- W empik go
Wybór poezji. Ks. 1 - ebook
Wybór poezji. Ks. 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 284 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Obejrzałam się na życie.
Pieśni moje, czy słyszycie?
Nawołuję was!
Już od plonu brzmieją spichrze,
Róg myśliwski gra na wichrze,
Do odlotu czas!
Porzucajcie gniazdo wasze,
Gaj pożółkły, wież poddasze,
I okienka chat.
Nawiązujcie trójkąt stada,
Co jak harfa się układa,
* * *
I odlećcie w świat!
A nie lećcie nadaremnie.
Dary nieście mu odemnie,
Pod skrzydłami xiąg.
Czego łaknie smutna rzesza,
Co pociesza i co wskrzesza,
Rozsypujcie w krąg.
A nie miejcie wzroku sowy,
Ani szpony krogulcowej,
Ani kruczych szat.
Dość już gońców czarnej Troski!
Wy roznoście uśmiech boski,
Na spłakany świat.
* * *
Czy kto z dobrą czy złą duszą,
Wszystkim, wszystkim którzy muszą,
Przez ten padół iść,
Przy gołębich piór szeleście,
Z pozdrowieniem pokój nieście,
Jak oliwny liść.
Tym, co czoła mają chmurne,
Co na piersiach cisną urnę
Przepłakanych strat,
Rzućcie błękit ponad głowy,
Niech w pogodzie lazurowej,
Zmieni im się świat.
* * *
Mistrzom wiedzy i rachuby,
Którzy w życiu, samoluby!
Widzą chytrą grę –
Na zeschnięte serc ich wióry,
Zapał nieście tchem wichury,
Jak czerwoną skrę.
Tym, co struci są goryczą,
W niebo patrzą buntowniczo,
Nienawistnie w świat –
Nieszczęśliwi! Tym na tono,
Rzućcie miłość rozpłonioną,
Jak różowy kwiat.
* * *
Wołającym za ochłodą,
Synom słońca, którzy wiodą
Z huraganem bój –
Pokazujcie tę nadzieję,
Co w pustyni palmy sieje,
Pod palmami, zdrój.
A na końcu, jak w początku,
Wszystkim, wszystkim, bez wyjątku,
Do skończenia lat –
Wracające z nieba goście,
Na promieniu gwiazd, przynoście,
Wiarę w inny świat.
POEZJE .KRUCJATY.
Od Jerozolimskiej bramy,
W pośród łąk skropionych rosą,
Pełne łez niewiasty, niosą
Wonne zioła i balsamy.
Przy odblasku zorzy białej,
Widząc grób świecący z dali,
Niespokojnie zapytały:
Któż nam kamień ten odwali"
Lecz o dziwy! Cóż się stało?
Grób otwarty – znikło ciało –
Tylko w świetle, dwaj anieli,
Z błyskiem w oku, z szatą w bieli,
Śród Syońskich cór stanęli.
Kamień jeszcze drga przy ziemi,
A niebianie co go strzegą,
Rzekną: Czemu żyjącego,
"Szukać między umarłemi?"
* * *
Tam od wschodu, czy widzicie
Rubinowy blask o świcie?
Czy widzicie śród ogrodów,
Co mirtami wonnie kwitną,
Ten minaret, co z nad grodów
Strzela w niebios toń błękitną?
Lecz cóż to za blask zamglony,
Od zachodniej świta strony,
I jak z drugich zórz ogniska,
Purpurowem pasmem łyska?
Tarcze w złocie gorejące,
Mieczów iskrzą się tysiące,
Błyszczą jeźdźce i rumaki,
A czerwone na nich znaki.
Oko miga z poza stali,
Pstra chorągiew szumi w dłoni,
Pod pancerzem krew się pali,
Na pancerzu krzyż się płoni.
Po świetlanej brnąc powodzi,
Z czem pędzicie gońcy młodzi?
Chcecież zatknąć te sztandary,
Oplonione słońcem wiary,
Gdzie półxiężyc krwią zachodzi?
"Z czem i dokąd my pędzimy?
Po Grób! Do Jerozolimy!"
Ach, któż czołem nie uderzy
Przed zapałem tych rycerzy,
Co puszczali się szalenie
Na nieznane mórz bezdenie,
Na pustynie bez gościńców,
I katownie barbarzyńców,
Aby zdobyć cel duchowy?
Wielkie serca! Harde głowy!
Ale jeśli w tej oddali,
Chcieli znaleźć Wodza chwały,
Czemuż w grobie Go szukali,
Kiedy wódz to zmartwychwstały?
* * *
Czy widzicie przyszłe lata,
A w nich przyszłych Krzyżowników?
Kiedyś wstanie znów Krucjata,
Lecz bez mieczów ani szyków.
Każdy nowym apostołem,
Z białem od spokoju czołem,
Extatycznem zlaniem ducha,
Mistrza z Nazaretu słucha.
Rwący przykład ich wymową –
Bronią, cudotwórcze słowo –
A okuciem z żywej stali,
W które więźniów swych spętali,
Bratnia miłość dla wszechświata,
Co go w łańcuch serc oplata.
Myślą, co ich wiarę święci,
Pałających celem chęci,
Nie grób jeden ni kraina,
Ale każdy fałsz i zbrodnia,
Które cierń Bożego Syna,
Krwawo odnawiają co dnia.
Świat dziś cały w swym ogromie,
Grób to z bielonemi ściany,
Gdzie spoczywa niewidomie,
Chrystus ciągle krzyżowany.
Ale przyszły huf rycerzy,
Jakby anioł grzmiąc przybieży,
I odwali głaz na grobie,
Aby w trzeciej wieków dobie,
Jako trzecie prawdy zorze,
Zmartwychwstało słowo boże.PIELGRZYM.
Z okiem utkwionemi w dal szafirową,
Z szatą zniszczałą, z dalekiej strony,
Idzie gościńcem pielgrzym strudzony.
Czasem przystanie, potrząśnie głową;
Tu się wypłacze – tam się wyżali,
Potem znów idzie – dalej a dalej.
Przy drodze chata. Skrzypek i śpiewki.
Zwinna gosposia zastawia stoły;
Makami kraśne, śmieją się dziewki;
Stuka podkówką chłopiec wesoły;
Starszyzna pije, dawny czas chwali.
– Pielgrzym zapłakał, i poszedł dalej.
Na drodze tuman. W blasku i gwarze,
Jadą z trąbami zwycięzkie szyki,
Strojne chorągwie, promienne twarze.
Tryumf! Na tryumf biją okrzyki.
Słońce i chwała świecą ze stali.
– Pielgrzym zapłakał, i poszedł dalej.
U skrętu drogi, dwór malowany.
W otwartem oknie stół i foljały;
Od xiąg spiętrzonych ciemnieją ściany.
Przy xiędze, siedzi mąż osiwiały;
Chciwość badacza z ócz mu się pali.
– Pielgrzym zapłakał, i poszedł dalej.
Po drodze wzdycha: "Jakaż, o Boże!
Smutna ta droga! Z rycerskiej broni
Ciecze krew bliźnich… W chacie czy dworze,
Radość zaledwie na chwilkę dzwoni…
Mędrcowi, zawsze, jak morskiej fali,
Głos wyższy mówi: – Nie pójdziesz dalej!"
Wzdychając, kroczy w dal błękitnawą.
Za mgłą błysnęła wieżyczka złota.
Mur koło drogi, otwarte wrota,
Krzyże tam sterczą nad bujną trawą,
I jacyś ludzie z trumną zjechali..
– Pielgrzym zapłakał, i nie szedł dalej.
On nie nad trumną, ale nad temi
Płakał, co idąc za trumną, płaczą.
A tu zatrzymał stopę tułaczą,
Bo przez szczelinę skopanej ziemi,
Dojrzał… (ach, czemuż tamci płakali?)
Rajski krajobraz wielkiego "Dalej!"
Co tam za światła! Co za wesele!
Więc kres położył znojnej podróży,
I przy cmentarzu i przy kościele,
Osiadł z uśmiechem, zdala od burzy.
Sami go zmarli już odwiedzali.
– Aż i on z niemi poszedł… tam… dalej…
1852.TANIEC.
Wśród eterycznych przestrzeni bez końca,
Wirowym biegiem puszczone planety,
W ochocze koła otaczają słońca.
W pęd posuwiste szaleją komety.
Mgławica krążąc z lekkością dziewczęcą,
Na srebrny rąbek nawija przepaście.
Parzyste gwiazdy zalotnie się kręcą.
Pod modrem nieba sklepieniem, dwanaście
Złotych tancerek i złotych tancerzy,
Trzyma wzorzystą przepaskę zodjaku;
Słońce kolejno do każdego bieży,
Wstęgi dotyka u innego znaku,
Aż rok okrągły jej pasmem obmierzy.
Grzmi niebo. Zgoda! Harmonja wspaniała!
Odkąd popchnięcie twórcza dłoń im dala,
W taniec wiekowy idą jasne ciała.
* * *
Nietylko gwiazdy, miłosnym rozpędem,
W koło wiecznego pląsają ołtarza.
Nieraz i człowiek tanecznym obrzędem,
Nabożne czucia wyraża.
Król-harfiarz wyszedł na drogę Syjonu;
Krasne u szaty uniósłszy obrzeża,
Tańcem radosnym, wśród palm i pokłonu,
Prowadzi orszak Przymierza.
W gaju z kokosów ciemnieje pagoda.
U drzwi, tak wiotka, że zdaje się duchem,
W obłocznych szatach, Bajadera młoda,
Ljanowym faluje ruchem.
Minaret świeci w słonecznej pozłocie.
Derwisz, rozwarłszy ramiona, szalenie
Zatacza wiry, jakby chciał w przelocie,
Pochwycić boskie natchnienie.
Ci, patrzą w niebo. Lecz taniec to rzadki,
Co jak modlitwa, kończy na kolanach.
Spojrzyj po ludach, a same w ich tanach,
Ziemskie wyczytasz zagadki.
* * *
Wtedy w żywej, barwnej scenie,
Jak w dramacie tajnej treści,
Każdy skok i poruszenie,
Myśl plemienną w sobie mieści?
Na południu, rozhukanem
Namiętnością i orkanem,
Tamburyno bije skronie,
Kastanieta pali dłonie,
Czarnooka drży i płonie,
Gdy się w burzy, do Kaczuczy,
Od piorunów tańca uczy,
I do rwącej Tarantelli,
Nóg pożycza od gazelli.
A gdzie miększe dnia połyski,
W ugłaskanej grzeją sile,
Tam Anglezy i Kadryle,
Cicho krążąc jak motyle,
Wdzięk malują towarzyski.
Tu Germańczyk zwiesił głowę.
Kreśli, wiąże i odmienia,
Swe zadania rozumowe.
Chce ukoić bój zwątpienia,
Chce zapomnieć! Rzuca xięgi.
Uśmiechnęła się dziewczyna,
Walc w zawrotne wziął go kręgi.
On szczęśliwy, – zapomina!
A gdzie zimy cień przezroczy,
Obdziergany w srebrne płótno,
Gwiaździstemi patrzy oczy,
Gdy siarczyste skrzypki utną,
Serce z piersi ci wyskoczy.
Mazur chrzęsnął szczękiem broni,
Jakby echo od turniejów.
A Krakowiak rżnie i dzwoni,
Jakby kraśny kulig dziejów.
Znagła, wszystkie owe dźwięki,
Bieg zwalniają – szerzej płyną –
Poskręcane w szkliste pęki,
Nawiązują pieśń jedyną –
I jak potok, co rwie skały,
Aż łożysko w nich wyrzeza,
Wszystkie poszły w morze chwały,
Złotą rzeką Poloneza.
* * *
Dziś, z osobna ludy stoją.
Zgiełk i zamęt w hymnie świata.
Każdy huka nutą swoją.
Ależ kiedyś je dostroją,
I dłoń z dłonią się posplata.
O dniu piękny, gdy narody,
Pójdą w jeden taniec zgody!
Wtedy wstęga ich wesoła,
I zodjaku wstęga górna,
Wezmą ziemię we dwa koła,
Jak pierścienie u Saturna.
* * *
Życie ludzkie, piosnka dzika!
Rytmy łamią się jak lody.
Człowiek codzień napotyka,
Nowe myśli i przygody.
Każda, niby tanecznica,
To łagodna, to burzliwa,
W nowy zawrót go porywa.
Ta odpycha, ta zachwyca.
Gdy na wszystkie rwą go strony,
Pierś mu bije, twarz się pali.
Już stargany i znużony,
Chciałby spocząć gdzieś w oddali,
Aż ostatnia, tajemnicza,
Wchodzi z maską u oblicza,
Przystępuje do człowieka,
I z życiowej, gwarnej sali,
We drzwi ciemne z nim ucieka.
Wszyscy patrzą w nieznajomą,
Z ciekawością i ze trwogą.
Że wybierze, to wiadomo,
Lecz nie wiedzą nigdy kogo?
Nikt wymówić się nie zdoła,
Gdy w ostatniej nań godzinie,
Zasłoniętą ręką skinie,
I do swego wezwie koła.
A nikogo nie ominie!
Oto starzec, choć złamany,
Ledwie weszła ta milcząca,
Wstał jak struna, kij odtrąca,
I z tajemną poszedł w tany.
Mąż spogląda za rodziną.
Ach, dni jego złotem płyną,
I laurowym kwitną listkiem.
Trzeba żegnać się ze wszystkiem!
Przycisnąwszy ręką łono,
I on poszedł z niezgadnioną.
Tu dziewica w białym rąbku,
Splata kwiecie pomarańczy.
I ty pójdziesz mój gołąbku!
Próżno dłonią kryje oczy,
Łzą przyzywa świat uroczy,
Już tajemna i z nią tańczy.
Znów rzuciła los. i komu?
Ściąga rękę pokryjomu,
Chce kolebkę porwać małą.
Dziecię kwili z niej nieśmiało:
"Jakże chcesz abym pląsało,
Kiedy jeszcze iść nie mogę?"
Ha! I ono poszło w drogę.
Niezbłagana, niestrudzona,
Rody, ludy, i plemiona,
Uprowadza po kolei.
Nikt nie pewien kto jest ona?
Jakie dalej nosi miano,
Czy boleści czy nadziei?
Tutaj, Śmiercią ją nazwano.
* * *
Tak przez krągłe sfer załomy,
Zagarniane w czas ruchomy,
Wszystkie dusze, wszystkie światy,
Zataczają wir skrzydlaty,
Po wieczności samej krańce.
Aż przed Bożym staną tronem,
I zakończą zmienne tańce,
Odpocznieniem nieskończonem.
1852.LILJA.
Czem jest wśród ptaków gołąbka biała,
Czem wśród klejnotów perła z wód łona,
Tem pośród kwiatów lilja wspaniała,
"Strojniejsza od Salomona."
Gołębia, święte znamiona strzegą:
On wniósł do arki gałąź oliwy.
Stokroć nadziemski, stokroć szczęśliwy,
On godłem Ducha Świętego!
Perły te jasne, ach to są może,
Łzy nieszczęśliwych, które anieli,
Na nietykalne świadectwo boże,
W muszlowych skrzynkach zamknęli
Aby je, wolne od wstrząsnień lądu,
Związane tęczą w setne opaski,
Pod morzem ukryć, i aż w dzień Sądu,
Wysypać na szalę Łaski?
Lecz za cóż lilja hołdy odbiera?
Zkąd jej mistyczny czar tajemnicy?
Ach, bo ta wzniosła, ta śnieżno-cera,
Obrazem Boga-Rodzicy!
Kwiatem dziewiczym, kwiatem królewskim,
Strzelił dla Marji pręt Aarona.
A gdy po latach, w grobie Efezkim,
Spoczęła cicho uśpiona –
Gdy w noc gwiaździstą znikły Jej zwłoki"
Wzięte do nieba przez rajskie posły,
W pustym grobowcu, na dnie opoki,
Cudowne lilje wyrosły.
I odtąd lilja niebian pamięta,
Rwie się stęskniona z ludzkich padołów,
I pół-skrzydlata, pół-wniebowzięta,
Stała się kwiatem aniołów.
O większa chwało! Zaszczycie boży!
Jej kwiat dziewiczy, jej kwiat królewski,
Siedmioma gwiazdy przeplecion, tworzy
Djadem Królowej Niebieskiej.
1852.