- promocja
- W empik go
Wszystko, czego zawsze pragnęła. Amerykański True Crime - ebook
Wszystko, czego zawsze pragnęła. Amerykański True Crime - ebook
Małżeństwo z Tomem było spełnieniem marzeń Pat. Oboje pochodzili z bogatych rodzin, oboje chcieli prowadzić hodowlę koni, uprawiać róże i obracać się w kręgach towarzyskich Atlanty – krótko mówiąc, być Scarlett O'Harą i Rhettem Butlerem swoich czasów.
Jednak zaledwie dwa miesiące po ślubie ich idealny świat rozpadł się na kawałki. Piękna posiadłość doszczętnie spłonęła, a Tom został oskarżony o zabójstwo swoich rodziców.
Wszystko, czego zawsze pragnęła to fascynujące studium zachowań bezlitosnej socjopatki. Ann Rule opisuje historię pełną pokrętnej miłości i genialnie zmanipulowanych zbrodni. W centrum tego wszystkiego znajduje się kobieta, której zło kryło się za czułymi słowami i łagodnym uśmiechem, i która bez litości niszczyła tych, którzy ją kochali.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-8302-3 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zebulon, stolica hrabstwa Pike, miasteczko położone jakieś pięćdziesiąt mil na południe od Atlanty, to w zasadzie tylko rynek, cztery odchodzące od niego ulice i kilka domków stojących nieco bardziej na uboczu. Jak wiele innych miejscowości w tej części Georgii, miasto ocieniają gęsto rosnące drzewa: sosny, derenie, magnolie i buki. W upalne letnie dni ich gałęzie tworzą liściastą kopułę, która więzi wilgotne, gorące powietrze i sprawia, że wszystko pod nią rośnie niczym w szklarni. Cień daje iluzoryczną nadzieję na schronienie przed potwornie wysokimi temperaturami. Mając tu idealne warunki do rozwoju, roślina kudzu, jak jakiś szmaragdowy pasożyt, pokrywa każdą dostępną przestrzeń, tworząc niewinnie wyglądający kocyk ostrych, spiczastych liści.
Gmach sądu w Zebulonie to budynek z czerwonej cegły, zdobiony białymi piernikowymi wykończeniami oraz alabastrową dzwonnicą, lśniącą na tle jasnego nieba. Na terenach zielonych wokół budynku rosną gdzieniegdzie magnolie, dęby i klony, a każde z czterech wejść do niego strzeżone jest przez krwistoczerwone pelargonie w kamiennych donicach. W narożniku błoni otaczających sąd znajduje się pochylony, szary, kamienny pomnik upamiętniający siedemnastu białych chłopców z Zebulonu, którzy oddali swoje życie w czasie II wojny światowej – na liście znaleźć można między innymi dwóch Marshallów, dwóch Pressleyów i Pike’a. W prawym dolnym rogu tablicy, pod wyrzeźbionym napisem „kolorowi”, widnieje tylko jedno nazwisko. Nawet na pomniku dla lokalnych bohaterów E.R. Parks nadal pozostawał ofiarą segregacji rasowej.
Naprzeciw sądu ciągnęła się równa linia przylegających, choć w niczym do siebie niepodobnych fasad budynków o różnej wysokości. Mieściły się tam między innymi sklep odzieżowy, parę sklepów ze starociami, sklep meblowy oraz sklep komputerowy. Redakcja „Reportera”, lokalnego tygodnika, ulokowana była przy końcu ulicy. Automaty z Coca-Colą i Dr. Pepperem znajdowały się wzdłuż chodników co jakieś 20 metrów. Samochody – głównie pikapy – stały zaparkowane skośnie do ulicy. Jasnobrązowy pies spacerował sobie leniwie po spokojnej, pustej drodze.
Gdy producenci z Hollywood szukali typowego miasteczka z południa USA, w którym mogliby nakręcić _Murder in Coweta County_ (Morderstwo w hrabstwie Coweta) z Andym Griffithem i Johnnym Cashem w rolach głównych, wybrali właśnie Zebulon. Pat Taylor i Tom Allanson także zdecydowali się na to miasto, przy czym dla nich miało być ono ucieleśnieniem ich własnych fantazji. Do miasteczka przyjechali w 1973 roku. Początkowo mieszkali ze sobą jako kochankowie, po czasie zaś wzięli ślub. Ona była smukłą kobietą o szmaragdowozielonych oczach i bujnych lokach. On był wysokim, opalonym mężczyzną. Ona piękna, on przystojny, a razem zdawali się tworzyć parę tak w sobie zakochaną, że zdolną do przezwyciężenia wszelkich przeciwności losu. Pat w ten sposób opisała swoje uczucia względem Toma w notce do niego, którą skreśliła na odwrocie ślubnej fotografii:
Jesteśmy złączeni ze sobą na całe życie… Cóż może być na tym świecie piękniejszego niż dwie ludzkie dusze złączone ze sobą po grób, wspierające się w codziennych trudach, stanowiące dla siebie oparcie w chwilach cierpienia, pocieszające się wzajemnie w bólu, będące ze sobą zawsze, żyjące wspólnymi wspomnieniami i WSPÓLNĄ MIŁOŚCIĄ… Czuję, że kochając swojego Toma, jestem u bram Nieba… Gdy przyszłam do ciebie, Tom, oddałam się w Twoje ręce – oddałam Ci swoje ciało, serce i duszę. Jesteś moją miłością i sprawiasz, że czuję się w pełni Twoja. To cudowne uczucie jest potężniejsze niż wszelkie rygle i zamki. Nigdy cię nie opuszczę, goniąc za marzeniami, ponieważ w Tobie, Tom, znalazłam wszystko, czego potrzebuję… Moje ciało rozkwita, gdyż należę do Toma. Oto porzucam dawną siebie i kawałek po kawałku rozstaję się z poprzednim życiem…
I tak zrobiła.
Pat i Tom wyruszyli w podróż, aby zbudować idealną miłość w ich wymarzonym, idealnym świecie. Nie przypuszczali, że do tego wyśnionego raju zakradnie się zazdrość, gniew, zdrada i morderstwo – ponurzy, brutalni intruzi z prawdziwego świata, wdzierający się w ich życie. Każde z nich miało swoje własne, rodzinne więzi, które okazały się zbyt silne, aby nie wpływały na ich związek. Powracając raz po raz, dawne urazy zdawały się wyłącznie narastać, a nie zmniejszać. Duma, niczym pokrywające wyschniętą ziemię kudzu, zasklepiła głębokie i bolesne rany, nigdy ich jednak w pełni nie wyleczyła. Rozplątanie historii ich życia przypomina podążanie śladem zielonych kłączy tej inwazyjnej rośliny, która w końcu zabija każde żywe stworzenie, które stanie jej na drodze.Rozdział 2
Trafili na siebie po trudnych przejściach w poprzednich małżeństwach. Tom, młodszy od Pat o sześć lat, gdy kończył trzydziestkę, miał już za sobą dwa krótkie, nieudane małżeństwa. Ona – jedno, ale za to długie, w którym czuła się uwięziona i ignorowana. Oboje przez większość życia szukali swojej wymarzonej miłości. Mimo przeciwności losu wydawało się, że znaleźli ją w sobie wzajemnie, chociaż – przynajmniej na zewnątrz – zdawało się, że nie łączy ich nic poza gorącym pożądaniem seksualnym.
Tom był silny jak wół, Pat zaś drobna i delikatna – często chorowała. On pracował jako kowal, ona kochała robótki ręczne, haftowanie i malowanie. On był po studiach, ona wyszła za mąż po raz pierwszy, będąc jeszcze w dziesiątej klasie, i porzuciła szkołę. On był spokojny i łagodny, ona zaś raz po raz podenerwowana i wystraszona.
Nie miało to żadnego znaczenia. Wystarczyło, że rozłożył swoje potężne ramiona, a ona wskakiwała mu na kolana, znajdując w jego sile fizycznej poczucie bezpieczeństwa, którego tak potrzebowała. Tom zawsze jej powtarzał:
– Pamiętaj, słonko, że kocham cię najbardziej na świecie i nic więcej się dla mnie nie liczy.
A ona odpowiadała mu swoim delikatnym, dziewczęcym głosikiem, w ogóle niepasującym do tej dorosłej przecież kobiety:
– Kocham cię, skarbie. Kocham cię, słonko.
Tak naprawdę Pat Taylor spotkała Toma całe lata przed tym, nim zostali parą. Jej rodzina – rodzice: emerytowany pułkownik armii amerykańskiej Clifford Radcliffe i jego żona Margureitte; dzieci: Susan, Deborah i Ronnie – a także sama Pat utrzymywali się z pokazów koni w Atlancie. W swoich stajniach Radcliffe’owie mieli jedne z najlepszych koni w okolicy. Pat, która mieszkała ze swoimi rodzicami, uczyła jeździectwa bogatą klientelę, a obie jej córki były mistrzyniami w jeździe konnej.
Tom Allanson, zatrudniony w Ralston Purina, także był związany z tą branżą, bo sprzedawał między innymi paszę dla koni. Był synem prawnika, ale zamiast pójść w ślady ojca, zdecydował się zostać weterynarzem, co nie do końca mu wyszło. Tom przyjaźnił się z rodziną Pat, nic więcej, choć w okolicy nie było kobiety, która nie zwróciłaby na niego uwagi, widząc go przy pracy, a zwłaszcza jego nagi, potężny, umięśniony i spocony tors. Podkuwając należące do Radcliffe’ów, nagradzane medalami morgany, gołymi rękoma podnosił ich kopyta z taką łatwością, jakby nie były to muskularne konie, ale małe jagniątka.
I wtem nadeszła jesień 1973 roku, a wraz z nią seria wypadków, która pchnęła ku sobie Toma i Pat. Pat miała już małżeństwo za sobą, a Tom, który starał się wówczas o rozwód ze swoją drugą żoną, potrzebował tymczasowego lokum. Radcliffe’owie mieli mnóstwo miejsca na swojej farmie przy Tell Road w East Point, na południe od Atlanty, i zaoferowali mu, aby się do nich wprowadził. Mógł spać u nich na kanapie, a oni w zamian korzystali z jego pomocy przy koniach.
Dla osoby myślącej pragmatycznie ich zejście się było łatwe do przewidzenia. Dla romantyka – było to przeznaczenie. Tak czy inaczej, Tom Allanson i Pat Taylor szybko zaczęli spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. On kochał w niej wszystko, ona nieustannie go zaskakiwała. Nie wiedział niemal nic o jej wcześniejszym życiu, ale nic go to nie obchodziło. Jej ciekawość z kolei była niemal nienasycona – chciała znać każdy szczegół dotyczący jego rodziny i kobiet, z którymi był przed nią.
Mimo tego, że Tom wciąż był formalnie żonaty, stworzyli cudowną parę. On nie mógł uwierzyć w to, jakie szczęście go dotknęło, że spotkał na swojej drodze Pat, ona zaś była wniebowzięta, bo Tom odwzajemnia jej uczucia. Jego największym koszmarem była myśl, że pewnego dnia zdrowie ukochanej może załamać się do reszty. Gdy pewnego razu znów straciła przytomność i została zabrana do szpitala, Tom stał przy jej łóżku zrozpaczony, w poczuciu bezsilności ściskając swoimi potężnymi rękoma jej delikatną, bladą dłoń. Na poduszce obok jej głowy położył pojedynczą różę i wpatrywał się w ukochaną ze łzami w oczach.
Pat próbowała się go pozbyć: ostrzegała, że nie jest dla niego wystarczająco dobra, że mężczyzna taki jak on zasługuje na prawdziwą damę. Błagała go, by spojrzał prawdzie w oczy.
– Nie chcesz mnie, Tom – łkała. – Nie dam ci dzieci… Jestem po histerektomii. Jestem tylko starą kobietą z blizną na brzuchu. Nikt mnie nigdy nie będzie chciał.
Ale to sprawiło, że pokochał ją jeszcze bardziej. Nie potrzebował mieć więcej dzieci – chciał wychować z Pat dwójkę swoich maluchów z poprzednich małżeństw oraz jej syna Ronniego, który był jeszcze nastolatkiem.
Pat i jej rodzina stali się dla Toma wszystkim. W chwili, gdy nikogo nie obchodził, zaoferowali mu swój dom i miłość. Matka Pat – Margureitte – była najukochańszą osobą, jaką znał – dla swoich dzieci i wnuków mogła zrobić wszystko, a Tom żywił ponadto głęboki szacunek wobec jej męża, pułkownika, za jego służbę w wojsku i doświadczenie. Obiecał Pat, że ożeni się z nią, gdy tylko zakończy sprawy związane z rozwodem.
Pat nie była w stanie znieść stresu, nieporozumień i niepowodzeń. Gdy Tom jej słuchał, uświadomił sobie, że wcale nie pragnie ona tak wiele – za to pragnie tego całą sobą. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby jej życie było szczęśliwe, spokojne i aby mogła wrócić do zdrowia.
Pat miała jedno wyjątkowe marzenie – marzenie, którego jak dotąd nie był w stanie spełnić żaden mężczyzna: chciała zamieszkać na swojej własnej farmie. Od wojny secesyjnej minęło ponad sto lat, ale Pat pragnęła dla siebie dystyngowanego życia piękności z Południa – takiego jak u Margaret Mitchell w _Przeminęło z wiatrem_. Chciała mieć swoją własną Tarę i być jak Scarlett O’Hara. Wierzyła, że jakimś cudem, kiedyś, Tom zapewni jej własny dom, kawałek ziemi, po którym będzie mogła przechadzać się z dumnie uniesioną głową. Dom, w którym będzie mogła rozkwitnąć tak jak ukochane przez nią róże.
– Jestem jak róża, Tom – oznajmiła mu pewnego dnia delikatnym głosem. – Jak róża jestem samolubna. Chcę dla siebie całego słońca i całego deszczu. Aby rozkwitnąć i być piękne, róże potrzebują idealnych warunków.
Ale on wiedział, że Pat nie była samolubna. Jej słowa odnosiły się do jej apetytu na życie, na miłość. Była to jedna z rzeczy, które w niej podziwiał: obiema rękami sięgała po wszystko, co życie miało do zaoferowania, chwytała wszystkie jego cudowności i przyciskała je mocno do swojej piersi. Uświadomiła mu, jak może – jak _powinna_ – wyglądać ich codzienność.
W październiku odkryli miejsce, które wydawało się stworzone specjalnie dla nich. Pat miała dobry tydzień, czuła się silna i zdrowa, postanowiła więc, że wybierze się z Tomem polować na jelenie. Był z niej taki dumny. Zszokowała go wprawa, z jaką przedzierała się wraz z nim przez las, gotowała nad ogniskiem i ładowała własną broń, trzymając ją równie profesjonalnie jak dowolny mężczyzna, którego znał.
– Wiedziała o broni więcej niż większość mężczyzn – wspominał po czasie. – Namówiła mnie, żebym kupił jej karabin kaliber .44, ponieważ chciała wybrać się ze mną na polowanie. To naprawdę potężna broń.
Była niezwykłą kobietą. Potrafiła w zasadzie wszystko. W czasie długich, zimnych nocy w Georgii tulili się do siebie, rozgrzewając się wzajemnie pożądaniem seksualnym, które wcale nie zmniejszało się w miarę tego, jak się poznawali – wręcz przeciwnie, płonęło coraz silniej. Zdawało się więc, że zbudowany z czerwonej cegły domek z gankiem, który znaleźli na obrzeżach Zebulonu w czasie polowania na jelenie, przepowiadał im szczęśliwą przyszłość. Przed posiadłością stała tabliczka z napisem „Na sprzedaż”. Była to własność Hoyta Wallera – sprzedawał ją, ponieważ na stare lata pozbywał się części swoich nieruchomości.
Gdy tylko Pat opowiedziała mu, jaki potencjał tkwił w tej wielkiej farmie i jak mogliby ją wspólnie rozwinąć, Tom natychmiast zapalił się do kupna. Nieruchomość była położona tuż przy autostradzie numer 19, zaledwie kilka mil na północ od Zebulonu. Farmę od drogi oddzielało ogrodzenie o długości przekraczającej 120 metrów, wykonane ze świeżo pomalowanych, poziomych desek. Za zielonym poboczem rosły strzeliste sosny, a od drogi aż po sam dom i stodołę ciągnęła się alejka otoczona ostrokrzewem.
– Farma była idealna – wspominał po latach Tom. – Chciałem na niej mieszkać do końca życia. Było tam dokładnie to, czego zawsze pragnąłem. Dom wzniesiono z cegły, w stylu wiejskim. Na dwudziestu pięciu akrach ziemi rosły orzechowce, do tego dochodziło kolejnych dwadzieścia siedem. Naprawdę, było tam wszystko, czego tylko człowiek mógł chcieć. Widok był przepiękny. Winorośle… Jabłonie… Orzechowce… Grusze… Katalpy… Ogrody różane… Z tyłu był staw bobrowy, pastwiska, jelenie, przepiórki… Było to takie wspaniałe miejsce…
Musieli tylko wymyślić sposób, aby zdobyć na nie pieniądze. Waller żądał za nie czterdziestu dwóch tysięcy dolarów, co wymagało od Pat i Toma sporo kombinowania. Nie to, żeby rodzina Toma nie miała pieniędzy – nic z tych rzeczy. Jego ojciec był wziętym prawnikiem w East Point, który dorobił się na obracaniu nieruchomościami. Tom wiedział jednak, że ojciec nie będzie skory do pomocy synowi. Nie pamiętał, kiedy po raz ostatni jakakolwiek jego decyzja spotkała się ze zrozumieniem ze strony rodziców. Nadal byli na niego wściekli za drugi rozwód, nie było więc najmniejszego sensu, aby prosić ich o wsparcie. Odnosił wrażenie, że tylko czekają, aż znowu powinie mu się noga.
Tom był najmłodszym z trzech Walterów Allansonów. Stary „Paw” – Walter Allanson – był pierwszy, po nim był ojciec Toma – Walter O’Neal Allanson i wreszcie Tom – Seaborn Walter Thomas, „Tommy”. Paw i Nona, dziadkowie Toma, byli już starszymi ludźmi, ale zawsze pozostawali mu bliżsi niż prawdziwi rodzice – Walter i Carolyn Allansonowie. Paw nadal prowadził swoją farmę przy Washington Road w East Point. Przez lata dorobił się małej fortuny – był oszczędny, ale nie skąpy, w przeciwieństwie do swojego syna.
Tom długo zastanawiał się nad tym, skąd wziąć pieniądze na kupno farmy Wallera. Od dawna chciał, aby Nona i Paw mieszkali blisko niego, szczególnie teraz, gdy byli już w podeszłym wieku. Jego babka chorowała na serce, a Paw nie był przecież wieczny. Tom zabrał Pat, aby się ze sobą poznali – zostawił ją z Noną, żeby sobie porozmawiały, podczas gdy sam wyszedł z Pawem na spacer po farmie, aby podyskutować z nim o „interesach”.
Paw i Nona byli mili dla Pat, chociaż nieco niepokoiło ich to, że w ciągu dziesięciu lat spotykają u boku Toma już trzecią kobietę. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest starsza od Toma o kilka lat, a w dodatku – zdaniem Nony – ubierała się strasznie krzykliwie. Staruszka była zaskoczona, gdy Pat wyznała jej, że ma trójkę dzieci, a dwie najstarsze córki są już dorosłe i założyły własne rodziny. Nona, która od czasów udaru miała problemy z mówieniem i była ponadto zbyt uprzejma, aby wypowiedzieć na głos to, co naprawdę myśli, siedziała tylko cichutko i słuchała, jak Pat opowiada jej o swoich cudownych planach na życie z Tommym. Mimo wcześniejszych uprzedzeń nie potrafiła nie polubić Pat – i nie zarazić się jej entuzjazmem. W tym czasie Tom opowiedział Pawowi o farmie w Zebulonie: pięćdziesiąt akrów ziemi, do tego dom i stodoła, a to wszystko za jedyne czterdzieści dwa tysiące. Obok takiej okazji Tom nie mógł przejść obojętnie – i musiał koniecznie skonsultować się z Pawem.
Obaj mężczyźni obmyślili plan. Paw da Tomowi pieniądze na dwadzieścia pięć akrów, co będzie stanowiło zaliczkę na zakup całości. Do Toma będzie należało znalezienie sposobu na opłacenie rat za resztę. Chciał na tym terenie zbudować nowy dom dla swoich dziadków lub przenieść tam stary. Pawowi bardzo się taka wizja spodobała – od udaru Nony sam robił wszystko i w domu, i na zewnątrz. Był dumny z siebie, że potrafi tak wspaniale opiekować się żoną, ale byłoby miło mieć po sąsiedzku jeszcze jedną kobietę, która od czasu do czasu pomogłaby mu przyrządzić posiłek. Tom zapewnił go, że Pat wprost zakochała się w nim i Nonie. Powiedział Pawowi, jacy dobrzy zawsze byli dla niego wraz z babcią.
Pułkownik oraz pani Radcliffe, czyli rodzice Pat, także zgodzili się im pomóc w kupnie nieruchomości w Zebulonie. Mieli tylko jeden warunek: farma będzie nosiła nazwę Kentwood, aby upamiętnić brata Pat – Kenta – który zmarł w wieku dwudziestu kilku lat. Chociaż Pat zdecydowanie wolałaby nieco bardziej romantyczną nazwę, jak na przykład Farma Rose Hill, Stadnina Holly Hedge czy Tara Orchards, ostatecznie nazwali ją Farmą Kentwood Morgan.
Wreszcie doczekała się swojej wymarzonej miłości _oraz_ swojego miejsca na ziemi, pięknego murowanego domu i stodoły wystarczająco dużej, aby pomieścić wszystkie konie, które mieli hodować wraz z Tomem. Na farmie mogli zbudować wybieg, gdzie odbywałyby się wielkie zawody jeździeckie. Tom mógłby podkuwać konie, a ona uczyć ludzi jeździectwa, po pracy zaś oboje przechadzaliby się po ogrodzie różanym, trzymając się za ręce. Nie była w stanie wyobrazić sobie nic piękniejszego niż spokojna, łagodna noc w Georgii i bycie zakochaną.
Pat i Tom przeprowadzili się do swojego wspaniałego domu przy autostradzie numer 19 pod koniec 1973 roku. Tom natychmiast zabrał się do urządzania farmy, przekonany, że rozwód z drugą żoną przebiegnie bez żadnych problemów. Gdy wreszcie będę wolny, myślał, natychmiast ożenię się z moją Pat. Całym sercem oddał się budowie wymarzonego domu ukochanej – stać go było na materiały, przebudowywał więc i odnawiał to, co niezbędne.
– Przerobiłem wszystko zgodnie z planem – opowiadał. – W Fort McPherson kupiliśmy drewno i odnowiliśmy stodołę oraz ogrodzenie. Miałem naprawdę wielkie oczekiwania co do tej farmy.
W trakcie remontu okazało się, że Pat ma dwie lewe ręce do jakichkolwiek prac budowlanych i chociaż od czasu do czasu próbowała coś odmalowywać, większość roboty spoczywała na barkach Toma. Nie miał nic przeciwko temu. Cieszyło go, że może być z Pat i mieć na własność Kentwood.
Piętnastoletni Ronnie przeprowadził się na farmę wraz ze swoją matką i Tomem, chociaż nic nie stało na przeszkodzie, by mieszkał ze swoimi dziadkami. Pat kochała go ponad wszystko. I rozpieszczała. Zawsze kupowała mu to, co tylko sobie wymarzył, i spełniała każdą jego prośbę – oprócz odwiedzin u ojca. Zaniedbywał szkołę, a Pat nie przymuszała go do nauki. Był rozpuszczony i zaniedbany. Gdy Tom próbował tłumaczyć Pat, że chłopcy potrzebują nieco dyscypliny, aby wyrosnąć na porządnych mężczyzn, ta zawsze przypominała mu, że Ronnie to _jej_ dziecko i sama wie, co dla niego najlepsze.
Ronnie wprost ubóstwiał swoją matkę – był gotów zrobić wszystko, byle tylko ją zadowolić. Wystarczyło, że wspomniała o czymś, a Ronnie natychmiast to robił. Jego oddanie nie powstrzymywało go jednak od popadania od czasu do czasu w konflikt z prawem, zdarzało mu się na przykład upijać i rozbijać samochodami lub robić inne tego typu rzeczy, ale nie chciał, aby ją to niepokoiło. Jeśli odczuwała zbyt silny ból i potrzebowała leków, Ronnie zawsze znalazł sposób, aby je dla niej zdobyć. Jeśli ktoś zranił jej uczucia i potrzebował lekcji, że nie powinno się tak robić, Ronnie zawsze był gotowy do działania.
Jasne, nie wszystko w ich życiu układało się idealnie, ale Tom był tak szczęśliwy, że nic go na dłuższą metę nie martwiło. W Boże Narodzenie 1973 roku wyprowadzał ze stodoły potężnego wałacha, który nagle zerwał się w popłochu. Przytrzymał go, ale nawet siła Toma nie była w stanie zatrzymać przerażonego konia. Zwierzę pociągnęło go za sobą, łamiąc mu prawy obojczyk. Dla kowala była to poważna kontuzja, uniemożliwiająca mu chwilowo jakąkolwiek pracę.
Pat była zazdrosna o żonę Toma, nazywaną przez wszystkich „Małą Carolyn”, ponieważ jej teściowa także miała na imię Carolyn, którą, rzecz jasna, nazywano „Dużą Carolyn”. Jeśli wierzyć plotkom, Tom miał być nawet dumny z tego, że Pat była o niego tak zazdrosna, chociaż nie miała ku temu żadnego powodu. Mała Carolyn była ładna, ale w porównaniu z urodą Pat odpadała w przedbiegach. Ta druga była bowiem doskonałą damą, piękną, namiętną, a jej pocałunki smakowały niczym miód. Nie mógł doczekać się rozwodu.
Pat nie chciała mieć w domu niczego, co w najmniejszy choćby sposób przypominałoby jej o Małej Carolyn.
– Pamiętam, jak któregoś razu wróciłem do domu – mówił po latach Tom – i nagle coś wyleciało przez drzwi i rozbiło się na chodniku. Było to zupełnie nowe radio marki JCPenney. Stało w mojej sypialni i należało do mnie, ale zdaniem Pat było to radio Carolyn, a nic, co miało jakikolwiek związek z moją żoną, nie miało prawa znajdować się w domu Pat. Po prostu je wywaliła. Do tego stopnia nienawidziła Carolyn, że pewnego razu próbowała mnie przekonać, że dzieci ze związku z nią nie były tak naprawdę moje – miały należeć do mojego _ojca_, jako spłodzone w wyniku romansu, który Carolyn miała mieć już w czasie naszego małżeństwa.
Tom nie wierzył w to, że Pat serio mogła myśleć w ten sposób o jego dzieciach. Często powtarzała, że ściągną do siebie Russa i Sherry i że będzie dla nich jak rodzona matka. Uznał, że Pat była po prostu tak spięta całą sytuacją, iż niekiedy zdarzało jej się mówić rzeczy, których potem żałowała.
Mimo wszystko nie zgodziła się jednak, aby Tom trzymał na widoku zdjęcia swoich dzieci.
Rozwód z Małą Carolyn przeciągał się w nieskończoność, a w Pat wzbierała frustracja. Chciała wyjść za Toma, a nie tylko z nim mieszkać. Ale rozprawa, która miała miejsce wczesną wiosną 1974 roku, nie zamknęła sprawy – po raz kolejny rozstrzygnięcie zostało odroczone. Gdy sędzia zorientował się, że Tom i Mała Carolyn Allansonowie są bardzo, bardzo daleko od ugody co do podziału majątku, oznajmił po prostu:
– Tym razem nie udzielę jeszcze państwu rozwodu.
Kiedy Pat to usłyszała, zbladła i ścisnęła ramię Toma, wbijając w nie paznokcie. Zdołała jakoś wyjść z sądu hrabstwa DeKalb, ale na trawniku przed budynkiem straciła przytomność. Ktoś krzyknął przerażony, wezwano sanitariuszy. Stopniowo dochodziła do siebie, a Tom, na wpół ją podtrzymując, a na wpół niosąc, wyprowadził ją z dala od tłumu, który zdążył się zgromadzić wokół. Zastanawiał się, ile jeszcze stresu zdoła znieść jego nowa dziewczyna.
I wtem, niespodziewanie, wszystko się ułożyło, tak jakby ktoś nagle pobłogosławił ich związek. Dziewiątego maja 1974 roku Tom miał kolejną rozprawę rozwodową. Zakładał, że wydanie wyroku ponownie zostanie odroczone, i spodziewał się przede wszystkim następnego, irytującego posiedzenia. Wieczorem tego samego dnia Tom i Pat planowali być na pokazie morganów w Stone Mountain, w Georgii.
Pat ogłosiła, że udadzą się do Stone Mountain przebrani za Scarlett oraz Rhetta z _Przeminęło z Wiatrem_ i zajęła się zorganizowaniem kostiumów. Przebieranie się i udawanie kogoś innego zawsze poprawiało jej humor, tak jakby w ten sposób mogła chociaż na moment porzucić swoje życie i wejść w buty wymyślonej przez siebie postaci. W dodatku była świetną krawcową, co podkreślało wiele osób z jej otoczenia. Wiedziała, że Tom stanie się prawdziwą sensacją pokazu w Stone Mountain. Na barwy Farmy Kentwood Morgan wybrała błękit królewski, dopasowując pod niego krzesła, namiot i narzuty.
Suknia Pat miała dekolt w kształcie serca, bufiaste rękawy i obszerną, okrągłą spódnicę. Do tego planowała założyć białe rękawiczki, we włosy wpiąć białe pióra, a na smukłej szyi zawiesić na wstążce swoją ulubioną złotą kameę. Gdy pokazała się Tomowi, ten cofnął się o krok i obrócił jej delikatną postać swoimi potężnymi rękoma. Nigdy nie wyglądała piękniej niż w tej chwili i zdawała sobie z tego sprawę.
Gdy Tom zobaczył swój własny kostium, poczuł się nieco głupio, ale nic nie powiedział – wzruszył ramionami i przymierzył go: czarna marynarka z wycięciem, biała satynowa kamizelka na koszuli z marszczonym kołnierzykiem i rękawami oraz cylinder. Pat przygotowała mu nawet sztuczne wąsy. Stojąc tak razem przed lustrem, wyglądali, jakby dopiero co przez zakurzoną kotarę wrócili do Zebulonu z podróży w przeszłość. Do złudzenia przypominali Scarlett i Rhetta – Pat była wniebowzięta.
Oboje poczuli przypływ emocji, gdy okazało się, że właśnie tego dnia, po długim oczekiwaniu, rozwód Toma stał się faktem. Pośpiesznie zarezerwowali więc kaplicę w Stone Mountain, aby natychmiast wziąć ślub. Ale w życiu Pat chyba nic nie mogło obejść się bez wielkich fanfar. Nie inaczej było ze ślubem z Tomem: wieść o nim trafiła na nagłówki gazet. Nieco ckliwy reporter z „The Griffin Daily News” napisał, że Pat i Tom nie tylko poznali się w „uroczy” sposób, ale że także sam ich ślub był „uroczy”. Pod krzykliwym nagłówkiem „MAŁŻEŃSTWO BYŁO IM PISANE” umieszczono długi na trzy kolumny opis ślubu.
„Pat Radcliffe i Tom Allanson mieli, delikatnie mówiąc, bardzo wyjątkowy ślub…” – brzmiało pierwsze zdanie. Pat wyjaśniła reporterowi, że znali się z Tomem od piętnastu lat – odkąd tylko jej rodzina wynajęła Toma, by w ostatniej chwili zastąpił jej etatowego kowala. Początkowo w ogóle nie mogli się dogadać, śmiała się Pat, bo ona specjalizowała się w morganach, a on wolał quartery. No ale w końcu zdołała zdobyć jego serce.
„Gdy Pat zachorowała i została przykuta do łóżka, rodzina regularnie wzywała Toma do pomocy przy koniach”, notował reporter. „I taki był początek tego małżeństwa”.
Tom śmiał się, mówiąc, że Pat taka była tym wszystkim podekscytowana, że po raz pierwszy musiał ją przytrzymać.
W artykule nie wspomniano o tym, że rozwód Toma był bardzo świeżą sprawą. Nie było w nim _ani słowa_ o poprzednich małżeństwach – czy to pani młodej, czy pana młodego – znalazły się tam jedynie romantyczne i chaotyczne szczegóły wydarzeń z 9 maja 1974 roku, kiedy to Pat i Tom zarezerwowali kaplicę na czternastą i wynajęli na noc „_jeden_ pokój w motelu”.
„Tom jechał na pokaz ciężarówką wyładowaną końmi, gdy złapał gumę. Chwilę później poszła kolejna opona, a on utknął na ruchliwej drodze międzystanowej w pobliżu Atlanty”, donosiła gazeta. „Dotarł jakoś do warsztatu. Jak bardzo niewiarygodne by się to wydawało, zupełnym przypadkiem przejeżdżał tamtędy ktoś, kto wiedział, gdzie można dostać dwie duże opony pasujące do jego ciężarówki”.
Przyszła żona Toma czekała cierpliwie w kaplicy na wyznaczoną godzinę ślubu. Tom wysłał jej wiadomość, że ma problem i się spóźni, nim jednak ją odebrała, Pat sama zdążyła się domyślić, że musiało się coś stać. Odwołała uroczystość.
W artykule napisano, że „gdy Tom zdołał wreszcie naprawić ciężarówkę i dotrzeć na pokaz, wśród ludzi zdążyła już rozejść się informacja o tym, co się stało. Zebrani podpowiedzieli młodej parze, że skoro namioty, w których mają odbyć się pokazy, są tak pięknie przyozdobione, to równie dobrze mogą wziąć swój ślub w jednym z nich. Tom i Pat zgodzili się na to rozwiązanie. Wezwano Williama Byingtona, pastora baptystów. Ten stwierdził, że przez wszystkie lata, odkąd jest pastorem, po raz pierwszy ktoś prosi go o udzielenie ślubu w tak dziwacznych okolicznościach. Ale się zgodził. Wobec zgromadzonych w jednym z namiotów ludzi poprosił Toma i Pat, aby przyrzekli sobie wzajemną miłość, i odprawił prostą, standardową ceremonię”.
„Pat zdołała dorwać parę rzeczy dla swojej nowej szkoły jeździeckiej w Kentwood, wspominając przy tym, że nadal będzie uczyła jeździć konno w Woodward Academy na kampusie Riverdale. Codziennie miała dojeżdżać tam ze swoimi końmi”.
„Ale wróćmy do tematu małżeństwa”, pisała gazeta z Griffin, najwyraźniej bardzo zadowolona z tego, że hrabstwo Pike dorobiło się nowych, tak fascynujących mieszkańców. „Para udała się na kolację do Western Sizzlin Steak House. Gdy skończyli jeść, Tom wsiadł do ciężarówki, a Pat ruszyła za nim swoim samochodem. Zjechał na drogę ekspresową, powoli włączając się do ruchu. Spojrzał w tylne lusterko, aby upewnić się, że żona jedzie tuż za nim. Nagle usłyszał hałas, jakby zderzyły się dwa samochody. Zatrzymał się. Ktoś zderzył się z samochodem jego żony, a ona leżała w środku, ranna. Zabrano ją na obserwację i leczenie do szpitala Griffin-Spaulding. Założono jej opatrunek i powiedziano, że może iść do domu. Ale ból w ramieniu nie ustępował. Następnego dnia pojechała do szpitala w Atlancie, gdzie zorientowano się, że ma złamany obojczyk. Wróciła do domu w gipsie, i chodzi w nim do dziś. Nowożeńcy wspominają jednak to wszystko z uśmiechem i nie mogą doczekać się otwarcia w naszej okolicy swojej wymarzonej farmy”.
Zdjęcie dołączone do artykułu idealnie, oczywiście, pasowało do tekstu. Pat i Tom, przebrani w przedwojenne stroje Scarlett i Rhetta, uśmiechali się do aparatu, złączeni węzłem małżeńskim w olbrzymim, udekorowanym kwiatami budynku: przepiękna, smukła kobieta z piórami we włosach trzyma w drobnych, odzianych w rękawiczki dłoniach otwarty wachlarz z kości słoniowej, a obok niej stoi szeroko uśmiechnięty, potężny mężczyzna.
Dlaczego Pat zjechała na pas, którym z naprzeciwka nadjeżdżał inny samochód, na zawsze pozostanie zagadką. Mogło oślepić ją słońce, ale prawdopodobnie nie zachowała należytej uwagi na drodze. Nie dało się jej nazwać szczególnie dobrym kierowcą, a tego dnia była w dodatku rozkojarzona. Prowadziła ponadto ciężarówkę, ciągnąc za sobą przyczepę dla koni, która ograniczała jej widoczność z tyłu i po bokach. Możliwe także, że była po prostu wyczerpana po trzech wariackich dniach na pokazie koni w Stone Mountain, ale było to z całą pewnością radosne zmęczenie – w ciągu jednego wieczoru została „porzucona przy ołtarzu” i stała się zarazem panną młodą, której ślub zapisał się w pamięci wszystkich jako główne wydarzenie całego pokazu. Zapewne nie wyobrażała sobie tego nawet w najśmielszych marzeniach.
Na swój sposób uważała za romantyczne także to, że podobnie jak Tom cierpiała z powodu złamanego obojczyka – łączyło ich po prostu wszystko. Jego kontuzja była już co prawda dawno za nim, ale Tom doskonale pamiętał, jak bardzo była bolesna, i jak tylko mógł, troszczył się o Pat, pilnując, aby nie dźwigała nic ciężkiego ani nie próbowała ściągać niczego, co był w stanie sam jej podać.
Pat powoli wracała do dawania lekcji jazdy konnej, a Tom zaczął dzielić swój czas między pracę dla Ralston Purina, podkuwanie koni i naprawianie domu. Planowali, że gdy tylko się wzbogacą, kupią więcej morganów. Chcieli być właścicielami najlepszej stajni morganów w Georgii. Już teraz byli w końcu najlepszym małżeństwem. Tom nie miał co do tego żadnych wątpliwości. „Dwie dusze, złączone ze sobą po grób…”Rozdział 7
Kapitan Lynn nakazał jednostce terenowej przeczesanie okolicy w poszukiwaniu podejrzanego. W tym momencie jedyne, co wiedzieli, to że mieli na miejscu starszą, martwą kobietę. Młodsza była w stanie zbyt silnego wzburzenia, aby przydać im się na cokolwiek, udało im się jednak wyciągnąć z niej, że nazywa się Carolyn Allanson i że jest byłą synową Waltera Allansona. W kółko powtarzała tylko, że ktoś był w piwnicy, a „tatusiek” Allanson zszedł na dół, aby go „dorwać”. Paplała przerażona o „tatusiu” i „matce”. Jej „tatuś” „osaczył kogoś”, a ona błagała „matkę” Allanson, aby nie schodziła na dół. Niemal mimochodem przerażona kobieta wspomniała, że widziała, jak „nowa żona Toma” jeździ po okolicy swoim niebieskim dżipem. Poza tym nie nadawała się absolutnie do niczego. Gdy próbowali wydobyć od niej więcej informacji, ponownie straciła nad sobą panowanie. Nie mogli liczyć na to, że w tym stanie powie im cokolwiek więcej.
Policja w East Point doskonale zdawała sobie sprawę z napięć pomiędzy Walterem Allansonem a jego synem Tomem. Do ich uszu doszły plotki o zasadzce nad jeziorem Lanier oraz o tym, że Tom i Pat kilka dni wcześniej zgłosili się na policję, oskarżając Waltera o nieobyczajne zachowanie. Jeśli Pat Allanson _przebywała_ w okolicy, to policja z East Point zamierzała odnaleźć ją najszybciej, jak się da. Do dyspozycji policji byli jednak jedynie kapitan Lynn oraz sierżanci R.W. Jones i Callahan, którzy krążyli po okolicy, zataczając coraz szersze kręgi wokół Norman Berry Drive i wypatrując wszelkich nietypowych szczegółów, uciekających ludzi oraz niebieskiego pikapa Toma i niebieskiego dżipa Pat.
Jakieś pięćset metrów od domu Allansonów znajdował się teren należący do King Professional Building, wciśnięty pomiędzy Bayard Street oraz punkt, gdzie ulica Norman Berry wcinała się w Cleveland Avenue. Wznoszono tam zupełnie nową, wielokondygnacyjną budowlę, wyglądem przywodzącą na myśl w ogóle niepasujący do tej okolicy meczet. O dwudziestej dwadzieścia, w deszczowy wieczór, ogromny betonowy parking był niemal pusty, funkcjonariusze z East Point zauważyli jednak, że stoi na nim poszukiwany przez nich niebieski dżip.
Podejrzewali, że był to pojazd, który miała widzieć Carolyn Allanson – zarówno wobec niego, jak i kierowcy, czyli Patricii Taylor Allanson, był już wystosowany ogólnostanowy list gończy. Callahan spisał numer rejestracyjny samochodu: CY 242. Numer był nadany w 1974 roku w stanie Georgia. Szybko sprawdził przez radio, że tablica została przypisana do nowego dżipa, kupionego trzy miesiące wcześniej w Marietcie również w stanie Georgia. Wóz zarejestrowany był na Patricię R. Taylor z farmy Kentwood Morgan w Zebulonie.
Zapadał zmierzch, kiedy trzech policjantów dostrzegło w dżipie postać siedzącej kobiety. Nie sposób było powiedzieć, czy jest sama ani czy ktoś nie chowa się obok niej lub za nią.
Wyszli z radiowozu i z wyciągniętą bronią zbliżyli się do jej samochodu. Kobieta się nie ruszała – nawet nie obróciła głowy, aby na nich spojrzeć.
– Wychodź z dżipa! – zawołał Callahan. – Wychodź z rękami w górze!
Przez moment nie było z jej strony żadnej reakcji, ale w końcu piękna, smukła kobieta w miniówce i topie na ramiączkach wystawiła nogę na zewnątrz i wyszła z samochodu, po czym obróciła się w stronę policjantów. Jedną rękę trzymała w górze, dając znać, że drugiej nie jest w stanie podnieść z powodu urazu.
– Czy w środku jest ktoś jeszcze? – krzyknął Callahan.
Pokręciła głową.
– Na pewno?
– Jestem sama.
Callahan i Jones podeszli z dwóch stron do kobiety, którą, jak przypuszczali, była Pat Allanson, i poprowadzili ją do radiowozu. Nie stawiała oporu, ale krzywiła się, jakby bolało ją ramię.
– Co się dzieje? – zapytała. – Co się _stało_? Gdzie jest Tom?
– Czy nazywa się pani Allanson?
– Tak.
– Pani mąż zastrzelił swoją matkę.
Pat jakby opadła na moment z sił, ale po chwili odpowiedziała ostro:
– Nie, to nie możliwe. Nie mógł zastrzelić swojej matki. Nie Tom. _Nie mój Tom_!
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki