- W empik go
Wybór pism - ebook
Wybór pism - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 297 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PLATON. *)
Wszelka prawdziwa krytyka filozoficznych doktryn, podobnie jak krytyka każdego innego wytworu ludzkiego ducha, musi mieć za punkt wyjścia historyczną ocenę warunków, współczesnych i dawniejszych, które się złożyły na to, że ta doktryna, że ten wytwór jest właśnie tem, czem jest. Lecz krytyka wyczerpująca ma jeszcze dalsze cele. Jeżeli w rozwoju oderwanych doktryn, którego dzieje zapisała historya filozofii, zawsze mamy do czynienia z jednej strony z fatalnym, niezachwianym i zawiłym mechanizmem okoliczności – okoliczności pewnej epoki, które możemy przez analizę wyjaśnić; to zawsze mamy także z drugiej strony do czynienia z stosunkowo tajemniczą siłą jednostki, która niejako przeciwdziała, stawia opór okolicznościom i wzajem ich wpływom formującym podlega. Możnaby rzec nawet, że probierzem krytyki w stosunku do sztuki i do literatury nie mniej jak do filozofii nie jest zdolność ujmowania ogólnych warunków wspólnych wszystkim wytworom pewnej określonej epoki, lecz właśnie zdolność uchwycenia w genialnej jednostce rysów jedynych i pokazania w jaki sposób ta jednostka ostatecznie, mocą swej woli, po mis- -
* Z dzieła, będącego seryą odczytów – wykładów uniwersyteckich: "O Platonie i platonizmie" (Plato and Platonism) 1893.
trzowsku utorowała sobie własną drogę w tym gąszczu warunków i okoliczności. Studyum Platona nasuwa nam dwa zadania: odbudowanie w granicach możliwości ogólnego charakteru epoki, oraz, również w granicach możliwości, odtworzenia portretu osoby. Sofiści, świat sofistów, w których otoczeniu żył; jego mistrz, Sokrates; filozofie przedsokratyczne; a więc mechaniczny wpływ przeszłości i obecności: – rozumie się samo przez się, że z całej doktryny Platona nie pojmiemy ani odrobiny, jeżeli jej nie poznamy w związku z wszystkiemi temi okolicznościami; – ale w tem wszystkiem jest i sam Platon.
– Powiedzmy odrazu: osobistość nieco skomplikowana. Wielcy mistrze filozofii byli przeważnie i bardzo wybitnie zwykłymi filozofii służebnikami. Jakby w zawody idąc z prostotą Arystotelesa, z jego zachłannym intelektualizmem – imponującym niezawodnie, dość heroicznym w swoim rodzaju – ci ludzie służyli nauce, nauce in vacuo, jak gdyby nic prócz tego, (wiara, wyobraźnia, miłość, zmysłowość) nie zdołało ich oderwać na chwilę od niej. Niejeno, że mało z ich życia wiemy (cóż tu było do opowiadania?), ale nie znamy wcale ich temperamentów; w istocie bowiem ta jedyna w nich oderwana czy naukowa siła temperament wprost usuwała. Gdy zaś sami omal, że nie byli umysłowemi abstrakcyami, to filozofia ich była całkiem wierna swoim zabarwieniom, a raczej swej bezbarwności; malowała na szaro nietylko rzeczy szare, jak się o niej wyraził Hegel, ale i wszystkie kolory.
Ale z Platonem inna jest sprawa. W nim żądza prawdy była wynikiem, lub przedłużeniem pewnych rdzennych skłonności, które może przez się przeciwiły się prawdzie. Atoli właściwa istota Platona jest mięszaniną różnorodnych żywiołów duchowego ustroju Platona. Platonizm jest w pewnem znaczeniu donośnem świadczeniem rzeczom niewidzialnym, nadzmysłowym, nie podlegającym doświadczeniu, na przykład: pięknu, które dla cielesnego oka nie istnieje. Atoli twórca tej filozofii świata niewidzialnego, – a któż w to może wątpić, jeśli tylko jedną jego stronicę przeczyta? i to właśnie kierowało ku niemu i przykuwało do niego ludzi zgoła nie skłonnych do zajmowania się sprawami, które roztrząsał Platon –: otóż twórca tej filozofii świata niewidzialnego był człowiekiem, dla którego "świat widzialny rzeczywiście istniał". Platon wydaje się surowym i, właściwie, dobrze mu się przyjrzawszy, jest surowy; atoli jego powściągliwość czy surowość, tak pociągająca estetycznie, wynika z postanowienia, z opanowania bardzo bogatej zmysłowej i wszechstronnie wrażliwej natury. Tak, widzialny świat, tak wówczas godny widzenia w Atenach, rzeczywiście dla niego istniał: istnieje ciągle i to właśnie jest ciekawe! – żyje ciągle i czynnie wszędzie, nawet wówczas, gdy Platon już gdzieś pomknął ku rzeczom niewidzialnym.
Do nieco posępnej szkoły Sokratesa i do jej dyscypliny w tych sprawach apatycznej i lekceważącej, Platon wniósł wszystkie możliwości życia umysłowego; lub (mamyż rzec?) wszystkie uroki organizacyi poetyckiej na modłę Safony lub Katullusa; wniósł nadto praktyczną inteligencyę, przystępny sposób wyzyskania własnych zdolności, sztukę pisania filozoficzną, chociaż świecką grecką prozą, przez którą mógł był zostać najświetniejszym Sofistą. Nie można nie spostrzedz, że jego umysł jest składnicą niezwykle żywych obrazów ludzi i rzeczy. Niema rzeczy, dostępnej dla oka i ucha, choćby najpospolitszej, – którejby ten umysł nie rejestrował natychmiast. W tłumie ludzkich istot spostrzega zarówno dźwięki uroczystych hymnów jak pobrzęki najdrobniejszych rękodzieł i interesuje się niemi. Filozof konwencyonalny mógłby rozprawiać o "tępej materyi", na przykład; ale Platon zbyt długo wałęsał się po warsztatach mosiężników, iżby wpaść na tak lichy epitet. A jeżeli władza rzeczy umysłowych ujawia się u niego w ten sposób w drobnostkach, to widać ją niemniej w jego sposobie opowiadania – a nikt nie opowiada długich powieści bardziej błyskotliwie i świetnie! – oraz w graficznem przedstawianiu całych scen z rzeczywistego codziennego życia, np. sceny, którą się rozpoczyna Republika. Jego Sokrates z ciekawością podąża na miejsce, w którem zaprowadzają nowy obrządek religijny: jak się to oni do rzeczy zabiorą. Sokrates jest ciekaw, taksamo, jak cały ten ludek ateński. Jak za naszych czasów szuka się miłej okazyi spotkania się z dobrymi znajomymi. "Spotkamy się tam z niektórymi z pośród naszej młodzieży: nawiążemy dyalog: będzie tam, przy pochodniach, procesya na cześć bogini, procesya konna: rzecz zupełnie nowa! – Co? z pochodniami w rękach? konno?
A jakże, i będzie Illuminacya przez całą noc. Warto pójść i zobaczyć!" – przez całą tę północną godzinę, jak się wyraża o innej ruchliwej scenie Carlyle, która nas swem rudem światłem poprzez wieki oświeca. Zestawić z tem i ustawić obok siebie, dla samego czaru życia, obszarpanych chłopaków Murilla (spojrzeć nagle na płótno, to wówczas widać, jak istotnie ruszają ustami, żeby się zaśmiać i wyrzec słowo i żeby schrupać kromkę chleba, wszystko naraz) ze sceną z Lysisa, w której Platon opisuje kupkę chłopców grających w kostki. Otóż to właśnie ci chłopcy przystrojeni dla wzięcia udziału w ceremoniale religijnym. Ceremoniał co dopiero się skończył; a oni się już krzątają z kostkami, jedni już przed wrotami, inni jeszcze po kątach. Jakkolwiek Platon nigdy nie opowiada legendy, jeżeli nie ma należytego powodu, to jednak widać, że lubi legendę dla legendy, że potrafi wysnuć legendę z rzeczywistości lub z fantazyi lub opowiedzieć lepiej legendę cudzą, źle opowiedzianą: jak to te kochane attyckie koniki polne, naprzykład, były niegdyś ludzkiemi istotami, które w czasie zstąpienia Muz na ziemię, tak były zajęte swoją muzyką, że zapomniały o jedzeniu i piciu, aż z tego pomarły. Albo ta legenda o Gygesie w Republice i o pierścieniu, który właściciela czyni niewidzialnym – płynie tak gładko, jak gładko pierścień obraca się naokoło palca.
Podobnie jak wszyscy mistrze literatury, Platon posiada różnorodne świetności; lecz żadna chyba nie zjednała mu tylu przyjaznych czytelników co właśnie ta świetność odtwarzania widomej rzeczywistości. Dla niego w istocie wszelka wiedza musiała być jak dokładna znajomość osoby. Nawet Dyalog, który jest swoistym tworem jego literackiej sztuki, staje się w jego rękach, przez mistrzowskie prowadzenie, poniekąd żywą osobą, jedną żywą osobą; a potrafi tak powabnie roztaczać ukazującą się fizyonomię rzeczy – jej organiczną budowę, jej symetryę i wyraz – układając np. w całość wszystkie rozmaite, różnorodne i sprzeczne sprawy Republiki, że, gdy dojdziemy do końca tego Dyalogu, który zajmuje conajmniej trzysta stronic druku, to się nam zdaje, jakgdyby ta rozmowa trwała zaledwie jedno popołudnie.
A ci, którzy udział mają w rozmowie! Jeżeli nie jest prawdą, że Platon stworzył "Sokratesa" z Dyalogów, to oczywistą przynajmniej jest prawdą, że stworzył wiele innych niemniej żywych postaci. Młody Charmides, wcielenie naturalnej, i stary Cephalus, wcielenie nabytej wstrzemięźliwości; sofoklejska dostojność, pontyfikalnie siedząca przed ołtarzem, na podwórzu zacisznego domu; liczne towarzystwo o przeróżnych charakterach, które się porusza w dyalogach, jakkolwiek przeważnie są to młodzieńcy wyposażeni młodzieńczą żywością i ruchliwością: – któż, poznawszy tych wszystkich ludzi, mógłby wątpić w potęgę Platona, w jego moc opanowania osób, w moc osób panowania nad nim? Czasem postaci, wcale nie wprowadzone formalnie do dzieła, zjawiają się przelotnie: widać, że się niemi Platon interesował, że na nim wrażenie sprawiły; zjawiają się i zabarwiają rzecz jakby osobistym wpływem, ukazując niejako to, co ma być zupełnie oderwaną analizą jakiejś zupełnie oderwanej moralnej sytuacyi. Tak np. postać samego umierającego Sokratesa ukazuje się patetycznie w opisie cierpień sprawiedliwego męża, w opisie, który Platon istotnie włożył w usta Sokratesowi w drugiej księdze Republiki; podobnież pociągająca świetność zatraconego ducha Alcibiadowego przesyca owe ustępy księgi szóstej, w których jest mowa o istocie arystokratycznej z urodzenia i z talentów, rzuconej w wir niebezpieczeństw, od których roiły się Ateny owych czasów – więc o istocie obdarzonej właściwościami, które muszą z niej zrobić, jeśli nie zbawcę, to niszczyciela społeczeństwa, albowiem takie społeczeństwo nie zdoła się oprzeć czarowi i urokom jej świetnej postaci. Corruptio optimi pessima! Lecz nawet tam, gdzie Platon ma do czynienia z najbardziej wewnętrznymi pierwiastkami osobowości, nie traci z widoku swego przedmiotu, nie wypuszcza z rąk charakteru, wyrażającego się w szczegółach charakterystycznych, w tych właśnie szczegółach, które charakter zamieniają na dotykalny fakt, a więc nie traci z widoku zmian koloru twarzy i dźwięku głosu, gestów, prawdziwej miary wyrazu, a nawet zwykłych sztuczek i udawań w gestach, spojrzeniach i słowach. Co jest widocznie wyrazistego w osobach lub na osobach; owe wybuchy temperamentów, które powstrzymują na chwilę tok rozmowy, a które potem rozmowie dają tok żywszy i bardziej zajmujący; bardzo nieznaczne styki w obcowaniu ze sobą ludzi, które istotnie aż zmysłom samym podsuwają i ukazują wszystkie subtelności serca lub inteligencyi: – zawsze warto i aż nadto warto poświęcić trochę uwagi tym rzeczom.
Widzimy, na przykład, jak ta drobna pigmejska duszyczka chwyta najmniejszą drobnostkę z taką siłą, i jak kieruje na wcale dobrego prawnika. Widzimy i słyszymy "rapsoda", którego czułe odegranie roli jest zgoła "interpretacyą" roli: otóż krytyk i artysta w jednej osobie; widzimy drobne próżnostki wszystkich osób Dyalogów, jakgdyby Platon był je obserwował lub podsłuchał, gdy były same; i widzimy nieuniknioną przewagę młodzieży, gdziekolwiek ta młodzież się znajdzie, mimo, iż właściwie nie wysuwa się zbytnio naprzód, a odznacza się obyczajem łagodnym i skromnością duszy, o której Platon z taką sympatyą wspomina. O tem lubi mówić najdłużej; lubi czuć się związanym z taką formą życia, która przeobraża, tak bezpośrednio, wszystko, czem jest, na rozkoszny kolor, na ruch i na dźwięk. Ósma i dziesiąta księga stanowi, jak wam wiadomo, poważny przyczynek do oderwanych moralnych i politycznych teoryj, i jest uogólnieniem ważnych zmian charakteru, zachodzących w ludziach i państwach. Atoli jego spostrzeżenia, odnoszące się do konkretnych rysów jednostek, młodych lub starych, a umilające nam drogę; naprzykład, różnica tożsamości synów i ojców; wpływ służby na panów; drobne intrygi, znaczenie i wpływ rangi i stanowiska społecznego, zwłaszcza w razie zubożenia, na obyczaje, na temperamenty; wszystka ta gra moralnych kolorów rzucona na tło okoliczności i ukazująca przeto, czem to ludzie w istocie są: – wszystko to Platon umie opisywać niezwykle wyraziście, że pod względem subtelności rysunku możnaby go zestawić z Thackeray'em. Plato rozkoszuje się tem rysowaniem bezinteresownie, mógłby też być doskonałym pisarzem powieści.
Jest w nim także sporo humoru naturalnie, i trochę ironii – nieco soli, iżby wybujałe bogactwo i nadmierna słodycz jego dyskursu nie zalepiały podniebienia. Afektacye sofistów lub profesorów, ich aktorstwo i zaniedbanie, brutalny śmiech, chełpliwe fanfaronady Trasymacha, który się uparł, żeby wciągnąć całe towarzystwo do rozmowy postronnej, a którego to nadzwyczaj dosadnie charakteryzuje, Platon rysuje ostro zaciętym ołówkiem, z pewną złośliwością, niezmiernie delikatną. Raz zauważono, że Trasymach istotnie zarumienił się. Zupełnie inaczej Platon notuje rumieńce, które zalewają twarze młodych; na przykład rumieniec Hippocratesa w Protagorasie. Rozeszła się wieść, że wielki Sofista przebywa w Atenach, w domu Calliclesa, więc pilny młody student zrywa się ze snu o świcie, żeby jaknajrychlej stanąć przed obliczem mistrza. Budzi Sokratesa. Czekają w podwórzu, a chłopak mówi o własnych swoich umysłowych dążnościach i pragnieniach; i rumieni się Z powodu tych wyznań. Właśnie w tej chwili niebo zarumieniło się od pierwszych promieni słonecznych, jak naumyślnie na to, żeby ujawić zarumienioną twarz chłopca. – Καί ός είπεν έρυδρίαoας, ήδη γάρ ΰπέφαινε τι ήμέρας ώστε χαταφανή αύτόν γενέσδαι . Ten, który to tak dokładnie zanotował, posiadał niewątpliwie delikatność artysty, posiadał oko wyostrzone na drobne odcienie koloru, które niemal dotykalnie wyrażają stany duszy. "Nędzne jestem stworzenie", powiada plafonowy Sokrates w Lysisie odnośnie do innego młodzieńczego rumieńca, "Nędzne jestem stworzenie, ale jeden talent posiadam: od pierwszego rzutu oka rozpoznam, kto jest kochankiem, a kto oblubieńcem.
Tak samo się rzecz ma z światem dźwięków. Czarująca jednostajność głosu wielkiego sofisty, naprzykład, "raz w ruch wprawionego, już dźwięczy wciąż, jak spiżowy kruż, który, gdy weń uderzyć, dźwięczy dopóty, dopóki kto ręki doń nie przyłoży. Wyostrzenie wzroku i słuchu, a przedewszystkiem siła i ciągłość obserwacyi ujawia się w owych misternie wypracowanych obrazach, których uważny czytelnik z taką ciekawością wygląda: bunt żeglarzy na okręcie – na okręcie państwa, lub własnej duszy: echa, światła i cienie tej napół mrokiem ujętej jaskini, jaką jest umysł ludzki: uwięzione ptaki w Theaetetusie, które są jakby lotne, napół uwięzłe pojęcia o niezupełnie wykształconym rozumie. Rzeczywiste pojęcia wpaja się zapomocą sumiennej "dyalektycznej" metody, na sposób sumiennych farbiarzy. Platon zastanawia się z nami przed farbiarzami, którzy się krzątają dokoła swej purpury; do tego, co widzi okiem, dodaje jedynie nieco barwy etycznej, a maluje, krocząc przed się, jakby na marginesie swego wysoce filozoficznego dyskursu, napół zgoła nieświadomie; tak mnich skryba zapełniał niezmiernie żywymi, tchnącymi prawdą ziemi, ptakami i kwiatami, białe odstępy swych niebiańskich rozmyślań.