zawołał.
– Kto zawołał?
– Pan, Bóg zawołał.
– Do kogo Bóg zawołał?
– el – do, Mojsze – do Mojżesza, lejmer – tako rzekłszy… (s. 19).
Powszechność stosowania dosłownego przekładu w dydaktyce nauki Tory na poziomie obowiązkowego nauczania podstawowego nie pozostawała bez wpływu na praktykę przyswajania nowych języków w zmieniającym się otoczeniu podczas długiego okresu diaspory żydowskiej. Niemal wszystkie języki utworzone przez Żydów na bazie języków krajowych, służące do komunikacji codziennej najpierw z otoczeniem, a potem także wewnątrz własnej grupy, noszą ślady dosłownego odwzorowywania jednego języka w drugim.
Jest to zresztą dość powszechny sposób radzenia sobie z pokonywaniem barier językowych. Wynika on z intuicyjnego przeświadczenia, że aby poznać obcy język, wystarczy zastąpić jego słowa wyrazami rodzimymi. Metoda nadpisywania najbliższych znaczeniowo rodzimych odpowiedników nieznanych słówek w tekstach obcojęzycznych znana była od czasów pojawienia się tekstów pisanych i stosowana jest nadal współcześnie na wczesnych etapach dydaktyki języków obcych. Fachowe określenie takiego (interlinearnie lub na marginesie) dopisywanego w tekście ekwiwalentu znaczeniowego to glosa, a stosowany zabieg to glosowanie. Dzięki jego popularności wśród uczniów wielkich rabinów w średniowiecznej Europie, którzy w ten sposób radzili sobie z trudniejszymi fragmentami oryginału hebrajskiego, mogliśmy poznać najwcześniejsze wyrazy słowiańskie używane przez Żydów. A to pozwoliło na postawienie hipotezy o istnieniu w średniowiecznej Europie Środkowo-Wschodniej języka żydowsko-słowiańskiego zwanego kanaanickim.