Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wstęp do psychoanalizy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 września 2021
Ebook
38,90 zł
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
38,90

Wstęp do psychoanalizy - ebook

Opublikowany w 1917 roku Wstęp do psychoanalizy to klasyczna książka Zygmunta Freuda, składająca się z 28 wykładów wygłoszonych w latach 1915–1917. Praca ta zapoczątkowała rozwój psychoanalizy jako metody badawczej i środka terapii. W trakcie wykładów Freud omawia znaczenie marzeń sennych, udowadniając istnienie nieświadomości jako jednego z elementów poznania rzeczywistości (pozostałe to świadomość i przedświadomość). Freud wskazuje, że nasza psychika odbiera zjawiska zrozumiałe, które umiemy wyjaśnić, i niezrozumiałe, których na razie wyjaśnić nie potrafimy.

W ramach wykładów autor wyjaśnia też podstawy nauk o nerwicach, prezentuje również zasadnicze zręby psychoanalizy: teorię lęku, teorię libido i narcyzmu oraz teorię przeniesienia.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65928-60-3
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wykład I – Wstęp

WYKŁAD I
Wstęp

Sza­nowne panie i sza­nowni pano­wie! Nie wiem, co pań­stwo wie­dzą o psy­cho­ana­li­zie z lek­tury, czy też z innych źró­deł. Temat, o któ­rym według zapo­wie­dzi mam mówić – ele­men­tarny wstęp do psy­cho­ana­lizy – zmu­sza mnie do trak­to­wa­nia słu­cha­czy tak, jak gdyby nic na ten temat nie wie­dzieli i potrze­bo­wali pierw­szych wska­zó­wek.

Tylko tyle mogę przy­pusz­czać, że wia­domo pań­stwu, iż psy­cho­ana­liza jest metodą, za pomocą któ­rej leczy się ner­wowo cho­rych. Z miej­sca mogę przy tej oka­zji dać przy­kład, jak się w tej dzie­dzi­nie nie­jedno odbywa ina­czej, czę­sto wprost prze­ciw­nie, ani­żeli się to dziać zwy­kło w innych dzie­dzi­nach medy­cyny.

Kiedy sto­su­jemy wobec cho­rego nową dla niego tech­nikę lekar­ską, sta­ramy się w zasa­dzie oszczę­dzić mu przy­krych stron tej tech­niki i dajemy mu opty­mi­styczne obiet­nice na temat sku­tecz­no­ści kura­cji. Sądzę, że jeste­śmy do tego upraw­nieni, gdyż przez takie postę­po­wa­nie wzma­gamy praw­do­po­do­bień­stwo, że zabiegi, które sto­su­jemy, przy­niosą dobre rezul­taty. Jed­nak w przy­padku neu­ro­tyka, wobec któ­rego mamy zasto­so­wać psy­cho­ana­lizę, postę­pu­jemy ina­czej. Mówimy mu o trud­no­ściach metody, o jej trwa­niu, o wysił­kach i ofia­rach, które za sobą pociąga, a w kwe­stii powo­dze­nia – oświad­czamy, że trudno coś przy­rzec z całą pew­no­ścią, wiele zależy od zacho­wa­nia cho­rego, od jego zro­zu­mie­nia dla sprawy, umie­jęt­no­ści przy­sto­so­wa­nia się, wytrwa­ło­ści. Oczy­wi­ście, ten inny spo­sób postę­po­wa­nia ma swoje racjo­nalne przy­czyny; może póź­niej zro­zu­mie­cie je pań­stwo i będzie­cie mogli wej­rzeć w rzecz bar­dziej szcze­gó­łowo.

Pro­szę się nie gnie­wać, jeżeli na razie trak­to­wać będę was jak wspo­mnia­nych ner­wowo cho­rych. Szcze­rze mówiąc, nie radzę pań­stwu słu­chać mnie po raz drugi. W tym celu zade­mon­struję wam, jakie nie­do­kład­no­ści towa­rzy­szą z koniecz­no­ści wykła­dom o psy­cho­ana­li­zie, jakie trud­no­ści powstają na dro­dze do zdo­by­cia wła­snego osądu.

Pokażę pań­stwu, jak cały kie­ru­nek waszego dotych­cza­so­wego wykształ­ce­nia, wszyst­kie wasze przy­zwy­cza­je­nia myślowe musiały was siłą rze­czy uczy­nić prze­ciw­ni­kami psy­cho­ana­lizy, ile będzie­cie musieli w sobie prze­zwy­cię­żyć, by poko­nać ten instynk­towny opór. Nie mogę, oczy­wi­ście, zapew­nić, że pod wpły­wem moich wia­do­mo­ści zdobędzie­cie zro­zu­mie­nie dla psy­cho­ana­lizy. Mogę wam nato­miast przy­rzec, że przez słu­cha­nie moich wykła­dów nie nauczy­cie się bada­nia ani też lecze­nia psy­cho­ana­li­tycz­nego. Gdyby się jed­nak zna­lazł ktoś wśród was, kogo nie zado­wa­la­łaby prze­lotna zna­jo­mość z psy­cho­ana­lizą, kto by chciał wejść z nią w stałe związki, nie tylko będę mu to odra­dzał, lecz wprost prze­strzegę go przed tym. Tak, jak sprawy wyglą­dają dzi­siaj, byłby wybór tej metody prze­kre­śle­niem jakiej­kol­wiek moż­li­wo­ści suk­cesu aka­de­mic­kiego. A jeżeli czło­wiek taki pój­dzie w życie jako prak­ty­ku­jący lekarz, znaj­dzie oto­cze­nie nie­ro­zu­mie­jące jego dążeń, zaco­fane i wro­gie; oto­cze­nie to skie­ruje prze­ciw niemu wszyst­kie drze­miące w sobie złe siły. Może ze zja­wisk towa­rzy­szą­cych sza­le­ją­cej dziś w Euro­pie woj­nie potra­fią pań­stwo mniej wię­cej oce­nić, jak dalece jest to powszechny pogląd.

Wielu jest jed­nak ludzi, dla któ­rych, mimo tych nie­do­god­no­ści, to, co sta­nowi nową kra­inę pozna­nia, ma swoją siłę atrak­cyjną. Gdyby nie­któ­rzy spo­śród was do nich nale­żeli i gdyby prze­cho­dząc do porządku dzien­nego nad moimi prze­stro­gami, zja­wili się tu po raz drugi, powi­tam ich chęt­nie. Ale wszy­scy pań­stwo mają prawo dowie­dzieć się, jakie to trud­no­ści towa­rzy­szą psy­cho­ana­li­zie. A więc przede wszyst­kim trud­ność samego naucza­nia psy­cho­ana­lizy. Wykłady medyczne nauczyły was widzieć. Widzi­cie pań­stwo ana­to­miczny pre­pa­rat, osad przy che­micz­nych rek­cjach, skurcz mię­śnia jako rezul­tat podraż­nie­nia jego ner­wów. Potem zmy­słom waszym poka­zują cho­rego, objawy jego cier­pie­nia, pro­dukty pro­cesu cho­ro­bo­wego, nie­jed­no­krot­nie widzi­cie zarazki cho­ro­bo­twór­cze w wyizo­lo­wa­nym sta­nie. W dzie­dzi­nie chi­rur­gii są pań­stwo świad­kami zabie­gów, któ­rymi pomaga się cho­rym, wolno wam nawet samym pró­bo­wać sto­so­wa­nia tych zabie­gów. Nawet psy­chia­tra demon­struje wam cho­rego, jego grę twa­rzy, spo­sób mówie­nia, zacho­wa­nie; wszyst­kie te obser­wa­cje pozo­sta­wiają w was głę­bo­kie wra­że­nie. W ten spo­sób pro­fe­sor medy­cyny gra prze­waż­nie rolę prze­wod­nika i tłu­ma­cza, który towa­rzy­szy