Wśród rekinów - ebook
Wśród rekinów - ebook
Nowy Jork, rok 1998. Młoda i piękna Alex Sontheim jest bankierem inwestycyjnym i całe życie walczy o to, by przebić szklany sufit. Dzięki ciężkiej pracy i dyscyplinie już osiągnęła ogromnie dużo w męskim świecie, w którym teraz musi udowodnić swoją wartość. Miliarder Sergio Vitali zaczyna ją adorować, lecz przystojny burmistrz Nowego Jorku Nick Kostidis systematycznie ją ostrzega przed podobno skorumpowanym Vitalim. Alex z początku puszcza plotki mimo uszu, ale gdy dokona pewnego odkrycia, znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie…
Akcja i napięcie rodem z thrillerów Johna Grishama. Pieniądze, chciwość i władza na Wall Street – Nele Neuhaus w doskonałym amerykańskim wydaniu.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8008-695-1 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Vincent Levy stał w oknie swojego biura na trzydziestym piętrze budynku LMI i zamyślony wyglądał na zewnątrz. Tego ponurego lutowego popołudnia widoczność ledwie sięgała Verrazano-Narrows Bridge na wschodzie. Statua Wolności unosiła ramię, a statki przemierzające Zatokę Hudsona znaczyły przebytą drogę białym spienionym śladem na wzburzonej powierzchni. W powietrzu wirowały płatki śniegu, a lodowaty wschodni wiatr uderzał w szklane fasady manhattańskich wieżowców. Vincent Levy miał pięćdziesiąt lat i reprezentował już czwarte pokolenie Levych w firmie. Jego prastryjek w tysiąc dziewięćset drugim roku założył bank Levy & Villiers, który dzięki rozważnej i zachowawczej polityce przetrwał niemal sto lat mimo zawieruch dziejowych i skandali wstrząsających światem finansjery. Jednak w przeciwieństwie do poprzedników, Vincenta Levy’ego nie satysfakcjonowało zarządzanie konserwatywnym prywatnym bankiem. Już w połowie lat osiemdziesiątych zaczął przekształcać szanowaną instytucję w firmę inwestycyjną i tak z banku Levy & Villiers powstał holding Levy Manhattan Investment. Dzięki dysponującemu dużymi możliwościami finansowymi udziałowcowi, który potrafił dostrzec możliwości i szanse, jakie dawało zarządzanie globalnym gigantem finansowym, Levy wykupił swoją konkurencję i zainwestował bardzo duże pieniądze w najnowsze systemy komputerowe, które umożliwiły LMI działanie na wszystkich znaczących rynkach finansowych świata. Levy nie obawiał się spektakularnych innowacji. Dzięki talentowi strategicznemu, nieszablonowemu myśleniu i świetnie maskowanej bezwzględności w piętnaście lat przekształcił LMI w globalnego gracza, zatrudniającego dwa tysiące pracowników. Na czele poszczególnych działów znalazły się odpowiednie osoby, które potrafiły zmotywować swoich ludzi do osiągania najlepszych wyników: czy chodziło o zagraniczne obligacje, instrumenty pochodne, papiery dłużne, OTC, kredyty konsorcjalne, arbitraż indeksowy, strategię arbitrażu ryzykiem – LMI wypracowało sobie doskonałą opinię. Brokerzy pracujący bezpośrednio na parkiecie Nowojorskiej Giełdy Papierów Wartościowych i prawie dwustu maklerów zajmujących czternaste piętro biurowca zapewniało firmie ogromne obroty i pokaźne zyski. I choć LMI w wielu dziedzinach należało do najpoważniejszych firm na świecie, mimo ogromnych inwestycji i starań Levy’emu nie udało się na razie wypracować znaczącej pozycji w sektorze, który szczególnie mocno leżał mu na sercu. Na rynku M&A – fuzji i przejęć – inni gracze z Wall Street rozdawali karty. W czasie boomu gigantyczne pieniądze omijały LMI i trafiały do kieszeni innych podmiotów – ta świadomość była trudna do zniesienia! Na szczęście w najbliższej przyszłości mogło się to zmienić, bowiem poprzedniego wieczoru dotarła do niego wiadomość, że Alexandra Sontheim, najjaśniejsza gwiazda na firmamencie M&A na Wall Street rozstała się w kłótni ze swoim dotychczasowym pracodawcą, bankiem Morgan Stanley, i rozglądała za nową posadą. Rozległo się pukanie do drzwi i Levy oderwał wzrok od Zatoki Hudsona.
– Witaj, St. John – przywitał gościa i wrócił na fotel za biurkiem. – Siadaj, proszę.
– Co tam, Vince? – zapytał Zachary St. John z typową dla siebie nonszalancją, której Levy po prostu nie znosił. Zmierzył wzrokiem szefa wciąż jeszcze niewiele znaczącego działu M&A LMI. St. John nie był wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie, jednak na Wall Street znał każdego. I wszyscy znali jego. Od kiedy dziewięć lat wcześniej dzięki Franklinowi Meyersowi trafił z Drexel Burnham Lambert do LMI, nawiązał bliskie stosunki ze wszystkimi osobami z zarządu firmy. On sam go nie lubił, bo St. John był oślizgłym, chciwym oportunistą, jednak zdawał sobie sprawę z korzyści, jakie ten człowiek przynosił firmie.
– Jak doskonale wiesz – zaczął Levy – od dłuższego czasu marzy mi się, by wprowadzić LMI do pierwszej ligi M&A. A wczoraj z dobrze poinformowanego źródła dotarła do mnie wiadomość, że była jakaś kłótnia i Alex Sontheim odchodzi z Morgan Stanley.
Zrobił przerwę, by do St. Johna dotarło znaczenie sensacyjnej informacji, lecz ten ani nie uniósł brwi, ani nawet nie wydawał się zaskoczony poufnymi wiadomościami zdobytymi przez szefa.
– Słyszałem. – St. John uśmiechnął się z zadowoleniem. – Wszyscy wiedzieli, że długo tam nie zostanie, bo nie uśmiechało jej się miejsce w drugim szeregu, za tym skończonym idiotą van Sandem. A jak trzy dni temu gość zawalił sprawę kontraktu TexOil, Alex postawiła sprawę na ostrzu noża i Neil Sadler musiał wybrać.
– Doprawdy? – Levy zupełnie nie był zaskoczony, że St. John zna szczegóły rozstania Alex z poprzednim pracodawcą. – Co w ogóle o niej wiesz?
St. John rozparł się wygodnie na krześle i wyciągnął nogi. Wrócił właśnie z dwudniowej podróży służbowej na Bahamy, miał świeżą opaleniznę i krótkie rudoblond włosy, jak zawsze bardzo starannie zaczesane do tyłu i posmarowane jakimś specyfikiem.
– Alex Sontheim – zaczął – pochodzi z Niemiec. – Trzydzieści pięć lat, singielka, skończyła European Business School, dostała stypendium w Stanford, studia ukończyła z pierwszą lokatą i tytułem MBA. Była najlepsza w programie praktyk Goldman Sachs, więc od razu zaproponowali jej pracę. Każdy duży gracz z branży wziąłby ją z pocałowaniem ręki, tymczasem ona wybrała bardzo słabo opłacane stanowisko w firmie brokerskiej Global Equity Trust i pracowała tam jako menedżer funduszu. Po dwóch latach przeszła do Franklin & Myers. Tam zajmowała się pochodnymi, transakcjami terminowymi i troszkę przejęciami i fuzjami. Następnie dostała posadę w Morgan Stanley i od ośmiu lat siedzi tylko w M&A. Przy czym każdy wie, że jest cholernie dobra.
Vincent Levy skinął głową i się uśmiechnął. Alex Sontheim naprawdę była gwiazdą na rynku przejęć i fuzji. Wypracowała sobie taką pozycję, że uczestniczyła w zasadzie w każdej znaczącej transakcji na tym rynku. Pozyskanie takiego pracownika dałoby szanse na realizację jego marzenia.
– Jest bardzo ambitna i pozbawiona skrupułów – ciągnął Zack St. John. – To dlatego na dłuższą metę nie zagrał układ między nią i van Sandem. Wprawdzie wszyscy w mieście wiedzą, że to ona odpowiada za największe deale, ale Douglas jest zięciem szefa. Nigdy nie dochrapałaby się jego stanowiska, a Alex nie jest osobą, którą na dłuższą metę zadowoli bycie numerem dwa.
Vincent Levy przez chwilę przyglądał się swojemu pracownikowi. Miał obojętną minę, jednak jego mózg pracował na najwyższych obrotach. Oczyma wyobraźni widział już nagłówki w „Wall Street Journal”: „Alex Sontheim przechodzi do LMI”...
– Jakieś trupy w szafie? – zapytał.
– Nawet jeśli, to nic o nich nie wiem. – St. John wzruszył ramionami i pokręcił głową. – Brak byłego męża alkoholika, brak nieślubnych dzieci, niekarana i nie ciągną się za nią żadne plotki. Ona żyje pracą i dla pracy. Jest bystra i twarda jak stal.
– Skąd tak wiele o niej wiesz? – Levy uniósł delikatnie brwi.
– Abstrahując od tego, że generalnie dużo wiem o ludziach z naszej branży... – St. John uśmiechnął się z jeszcze większym zadowoleniem – pracowaliśmy razem we Franklin & Myers. I całkiem dobrze się znamy.
Uwielbiał swoją reputację osoby wiedzącej wszystko o wszystkich. Levy zmrużył oczy i spojrzał na niego badawczo.
– Załóżmy, że moglibyśmy ją pozyskać... – zaczął. – Zostałbyś wtedy bez pracy, Zack.
– Nie sądzę. – St. John z nonszalanckim uśmiechem przekartkował stary notatnik, którym się bawił. Dopiero potem uniósł wzrok. – Nie jestem wprawdzie taką gwiazdą jak ona, ale sprawdziłbym się na stanowisku dyrektora zarządzającego. Nie sądzisz, Vince?
– Poczekamy, zobaczymy. – Levy lodowatym tonem uciął dyskusję. Stanowisko dyrektora zarządzającego w LMI pozostawało nieobsadzone, od kiedy półtora roku wcześniej poprzedni dyrektor, Gilbert Shanahan, w drodze na przesłuchanie przed komisją nadzoru giełdowego wpadł pod ciężarówkę. Nieszczęśnik zginął na miejscu.
– Jestem bardzo l o j a l n y. – St. John się nachylił, a w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. – Chyba rozumiesz, o czym mówię.
Levy’emu nawet nie drgnęła powieka, jednak akcent położony na słowie „lojalny” wywołał nieprzyjemne uczucie w jego żołądku. Jak dotąd St. John ani razu nie nawiązał do tej pożałowania godnej i wyjątkowo nieprzyjemnej sprawy z Shanahanem, przez co Levy prawie zapomniał, że Zack bardzo dobrze wie, co się wtedy wydarzyło.
– Porozmawiamy o tym, kiedy przyjdzie czas – powiedział i wstał, żeby zasygnalizować koniec rozmowy. – Chciałbym poprosić, byś skontaktował się niezwłocznie z Alex Sontheim. Poradzisz sobie?
St. John uniósł kpiąco brew i się uśmiechnął.
– Żartujesz, Vince? – Również podniósł się z krzesła. – Dzwonić jeszcze dzisiaj czy wystarczy jutro?
Levy skrzywił się w lekkim uśmiechu.
– W ciągu najbliższej godziny byłoby optymalnie – odparł i sięgnął po słuchawkę. St. John zrozumiał ten gest. Skinął głową i wyszedł z biura. Levy poczekał, aż St. John zamknie drzwi, po czym podszedł do szafy, w której znajdował się świetnie wyposażony barek. Nalał sobie szkockiej whisky – bez lodu – i wrócił do okna. Dzięki pozyskaniu Alex Sontheim mogło spełnić się jego największe marzenie. Mając taki cel na widoku, nie zamierzał oszczędzać ani przebierać w środkach.