- promocja
Wszystkiego, co najlepsze - ebook
Wszystkiego, co najlepsze - ebook
Kiedy Ben ujawnia przed rodzicami, że jest osobą niebinarną, zostaje wyrzucone z domu i zmuszone zamieszkać ze swoją dawno niewidzianą siostrą Hannah i jej mężem Thomasem. Zmagając się z zaburzeniami lękowymi, spotęgowanymi przez ostatnie wydarzenia, nieśmiało robi coming out również przed siostrą, a w uporaniu się z traumami i atakami paniki wspiera go terapeutka. W szkole stara się pozostać niezauważone i nie mówić o swojej tożsamości.
Próbę prześlizgnięcia się przez ostatni semestr liceum bez zwracania niczyjej uwagi niweczy Nathan, zabawny i charyzmatyczny uczeń, który bierze Ben pod swoje skrzydła i nie tylko pokazuje szkołę, ale uświadamia nu także, czym jest przyjaźń. W miarę jak ich znajomość się rozwija, zmieniają się też uczucia, które wobec siebie żywią, a to, co wydawało się katastrofalnym zwrotem wydarzeń, zaczyna wyglądać jak szansa na nowe, szczęśliwe życie.
Wszystkiego, co najlepsze to książka, która bawi i wzrusza. Opowieść o życiu, przyjaźni i miłości, a także wspaniały przykład rodzenia się nadziei w obliczu przeciwności losu.
„Szczera, romantyczna i przełomowa. Ta książka uratuje życia”. - Becky Albertalli
„Delikatna, słodka i niezwykle ważna historia o niebinarnej nastoletniej osobie, która odnajduje swój głos. Ta książka będzie ważna dla tak wielu ludzi!”. - Alice Oseman
"Doskonałe zobrazowanie tego, jak troska i miłość mogą przezwyciężyć nietolerancję". - Publishers Weekly
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67054-77-5 |
Rozmiar pliku: | 703 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Język kształtuje naszą rzeczywistość, pozwala nam nazwać rzeczy i zjawiska, które widzimy, ale też wyrazić to, co czujemy. Jest sprzężeniem zwrotnym między rzeczywistością a tym, jak ją postrzegamy. Dlatego dorastając z jakimś językiem, inaczej będziemy postrzegać otaczający nas świat niż nasz rówieśnik, który wychowuje się w innej kulturze i w innym języku. Myślę, że wyrażenie „znaleźć wspólny język” jest zdecydowanie niedoceniane, bo tak naprawdę oznacza „przyrównać swoje światy”. To również tłumaczy, dlaczego język zmienia się wraz z tym, jak zmienia się społeczeństwo. Jest dość wyjątkowym narzędziem, takim, którego nie możemy do końca kontrolować. Nie należy bowiem do żadnej osoby, a do wszystkich.
Z tego względu jest często umowny. Parafrazując Ben tłumaczące Hannah, na czym to wszystko polega, możemy stwierdzić, że potrzebujemy punktów zaczepienia i swego rodzaju szufladkowania, żeby znaleźć ten „wspólny język”. Dlatego też, zdając sobie sprawę, że język polski (jak i inne języki) i zainteresowane tematem osoby używające naszego języka poszukują obecnie różnych form ekspresji dla osób, które nie posługują się ani męskimi, ani żeńskimi formami osobowymi, zdecydowałem się na wybranie kierunku, który moim zdaniem jest najbardziej kompatybilny z istniejącymi zasadami języka polskiego, a mianowicie na przyjęcie dla Ben (i Mariam) zaimków ono/jeno. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie osoby niebinarne posługują się właśnie tymi formami, i mam nadzieję, że wybaczą mi ten wybór, który wynika jedynie z dobrej wiary. Wierzę bowiem, że możemy zmienić nasz język tak, by każdy mógł odnaleźć się w rzeczywistości, która podobnie jak język, należy do wszystkich, oraz by inni potrafili tę rzeczywistość zrozumieć. Wziąłem pod uwagę również zaimki ono i jego, doceniając je za naturalne przedłużenie rodzaju nijakiego, które byłyby najłatwiejsze do wprowadzenia w dyskurs ogólnopolski. Postanowiłem jednak wyeliminować kopiowanie m.in. zaimków i przymiotników dzierżawczych z rodzaju męskiego i wprowadzenie do języka elementów postpłciowych (tj. zamiast jego – jeno, mu – nu, niego – nieno itd.). Wydaje mi się, że uzupełnienie istniejących już zaimków formami, które nie wskazują na płeć, najlepiej łączy prostotę i szacunek dla osób ich używających.
Chciałbym też podziękować całej ekipie zaimki.pl, bez której przetłumaczenie tej książki byłoby niemożliwe (choć może nie zdają sobie z tego sprawy), a także redakcji We need YA za wsparcie, nie tylko w kwestiach językowych.
Artur ŁukszaJEDEN
– Ben, skarbie, dobrze się czujesz?
Mama bierze mój talerz z większością nietkniętego obiadu. Wzięłom może ze dwa kęsy. Wpadły do żołądka jak kamienie, co skutecznie odebrało mi resztki apetytu, które miałom przed jedzeniem.
– Tak, wszystko w porządku – odpowiadam. Tak jest łatwiej. Lepsze to, niż żeby sięgała po termometr i wszystkie leki, które mamy w domu. – Po prostu mam sporo na głowie.
Cóż, to nie do końca kłamstwo.
– Szkoła? – pyta tata.
Kiwam głową.
– Nie robisz sobie zaległości, co?
– Nie, po prostu dużo się dzieje. – Kolejne kłamstewko. Czy niemówienie całej prawdy można w ogóle uznać za kłamanie?
– Cóż – zaczyna mama. – Będzie dobrze, o ile będziesz miał wysokie oceny. Kiedy dostaniecie raport semestralny?
– W przyszłym tygodniu. – Oprócz angielskiego będą na nim same szóstki, czym pewnie zasłużę sobie na „Nie jesteśmy źli, po prostu zawiedzeni”.
– Na pewno dobrze się czujesz? Wiesz, że te zmiany temperatur zawsze na ciebie źle działały. – Mama podchodzi od tyłu i zbiera moje włosy z czoła. – Wydajesz się nieco rozpalony.
– Wszystko w porządku. – Strząsam jej rękę z głowy. – Naprawdę. Po prostu jestem zmęczony.
Chyba przyjmuje wymówkę, bo rzuca mi ten swój delikatny uśmiech.
– To dobrze. – Odchodzi, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Trzeba cię umówić do fryzjera. Z tyłu robią się już za długie.
– Spoko. – Biorę łyk wody, żeby się czymś zająć. – Mówiłem wam, że Gabby Daniels musiała zrezygnować z bycia przewodniczącą kółka artystycznego?
– Nie, czy coś się stało? – pyta mama.
– Myślę, że po prostu wzięła na siebie za dużo. Udziela się w praktycznie każdym kółku w szkole. To oznacza, że jej rola przypadnie mnie!
– To świetnie, skarbie! – Mama odpowiada znad zlewu, opłukując naczynia przed włożeniem ich do zmywarki. – Będziesz musiał się jakoś dodatkowo zaangażować?
– To głównie organizacja wydarzeń i wycieczek. Zajmowałem się tym już za nią wiele razy, więc nie zrobi mi to wielkiej różnicy.
– Na pewno nie będzie ci to przeszkadzało w nauce? – wtrąca się tata z grymasem na twarzy. – Pamiętasz naszą umowę: jeśli powinie ci się noga z ocenami, to rezygnujesz.
– Tak jest. – Czuję ten lekki ucisk na mózgu, jakby coś zaciskało się wokół czaszki. Spoglądam na mamę w nadziei, że coś powie, ale nic z tego. Po prostu gapi się w podłogę jak zwykle, gdy tata tak się zachowuje. – Pamiętam.
Tata wzdycha i idzie do salonu, a ja biorę ostatnie naczynia ze stołu i zanoszę na blat, gdzie chowam do pudełek to, co zostało.
– Dzięki, skarbie. – Mama nie odrywa wzroku od naczyń.
– Spoko – rzucam. – Jak było w pracy?
– Wiesz, jak jest. – Wzrusza ramionami. – Doktor Jameson zrzuca na mnie swoją papierkową robotę.
– Ma robić to, co do niego należy? – pytam ironicznie. – Co to za dziwny pomysł?
– Co nie? – Śmieje się i rzuca mi jedno z tych znaczących spojrzeń. – Przysięgam, że kiedyś mu to wygarnę.
– Czy przypadkiem nie mówiłaś mi, żebym nigdy nie palił mostów?
– Tak, racja. Ale to ja tu jestem dorosła, więc mogę robić, co mi się podoba. – Chichocze i odstawia naczynia na bok. – A ty co dzisiaj robiłeś?
– Nic specjalnego. Trochę rysowałem, posiedziałem nad paroma projektami, które są do oddania po przerwie. Nic fascynującego. – I znów zachowuję dla siebie część prawdy.
Większość dnia zleciała mi na bezgranicznej panice związanej z tym, co chcę zrobić, ponownym oglądaniu poradników na YouTubie o tym, jak to zrobić, wielokrotnym czytaniu starych wiadomości od Mariam i walce z moim żołądkiem o kanapkę z masłem orzechowym, którą zjadłom na śniadanie.
Wiecie, kolejny normalny dzień.
Mama ustawia ostatni talerz na suszarce, podczas gdy ja układam pojemniki w lodówce.
– Na pewno nic ci nie jest? Nie zjadłeś niczego dziwnego, co? – Znowu sięga do mojego czoła, ale tym razem się wymykam.
– Przysięgam, że wszystko jest w porządku.
Kłamcze.
– Skoro tak mówisz. – Mama pieczołowicie składa ręczniki kuchenne obok zlewu. – Nadal masz ochotę na film?
– Jasne, przyjdę za minutkę.
– Może nie zmusi nas do oglądania Kevina po raz dwudziesty – mamrocze głównie do samej siebie.
– To klasyk – mówię ironicznie.
Uśmiecha się do mnie, sięga po małą paczkę miętowych ciasteczek, które zrobiła parę dni temu, i znika we wnętrzu salonu.
Nachylam się nad zlewem i przygotowuję się na wypadek, gdyby obiad się zbuntował. Dam radę, będzie dobrze. Wszystko będzie w porządku i jestem całkowicie pewne, że powinnom to zrobić. Znam moich rodziców, oni znają mnie. Zasługują, żeby się dowiedzieć.
No i chcę im powiedzieć, naprawdę bardzo chcę.
Więc właśnie to powinnom zrobić.
– Ben, przynieś mi popcorn – woła tata z salonu, a ja znów czuję, jak moje wnętrzności się skręcają. Chwytam z blatu duże opakowanie, takie z czterema smakami, które tata zawsze kupuje na święta, i choć nogi wydają się jak z cementu, idę w stronę salonu.
W pokoju nadal panuje świąteczny wystrój. Z mamą uważamy, że ludzie nie doceniają świąt Bożego Narodzenia, więc zostawia choinkę i dekoracje aż do Nowego Roku. Nie jestem pewne, czy inne rodziny też tak robią, ale to moje ulubione z mamowych dziwactw.
Zdecydowała, że dzisiaj oglądamy Elfa, ale nie mamy płyty, więc na mnie spadło znalezienie strony, na której możemy go wypożyczyć.
– Możemy potem obejrzeć W krzywym zwierciadle. – Tata przeżuwa kawałek popcornu.
Znajduję stronę po chwili szukania, wpisuję dane z karty mamy i zajmuję swoje miejsce. Dziwne – uwielbiam ten film na zabój, ale dzisiaj? Jest niemal wkurzający. Myślę jednak, że to nie wina filmu. W każdej pozycji czuję się niekomfortowo, zupełnie jakbym miało w jakiś sposób wyrwać się z ciała.
W tym momencie film dociera do dziwnej sceny, w której postać Willa Ferrella śpiewa z Zooey Deschanel, w czasie gdy ta jest pod prysznicem. Rozumiem, że jego postać ma być naiwna czy coś w tym stylu, ale nadal wydaje się żenująca.
– To dopiero kobieta. – Tata się śmieje, zajadając czekoladowym popcornem. – Co nie, Ben?
– Ano.
Staram się jak mogę, żeby myślał, że mnie to bawi, ale w rzeczywistości jest zupełnie przeciwnie. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek udało im się zajrzeć za ten kamuflaż, czy kiedykolwiek naszła ich myśl, że nie jestem ich perfekcyjnym synem.
Nie lubię go okłamywać.
Ani mamy.
W gruncie rzeczy ciągle żyję w kłamstwie. Nie mają pojęcia, kim jestem.
Tą myślą żyłom ostatnimi dniami, a właściwie tygodniami. Do tego się przygotowywałom. To dlatego nie mam apetytu, z tego powodu od tygodnia nie mogę się na niczym skupić. Przerwa świąteczna zdawała się ciągnąć w nieskończoność, bo obiecałom sobie, że zrobię to, zanim się skończy. Ten moment wydaje się odpowiedni, choć nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Może jestem na jakimś czarodziejskim, świątecznym haju.
Magia świąt albo coś w ten deseń.
Szkoda, że nie czuję się zbyt magicznie. Może powinnom było przywdziać bardziej „queerowy outfit” dla poprawy humoru.
Włącza się reklama firmy samochodowej informująca o zniżkach na „Święta, Święta, Święta!” i kątem oka dostrzegam tatę kręcącego głową.
– Bzdury – mamrocze pod nosem.
Mariam przećwiczyło ze mną ten scenariusz kilka razy; po prostu muszę poczekać na dobry moment, kiedy ich czujność będzie uśpiona i wszyscy będziemy w dobrych nastrojach.
Wszystko będzie dobrze; Mariam ciągle mi to powtarzało.
Wszystko będzie dobrze, a ja w końcu pozbędę się tego przytłaczającego ciężaru z klatki piersiowej. Będzie świetnie, a rodzice zrozumieją, co zamierzam im powiedzieć.
I na pewno wszystko będzie dobrze.
Powtarzam sobie, że teraz jest odpowiedni moment. Ciągle i w kółko, a film przerywany reklamami leci dalej. A jednak za każdym razem gdy otwieram usta, nie potrafię dobyć słowa, nie mogę niczego wykrztusić.
Nie powinnom się bać.
Lecz z jakiegoś powodu się boję, bez względu na to, jak bardzo to odpycham. Nie mogę się pozbyć tego uczucia. Może to jakiś omen czy coś. Znak, że nie powinnom tego robić. Tyle że muszę to zrobić. Nie potrafię tego wyjaśnić; po prostu tak czuję. Mimo wszystko myślę, że naprawdę będzie dobrze.
Może to kiczowate, ale czekam na koniec filmu, moment, w którym wszyscy są razem, radośni, i widzę uśmiech na twarzy mamy.
Tata wygląda na obojętnego, ale w gruncie rzeczy prawie zawsze tak wygląda.
To musi być teraz. Naprawdę to czuję.
– Hej, chciałem z wami o czymś porozmawiać – wyduszam z bardzo suchego gardła.
– Słuchamy. – Mama siada po turecku na kanapie, opiera łokieć na kolanie, a głowę na dłoni. – O co chodzi?
Tata sięga po pilota i wycisza dźwięk w telewizorze.
– Ja… – Dam radę. Wdech i wydech.
Wraca ten ścisk w żołądku, zupełnie jakby coś go skręcało coraz bardziej i bardziej, aż będzie po wszystkim. Wtedy wszystko puści, a ja będę wolne.
– Chciałem wam coś powiedzieć.
Tata spogląda na mnie.
To teraz.
Właściwie to zabawne; scenariusz, który napisałom, ten, który wpisałom do Worda, żeby powiedzieć wszystko, co chcę, nagle wyparował z mojej głowy. Jakby ktoś to wymazał.
Może tym lepiej; może w ten sposób będę z nimi zupełnie szczere.
Może jeśli wyjdzie to ode mnie, a nie jakiejś wypracowanej wersji mnie, to pomoże; może tak będzie lepiej?
Mówię im. Powoli.
Na początku zalewa mnie ulga. Mam wrażenie, że mogę się zrelaksować.
Chciałobym, żeby to uczucie mogło trwać dłużej.