Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Wszyscy mamy źle w głowach. Tom 4: Słodkich snów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszyscy mamy źle w głowach. Tom 4: Słodkich snów - ebook

„Słodkich snów” to czwarty tom serii o losach nastoletnich przyjaciół i ich licealnej klasy.

Jakub przeżywa trudne chwile. W wyniku wypadku doznał urazu ręki i musi szukać gitarzysty, który go zastąpi, a przygotowania do kolejnych koncertów przebiegają w napiętej atmosferze. Jakuba jednak najbardziej martwi ta dziewczyna, dla której warto pisać piosenki, a która tkwi w dziwnym, nieudanym związku i ostatnio bywa bardzo smutna…

Kaśka nie może się uwolnić od Adama, jego intencje są dla niej coraz bardziej niejasne. Martwi ją też zachowanie Róży. Nie wie, że przyjaciółka jest w niej zakochana, a konfliktowa sytuacja prowadzi do dramatycznych wydarzeń. Z pozoru niewinny primaaprilisowy żart okazuje się mieć groźne konsekwencje…

Czy klasa zaakceptuje prawdę o Róży? Jak zareagują przyjaciele, gdy dowiedzą się o udawanym związku Kaśki i Adama? I jak zareaguje Jakub, któremu Kaśka od dawna nie jest obojętna?

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7706-0
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WTOREK, 5 MARCA

Ala od rana miała złe przeczucia.

Rzadko jej się to zdarzało. Nie uważała się za osobę zdolną przewidzieć przyszłość, dziś jednak czuła wyraźnie, że stanie się coś niedobrego.

Z początku myślała, że złe przeczucia dotyczą Weroniki. Nie wiedziała w końcu, czego się spodziewać po osobie nadwrażliwej, przeżywającej poważny dramat. Jednak koleżanka z ławki zachowywała się tak, jakby rozstanie z chłopakiem w ogóle jej nie dotknęło. Pozostawała niewzruszona, wręcz pogodna, zupełnie jak nie ona.

Podobno Marek uznał, że Wera go zdradziła, przychodząc na imprezę, nie poinformowawszy go o tym, choć była świadoma, że to mu się nie spodoba. Goście, którzy mieli go odwiedzić tamtego piątkowego wieczoru, w ostatniej chwili odwołali przyjazd. Bezskutecznie próbował się z nią skontaktować, a gdy nie odbierała telefonu, pojechał do niej. Nie zastał jej w domu i szybko uświadomił sobie, gdzie się wybrała. Jak opowiadała Ali zdumiona Weronika, Marek odczytał jej intencje zupełnie na opak. Uznał, że celowo nie odbierała telefonu, bo wstydziła się tego, co zrobiła. Zabolało go też, że – jak twierdził – do tego stopnia zabiegała o akceptację paczki, że zrezygnowała ze swojego postanowienia, by nie pić alkoholu. Najbardziej zaskoczył ją tym, że po wysłuchaniu wyjaśnień i tak z nią zerwał. Niby wierzył w jej słowa, ale nie mógł zapomnieć o tym, jak bardzo poczuł się przez nią zraniony. Niebywałe!

Ala nie całkiem wierzyła w dobrą minę Wery. Wiedziała, że niektórzy ludzie przeżywają największe cierpienia właśnie w ten sposób: z uśmiechem na ustach. Jednak do końca dnia Weronice nie przydarzyło się nic gorszego niż to, z czym już się zmagała.

Nikomu z klasy nie stało się nic złego. Bartkowi też nie – myśli Ali jakoś zaskakująco szybko zboczyły w jego kierunku, gdy tylko przestała się zamartwiać porzuconą Werą. Bartek był w dobrej formie, wyraźnie spokojniejszy i bardziej zadowolony z życia, odkąd urodziła mu się siostrzyczka. Jak twierdził, starał się wysypiać na zapas, by mieć siłę na zarwane noce, gdy jego mama wróci już z niemowlakiem do domu.

Kiedy zadzwonił dzwonek po ostatniej lekcji, Ala czuła z jednej strony niemądre rozczarowanie, że intuicja wprowadziła ją w błąd, z drugiej strony – ulgę. Złe przeczucia przypomniały jej się jednak wieczorem, gdy jak co tydzień wybrała się na siłownię z chłopakami z zespołu.

Tym razem dołączył do nich również Adrian. Ala wiedziała, że kolegom niekoniecznie odpowiadało jego towarzystwo, rozumieli jednak, że nie powinni go wykluczać ze wspólnych wyjść. Tym bardziej że nowy wokalista naprawdę starał się z nimi zakumplować.

Filip zachowywał się bardzo niepewnie. Niewiele mówił, trzymał się blisko niej, w odległości kilku kroków od Jakuba i Adriana. Odkąd Adrian śpiewał z nimi w Szatni, Filip znów stał się wycofany i nieufny. Ala rozumiała dobrze jego zmartwienie. To, co widział w lustrze, wyraźnie mu nie odpowiadało, a pojawienie się wysokiego, dobrze zbudowanego Adriana w zespole chyba jeszcze boleśniej przypomniało mu o jego kompleksach. Kto to wymyślił, że chłopcy nie przejmują się swoim wyglądem tak jak dziewczyny?

Jakub nie miał kompleksów albo umiejętnie je ukrywał. Za to ewidentnie nastawił się na rywalizację. Prawie od wejścia do siłowni ścigali się z Adrianem, porównywali swoją wytrzymałość, sprawność, muskulaturę, sprawdzali, który z nich podniesie większy ciężar… To zaniepokoiło Alę. Dawno się nauczyła, że na siłowni podobne popisy grożą niebezpieczeństwem. Na szczęście nie musiała się o tym przekonywać na własnej skórze, była na to zbyt ostrożna. Ale wystarczająco się napatrzyła na brawurę innych osób.

Ledwie o tym pomyślała, a jej wzrok przykuła szczupła brunetka w drugim kącie sali. Siłowała się z jedną z maszyn. Ewidentnie początkująca, robiła błędy widoczne gołym okiem nawet dla osoby średniozaawansowanej, jak Ala. A wkładała w to tyle pasji i źle wykorzystanej siły, że lada chwila groziło jej coś gorszego niż zakwasy, których z pewnością mogła się spodziewać. Ala poczuła nagle, że wraca do niej męczące przeczucie z rana: że coś się stanie. Dotarło do niej, że dzień się jeszcze nie skończył. Może za wcześnie zwątpiła w swoją intuicję?

Kiedy wahała się, czy podejść do nieszczęsnej nowicjuszki, czy liczyć, że zrobi to ktoś inny, uświadomiła sobie, że przecież ją zna – choć bez okularów twarz brunetki wyglądała zupełnie inaczej niż w szkole.

W jednej chwili Ala znalazła się przy niej.

– Róża?

Niechcący ją wystraszyła. Zaskoczona Róża z hukiem upuściła ciężar.

– Przepraszam. – Ala się uśmiechnęła.

– Nic nie szkodzi. – Róża podjęła przerwane ćwiczenie.

– Słuchaj, chodzisz tu od niedawna, prawda?

– Jestem… pierwszy… raz!

– Widać. Mogę ci coś doradzić? Przede wszystkim masz za duży ciężar.

– Wiem! – rzuciła Róża z niespodziewaną agresją. – Słaba jestem, co?

– Nie o to chodzi. Ja bym tego nie podniosła. – Ala zerknęła na dźwigany przez Różę ciężar. – Ale dla ciebie to też za dużo. Trening nie polega na tym, żeby się zamęczyć.

– Powinnam umieć tyle podnosić! – Róża wciąż torturowała swoje ramiona, tak jakby nie słyszała słów Ali.

Bez wątpienia coś ją dręczyło. Miała powody, by tu przyjść, i to w dodatku sama, bez nieodłącznej Kaśki.

– Róża, co się dzieje?

Nie odpowiedziała. Ciężko dyszała i krzywiła się z wysiłku.

– Może powinnaś z kimś pogadać?

– Nie chcę o tym rozmawiać. – Róża spuściła głowę.

To wydawało się takie znajome. Ala potrafiła wyczuć cierpienie osób podobnie jak ona doświadczonych przez los. Wyczuła je teraz u Róży. Aż serce ścisnęło jej się ze współczucia.

– Nawet nie wiesz, jak dobrze cię rozumiem! – westchnęła.

Róża spojrzała na nią niepewnie.

– Słuchaj, Róża. – Ala pochyliła się w jej stronę. – Chodzę tutaj na zajęcia z samoobrony w każdą środę. Może też się wybierzesz? Na pewno nauczysz się więcej niż w ten sposób. – Wskazała na jej napięte, zmęczone ramiona. – Co ty na to?

Róża zmarszczyła brwi. Powoli pokiwała głową w skupieniu.

– To może być niezłe – powiedziała cicho, chyba bardziej do samej siebie niż do niej.

– Ja jestem bardzo zadowolona z tych zajęć – zapewniła ją Ala. – Róża, zostaw na razie tę maszynę, odpocznij trochę. Chodź, przywitasz się z chłopakami.

– Też tu są?

– Tak, przychodzimy tu razem co tydzień. Jest Jakub i Filip, i gdzieś tam są też Marek z Piotrkiem, ale oni nas raczej unikają – wyjaśniła.

Róża na szczęście dała się przekonać. Pewnie zdążyła się już nieźle zmęczyć.

Podeszła do kolegów z wahaniem, które zaskoczyło Alę. Zawsze była nieśmiała, ale teraz zachowywała się tak, jakby miała rozmawiać z zupełnie obcymi ludźmi. Oni też nie okazali entuzjazmu na jej widok. Ala pomyślała, że to z ich strony niezbyt miłe, i zanotowała w pamięci, by zwrócić im uwagę po treningu. Uwielbiała ich, ale czasami potrafili być nieznośni! Jedynie Adrian jako tako odnalazł się w sytuacji i uprzejmie uścisnął Róży dłoń, zaraz jednak wrócił do ćwiczeń.

– Róża, cześć, kogo widzę! – Jakub uśmiechnął się wyjątkowo nieszczerze. – Fajnie, że zaczęłaś ćwiczyć!

Po chwili niezręcznego milczenia Filip zagaił:

– A Kaśka też przyszła?

Ala uśmiechnęła się pod nosem. Kogo jak kogo, ale Kaśki trudno by było nie zauważyć. Skoro jej nie widzieli ani nie słyszeli, to znaczy, że nie przyszła z Różą.

– Ma we wtorki treningi kosza. I zajęcia w świetlicy – odparła Róża raczej niechętnie.

Chyba jej się nie spodobało, że rozmowa tak szybko zeszła na temat Kaśki. Czyżby się pokłóciły? To wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Ala może nie obserwowała ich relacji ze szczególną uwagą, ale nie mogła sobie przypomnieć ani jednej sytuacji, w której widziałaby między nimi jakieś spięcie czy kłótnię. Dla porównania, inne klasowe przyjaciółki nierozłączki, Elka i Zuza, sprzeczały się przynajmniej raz w tygodniu i naprawdę nie trzeba było im się przyglądać, żeby to zauważyć.

– No to pech – skwitował Jakub. – Chętnie bym się z nią posiłował.

– Gorzej, że byś przegrał! – zadrwił Filip.

– Chyba ty, Młody. Dziewczyna jest silna, ale bez przesady.

– Dobra, co teraz? – spytał Adrian, wyraźnie niezainteresowany ich przekomarzaniem. – Kończymy już?

– Jeszcze ławeczka, Aduś. Pokażesz mi, ile wrzucasz na klatę. – Jakub wyszczerzył zęby.

Ala złapała spojrzenie Róży i wymownie przewróciła oczami.

– Popisują się, odkąd tu przyszliśmy – wyjaśniła. – Są gorsi niż dzieci!

Okazało się, że jedną z ławek zajmował Marek. W tym momencie Alę aż zabolała głowa.

Nie rozumiała, prawdę mówiąc, dlaczego po odejściu z zespołu Marek nadal uparcie chodził na tę samą siłownię, dokładnie w te dni i o tej porze co oni. Ona na jego miejscu raczej robiłaby, co się da, żeby unikać konfrontacji. Starali się nie wchodzić mu w drogę, ale to w końcu nie była jakaś duża siłownia. Prędzej czy później musieli się spotkać.

– A oto i nasz siłacz! – Jakub zwrócił się do Marka wyzywająco i raczej nieprzyjemnie. – Dziś chyba jednak trochę nie w formie, co? Tylko osiemdziesiąt dźwigamy?

Wrogość między nimi jeszcze zyskała na sile po tym, jak Marek pojawił się niespodziewanie na piątkowej imprezie, gdzie pokłócił się z Werą i popsuł wszystkim nastrój.

Marek wytrzymał jego spojrzenie i wycedził przez zęby:

– Ty nie dźwigniesz nawet tyle.

– Jak to, myślisz, że nie dźwignę osiemdziesiątki?

Ala poczuła, że jej boląca głowa zaraz eksploduje.

– Jakub, nie wygłupiaj się – poprosiła.

– Ala ma rację – poparł ją Adrian. – On cię podpuszcza, jest wyższy, cięższy. Nie daj się głupio wkręcić.

Jakub patrzył na nich na wpół zirytowany, na wpół rozbawiony.

– Ludzie, ale wy serio myślicie, że nie podniosę osiemdziesięciu kilo? – Parsknął śmiechem. – Przecież to jest mało!

Nie czekał na odpowiedź. Położył się i zademonstrował im, że w istocie osiemdziesiąt kilo leży w zakresie jego możliwości.

W tym czasie Marek zwiększył obciążenie do dziewięćdziesięciu.

– Dziewięćdziesiąt, mówisz? – sapnął Jakub. – Dobra, dajcie.

– Stary, na pewno wiesz, co robisz? – zdenerwował się Filip.

– Spokojnie, tyle jeszcze wycisnę. No dorzućcie, please, nie będę przecież po to wstawał!

Podniósł dziewięćdziesiąt z pewnym wysiłkiem.

Marek skończył trening, stanął nad nim i przyglądał się jego zmaganiom. Zagryzł wargi.

– No dobra – powiedział w końcu. – Ale setki nie wyciśniesz.

Ala natychmiast obejrzała się na niego z oburzeniem, zresztą i Adrian, i Filip wbili w niego identyczne spojrzenia, nawet Róża i towarzyszący Markowi Piotrek wyglądali na zaalarmowanych. On sam po chwili zrobił niepewną minę, chyba żałował, że to powiedział.

Jakub ewidentnie nie podzielał ich obaw.

– Jak ty wyciśniesz, to i ja – odparł spokojnie.

– Dość tego, nie pozwalam ci. – Głos Adriana brzmiał w tej chwili wyjątkowo stanowczo. – Nie wiem, co zaszło między wami, ale na pewno to nie jest warte takich wygłupów. Kończ już i idziemy do szatni, jasne?

To nie była dobra metoda na Jakuba.

– A kim ty jesteś, żeby mi czegoś zabraniać? Dawaj, Marco, te krążki. Mówisz sto, będzie sto.

Ala nie mogła zrozumieć, czemu koledzy okazali się w tym momencie bezradni. Przecież wystarczyło mu nie pomagać, sam niewiele mógł zrobić. Gdyby się postarali, mogli nawet zabrać Jakubowi sztangę. Tymczasem oni stali i patrzyli, jak napręża się z całych sił i z trudem, ale konsekwentnie podnosi wysoko sztangę z obciążeniem stu kilogramów.

Udało mu się. Podniósł. Zaśmiał się, zaczerwieniony z wysiłku. Śmiali się razem z nim, choć głównie z ulgi, że nie zrobił sobie krzywdy i że to już koniec tego niepokojącego widowiska.

W tym momencie ktoś niedaleko z nich z głośnym hukiem przewrócił stojak. Jakub obejrzał się i stracił równowagę.

Sztanga zachwiała się w jego rękach. Zanim ktoś zdążył zareagować, wyślizgnęła się i upadła z całym impetem na bark i klatkę piersiową.

– Kurwa!

Nawet nie krzyknął głośno, pewnie uderzenie odebrało mu głos. Ale i tak zaalarmował wszystkich. Wspólnymi siłami zdjęli z niego sztangę i pomogli mu zejść z ławki.

Skurczony z bólu, położył się na materacu. Mamrotał pod nosem przekleństwa. Spod zaciśniętych powiek wypłynęły łzy.

Marek patrzył na niego zakłopotany, z wyraźnym poczuciem winy, ale też z jakimś cieniem ponurej satysfakcji, tak jakby myślał sobie właśnie, że dokładnie tego się po Jakubie spodziewał. Za tę satysfakcję Ala po raz pierwszy poczuła, że naprawdę go nie znosi.

– Zawołam kogoś – powiedział.

Nie musiał nikogo wołać, personel zdążył się zorientować, że zdarzył się wypadek.

– Karetka już jedzie – poinformował ich trener. – Całe szczęście, że przyjąłeś uderzenie na bark. Gdyby zmiażdżyło ci klatę, mogłoby się skończyć dużo gorzej.

Jakub tylko jęknął coś w odpowiedzi. Trener znieczulił mu bark chłodzącym sprayem.

– Zaraz poczujesz się trochę lepiej. Wziąłeś za duży ciężar, i to bez asekuracji – tłumaczył rzeczowo, nieświadomy oczywiście, co wydarzyło się na ławce. – Widzę, że już długo trenujesz, ale w waszym wieku nie można jeszcze tak w ciemno polegać na swoich możliwościach, bo one się zmieniają. Gorszy dzień, gorsze śniadanie – uśmiechnął się przyjaźnie – i już masz mniej siły. Wy jeszcze rośniecie. Bardzo dużo ryzykowałeś.

Upewnił się, że sytuacja opanowana, i usiadł w pobliżu, aby razem z nimi czekać na przyjazd karetki. Nie wyglądał na szczególnie przejętego. Ala uznała, że to pocieszające.

Jakub podniósł się na łokciu.

– Po co wstajesz, leż. – Adrian powstrzymał go delikatnie.

– Zaraz się porzygam.

Mimo wszystko było z nim już lepiej, skoro miał siłę mówić.

– Czekaj, pomogę ci – poderwał się Adrian.

– Dzięki, porzygam się sam.

Zrobił, co musiał, i z pomocą Adriana położył się z powrotem na materacu. Zamknął oczy. Ala przestraszyła się, że stracił przytomność, jednak po chwili znów zaczął cicho kląć.

Filip przyglądał mu się ze wściekłą miną. Nagle uderzył go łokciem w zdrowe ramię, z dużą siłą, bez ostrzeżenia.

– Au! Kurwa, Młody, chcesz mi poprawić z drugiej strony?

– Chcę ci wpierdolić. Powinieneś oberwać w ten głupi rudy łeb! Co ci odbiło?

– Podniosłem tę stówę…

– I co z tego, skoro ją upuściłeś? A wiesz, co jest najgorsze?

Zamachnął się jeszcze raz, ale trener złapał go za rękę i upomniał.

– Wiem. – Jakub skrzywił się mocno. – Ból.

– Nie, kurwa! – pieklił się Filip. – Najgorsze jest to, że znowu nie będziesz mógł grać!

Jakub otworzył szeroko oczy, po raz pierwszy od chwili wypadku. Po jego spojrzeniu Ala poznała, że dopiero teraz to sobie uświadomił.

– No tak. Nie będę mógł grać – powtórzył.

Zjawili się ratownicy. Obejrzeli go szybko i zapytali, czy da radę podejść do karetki. Ala nie sądziła, że to w ogóle możliwe, Jakub odpowiedział jednak:

– Nie no, bez przesady, podejdę.

Wyszedł o własnych siłach, blady jak ściana i przygarbiony.ŚRODA, 6 MARCA

Gdy Róża opuszczała salę ćwiczeń, huczało jej w głowie od wrażeń i od natłoku nowej wiedzy. Nie była do końca pewna, czy to dobry pomysł, że zdecydowała się przyjść z Alą na zajęcia z samoobrony. O mało nie uciekła z sali na widok kilkunastu dziewczyn w ich wieku lub nieznacznie starszych, wszystkich oczywiście niższych od niej, przez co czuła się jak zwykle inna, nietypowa, niepasująca do reszty. Nie wyglądały na zgraną grupę, jednak pewna cecha upodabniała je do siebie: w ich oczach było widać determinację. Róża zastanawiała się, czy to samo da się dostrzec w jej oczach. Pewnie jednak dominowało w nich raczej przerażenie.

– Widzę nową twarz – oznajmił trener, krzepki, krótko ostrzyżony mężczyzna mniej więcej w wieku jej taty. Jego wzrok z kolei był skupiony i przenikliwy, zdawał się mówić: wiem, dlaczego tutaj przyszłaś.

To ciekawe, bo ja sama nie wiem, odpowiedziała w myślach Róża. Uśmiechnęła się ostrożnie.

– Chodziłaś już na kurs samoobrony? – Trener podszedł bliżej, ale niezbyt blisko. Jednak nawet z odległości widziała, że sięgał jej najwyżej do brody. Niech to!

Potrząsnęła głową.

– Stań z przodu. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy w ćwiczeniu lub dodatkowych wskazówek, po prostu powiedz.

Kątem oka przyuważyła uśmiech na twarzy Ali. Obie dobrze wiedziały, że Róża nie odezwie się na zajęciach, choć prawdopodobieństwo, że będzie potrzebowała pomocy, wynosiło niemal sto procent.

Zajęła miejsce z przodu, po czym zaraz się speszyła, gdy usłyszała pełne irytacji syknięcie za swoimi plecami. Odsunęła się, prawie wcisnęła się w ścianę. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że tylko ona jest w tym gronie tak nieporadna. Nawet Ala wyglądała na pewną siebie i zdecydowaną, inaczej niż w szkole. Świetnie też radziła sobie z ćwiczeniami.

Jak można się było spodziewać, trener niemal przez całe zajęcia asystował Róży. W którymś momencie przestało ją to krępować.

– Otwórz ręce, nie zaciskaj – pouczał ją. – Staraj się unikać zbędnych ruchów. Machając rękami na wszystkie strony, tylko się zmęczysz i zdekoncentrujesz.

Chłonęła wiedzę z takim zapałem, jakby to była historia albo inny szkolny przedmiot, który lubiła. Po raz pierwszy świadomie i z własnej inicjatywy poznawała tajniki jakiejś dyscypliny sportowej, nie licząc trenowanej razem z Kaśką koszykówki.

Kiedy pokonała zawstydzenie, zaczęło jej to wychodzić. Zdołała kilkakrotnie zaskoczyć trenera szybkością swojej reakcji, a kiedy uderzała w stojący worek treningowy, cios był tak mocny, że prawie go przewróciła.

– Nieźle! – pochwalił ją trener.

– Wkurzona kobieta! – zachichotała jedna z uczestniczek kursu.

Ala nic nie powiedziała, wpatrywała się w nią tylko szeroko otwartymi niebieskimi oczami. Róża wyczuwała w niej współczucie i kilkakrotnie przy różnych okazjach miała ochotę sprostować, że to nie tak, to błąd, nie trzeba jej współczuć… Co miała jednak powiedzieć? Jak wytłumaczyć, co się z nią działo? Ala byłaby bez wątpienia wściekła i przerażona, gdyby odkryła prawdę – że Róża nie przyszła na zajęcia po to, by umieć się obronić, a w zasadzie po to, by nauczyć się atakować.

Wykorzystuj siłę przeciwnika – przypomniało jej się zdanie, na które trafiła, przeglądając stronę internetową kursu. Rozbawiło ją wówczas, brzmiało jak cytat z filmu. Teraz sprawiło, że poczuła się nieswojo, bo wyobraźnia natychmiast podsunęła jej twarz Kaśki, do której słowo siła niewątpliwie pasowało, za to słowo przeciwnik ani trochę.

W drodze powrotnej Ala nadal się nie odzywała, co zresztą nie zaskoczyło Róży. Obie nie należały do gadatliwych. Właściwie pomijając wczorajszą sytuację na siłowni, wszystkie ich dotychczasowe rozmowy odbywały się w obecności Kaśki, i w dużym stopniu były przez nią prowadzone.

Dopiero na przystanku autobusowym Ala odwróciła się twarzą do niej i zapytała:

– Jedziesz teraz do domu, Róża?

– Sama nie wiem – bąknęła. Spuściła wzrok. – Chyba chciałabym odwiedzić Jakuba.

Ala przytaknęła bez słowa. Zadzierała głowę, gdy na nią patrzyła. Była mniej więcej wzrostu Kaśki, i to podobieństwo, chyba jedyne, jakie dało się zauważyć między nimi, skutecznie utrudniało Róży koncentrację.

– Jest jeszcze obolały – poinformowała ją Ala. – Mamy się zobaczyć jutro. Trochę sobie tego nie wyobrażam, ale uparł się, że musimy zrobić próbę. – Uśmiechnęła się krzywo.

Róża przygryzła wargę.

– Nie wiem, czy w ogóle będzie chciał mnie widzieć – wyznała.

– Wątpię, szczerze mówiąc.

Zamrugała, trochę tylko zaskoczona jej słowami. Zdążyła zauważyć, że Ala, pomimo nieśmiałości i wyglądu jasnowłosej dziewczynki z kreskówki, potrafi czasem walnąć brutalną prawdą prosto w oczy.

– Pokłóciliście się, mam rację?

– Nie masz pojęcia, jak bardzo – westchnęła Róża.

Ala znów spojrzała na nią współczująco.

– Domyślam się. I chyba rozumiem, o co chodzi.

Róża pokiwała głową, choć stwierdziła jednocześnie, że Ala musi się mylić. Nie mogła wiedzieć, co się wydarzyło. Nie patrzyłaby w ten sposób, w ogóle by z nią nie rozmawiała. Zapewne wyczuwała napięcie między trzema osobami, które do tej pory były przyjaciółmi, mylnie typowała jednak przyczynę tego napięcia. Róża nie zamierzała wyprowadzać jej z błędu. Nie mogła przecież wyjawić, że powodem jej nieporozumienia z Jakubem było to, że oboje zakochali się w tej samej dziewczynie. Jak to w ogóle brzmiało?

Po krótkiej wymianie zdań obie zamilkły i raczej nie przeszkadzało to żadnej z nich. Ala ożywiła się dopiero wtedy, gdy zobaczyła, że nadjeżdża autobus, a Róża szykuje się do wsiadania.

– Jednak? – Uniosła brwi. Bez wątpienia rozpoznała numer autobusu i zorientowała się, że koleżanka wcale nie wraca bezpośrednio do domu.

Róża wzruszyła ramionami.

– Najwyżej mnie nie wpuści.

Ledwie usiadła na wolnym miejscu, wyjęła telefon z kieszeni plecaka. Nie chciała przez całą długą trasę zastanawiać się, czy dobrze robi. I tak ryzykowała, że uda jej się wrócić do domu dopiero nocnym autobusem.

Zaczęła pisać wiadomość, ale słowa wybitnie jej się nie składały. Zamiast tego zadzwoniła.

– Wiem, że nadal nie masz dla mnie czasu – wyrzuciła z siebie, gdy tylko odebrał. – Nie dziwię się. Ale jadę teraz do ciebie i… może przyda ci się przyjaciółka.

Czekała z bijącym sercem na odpowiedź. Miała wrażenie, że czas się zatrzymał. Wreszcie usłyszała jego zmęczony głos:

– Wpadaj śmiało, Róża.CZWARTEK, 7 MARCA

Ze zwichnięciem stawu barkowego i złamanym nadgarstkiem Jakub niewątpliwie nie mógł grać, i to jeszcze przez miesiąc. Co najmniej miesiąc, jak twierdzili lekarze, on jednak nie zamierzał przedłużać swojej bezczynności bardziej niż to konieczne. W każdym razie stało się jasne, że będzie potrzebował zastępstwa na najbliższy koncert Szatni, a co za tym idzie, kapela musiała szybko zacząć próby w tymczasowym składzie. Zostały tylko dwa tygodnie na przygotowania.

Dlatego umówili się na czwartek, choć dla niego to było jeszcze o wiele za wcześnie na jakąkolwiek aktywność. Ale przecież nie musiał nic robić, nawet śpiewać, miał po prostu tam być i kierować tym wszystkim. Nafaszerowany środkami przeciwbólowymi uznał, że da radę.

Kumple z The Tonacji zaoferowali pomoc. Jacek grał jak zwykle na basie, a Jezus przejął obowiązki gitarzysty prowadzącego. W garażu ćwiczyło w tej chwili więcej członków The Tonacji niż oryginalnego składu Szatni! Chwilami Jakubowi się mieszało, który z jego dwóch zespołów ma teraz próbę. Zamierzali zresztą zagrać kilka kawałków The Tonacji na najbliższym koncercie, w ten sposób problem ze zbyt ubogim repertuarem rozwiązał się sam.

Tyle że zrobiło się ciasno. Chwilami potykali się o siebie. Brakowało przestrzeni i powietrza, choć może to tylko jemu tak się zdawało.

Jak mógł się spodziewać, koledzy nie przejęli się szczególnie wypadkiem. Mieli z niego niezły ubaw.

– A, z nim to standard – stwierdził beztrosko Jezus. – Jeśli coś mnie dziwi, to że tak długo był spokój.

Jezus nie znał Filipa, Ali i Ewy tak dobrze jak Jacek, widzieli się do tej pory zaledwie na kilku wspólnych imprezach. Zachowywał się jednak swobodnie jak zawsze. Wygłupiał się, żartował, roznosiła go energia. Zdaje się, że Ewa wpadła mu w oko, jednak z Alą też próbował flirtować. Pomyśleć, że Jakuba uważano za kobieciarza! Jezus był pod tym względem o wiele gorszy. Wiedział, że ma powodzenie, i korzystał z tego bez opamiętania.

Dziewczyny uważały, że jest bardzo przystojny. Niewysoki, szczupły, ruchliwy i wiecznie uśmiechnięty. Do tego naprawdę świetnie grał.

– Wiecie, co mówią na pogotowiu, kiedy przywożą Rudego? – błaznował dalej. – Mówią: „Cześć, Rudy, co tym razem?”.

– Jezus, skończ już. – Jakub próbował przywołać go do porządku, ale sam za bardzo się śmiał.

– Jemu już PESEL wpisują z pamięci! – przyłączył się Jacek

– Ej, ale coś w tym jest! – zauważyła rozbawiona Ewa. – Pamiętam, że jakoś w połowie pierwszej klasy nie było cię przez kilka tygodni.

– Chwila! Miałem wypadek na skuterze, ale nie z mojej winy.

– Jasne, Kubuś. – Jacek poklepał go po zdrowym ramieniu. – To nigdy, ale to nigdy nie jest twoja wina.

Najwyraźniej nie zamierzali mu dzisiaj odpuścić.

– A pamiętasz, jak ci obcięli pióra? – skojarzył Jezus.

– Weź, nie przypominaj. – Jakub odruchowo przejechał dłonią po głowie. Samo wspomnienie go bolało.

– W ogóle nie wyobrażam sobie ciebie z krótkimi włosami! – stwierdziła zaintrygowana Ala.

– Nie? Miałem krótsze niż Filip. – Wyciągnął telefon i odszukał w galerii jedno ze starych zdjęć. – Cztery lata zapuszczałem.

– Kurwa, jak dziecko z gimnazjum! – Jezus spojrzał na ekran.

– A gdzie ja twoim zdaniem byłem cztery lata temu? W gimnazjum, tak jak ty.

– Możemy już zacząć grać? – wtrącił Filip znużonym tonem.

Z sobie tylko znanych powodów nie podzielał ogólnego rozbawienia. Może dlatego, że był tam z nim we wtorek i widział wypadek. Ale przecież Adrian też widział i jakoś go to nie wzruszało. Rechotał z pozostałymi w najlepsze.

– Słyszeliście głos rozsądku? – odezwał się głośno Jakub. – Już kończcie ten kabaret i bierzmy się do roboty. Mamy zajebiście dużo pracy!

Na szczęście posłuchali. Wkrótce Jakub stwierdził z ulgą, że nie musi martwić się o to, czy muzycy będą umieli się zgrać. Jacek i Jezus potrafili się doskonale słuchać i uzupełniać. Repertuar Szatni, nieco łagodniejszy niż to, co grali do tej pory, nie stanowił dla nich wyzwania.

Wyraźnie zaskoczyły ich umiejętności Filipa. Jezus w pewnym momencie przerwał granie, wybuchł śmiechem i wskazał na perkusistę z czytelnym niedowierzaniem w oczach.

– Aż nie wiem, co powiedzieć! – zawołał.

– Ja też nie – odparł Jacek z uśmiechem. – Zajebiście, co?

– Gościu!

