Wszyscy powinniśmy być feministami - ebook
Wszyscy powinniśmy być feministami - ebook
Autorka bestsellerowej powieści Amerykaana zastanawia się, co to znaczy być dzisiaj
kobietą i zachęca, byśmy wszyscy zostali feministami.
Cieszący się wielkim uznaniem, skłaniający do refleksji bestseller z listy „New York Timesa” – osobisty, poparty doskonałymi argumentami esej powstały na podstawie podziwianej prelekcji o tym samym tytule wygłoszonej na konferencji TEDx.Chimamanda Ngozi Adichie formułuje jedyną w swoim rodzaju definicję feminizmu dla XXI wieku, zakorzenioną w pojęciach wspólnoty i świadomości. Czerpiąc pełnymi garściami z własnego doświadczenia oraz głębokiego zrozumienia często ukrytych realiów polityki seksualnej, ta niezwykła autorka stara się obalić stereotypy i błaskawić złe skojarzenia zwykle wywoływane przez ten termin. Twierdzi, że koniecznie należy położyć nacisk na feminizm, ponieważ skupianie się jedynie na ogólnych „prawach człowieka” sprawia, że „odrzuca się problemy związane z płcią kulturową. Byłoby to w pewnym stopniu udawanie, że to nie kobiety są od wieków wykluczane”. Jej nacisk na doświadczenia czarnoskórych kobiet to aspekt tego ruchu, na który nie zawsze zwracano należytą uwagę, a Adichie przedstawia swoje własne feministyczne przeżycia w bardziej konserwatywnej nigeryjskiej kulturze.
Wybitna współczesna pisarka w prostych słowach a zarazem niebanalnie wyjaśnia, jak feminizm ma się do codziennego doświadczenia i dlaczego jest nieodzowny nie tylko kobietom, ale każdemu, kto chce być przyzwoitym człowiekiem. Mądry, wzruszający i bardzo osobisty esej.
Agnieszka Graff
autorka m.in. Świata bez kobiet i Matki feministki
Kategoria: | Nauki społeczne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8116-244-9 |
Rozmiar pliku: | 731 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jest to zmodyfikowana wersja wykładu, który wygłosiłam w grudniu 2012 roku podczas TEDxEuston, dorocznej konferencji poświęconej Afryce. Prelegenci z rozmaitych dziedzin wygłaszają zwięzłe wykłady mające na celu stawianie wyzwań oraz inspirowanie do działania Afrykanów i przyjaciół Afryki. Parę lat temu wystąpiłam na innej konferencji TED z wykładem zatytułowanym „Niebezpieczeństwo jednej opowieści” o tym, jak stereotypy ograniczają i kształtują nasze myślenie, zwłaszcza o Afryce. Wydaje mi się, że stereotypy ograniczają także słowo „feminista” oraz samą ideę feminizmu. Kiedy mój brat Chuks i przyjaciel Ike, którzy są współorganizatorami konferencji TEDxEuston, poprosili mnie o wystąpienie, nie mogłam im odmówić. Postanowiłam wypowiedzieć się na temat feminizmu, ponieważ kwestia ta leży mi na sercu. Podejrzewałam, że może się okazać niezbyt popularnym tematem, ale miałam nadzieję, że rozpocznę konieczną dyskusję. Kiedy owego wieczoru stanęłam na scenie, poczułam się tak, jakbym się znalazła w obecności rodziny — uprzejmej i uważnej widowni, lecz mogącej odrzucić temat mojej prelekcji. Owacja na stojąco, jaką otrzymałam na koniec, dała mi nadzieję.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiWszyscy powinniśmy być feministami
Jednym z najważniejszych przyjaciół mojego dzieciństwa był Okoloma. Mieszkał przy mojej ulicy i opiekował się mną jak starszy brat: jeśli podobał mi się jakiś chłopiec, o zdanie pytałam Okolomę. Mój przyjaciel był zabawny, inteligentny i nosił kowbojskie buty ze spiczastymi noskami. Zginął w grudniu 2005 roku w katastrofie lotniczej w południowej Nigerii. Nadal trudno mi wyrazić słowami to, co wtedy czułam. Z Okolomą mogłam się sprzeczać, śmiać i naprawdę rozmawiać. On pierwszy nazwał mnie feministką.
Miałam wtedy około czternastu lat. Byliśmy u niego w domu i akurat sprzeczaliśmy się, najeżeni nieprzemyślaną wiedzą z przeczytanych książek. Nie pamiętam, o co konkretnie się sprzeczaliśmy. Ale pamiętam, że kiedy wyłuszczałam swoje racje, Okoloma spojrzał na mnie i powiedział:
— Wiesz co? Jesteś feministką.
To nie był komplement. Poznałam to po tonie jego głosu — takim samym tonem mówi się: „Wspierasz terroryzm”.
Nie wiedziałam, co dokładnie znaczy słowo „feministka”. Ale nie chciałam, by Okoloma się dowiedział, że tego nie wiem. Zignorowałam więc jego uwagę i dalej prowadziłam wywód. Od razu po przyjściu do domu zamierzałam sprawdzić to słowo w słowniku.
A teraz wybiegnę kilka lat do przodu.
W 2003 roku napisałam powieść Fioletowy hibiskus o mężczyźnie, który, między innymi, bije swoją żonę, a jego historia nie kończy się zbyt dobrze. Kiedy promowałam ją w Nigerii, pewien miły, życzliwy dziennikarz powiedział, że chce mi coś doradzić. (Jak być może wiecie, Nigeryjczycy bardzo chętnie udzielają rad, o które nikt ich nie prosi).
Powiedział mi, że dla ludzi moja książka jest feministyczna, i on mi radzi — mówiąc to, kręcił ze smutkiem głową — żebym nigdy nie nazywała siebie feministką, bo feministki to kobiety nieszczęśliwe, ponieważ nie mogą znaleźć sobie męża.
Postanowiłam więc nazywać siebie „szczęśliwą feministką”.
Wtedy pewna nauczycielka akademicka, Nigeryjka, powiedziała mi, że feminizm nie należy do naszej kultury, że jest nieafrykański, a ja nazywam siebie feministką dlatego, że odcisnęły na mnie piętno zachodnie książki. (Bardzo mnie rozbawiło to stwierdzenie, ponieważ wiele moich wczesnych lektur było zdecydowanie niefeministycznych: zanim skończyłam szesnaście lat, przeczytałam chyba wszystkie romanse wydawnictwa Mills & Boon. A za każdym razem, kiedy usiłuję przeczytać jedną z książek uznanych za „klasyczny tekst feministyczny”, szybko się nudzę i z trudem ją kończę).
Skoro feminizm był nieafrykański, postanowiłam nazywać siebie „szczęśliwą afrykańską feministką”. Potem serdeczna przyjaciółka powiedziała mi, że nazywanie siebie feministką oznacza, że nienawidzę mężczyzn. Postanowiłam więc, że będę „szczęśliwą afrykańską feministką, która nie nienawidzi mężczyzn”. W pewnym momencie byłam „szczęśliwą afrykańską feministką, która nie nienawidzi mężczyzn, która lubi malować usta błyszczykiem i nosić buty na wysokim obcasie dla siebie, a nie dla mężczyzn”.
Oczywiście było w tym wiele żartu, ale to dowodzi, jak bardzo słowo „feministka” jest obciążone negatywnym bagażem: feministka nienawidzi mężczyzn, nienawidzi staników, nienawidzi afrykańskiej kultury, uważa, że kobieta zawsze powinna mieć władzę, feministka nie maluje się, nie depiluje, zawsze jest w złym nastroju, nie ma poczucia humoru, nie używa dezodorantu.
Opowiem historyjkę z mojego dzieciństwa.
Kiedy chodziłam do szkoły podstawowej w Nsukka, uniwersyteckim mieście w południowo-wschodniej Nigerii, na początku semestru nauczycielka zapowiedziała, że zrobi klasówkę, i ten, kto zdobędzie najwięcej punktów, zostanie dyżurnym. Dyżurny to była figura. Osoba dyżurna zapisywała codziennie imiona tych, którzy głośno się zachowywali, co już samo w sobie mogło uderzyć do głowy. Ponadto moja nauczycielka dawała także osobie dyżurnej trzcinkę, z którą chodziła po klasie, szukając przeszkadzających. Oczywiście trzcinki nie wolno było używać. Ale dla dziewięciolatki była to ekscytująca perspektywa. Bardzo chciałam zostać dyżurną. I na klasówce zdobyłam najwięcej punktów.
A potem, ku mojemu zaskoczeniu, nauczycielka stwierdziła, że dyżurnym musi być chłopiec. Zapomniała wyjaśnić to wcześniej; uznała, że to oczywiste. Drugą osobą, która po mnie zdobyła najwięcej punktów, był chłopiec. I to on miał zostać dyżurnym.
Co jeszcze bardziej interesujące, ów chłopiec był uroczym, łagodnym dzieckiem, które wcale nie chciało patrolować klasy z trzcinką w ręce. A mnie przepełniała ambicja, by to robić.
Ale ja byłam dziewczynką, a on chłopcem i to on został klasowym dyżurnym.
Nigdy tego nie zapomniałam.
Jeśli robimy coś cały czas, staje się to normalne. Jeśli widzimy coś cały czas, staje się to normalne. Jeśli dyżurnymi zostają tylko chłopcy, to w pewnym momencie wszyscy myślimy, choćby tylko podświadomie, że dyżurny musi być chłopcem. Jeśli na czele korporacji widzimy tylko mężczyzn, to zaczyna się wydawać „naturalne”, że na czele korporacji powinni stać tylko mężczyźni.
Często popełniam błąd, myśląc, że coś, co jest oczywiste dla mnie, jest równie oczywiste dla wszystkich innych. Weźmy na przykład mojego serdecznego przyjaciela Louisa, mężczyznę błyskotliwego i postępowego. Kiedy rozmawialiśmy, mówił mi: „Nie rozumiem, co masz na myśli, mówiąc, że sytuacja kobiet jest inna i trudniejsza. Może tak było kiedyś, ale nie teraz. Teraz kobiety mają dobrze”. Nie mogłam pojąć, jak Louis może nie widzieć czegoś, co wydaje się takie bezdyskusyjne.
Uwielbiam wracać do Nigerii i spędzać czas w Lagos, największym mieście i centrum handlowym kraju. Zdarza się, że wieczorami, kiedy upał jest mniejszy, a miasto zwalnia, chodzę z przyjaciółmi i rodziną do restauracji albo kawiarni. Pewnego wieczoru wybrałam się z Louisem i kilkorgiem znajomych.
W Lagos jest taka cudowna „instytucja”: grupki energicznych młodych mężczyzn kręcących się przed pewnymi lokalami, którzy bardzo drastycznie „pomagają” parkować samochód. Lagos jest metropolią liczącą prawie dwadzieścia milionów mieszkańców, mającą więcej energii niż Londyn i większego ducha przedsiębiorczości niż Nowy Jork, więc ludzie wymyślają wiele sposobów zarobku. Jak w większości dużych miast, znalezienie wieczorem miejsca do zaparkowania może być trudne, więc ci młodzieńcy żyją ze znajdowania takich miejsc i — nawet jeśli jest kilka wolnych — naprowadzania na nie kierowców; łączą to z energiczną gestykulacją i obietnicami, że „zaopiekują się” samochodem do powrotu właściciela. Pewnego wieczoru byłam pod wielkim wrażeniem występu, jaki dał mężczyzna, który znalazł nam miejsce parkingowe. Kiedy odchodziliśmy, postanowiłam dać mu napiwek. Otworzyłam torebkę, włożyłam do niej rękę, żeby znaleźć pieniądze, i podałam je mężczyźnie. A on, uszczęśliwiony i pełen wdzięczności, wziął je ode mnie, po czym spojrzał na Louisa i powiedział: „Dziękuję panu!”.
Louis spojrzał na mnie zaskoczony i zapytał: „Dlaczego on dziękuje mnie? To nie ja dałem mu pieniądze”. I wtedy zobaczyłam rodzący się na jego twarzy wyraz zrozumienia. Mężczyzna był przekonany, że moje pieniądze pochodzą od Louisa. Bo Louis był mężczyzną.
Mężczyźni i kobiety różnią się od siebie. Mamy różne hormony i różne narządy płciowe, a także różne biologiczne umiejętności — kobiety rodzą dzieci, a mężczyźni nie. Mężczyźni mają więcej testosteronu i, ogólnie rzecz biorąc, są fizycznie silniejsi od kobiet. Na świecie jest nieco więcej kobiet niż mężczyzn — pięćdziesiąt dwa procent populacji świata to kobiety — lecz większość stanowisk związanych z władzą i prestiżem zajmują mężczyźni. Nieżyjąca kenijska laureatka Pokojowej Nagrody Nobla Wangari Maathai ujęła to trafnie, mówiąc: „Im wyżej się zajdzie, tym mniej jest tam kobiet”.
Podczas niedawnych wyborów w USA wciąż słyszeliśmy o ustawie Lilly Ledbetter. Jeśli spojrzymy poza to ładnie literujące się imię i nazwisko, zauważymy, iż tak naprawdę chodziło w niej o to, że w USA mężczyzna i kobieta wykonują tę samą pracę, mając takie same kwalifikacje, ale mężczyzna otrzymuje za to więcej pieniędzy, ponieważ jest mężczyzną.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki