Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszystkie korony Ewy Wachowicz - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 listopada 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,99

Wszystkie korony Ewy Wachowicz - ebook

Ewa, jakiej nie znacie

Piękna jak zawsze, szczera do bólu

Jedyna miss, którą potraficie wymienić z imienia i nazwiska. Wielka dama telewizji, kulinarny autorytet w sukni. Obiekt pożądania mężczyzn i dobra przyjaciółka milionów Polek.

Czytaliście setki wywiadów z nią, od lat oglądacie ją w telewizji. Tam nie dowiecie się, że Miss Polonia pochodzi z niewielkiej wsi, potrafi odebrać poród krowy i leczyć boreliozę. Że doskonale pamięta kolejność liczb na kole do ruletki i uwielbia robić z tej wiedzy użytek. Że niemal znalazła męża dzięki pomocy biura matrymonialnego. Że potrafiła się postawić mafii i że całkiem twarzowo jej w dredach. Że moment, w którym opuścili ją najważniejsi dla niej ludzie, całkiem ją odmienił.

Nie dowiecie się tego wszystkiego, bo Ewa chętnie udziela wywiadów, ale z dbałością o każdy drobiazg strzeże prywatności. Przynajmniej tak było dotąd.

Pierwsza autobiografia Ewy Wachowicz

Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-7876-9
Rozmiar pliku: 8,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Myślicie, że znacie Ewę Wachowicz doskonale? Przeczytaliście setki wywiadów z nią, od lat oglądacie ją w telewizji. A wiecie, że urodziła się w czepku i nie jest to metafora? Musieliście widzieć ją kiedyś z dredami na głowie. Jednak nie? Ale zapewne słyszeliście jej słynne zdanie „Premierowi się nie odmawia”. Jak na te słowa zareagował ów premier, Waldemar Pawlak? Czy zdajecie sobie sprawę, że Miss Polonia wiele wie o leczeniu boreliozy? Słyszeliście, że pochodzi z polskiej wsi, ale może ma domieszkę krwi błękitnej? A że doskonale pamięta kolejność liczb na kole do ruletki i uwielbia robić z tej wiedzy użytek? Albo że podczas wspinaczki na najwyższy wulkan Ameryki zaimponowała Krzysztofowi Wielickiemu. No i że męża niemal znalazła dzięki pomocy biura matrymonialnego. Też nie? Nic dziwnego. Ewa chętnie udziela wywiadów, ale z dbałością o każdy drobiazg (żeby nie powiedzieć obsesyjnie) broni prywatności. Przynajmniej tak było dotąd.

Tytuł Miss Polonia zdobyła w 1992 roku, zaraz po tym, jak przyjechała do Krakowa na studia z rodzinnych Klęczan koło Gorlic. Wkrótce zdobyła kolejne korony na światowych konkursach w Republice Południowej Afryki i w Korei Południowej. Najpiękniejsze Polki bardzo często okazują się osobami wyjątkowo utalentowanymi. Nawet wśród nich Ewa Wachowicz jest jednak kobietą wyjątkową. I nie chodzi tylko o nieprzemijalność urody. Korony miss przyniosły jej niezwykłą popularność, która nie gaśnie, a Miss Polonia 1992 nie przestaje być jedną z najbardziej rozpoznawalnych Polek. Często zaliczana jest też do najbardziej wpływowych kobiet w kraju i najcenniejszych postaci dla reklamodawców.

Nie dzieje się to przypadkiem, gdyż Ewa Wachowicz zasługuje na koronę nie tylko za urodę. Sama postawiła sobie za cel zdobycie Korony Wulkanów Ziemi i już niemal ją osiągnęła. Została gwiazdą telewizyjną, wzorem zdrowego, ale i smakowitego życia. Pilnuje, by sławy nie rozmienić na drobne. Od lat jest bizneswoman, od której powodzenia zależy pomyślność już grubo ponad setki osób. Buduje kolejne domy. W miejskich apartamentach i drewnianym domu u stóp Babiej Góry przekonuje się czasem boleśnie, że mury stawia się szybko, ale dom to znacznie bardziej skomplikowane zadanie. Bo niby ładnemu wszystko łatwo – a na pewno łatwiej – przychodzi. Może tak jest, ale Ewa Wachowicz też zmaga się z własnymi słabościami, pokonuje przeciwności. I ponosi tego psychiczne koszty.

Doszła tak daleko, że trudno jej teraz nie obejrzeć się za siebie, opowiedzieć o swojej drodze. Poznajcie więc wszystkie korony Ewy Wachowicz po to, aby zrozumieć, dlaczego od 1992 roku niezmiennie pozostaje jedną z najbardziej lubianych Polek.ZA ŁADNYM PSEM SIĘ OGLĄDAMY, PIĘKNEGO KOTA CHCEMY GŁASKAĆ, SZYKOWNY PŁASZCZ UBRAĆ, POPATRZEĆ NA WSPANIAŁY OBRAZ, A KLINIKI MEDYCYNY ESTETYCZNEJ TO ZŁOTE INTERESY. WIĘC NIE BĘDĘ SIĘ KRYGOWAĆ I PRÓBOWAĆ CHOĆBY SUGEROWAĆ, ŻE URODA NIE MA ZNACZENIA. ONA WRĘCZ STWORZYŁA MOJE ŻYCIE. JESTEM Z NIEJ DUMNA, CHOĆ ZDAJĘ SOBIE SPRAWĘ, ŻE NIE JEST MOJĄ ZASŁUGĄ. TRAKTUJĘ JĄ JAKO DAR, O KTÓRY MUSZĘ DBAĆ, BO DZIĘKI NIEJ MOGĘ DAWAĆ LUDZIOM RADOŚĆ.

GDY PODRÓŻUJĘ PO ŚWIECIE, PRZEKONUJĘ SIĘ, ŻE URODA TO NIE TYLKO KSZTAŁTY, WYMIARY, CERA. W TAJLANDII CZY W CHILE NIKT NIE WIE, ŻE JESTEM WICEMISS ŚWIATA, O MISS POLONIA JUŻ NIE WSPOMINAJĄC. W DODATKU NIE MAM NAWET MAKE­-UPU, A JEDNAK... BO W URODZIE NAJWAŻNIEJSZY JEST UŚMIECH. PRZYZNAJĘ, ŻE WYPRACOWAŁAM ZESTAW KILKU SŁUŻBOWYCH ŚMIECHOPODOBNYCH GRYMASÓW, JAKIE MOGĘ W RAZIE POTRZEBY „NAŁOŻYĆ” NA TWARZ, ALE TO TYLKO GRA WYTRENOWANYCH PRZY OKAZJI PUBLICZNYCH WYSTĘPÓW MIĘŚNI. JEŻELI ŚMIEJĘ SIĘ SZCZERZE, Z SERCA, TO TAKŻE OCZAMI. JESTEM PRZEKONANA, ŻE WŁAŚNIE SZCZERY UŚMIECH POZWALA MI TAK ŁATWO NAWIĄZYWAĆ KONTAKTY Z LUDŹMI NA CAŁYM ŚWIECIE. ZATEM GDY STOJĘ LEKKO ZAGUBIONA I BEZRADNA NA JAKIMŚ LOTNISKU, ZARAZ ZNAJDZIE SIĘ KTOŚ, KTO ZAPYTA, CZY MI JAKOŚ POMÓC. USZCZĘŚLIWIONA ZAINTERESOWANIEM UŚMIECHAM SIĘ, A JAKIŚ MĘŻCZYZNA DALEKO W AZJI CZY AMERYCE POŁUDNIOWEJ POKAŻE MI DROGĘ DO AUTOBUSU ALBO ZAWIEZIE MNIE DO HOTELU, ZAPROSI NA KOLACJĘ I NIE CHCE NIC W ZAMIAN. NAWET WIZYTÓWKI NIE ZOSTAWI, TYLKO UŚMIECH. TAKI „Z OCZAMI”.

EWA WACHOWICZKiedyś obiecywałaś, że nigdy się nie zestarzejesz i w dodatku nie zbrzydniesz.

Tak, pamiętam ten wywiad. Sugerujesz, że nie dotrzymuję słowa?

Aż takim ryzykantem nie jestem. Ciekawi mnie tylko, jak czas zmienia Twoje podejście do własnego ciała.

Lubię je coraz bardziej. Sporo razem przeżyliśmy, a ono generalnie mnie nie zawodzi, choć przyznaję, że specjalnie go nie oszczędzałam. Z drugiej strony staram się o nie dbać. Każdego dnia od rana. Najpierw, jak tylko wstanę, wypijam szklankę ciepłej wody z sokiem z cytryny, zaraz potem jem porządną łyżkę świeżo zmielonego siemienia lnianego, a do tego łyżeczkę mielonej czarnuszki i pół łyżeczki ostropestu. Dbam o swoje ciało z powodu łączącej nas od lat sympatii, ale też z przekonania, że jego uroda to jednak mój wielki kapitał.

Gdzie trzymasz korony zakładane kiedyś na Twoje skronie?

W biblioteczce. W centralnym miejscu stoi ta, którą zdobyłam w Korei Południowej razem z tytułem Miss Świata Studentek.

Dlaczego akurat ta stoi w miejscu najbardziej eksponowanym?

Bo jest ładna, bardzo zdobna, z motywami charakterystycznymi dla architektury koreańskich świątyń. Chyba tylko ze dwa razy odkręcałam śrubki, którymi jest przytwierdzona do postumenciku. Do noszenia się nie nadaje.

Z jakich powodów ją odkręcałaś? Konserwatorskich?

Jeszcze nie. Kiedyś przyjaciółka przyszła do mnie z córką i dziecko zamarzyło, by tę koronę założyć. Raz dla siebie, dla dowcipu, żeby zrobić sobie w niej nowe zdjęcia. Korona, którą dostałam w Republice Południowej Afryki z tytułem trzeciej Wicemiss Świata, ma swoje miejsce w szafce. Tytuł najpiękniejszej Polki zgodnie z zasadami tego konkursu przekazałam kolejnej Miss Polonia, Oli Spieczyńskiej, ale koronę dopiero niedawno, po 27 latach, symbolicznie przekazałam Miss Polonia 2019 – Karolinie Bielawskiej.Czerwonego forda probe sprzedałaś, koronę tak czy inaczej przekazałaś, to co Ci właściwie zostało?

Szarfy przecież jeszcze były.

To skromnie...

Była jeszcze pralka, a wieża z głośnikami ciągle gra w moim biurze. Talerz satelitarny służył długo, ale zardzewiał. Jednak najważniejszy jest tytuł. Niektórzy przez całe życie harują, żeby móc sobie stawiać przed nazwiskiem jakieś parę literek. „Dr” albo „prof.”. Ja do końca życia mam miss. Będę się cieszyć tytułem dożywotnio, a zostanie przy moim nazwisku jeszcze później.

Czy nie czujesz się czasem niewolnicą tych świecidełek, koron, tytułu?

Miałam taki etap. Kiedy pracowałam jako sekretarz prasowy dla premiera Waldemara Pawlaka, to przeszkadzało mi, że dla wszystkich jestem „tą miss”. Miało pomagać, ale nie pomagało, ponieważ wywoływało zawiść. Na świecie powierzenie stanowiska rzecznika miss zostało nader dobrze przyjęte. Udzielałam wywiadów do najbardziej znanych gazet na całym świecie. U nas zwyciężało myślenie, że miss może po wybiegu chodzić, ale nie po korytarzach Urzędu Rady Ministrów. Później schowałam się przed kamerami, żeby wrzawa wokół mojego politycznego epizodu ucichła. Jednak jakieś 10 lat po tych wszystkich koronacjach wsiadłam do taksówki. Kierowca spojrzał w lusterko, potem odwrócił się i popatrzył na mnie z uśmiechem. „No nie, żona mi nie uwierzy, że wiozłem miss” – powiedział uradowany. Takie spotkania spowodowały, że zaczęłam się zastanawiać, dlaczego i po co tak się boksuję z tym wizerunkiem, skoro ludzie pamiętają o moim tytule i traktują mnie z tak wielką sympatią.Czy miewałaś takie pokusy, by zasadniczo przestać dbać o to, jak wyglądasz, na śniadanie zjeść jajecznicę na boczku, a nie to mielone siemię z kozieradką też mieloną?

Nie mogę sobie na to pozwolić. Przecież sam przypomniałeś, że obiecałam nie zbrzydnąć. Takie myśli dopadają mnie o poranku, gdy w kapciach podchodzę do lustra i trzymają mnie aż do momentu, kiedy wychodzę z domu.

Czyli te dwie godziny później?

Mniej więcej.

Kiedy uświadomiłaś sobie znaczenie urody w swoim życiu? Gdy rodzice mówili, że jesteś najpiękniejszym słoneczkiem tego świata? Wierzyłaś im bez zastrzeżeń?

Zapamiętałam te słowa na całe życie, bo one po prostu dodają wiary w siebie... Mama bardzo często mówiła do mnie: moja księżniczko, moja królewno. I do dzisiaj tak mnie wita w domu. Od rodziców, zwłaszcza od mamy, otrzymałam mnóstwo aprobaty, atencji. Powtarzała mi, że jestem najpiękniejsza na świecie, mam piękne włosy, nogi też, ładnie się poruszam, no i w ogóle jestem po prostu super. Dopiero po latach dowiedziałam się, skąd u mamy, oprócz oczywiście miłości, to poczucie mojej wyjątkowości. Po serii moich sukcesów, do których osiągnięcia potrzebne jest przecież także szczęście, mama opowiedziała mi, że kiedy przyszłam na świat, cały gorlicki szpital przyszedł mnie oglądać, bo rozniosło się, że się urodziłam w czepku.

A ja w niedzielę... To, że jesteś w czepku urodzona, widać na pierwszy rzut oka.

Nie żartuję. Dosłownie! Urodziłam się w owodni, czyli błonie, w której dziecko otoczone wodami płodowymi znajduje się przez całą ciążę. Zwykle w czasie porodu błona pęka, wody odchodzą i dziecko przychodzi na świat już bez błony. Ale czasem rodzi się dziecko w pozostałościach tej błony i wygląda jak w czepku. Sprawdziłam i okazało się, że coś takiego zdarza się bardzo rzadko, raz na sto tysięcy porodów. Nic dziwnego, że pielęgniarki i lekarze zbiegli się, by mnie zobaczyć.

Okej. Ładnemu i w czepku ładnie. A kiedy usłyszałaś zachwyty nad swoją urodą od kogoś spoza rodziny? Pamiętasz to?

Od mojego pierwszego chłopaka, oczywiście w liceum.

Mówił piękne słówka, a potem Cię rzucił?

Raczej ja... Ale to była pierwsza miłość. Ciągle mówię o niej z drżeniem serca, bo przecież było to niepowtarzalne uczucie. Od tego chłopca usłyszałam wszystko, co dziewczyna powinna usłyszeć, by czuć się kochaną. Szeptał mi, że jestem najpiękniejsza i najcudowniejsza we wszystkim. Pięknie pachnę, mam piękne włosy, cudowny uśmiech. Wszystko było piękne.

Kim był ten szczęściarz?

Nie powiem.

Chociaż imię?

Nie. On nadal do mnie dzwoni z życzeniami świątecznymi, widujemy się od czasu do czasu, bo mieszka w Krakowie. Lubimy się bardzo, jesteśmy dojrzałymi osobami i chyba w obojgu z nas został cudowny sentyment do tych naszych pierwszych uniesień.

A sama kiedy nabrałaś podejrzeń, że ta Twoja uroda rzeczywiście jest nieprzeciętna?

Jak się jest normalną nastolatką, która szaleje po drzewach i na rowerze, ale też nierzadko ciężko pracuje na polu czy w oborze, to nie ma czasu na podziwianie się przed lustrem. Chociaż... W pierwszej klasie liceum byłam na kolonii tanecznej, w Kościerzynie na Kaszubach. Wtedy zaczęłam coś podejrzewać, bo wszyscy chłopcy chcieli ze mną tańczyć i w ogóle cieszyłam się wśród kolegów zaskakującą popularnością.

Masowo próbowali się z Tobą umawiać?

To w ogóle nie były czasy, że się ktoś chciał tak od razu umawiać. No proszę cię... Jakbym się umówiła, toby mi ojciec dopiero dał.

Twoi dotychczasowi biografowie utrzymują, że to koledzy na studiach całkiem przypadkiem namówili Cię, żebyś wystartowała najpierw w konkursie na Najmilszą Studentkę Krakowa, a potem na Miss Małopolski.

Tak.

Czyli tak całkiem z marszu. Kościerzyna, a potem Najmilsza?

Niezupełnie. Zostałam jeszcze w podstawówce miss kolonii w Nieporęcie i miss mojego liceum w Gorlicach.

Czyli jak przyszło do studenckiego konkursu w Krakowie, to byłaś już misską doświadczoną. I koledzy nie musieli Cię do startu tak bardzo namawiać. Tak było?

Czasem potrzebny jest jakiś impuls. Sama nie miałam takiego pomysłu. Zresztą, po tych pierwszych koronach, ale zanim zostałam Miss Polonia, zapisałam się do pewnej agencji modelek.Tej samej, którą z kolegami z krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego zakładał Krzysztof Jaxa Kwiatkowski, Twój dzisiejszy guru od wspinaczki? Opowiadał mi, że z agencją współpracowało kilkanaście dziewcząt. I oni, sprytne chłopaki z AWF­-u, tylko Tobie nie dawali szans na karierę. Wydawałaś im się zbyt masywna.

No i jak miałam być pewna swojej urody? Ale dzięki nim chodziłam po wybiegu. To był ten jeden jedyny raz w moim życiu. Dokładnie pamiętam, że wystąpiłam z koleżankami przy okazji otwarcia restauracji Dolce Vita przy ul. Grodzkiej. Cadillacami tam zajechaliśmy i to był jedyny pokaz mody, w jakim wystąpiłam. Zapisałam się jednak do tej agencji raczej po to, by się nauczyć chodzić, malować. Przecież do końca liceum nie używałam pudru, cieni, tuszu, szminki ani błyszczyka. Zero kosmetyków. Nawet paznokci nie malowałam.

Rozumiem, tylko szare mydło. I jeszcze pewnie kąpiele w górskim strumieniu? Niemożliwe, tak z własnej woli?

Kusiło mnie, jak patrzyłam, co koleżanki podczas przerw między lekcjami wyjmują z torebek. Chciałam je naśladować, ale moja mama też się nie malowała. Mówiła mi, że i bez kosmetyków jestem ładna. No i co tu kryć, tata takich malunków nie tolerował. Jak znalazłam się w akademiku, to nie miałam żadnych upiększających specyfików. Pierwszą szkołę korzystania z nich dała mi aktorka Dorota Pomykała, która była jurorką konkursu na Najmilszą Studentkę Krakowa i chyba prowadziła już swoje studio aktorskie. Podczas tych wyborów poszłam na scenę bez makijażu, bo nie posiadałam umiejętności jego robienia. Potem Dorotka Pomykała zaprosiła mnie do swojego studia, podszkoliła, jak korzystać z tych pędzelków, miotełek, wacików i tak dalej. Zrobiła mi nawet pierwszą w życiu sesję zdjęciową.

Jak trzeba żyć, żeby zawsze „wyglądać jak Wachowicz”?

Tryb życia, który ułatwia zachowanie urody, ale przede wszystkim zdrowia, stał się dla mnie naturalny. Już mama kładła mi na głowie książkę i mówiła: „Chodź sobie do telewizora, wokół stołu i znowu do telewizora. Będziesz miała ładną sylwetkę”. Ruch i zdrowe jedzenie były dla mnie czymś naturalnym.

Myślisz, że nasi czytelnicy uwierzą, że w chłopskim domu w Małopolsce, w latach siedemdziesiątych XX wieku nie wychowywałaś się na schabowym, ziemniakach ze skwarkami i zasmażanej kapuście z grochem, tylko na kiełkach i płatkach owsianych?

W moim domu jedliśmy zdrowo, to znaczy przede wszystkim bardzo różnorodnie. Bywał schabowy, kapusta, ale też chude mięso, dużo warzyw, mnóstwo serów, orzechów, kasz. Mało było używek. To była zdrowa dieta dla rozwijających się dzieci i ciężko pracującej rodziny. Cały czas spędzałam na świeżym powietrzu, na zabawie, ale też chodziłam na piechotę spory kawał do autobusu, jeździłam rowerem do sklepu, zbierałam z pól siano czy ziemniaki, wiązałam snopki, ładowałam je na wóz, deptałam kapustę, zbierałam owoce. No i miałam normalny WF! Z siatkówką, koszykówką, piłką ręczną, ale i klasyczną gimnastyką ze staniem na rękach, skokami przez skrzynię, wspinaniem się po linie. Bardzo lubiłam te lekcje. Pomogły mi pewnie też geny.

A to, że uciekłaś od ciężkiej fizycznej pracy, zanim zdążyła Ci zabrać urodę?

Zapewne też. Nie wyobrażałam sobie, że będę przez całe życie pracować tak ciężko, jak rodzice, dziadkowie. Jak każdy chciałam żyć lepiej, poznawać świat. Jestem jednak przekonana, że samo unikanie wyniszczającej fizycznej pracy nie wystarczy, by zachować zdrowie, długo cieszyć się urodą. Od lat nie odżywiam się radykalnie odmiennie niż jako nastolatka. Piję tylko dużo soków, zwłaszcza z marchwi, ziemniaków unikam, wolę kasze, a specjalnie jaglankę. Jem z pewnością mniej kalorycznie, bo mniej pracuję. Zawsze byłam aktywna fizycznie. Gdy pełniłam funkcję rzeczniczki rządu, to wielogodzinny bezruch dzień po dniu najbardziej mi doskwierał. Później okazało się, że muszę stale intensywnie ćwiczyć, by mój kręgosłup trzymał się pionu. Niesamowicie pomaga mi w tym joga. Ćwiczenia sprawiają, że pracuje każdy mięsień ciała. Zajęcia z joginką Beatą są świętością w moim kalendarzu.No i masz osobistego trenera.

Przekonałam się, że ćwiczenia robione z trenerem są o 30–40% efektywniejsze. Pracując razem, wzajemnie się napędzamy. Jak jestem umówiona, to nie mogę powiedzieć, że dzisiaj nie ćwiczymy, bo coś wypadło albo mi się nie chce. Trudniej znaleźć wymówkę.

Uroda to Ty. Decyduje o jakości i treści Twojego życia?

Fakt. Zauważyłam w pewnym momencie, że dla świata istotniejsza jest długość moich włosów niż to, ile napisałam książek, jaki zrobiłam program telewizyjny, jaki mam nowy pomysł.

Świat Cię poznał z długimi włosami. Dlaczego je obcięłaś?

Ponieważ nigdy w życiu nie miałam krótkich. Parę razy wpadałam na taki pomysł. Póki byłam mężatką, w ogóle nie wchodziło to w grę. Wtedy o moje włosy dbał słynny w Krakowie salon fryzjerski przy ul. Gołębiej. Któregoś razu, dzień wcześniej, zanim miałam się pojawić, w drzwiach stanął Przemek. „Jutro tu przyjdzie moja żona. Jeżeli obetniecie jej włosy, spalę lokal” – powiedział głośno, tak żeby wszyscy słyszeli, i poszedł. Występując w _Tańcu z_ _gwiazdami_, poznałam fantastycznego stylistę włosów Leszka Czajkę. Kiedy ponownie, gdzieś w okolicach mojej czterdziestki, chciałam skrócić włosy, poszłam do niego. Wyobraź sobie, że nie chciał mnie obciąć. „Zrobiłbym ci krzywdę” – mówił. Od kolejnego fryzjera usłyszałam to samo. Tak bardzo chciałam odmiany, że w końcu pojechałam do mojego kochanego pana Zbyszka, do Gdańska.

Kiedy właściwie zostałaś blondynką?

Przy okazji programu _Top Chef_.

W 2013 roku? Dopiero?

Do lat dojrzałych żaden fryzjer nie dotknął mnie żadną farbą. Jako Miss Polonia miałam włosy dziewicze, takie, z jakimi mnie Pan Bóg stworzył.

Ale przecież z pofalowanymi Cię nie stworzył.

Papiloty robiły już nasze babcie, jak były dziewczynkami. Nie wymagaj więc ode mnie, bym włosów trochę nie kręciła. Najpierw mama mi to zrobiła, jak szłam do pierwszej komunii, potem potrafiłam już sama.

Wielu ludzi jest gotowych przysiąc, że blondynką byłaś od zawsze.

Zawsze to byłam naturalną blondynko­-szatynką. Dopiero Kasia Rudnik, fryzjerka, która pracowała ze mną jeszcze przy programie _Przez żołądek do serca_ i robi to do dzisiaj, przekonała mnie, że w kamerze zdecydowanie lepiej wygląda ciepły blond na głowie.

Czyli blondynką jesteś z wyrachowania, i to biznesowego.

Tak, nazwijmy to po imieniu.

Wróćmy do Gdańska, do pana Zbyszka.

On fantastycznie modelował brzytwą, włosy bardzo długo się potem fajnie układały. Jest bardzo kreatywny. Jak przed laty fotografowano mnie do prestiżowego kalendarza, to zrobił mi cztery fryzury i w każdej wyglądałam zupełnie inaczej. „Jeżeli pan mnie nie obetnie, nikt mnie nie obetnie” – brałam go na litość. Wyszedł na papierosa, ale wypalił chyba z pół paczki, bo długo go nie było. „Jak ma ci ktoś zrobić krzywdę, to już lepiej, żebym ja cię obciął” – powiedział w końcu, dając mi dobitnie do zrozumienia, że nie uważa mojego pomysłu za dobry. Zapowiedział też, że nie obetnie mnie na krótko. Mówił: „Jesteś dużą, fajną, fantastyczną kobietą. Nie mogę ci zrobić małej głowy, bo to zmieni proporcje ciała. Jak już się tak bardzo uparłaś na te krótkie włosy, to je obetnę do takiej długości, przy której jeszcze nie zepsuje to proporcji całej sylwetki”. Bo pan Zbyszek patrzy zawsze na całokształt, a nie tylko na wycinek. „Ty jesteś całością. I ty musisz w całości fajnie wyglądać” – tłumaczył. I tak zrobił. Włosy były krótkie, nie dało się związać kucyka, ale daleko im było do mojej od lat wymarzonej fryzury na Sinéad O’Connor.

Czyli raczej braku fryzury. Radykalne marzenie miałaś.

Tego nigdy nie zrealizowałam, ale z drugiej strony kiedyś, na krótko, w czasie podróży przedślubnej po Afryce zaplotłam sobie 130 warkoczyków. Miałam dredy!

Jest takie sugestywne zdjęcie, na którym Jacek Wójcicki zapuszcza żurawia w Twój dekolt...

To zostało wyreżyserowane w czasie jednego z programów telewizyjnych. Chodziło o obrócenie w żart różnicy wzrostu między nami (na moją korzyść oczywiście).

_Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: