- W empik go
Wybór poezyj Horacyusza w przekładzie polskim - ebook
Wybór poezyj Horacyusza w przekładzie polskim - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 221 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1.
DO LUDU RZYMSKIEGO (1).
Quo, quo scelesti rutis.
Dokąd przebóg! Więc znowu, niezbożny narodzie
Broń chwytasz dłonią zuchwałą!
Toż nie dosyć po lądach, nie dosyć po wodzie
Krwi się łacińskiej rozlało?
Czy maże nienawistną Kartagę pokona
Ten oręż w rzymskiej prawicy?,
Czy niezbitego dotąd sprowadzi Bretona
W więzach po świętej ulicy?
O nie! Zniszczenia pragną ojczystego grodu
Dla pociechy wroga Parta!
Od lwów gorsi i wilków; boć własnego rodu
I bestya szczędzi zażarta!
Porwaniście wściekłością, czy nadludzką siłą?
Mówcie: co wam walczyć każe?
Milczą: Zdrętwienie szału umysły przeszyło,
Bladością zbielały twarze!
Tak jest: to nas porywa losu kolej mściwa!
Bratobójstwa cięży brzemię!
To o pomstę fatalna krew Remusa wzywa Na wieki wsiąkła w tę ziemię!
–- (1) Z okoliczności wojny domowej między triumvirami i republikańską partyą.
2.
DO RZYMIAN.
Rzymianinie! za przodków twoich winy
Będziesz cierpiał, póki świątyń twych z ruiny,
Gmachów bóstwa nie dźwigniesz zniszczonych
I posągów dymem oszpeconych.
Żeś w pokorze czcił bogi, rządzisz światem,
Wzrost twój cały i potęga stoją natem;
Zaniedbani bogowie ciężkiemi
Odpłacili klęskami twej ziemi.
Dwakroć nasze ukarał wróg napady
Przedsięwzięte bez augurów wieszczej rady (l);
Teraz dumny do lichych swych strojów,
Łupy dodał ze zwycięzkich bojów.
Ledwie grodu w zamieszek strasznej chwili
Etiopy i Dakowie nie zniszczyli (2);
Tamci groźni z niezliczonej floty
A ci celne puszczający groty.
Wiek obfity w wymysły bezeceństwa
Wprzód potargał węzły rodu i małżeństwa;
Z tego źródła zarazy obfite
Każą naród i rzeczpospolitę.
Dzisiaj panna, zaledwie że dojrzała,
Greckich tańców już się uczy, łamań ciała,
I nie jedna od lat młodocianych
O miłostkach marzy zakazanych.
Więc lóż potem i mąż jej nie przeszkodzi
Szukać coraz świeżych uciech pośród młodzi;
Pan ucztuje, a w zakącie domu
Pani pieści gacha pokryjomu.
Inna z wiedzą małżonka rzuca łoże,
Gdy posyła po nią handlarz jaki może,
Czy też patron z hiszpańskiego statku,
Hojny płatnik brzydkiego wydatku (3).
–- (l) Mowa tu o dwóch niepomyślnych wyprawach przeciwko Partom: tryumwira Krassa i Antoniusssowego legata Didiusa Sazy; pierwsza miała miejsce w 59 r. przed Chr. (za pierwszego tryunwiratu), druga we 20 lat później.
(2) W wielkiej wyprawie Antoniusza i Kleopatry przeciwko Oktawianowi miały udział kontyngensa afrykańskie, azyatyckie i wschodniej Europy, i zresztą Etiopów można tu brać poprostu za Egipcyan główna, siłę morską Antoniusza stanowiących.
(3) Te dwie strofy, jedyne w niniejszym wyborze niestosowne dla szkolnej młodzieży, mogą być bez wielkiego uszczerbku całości opuszczone w oddzielnem wydaniu, jeżeli się takowego praca moja kiedy doczeka.
O! nie takie żołnierzów nam rodziły,
Co przemogli Annibala groźne siły,
I zbroczyli punicką krwią morze,
Na Azyatów wcisnęli obroże!
Tamto było rolników bitne plemię,
Jędrna młodzież nauczona orać ziemię,
I nieść łozy z ukorzoną głową,
By zdać liczbę przed matką surowa (1),
Skoro słońce ku ziemi nachylone,
Odrzuciwszy cienie gór na drugą stronę,
Miłą porę wczasu zapowiada,
I z znużonych wołów jarzmo spada.
Niszczącegoto czasu smutne ślady!
Mniej już warci są ojcowie niźli dziady,
A my, naszych nie warci rodziców,
Gorszych jeszcze zostawim dziedziców.
–- (1) Uprzedzam czytelników, którzy pracę niniejszą pilniej z oryginałem porównywać raczą, iż po dobrym namyśle odważyłem się odstąpić w tem miejscu od przyjętego powszechnie rozumienia. Byłżeby to ład w gospodarstwie, gdyby wracający z pola po całodziennej pracy ludzie, mieli dopiero znosić drwa na ogień, przy którym ich wieczerza gotować się miała? Byłożby podobieństwo wstania nazajutrz o świcie do nowej pracy? Powtóre, gdyby tu szło o noszenie drzew na ogień, wyrażenie ad arbitrium severae matris byłoby zupełnie zbytecznem; Horacyusz, jak wiadomo, obfitością wyrażeń nie grzeszy, owszem w przeciwną wpada ostateczność.
Lubo więc za zuchwalstwo prawie możnaby dziś uważać wszelką pretensyą (u nas zwłaszcza) do wynajdowania czegoś nowego w poezyach Horacyusza, będących od wieków tylu przedmiotem najpracowitszych badań najuczeńszych filologów; gdy przecież własne przekonanie najdroższą tu jest dla człowieka rzeczą, wybaczą mi znawcy, żem wolał uciec się do hypotezy, niż powtarzać to, czego z rozsądkiem moim pogodzić nie umiałem. Wolałem przypuścić, że wyrażenie: recisos portare fustes ad arbitrium severae matris wskazuje na jakiś patryarchalny staro-latyński obyczaj: synowie w domu i czeladź z pola wracająca zdawali formalnie sprawę z całodziennych zatrudnień i innych okoliczności; przyczem składali pęk łóz, czy też kijów, boć to jest pospolite znaczenie wyrazu fustis, na znak gotowości wycierpienia kary, gdyby takowa z osądzenia i rozkazu surowej matki wypadła.
3.