Wszyscy umarli - ebook
Wszyscy umarli - ebook
Kiedy bliska osoba znika bez śladu, wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Inspektor David Redfern gotów jest rzucić pracę w policji w Woking, żeby tylko mieć czas na poszukiwanie zaginionej przyjaciółki. Jednak życie ma wobec niego inne plany.
W spokojnym miasteczku Pirbright, położonym nieopodal Woking, dochodzi do morderstwa lokalnego hodowcy koni. Choć Kenneth O’Malley zdecydowanie wolał towarzystwo zwierząt niż ludzi, trudno szukać w tym motywu zbrodni. Mieszkańcy, początkowo wstrząśnięci zabójstwem, szybko skrywają się za murem obojętności i kłamstw. Inspektor będzie musiał odkryć, który z nich pewnej jesiennej nocy spotkał się z ofiarą na zabytkowym cmentarzu.
Na tym jednak problemy się nie kończą. Rzucając się w wir pracy, inspektor straci z oczu głównego przeciwnika – tajemniczego Palacza, który wciąż zagraża bliskim Redferna. Jaką cenę będzie musiał zapłacić za swoją nieostrożność?
„Wszyscy umarli” to zaproszenie do udziału w śledztwie zmierzającym w nieoczywistym kierunku. To kryminał pełen emocji i zwrotów akcji, którego finał zaskoczy zarówno czytelników, jak i samego Davida Redferna.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67176-37-8 |
Rozmiar pliku: | 641 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Do świadomości przywraca mnie pulsujący w głowie ból. Walcząc z nim, zaciskam mocno powieki. I tak nie mam na co patrzeć. Wilgotna od łez opaska odbiera mi tę możliwość. Jestem jednak pewna, że otacza mnie nieprzenikniony mrok.
Taśma naklejona na usta szarpie delikatną skórę, gdy tylko próbuję krzyknąć, więc przestaję po drugiej próbie. Zresztą i tak nikt mnie nie usłyszy. Ryk silnika i szum opon przykrywają każde błaganie nieprzeniknioną warstwą. Bagażnik przesiąknął moim strachem. A może tak pachnie krew, która zastygła mi na twarzy i spętanych sznurem rękach i kostkach?
Modlę się, by samochód nigdy się nie zatrzymał. Póki jedzie, oprawca jest daleko, nie może mnie dotknąć, skrzywdzić. Ale wraz z przerażeniem pęcznieje we mnie świadomość, że nie będziemy jechać wiecznie.
Nie wiem, ile mija czasu. Opętane trwogą minuty zmieniają swą długość.
Stajemy.
Zaciśniętą ze strachu piersią próbuję złapać kolejne oddechy, nie wiedząc, który będzie tym ostatnim. Zwykle kojąca cisza teraz odbiera mi resztki nadziei.
Zgrzyt klapy bagażnika i silne szarpnięcie za ramię. Stoję, choć wydaje mi się, że w pionie utrzymuje mnie tylko paraliż.
Szum morza szepcze przerażająco spokojnie, że to koniec.
Na szczęście uderzenie odbiera mi świadomość.