Wszyscy kłamią - ebook
Wszyscy kłamią - ebook
Oto człowiek! Wszystko, czego wolelibyście nie wiedzieć o sobie i innych
Serum prawdy – niepotrzebne, konfesjonały – do lamusa, wykrywacze kłamstw – na śmietnik historii! Jest jedno miejsce, gdzie ludzie są – przynajmniej na ogół – absolutnie szczerzy: okno wyszukiwarki.
Seth Stephens-Davidowitz, filozof i doktor ekonomii, były pracownik Google’a, przeanalizował dane z wyszukiwań internetowych dotyczących między innymi rasizmu, depresji, wykorzystywania nieletnich, poczucia humoru czy preferencji seksualnych. Owocem tych badań jest książka Wszyscy kłamią – bestseller „New York Timesa” i „Wall Street Journal”, Książka Roku według „The Economist” i „Business Insider”.
Jak często ludzie NAPRAWDĘ uprawiają seks?
Co należy mówić na pierwszej randce, żeby nie stracić szans na drugą?
Ilu naprawdę jest rasistów w Ameryce?
Czy Freud ściemniał?
Czy rodzice inaczej traktują synów, a inaczej córki?
Jaki procent mężczyzn to geje?
Znaczna część z tego, co dotychczas myśleliśmy o ludziach, to fałsz, twierdzi Stephens-Davidowitz. Powód? Ludzie kłamią – w kwestionariuszach i rozmowach. Okłamują przyjaciół, kochanków, lekarzy i samych siebie.
Dziś nie musimy już jednak opierać się wyłącznie na deklaracjach ankietowanych. Dane z Internetu – ślady informacji, które miliardy ludzi zostawiają w Google, mediach społecznościowych, serwisach randkowych, a nawet na stronach pornograficznych – wreszcie pokazują nagą prawdę. Możemy teraz dowiedzieć się, co ludzie naprawdę myślą i czego pragną.
Wnioski? Mogą rozśmieszyć, zszokować albo głęboko zaniepokoić. Z całą pewnością jednak skłonią do refleksji nad tym, kim jest człowiek początku XXI wieku.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-07124-3 |
Rozmiar pliku: | 4,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Odkąd filozofowie zaczęli spekulować na temat „cerebroskopu”, mitycznego urządzenia wyświetlającego ludzkie myśli na ekranie monitora, przedstawiciele nauk społecznych szukają instrumentów, dzięki którym można by odkryć mechanizm natury ludzkiej. Przez długie lata mojej pracy psychologa eksperymentalnego wchodziły w modę i traciły na popularności różne metody badawcze, a ja próbowałem stosować je wszystkie – skalę ocen, czas reakcji, zwężenie źrenic czy neuroobrazowanie funkcjonalne. Miałem nawet chorych na epilepsję pacjentów z elektrodami, którzy w oczekiwaniu na kolejny atak chętnie poddawali się eksperymentom językowym.
Żadna z tych metod nie dostarcza jednak bezpośredniego wglądu w ludzki umysł, jesteśmy więc zmuszeni do wielkich kompromisów naukowych. Ludzkie myśli przyjmują postać skomplikowanych tez i twierdzeń; nie jest tak, jak chce Woody Allen – że przeczytawszy szybko Wojnę i pokój, myślimy potem tylko, że „To była książka o jakichś Rosjanach”. A skomplikowane tezy i twierdzenia w swojej poplątanej, wielowymiarowej chwale sprawiają naukowcom trudności analityczne. Oczywiście gdy ludzie się przed nami otwierają, jesteśmy w stanie zarejestrować bogactwo ich strumienia świadomości, monologi nie stanowią jednak idealnej bazy danych, na których moglibyśmy sprawdzać swoje hipotezy. Z drugiej strony, jeśli skupimy się na elementach łatwo policzalnych, jak czas reakcji człowieka na słowa albo reakcja naszego naskórka na treści wizualne, możemy dokonywać rachunków statystycznych, ale redukujemy wtedy skomplikowaną strukturę poznawczą do pojedynczej liczby. Nawet najbardziej zaawansowane metody badań neuroobrazów mogą nam co najwyżej powiedzieć, jak myśl rozkłada się w przestrzeni 3-D, nie wyjaśnią jednak, z czego jest zbudowana.
Jak gdyby kompromis między łatwością obróbki materiału a jego złożonością nie był złem sam w sobie, uczeni zajmujący się naturą ludzką mają także kłopot z Prawem Małych Liczb. Taką nazwę Amos Tversky i Daniel Kahnemann nadali fałszywemu mniemaniu, że cechy populacji odbijają się w dowolnej, nawet najmniejszej próbce testowej. Wszyscy, w tym i uczeni biegli w matematyce, żywią żałośnie błędne poglądy co do tego, ile osób naprawdę trzeba przebadać, zanim będziemy mogli wyeliminować przypadkowe wnioski i domysły i uogólnić wyniki naszych eksperymentów w taki sposób, aby rozciągnąć je na wszystkich Amerykanów, nie wspominając już o całej ludzkości. A wartość naszych badań jest tym bardziej wątpliwa, jeśli uczestnicy biorą w nich udział dla osobistych korzyści, jak choćby nasi studenci trzeciego roku, którym wypłacamy drobne kwoty na piwo.
Ta książka opisuje zupełnie nowy sposób badania ludzkiego umysłu. Big data, wielki zbiór danych zbudowany na podstawie wyszukiwań internetowych i innych działań online, to wprawdzie nie cerebroskop, ale Seth Stephens-Davidowitz dowodzi, że takie zbiory danych pozwalają nam zajrzeć w głąb ludzkiej duszy głębiej niż kiedykolwiek. Pochyleni w samotności nad klawiaturą komputera ludzie przyznają się do najdziwniejszych rzeczy, czasami dlatego (na przykład na portalach randkowych albo szukając profesjonalnej porady), że chcą wywołać jakieś skutki w realnym życiu, a czasami przeciwnie, dlatego że ich nie chcą – zrzucają zatem niekiedy kamień z serca, przyznając się do pewnych pragnień czy obaw, bo wiedzą, że nikt w realnym świecie nie zareaguje na nie pełnym przerażenia zdumieniem albo w jakiś znacznie gorszy sposób. Czy jednak ktoś zareaguje, czy nie, internauci nie tylko stukają po prostu w klawisze lub przekręcają gałki, ale też wpisują w sieć tryliony najróżniejszych sekwencji znakowych, aby wyrazić za ich pośrednictwem swoje myśli w całym ich wybuchowym, kombinacyjnym ogromie. I jeszcze lepiej – pozostawiamy za sobą te cyfrowe ślady w takiej formie, że łatwo jest je gromadzić i analizować. Internauci wywodzą się z wszystkich grup społecznych. Mogą brać udział w niejawnych eksperymentach, w których wykorzystuje się różne bodźce i tabularyzuje je w czasie rzeczywistym. Ludzie dokonujący wpisów w sieci skwapliwie dostarczają nam takich danych, i to we wprost gargantuicznych ilościach.
Książka Wszyscy kłamią jest czymś więcej niż tylko dowodem na słuszność pewnej koncepcji. Wnioski Stephensa-Davidowitza wielokrotnie przewracały do góry nogami mniemania, jakie miałem na temat mojego kraju i gatunku homo sapiens. Skąd wzięło się nieoczekiwane poparcie dla Donalda Trumpa? Czy kiedy w 1976 roku Ann Landers zapytała swoich czytelników, czy żałują tego, że mają dzieci, i ze zdumieniem stwierdziła, że większość z nich odpowiada twierdząco, to została wprowadzona w błąd, bo jej sondaż objął niereprezentatywną próbkę respondentów, których sama wybrała? Czy to Internet ponosi winę za powstanie „bańki filtrującej”, jak redundantnie bywa nazywany sieciowy kryzys końca drugiej dekady XXI wieku? Co powoduje przestępstwa nienawiści? Czy ludzie szukają dowcipów w Internecie, by poprawić sobie nastrój? Lubię myśleć, że nic nie jest w stanie mnie zaszokować, lecz informacje o tym, co Internet mówi nam na temat ludzkiej seksualności, naprawdę mną wstrząsnęły – jak na przykład wiadomość, że określona liczba kobiet co miesiąc wyszukuje zdjęcia oraz filmy przedstawiające „ruchanie wypchanych zwierząt”. Tego faktu nie mogłyby ujawnić żadne eksperymenty oparte na czasie reakcji, zwężeniu źrenic czy funkcjonalnym neuroobrazowaniu.
Wszyscy kłamią przypadnie do gustu każdemu czytelnikowi. Stephens-Davidowitz z niezłomną dociekliwością i czarującą inteligencją wskazuje nową ścieżkę rozwoju dla nauk społecznych w XXI stuleciu. Po co nam cerebroskop, skoro otworzyliśmy tak nieskończenie fascynujące okno, przez które dobrze widać nasze obsesje?
Steven Pinker, 2017