- W empik go
Wszystkie drogi prowadzą do ciebie - ebook
Wszystkie drogi prowadzą do ciebie - ebook
Autorka bestsellerowych powieści slow burn romance Od Lukova z miłością, Wielki Mur z Winnipeg i Kulti!
Aurora De La Torre wie, że powrót w rodzinne strony po latach nieobecności nie będzie łatwy. Teraz musi zacząć wszystko od nowa w miejscu, które kiedyś było jej domem. W miejscu, w którym nie ma już ludzi bliskich jej sercu.
Nie spodziewała się ciepłego przywitania, bo kto mógłby na nią czekać po tych wszystkich latach? Jednak nastawienie właściciela domu, który miała wynająć, i tak mocno ją zaskoczyło.
Mężczyzna nie tylko zachowywał się bardzo nieuprzejmie, ale i oskarżył ją o włamanie oraz wtargnięcie na teren jego posiadłości.
Tego było już za wiele.
Jak Aurora odnajdzie się w tym wszystkim i czy uda jej się dogadać z pochmurnym Tobiasem Rhodesem? Dobrze, że mężczyzna jest przystojny, to może ukoić jej nerwy.
Opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-457-4 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cztery litry wody, choć wędrówka była niewiele dłuższa niż kilometr? Odhaczone.
Nowe buty turystyczne, które ledwie spróbowałam rozchodzić, spacerując po mieszkaniu, i przez które najprawdopodobniej dorobię się pęcherzy? Odhaczone.
Dwa batony granola, choć dopiero co zjadłam śniadanie? Odhaczone.
Dwa dni później byłam gotowa. To był mój pierwszy wolny dzień, odkąd Clara mnie zatrudniła, i zamierzałam podjąć próbę zaliczenia krótkiej wędrówki do wodospadów. W nadziei, że uda mi się uniknąć choroby wysokościowej, wypiłam tyle wody, że ostatniej nocy trzy razy budziło mnie silne parcie na pęcherz. Nie miałam jednak czasu na objawy przypominające kaca.
Poza tym liczyłam na to, że wędrówka odciągnie mój umysł od tego, jak bezużyteczna byłam w sklepie. Sama myśl o tym sprawiła, że przestałam nucić pod nosem słowa piosenek Spice Girls.
Mój pierwszy i jak na razie jedyny dzień poszedł dokładnie tak źle, jak się obawiałam, jak ostrzegałam Clarę. Wstyd, w który wbiło mnie gapienie się pustym wzrokiem na jednego zadającego pytania klienta po drugim, sprawiał mi ból. Dosłownie. Nie byłam przyzwyczajona do uczucia braku kompetencji, do ciągłego dopytywania się, bo nie miałam pojęcia, o co chodzi klientom.
Przywieszki? Ołowiane ciężarki? Sugestie? Na samą myśl o tym, jak źle potoczył się wczorajszy dzień, dostawałam mdłości.
Musiałam wymyślić jakieś rozwiązanie, zwłaszcza jeśli miałam zamiar zostać tu na dłużej. Kilka razy – głównie wtedy, gdy pomimo mojej niekompetencji klienci byli wyjątkowo uprzejmi, albo kiedy niemal protekcjonalnym tonem mówili mi, żebym nie zamartwiała swojej ślicznej główki, co działało na mnie najgorzej ze wszystkiego – pomyślałam o zrezygnowaniu. Pozwoliłoby to Clarze znaleźć kogoś, kto będzie wiedział więcej niż ja o rzeczach mających związek z działalnością sklepu, ale wystarczało mi w tych chwilach jedno spojrzenie na jej ciemne kręgi pod oczami, by wiedzieć, że tego nie zrobię. Potrzebowała pomocy. I nawet jeśli wszystko, co zrobiłam w miarę porządnie, to wystukiwanie cen na kasie, oszczędzając jej w ten sposób dwóch minut roboty, to było już coś.
Tak myślę.
Musiałam zacisnąć zęby i szybciej się uczyć. Jakoś. Martwić będę się później. Stres spowodowany obawą o to, że mogę coś spieprzyć, pozbawił mnie ostatniej nocy możliwości spokojnego snu.
Zeszłam po schodach, wyszłam na zewnątrz, zatrzymałam na chwilę, by zamknąć drzwi na klucz, po czym ruszyłam do samochodu. Wtedy dostrzegłam kątem oka jakiś ruch przy głównym budynku.
To był Amos. Siedział na jednym z leżaków, z konsolą do gier w zaciśniętej dłoni, a ja uniosłam rękę.
– Cześć.
Zamarł, jakbym go zaskoczyła, po czym również podniósł rękę. Jego „cześć” nie było specjalnie entuzjastyczne, ale nie było też wymuszone czy niechętne. Byłam całkiem pewna, że po prostu był nieśmiałym chłopcem.
A ja nie powinnam z nim rozmawiać. Niewidzialna. Powinnam być niewidzialna.
– Do zobaczenia! – zawołałam, po czym wskoczyłam do samochodu i ruszyłam.
Przynajmniej nie zostałam przyłapana przez jego tatę.
* * *
Prawie pięć godzin później parkowałam tyłem przy ścianie garażu i pokazywałam sama sobie środkowy palec.
– Pieprzona idiotka – powtórzyłam co najmniej dziesiąty raz, gdy zgasiłam silnik i próbowałam zignorować napięcie obejmujące całą okolicę moich barków.
Wkrótce miałam poczuć ból. Naprawdę wkrótce. I była to wyłącznie moja wina.
Zmylił mnie fakt, że od lat nie byłam tak opalona jak teraz. Głównie dzięki tygodniom spędzonym na powietrzu w Utah i Arizonie. Tym, czego nie wzięłam pod uwagę, była zmiana wysokości i to, o ile bardziej intensywne było tutaj promieniowanie ultrafioletowe.
W rezultacie podczas krótkiej wędrówki do wodospadów i z powrotem słońce spaliło mnie, choć nałożyłam na skórę jedną warstwę kremu z filtrem. Skóra na moich ramionach była gorąca i szczypała jak skurwysyn. Wszystko przez to, że jak skończona idiotka zapomniałam o istnieniu silniejszych preparatów i spędziłam zbyt dużo czasu na siedzeniu na skale i rozmowie ze starszą parą, która nie czuła się najlepiej.
Z drugiej, tej lepszej strony droga ku wodospadom była najładniejszą, jaką kiedykolwiek widziałam, i musiałam kilka razy zjechać na pobocze, by spokojnie podziwiać dziką przyrodę bez wkurzania jadących za mną ludzi. Skorzystałam też z tych przystanków, by się wysikać.
Widok był magiczny. Spektakularny. Krajobraz wyjęty niczym prosto z filmu. Jak mogłam o tym zapomnieć? Z wycieczki w to miejsce, na którą zabrała mnie mama, miałam jedynie kilka niewyraźnych wspomnień, nic konkretnego, tylko tyle, by pamiętać, że tu byłam.
Ale żaden z widoków po drodze nie dorównywał prostemu doświadczeniu i potędze wodospadu. Nie był szczególnie wysoki, ale ilość spadającej wody była tak duża, że obserwowanie tego było niesamowitym doświadczeniem. Byłam naprawdę zachwycona. Tylko Matka Natura może sprawić, że człowiek czuje się tak mały. Zarówno na szlaku, jak i przy samych wodospadach było dość tłoczno. Zrobiłam zdjęcia rodzinie i dwóm parom. Kilka selfiaków wysłałam nawet mojemu wujkowi, gdy znalazłam się w zasięgu sieci komórkowej. W odpowiedzi dostałam kilka uniesionych kciuków, a moja ciocia zadzwoniła i zapytała, czy jestem szalona, bo przeszłam przez rzekę po przerzuconej nad nią wielkiej kłodzie.
– Auć, auć, auć – syczałam do siebie, gdy wysiadłam z samochodu i przeszłam na drugą stronę. Złapałam swój plecaczek i wodę i zamknęłam drzwi biodrem, jeszcze bardziej czując ciepło na skórze i jęcząc.
Jak idiotka natychmiast o tym zapomniałam i założyłam jedną z szelek na ramię, po czym równie szybko zsunęłam tego skurwysyna z powrotem, krzycząc przy tym tak, jakbym była mordowana.
– Nic ci nie jest? – rozległ się głos, który brzmiał trochę znajomo.
Odwróciłam się i zauważyłam Amosa siedzącego na krześle, innym niż leżak, na którym widziałam go ostatnio na werandzie, ale wciąż trzymającego konsolę do gier w jednej dłoni. Mrużył oczy, podczas gdy drugą rękę unosił tuż nad oczami, by osłonić je przed słońcem, dzięki czemu mógł dobrze przyjrzeć się mi w wersji homara.
– Cześć. Wszystko w porządku, załatwiłam sobie tylko oparzenia słoneczne drugiego stopnia, jak mniemam. Nic poważnego – zażartowałam i jęknęłam, gdy moje ramię przeszył kolejny pulsujący ból spowodowany kontaktem z szelką.
– Mamy aloes – powiedział tak cicho, że prawie go nie usłyszałam.
Z trudem powstrzymałam się przed upuszczeniem plecaka.------------------------------------------------------------------------
¹ Służące (ang. The Help) – amerykański komediodramat, którego fabuła opiera się na bestsellerowej powieści o tym samym tytule autorstwa Kathryn Stockett. Akcja filmu rozgrywa się na amerykańskim Południu w czasach narodzin ruchu na rzecz praw obywatelskich. W jednej ze scen czarnoskóra pokojówka Minny mści się za niesprawiedliwe zwolnienie z posady przez Miss Hilly, przynosząc byłej już pracodawczyni swoje słynne ciasto czekoladowe i zdradzając dopiero po zjedzeniu kawałka przez byłą szefową, że jednym ze składników jest jej własna kupa (przyp. tłum.).