wam w muzeum, pod­czas gdy wy wcho­dzi­cie w bez­po­średni kon­takt z eks­po­na­tami i pod wpły­wem wła­snych obser­wa­cji prze­ko­nu­je­cie się o ist­nie­niu nowych fak­tów. Nie­stety, w dzie­dzi­nie psy­cho­ana­lizy sprawa wygląda ina­czej. W trak­to­wa­niu ana­li­tycz­nym odbywa się jedy­nie wymiana słów mię­dzy ana­li­zo­wa­nym i leka­rzem. Pacjent mówi, opo­wiada o minio­nych prze­ży­ciach, o obec­nych wra­że­niach, skarży się, spo­wiada się ze swych pra­gnień i uczuć. Lekarz słu­cha, stara się kie­ro­wać myślami pacjenta, kie­ruje jego uwagę w okre­śloną stronę, wyja­śnia mu pewne sprawy i obser­wuje reak­cje pozy­tywne lub nega­tywne, które wywo­łał u cho­rego. Nie­wy­kształ­ceni krewni naszych cho­rych, któ­rym impo­nuje jedy­nie to, co można zoba­czyć lub usły­szeć, któ­rzy zja­wi­ska ujmują według logiki ekranu fil­mo­wego, nie zanie­dbują żad­nej oka­zji, by wyra­zić swe wąt­pli­wo­ści, czy za pomocą samej roz­mowy można coś zara­dzić prze­ciw cho­ro­bie. Jest to rów­nie krót­ko­wzroczne, jak nie­kon­se­kwentne. Prze­cież to ci sami ludzie, któ­rzy czę­sto gło­szą, że pacjenci objawy cho­roby tylko sobie „wma­wiają”. Słowa były nie­gdyś cza­rami i do dziś słowo zacho­wało coś ze swej siły cza­ro­dziej­skiej. Sło­wami może czło­wiek uszczę­śli­wić lub dopro­wa­dzić do roz­pa­czy, sło­wami nauczy­ciel prze­nosi na uczniów swą wie­dzę, sło­wami mówca porywa słu­chaczy, decy­duje o ich sądach i roz­strzy­gnię­ciach. Słowa wywo­łują afekty, są powszech­nym środ­kiem do tego, by ludzie mogli na sie­bie wpły­wać. Nie będziemy więc w psy­cho­te­ra­pii lek­ce­wa­żyli uży­wa­nia słów, będziemy zado­wo­leni, skoro będziemy mogli stać się świad­kami słów wypo­wia­da­nych przez ana­li­tyka i jego pacjenta. Ale i to jest nie­moż­liwe. Roz­mowa, pod­czas któ­rej odbywa się zabieg psy­cho­ana­li­tyczny nie znosi słu­chaczy, nie można jej rów­nież zade­mon­stro­wać. Oczy­wi­ście, można w cza­sie wykładu psy­chia­trycz­nego poka­zać słu­chaczom neu­ra­ste­nika lub histe­ryka. Opo­wie on o swych bólach i obja­wach, ale na tym koniec. Infor­ma­cji potrzeb­nych dla ana­lizy udzieli taki czło­wiek tylko wtedy, kiedy będzie zwią­zany spe­cjal­nymi wię­zami uczu­cio­wymi z leka­rzem, a zamilk­nie, gdy tylko zoba­czy obo­jęt­nego sobie świadka. Infor­ma­cje te bowiem doty­czą naj­bar­dziej intym­nych szcze­gó­łów jego życia ducho­wego, wszyst­kiego, co jako jed­nostka samo­dzielna pod wzglę­dem spo­łecz­nym musi przed innymi ukry­wać, wszyst­kiego, do czego jako indy­wi­duum nie chce przy­znać się przed samym sobą.

Nie mogą więc pań­stwo być tylko świad­kami zabiegu psy­cho­ana­li­tycz­nego. Może­cie tylko sły­szeć o nim; psy­cho­ana­lizę w ści­słym tego słowa zna­cze­niu może­cie poznać jedy­nie ze sły­sze­nia. Przez te infor­ma­cje z dru­giej ręki powstają dla sfor­mu­ło­wa­nia wła­snego sądu warunki nie­zwy­kłe. Pra­wie wszystko zależy od tego, jakim stop­niem wiary obda­rzają pań­stwo swego infor­ma­tora.

Przy­pu­śćmy, że nie przy­szli­ście na wykład psy­chia­tryczny, przy­pu­śćmy, że jeste­ście słu­cha­czami wykładu histo­rycz­nego i wykła­dowca opo­wiada wam o życiu i czy­nach wojen­nych Alek­san­dra Wiel­kiego. Jakie powody mie­li­by­ście do uwie­rze­nia, że słowa wykła­dowcy odpo­wia­dają rze­czy­wi­sto­ści?

Wydaje się nawet, że sytu­acja jest w tym przy­padku jesz­cze bar­dziej nie­po­myślna ani­żeli w wypadku psy­cho­ana­lizy. Nauczy­ciel histo­rii tak samo nie był świad­kiem wypraw wojen­nych Alek­san­dra Wiel­kiego, jak i pań­stwo, psy­cho­ana­li­tyk zaś mówi przy­naj­mniej o spra­wach, w któ­rych sam grał pewną rolę. Teraz przy­cho­dzi kolej na to, co pozwala wam wie­rzyć histo­ry­kowi. Może on powo­ły­wać się na rela­cje sta­ro­żyt­nych pisa­rzy, któ­rzy albo byli współ­cze­śni Alek­san­drowi Wiel­kiemu, albo też, jak Dio­dor, Plu­tarch, Arrian i inni, byli bli­scy zda­rze­niom, o które cho­dzi. Może dalej poka­zać wam rysunki monet i posą­gów kró­lew­skich, może zazna­jo­mić was wszyst­kich z foto­gra­fią mozaiki pom­pe­jań­skiej przed­sta­wia­ją­cej bitwę pod Issos. Ści­śle mówiąc, wszyst­kie te doku­menty dowo­dzą jedy­nie tego, że już dawne gene­ra­cje wie­rzyły w ist­nie­nie Alek­san­dra i w jego czyny. Kry­tyka wasza mogłaby się roz­po­cząć od nowa. Stwier­dzi­łaby ona, że nie wszyst­kie infor­ma­cje o Alek­san­drze są wia­ry­godne, nie wszyst­kie szcze­góły pewne. Mimo to trudno przy­pu­ścić, że pań­stwo opu­ści­li­by­ście salę wykła­dową, wąt­piąc w ist­nie­nie Alek­san­dra Wiel­kiego. Na roz­strzy­gnię­cie wasze mia­łyby wpływ dwie oko­licz­no­ści. Po pierw­sze, oko­licz­ność, że wykła­dowca nie ma logicz­nej przy­czyny poda­wa­nia wam za rzecz realną cze­goś, czego sam nie uważa za realne. Po dru­gie fakt, że wszyst­kie książki histo­ryczne przed­sta­wiają temat, o któ­rym mowa, w podobny spo­sób. Jeżeli póź­niej przej­dzie­cie pań­stwo do bada­nia daw­nych źró­deł, uwzględ­niać będzie­cie jako te same momenty ewen­tu­alne motywy waszych infor­ma­to­rów i zgod­ność wza­jemną świa­dectw. Rezul­tat bada­nia będzie w wypadku Alek­san­dra bez wąt­pie­nia uspo­ka­ja­jący; byłby on praw­do­po­dob­nie inny, gdyby cho­dziło o takie oso­bi­sto­ści, jak Moj­żesz czy Nim­rod. Wąt­pli­wo­ści, jakie mogą w was powstać w sto­sunku do wia­ry­god­no­ści psy­cho­ana­li­tyka, pozna­cie wystar­cza­jąco dokład­nie przy dal­szych oka­zjach.

Teraz macie pań­stwo prawo zapy­tać: jeżeli nie ist­nieje obiek­tywna wia­ry­god­ność psy­cho­ana­lizy, jeżeli nie ma moż­li­wo­ści zade­mon­stro­wa­nia jej, w jakiż w ogóle spo­sób można nauczyć się jej i prze­ko­nać się o praw­dzi­wo­ści jej twier­dzeń? Istot­nie, nie jest to rze­czą łatwą, nie­wiele też ludzi grun­tow­nie nauczyło się psy­cho­ana­lizy. Oczy­wi­ście, ist­nieje jed­nak wyj­ście. Psy­cho­ana­lizy uczy się czło­wiek przede wszyst­kim na samym sobie, przez stu­dio­wa­nie wła­snej oso­bo­wo­ści. Nie jest to rów­no­znaczne z obser­wo­wa­niem samego sie­bie, ale, od biedy, można drugą z tych funk­cji pod­po­rząd­ko­wać pierw­szej. Ist­nieje sze­reg czę­stych, zna­nych powszech­nie zja­wisk psy­chicz­nych, które czło­wiek sam może uczy­nić przed­mio­tami ana­lizy przy pew­nym obe­zna­niu się z tech­niką. Przy tej spo­sob­no­ści zdo­bywa się poszu­ki­wane prze­ko­na­nie o real­no­ści zja­wisk, które opi­suje psy­cho­ana­liza, oraz prze­świad­cze­nie o słusz­no­ści jej poglą­dów. Postęp na tej dro­dze jest jed­nak ogra­ni­czony. O wiele dalej zajść można, gdy się czło­wiek daje ana­li­zo­wać przez doświad­czo­nego ana­li­tyka, gdy prze­żywa dzia­ła­nie ana­lizy na wła­snej jaźni i korzy­sta ze spo­sob­no­ści, by pod­pa­trzyć u innego sub­telną tech­nikę dzia­ła­nia. Świetna ta droga dostępna jest, oczy­wi­ście, zawsze tylko dla jed­no­stek, nie dla całego kole­gium słu­cha­czy.

Za drugą trud­ność w pozna­wa­niu przez pań­stwa psy­cho­ana­lizy nie ponosi już odpo­wie­dzial­no­ści psy­cho­ana­liza, lecz wy sami, moi słu­cha­cze, o ile dotych­czas zaj­mo­wa­li­ście się medy­cyną. Wykształ­ce­nie dotych­czasowe dało waszemu spo­so­bowi myśle­nia pewien kie­ru­nek, daleki od psy­cho­ana­lizy. Szko­lono was w tym kie­runku, byście funk­cje orga­ni­zmu i ich zakłó­ce­nia uza­sad­niali ana­to­micz­nie, wyja­śniali che­micz­nie i fizycz­nie, ujmo­wali bio­lo­gicz­nie. Ani cząstki waszego zain­te­re­so­wa­nia nie skie­ro­wano na życie psy­chiczne, które jest prze­cież punk­tem szczy­to­wym tego prze­dziw­nie skom­pli­ko­wa­nego orga­ni­zmu. Dla­tego obcy dla was psy­cho­lo­giczny spo­sób myśle­nia i dla­tego przy­zwy­cza­ili­ście się patrzeć na niego z nie­do­wie­rza­niem, odma­wiać mu nauko­wego cha­rak­teru, pozo­sta­wiać go laikom, poetom, filo­zo­fom i misty­kom. To ogra­ni­cze­nie jest nie­za­wod­nie szko­dliwe dla waszej dzia­łal­no­ści lekar­skiej, gdyż chory, jak się to zda­rza z reguły w sto­sun­kach mię­dzy ludźmi, przede wszyst­kim uka­zuje wam swą duchową fasadę. Oba­wiam się, że za karę zmu­szeni będzie­cie część dzia­ła­nia tera­peu­tycz­nego, o które wam cho­dzi, pozo­sta­wić tak przez was pogar­dza­nym zna­cho­rom i misty­kom. Zdaję sobie sprawę, jakie ist­nieje wytłu­ma­cze­nie dla tego braku w waszych dotych­czasowych stu­diach. Brak wam filo­zo­ficz­nej nauki pomoc­ni­czej, która mogłaby sta­nąć na usługi waszych lekar­skich zamie­rzeń. Ani filo­zo­fia spe­ku­la­tywna, ani psy­cho­lo­gia opi­sowa, ani bli­ska fizjo­lo­gii zmy­słów tak zwana psy­cho­lo­gia doświad­czalna, w tej for­mie, jak się ich uczy na uczel­niach, nie są w sta­nie powie­dzieć nic uży­tecz­nego o sto­sunku mię­dzy dzie­dziną fizyczną i psy­chiczną; nie mogą one rów­nież dać w wasze ręce klu­cza do zro­zu­mie­nia ewen­tu­al­nych zakłó­ceń funk­cji psy­chicz­nych. Wpraw­dzie w obrę­bie samej medy­cyny opi­sy­wa­niem zaob­ser­wo­wa­nych zabu­rzeń psy­chicz­nych i uło­że­niem z nich kli­nicz­nych obra­zów cho­ro­bo­wych zaj­muje się psy­chia­tria, ale w pew­nych chwi­lach sami psy­chia­trzy mają wąt­pli­wo­ści, czy ich dane o cha­rak­te­rze czy­sto opi­so­wym zasłu­gują na miano nauki. Objawy skła­da­jące się na te obrazy cho­ro­bowe są co do swego pocho­dze­nia, mecha­ni­zmu i wza­jem­nych powią­zań nie­zba­dane; albo nie odpo­wia­dają im żadne wyraźne zmiany ana­to­micz­nego narządu duszy, albo też są to zmiany tego rodzaju, które wam niczego nie wyja­śniają. Te zabu­rze­nia psy­chiczne są tylko wtedy dostępne oddzia­ły­wa­niu tera­peu­tycz­nemu, kiedy można je roz­po­znać jako objawy poboczne innego orga­nicz­nego scho­rze­nia. Tu mamy lukę, którą stara się wypeł­nić psy­cho­ana­liza. Chce ona dać psy­chia­trii bra­ku­jącą pod­stawę psy­cho­lo­giczną, ma nadzieję, że odkryje wspólny grunt, na któ­rym zetknię­cie się zabu­rzeń fizycz­nych z psy­chicz­nymi sta­nie się zro­zu­miałe. Aby ten cel osią­gnąć, psy­cho­ana­liza musi uwol­nić się od obcych jej prze­sła­nek natury ana­to­micz­nej, che­micz­nej lub fizjo­lo­gicz­nej, musi pra­co­wać wyłącz­nie przy uży­ciu czy­sto psy­cho­lo­gicznych pojęć pomoc­ni­czych. Dla­tego wła­śnie oba­wiam się, że z początku wyda­wać się będzie pań­stwu obca.

Następną trud­no­ścią nie chcę obcią­żać ani was, ani waszego wykształ­ce­nia lub nasta­wie­nia. Dwiema tezami obraża psy­cho­ana­liza cały świat i naraża się na jego nie­chęć. Jedna z nich skie­ro­wana jest prze­ciw prze­są­dowi inte­lek­tu­al­nemu, druga prze­ciw prze­są­dowi natury este­tyczno-moral­nej. Nie powin­ni­śmy tych prze­są­dów lek­ce­wa­żyć; są to czyn­niki potężne, ema­na­cje poży­tecz­nych, nawet koniecz­nych faz roz­wo­jo­wych ludz­ko­ści. Pod­trzy­mują je siły pły­nące z emo­cji; walka z nimi jest ciężka. Pierw­sza z tych nie­po­pu­lar­nych tez psy­cho­ana­lizy utrzy­muje, że pro­cesy duchowe są w swej isto­cie nie­świa­dome, pro­cesy zaś świa­dome sta­no­wią jedy­nie poszcze­gólne akty i czę­ści całego życia psy­chicz­nego. Pro­szę przy­po­mnieć sobie, że przy­zwy­cza­jeni jeste­śmy do cze­goś prze­ciwnego: do utoż­sa­mia­nia zja­wisk psy­chicz­nych ze świa­do­mo­ścią. Świa­do­mość jest dla nas cechą okre­śla­jącą stronę psy­chiczną, psy­cho­lo­gia nauką o tre­ści świa­do­mo­ści. To iden­ty­fi­ko­wa­nie wydaje nam się samo przez się tak zro­zu­miałe, że twier­dze­nie cze­goś prze­ciwnego wygląda na non­sens. Mimo to psy­cho­ana­liza nie może wysu­nąć tego prze­ciwnego poglądu, nie może sta­nąć na sta­no­wi­sku, że świa­dome jest iden­tyczne z psy­chicz­nym. Według jej defi­ni­cji na psy­cho­lo­gię skła­dają się pro­cesy z dzie­dziny odczu­wa­nia, myśle­nia i woli; musi ona bro­nić poglądu, iż ist­nieje nie­świa­dome myśle­nie i nie­znane dąże­nie. Przez to z góry traci sym­pa­tię wszyst­kich przy­ja­ciół trzeź­wej nauko­wo­ści i ściąga na sie­bie podej­rze­nie fan­ta­stycz­nej wie­dzy tajem­nej, która chce budo­wać w ciem­no­ściach i łowić ryby w męt­nej wodzie. Ale pań­stwo, któ­rzy mnie słu­cha­cie, nie może­cie, oczy­wi­ście, jesz­cze zro­zu­mieć, jakim pra­wem zda­nie tak abs­trak­cyj­nej natury, jak: „To, co jest psy­chiczne, jest świa­dome”, uwa­żam za prze­sąd. Nie może­cie rów­nież odgad­nąć, jakie drogi roz­wo­jowe mogły dopro­wa­dzić do zaprze­cze­nia ist­nie­nia nie­świa­domego, jeżeli ono w ogóle ist­nieje, i jaka korzyść mogła być rezul­ta­tem tej nega­cji. Kwe­stia, czy należy psy­chikę utoż­sa­mić ze świa­do­mo­ścią, czy też ma ona wyjść poza świa­do­mość, wygląda na pustą grę słów. Mogę was jed­nak zapew­nić, że przez przy­ję­cie tezy o nie­świa­do­mych pro­ce­sach psy­chicz­nych uto­ro­wana została w świe­cie i nauce droga do decy­du­ją­cej, nowej orien­ta­cji.

Tak samo nie mogą pań­stwo prze­czuć, jak ści­sły zacho­dzi zwią­zek mię­dzy pierw­szą śmiałą tezą psy­cho­ana­lizy a drugą, o któ­rej zaraz będę mówił. Druga teza, którą psy­cho­ana­liza uważa za jedno ze swych osią­gnięć, zawiera twier­dze­nie, że popędy, które w cia­śniej­szym i szer­szym uję­ciu okre­ślić można jedy­nie jako sek­su­alne, odgry­wają w gene­zie cho­rób ner­wo­wych i umy­sło­wych nie­zwy­kle wielką, dotych­czas nie­do­sta­tecz­nie doce­nianą rolę. Wię­cej: te same popędy sek­su­alne współ­dzia­łają przy powsta­wa­niu naj­wyż­szych kul­tu­ral­nych, arty­stycz­nych i socjal­nych two­rów ducha ludz­kiego.

Według mego doświad­cze­nia, nie­chęć do tego rodzaju badań psy­cho­ana­li­tycz­nych jest naj­waż­niej­szym źró­dłem oporu, na jaki one natra­fiają. Chce­cie pań­stwo wie­dzieć, jak sobie to tłu­ma­czymy? Sądzimy, że kul­tura stwo­rzona została pod wpły­wem koniecz­no­ści życio­wej kosz­tem zaspo­ko­je­nia popę­dów. Two­rzy się je cią­gle na nowo, ile­kroć jed­nostka wstę­pu­jąca do ludz­kiej spo­łecz­no­ści powta­rza skła­da­nie ofiar z zaspo­ko­je­nia popę­dów na korzyść ogółu. Wśród tych sił ważną rolę grają popędy sek­su­alne; zostają one przy tym sub­li­mo­wane, to zna­czy odsu­wane od swych celów sek­su­al­nych i skie­ro­wy­wane ku celom socjal­nie wyżej sto­ją­cym, już nie sek­su­al­nym. Struk­tura ta jest jed­nak płynna, popędy sek­su­alne są nie­do­sta­tecz­nie opa­no­wane. Każdy, kto pra­gnie współ­pra­co­wać w dziele kul­tury, nara­żony jest na nie­bez­pie­czeń­stwo, że jego popędy sek­su­alne będą takiemu ich użyt­ko­wa­niu sta­wiały opór. Za naj­więk­sze zagro­że­nie kul­tury uważa spo­łe­czeń­stwo wyzwo­le­nie się popę­dów sek­su­al­nych i ich powrót do pier­wot­nych celów. Spo­łe­czeń­stwo nie lubi więc, gdy się zwraca uwagę na tę draż­liwą stronę jego powsta­wa­nia, nie zależy mu na tym, by siła popę­dów sek­su­al­nych była uznana, a ich zna­cze­nie stało się dla każ­dego jasne i wyraźne. Prze­ciw­nie, dla celów wycho­waw­czych poszło ono drogą odwra­ca­nia uwagi od całej tej dzie­dziny. Dla­tego nie znosi rezul­tatu badań psy­cho­ana­li­tycz­nych, o któ­rym mówi­li­śmy, chcia­łoby go napięt­no­wać jako este­tycz­nie odra­ża­jący, moral­nie godny potę­pie­nia i nie­bez­pieczny. Ale zarzuty takie nie mogą w niczym osła­bić obiek­tyw­nych rezul­ta­tów pracy nauko­wej. O ile pro­test ma być groźny i sły­szany, musi się go prze­nieść do dzie­dziny inte­lek­tu­al­nej. Ale to już leży w natu­rze ludz­kiej, że się jest skłon­nym do uwa­ża­nia cze­goś za nie­słuszne, jeżeli się tego cze­goś nie znosi. Nie trudno wtedy o argu­menty prze­ciwko temu. Spo­łe­czeń­stwo czyni więc z tego, co mu jest nie­miłe, rzecz nie­słuszną, zwal­cza prawdy psy­cho­ana­li­tyczne argu­men­tami logicz­nymi i rze­czo­wymi, pły­ną­cymi jed­nak ze źró­deł emo­cjo­nal­nych, i te zastrze­że­nia, będące prze­są­dami, wysuwa prze­ciw wszel­kim pró­bom ich oba­le­nia.

My jed­nak możemy twier­dzić, że przez sta­wia­nie zakwe­stio­no­wa­nej tezy nie szli­śmy po linii żad­nej ten­den­cji. Chcie­li­śmy jedy­nie dać wyraz pew­nemu sta­nowi fak­tycz­nemu, który pozna­li­śmy w trak­cie żmud­nej pracy. Mamy pełne prawo odrzu­cić kate­go­rycz­nie wtrą­ca­nie tego rodzaju wzglę­dów prak­tycz­nych do pracy nauko­wej, zanim zdą­ży­li­śmy zba­dać, czy obawa, która nam te względy chce narzu­cić, jest uza­sad­niona czy też nie.

Oto nie­które spo­śród trud­no­ści, które stoją na dro­dze waszej pracy nad psy­cho­ana­lizą. Na począ­tek to chyba wię­cej niż dosyć. Skoro prze­zwy­cię­ży­cie to wra­że­nie, będzie­cie mogli kon­ty­nu­ować naszą pracę.Wykład IV – Czyn­no­ści pomył­kowe (zakoń­cze­nie)

WYKŁAD IV
Czyn­no­ści pomył­kowe
(zakoń­cze­nie)

Panie i pano­wie! Jako rezul­tat naszych dotych­cza­so­wych wysił­ków możemy usta­lić bez­spor­nie i przy­jąć za pod­stawę dal­szych badań, że czyn­no­ści pomył­kowe mają swój sens. Należy raz jesz­cze pod­kre­ślić, że nie twier­dzimy – twier­dze­nie to jest dla naszych celów zbędne – jakoby każda czyn­ność pomył­kowa miała swój sens, jak­kol­wiek uwa­żamy to za praw­do­po­dobne. Wystar­czy, jeżeli sens ten można przy róż­nych for­mach czyn­no­ści pomył­kowej względ­nie czę­sto usta­lić. Te roz­ma­ite formy wyglą­dają zresztą pod tym wzglę­dem roz­ma­icie. Przy prze­ję­zy­cze­niu na przy­kład lub przy pomył­kach w piśmie mogą się zda­rzyć wypadki o moty­wa­cji czy­sto fizjo­lo­gicz­nej, przy obja­wach pole­ga­ją­cych na zapo­mnie­niu (zapo­mi­na­nie nazw i zamia­rów, gubie­nie przed­mio­tów) trudno mi w to uwie­rzyć; co do gubie­nia, to praw­do­po­dob­nie zda­rzają się wypadki, w któ­rych jest ono nie­za­mie­rzone. W ogóle zda­rzające się w życiu pomyłki tylko w pew­nym stop­niu pod­dają się oce­nom z naszego punktu widze­nia. Należy pamię­tać o tych zastrze­że­niach, jeżeli wycho­dzimy obec­nie z zało­że­nia, że czyn­no­ści pomył­kowe są aktami psy­chicz­nymi i powstają przez ście­ra­nie się dwóch zamia­rów.

Oto pierw­szy rezul­tat psy­cho­ana­lizy. O ist­nie­niu takich ście­rań się i moż­li­wo­ści, że rezul­tatem ich bywają tego rodzaju zja­wi­ska, psy­cho­lo­gia dotych­czas nie wie­działa. Roz­sze­rzy­li­śmy znacz­nie świat zja­wisk psy­chicz­nych, zdo­by­li­śmy dla psy­cho­lo­gii zja­wi­ska, które dotych­czas były poza jej obrę­bem.

Pozo­stańmy jesz­cze chwilę przy twier­dze­niu, że czyn­no­ści pomył­kowe są „aktami psy­chicz­nymi”. Czy zawiera ono wię­cej niż nasze ogólne twier­dze­nie, że mają one sens? Nie sądzę; raczej jest ono bar­dziej nie­okre­ślone i daje pole do nie­po­ro­zu­mień. Wszystko, co można zaob­ser­wo­wać w życiu psy­chicz­nym, okre­ślać będziemy jako zja­wi­sko duchowe. Będzie wła­śnie cho­dziło o to, czy poje­dyn­czy objaw psy­chiczny wypły­nął bez­po­śred­nio z oddzia­ły­wań cie­le­snych, czyli orga­nicz­nych, w któ­rym to wypadku bada­nie nie należy do psy­cho­lo­gii, czy też pocho­dzi od innych pro­ce­sów psy­chicznych, za któ­rymi gdzieś, póź­niej, roz­po­czyna się sze­reg oddzia­ły­wań orga­nicz­nych. Ten wła­śnie stan rze­czy mamy na oku, gdy jakieś zja­wi­sko okre­ślamy jako pro­ces psy­chiczny, i dla­tego bar­dziej celowe będzie takie sfor­mu­ło­wa­nie naszego twier­dze­nia: zja­wi­sko jest pełne sensu, ma sens. Przez sens rozu­miemy zna­cze­nie, zamiar, ten­den­cję i pozy­cję w sze­regu psy­chicznych związ­ków przy­czy­no­wych.

Ist­nieje sze­reg innych zja­wisk sto­ją­cych bar­dzo bli­sko czyn­no­ści pomył­ko­wych, dla któ­rych jed­nak ta nazwa się nie nadaje. Nazy­wamy je czyn­no­ściami _przy­pad­ko­wymi_ i _symp­to­ma­tycz­nymi_. Posia­dają rów­nież cha­rak­ter cze­goś nie­umo­ty­wo­wa­nego, nie­po­zor­nego i nie­wy­raź­nego, ponadto jed­nak wyraź­niej zazna­cza się w nich cecha zbęd­no­ści. Od czyn­no­ści pomył­ko­wej różni je brak innego zamiaru, z któ­rym by się ście­rały, który by je zakłó­cał. Z dru­giej strony, prze­cho­dzą bez wyraź­nego roz­gra­ni­cze­nia w gesty i ruchy, które zali­czamy do wyrazu uczuć.

Do tych czyn­no­ści przy­pad­ko­wych należą wszyst­kie czyn­no­ści pozor­nie bez­ce­lowe, wyko­ny­wane bez żad­nego wysiłku, a odno­szące się do ubioru, do poszcze­gól­nych czę­ści naszego ciała, do przed­mio­tów, po które możemy się­gnąć, do melo­dii, którą cza­sami nucimy pod nosem. Stoję na sta­no­wi­sku, że wszyst­kie te zja­wi­ska mają sens i zna­cze­nie w tym samym stop­niu co czyn­no­ści pomył­kowe, co drobne prze­jawy innych, waż­niej­szych pro­ce­sów ducho­wych i co peł­no­war­to­ściowe akty psy­chiczne. Ale nie mam zamiaru pozo­sta­wać przy tym roz­sze­rze­niu dzie­dziny zja­wisk psy­chicz­nych; wróćmy do czyn­no­ści pomył­ko­wych, przy któ­rych sze­reg kwe­stii waż­nych dla psy­cho­ana­lizy wyraź­niej da się usta­lić.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: