Wybrańcy - ebook
Wybrańcy - ebook
Historia, religia, parapsychologia, wizjonerstwo, wspomnienia. Książka stanowi swoisty pamiętnik podróży w czasie. Od krótkotrwałych wspomnień z dzieciństwa w przedszkolu, po udział w proteście Romów w Obozie Koncentracyjnym w Auschwitz-Birkenau w czasie II Wojny Światowej. Stanowi także specyficzny przewodnik korzystania z daru, którym obdarzony jest Piotr — główny bohater, a którym może zostać obdarzony każdy z czytelników.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-649-9 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z darem zetknąłem się dawno, dawno temu. Usłyszałem o nim od przyjaciela. Pomyślałem wówczas to, co z pewnością wielu z Was by pomyślało. Nieprawdopodobne. Kłamstwo. Konfabulacja. Ale tak nie jest.
Dar istnieje naprawdę. Wiem to.
Może nadejdzie taki czas, że i Wy będziecie to wiedzieć. Ta publikacja ma Wam pomóc. Pomóc, gdy nie będziecie wiedzieli co się z Wami dzieje. Pomóc w kształtowaniu Waszej osobowości. Pomóc w mądrym korzystaniu z tego, co niewielu na tym świecie jest dane doświadczać.
Spytacie po co taki poradnik skoro dotyczy tylko niewielu. Niewielu posiądzie dar, ale korzystanie z daru ma wpływ na całe społeczności. Może będzie Wam dane mieć wpływ na wybrańca. Bądźcie wówczas gotowi. Bądźcie przygotowani.Zamiast wstępu
Czy myśleliście kiedyś o tym aby przenieść się w czasie? Na pewno. Jedni wolą przenosić się w przyszłość, inni w przeszłość, ale każdy z nas jest wędrowcem w czasie. Dla wielu są to jedynie marzenia, ale dla niewielkiej grupy jest to skrzętnie skrywana umiejętność dostępna tylko WYBRAŃCOM.
Kim są wybrańcy? Tego nie wie nikt. Wybrańcy nie tworzą żadnej formalnej lub nieformalnej grupy. Wybrańcy nie mają przywódców. Nie mają panów i poddanych. Niekiedy poznają się i próbują wędrować w czasie wspólnie. Próbują, bo nie zawsze jest im dane wspólne podróżowanie. Zdarza się także, że wybraniec, który nadużywa daru traci go bezpowrotnie. Nie wiadomo dlaczego tak się dzieje. Niektórzy nazywają to wolą bożą, ale ja uważam, że żaden Bóg nie ma z tym nic wspólnego. Dar posiada ściśle określona liczba jednostek w przyrodzie. Gdy jedna dar traci, inna go zyskuje — to tak jak ze zgubioną rzeczą: jedni gubią — inni znajdują, ale rzecz zawsze jest u kogoś. Powiecie, przecież niektórych zgubionych rzeczy nikt nie znajduje przez wiele lat. Nikt ich wtedy nie posiada, nikt z nich nie korzysta. Tak macie rację. Tak samo jest również z darem. Niekiedy dar utracony długo szuka wybrańca, co nie znaczy że w tym czasie nie ma jakiegoś wybrańca i jest mniej jednostek w przyrodzie. Nie. To tylko sytuacja, w której jakiś wybraniec nie korzysta z daru, ale z całą pewnością jest wybrańcem i z całą pewnością jego dar jest gdzieś poza nim, ale na pewno nie ma go nikt inny.
Chcecie wiedzieć skąd wybrańcy wiedzą, że posiadają dar i jak to się dzieje, że potrafią z daru korzystać? Oto kolejna zagadka przyrody. Może to niegrzeczne, ale odpowiem pytaniem na pytanie. Skąd mężczyzna wie jak podjąć akt płciowy z kobietą? Nie, nie z książek. Możecie zabrać wszystkie książki, zostawić dwoje dzieci płci przeciwnej na bezludnej wyspie i gdy nadejdzie ich czas będą wiedzieli jak korzystać z daru miłości. Miłość to taki sam dar jak podróże w czasie, tylko dostępna większej liczbie wybrańców.
Wybrańcy są naukowcami, odkrywcami, wynalazcami, policjantami, urzędnikami, mleczarzami, sprzedawcami, sprzątaczami. Wybrańcy wykonują różne zawody. W zasadzie najmniej wybrańców jest nauczycielami. Jeśli jakiś nauczyciel posiądzie dar, prawie natychmiast przestaje być nauczycielem. Dlaczego? Przecież to oczywiste.
Nauczyciele są nawykli do mówienia innym tego czego sami się dowiedzieli. Są przekazywaczami wiedzy. I to właśnie natura przekazywacza nie pozwala pozostawać im nauczycielami gdy posiądą dar. Nauczyciele boją się, że gdy tylko opowiedzą o tym co im daje dar, a już na pewno wówczas gdy trafią do miejsc, o których uczyli innych, natychmiast wszyscy dowiedzą się o ich darze i będą chcieli im dar odebrać. Dlatego nauczyciele obdarowani darem przestają być nauczycielami.
Dar posiadają niekiedy politycy, ale w tej grupie więcej jest tych, którzy mówią, że mają dar, niż tych, którzy go faktycznie posiadają. Politycy to kłamcy niegodni daru i znaleźć wśród nich człowieka posiadającego dar jest jeszcze bardziej nieprawdopodobne jak znalezienie kwiatu paproci w Noc Świętojańską. Ja nie znam nikogo kto znalazłby kwiat paproci, a znam kilka osób posiadających dar i daję słowo, że nie ma wśród nich żadnego polityka.
Może zbytnio uprościłem kwestię polityków. Z politykami jest odwrotnie niż z nauczycielami. Politykami często zostają ludzie, którzy wcześniej byli wybrańcami, ale w wyniku niecnego życia i nieuczciwych praktyk dar utracili. Jednak, aby podtrzymać wokół siebie pewien prestiż zostają politykami opowiadając wszystkim wokół, że mają dar widzenia przyszłości, co jest wierutną bzdurą i oczywistym kłamstwem. Wierzcie mi, nikt z wybrańców nie obnosi się z tym, że posiada dar, ale też nie jest zmuszony do jakiegoś szczególnego ukrywania jego posiadania. Jeżeli nie postępuje niegodnie nie musi obawiać się utraty daru jeżeli już dostąpił zaszczytu bycia wybrańcem.
Długo można by jeszcze opowiadać o wybrańcach, bo ludzkość wiele zawdzięcza wybrańcom, ale może lepiej opowiedzieć o kilku przykładach działań wybrańców.
Wybrańcy wędrując w czasie niekiedy robią to wyłącznie dla własnej przyjemności, dla własnych doznań, które ich wypełniają i stymulują budując ich osobowość. Takie osoby stają się czasami przywódcami grup których istnienie jest zagrożone, ale to tylko margines potrzeby istnienia wybrańców. Są to tak zwani wybrańcy kształtujący — kształtujący często tylko siebie, ale także kształtujący lokalną społeczność.
Ktoś z was powiedział — kapłani? Tak masz rację, w wielu kulturach wybrańcy zostawali kapłanami, bez względu na to jakiej wiary — ich dar był potrzebny społeczności, a oni w interesie tej społeczności często z niego korzystali.
Znowu oderwałem się od głównego celu tej opowieści. Od ukazania konkretnych działań wybrańców i doznań jakie temu towarzyszą. Od pokazania jak postępować z darem i z wybrańcami.
Rozejrzyjcie się wokół. Może wasze dziecko ma dar? A może sąsiad? Spróbujcie zgadnąć, spróbujcie ich dostrzec. A może to Ty wkrótce zostaniesz wybrańcem?Piotr i zielona kanapa
Piotr siedział, na starej wytartej kanapie obitej zielonym pluszem. Ciekawe — myślał — co ta kanapa mogła by powiedzieć gdyby umiała mówić… I była to jego ostatnia trzeźwa myśl. Zakręciło mu się w głowie, poczuł jak wszystko wokół niego zaczęło wirować. Takiego uczucia Piotr nigdy jeszcze nie doznał. Jak prawie każdy młody człowiek miał swoją przygodę z alkoholem, spróbował też kiedyś na domówce narkotyku (ohydne uczucie, nigdy nie próbujcie), ale to co się z nim teraz działo to jakby jakaś totalna dezintegracja świata. Najpierw czuł jak wszystko wokół niego rozpada się na pojedyncze atomy. Wszystko z oszałamiającą prędkością krąży wokół niego. Atomy rozpadają się na jeszcze mniejsze cząsteczki, aż do pojedynczych fotonów, bozonów i gluonów, a te na jeszcze mniejsze cząstki elementarne, których ludzkość jeszcze nie nazwała i o których istnieniu w ogóle nie miała pojęcia. Piotr zastanawia się dlaczego wszystko wokół rozpada się i wiruje, tylko on i zielona kanapa babci są nadal takie same. I w tym momencie świat wokół niego nagle stanął, a on i kanapa jakby poszybowali, nie poszybowali, jakby siłą rakietowego odrzutu pomknęli przez ten zdezintegrowany zastygły świat, który nagle zaczął się zamieniać w światło. Światło było wokół Piotra i kanapy a oni jakby zjednoczeni mknęli przez światło. Nagle wszystko ściemniało. Piotr otworzył oczy. Przetarł je, jakby to wszystko co przed chwilą przeżył i widział było jakimś nienaturalnym, świetlistym snem. Siedział na kanapie w pięknym salonie, którego ściany obite były atłasowym cieniowanym materiałem podobnym w kolorze do koloru kanapy na której siedział. Piotr rozpoznał pokój w swoim mieszkaniu, które otrzymał w spadku po babci. W fotelu przy małym kawowym stoliku ustawionym między fotelami w stylu któregoś tam Ludwika — Piotr znał się na stylach, ale nie lubił Francji, którą uważał za siedlisko dekadencji i zgnilizny i nie miał zamiaru dokonywać klasyfikacji francuskich mebli — siedział mężczyzna w wieku około trzydziestu lat, w eleganckim surducie. Nogi lekko podkurczył wsuwając pod fotel. W ręku trzymał małą porcelanową filiżankę z japońskimi motywami kwitnących wiśni. Na fotelu obok siedziała młoda kobieta około dwudziestoletnia, która lekko zarumieniona przysłuchiwała się temu co mówił mężczyzna. Piotr nie słyszał rozmowy. Poczuł się jak intruz, którego zaraz z hukiem wyrzucą z miejsca do którego trafił wbrew własnej woli. Ale ani kobieta, ani mężczyzna zdawali się nie widzieć gościa siedzącego na kanapie i wpatrującego się w trzymaną w dłoni przez mężczyznę filiżankę z japońskim motywem kwitnącej wiśni. Piotr starał się skupić myśli. Czy zna tych ludzi? Zna ten pokój, ale nie ma w nim atłasowych obić na ścianach. Nie ma stolika kawowego i foteli w stylu któregoś tam Ludwika. Nagle jakby doznał olśnienia, jakby wróciła mu pamięć, którą stracił w wyniku jakiegoś wybuchu. Ta kobieta to jego babcia, a mężczyzna do złudzenia przypomina dziadka, którego znał tylko ze starych zdjęć i ślubnego portretu babci. Portretu, który wisiał nad łóżkiem w sypialni babci, aż do jej śmierci. Gdy tylko sobie to uświadomił zobaczył jak mężczyzna odstawia filiżankę, powoli wstaje od stolika i robiąc mały krok w kierunku fotela babci, jak można nazywać dwudziestolatkę babcią, ręka jego zagłębia się w kieszonce surduta, do której prowadzi srebrny łańcuszek. Mężczyzna przyklęka, kobieta spąsowiała jak róża. Delikatnie chwyta lewą dłonią jej prawą rękę i delikatnie wsuwa na jej serdeczny palec pierścionek…
Nagle wszystko znów zaczyna wokół Piotra wirować, elementarne cząsteczki atomu, zatrzymanie świata, pęd przez światło i ciemność. Znów otwiera oczy. Znów siedzi na kanapie w swoim mieszkaniu. Poznaje meble, dywan, ściany. To jest to miejsce. Nie ma stolika, nie ma Ludwików, nie ma babci ani dziadka. Już nie zastanawia się o czym mogła by mu opowiedzieć stara babcina kanapa. Już sam wie. Był świadkiem zaręczyn babci i dziadka.
Babcia zmarła pięć lat temu. Miała 97 lat… Piotr stara się obliczyć, który mógł być wówczas rok gdy dziadkowie się zaręczali. Wizja którą przeżył przed chwilą jest dla niego niemożliwa do wytłumaczenia. Co się stało? Był tam, czy tylko mu się wydawało. Ale jeśli mu się wydawało, to skąd wie, że na ścianach był atłas? Skąd wie z jakich filiżanek pito kawę. A może herbatę? Piotr nie pamięta, aby czuł jakiś zapach, nie słyszał słów wypowiadanych przez dziadka. Pamięta tylko tę filiżankę. Tak, filiżanka była do herbaty, na pewno pili herbatę. Był tam. Musiał tam być. Z jego obliczeń wynika, że musiał trafić do roku 1932. Może się pomylił w obliczeniach, ale jeśli tak, to niewiele. Jak to możliwe?
Piotr po raz pierwszy w swym życiu doświadczył uczucia jakie nim dzisiaj ogarnęło. Jeszcze nie wie, że tak wygląda dar. Jeszcze nie wie, że został wybrańcem. Jeszcze wielu rzeczy nie wie o możliwościach jakie daje mu dar. Nie wie co oznacza być wybrańcem. Wkrótce jednak przekona się, że to on, Piotr, może pokierować swoim ciałem i umysłem, że to on dokonuje wyboru miejsca i odległości. On i nikt inny decyduje o tym jaką podróż odbędzie. Ale jeszcze wiele podróży musi odbyć, aż nauczy się korzystać ze wszystkich swoich zmysłów, aż poczuje smak i zapach, aż usłyszy.
Najwyższą formą korzystania z daru jest umiejętność fizycznego zmaterializowania się po podróży, umiejętność fizycznego istnienia tak, aby inni mogli cię dostrzec, usłyszeć, abyś to Ty mógł przesuwać przedmioty, abyś mógł kształtować rzeczywistość.
Piotr jeszcze o tym wszystkim nie wie. On odbył swoją pierwszą podróż w czasie. Tylko w czasie. Nawet o centymetr nie przesunął się na babcinej kanapie. Jeszcze wszystko przed nim.Piotr i ćwiczenia woli
W zasadzie wola nie ma nic wspólnego z darem. Bardziej odpowiednie byłoby kształtowanie świadomości, albo nawet podświadomości. Ale jak wpływać na własną podświadomość?
Piotr zastanawiał się nad tym co zaszło na babcinej kanapie. Jego ścisły umysł analizował wszystkie elementy tego niezwykłego zjawiska. Wracał myślami do kolejnych stadiów tego dziwnego, niewytłumaczalnego skoku w czasie. Gdyby nie ten jego poukładany, przystosowany do reguł, definicji i analiz umysł gotów byłby przysiąc, że jest posiadaczem czarodziejskiej kanapy. Ale kanapa nie miała z tym nic wspólnego. Piotr był przekonany, że tę niezwykłą podróż w czasie zawdzięcza jednej, jedynej rzeczy jaka wówczas zaistniała z jego udziałem. Do tej jednej, krótkiej jak światło błyskawicy myśli — _co opowiedziała by kanapa gdyby mogła mówić_.
A więc to on, jego myśl, świadoma czy podświadoma, ale jego myśl wywołała ten niesamowity stan. Może nie stan, może zjawisko? Wywołała to coś, co _de`facto_ było podróżą w czasie. Myśl jako siła sprawcza. Siła myśli. Myśl jako siła. Kotłowało się w głowie Piotra wszystko co miało związek przyczynowo skutkowy z jego niezwykłym świadectwem zaręczyn jego dziadków. Ale z każdą kolejną analizą stanu, którego doświadczył na zielonej kanapie, był co raz bardziej przekonany, że jego myśl wywołała tę niezwykłą podróż przez światło. Podróż w czasie.
Piotr podjął próbę skierowania swych myśli w jednym kierunku. Jeśli jego teoria przyczynowo — skutkowa jest słuszna, to skupienie myśli na czymś konkretnym powinno spowodować stan, którego doświadczył. Czy miejsce jest obojętne, czy powinien usiąść na zielonej kanapie? Piotr odrzucił kanapę jako siłę sprawczą już wcześniej, więc tym bardziej odrzucał ją teraz. Usiadł w głębokim skórzanym fotelu, w którym lubił się zagłębiać ze szklaneczką _Jack`a Daniels`a_ w dłoni i oddawać rozmyślaniom o wielkich odkryciach, o rozwoju ludzkości, o panowaniu _homo sapiens_ nad światem, nad kosmosem. Tym razem nie sięgnął po szklaneczkę whisky. Jeżeli cokolwiek zrobi, czegokolwiek doświadczy, musi to być zupełnie na trzeźwo. Bez tego przyjemnego, aromatycznego trunku, który dawał mu tyle przyjemności spływając powoli do żołądka, który pobudzał zmysły tak bardzo, że Piotr traktował łyk tego boskiego trunku prawie jak przyjmowanie komunii. Piotr nie był zbytnio uduchowionym wyznawcą religii, którą wpoiła mu jego najukochańsza matka, ale gdy przystępował do ołtarza i brał w dłonie ten okrągły kawałek boskiego chleba, gdy wkładał go do ust, gdy powoli rozpuszczał go własną śliną czuł jedność ze swoim Bogiem. Bóg był w nim. Wypełniał go boski duch, który poruszał każdym jego członkiem i stymulował jego mózg. Gdyby taki stan trwał dłużej Piotr gotów był pomyśleć, że to on jest bogiem, ale tak się nigdy nie stało. Ten stan cudownego uniesienia mijał nim Piotr mógłby pomyśleć, że jest boską istotą. Mijał gdy Piotr przyjmował komunię, ale nie mijał gdy Piotr kosztował łyk po łyku cienką strużką _Jack`a Daniels`a._ Dlatego właśnie nie chciał dzisiaj sięgnąć po szklaneczkę rudej, jak pieszczotliwie mawiał o whisky.