Wybór znachorki - ebook
Wybór znachorki - ebook
Magdeburg, rok 1179: Dytryk z Landsbergu, brat margrabiego miśnieńskiego wyzywa księcia Saksonii Henryka Lwa na pojedynek na śmierć i życie. Cesarz Fryderyk I Barbarossa jest zdeterminowany, by postawić Henryka przed sądem Bożym. A to oznacza wojnę. Rycerz Chrystian i jego żona Marta, akuszerka i znachorka, muszą liczyć się z tym, że działania zbrojne dotrą także do ich wioski w Marchii Miśnieńskiej. Niedługo potem margrabia Otto powołuje Chrystiana na jednego ze swoich dowódców. Podczas gdy Chrystian dowodzi oblężeniem potężnej twierdzy, bronionej przez zwolenników Henryka, Marta musi samotnie opierać się intrygom najstarszego syna margrabiego, okrutnego hrabiego Albrechta, który przejął władzę nad kasztelem i kopalniami srebra w Chrystianowie. Odwagą i sprytem mieszkańcy osady starają się radzić sobie z bezlitosnym Albrechtem. Jednak wiele się jeszcze wydarzy, nim marzenie Chrystiana się spełni i wioska stanie się miastem Freiberg.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8230-172-4 |
Rozmiar pliku: | 1 000 B |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wykaz najważniejszych postaci występujących w powieści.
Postaci historyczne oznaczono gwiazdką.
Mieszkańcy Chrystianowa¹
Chrystian*, rycerz w służbie margrabiego miśnieńskiego Ottona z Wettynu
Marta, młoda akuszerka i zielarka, żona Chrystiana
Tomasz, Klara i Daniel, ich dzieci
Joanna i Maria, pasierbice Marty
Łukasz, rycerz w służbie Chrystiana i jego najdawniejszy przyjaciel
Adela, żona Łukasza
Dawid i Georg, giermkowie Chrystiana i Łukasza
Jonasz, kowal, i jego żona Emma
Johan i Guntram, najstarsi synowie kowala
Karol, kowal i pasierb Marty
Agnieszka, żona Karola
Mechthilda, kucharka w domu Chrystiana
Hilbert, kapłan w domu Chrystiana
Kuno i Bertram, wartownicy w służbie Chrystiana
Rajnhard, rycerz Chrystiana
Sebastian, proboszcz osady
Gryzelda, jego gospodyni
Walter, kapitan straży
Herman, mistrz górniczy
Wibald, mistrz mincerski
Józef, handlarz suknem i sołtys
Anzelm, krawiec
Hans i Fryderyk, niegdyś przewoźnicy soli z Halle
Piotr, przywódca młodzieżowej bandy
Anna, jego siostra
Chrystian, chłopiec stajenny, pierwsze dziecko urodzone w Chrystianowie
Berta, jego matka
Tilda, prowadząca zamtuz
Lizbet, prostytutka
Rajna, służąca
Miśnia
Otto z Wettynu*, margrabia miśnieński
Hedwiga*, małżonka Ottona
Albrecht* i Dytryk*, synowie Ottona i Hedwigi
Zofia* i Adela*, córki Ottona i Hedwigi
Marcin*, biskup miśnieński
Zuzanna, pokojówka w służbie Hedwigi
Ekkehart, komendant straży przybocznej Ottona
Cecylia, jego żona
Rutger, giermek, syn pokonanego przez Chrystiana zagorzałego wroga
Fridmar, starszy, darzony szacunkiem rycerz
Arystokracja i duchowieństwo
cesarz Fryderyk Stauf*, zwany Rudobrodym
Beatrycze z Burgundii*, małżonka Fryderyka
Henryk Lew*, książę Saksonii i Bawarii
Matylda*, małżonka Henryka
Dytryk z Landsbergu*, margrabia Marchii Wschodniej, brat margrabiego Ottona
Dedo, hrabia Grójca*, kolejny brat Ottona
Wichman z Seeburga*, arcybiskup Magdeburga
Filip z Heinsbergu*, arcybiskup Kolonii
Ludwik Pobożny*, landgraf Turyngii
Otto, margrabia Brandenburgii*
Zygfryd, biskup Brandenburgii*, i Bernard z Aschersleben*, synowie Albrechta Niedźwiedzia*, bracia Hedwigi
Bernard z Lippe*, członek świty Henryka Lwa, komendant zamku i miasta Haldensleben
Piotr*, opat klasztoru w Marienzell
Pozostałe postaci
Rajmund, rycerz w służbie margrabiego Ottona i przyjaciel Chrystiana
Elżbieta, jego żona
Giselbert i Elmar, rycerze w służbie margrabiego Ottona i zagorzali wrogowie Chrystiana
Hartmut, przywódca straży Albrechta
Ludmił, grajek
Jakub, rycerz, brat Łukasza
Gerolf, magdeburski rycerz w drużynie arcybiskupa Wichmana
Roland z Maienau, jeden z obrońców Goslaru
Hoyer z Falkensteinu, rycerz w służbie arcybiskupa Kolonii
Waltruda, wdowa po górniku z Goslaru
Greta, markietankaCzerwiec 1179, zjazd nadworny w Magdeburgu
Cesarzu.
Dytryk z Landsbergu, margrabia Marchii Wschodniej², z szacunkiem przyklęknął przed najpotężniejszym władcą chrześcijańskiego świata.
– Wstańcie, mój wierny książę i przyjacielu.
Niezliczone świece zalewały prywatną komnatę cesarskiej pary ciepłym światłem, sprawiając, że złote hafty aż lśniły. W komnacie unosił się ciężki zapach kosztownych orientalnych esencji.
Paź przyniósł wino, a cesarz Fryderyk Stauf³ skinieniem dłoni nakazał wszystkim, by zostawili ich samych. Została tylko cesarzowa Beatrycze. Odziana w purpurową, zdobioną perłami i kamieniami szlachetnymi suknię, siedziała u boku męża i zamyślona patrzyła na szczupłego, ciemnowłosego margrabiego, który nie należał co prawda do kręgu najbliższych zaufanych cesarza, lecz często bywał na jego dworze, towarzyszył mu podczas włoskich kampanii i podejmował się na jego polecenie różnych misji dyplomatycznych. Prawdopodobnie teraz Dytryk też spodziewał się takiego zadania. Lecz tym razem potrzebowali go jako wojownika, jako człowieka słynącego z budzącej grozę sprawności we władaniu mieczem.
– Mam do was prośbę – oznajmił cesarz po chwili milczenia, celowo rezygnując z królewskiego „my”⁴.
Dytryk popatrzył na niego zaskoczony.
– Nie potrzebujecie prosić, wasza wysokość – powiedział, szeroko rozkładając ramiona. – Powiedzcie, czego sobie życzycie, a ja zrobię wszystko, co w mojej mocy.
Z tak bliska nie mógł nie zauważyć, że jasne, rudawe włosy Fryderyka, z powodu których Lombardowie nadali mu prześmiewczy przydomek „Barbarossa”, poprzetykane były siwymi pasmami. „Cesarz ma już pięćdziesiąt siedem lat – policzył w myślach Dytryk. – A ostatnie dwa i pół roku przyniosły mu tyle goryczy, że nic dziwnego, iż posiwiał: najpierw konflikt z rzekomo najwierniejszym przyjacielem i lennikiem Henrykiem Lwem, potem haniebna klęska pod Legnano⁵, a w efekcie nieuniknione ukorzenie się przed papieżem Aleksandrem po niemal dwudziestu latach wrogich stosunków⁶”. Papież wręcz napawał się porażką Staufa. Przed katedrą Świętego Marka w Wenecji Aleksander tak długo zwlekał z wezwaniem skruszonego cesarza do powstania, aż on, Dytryk z Landsbergu, z naganą zwrócił się do zebranego tłumu z pytaniem, dlaczego papież naraża na szwank cesarski majestat.
„Co najbardziej zabolało Fryderyka?” – zastanawiał się Dytryk. I czego tym razem od niego zażąda? Coś wisiało w powietrzu… Zdrada albo wojna. Wszyscy na dworze oczekiwali, że wydarzy się coś wyjątkowego, coś niesłychanego.
– Wiem, że mogę liczyć na waszą wierność – odpowiedział Rudobrody. – Jednak zależy mi, byście podjęli się tego zadania z własnej woli.
Cesarz znów zamilkł i tylko popijał potężnymi łykami wino ze złotego pucharu.
Dytryk czekał. Nie wypadało okazywać wobec cesarza zniecierpliwienia. Ukradkiem zerknął na cesarzową, która patrzyła na niego z majestatycznym uśmiechem, a jemu wydało się, że wyczuwa delikatny kwiatowy zapach.
„Wciąż jest piękna” – pomyślał Dytryk. Minęło ponad dwadzieścia lat, odkąd Beatrycze z Burgundii – wówczas młodziutka – wyszła za cesarza Fryderyka Staufa. „Jak jej się udaje wciąż go przy sobie utrzymać?” Dytryk wyobraził sobie cesarską parę w łożu, lecz szybciutko odpędził tak niegodne myśli.
Beatrycze była nie tylko piękna, lecz także mądra. Zawsze trzymała stronę swojego męża, a w obliczu jednej z najpilniejszych jego trosk wykazała się wręcz szczególną mądrością, czyniąc jednocześnie margrabiego Marchii Wschodniej swoim tajnym sojusznikiem. To stało się dwa i pół roku wcześniej, gdy przy pomocy Dytryka i innych zaufanych rozpuściła wieść, że cesarz padł na kolana przed swoim najpotężniejszym wasalem, księciem Saksonii i Bawarii⁷, by prosić go o wsparcie w zbliżającej się kampanii we Włoszech.
Tak naprawdę nic takiego nie miało miejsca – poza tym, że Lew rzeczywiście odmówił cesarzowi pomocy. Gdy odważył się na dodatek zażądać w zamian za swoje poparcie bogatego w srebro miasta Goslar, cesarz uznał, że wasal przekroczył wszelkie granice. Pozwolił na upadek żądnego władzy księcia, którego do tej pory bronił przed wszystkimi przeciwnikami. W bitwie pod Legnano niedaleko Mediolanu, w której walczył także Dytryk, Stauf bez wsparcia oddziałów Henryka poniósł haniebną klęskę. Tymczasem wrogowie Lwa znów podjęli walkę przeciwko księciu, który nie cieszył się już poparciem cesarza. Dobrze przemyślana intryga Beatrycze zapobiegła pogodzeniu się jej małżonka z Welfem.
Cesarz co prawda nigdy nie potwierdził pogłoski o tym, że padł przed Lwem na kolana, ale też nigdy jej nie zaprzeczył. Beatrycze sprytnie zadbała o to, by w jego obecności nigdy o tej pogłosce nie wspominano, więc nie musiał się do niej wcale odnosić.
Cesarzowa chyba myślała o tym samym, bo gdy patrzyła z lekko przechyloną głową na Dytryka, na jej twarzy igrał delikatny uśmiech. A jemu znów przyszedł do głowy zakazany obraz dwóch nagich, splecionych ze sobą ciał.
To obecność ukochanej w pobliżu kierowała jego myśli na takie manowce. Myśl o tym, że wkrótce znów weźmie ją w ramiona, zajmowała jego umysł tak bardzo, aż stawało się to niebezpieczne. Tylko w zamieszaniu nadwornego zjazdu możliwe było ich potajemne spotkanie. Była bowiem zamężna, a na dodatek była żoną jego najstarszego brata.
Głos cesarza przywołał go do rzeczywistości.
– Wiecie, że książę Henryk dwukrotnie nie pojawił się na zjeździe nadwornym, ponieważ uważa, że nie może o nim decydować sąd książęcy.
Zdumiony tą uwagą Dytryk skinął głową. O niczym innym nie dyskutowano na dworze tak gorąco podczas tego zjazdu, a także podczas poprzednich.
Od lat wielu książąt cesarstwa, pośród nich także Dytryk i jego bracia, margrabia miśnieński Otto z Wettynu, Dedo z Grójca i Fryderyk z Brehny, walczyli przeciwko księciu Saksonii i Bawarii, który zachowywał się niczym król i nie oglądając się na nikogo, brał, co chciał. Cesarz za każdym razem go chronił, aż do owej brzemiennej w skutki odmowy poparcia w Chiavennie. Od tamtej pory cesarz dążył do wytoczenia Welfowi procesu. Lecz Lew jakby zmienił się w węgorza. Trudno go było chwycić. Chyba że…
– Podług godnych zaufania doniesień Henryk od wczoraj przebywa kilka mil stąd, na swym zamku Haldensleben, i waha się, czy tu przybyć, czy nie. Nie chcę, żeby pojawił się na tym zjeździe ani na następnym – oznajmił cesarz, jakby odgadując myśli Dytryka.
„Kto trzy razy nie posłucha wezwania cesarza, zostaje skazany na banicję. W ten sposób Lew zostałby pozbawiony władzy. Lecz Henryk też jest tego świadom. I raczej potrafi zliczyć do trzech” – przyznał w duchu Dytryk z lekkim sarkazmem.
– Jak chcecie to osiągnąć, wasza wysokość? – zapytał Landsberczyk z ledwo słyszalną nutką niepokoju w głosie. Było nie do pomyślenia, żeby odmówić wykonania polecenia cesarza, nawet jeśli wyraził je w formie życzenia. Jednak Dytryk nie zamierzał działać jako skrytobójca. Zresztą cesarz mógł nająć do tego odpowiedniego człowieka, a nie akurat margrabiego. Poza tym wcale nie był pewien, czy Fryderyk sięgnąłby po takie środki. Co prawda nie byłoby to niczym niezwykłym, cesarz niejeden raz udowodnił we Włoszech, że potrafi być bezlitosny wobec wrogów. Lecz wobec krewniaka i dawnego przyjaciela?
– Potrzebuję księcia cieszącego się takim szacunkiem, by Henryk nie mógł odrzucić jego wyzwania, i na tyle dobrego w posługiwaniu się mieczem, by Lew wolał wyjechać, niż stawić się na pojedynek – wyjaśnił cesarz z namysłem. – Pomyślałem o was. Widziałem, jak walczyliście pod Legnano. Wyzwijcie go na sąd Boży. Tu i teraz. To go powstrzyma przed spóźnionym przybyciem na ten zjazd. A ja wyznaczę zjazd nadworny w Kaynie⁸ jako miejsce pojedynku.
Oczy margrabiego rozszerzyły się na krótki moment – nie ze strachu, tylko z powodu zaskoczenia. Co za genialne posunięcie!
Znów opadł na kolano.
– Możecie na mnie liczyć, panie.
A cesarz ponownie nakazał mu wstać.
– Żaden z moich cieszących się szacunkiem książąt nie potrafi tak dobrze władać mieczem jak wy. Henryk jest na dodatek o głowę od was niższy, nie miałby z wami żadnych szans. Poza tym Bóg stoi po waszej stronie. Ja stoję po waszej stronie. Książę się zlęknie i nie przybędzie. A wtedy skażemy go na banicję.
„Czy Lew rzeczywiście zaryzykuje nieobecność na zjeździe po raz trzeci?” – zaczął się zastanawiać Dytryk. Jednak podczas sądu Bożego Welf nie mógł liczyć na to, że się wykpi paroma ranami. Kto taki sąd przegrał, uchodził za winnego i był natychmiast tracony.
– Oskarżcie go o zdradę stanu – zaproponował cesarz. – Pretekstem niech będzie to, że wciąż podburza Wendów⁹ do ataków na waszą marchię. To uwiarygodni wyzwanie i uczyni je tak mocnym, że nie będzie go mógł zlekceważyć.
– Jak sobie życzycie, panie. Uczynię to jutro przed całym dworem – zapewnił Dytryk.
– Wiedziałem, że mogę na was liczyć.
Zadowolony cesarz rozparł się wygodnie.
– A ja wam to wynagrodzę. Wiem, jakiej tragicznej straty doświadczyliście przed paru laty – powiedział, obserwując, jak twarz Dytryka pochmurnieje. Jedyny ślubny syn margrabiego zginął podczas turnieju wkrótce po pasowaniu na rycerza. Jeśli Landsberczyk umrze, jego ród wygaśnie.
Margrabia Marchii Wschodniej starał się odpędzić narzucające mu się obrazy. Lecz daremnie. Znów ujrzał śmiertelnie ranionego lancą syna leżącego na ziemi w kałuży krwi. Odchrząknął, bo obawiał się, że głos mu się załamie, gdyby cesarz oczekiwał teraz od niego odpowiedzi.
Lecz Fryderyk mówił dalej sam:
– Macie moje słowo, że Marchia Wschodnia po waszej śmierci pozostanie w rodzie Wettynów.
Dytryk głęboko się pokłonił.
Po chwili milczenia powiedział z namysłem:
– Pewna młoda kobieta obdarzona darem jasnowidzenia przepowiedziała mi kiedyś, że to uczynię.
Cesarz z zainteresowaniem spojrzał mu w twarz i nawet lekko się nachylił, natomiast Beatrycze z nieskrywanym niepokojem chwyciła męża za ramię.
– Przepowiedziała ci też wynik tej walki?
– Nie. – Dytryk znowu przypomniał sobie słowo po słowie rozmowę z ową Martą. – Może dlatego, że pojedynek się nie odbędzie…
„Choć na to bym nie liczył” – pomyślał. Na łut szczęścia też wolał nie liczyć. Potrzebował Chrystiana z Chrystianowa. Lepszego przeciwnika do ćwiczeń nie znalazłby nigdzie.
Cesarz jakby odgadł jego myśli, ponieważ wyznaczył Dytrykowi kolejne zadanie, zanim pozwolił mu odejść.
– Jeszcze dziś dowiedziecie w pokazowym pojedynku waszej sprawności we władaniu mieczem. Wprawnego wojownika znajdziecie bez trudu, podobnie jak jakiś pretekst. O to, by było dość widzów, żeby książę Saksonii i Bawarii o wszystkim się dowiedział, już zadbano.
Dytryka te słowa nie zaskoczyły. Spędził na dworze wystarczająco dużo czasu, by wiedzieć, że tutaj niczego nie pozostawia się przypadkowi. W milczeniu się ukłonił i za pozwoleniem cesarskiej pary wyszedł z komnaty.
Opuszczając wspaniałą rezydencję biskupa magdeburskiego Wichmana, gospodarza owego zjazdu, goszczącego w związku z nim cesarską parę, Dytryk czuł, że śledzą go zaintrygowane spojrzenia. Prowadzenie przez cesarza rozmów w cztery oczy nie było niczym szczególnym, lecz tym razem jakby nie tylko dworzanie czekali na jakieś nadzwyczajne wydarzenia, lecz także zwykła służba. Toteż wielu z tych, którzy kłaniali się z szacunkiem mijającemu ich margrabiemu, zaraz potem zaczynało coś między sobą poszeptywać.
Dytryk szybkim krokiem przemierzył dziedziniec pałacu, rozglądając się za rycerzem, który najlepiej nadałby się do pokazowego pojedynku.
Tak jak się spodziewał, znalazł go pośród giermków, którzy szkolili się na miśnieńskim zamku u jego najstarszego brata i teraz przyjechali wraz z rycerzami Ottona na zjazd do Magdeburga.
Młodzieńcy w wieku od czternastu do dwudziestu lat wpatrywali się jak zaczarowani w Chrystiana z Chrystianowa, który pokazywał im właśnie razem z młodszym, jasnowłosym rycerzem, jak wykonać błyskawiczny unik, gdy klingi się zetkną, wykorzystać słaby punkt przeciwnika i zadać śmiertelny cios w miejsce łączące szyję z ramieniem.
Landsberczyka znów ogarnęły ponure wspomnienia. Podobnym manewrem Chrystian przed pięciu laty pokonał podczas sądu Bożego wyższego i silniejszego od siebie przeciwnika, swojego śmiertelnego wroga Randolfa. To właśnie Randolf podjudził syna Dytryka, by ten po sukcesie odniesionym w buhurcie¹⁰ wystąpił jeszcze w pojedynku na kopie przeciwko uchodzącemu za niepokonanego przeciwnikowi. Dopiero wiedza o tym sprawiła, że margrabia miśnieński pozwolił na upadek swego rzekomo najwierniejszego wasala, i Chrystian mógł wyzwać na pojedynek rycerza, który i jemu, i jego osadzie wyrządził niezliczone krzywdy. W trakcie walki na zamku w Miśni, która przeszła już do legendy, Chrystianowi udało się pokonać olbrzyma dwoma ruchami miecza.
Zbliżając się do nich pośród zapadającego zmierzchu, Dytryk zauważył, że giermkowie, zobaczywszy tak imponujący szermierczy manewr, szturchają się nawzajem po żebrach i szepczą sobie do uszu pełne zachwytu uwagi.
– Teraz wy. Georg i Herwig pierwsi! – zawołał Chrystian.
Dwóch chłopców wystąpiło z kręgu giermków. W tej samej chwili Chrystian spostrzegł zbliżającego się Dytryka, podobnie jak Łukasz, ów jasnowłosy rycerz, który razem z nim demonstrował ćwiczenie.
– Powitajcie margrabiego Dytryka z Landsbergu, brata waszego pana, margrabiego Ottona – nakazał Łukasz giermkom, którzy natychmiast go posłuchali.
Odpowiadając na ukłony, Dytryk pomyślał, jak bardzo odmienni są od siebie ci dwaj rycerze, którzy pomimo dziesięciu lat różnicy byli najlepszymi przyjaciółmi.
Chrystian, mężczyzna po trzydziestce, o ostrych rysach twarzy i z krótką ciemną brodą, miał w sobie coś ponurego, co podkreślało dodatkowo odzienie w ciemnych kolorach i kary ogier, na którym jeździł, i co przysporzyło mu szeptanego po kryjomu przydomku „Czarny Jeździec”. Łukasz, niegdyś giermek i zdolny uczeń Chrystiana, już mu właściwie nie ustępował w sprawności posługiwania się mieczem i kopią. Jednak ten młodszy chętnie żartował, a jego błękitne oczy i jasne loki przyciągały wiele ukradkowych i tęsknych dziewczęcych spojrzeń.
Obaj ukłonili się grzecznie przed władcą Marchii Wschodniej.
– Jesteście jedynym kasztelanem, jakiego znam, który od mianowania na to stanowisko nie przybrał ani grana¹¹ tłuszczu i któremu nie przynosi ujmy osobiste nauczanie giermków – pozdrowił margrabia ciemnowłosego rycerza z przyjacielską kpiną. Znali się od lat i przeżyli razem tyle, że taka poufałość była jak najbardziej na miejscu; działali też czasem w konspiracji z Hedwigą, miśnieńską margrabiną, by łagodzić niesprawiedliwe wyroki jej męża, a jego brata Ottona.
– Może jedno ma związek z drugim? – odparł ze swadą Chrystian, a przez jego twarz przemknął rzadko widziany uśmiech. – Tak przynajmniej powiedziałaby moja żona.
– Jest w pobliżu? Chętnie się z nią przywitam.
Chrystian rozejrzał się i spostrzegł poszukiwaną wraz z kilkoma innymi białogłowami oraz pół tuzinem dzieci. Właśnie pocieszała najmłodszą córkę Hedwigi, która najwyraźniej się przewróciła i teraz rozdzierająco płakała. Marta posadziła sobie małą Adelę na kolanach i przyłożyła dłoń do jej rozbitego kolana, przemawiając uspokajająco do szlochającej dziewczynki.
Chrystian miał nadzieję, że pięciolatka nic sobie nie pomyśli, gdy pod tym dotykiem ból nagle ustanie. Zwykle mógł liczyć na to, że Marta wie, kiedy może użyć swoich szczególnych zdolności, a kiedy nie. Lecz czasami współczucie skłaniało ją do ryzykownych zachowań. Dlatego ucieszył się podwójnie, że właśnie ma ją zawołać. Szybko przywołał do siebie jednego z giermków.
– Poproś tutaj panią Martę. Biegiem!
Piegowaty chłopiec ukłonił się błyskawicznie i pobiegł.
Tymczasem Dytryk objął rycerza swojego brata ramieniem.
– Poproszono mnie, bym udowodnił w pokazowej walce swą wprawę we władaniu mieczem. Ponieważ nie znam lepszego przeciwnika niż wy, proszę, byście wyświadczyli mi ten zaszczyt.
– Oczywiście. To ja będę zaszczycony.
Dytryk się roześmiał.
– Cóż, mam nadzieję, że nie wypadnę tak zupełnie ociężale.
Młoda kobieta, szczupła i delikatna, o kasztanowych włosach, które okrywał cieniutki welon, zbliżyła się do nich i pozdrowiła margrabiego głębokim ukłonem.
– Wstańcie, proszę, pani Marto! – poprosił Dytryk. – Im dłużej was znam, tym stajecie się piękniejsza.
– Może dlatego, że moje dzieci pięknieją – odparła z dyskretnym uśmiechem. Nie uważała się za piękność i nawet przez dziesięć lat nie zdołała się przyzwyczaić do dworskich komplementów. Wynikało to zapewne z jej pochodzenia. Głodnych słowa nie nasycą, choćby brzmiały bardzo obiecująco.
Dytryk dostrzegł jednak figlarny błysk w jej oczach i uśmiechnął się. Niewiele niewiast cenił tak jak tę, za jej odwagę i mądrość. Należał do tych nielicznych, którzy wiedzieli, że żona Chrystiana posiada dar jasnowidzenia – dar, który lepiej było trzymać w tajemnicy, jeśli nie miała ponownie trafić przed sąd kościelny i tym razem, napiętnowana jako recydywistka, zostać skazana na śmierć na stosie.
Gdy przed dziesięciu laty margrabia Marchii Wschodniej ujrzał Martę po raz pierwszy, była pozbawioną środków akuszerką i znachorką, młodziutką, świeżo owdowiałą po wymuszonym, nieszczęśliwym małżeństwie, uciekinierką ze swojej wioski, gdzie chciano zabić ją jako czarownicę, i szukającą pomocy dla Chrystiana, który został uwięziony pod fałszywym zarzutem przez swego wroga Randolfa i był bezlitośnie torturowany. Przy pomocy Dytryka przyjaciele Chrystiana zdołali uwolnić rycerza, którego już uznano za zmarłego, i ujawnić spisek przygotowany przeciwko margrabiemu miśnieńskiemu. W podziękowaniu Otto mianował ministeriała¹² Chrystiana wolnym szlachcicem, a na jego prośbę uszlachcił także Martę, która kilka dni wcześniej została żoną rycerza, gotowa prowadzić z nim życie wyjętych spod prawa. Wyniesieni do stanu szlacheckiego powrócili do osady, która powstała pod przywództwem Chrystiana, a wkrótce potem nabrała znaczenia dzięki odkryciu rud srebra. Wydobycie kruszcu sprawiło, że Chrystianowo zamieszkały setki ludzi, wzniesiono w nim trzy kościoły i rozpoczęto budowę kasztelu. Lecz zanim Chrystian mógł zostać kasztelanem, musiał najpierw zdemaskować i pokonać swojego śmiertelnego wroga Randolfa, któremu Otto wybaczał każdy występek, podobnie jak cesarz Welfowi.
A teraz Dytryk miał przy pomocy Chrystiana sprawić, by także Lew stracił swoje pazury.
Margrabia wraz z parą młodych ludzi przeszedł na środek placu. Natychmiast zgromadzili się wokół nich ludzie, którzy spodziewali się, że zobaczą coś godnego uwagi.
– Poprosiłem waszego małżonka, by razem ze mną dał pokaz swoich umiejętności – wyjaśnił młodej damie.
Lekko odchyliła głowę i przyjrzała mu się badawczo. Jak przy każdej takiej okazji wyczuł, że w jej szarozielonych oczach skrywa się pradawna wiedza.
– Chcecie zrobić na kimś wrażenie… Nie na niewieście… Na przeciwniku przed walką – powiedziała pytającym tonem. – Czy jutro wyzwiecie na pojedynek księcia Henryka?
Margrabia nie odpowiedział na jej pytanie, lecz jego pełen uznania wzrok i lekki uśmiech wystarczyły. Nie zapytał o wynik walki. Nie ze strachu, że mogła przepowiedzieć mu klęskę, gdyż był pewien, że zdoła pokonać Henryka na turniejowym placu, nawet jeśli ten w młodych latach był budzącym postrach wojownikiem. Obawiał się jednak, że mogłoby mu zabraknąć determinacji, gdyby usłyszał o korzystnym dla siebie wyniku. Oczywiście on też pragnął, by Lew stracił swą władzę. Ale życie? Uważał, że to jednak nie wypada zabić księcia.
Zamiast odpowiedzieć, przyjrzał się uważniej stojącej przed nim młodej damie. „Czas jej się naprawdę nie ima – pomyślał. – Nie widać, że ma już dwadzieścia pięć lat, tak samo jak nie znać po niej, że urodziła troje dzieci”.
Tylko jedno zdecydowanie się zmieniło od ich pierwszego spotkania, pomijając szaty, jak sobie kiedyś zakpiła: nauczyła się ukrywać przed dworskim towarzystwem wszelkie emocje. Jej opanowana twarz wydawała się teraz niemal obca. Wiedział, że to jej tarcza obronna, i natychmiast przypomniał sobie okropności, które musiała wycierpieć. Kosztowne stroje, które kupował jej mąż, nienaganne dworskie maniery, za którymi ukrywała wszelkie uczucia, stanowiły w tym świecie nieodzowny ratunek.
Dytryk odprowadził Martę do kręgu widzów, który zgromadził się tymczasem wokół nich. A potem odwrócił się do Chrystiana i wyciągnął miecz.
– Jesteście gotowi?
Chrystian również wysunął miecz. Na znak margrabiego podbiegli do nich dwaj giermkowie z tarczami.
Pozostałym chłopcom Łukasz pozwolił patrzeć na pojedynek i nakazał im dobrze uważać.
– Nie codziennie można zobaczyć coś takiego – oznajmił z radosnym uśmiechem, bo kiedy był giermkiem, sam musiał wystąpić przeciwko margrabiemu Dytrykowi, i była to naprawdę pamiętna próba wytrzymałości.
Na oczach coraz liczniej gromadzącej się publiczności walczący stanęli naprzeciwko siebie.
Chrystian uprzejmie oddał margrabiemu pierwszy cios. To, co nastąpiło potem, było tak szybką i zapierającą dech w piersiach walką, że nawet najbardziej doświadczeni spośród rycerzy rzadko coś takiego widzieli: zwroty, obroty, wyrafinowane uniki. Raz po raz rozbrzmiewał okrzyk niewiast, które sądziły, że zaraz jeden z walczących otrzyma śmiertelny cios, podczas gdy mężczyźni wymieniali pełne uznania uwagi i wiwatowali na cześć obu przeciwników.
Błyskawicznie następował cios za ciosem, gwałtowny, lecz zaraz odpierany tarczą, klingi mieczy przesuwały się po sobie aż do rękojeści, dopóki wojownicy nie rozdzielili się jakimś sprytnym ruchem. Co kilka chwil któryś z walczących jednym posunięciem stawiał przeciwnika w takim położeniu, jakie w prawdziwej walce kosztowałoby go życie, i równie szybko ten drugi zręcznym manewrem wyswabadzał się z pułapki i teraz to on stanowił zagrożenie.
W końcu obaj rycerze odstąpili od siebie, ukłonili się i schowali miecze do pochew. Publiczność natychmiast nagrodziła ich gromkimi brawami. Po wielu latach spędzonych na dworze margrabia Dytryk stał się takim cynikiem, że nie zdziwiłby się, gdyby ten aplauz okazał się opłacony.
– Dziękuję wam – powiedział, potowarzyszył Chrystianowi w drodze do żony i pocałował Martę w rękę. – Zwracam wam małżonka, całego i zdrowego – powiedział. – Z tym że to ja mam szczęście, żem nietknięty.
– W każdym razie cel został osiągnięty – stwierdziła Marta, wskazując ledwo widocznym ruchem głowy na żywo dyskutujący tłum, który obserwował walkę.
Dytryk zachował się tak, jakby w ogóle nie przywiązywał do tego wagi, odwróciwszy się plecami do widzów, razem z Chrystianem i Martą ruszył ku rezydencji biskupa magdeburskiego Wichmana.
Gdy Dytryk się pożegnał, by poszukać brata, Marta pociągnęła męża za rękę.
– Czy moglibyśmy darować sobie dzisiaj wieczerzę? – zaproponowała.
Chrystian zrozumiał, o co jej chodzi.
– Jak na dziś dość już zwróciłem na siebie uwagi – zgodził się. – Nie pójdziemy na wieczerzę, tylko potem każemy sobie przynieść coś do jedzenia.
Już bez słowa poprowadził ją do położonego za kuchnią niewielkiego ogródka z ziołami, na ławkę uplecioną z wikliny. Usiedli, a Chrystian przyciągnął Martę do siebie. Oparta o męża, przymknęła na chwilę oczy i całkiem oddała się jego dotykowi i wspomnieniu poprzedniej nocy.
A potem spojrzała na niego poważnym wzrokiem.
– Nawet jeśli cesarz wytoczy Welfowi proces, to i tak nie możemy liczyć na pokój, prawda?
Ile to już żywotów kosztowały w minionych latach walki pomiędzy Henrykiem a jego przeciwnikami! Spalono niezliczone wioski, spustoszono pola, splądrowano klasztory, zburzono kościoły, tak, zniszczono całe okolice. Ludzie pragnęli pokoju… i drżeli przed kolejnym atakiem rozpuszczonych hord.
Chrystian delikatnie pocałował jej skronie. Takiej delikatności nie spodziewałby się po nim nikt, kto nie znał go bliżej. Tylko Marta i jego najlepsi przyjaciele wiedzieli, że świadomie przybrał potajemny przydomek „Czarny Jeździec”, żeby chronić swoją żonę.
Lecz w tej sprawie nie chciał i nie potrafiłby jej okłamać. Zwłaszcza że znała odpowiedź, a teraz pytała tylko w niedorzecznej nadziei, że wojna zostanie im oszczędzona.
– Zanim cesarz będzie mógł wydać wyrok, miną miesiące. Nawet jeśli skaże go na banicję, to i tak zacznie ona obowiązywać po roku i jednym dniu. A przecież musi najpierw ten wyrok przeforsować. Myślisz, że Lew dobrowolnie odda swoje zamki i ziemie?
Marta chwyciła go za ręce, jakby chciała się czegoś przytrzymać, ale on kontynuował gorzkim tonem:
– Dopiero wtedy wojna zacznie się naprawdę. Przecież oni już wszyscy na nią pożądliwie czekają, już dawno poczynili przygotowania. Tym razem także Otto wystawi wojsko. Musimy się zastanowić, których z naszych ludzi zabiorę ze sobą, gdy ogłoszona zostanie wyprawa wojenna.
Margrabia Dytryk, tak jak się spodziewał, zastał swojego brata w jednej z wystawnych sal biskupiej rezydencji. Wraz z innymi wysoko urodzonymi gośćmi słuchał grajka, który aksamitnym, choć donośnym głosem wyśpiewywał miłosną balladę. Wichman z Seeburga cenił doczesne przyjemności i uchodził za mecenasa artystów.
Dytryk znał owego pieśniarza, często gościł on na zamku jego najstarszego brata w Miśni. Miał na imię Ludmił i cieszył się zasłużoną sławą jednego z najlepszych grajków. Nic dziwnego, że pojawił się na nadwornym zjeździe. Do cna oczarował publiczność, słuchała go w całkowitym skupieniu.
Dytryk mimowolnie skierował wzrok na Hedwigę, swą potajemną ukochaną. Miała na sobie czerwoną suknię z błękitnymi zdobieniami, którą bardzo lubił i która doskonale pasowała do jej jasnych włosów. Milcząca i nieruchoma siedziała u boku swojego małżonka, margrabiego miśnieńskiego Ottona z Wettynu. Dytryk, który umiał odczytać z jej twarzy najskrytsze odczucia, zauważył, że zaraz straci nad sobą panowanie i da upust emocjom.
Mówiono, że Ludmił to grajek, który potrafi przywieść płaczących do śmiechu, a roześmianych do płaczu. Lecz Dytryk wątpił, by jego najukochańsza śmiała się, zanim zawładnął nią smutek.
Hedwiga z trudem się powstrzymała, by nie zerwać się z miejsca i nie wybiec z sali, żeby nikt nie zauważył jej rozpaczy. Lecz takie zachowanie byłoby niewybaczalne, wywołałoby tylko gadanie i plotki. Co powinna zrobić? Jak miała nad sobą zapanować?
Jako potomkini potężnego rodu władców – jej ojcem był Albrecht Niedźwiedź, margrabia Brandenburgii¹³ – od maleńkości była uczona, by zawsze zachowywać się w sposób uprzejmy i opanowany. Nawet gdy się dowiedziała, że ma zostać żoną ponurego, często wybuchającego gniewem, dwadzieścia lat od niej starszego Ottona z Wettynu, dzielnie skryła łzy i dzięki paru szczerym radom swej babki zadbała o to, by jej małżonek już wkrótce po weselu stał się w jej rękach miękki jak wosk. Urodziła mu dwóch synów i dwie córki i jakoś odnalazła się w życiu u boku nieokrzesanego i w porównaniu z jej pochodzeniem nic nieznaczącego księcia. Spełnienia szukała w tym, by współrządzić u jego boku i zapobiegać szkodom, jakie mogły wyniknąć z decyzji kierującego się humorami Ottona, a przynajmniej je łagodzić.
Lecz potem wydarzyły się dwie rzeczy, które wszystko dogłębnie zmieniły. W Chrystianowie znaleziono srebro, niewiarygodne ilości srebra, a Otto zareagował szybko i bardzo roztropnie, uruchamiając wydobycie. Dochody z ostatnich dziesięciu lat uczyniły go tak bogatym, że zazdrościli mu teraz nawet książęta posiadający o wiele więcej ziem. Z niewiarygodnym przepychem jeździł na zjazdy i obsypywał swoją żonę kosztownymi sukniami i biżuterią. Bo jakże inaczej najlepiej okazać swe bogactwo?
Lecz ona nie znajdowała już w tym żadnej radości. Druga, decydująca zmiana sprawiła, że jej życie wypadło z ram. Po piętnastu latach małżeństwa z margrabią miśnieńskim, coraz gorzej usposobionym ze względu na postępujący artretyzm, po raz pierwszy w życiu poznała, co to miłość. I to akurat z bratem swojego męża! Nigdy nie przypuszczała, że tego rodzaju uczucie może trafić ją niczym grom z jasnego nieba i obezwładnić, a mimo wszystko tak właśnie się stało. Mogli się spotykać co kilka miesięcy, przy takich okazjach jak zjazdy dworskie, w najgłębszej tajemnicy i ponosząc ogromne ryzyko. Raz niemal ich nie przyłapano. Słuchanie teraz z ust obdarzonego niezwykłym talentem minstrela wzruszającej ballady, która opowiadała o nieśmiertelnej miłości i rozdzierającej tęsknocie, tak ją w głębi duszy poruszyło, że czuła, iż zaraz udusi się z rozpaczy.
Hedwiga otuliła się kosztowną, obszytą futrem peleryną. Drżała z zimna. Gorączkowo szukała wymówki, by po zakończeniu pieśni opuścić główną salę biskupiej rezydencji, nie wzbudzając podejrzeń, i już zerkała na drzwi.
Nagle zamarła. Ujrzała Dytryka, który stał tam skonfundowany i patrzył na nią błagalnym wzrokiem. Natychmiast się odwróciła. Na szczęście minstrel akurat zakończył swoją balladę i pokłonił się wytwornej publiczności. Otto wstał, podszedł do niego i z łaskawą miną narzucił na ramiona Ludmiła swoją drogocenną pelerynę. W ten sposób książę okazywał swe uznanie dla pieśniarza, który złożył tak piękny hołd jego małżonce!
Dytryk wykorzystał powstałe zamieszanie, by przedostać się w pobliże brata. Pozdrowił Hedwigę z należnym szacunkiem jako szwagier, a potem zaprosił ją, Ottona i swojego młodszego brata Dedo z Grójca do swej kwatery, by podzielić się z nimi najświeższymi wieściami.
Choć trzej władcy z Wettynu byli braćmi, mieli zupełnie odmienne postury: Dytryk był szczupły i zwinny, Otto krępy, a Dedo tak gruby, że miał już trudności z wsiadaniem na konia. Mimo że Otto kiedyś przez lata w niemal obraźliwy sposób unikał towarzystwa cesarza, to teraz za każdym razem wybierali się na zjazd nadworny razem, jeśli tylko była szansa, że zostanie przedsięwzięte cokolwiek przeciwko ich arcywrogowi, księciu Saksonii i Bawarii.
Dytryk czekał w napięciu, jak jego bracia przyjmą wieść o planowanym pojedynku. Starał się nie patrzeć na Hedwigę. Jednak reakcja Ottona była jeszcze gwałtowniejsza, niż się spodziewał.
– Naprawdę zamierzasz wziąć w tym udział, tylko z powodu tak mętnej obietnicy? – prychnął z pogardą miśnieński margrabia. – Po co mielibyśmy wyświadczać Staufowi taką przysługę?
– Czy nie czekamy wszyscy na dzień, kiedy Lew w końcu zostanie skazany na banicję? – zaprotestował Dytryk. – A Fryderyk jest naszym cesarzem. Jesteśmy mu winni wierność jako jego lennicy.
– Ty owszem! – rzucił wściekły Otto. – W końcu to ty skorzystałeś na hańbie, jaką Stauf okrył naszego ojca.
W komnacie zapadła śmiertelna cisza.
Nigdy dotąd Otto nie pozwolił sobie na wypowiedzenie tych słów, nawet jeśli często tak myślał. Teraz jednak nic nie mogło go powstrzymać.
– Myślisz, że mnie dałby Marchię Wschodnią? Albo oddał Budziszyn¹⁴?
Przed ponad dwudziestu laty, tuż po swojej koronacji, cesarz odebrał staremu margrabiemu miśnieńskiemu budziszyńskie lenno, by obiecać je władcy Węgier. Ich ojciec Konrad przetrwał to publiczne upokorzenie tylko dlatego, że zrezygnował ze świeckich funkcji i zamieszkał w klasztorze, gdzie zaraz potem zmarł. Swoje ziemie podzielił pomiędzy pięciu synów. Dytryk otrzymał Marchię Wschodnią, Dedo został hrabią Grójca, Fryderyk dostał Brehnę, a Henryk hrabstwo Wettynu. Lecz Otto, któremu jako najstarszemu przysługiwało najwięcej, musiał się zadowolić Marchią Miśnieńską, a na dodatek zaakceptować haniebną utratę Budziszyna. Był tym tak rozgoryczony, że nie przybył nawet na pogrzeb własnego ojca.
Dytryk nie miał najmniejszej ochoty spierać się o to z bratem.
– Cesarz chce wzmocnić swoje wpływy. Po mojej śmierci mógłby wchłonąć Marchię Wschodnią jako lenno Rzeszy – przypomniał ostrym tonem. – Ciesz się więc, że pozostanie ona w naszej rodzinie, nawet jeśli przypadnie Dedo!
– Powinieneś być rad, że przynajmniej ja i Dytryk cieszymy się zaufaniem cesarza – odezwał się tłusty Dedo, gromiąc najstarszego brata spojrzeniem swoich głęboko osadzonych oczu. – Ojciec paktował z przeciwnikami Fryderyka. Cesarz mógł mu odebrać wszystkie ziemie. Wtedy wszyscy zostalibyśmy z pustymi rękoma. Nawet jeśli obiecuje Marchię Wschodnią mnie, a nie tobie, to zawsze lepiej, niż żeby zatrzymał ją sobie.
– Nie umknęło wcale mojej uwadze, że Rudobrody stara się minimalizować wpływy książąt, którzy stają się zbyt potężni. – Wściekły Otto mówił coraz głośniej. – Ale ja wciąż czekam, żeby wziął się wreszcie za Welfa!
– Dość!
Hedwiga zerwała się nagle z miejsca, odrzucając do tyłu kunsztownie zaplecione jasne warkocze. Popatrzyła z pogardą najpierw na Dedo, a potem na Ottona.
– Nie widzicie, jakie to niegodne?! Kłócicie się o to, który z was zagarnie włości Dytryka, jeśli wasz brat zginie. A on przecież stoi tutaj przy was żywy! Lepiej się pomódlcie, żeby jego zamiar się powiódł. W końcu tu chodzi o sąd Boży, a stawką jest jego życie!
Otuliła się ciaśniej opończą.
– Będę w kościele. – Nie oglądając się, wyszła z komnaty.
Zdumiony Otto odprowadził ją spojrzeniem.
Owszem, często się kłócili, a Hedwiga wcale nie ukrywała, jeśli miała odmienne od niego zdanie. Lecz do tej pory przez te wszystkie lata starała się w miarę możliwości nigdy mu się otwarcie nie sprzeciwiać przy świadkach, a przez to go kompromitować. Dotąd za każdym razem czekała, aż zostaną sami, zanim wyraziła swoją opinię.
Lecz jak niemal zawsze, nie można było zlekceważyć jej słów, przyznał, zgrzytając zębami.
Popatrzył więc na Dytryka z ubolewaniem i uniósł ramiona.
– A niech tam. Uczyń cesarzowi tę przysługę i daj mu przedstawienie, którego potrzebuje, by skazać Lwa na banicję bez żmudnego procesu, którego najwyraźniej chce uniknąć. – Wydał z siebie krótki, chełpliwy śmiech. – A jeśli mimo wszystko ten bękart odważy się przyjąć wyzwanie, zatkaj mu raz na zawsze tę jego wielką gębę i posiekaj go na kawałki. Masz moje błogosławieństwo.
– I moje także! – zagrzmiał tłusty hrabia Grójca.
Było tak, jak Dytryk przypuszczał. Hedwiga czekała na niego w katedrze. Pozornie pogrążona w modlitwie, klęczała przed jednym z bocznych ołtarzy. Lecz gdy go zobaczyła, przeżegnała się, wstała i ruszyła do wyjścia. Tuż przed drzwiami minął ją i szepnął jej coś do ucha, tak by nikt tego nie zauważył.
Opuścili świątynię osobno.
Niedługo potem Dytryk wszedł do komnat Hedwigi. Była otulona skromną opończą, której kaptur skrywał jej jasne włosy i twarz.
Starając się, by nikt jej nie widział, poprowadził ją szybko do swojej komnaty i wyszedł jeszcze raz, by nakazać swojemu najwierniejszemu towarzyszowi, żeby pilnował drzwi i pod żadnym pozorem nikogo nie wpuszczał. Wiedział, że to karygodna lekkomyślność spotkać się z nią akurat tutaj, a nie w jakiejś kryjówce. Lecz oboje byli gotowi ponieść każde ryzyko. Nie mogli czekać do jutra, choć znalazł już ustronną gospodę. Od chwili bowiem, gdy rzuci oficjalnie wyzwanie Welfowi, skierują się na niego wszystkie spojrzenia.
Nieobecność Hedwigi dało się wyjaśnić. W bogatym Magdeburgu było wiele kościołów, do których mogła się udać, jeśli nie znaleziono by jej w katedrze. Zresztą rozgniewany Otto zapewne nie będzie jej szukać.
Jak za każdym razem, rzucili się na siebie, gdy tylko zaryglował za sobą drzwi. Dytryk chciał coś powiedzieć, lecz położyła mu dłoń na ustach, by skłonić go do milczenia, a potem namiętnie go pocałowała.
Nie zapomniał jej śmiertelnie smutnego wyrazu twarzy, który tak nim wstrząsnął podczas występu Ludmiła. Powstrzymał więc swą żądzę, choć było mu trudno, i zaczął ją delikatnie pieścić… Tak jak wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy.
Kwestia, czy pojedynek się odbędzie i czy on przeżyje, nagle stała się bardzo odległa. Teraz pragnął choć na parę krótkich, skradzionych chwil pocieszyć swoją ukochaną.
Rozebrał ją zręcznymi ruchami, jednocześnie muskając ustami jej szyję i ramiona. Jęknęła, gdy delikatnymi dłońmi pieścił jej piersi, i przyciągnęła go do siebie namiętnie. Dytryk był doświadczonym kochankiem i wiedział, że Hedwiga dopiero przy nim poznała, co to czułość. Po piętnastu latach małżeństwa dopiero z nim po raz pierwszy poczuła prawdziwą rozkosz – i zaniemówiła ze zdumienia, że coś takiego jest możliwe. Stała się pojętną, pełną fantazji kochanką. Lecz tym razem powstrzymał jej burzliwe pożądanie. Położył ją na łożu i zaczął tak delikatnie dotykać jej nagiego ciała, że niemal nie czuła opuszków jego palców i raz po raz przebiegał ją dreszcz. Powinna zapomnieć o wszystkim poza pożądaniem, gdy on będzie pokrywać pocałunkami każdy skrawek jej skóry.
Lecz potem i jemu było już wszystko jedno – cesarz, sąd Boży, niebezpieczeństwo, że jego brat ich przyłapie, i to, kto po jego śmierci dostanie marchię. Teraz pragnął już tylko jednego: zatopić się w łonie ukochanej, i to najchętniej na zawsze.------------------------------------------------------------------------
¹ Niem. Christiansdorf – nazwa osady w południowej Saksonii u podnóża Rudaw, pochodząca od imienia jej założyciela (niem. Dorf – wieś), która po gwałtownym rozwoju i połączeniu z sąsiednią osadą utworzyła pod koniec XII wieku miasto Freiberg, przez wieki związane z wydobyciem srebra, ołowiu i cynku oraz hutnictwem; powstała tam m.in. pierwsza na świecie wyższa szkoła górnicza (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
² Po śmierci Gerona (937–965) stworzona przez niego Marchia Wschodnia została podzielona przez cesarza Ottona I na sześć części (m.in. Marchię Miśnieńską). Jedną z nich, Marchię Łużycką, jeszcze przez setki lat nazywano Marchią Wschodnią.
³ Fryderyk I Rudobrody (1125–1190) – książę Szwabii z rodu Staufów, od 1152 król Niemiec, a w 1155 koronowany na cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego, w latach 1154–1186 także król Włoch (stąd przydomek Barbarossa).
⁴ Pluralis majestatis – użycie liczby mnogiej zamiast pojedynczej, mające na celu podkreślenie godności i dostojeństwa władcy, np. „My, Stanisław August, z Bożej Łaski Król Polski…”.
⁵ Bitwa pod Legnano – w 1176 roku cesarz Fryderyk Barbarossa został pokonany przez wojska Ligi Lombardzkiej, związku północnowłoskich miast powołanego w 1167 roku dla obrony ich autonomii.
⁶ Tzw. spór o inwestyturę (nadawanie dóbr wasalowi przez seniora); papiestwo stało na stanowisku, że korona cesarska to „kościelne beneficjum”, czyli cesarz jest lennikiem papieża.
⁷ Henryk Lew (1129–1195) – pochodzący z dynastii Welfów książę Saksonii i Bawarii, mąż Matyldy Plantagenet, córki króla angielskiego, ojciec cesarza Ottona IV. Podbijał nadbałtyckie ziemie Słowian, wprowadzając tam chrześcijaństwo.
⁸ Kayna – miejscowość w Saksonii-Anhalt nad Białą Elsterą, obecnie część miasta Zeitz (Życz).
⁹ Wendowie – historyczne określenie Słowian nadbałtyckich, wspólne dla Słowian połabskich i Łużyczan.
¹⁰ Buhurt – popis kawaleryjski, często obejmujący także starcia na tępą broń, popularny od XIII do XVI wieku.
¹¹ Gran (zwany też ziarnem) – jednostka wagi, używana dawniej dla złota i towarów aptekarskich.
¹² Ministeriał – w średniowiecznej Rzeszy Niemieckiej niewolny urzędnik dworski i członek orszaku możnowładcy, który pochodził z gminu i posiadał niewiele ziemi lub nie miał jej wcale, był więc raczej najemnym żołnierzem i pracownikiem niż wasalem. Z czasem mógł awansować, zostając rycerzem.
¹³ Albrecht Niedźwiedź (Albrecht I Brandenburski, 1100–1170) – margrabia Marchii Północnej, którą poszerzył o ziemie podbitych Słowian, tworząc Marchię Brandenburską. Podbił plemiona Słowian połabskich: Brzeżan i Wkrzan. W czasie tych podbojów wykazał się wyjątkową brutalnością (w 1147 roku zorganizował przeciwko nim tzw. krucjatę połabską, w ramach której oblegano m.in. chrześcijański Szczecin). W latach 1138–1142 także książę Saksonii. Założyciel dynastii askańskiej (od nazwy miasta Aschersleben – Askania), z której wywodziła się m.in. caryca Katarzyna. Adolf Hitler uczynił go patronem NSDAP.
¹⁴ Budziszyn (niem. Bautzen) – miasto w Saksonii nad rzeką Szprewą, historyczna stolica Górnych Łużyc.
¹⁵ Lubin (Lübben) – miasto w Niemczech, Łużyce Dolne.