- W empik go
Wybór deklamacyji i monologów. Z. 2 - ebook
Wybór deklamacyji i monologów. Z. 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 204 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Widziałem – ukradł. Milczeć mi każe
Interes własny, strach i rozwaga!
zgłoszę winę – toć go obrażę,
Wszak go piętnować każdy się wzdraga!
Mamże być śmiałkiem i zerwać maskę
Z tego wpływowca? Mamże ofiary
Rolę grać pierwszy? Dzięki za łaskę!
Ja wolę patrzeć przez szpary!…
Cóż, że szafuje czcią i honorem!…
Fakt ten ja muszę trzymać w sekrecie,
On ma powagę w pieniężnym świecie,
Stronnictwo własne – jest dyrektorem!…
Ma wpływ na giełdzie, ma dom wspaniały,
Ma żonę młodą, ma i metresę…
To zacny człowiek! woła świat cały:
Świat wie: on pełną ma kiesę!…
A jednak – ukradł… Sam byłem świadkiem
Jako podwładny… Widziałem wczora,
Jak się do księgi zbliżył ukradkiem,
Cyfry podskrobał, i dyrektora
Lica występkiem srodze oszpecił.
Ha! dreszcz mnie przejął! Chciałem oszusta
Stropić!… Okrutny gniew we mnie wzniecił!!
Lecz wkrótce zamknął mi usta!….
Zląkłem się! Bowiem arogant dumny,
Widząc, że patrzę nań niezbyt skromnie,
Wnet przystąpiwszy wraz z księga do mnie,
Kazał zsumować szereg cyfr tłumny.
Zmilkłem jak trusia; porwałem pióro,
Gniew i szyderstwo, jakby przez czary
Znikły mi z twarzy – i choć ponuro
Patrzę nań dotąd przez szpary!
Przez szpary!… Stara maksyma życia!
Mnie ona dzisiaj od nędzy zbawia
Mnie, co grom radbym dobyć z ukrycia
Na tolerancję bezprawia!
Ale….. dyrektor. Szef biura mego,
Ale… świat… kiesa… Licho nadało!
Niech od pokusy bogi mnie strzegą,
Ukradł – mieć musiał za mało!
Tak! Tolerujmy złe, gdy nie szkodzi
Naszym widokom, korzyści naszej,
Niech cudza krzywda nas nie obchodzi,
Niechaj nas nędza cudza nie straszy!
Dyrektor ukradł!… Oblekam w rymy
Ten dyrektorski czyn nie do wiary,
Lecz się trzymając starej maksymy,
Patrzę nań dotąd – przez szpary.KOMEDYANCI.
Dziad siedział przed kościołem, a Jan szed ku niemu
Jan, słynny bogacz w mieście, znany nic jednemu
Pałaców ma aż cztery i grosza nie mało,
Dorobkiewicz!… Dziadostwo dobrze Jana znało
Sknerą był, ale bogacz – możeć brzęknie trzosem..
– Wielmożny!… Jaśnie!… pomóż – ryknął dziad z patosem,
Litościwa osobo – spójrz na moje rany,
Chromy jestem i ślepy i wiekiem sterany
Daj grosik – toć dla ciebie grosik nic nie znaczy!
Lecz Jana nie poruszył ten wybuch rozpaczy
Szedł precz, jak głuchoniemy. Wtem, z za węgła dama
W powozie zajechała, a z nią stara mama,
Jan zbladł, ktoby spojrzał, dostrzegł by w nim drżączkę
Wszak Jancio konkurował o damy tej rączkę
A raczej o miljonik, co w posagu miała!…
Matka, stara bigotka, ryk dziada słyszała,
A nuż dziewkę, zbuntuje! Hola mościa pani!
Jan wraca i dziadowi dukat składa w dani!
Dziad zgłupiał, lecz gdy państwo cedzili "bonżury" –
W jedną rękę wziął torbę, a w drugą kostury
I umknął do szyneczku, rzeźki i zdrowiutki,
By zalać ogłupienie całym garncem wódki.
Gdy dwie damy, po chwili, znalazły się same,
Rzecze córka z uśmiechem, patrząc się na mamę:
– Jan głupi dał dziadowi całego dukata!
Nie wie, że zbankrutował twój mąż, a mój tata.
Natomiast, gdy Jan został również sam, tarł dłonie:
Dukata swego znajdzie w posagu miljonie….
* * *
O ludzie, komedyanci!… Chcąc żywot mieć znośny,
Przyjęliście za zwyczaj – system nader sprośny:
Piotr kadzi Ignacemu, gdy ma wtem interes,
Z żydem szlachcic zapija szampana lub cheres
I w brodę go całuje, gdy mu rubli trzeba
A wszyscy szydzą wzajem, dla szczęścia lub chleba.
Stara baba pociesznie resztki sił wytęża,
Byle złapać na wdzięki młodziutkiego męża
Ksiądz udaje bigota, żołnierz – bohatera,
A każdy się sumienia i serca wypiera,
Byle tylko przez czelność, obłudę i blagę.
Utrzymać jaką taką w życiu równowagę…
Gdybyż w walce tej wiecznej o spokój i złoto
Jacek nie brnął w nonsensy, a Protazy w błoto.
Gdyby droga wzajemnych ustępstw i obłudy
Nie wiodła nad otchłanie przesytu i nudy,
Gdyby Gaweł dla siebie nie stawał się katem,
A Pawła komedyanctwo – okropnym dramatem –
Wtedy drwijcie ze siebie, szydźcie, co się zmieści,
Ty, fałszu wyuzdany, ty, wdzięku niewieści.
Ty, cnoto i ty, grzechu – brnijcie w przepaść blagi.
Mości Janie bogaczu i ty, Procie nagi…
Lecz gdy licha komedya zdradza podłość tylko,
Gdy jesteś ladacznicą, figlarna Emilko,
A łotrem ty świętoszku, Lolu, mamy synku, –
Gdy każde z was pochwycić da się na uczynku,
Gdyście słabi i wątli i nędzni aktorzy,
Niech satyra was zeprze z życiowych bezdroży!JAWNOGRZESZNICA.
Jawnogrzesznicą jesteś, panno Seweryno.
Twe nadobne siostrzyczki w szale uciech giną.
Filuteryą kaptując tłum złotej młodzieży:
Ta oczęta przewraca, owa ząbki szczerzy,
Tamta, choć w wacie cała, choć o kształtach szczapy..
Wymową zmniejszać umie trzos ślepca – Satrapy,
A ty, piękna i młoda i kształtna jak Juno.
Ty, cobyś mogła sięgać po cesarskie runo,
Po mitry i korony, w aureoli cnoty,
Ty wyszydzasz pokusę, drwisz z blasku pozłoty,
I wybladła biedaczka dla marnego życia,
Mordujesz dniem i nocą maszynę do szycia!…
Naiwna. Wierzysz w przyszłość, w losów zmiłowanie,
Myślisz, że przed twą chatką na koniku stanic
Rycerz, z czarnym wąsikiem i sercem na dłoni,
Że powie: Sewciu, kochaj. Szabelką zadzwon.
I porwie ukochaną het – het na kraj świata!…
O grzeszy… jawnie grzeszy twoja myśl skrzydlata!
W pomroku zapomnienia, brniesz, biedna dziewczyno,
Dziś cnota nie popłaca, w cnocie ludzie giną,
Za złudnym dziś nie warto gonić ideałem:
Kupcz, póki możesz kupczyć pięknem młodem ciałem,
Sercu nakaż milczenie, póki drga krew żywa!
A znajdą się rycerze i będziesz szczęśliwa!!
* * *
Jawnogrzesznicą jesteś i ty, pani matko,