- W empik go
Wspomnienie o Kownie - ebook
Wspomnienie o Kownie - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 190 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
przez
Bonawenturę z Kochanowa.
Poznań.
Nakładem J. K. Żupańskiego.
1854.
Poznań czcionkami L.Merzbacha.
WSPOMNIENIE O KOWNIE .
Gdzie Niemen z Wilją… łączy swoje wody,
Tuli kochankę do zimnego łona,
Tam jest dolina kwiatem umajona.
Którą opiewał nasz poeta młody! –
Był czas kiedy Polak, podobny do tego, któren ma własną żonę a zapragnie cudzej, miał własny dom, ten mu się zdał za ciasnym, miał własną ziemie, ta mu się zdała za ubogą, poszedł szukać obcych pałaców i zamków, poszedł w dalekie kraje, rozigraną wyobraźnią wiedziony, a tam zamiast rozum i serce obfitym zbogacić plonem, napotkał się z obcą mową, z obcem zepsuciem; i te za powrotem do siebie, u siebie zaszczepił. Pszenica w dobry grunt rzucona, obfity zbiór obiecuje, ale kąkol i chwasty w samym wzroście uważną ręką nie wypielone, bujniej się jeszcze rozkrzewia, pszenicę zagłuszą, i zniszczą. Od kogoż to złe poszło? Kto był jego pierwiastkowym powodem? – Kobiety! – Odkąd królowie nasi z obcych krajów żony brać poczęli, odtąd i obczyzna do nas zaczęła się wciskać. – Królowa Włoszka wiele do tego byłaby się przyczyniła, ale wiele dokazać nie mogła, bo jej Polacy nie lubili, bo nią pogardzali. Królowom Niemkom więcej się może udawało, ale wtedy w całej Europie panował duch rycerski, a jeżeli polskie rodziny wysyłały synów swoich za granicę, ci walcząc pod chorągwiami Karola V. cesarza, Filipa i Franciszka królów Hiszpanii i Francyi, szli szukać sławy, nabywali sztuki rycerskiej, rycerzami wracali. Natenczas Polak polskiego stroju nie zamieniał na obcy, ale go tylko stalistą zbroją pokrywał. Nastąpiło jedno prawie po drugiem panowanie dwóch córek Francyi, a te narodowości naszej cios zabójczy zadały. Królowa przybyła z nad brzegów Sekwany, zasiadłszy na polskim tronie, dworem swych krajowców się otaczała, im sprzyjała, nimi się opiekowała; ci polski chleb jedząc, po polsku nauczyć się nie chcieli, a Polacy przez gościnność po francuzku przyzwyczajali się mówić. Za mowa poszły mody, za modą, obyczaje! Ostatni z rodu Wazów, w którego żyłach po kądzieli krew Jagiellonów płynęła, Jan Kazimierz, dla przypodobania sic pięknej Maryi Ludwice, ogolił wąsy, włożył na głowę perukę, kontusz francuzką suknią zastąpił. Na szczęście, mało kto jeszcze za przykładem króla był poszedł, na szczęściu Rewera Potocki, Stefan Czarniecki, Lanckoroński, Sapieha, jeszcze nie byli na francuzką szpadę zamienili polskiej szabli, a tą oparłszy się Szwedom, zgromiwszy Rakocego, pokonawszy zbuntowanych Kozaków, rozpędziwszy tatarskie zagony, już zbiegłego za granicę monarchę sprowadzili nazad do kraju, i na tron przodków przywrócili. Marya Kazimiera chytrzejsza, przewrotniejsza, w sztuce despotycznego panowania bieglejsza od Maryi Ludwiki, króla rycerza na próżno w francuzkiego margrabiego przeistoczyć chciała; jednak mu życie całe zatruła; a ten przed którym truchlała potęga muzułmańska, którego Europa wybawicielem chrze – ściaństwa uznała, ulegał najmniejszemu skinieniu czarującej wdziękami Francuzki. Nastąpiło panowanie dwóch książąt saskich. August II. wyuzdany rozpustnik, kilkonastoletnią wojna domową kraj wycieńczył, wprowadzonym zbytkiem zubożył, rozprzężeniem obyczai dawne cnoty polskie przyćmił. August II., jeżeli nie odziedziczył wad ojca, nie przylgnął sercem do nowej ojczyzny, pozostał Niemcem, po polsku nawet nauczyć się niemógł. Trzydziestoletnie jego panowanie, w pokoju na zewnątrz, w ciągłych niesnaskach i niezgodzie na wewnątrz, wprawiło Polskę, że tak powiem w letargiczna odrętwiałość; oręż rdzewiał w pochwie, albo się szczerbił wśród zwad sejmikowych i sąsiednich najazdów; dawne męztwo w piersiach stygło; zrodziła się z bezczynności gnuśność, a pijaństwo wszystkie ogarnęło stany. Stanisław Poniatowski, wychowanek filozoficznej szkoły ośmnastego stulecia, naśladowca rozwiązłego wersalskiego dworu, francuzkie zepsucie i rozpustę przeniósł nad brzegi rodzinnej Wisły, i nie jednę Dubarry wśród naszych Polek znalazł. Język francuzki stał się wtedy językiem dworskim i arystokratycznym, mody francuzkie zastąpiły ubior narodowy; rogówki i rubronty nie mogąc iść w parze z kontuszem, kontusz przeistoczyły w różnobarwne fraki; nie mogąc zastosować się do naszych skocznych tańców, mazur i krakowiak zastąpiły menuetem. Była to ostatnia maskarada dotkniętego śmiertelną chorobą narodu! Odkąd minęły Zygmuntowskie czasy, które Kochanowskich, Rejów, Górnickich, Skargów wydały, oświata w Polsce blednąc, a język upadać zaczął. Za Stanisława Augusta młodzież bez Paryża żyć nie mogła; tam traciła pieniądze i zdrowie; ztamtąd zdrożne obyczaje, obce przywary przywoziła z sobą. Rewolucya francuzka, rojem emigrantów kraj nasz zasypała. Było wprawdzie między nimi wiele szlachetnych ofiar, ale daleko więcej awanturników, intrygantów. Gościnność polska przytuliła owych tułających się bez sposobu do życia wychodźców. Nie było domu obywatelskiego w Polsce, w którymbyś nie zastał francuzkiego emigranta. Od tego czasu, wychowanie narodowe u nas upadać zaczęło, drobniejsza tylko szlachta oddawała jeszcze dzieci do szkół publicznych, a w każdym pańskim domu, guwernerem przy synach musiał być Francuz, guwernantki} przy córkach musiała być Francuzka. Młode pokolenie zapomniało własnego języka, mówiło, czytało, pisało, myślało po francuzku, po francuzku odmawiało modlitwy, po francuzku niemowlęta nawet pierwsze wymawiały słowa. Cudzoziemiec nieodzowna był potrzeba w arystokratycznych pałacach, a nie tylko wychowaniem dzieci kierował, ale stawszy się powiernikiem pana lub pani domu, stawszy się niejako domowym donosicielem, szpiegiem, rozsiewał plotki, robił donosy, do wszystkich intryg należał; i kiedy niezgodą publiczną kraj ginął, niezgodą prywatną ginęło szczęście domowe; nieznane przodkom naszym zjawiły się rozwody, stały się koniecznością, modą!
Literatura obca zawracała głowy; Voltaire i Rousseau byli w ręku wszystkich, filozofia ośmnastego wieku podkopywała wiarę, każda młoda kobieta chciała drugą Heloizą zostać! Jeżeli kiedy niekiedy spotkałeś się jeszcze ze starcem w dawnym ojców naszych stroju, jeżeli były jeszcze domy w których podania przeszłości jak relikwie przechowywano: były to wiejskie ustronia, w których dzieci bajki Krasickiego powtarzały, a młode panienki Karpińskiego i Kniaźnina pieśni śpiewały!
Ziemia nasza żyzniejsza od Francyi i Niemiec, klimat nasz lepszy i zdrowszy od wilgotnej i mglistej Anglii, lud nasz pracowitszy, poczciwszy od ludów uzbrajających dłoń zbuntowaną brukiem ulic stolicy, ubiegających się za ową wymarzoną równością., wtedy kiedy ludowi naszemu nie przyszło nawet nigdy do głowy: co twoję to moję! Dzieje nasze długiem są pasmem cnót nieskalanych zbrodnią; nie znajdziesz w nich żądzy podbojów, nie znajdziesz prześladowań religijnych, nie znajdziesz królobójców, a jeżeli czasami samowolność i niezgoda do nadużycia wiodły, niechże kraj wezwał do wspólnej obrony, niknęła zawiść prywaty, dłoń bratnia łączyła się z dłonią, a pierś każdego Polaka stawała się przedmurzem ojczyzny!
Miałem przyjaciela, ożenił się młodo, po krótkiem małżeńskiem pożyciu, rozwiódł się z żoną.
W kilka lat później, spotkawszy się z nią, przywita! i dostrzegł po raz pierwszy wdzięki; rozmowa się poczęła, znalazł dowcip, dalej odkrył naukę głęboką, przyjemne talenta, nakoniec niepospolite przymioty duszy. Żal mu się zrobiło, ale już było po niewczasie, drugiego męża miała.
Kiedy dnia 5. Października 1831 roku, po długiej walce rozpaczy z przemocą, Polak wyparty z własnej ojczyzny, jej granico przestępował, zatrzymał się po raz ostatni przy granicznym słupie, rzucił okiem łzą zaszłem w tę stronę kędy zostawił i żonę i dzieci, a z niemi rodzinną strzechę, szczęście domowe, ojców mogiły – ukląkł, zmówił pacierz, wziął garść ziemi i poszedł w kraj świata. Przebiegając pierwsze w świecie miasta, drapiąc się po stromych skalach Pireneów i Alpów, płynąc po Kenie pomiędzy średnich wieków zamkami, zwiedzając pustynie Afryki i niebotyczne amerykańskie bory, mniej go to wszystko wtedy zachwycało, dziwiło, jak kiedy dawniej te same odbywał podróże dla zabawy, dla zbytku, dla zmarnowania czasu. Cóż tego było powodem? Zatęsknił za ojczyzną, i w niej z daleka spostrzegać zaczął, czego dawniej z bliska nie widział! Zatęsknił wśród Rzymu do ojczystego Krakowa ze starym Wawelem, z wieżycą Panny Maryi, ze trzema mogiłami; wśród Paryża i Londynu, zatęskni! do rodzinnej Warszawy lub Wilna; wśród skwarem spiekłych afrykańskich piasków, zatęsknił za ukraińskim stepem; wśród amerykańskich borów zatęsknił za Białowiezką puszczą; nad wspaniałym brzegiem Renu, pod murami Sztrasburga, Ehrenbreitsteinu, Kolonii, przypomniał sobie o Niemnie z Kowieńskiego zamku szczątkami, z Czerwonym dworem, Wielaną, Rawdanem!
I nasz wieszcz – wygnaniec, na widok skalistej Bastaji, temi się słowy odzywał:
Litwo! wdzięczniej mi piały twe szumiące lasy,
Niż słowiki Bajdaryi, Salhizy dziewice,
I weselej deptałem twoje trzęsawice,
Niż rubinowe morwy, złote ananasy! (1)
I nasz Antoni Górecki, stojąc nad brzegiem pięknej Elby, zawołał:
Spójrz na Elby czyste wody
Jak tu pięknie, jak wesoło!
Na te niwy, na ogrody,
Na wiszący gaj w około!
–- (1) Pielgrzym, sonet krymski, Adama Mickiewicza.
Spojrzyj, leje łzy rzęsiste.