– No co? – najeżył się Filip. Chyba myślał, że się z niego nabijają.

– Nic, no, dobry jesteś. – Jezus spoważniał. – Serio, szacun.

Trochę trudniej szło z wokalistami. W sumie można się było tego spodziewać.

– Musicie bardziej przycisnąć – tłumaczył im Jakub. – Bo te świry was zagłuszą. Na razie słyszę tylko, że Adrian próbuje śpiewać cicho, by nie przyćmić Ali, a Ala robi dokładnie to samo, żeby nie przyćmić Adriana! Tak tego nie zrobimy. Dajcie więcej.

– Najwyżej podkręcimy im mikrofony. – Jacek wzruszył ramionami.

– Nie chodzi o mikrofony! Chodzi o zaangażowanie. W tym musi być więcej życia.

Radził sobie z nimi, choć nie nazwałby ich najłatwiejszą grupą do opanowania. Kumple z The Tonacji ciągle się wygłupiali i stroili żarty, tak jak to przeważnie wyglądało na ich próbach. Ekipa z Szatni wydawała się dla odmiany onieśmielona i nieufna, z wyjątkiem Adriana, który zawsze czuł się jak ryba w wodzie. Nawet docinki ze strony Jezusa nie wprawiały go w zakłopotanie. Wysłuchiwał uwag ze spokojem i posłusznie starał się poprawić to, o czym mówili. W sumie, gdyby miał trochę mocniejszy głos, stałby się wymarzonym wokalistą. Ale nie można mieć wszystkiego.

W pewnym momencie Jakub poczuł potworną suchość w gardle. Język miał jak z drewna. Chyba rzeczywiście za dużo ludzi weszło naraz do tego garażu, przez co zrobiło się gorąco i duszno.

Musiał się szybko czegoś napić. Chciał pójść po wodę, zanim jednak dotarł do drzwi, dobiegli do niego we dwóch, chyba Jacek i Adrian – poznał po wzroście, bo ich twarze nagle dziwnie się zamazały. Złapali go za plecy i siłą posadzili na krześle.

– Rudy, co się dzieje? Gdzie ty chciałeś iść? – dopytywał Jacek z niepokojem.

– Po wodę…

Jego głos brzmiał dziwnie, bardziej jak skrzypienie niż jak normalna ludzka mowa.

– Przecież tu jest, zapomniałeś? Już ci podam. – Jacek poklepał go po twarzy, raczej mocno. – A ty siedź i spróbuj ochłonąć. Oddychaj, jasne?

Czyjaś dłoń napierała na jego kark, zmuszając go do pochylenia głowy.

Jezus przykucnął przed nim. Jego twarz powoli stawała się ostrzejsza. Uśmiechał się, ale patrzył na niego dość zatroskany.

– Rudasku, wiesz, gdzie masz drzwi? – zapytał ze śmiechem.

Jakub podniósł rękę, która wydawała się teraz bardzo ciężka, i wskazał właściwy kierunek.

– To zajebiście! Bo właśnie prawie się wpierdoliłeś w perkusję, wiesz?

Niech to, nie wiedział.

Wszyscy się na niego gapili.

– Sorry – mruknął.

– Jakub, powinieneś się położyć – powiedziała Ala, wyraźnie zmartwiona.

– Nic mi nie jest – zaskrzypiał. Prawie sam siebie nie słyszał.

Napił się wody, którą podał mu Jacek.

– Nic mi nie jest – powtórzył już normalnym głosem. – Chyba po prostu dzisiaj posiedzę.

Dziwna była dla niego ta próba. Bez gitary, pozbawiony swojej zwykłej stojącej pozycji, która pozwalała mu patrzeć na wszystkich z góry i kontrolować sytuację, czuł się bardziej jak bierny słuchacz niż jak lider zespołu. Starał się uważnie wyłapywać szczegóły, ale ciągle się gubił. Złapał się nawet na tym, że chciał się wkurzyć o coś na Marka, a jego przecież wcale tutaj nie było.

W pewnym momencie usłyszał, jak Jacek mówi:

– Może kończmy już na dzisiaj, co? Rudy zaraz zacznie chrapać.

Otworzył oczy z niemałym wysiłkiem. Znów wszyscy na niego patrzyli.

– Nie śpię. Cały czas was słucham. Bas i perkusja zajebiście, na gitarze sam nie zagrałbym lepiej. Uważaj tylko na przejście przed refrenem, powinno być tak: ta-da-da-daa – zanucił. – Wokal spoko, tylko popracujcie nad harmonią. Trochę za bardzo idziecie w unisono.

Jacek gwizdnął z uznaniem.

– Widzicie? Dlatego tak długo z nim gramy – stwierdził radośnie Jezus.

– Ale to dobry pomysł, żeby już kończyć – wtrąciła Ewa. – Może następnym razem posiedzicie dłużej, jeśli Jakub będzie silniejszy.

Nie mogli się z nią nie zgodzić. Wspólnie zdecydowali, że dziś kończą próbę przed czasem. Nawet gdyby Jakub chciał protestować, był w tej chwili w mniejszości.

Rozbawiło go, jak po kolei podchodzili i się z nim żegnali. To musiało wyglądać zupełnie jak jakiś rytuał albo spotkanie z niezłym VIP-em, który jest zbyt ważny, by wstać.

– Dasz sobie radę? – zaniepokoił się Adrian. – Może zaniesiemy cię na górę?

– Chyba sobie jaja robisz. Posiedzę trochę i sam pójdę.

– No dobra. – Adrian wzruszył ramionami. – Ale daj znać, jak będziesz już na miejscu.

– Dobrze mówi, Jakub, daj znać! – podłapali inni.

– Spoko, spoko, napiszę wam – zaśmiał się. W sumie to miłe, że tak się przejęli, choć krępujące. – Mogę nawet fotkę wrzucić.

Po chwili drzwi garażu się zamknęły, zapanowała cisza i Jakub myślał, że wszyscy już poszli. Usłyszał jednak, jak Filip mówi do kogoś, zapewne do Ewki:

– Poczekasz na mnie? Muszę z nim pogadać.

Wrócił do garażu i zamknął za sobą drzwi. Wpatrywał się w Jakuba z mocno wkurzoną miną.

– Co jest, Młody? – zagadnął przyjaźnie Jakub.

Filip potrząsnął głową. Chyba szukał właściwych słów, potem westchnął z irytacją i uderzył pięścią w framugę.

– Jakub, ja nie jestem dobry w takiej gadce! – zaczął nerwowo. – Słuchaj, mam zajebistego kumpla. Bystry, jajcarz, pomysłowy, myśli o ludziach, do tego zajebiście zdolny.

– Będzie z nami grać? – zainteresował się Jakub.

Filip posłał mu mordercze spojrzenie.

– Będzie. Jak przeżyje swój następny wygłup.

Teraz załapał. Uśmiechnął się zakłopotany.

– Młody, doceniam troskę, ale to nic takiego. Tylko ręka. Boli jak diabli, ale nic mi nie będzie – zapewnił.

– A te poprzednie sytuacje, o których oni mówili? To też „nic takiego”?

Przeczesał włosy palcami zdrowej ręki.

– To nie jest tak, jak myślisz…

– Kurwa, nie wiem, co ja myślę! Od dawna próbuję zrozumieć, co do cholery jest z tobą nie tak, i jeszcze mi się nie udało!

Jakub chciał coś odpowiedzieć, ale gardło jakoś dziwnie mu się ścisnęło.

– Koleś taki jak ty! Naprawdę ci życie niemiłe? – Filip nie odpuszczał.

– Nie no, skąd. Jest zajebiste. Kurwa, sam sobie czasami zazdroszczę.

– Nikt nie mówi, że jest zajebiste. – Filip złagodniał. Powoli podszedł do niego, przysunął sobie krzesło i usiadł obok. – Ale masz chyba jakieś powody do radości, nie?

– No mam. I jestem radosny, patrz. – Wskazał na swój uśmiech.

Filip nie odpowiedział. Siedzieli razem w milczeniu. Wreszcie miał trochę spokoju, trochę czasu na przemyślenia.

– Filip? – odezwał się Jakub.

Kumpel spojrzał na niego pytająco.

– Kiedy zaczynaliśmy razem grać, uważałeś mnie za fiuta, co?

Zobaczył, jak twarz perkusisty rozjaśnia się w uśmiechu.

– Mniej więcej – przyznał. – Za przystojnego, bogatego fiuta.

– Co się zmieniło? – spytał Jakub, szczerze zaintrygowany.

Filip wzruszył ramionami.

– Nic. Nadal uważam cię za przystojnego, bogatego fiuta, w dodatku kompletnie stukniętego.

Zaśmiali się. Filip poprawił się na krześle.

– Zawsze myślałem, że tacy jak ty po prostu używają innych ludzi, żeby na ich tle wypadać jeszcze lepiej – dodał po namyśle. – Potem zobaczyłem, że z tobą jest inaczej. Najbardziej to do mnie dotarło po jubileuszu szkoły. Wygrałeś ten cały konkurs bez naszej pomocy. – Szturchnął go lekko w zdrowe ramię. – Jakby tak na to spojrzeć, to nawet ci przeszkadzaliśmy. Myślałem, że to nasz ostatni wspólny występ, miałem szukać z Markiem gitarzysty. A ty? Najpierw zabrałeś nas na imprezę ze swoim zespołem, potem umówiłeś się z nami na kolejną próbę. Nie olałeś nas.

Jakub przełknął ślinę. Miał ochotę zapytać tylko o jedno: dlaczego Marek nie widział tego w ten sposób?

– Filip? – wykrztusił. – Całkiem jesteś dobry… w takiej gadce.

Strasznie chciało mu się spać. Próbował powstrzymać ziewanie, ale bezskutecznie.

– Marnie wyglądasz – przejął się Filip. – Wcale nie musieliśmy robić dzisiaj tej próby, wiesz?

– Musieliśmy, Młody. Trzeba się zgrać przed koncertem. Ty sobie poradzisz, ale Adrian i Ala jeszcze się muszą dostroić. Zwłaszcza Adrian. – Uśmiechnął się słabo. – Sorry, że prawie ci wlazłem w bębny.

– Debilu, myślisz, że myśmy się martwili o bębny? – Filip podniósł głos. – O bębny? – Objął go ostrożnie ramieniem. – Dasz sobie radę? Muszę już spadać, Ewa czeka. Możemy cię zaprowadzić na górę, jeśli chcesz.

Jakub potrząsnął głową.

– Nie trzeba, serio. Najwyżej poproszę tatę, żeby pomógł mi się zebrać. Jedźcie do domu, wyśpijcie się.

– Uważaj na siebie. – Filip znów spojrzał na niego spode łba, choć fakt, że nadal troskliwie go obejmował, skutecznie odbierał temu spojrzeniu grozę.

– Ty też, Młody.

Kiedy Jakub został sam, jeszcze przez dłuższą chwilę siedział w pustym garażu. Cisza działała na niego kojąco, wręcz usypiająco. Gdyby było mu tam wygodniej, mógłby się nawet zdrzemnąć, wiedział jednak, że to kiepski pomysł i że po takiej drzemce obudziłby się z pewnością jeszcze bardziej obolały. Na szczęście miał blisko do domu.PIĄTEK, 8 MARCA

8 marca: Dzień Kobiet!

Kim jest najpiękniejsza kobieta w naszej szkole? Dowiemy się już za niecałe dwa tygodnie! 21 marca odbędą się wybory Miss Szkoły. Można już zgłaszać kandydatki! Zajrzyjcie do zakładki *Wydarzenia* na fanpage’u szkoły.

Tymczasem za pośrednictwem kroniki przekazuję wszystkim koleżankom z klasy najlepsze życzenia z okazji dzisiejszego święta!

– No i dupa – mruknęła Elsa znad klasowej kroniki. – W Dzień Wagarowicza nie pójdziemy na wagary.

– Tak jakbyś potrzebowała do tego specjalnej okazji! – zaśmiała się Zuza.

Wiedziała dobrze, że przyjaciółka nie odpuści wyborów miss. W końcu uważano ją za jedną z najpiękniejszych dziewczyn w szkole. Jej długie, jasne włosy, dopracowany makijaż i figura modelki zawsze robiły ogromne wrażenie na otoczeniu.

– W sumie racja – przyznała Elsa. – Oczywiście startujesz?

Zuza wzruszyła ramionami.

– Jakieś szanse chyba bym miała? – upewniła się nieśmiało.

– Ty serio pytasz? – Elsa wytrzeszczyła oczy. – Będziesz dla mnie największą konkurencją! Aż cię trochę za to nie lubię, ale i tak cię kocham. – Uśmiechnęła się do niej słodko.

– Kto jeszcze może nam zagrozić? – Zuza rozejrzała się dookoła. Zaraz miała zacząć się lekcja, więc wszyscy siedzieli już w ławkach.

– Nikt – oceniła Elsa stanowczo. – Co najwyżej Ala by miała szansę, ale ona na pewno nie startuje. Nie ten typ. A twoja nowa psiapsióła nie chce wziąć udziału?

– Moja nowa psiapsióła? – zdziwiła się Zuza. – Chodzi ci o Kaśkę?

Obejrzała się na nią. Kaśka, z chmurą kasztanowych włosów wokół twarzy, opalona zdecydowanie zbyt mocno jak na początek marca, plotkowała beztrosko z koleżanką z ławki i co chwilę wybuchała głośnym śmiechem. Nie była na tyle ładna ani szczupła, by konkurować z Elsą, ale pewność siebie i pogodna natura mogły jej dodać kilka punktów.

– No, ostatnio nie mogę się nadziwić, jak się do siebie zbliżyłyście! W życiu bym się tego nie spodziewała. Myślałam, że jej nie znosisz. Hej, Kaśka! – Elsa odwróciła się w jej stronę. – Startujesz w wyborach? – Uderzyła dłonią w otwarty zeszyt dokładnie w miejscu, gdzie znajdowała się wzmianka o konkursie.

Kaśka w odpowiedzi wydała z siebie przeciągły wysoki dźwięk. Wyglądała, jakby usłyszała świetny dowcip.

– Nie startuje. – Elsa znów zwróciła się do Zuzy.

– Chyba nie jesteś zazdrosna? – zaniepokoiła się Zuza. – O to, że spędzam z nią czas?

– Coś ty, mała. Możesz się kumplować, z kim chcesz – odparła Elsa bez wahania. – Zresztą, ona nie jest taka zła. Robi tylko kiepskie pierwsze wrażenie. Ty, widziałaś Werę? – Podskoczyła nagle.

Zuza spojrzała we wskazanym kierunku. Rzeczywiście, było na co popatrzeć.

Weronika obcięła i ufarbowała włosy. Nowa fryzura ładnie eksponowała gęstość jej włosów, Wera wyglądała dzięki niej na zadbaną i w jakiś sposób mniej oderwaną od rzeczywistości. Natomiast ciemny brąz, podobny do naturalnego koloru włosów Zuzy, nie pasował zbyt dobrze do karnacji typowego rudzielca. Podkreślał nierówność cery Weroniki i wyostrzał rysy twarzy.

Zuza powiedziała Elsie o swoich obserwacjach.

– Wiesz, a ja myślę, że nie jest źle – oceniła Elsa ku jej zaskoczeniu. – Co prawda nie rozumiem, po co naturalnie ruda laska się farbuje, ale ten kolor jest dość twarzowy. No i musiała mocniej umalować brwi i rzęsy, to jej fajnie podkreśliło oczy. Gotka się z niej zrobiła, nie? Tylko nadal ubiera się w to hipisowsko-rusałczane coś. Boho dla ubogich!

– Możliwe – znudziła się Zuza. – Jak myślisz, to dlatego, że rozstała się z Markiem?

– Pewnie tak. – Elsa wzruszyła ramionami. – Taka typowa drama: rzucił mnie chłopak, idę do fryzjera. Na pewno widziała ten motyw w jakimś filmie i uznała, że to romantyczne.

– Hej, podajcie kronikę, jak nie czytacie! – poprosił ktoś z tyłu.

Elsa podała zeszyt, nawet nie odwracając głowy.

Wkrótce zaczęła się lekcja, Zuza jednak zupełnie nie mogła się skupić na chemii. Przyszła do szkoły z zamiarem, by zgłosić się dzisiaj do odpowiedzi i poprawić jedynkę, ale musiała to przełożyć na inny dzień. Ciągle myślała o wyborach.

Może tytuł miss wreszcie by ją utwierdził w przekonaniu, że jest coś warta?

Ale córeczka to chyba podobna do tatusia? – wróciło do niej niespodziewanie.

Słyszała to co najmniej kilka razy we wczesnym dzieciństwie. Dorośli, którzy wypowiadali te słowa, nie przypuszczali, że tak mała dziewczynka zrozumie ukrytą w nich wiadomość: że ani trochę nie przypominała swojej zachwycającej mamy.

To może nie znaczyło, że uważali ją za brzydką. Nie wiedzieli jednak, że dla Zuzy już wtedy mama stanowiła ideał urody. Wysoka, złotowłosa, niebieskooka, idealna, jak księżniczka z bajki. Pojawiała się na większości rysunków tworzonych przez pracowite dziecięce rączki Zuzy. Przyjmowała je później jako prezenty i dziękowała za nie, nawet czasami chwaliła, ale nie wieszała ich na lodówce, jak robiły mamy jej koleżanek. Nie pokazywała ich znajomym.

Nie wierzę, że jesteś moją córką! – wykrzykiwała czasem w chwilach wielkiego wzburzenia. Na pewno nie chodziło jej wtedy o wygląd Zuzy ani jej brązowe włosy i oczy, tylko o zachowanie, bałagan w pokoju, słabe stopnie, czy o jeszcze inne rzeczy. Ale Zuza czuła wtedy, że różnice między nimi dosłownie kłują w oczy.

Te dwa zdania, jedno wypowiadane przez obcych ludzi, drugie przez mamę, zlewały się we wspomnieniach Zuzy w jedność. Trudno uwierzyć, że była jej córką, tak bardzo się od niej różniła. Może dlatego nadal nie umiała polubić siebie.

Miała szanse wygrać ten konkurs. Kto tam mógł startować z innych klas? Luśka Kowalska? To taki typ, który chętnie bierze udział w różnych wyborach – co jeszcze nie znaczy, że ma jakieś szanse za zwycięstwo. Kto jeszcze? Agnieszka i jej koleżanki?

Przede wszystkim musiała pokonać Elsę. Obawiała się tej rywalizacji, a zwłaszcza tego, że przez nią ucierpi ich przyjaźń. Musiała jednak spróbować.



Pisanie piosenek w czasie lekcji zawsze sprawiało Markowi pewną trudność. Co chwilę potok myśli przerywało nudne gadanie nauczyciela o rzeczach, które kompletnie go nie interesowały. Musiał jednak zapisać to, co właśnie ułożył w głowie, póki seria wzorów chemicznych nie zdołała zabić w nim natchnienia.

Czasem chciałbym móc

W pudełku zamykanym na klucz

Schować się na dłużej nieraz

Chciałbym zamknąć tam

Samego siebie z tych dawnych lat

Zapytać, co by zrobił teraz

Kochanie, o czym myślisz?

Nie wierzę, że o niczym

Chcę schować się przed światem

Drzazgi w pudełku liczyć

Na na na… (Ten fragment musiał jeszcze dopracować)

Z krwawiących rąk

Powoli wypada wszystko to

W co tak bardzo chciałem wierzyć

Wśród ciężkich chmur

Bogowie straszą, że runę w dół

Samotnym tu najtrudniej przeżyć

Kochanie, o czym myślisz?

Nie wierzę, że o niczym

Kochanie, o czym myślisz?

Nie wierzę, że o niczym.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: