Wykłady z filozofii mediów. Podstawy nauk o komunikowaniu - ebook
Wykłady z filozofii mediów. Podstawy nauk o komunikowaniu - ebook
"„[…] książka o filozofii mediów w tym przypadku jest także głosem na temat stanu współczesnej kultury, tym samym wpisuje się w nurt medioznawstwa zorientowanego kulturoznawczo, czy też kulturoznawstwa zorientowanego medioznawczo. Powiedzieć że jednym z kluczy do zrozumienia świata ponowoczesnego jest trafne rozpoznanie świata mediów, to dziś banał. Ale danie odpowiednich narzędzi poznawczych (filozoficznych) tym, którzy mediów używają często bezrefleksyjnie, stając się ich bezwolnymi „funkcjonariuszami”, jak by powiedział Flusser, to jeden z celów, jak myślę, który postawił sobie autor tej książki”. Prof. UŚ dr hab. Piotr Zawojski"
Kategoria: | Media i dziennikarstwo |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-19141-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rys historyczny
scjentyzm
Teoria mediów jest pewnym sposobem ich rozumienia, konstrukcją wyjaśniającą, która poszukuje ogólnych cech mediów, ich struktur, systematyzuje zastaną wiedzę o mediach, ich historyczne opisy, w których wykorzystano pojęcia teoretyczne, także pod postacią terminów deskryptywnych. Powstała ona najpierw jako teoria/filozofia poszczególnych mediów, która miała swoje źródło w krytyce ich wytworów – na tym etapie historycznym nie da się krytyki i teorii precyzyjnie odróżnić. W związku z fotografią i filmem można tu przywołać m.in. teorie Béli Balázsa, Waltera Benjamina, Rudolfa Arnheima i Siegfrieda Kracauera. W początkowym okresie swojego istnienia teoria mediów czerpała wzory z teorii estetycznych i z teorii sztuki. W następnym etapie korzystała ona także z teoretycznych pojęć nauk społecznych, zajmujących się mediami masowymi na wzór nauk przyrodniczych, czyli ścisłych. Prowadzone w ten sposób badania sondażowe (dużych populacji) lub laboratoryjne (małych grup odbiorców) mają charakter ilościowy, to znaczy dotyczą wymiernych właściwości badanych zjawisk, a wyniki dają się przedstawić za pomocą liczb i ich wizualizacji w postaci wykresów, statystyk, diagramów itd. Mogą one obrazować poziomy oglądalności danych programów, ich wpływu na zjawiska społeczne, takie jak przestępczość czy tolerancja wobec obcych itp. Tego rodzaju badania, mówiąc w kategoriach teorii nauki, mają charakter scjentystyczny (łac. scientia ‘wiedza, nauka’) – scjentyzm to stanowisko, według którego modelową postacią poznania naukowego jest matematyczne przyrodoznawstwo. Pogląd ten narodził się w ramach szerszego ruchu intelektualnego i cywilizacyjnego zwanego pozytywizmem, któremu poświęcimy w tych wykładach osobne miejsce.
pozytywistyczna koncepcja nauk społecznych
behawioryzm
Ale już teraz zauważmy, że scjentyzm nie jest stanowiskiem wolnym od założeń natury filozoficznej, a więc takich – najogólniej – które dotyczą rozumienia bytu/rzeczywistości i sposobów jego/jej poznawania. Doktryna ta artykułuje pozytywistyczne przekonanie, że poznanie naukowe dotyczy faktów, cechuje się obiektywizmem i bezstronnością – jest wolne od wszelkich kulturowych, moralnych, światopoglądowych oddziaływań i motywacji. Tego rodzaju założeń nie da się jednak uzasadnić za pomocą jakichkolwiek danych pochodzących z innych niż matematyczno-przyrodnicze metod pozyskiwania wiedzy. Tak więc, przykładowo, badania statystyczne, prowadzone za pomocą metod statystycznych, opartych na matematyce, w odniesieniu do zjawisk społecznych mogą mieć sens/wartość tylko przy założeniu behawiorystycznego modelu psychicznego funkcjonowania jednostki. Behawioryzm (ang. behaviour ‘zachowanie’) to kierunek w psychologii dwudziestowiecznej, który zakłada, że głównym mechanizmem zachowań ludzkich jest bodziec/reakcja – można zatem uczynić psychologię prawdziwą nauką, zajmującą się eksperymentami, obserwacją i pomiarem ludzkich zachowań jako reakcji na określone bodźce. Dla nauk społecznych – ich koncepcji uprawiania, czyli metodologii – behawioryzm oznacza badanie statystycznych zależności między obiektywnie mierzalnymi bodźcami – w postaci np. programów medialnych o wysokim poziomie agresji lub częstotliwości/skali promowania pewnych idei – a odpowiednimi reakcjami ludzi, takimi jak poziom agresji dzieci w szkołach czy udział w konkretnych wyborach politycznych i preferencje ideologiczne określonej ze względu na wiek, płeć, miejsce zamieszkania czy wykształcenie grupy społecznej. Rzecz w tym, że tego rodzaju badania, nazywane behawioralistycznymi, nie mają żadnego (decydującego) znaczenia dla badań, powiedzmy, psychoanalitycznych lub, ogólnie, interpretacjonistycznych, w których chodzi o wydobycie (interpretację) znaczeń i wartości badanych zjawisk, takich jak np. rasizm czy moralny wymiar polityki.
podejście scjentystyczne w nauce o komunikowaniu
Podejścia scjentystyczne w odniesieniu do mediów i kultury mają charakter badań empirycznych, prowadzonych na terenie psychologii, socjologii czy ekonomii. Ich wyniki mają podlegać weryfikacji – potwierdzeniom, według przyjętych wskaźników – lub falsyfikacji, to znaczy sprawdzaniu negatywnemu, polegającemu na szukaniu kontrprzykładów mogących podważyć przyjętą teorię. Ojcami założycielami tych badań w latach czterdziestych minionego wieku byli tacy socjologowie amerykańscy, jak Robert Merton, Harold Lasswell, Paul Lazarsfeld i Wilbur Schramm. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych naukowy kształt teorii mediów zmienił się pod wpływem semiotyki, nauki o komunikowaniu oraz studiów kulturowych (Hickethier 2003).
Teoria jako „narzędzie nawigacji”
Przy każdej z tych formuł metodologicznych teoria ma ambicje przedstawienia swego rodzaju perspektywy, która rzuca na media jakieś nowe światło, ujawnia ich właściwości niewidoczne w codziennej, bezrefleksyjnej percepcji. Skorzystajmy tu z propozycji wielkiego teoretyka komunikacji Denisa McQuaila, który definiując teorię komunikacji, wprowadza metaforę „nowych horyzontów” – konotuje ona najbliższą przyszłość lub podróż do nowych miejsc, kuszących odkryciami czegoś dotąd nieznanego. Metafora horyzontu nie jest tu przypadkowa, przede wszystkim dlatego, że nie ma ona konotacji, które nazwałbym metafizycznymi, to znaczy, że nie odnosi się ona do jakiejś formy poznania absolutnego, do jednej uniwersalnej prawdy. W badaniach nad komunikacją – naucza McQuail – obowiązuje dokładnie inne założenie, a mianowicie takie, że nie ma „stanu idealnego” komunikacji, który teoria mogłaby rozpoznać lub też którego spełnieniu w ludzkim świecie mogłaby ona służyć. Wniosek, jaki stąd wypływa dla samego rozumienia tego, czym jest teoria, jest następujący:
Najlepiej pojętą rolą dla teorii jest narzędzie nawigacji w podróżach do różnych miejsc przeznaczenia, które wybieramy z dowolnych powodów, takich jak cel demokracji lub wolność bądź harmonia społeczna, przy ich rozmaitych określeniach. Teoria w ogóle dostarcza idei i pojęć dla zrozumienia tego, co się dzieje, oraz dla wyrażania tego zrozumienia. Dostarcza ona narzędzi do analizy oraz sposobów gromadzenia i integrowania rezultatów obserwacji i doświadczenia (McQuail 2003, s. 40).
teoria empirycznie adekwatna
Autorowi, jak widać, nie chodzi o teorię, która określa obiektywne prawa rządzące mediami i za sprawą proceduralnych kanonów nauk empirycznych dowodzi ich prawdziwości, dokumentuje ontologiczny (ontologia to teoria bytu) status swoich twierdzeń i kategorii. Teoria, o której mówi McQuail, jak powiedziano, kwestionuje istnienie takiej stabilnej, obiektywnej rzeczywistości. Teoria ma tu być więc przede wszystkim empirycznie adekwatna, a to znaczy, że ma być trafnym (dobrym) nawigatorem, przewodnikiem po tym, co się dzieje, to jest po empirycznym świecie naszego codziennego życia. Po świecie, który nie istnieje samodzielnie, niezależnie od sposobów, w jaki my go rozumiemy – społecznie definiujemy. Te rozumienia „demokracji”, „wolności” czy „harmonii społecznej” określają i ustalają to, co jest dla nas rzeczywistością. Adekwatność teorii mierzona jest jej relacją właśnie do tak pojętej rzeczywistości, zbudowanej ze sposobów, w jakie ją ogarniamy i wyrażamy i poprzez to także konstruujemy (Berger, Luckmann 1983, s. 267–268). Spośród tych ostatnich nie da się wyselekcjonować aktów „czysto” poznawczych, które miałyby jakoby bezpośredni dostęp do samej rzeczywistości, (absolutnie) wolnych od społecznych i politycznych zaangażowań. Teoria jako „narzędzie nawigacji” nie żywi takich złudzeń, ma służyć tak ekspertom, jak i laikom w podróży po empirycznych zjawiskach życia codziennego.
Mapowanie konwersacji teoretycznych
teoria jako naukowa konwersacja na temat mediów
Do analogicznego zwrotu ku codzienności – żeby tak to ująć – prowadzą także próby tworzenia teorii mediów digitalnych. W metateoretycznej nad nimi refleksji spotkać można nawet – w miejsce teorii, względnie dyskursu – pojęcie „konwersacji”, które oznacza rozmowę, a więc podstawową formę naszej codziennej komunikacji. „Naukowa konwersacja” na temat komunikacji digitalnej postrzegana jest odpowiednio jako obszar rozmowy nieskrępowanej żadnymi apriorycznymi założeniami natury teoriopoznawczej, które pozwalałyby ją zredukować do jakiejś prostej opozycji typu krytyczna – niekrytyczna lub pesymistyczna – optymistyczna. Hiszpański medioznawca Carlos Alberto Scolari tak określa zadania, które stoją przed omawianą teorią:
W polu przecięcia dyskursów utopijnych i pseudonaukowych teoria komunikacji digitalnej powinna wytyczyć obszar dyskursywny i skonstruować wyraźny zespół definicji. Innymi słowy, powinna ona określić, o czym trzeba mówić, jak o tym mówić oraz kim powinni być interlokutorzy. Podobnie jak tradycyjna teoria komunikacji, teoria komunikacji digitalnej może być również traktowana jako „metadyskurs” lub „digitalno-dialektyczny wzorzec dyscyplinarny”, złożony z różnych interlokutorów oraz podejść. Refleksje teoretyczne na temat komunikacji digitalnej powinny być interdyscyplinarne i otwarte na różne rodzaje współpracowników w ten sam sposób, w jaki otwarte były „stare” teorie komunikacji masowej (Scolari 2009, s. 959).
paradygmaty badań nad mediami masowymi
Główna strategia, jaką przyjmuje Scolari w swoim planie rysowania mapy konwersacji na temat nowych mediów, polega na wskazywaniu, w jaki sposób redefiniują one stare konwersacje, inaczej: w jaki sposób wchodzą one w dialog z teoriami mediów masowych. Według niego najważniejsze transformacje, jakich na tradycyjnej komunikacji dokonały procesy digitalizacji, to hipertekstualność, multimedialność i interaktywność. W związku z nimi teoretycy nowych mediów ożywili pojęcia, metodologie i hipotezy badawcze wszystkich dotychczasowych paradygmatów (tzn. wzorców uprawiania) teorii komunikowania masowego, a więc, po pierwsze, paradygmatu krytycznego, związanego z tradycją szkoły frankfurckiej (tu krytycy rewolucji digitalnej), po drugie paradygmatu empirycystycznego (np. Manuel Castells), po trzecie paradygmatu interpretacyjnego/kulturowego (ożywianie teorii dawnych intelektualistów – takich jak m.in. Walter Benjamin, Jacques Ellul, Harold Innis czy Marshall McLuhan). Ale poza badaniami nawiązującymi do tych tradycji w cyberkulturowych konwersacjach udział biorą także – wracam do cytatu – dyskursy utopijne i pseudonaukowe, a więc spekulacje filozoficzne (np. Pierre Lévy), literackie (literatura cyberpunkowa, William Gibson), analizy dziennikarskie (Howard Rheingold), wizje apokaliptyczne (Paul Virilio) i optymistyczne (Nicholas Negroponte). Scolari, kreśląc mapę tych wszystkich dyskursów, konstruuje w rzeczy samej narzędzie nawigacji, które nie stanowi wszelako żadnego „jednego wyraźnego zespołu definicji”, ponieważ czegoś takiego nie da się z nich wyprowadzić. Pozostają mu w takim razie jedynie albo abstrakcyjne kategorie typu „metadyskurs” i zagadkowy „digitalno-dialektyczny wzorzec dyscyplinarny”, albo bardziej eksponowane dziś w ramach nauk społecznych metafory „pola” lub „terytorium konwersacyjnego” (Scolari 2009, s. 951).
Skąd takie zamieszanie w obszarze teorii mediów? Skąd nieustanna potrzeba ich „mapowania”, czyli porządkowania, które, jak widać, w rezultacie zwykle przebiega w trybie „na chybił trafił” i kończy się twierdzeniami silnie metaforycznymi, mało precyzyjnymi, domagającymi się szeregu dookreśleń?
Teoria wieloznaczna – różnorodność nauk o mediach
twierdzenia naukowe – tetyczne i heurystyczne
Klucza do odpowiedzi, dlaczego tak jest, niewątpliwie należy szukać w pojęciu teorii. W jej to bowiem gestii tradycyjnie pozostaje określanie tego, co naukę stanowi, czyli czterech podstawowych, nierozdzielnie ze sobą związanych elementów: przedmiotu (o czym?), aspektu (z jakiego punktu widzenia?), celu (do czego służy?) i metody (w jaki sposób?) badań. Określenie to domaga się jednak natychmiastowego podwójnego komentarza. Po pierwsze, otwarte pozostaje pytanie, o jakiego rodzaju zespół tez tu chodzi: czy o twierdzenia tetyczne – stwierdzające coś (w tym wypadku mamy do czynienia z koncepcją wiedzy realistycznej, zakładającej, że świat istnieje niezależnie od tego, czy go poznajemy, czy nie. Jest to wiedza oparta na pojęciach wymagających poznania, zakłada, że każde zdanie oznajmujące jest albo prawdziwe, albo fałszywe) – czy też – jak przykładowo w przywołanych koncepcjach teorii McQuaila i Scolariego – o twierdzenia heurystyczne, spełniające rolę inwencyjną, nawigacyjną i odkrywczą, niezależnie od tego, w jakim stopniu są one uzasadnione – tu koncepcja wiedzy niepewnej, opartej na pojęciach wymagających rozumienia, zwykle silnie metaforycznych. W badaniach hermeneutycznych (interpretacyjnych) rozumienie jest przeciwstawiane poznaniu, obiektywnej analizie zjawisk, którą stosuje się w świecie przyrody – nie odkrywa ono prawd, względnie „faktów” (jak w podejściu pozytywistycznym), które „od zawsze” czekają na badacza. W badaniach tych zakłada się więc, że nie ma „obiektywnej” rzeczywistości społecznej/humanistycznej, istnieją natomiast tylko znaczenia, które rzeczywistość tworzą.
Hermeneutyka to teoria interpretacji, której nazwa pochodzi od greckiego boga podróżnych i kupców Hermesa – tłumacza języka bogów na język ludzki; ale także kierunek filozoficzny w XX wieku, którego najważniejszymi przedstawicielami byli Martin Heidegger (1889–1976), Hans-Georg Gadamer (1900–2002) i Paul Ricoeur (1913–2005).
Przykład sporu między hermeneutycznym a pozytywistycznym paradygmatem badawczym: „Podobnie jest z telewizją: przekształca się w kulturę popularną w momencie, gdy ktoś «zamieszka» w jej tekstach, wprowadzi się do nich lub z nich wyprowadzi, wykorzysta ją jako zasób kulturowy bądź nie wykorzysta. Stąd też oglądanie telewizji nie jest czynnością jednorodną. W gruncie rzeczy jako pojedyncze zjawisko nie ma ono żadnego znaczenia, a pozytywistyczne opracowania, które traktują je jak coś nieskomplikowanego i jednolitego, nie są warte ceny biodegradowalnego papieru, na którym powinny być drukowane” (Fiske 2010, s. 157).
Po drugie, trudno się dziwić, że te rozbieżne opcje (paradygmaty) metodologiczne, według wielu autorów niemożliwe do pogodzenia, biorą na siebie odpowiedzialność za chaos, jaki panuje w literaturze przedmiotu w sprawie rozumienia każdego bodaj z wymienionych czterech elementów: nie ma na ich temat nie tylko zgody powszechnej, ale często nawet także lokalnej, ograniczonej do (języka) jednego środowiska akademickiego. Ale poza tym dualizmem sposobów rozumienia i uprawiania nauki/nauk o mediach, związanych z opozycją (nazwę ją krótko) pozytywizm – interpretacjonizm, za ów pojęciowy chaos oraz wielki rozrzut tematów i podejść badawczych w naukach o mediach odpowiedzialna jest także naturalna heterogeniczność tej dyscypliny, wynikająca z jej tradycji historycznych. Otóż bez wątpienia ma ona bardzo różnych przodków, jej historiografia obejmuje prace z zakresu filologii, filozofii, socjologii, historii sztuki, nauk historycznych, publicystyki, ekonomii, nauki o komunikacji. Wśród takiej różnorodności praktyk intelektualnych trudno znaleźć cokolwiek, co miałoby je ze sobą łączyć. Odpowiedź, że tym wspólnym mianownikiem jest samo pojęcie medium, na pozór tylko zdaje się trafna. Wystarczy bowiem zapytać, co to takiego jest medium, żeby od razu pojawiły się wątpliwości i niejasności.
Teoria mediów i polityka
teoria i praktyka medialna
Teoria mediów jest pewnym sposobem ich rozumienia, konstrukcją wyjaśniającą, która poszukuje ogólnych cech mediów, systematyzuje zastaną wiedzę o nich, ich historyczne opisy, które wykorzystują pojęcia teoretyczne. Opisy te wywodzą się z różnych podejść i tradycji badawczych, względnie kierunków filozoficznych – z fenomenologii, hermeneutyki, semiotyki, teorii krytycznej, strukturalizmu czy poststrukturalizmu (pojęcia te sukcesywnie będziemy wyjaśniać w odpowiednich partiach tych wykładów). Trudność tego przedsięwzięcia intelektualnego – zaangażowania teoretycznego połączonego z nastawieniem pragmatycznym, wejściem w świat technologii i praktyk medialnych z intencją ich modyfikowania – oddaje Peter Sloterdijk. W swojej przemowie na okoliczność otrzymania nagrody Ludwiga Börnego w 2013 roku (nagrody przyznawanej niemieckojęzycznym autorom za wybitne osiągnięcia w dziedzinie eseju, krytyki i reportażu) przedstawia siebie jako „teoretyka mediów” i powiada m.in. tak:
Teoria mediów jest niewdzięcznym rzemiosłem. Jako dyscyplina refleksyjna oznacza ona sekularyzację komunikacji, jako teoria stosowana oznacza ona zmodyfikowanie mediów w ich bieżącej działalności po to, żeby wśród publiki wzbudzić stan wyższej czujności (Sloterdijk 2013, s. 40).
teoria mediów jako teoria stosowana
Co do sekularyzacji – to już, jak zobaczymy, perspektywa poheglowska, koniec z wyobrażeniami o jakimś „czystym ja”, które medium mowy podnosi do „duchowej całości”, do świata kultury, czyni je przejrzystym, dla wszystkich zrozumiałym i przez wszystkich uznanym. Podmiot takiej komunikacji zaiste bogom był podobny – i tak też postrzegany był przez romantyków, tak samo przez Friedricha Schlegla, jak i Charles’a Baudelaire’a. Ale poza tym mamy tu określenie teorii mediów jako „teorii stosowanej”, z jej intencją modyfikowania mediów w ich bieżącej działalności nastawionej na podniesienie stanu „czujności”, czyli nastrojów i nastawień emocjonalnych wśród odbiorców – stąd najpewniej też bierze się jej rzemieślnicza „niewdzięczność”. Kłopoty z jej uprawianiem pochodzą bowiem przede wszystkim stąd, że silnie uzależniona jest ona od praktyki: badania empiryczne są kosztowne, ktoś musi je finansować – są tu dwie możliwości: państwo lub wielki biznes medialny. Teoretycy-krytycy społeczni pokroju Theodora Adorna, Stuarta Halla czy Herberta Irvinga Schillera (o których będzie tu mowa) nigdy nie mieli wątpliwości co do wiarygodności tych zleceniodawców – byli podejrzliwi wobec nich i tropili łączące ich interesy. Według nich jednym i drugim chodziło przecież o utrzymanie systemu, społeczno-politycznego status quo.
Media, wiedza i władza
mechanizm władza/wiedza
polityka
Kategoria interesu klasowego w naukach społecznych odchodzi jednak – co nie znaczy, że w ogóle znika – na dalszy plan, kiedy pojawia się schemat pojęciowy władza-wiedza, nierozerwalny tandem, którego wnikliwy opis i wyjaśnienie jest przede wszystkim dziełem francuskiego filozofa i historyka Michela Foucaulta (ważna jest tu szczególnie jego głośna książka z 1975 roku pt. Nadzorować i karać. Narodziny więzienia, zob. Foucault 1998). Władza dla swojego uzasadnienia, dla racji swojego istnienia – lub jeszcze inaczej: dla swojej legitymizacji – domaga się wiedzy, której produkcja bez udziału mediów jest niemożliwa. Wiedza, o którą tu chodzi, rozciąga się jednak poza obszary instytucji państwa i gospodarki, sięga znacznie dalej, dotyczy tego, co etniczne, płciowe, rasowe, seksualne – każdy z tych obszarów jest kulturowo/aksjologicznie zakodowany, hierarchicznie uporządkowany. Każdy z nich ma także wymiar polityczny w szerokim tego słowa znaczeniu, które nie wiąże się bezpośrednio z polityką konwencjonalną, z działaniami w ramach danego systemu politycznego, nastawionymi na zdobycie i utrzymanie władzy, lecz z układaniem świata znaczeń, które są fundamentalne dla wszelkiej organizacji społecznej – to właśnie ten świat znaczeń nazywamy politycznością.
polityczność i media
Polityczność jest domeną dyskursów – komunikacji społecznej. W demokracji polega ona na ścieraniu się zdań, na spieraniu się o alternatywne możliwości organizowania świata społecznego, opisywane za pomocą takich pojęć, jak wolność czy równość. Niektórzy teoretycy tego rodzaju pojęcia nazywają „pustymi znaczącymi”, czyli takimi, które nie mają elementu znaczonego, stałego, niezależnie od miejsca i czasu. Skoro tak, to – jak utrzymują – nie da się ustalić znaczeń tych pojęć w przebiegu jakiejś neutralnej debaty publicznej, wolnej od potrzeby zaspokojenia interesów ekonomicznych lub osiągnięcia kulturowej dominacji jednej grupy społecznej – etnicznej, językowej, religijnej… – nad innymi. Znaczenia tych pojęć ustalane są więc w warunkach konfliktu, sporów i antagonizmów: w procesach komunikacyjnych idzie o ustanawianie społeczeństwa, o nadawanie mu „podstaw” – podstawowych mechanizmów racjonalizacji społecznej – które obowiązują na czas określony, jutro mogą okazać się chwiejne, legitymizować jakieś nowe niesprawiedliwości, nierówności. Spór o tak pojęte podstawy toczy się w mediach – i dlatego także same media są w demokracji obiektem tego sporu.
teoria mediów – uwarunkowania polityczne
Ale to znaczy, że również i teoria mediów, jako nauka społeczna, jest uzależniona od wpływów i kontekstów politycznych. Nauka jest także formą praktyki społecznej, co w warunkach współczesnych społeczeństw „opartych na wiedzy” oznacza jej (nauki) narastającą świadomość (można dodać: metodologiczną) mechanizmów społecznego definiowania rzeczywistości i związaną z tym konieczność analizowania także społecznych warunków jej własnego istnienia. Rzecz w tym jednak, że kultura, a w niej i sama nauka jako obszar walki ideologicznej i pole aktywności mechanizmów wiedza/władza, nie daje się empirycznie badać i dokumentować – co dla teorii mediów jest okolicznością mało sprzyjającą i faktycznie czyni ją niewdzięcznym rzemiosłem. Pozostaje bowiem stale problematyczna możliwość prowadzenia „twardych”, opartych na dowodach empirycznych badań, które wykazywałyby oddziaływanie, wpływ mediów na odbiorców. Co więcej, te wątpliwości pogłębia dodatkowo jeszcze jeden element kluczowy dla współczesnej teorii mediów. Jeden z jej najważniejszych nurtów, zainspirowany teorią Marshalla McLuhana, wychodzi z założenia, że wszystkie media są potężnymi siłami formacyjnymi dla kultury i naszej świadomości, niezależnie od transmitowanych przez nie treści – o fakcie ich oddziaływania na społeczne zachowania i tożsamości jednostek przesądza samo medium, sama jego forma. Ale i tu trudno o empiryczne dowody – jak przykładowo wykazać specyficzne oddziaływanie prasy na zachowania poszczególnych ludzi?
A skoro tak, to wobec triumfów pozytywizmu, dominacji jego kryteriów naukowości zarówno w samej nauce, jak i w wyobraźni społecznej, krytyczna teoria mediów, w opisanym tu wydaniu, ma niewielkie szanse na „przebicie się”. Jej podejrzliwość względem mediów – doszukiwanie się ich manipulacyjnych działań – zdaje się dlatego mało wiarygodna, zbyt akademicka, może ciekawa w swych literackich ekspresjach, ale oderwana od rzeczywistości medialnej, która cieszy dziś wszystkich swoim pluralizmem, heterogenicznością stylów, systemów i form komunikacji (np. takie zjawiska jak infotainment, jako połączenie informacji z rozrywką, ang. entertainment, lub tak zwane media społecznościowe), obiektywizmem informacyjnym, niezależnością od centrów władzy itd.
polityka a teoria mediów
Jeden z najgłośniejszych współczesnych teoretyków mediów, Joshua Meyrowitz, który bada je z perspektywy psychologii społecznej, pokazuje, jak sama teoria mediów nie jest żadnym obiektywnym, wyizolowanym od świata narzędziem badawczym, lecz jedną z praktyk społecznych, silnie uzależnioną od kontekstów – od środowisk naukowych, od dominujących w nich preferencji/upodobań teoretycznych, od źródeł finansowania badań, od sfery publicznej wreszcie:
„Istnieje wiele powodów, dla których teorii mediów nie udało się wniknąć w myślenie naukowe lub w świadomość sfery publicznej. Z jednej strony badania nad mediami w dużym stopniu są finansowane ze źródeł, które zainteresowane są tym, żeby pozwolić dalej pracować istniejącym instytucjom medialnym bądź też za pomocą regulacji i kontroli mediów uprawiać jawnie politykę. Z drugiej strony poszukiwanie – przede wszystkim w USA – «naukowych» dowodów na oddziaływanie mediów skłoniło większość badaczy przede wszystkim do gromadzenia danych, które mogą być statystycznie analizowane. A ponieważ teoretycy mediów ze swymi porównaniami i sprzeciwami na temat relacji media – środowisko niewiele mogą powiedzieć o tym, jak media w obrębie pewnego specyficznego otoczenia mogą być utrzymywane lub kontrolowane, oraz dlatego, że trudno, jeśli w ogóle można, «testować» globalne historyczne i kulturowe teorie teoretyków mediów poprzez porównania, bezpośrednie obserwacje lub eksperymenty, to największa część badań medialnych ograniczyła się do znacznie węższych zagadnień. Kolejnym powodem tego, że teoretycy mediów nie mogli obudzić długotrwałego powszechnego zainteresowania, jest fakt, że próbowali unikać sądów wartościujących; przez to jednak stoją oni w ostrej sprzeczności z przekonaniem publicznym, wedle którego czytanie książek jest czymś dobrym, a telewizja w każdym razie czymś złym. A poza tym wiele osób, włącznie z licznymi naukowcami i badaczami, miało skłonność ignorować wpływy światów medialnych lub w ogóle negować je po prostu dlatego, że są one niewidoczne. Większość ludzi jest gotowa uznać, że istnieją społeczne i psychologiczne oddziaływania na podstawie «porządnych» przyczyn fizycznych i materialnych (takich jak industrializacja, nowe środki transportu, migracje między miastem a wsią, wojny i kryzysy ekonomiczne)” (Meyrowitz 1987, s. 25–26).