- W empik go
Wyklęta. Poezja i miłość Mariny Cwietajewej - ebook
Wyklęta. Poezja i miłość Mariny Cwietajewej - ebook
Marina Cwietajewa to poetka wyklęta, zbuntowana, przekraczająca normy społeczne i poszukująca nowych dróg w poezji XX wieku. Przyjaciółka wielkich poetów swoich czasów, Borysa Pasternaka i Rainera Marii Rilkego. O swoich niespełnionych miłościach pisała w wierszach i listach. Mogłaby być rosyjską Wirginią Woolf, gdyby nie Historia. Ta rzuciła ją najpierw na emigrację, potem pozwoliła powrócić do stalinowskiej Rosji w czasach Wielkiego Terroru, aż w końcu kazała założyć pętlę na szyję w zapomnianym przez Boga i ludzi tatarskim miasteczku – Jełabudze. Nad losem Cwietajewej zamyśla się poetka Anna Piwkowska, autorka niedawno wydanego eseju biograficznego o innej legendarnej poetce Rosji, Annie Achmatowej.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-244-0482-7 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Marina Cwietajewa
POETA JEST PRZECHODNIEM TAJEMNICY
Nie oderwiesz się. Jestem twym więźniem.
Tyś – konwojent. Przeznaczenie to samo.
I te same w pustce bezbrzeżnej
Dokumenty podróżne nam dano.
Marina Cwietajewa, DO ACHMATOWEJ
Poeta jest człowiekiem z samej swojej natury religijnym. Tak twierdził Josif Brodski, ale jego myśl nie była myślą nową, choć, jak to u Brodskiego, wyjawioną czy wyznaną jak święta tajemnica. Nad świętością sztuki, jej tajemnicą, zastanawiała się także swego czasu Marina Cwietajewa. Zastanawiała się – to mało powiedziane. Żyła tą tajemnicą od wczesnego dzieciństwa aż do samobójczej śmierci. Trudno powiedzieć, czy była osobą wierzącą. Jeżeli religijną, to raczej według definicji Brodskiego, choć były lata, kiedy twierdziła, że jest ateistką. Szczególnie w młodości.
Według jej mniemania ateista nie może uważać sztuki za świętość, dlatego i ona miewała z tą świętością problemy. Dla człowieka niewierzącego sztuka może być albo pożyteczna, albo piękna. Czym jest piękno? John Keats też dał nieco wykrętną odpowiedź: „Piękno jest prawdą, a prawda pięknem. To wszystko, co znacie na Ziemi, i wszystko, co potrzebujecie wiedzieć”. Można przyjąć, że prawda będąca absolutem jest zawsze piękna, a absolut jest świętością. Tak czy owak, nie ma więc żartów ze sztuką.
Marina Cwietajewa w swoim eseju Sztuka w świetle sumienia zaznaczyła, iż jej słowa zwrócone są wyłącznie do tych, dla których istnieją takie kategorie, jak Bóg, grzech, świętość. Sama Cwietajewa jednak nie uważała sztuki za świętą, poety zaś nigdy nie oceniała w kategoriach moralności. Sztuka jawiła jej się jako zjawisko podobne do natury, a więc niewinne w sensie moralnym. Sztuka, podobnie jak człowiek – bóg, jest także zrodzona, nie stworzona. Poemat niczym nie różni się od drzewa, a artysta jest ziemią rodzącą i wszechtworzącą. Co prawda sztuka, podobnie jak natura, nie jest ani święta, ani grzeszna, lecz jednak poematowi stawiamy wymagania, jakich nie stawiamy drzewom, kwiatom, ptakom.
Dlaczego? Dlatego że ziemia nie jest odpowiedzialna za to, iż rodzi krzywe drzewa, ohydne pająki i straszliwe rekiny ludojady. Człowiek zaś musi przyjąć odpowiedzialność za to, co tworzy, i jeżeli stworzy nieudany poemat, powinien go zniszczyć. Podobnie jak natura eliminuje chore i słabe zwierzęta. Natura ma tylko wolę płodzenia, a człowiek powinien mieć wolę płodzenia jedynie dobra, gdyż je zna. Według Cwietajewej dzieło sztuki jest także dziełem natury, ale musi być prześwietlone przez światło rozumu i sumienia. „Ziemia w raju nie jadła jabłka, jadł je Adam. Nie jadła – a więc nie wie, jadł – a więc wie”. Cwietajewa utożsamia potocznie pojęte dobro z korzyścią. Nie każde dzieło sztuki jest czymś dobrym, bo nie każde przynosi korzyść, tak jak nie każdy strumień przynosi korzyść. Może taki, w którym kobiety piorą bieliznę, a spragniony gasi swoje pragnienie. Strumień, który przybiera i zalewa uprawy, przynosi szkodę, choć dalej jest tylko tym samym strumieniem. W tym sensie i dzieło sztuki może przynosić zarówno korzyść, jak i szkodę – to drugie, według Cwietajewej, znacznie częściej.
Cwietajewa przestrzega, aby zawsze, gdy przyjdzie nam na myśl uznać sztukę za świętość, pamiętać o wyznaniu Puszkina:
Wszystko, co niesie nam zagładę,
Śmiertelne serce przyjąć rade
Za niezgłębioną rozkosz...
Tłum. Seweryn Pollak
Ale jest jedna cecha, którą Marina Cwietajewa przyznaje prawdziwej sztuce: nieśmiertelność. Zaraz jednak dodaje, że nie chodzi o nieśmiertelność w Bogu, tylko o nieśmiertelność żywiołów. Poetka odsłania w swoim eseju także sposób, w jaki według niej powstaje dzieło geniusza. Dzieła nie da się przemyśleć, przemawia ono przez poetę w postaci najwyższego stopnia natchnienia. Przemyśleć dzieło można tylko wstecz, iść do tyłu po własnych śladach aż do początku, do pierwszego impulsu. „Poeta jest przeciwieństwem szachisty. Nie widzi nie tylko szachownicy, ale nawet własnej ręki, która może nawet nie istnieje”. Geniusz to natchnienie żywiołów obojętnie na kogo spływające. Cwietajewa nie precyzuje, czym jest natchnienie ani od kogo pochodzi. Natchnienie to żywioł. Czy wiadomo, skąd przychodzą żywioły? Według poetki geniusz jest również w jakimś sensie żywiołem. To najwyższy stopień skupienia i odczuwania cierpienia. Nie ma geniusza bez woli i natchnienia. Natchnienie według Cwietajewej to odpowiedzi, których udziela nam sztuka. Odpowiedzi, nie pytania. Zadaniem poety, jego talentu, jest zdążyć postawić właściwe pytania. Każdej odpowiedzi, którą rzuca sztuka, przeciwstawić swoje pytanie. Prawo artysty bywa przeciwstawne prawu moralnemu. Czy – rozważa Cwietajewa – Goethe jest odpowiedzialny za to, że stworzył Wertera, a wraz z nim modę na samobójstwa z miłości? Jeden przeczytawszy Wertera postąpi jak Werter, inny jak Goethe – postanowi żyć. Samobójczy demon pokolenia powstał w wyobraźni Goethego, ale nie ponosi on za to odpowiedzialności. Artysta ponosi winę jedynie wtedy, gdy wyrzeknie się swego dzieła. Marina Cwietajewa pisze, że twórczość artystyczna to coś w rodzaju atrofii sumienia, mankament moralny, bez którego sztuka nie istnieje. Sztuka, aby być moralna, musiałaby nie istnieć. Ale istniała, istnieje i będzie istnieć.
Jaki jest zatem cel sztuki? Jedynym celem dzieła sztuki jest tworzyć je i ukończyć. Niekoniecznie w całości. Ważny jest, jak w górach, każdy kolejny krok. Wiersz czy poemat składa się z cząstek, z molekuł, z których każda jest całością. Często po ukończeniu dzieła artysta jest zdumiony efektem: być może nigdy nie zamyśliłby świadomie tak ogromnego celu. „Dwunastu Błoka – pisze Cwietajewa – powstało w upojeniu. Demon określonej godziny Rewolucji (...) wcielił się w Błoka i zmusił go do pisania. A naiwna moralistka Zinaida Gippius długo potem kombinowała, czy podać, czy nie podać Błokowi ręki, a Błok cierpliwie czekał”. Nie ona jedna. Anna Achmatowa 11 maja 1920 roku odmówiła udziału w wieczorze literackim, na którym Błok miał recytować swój słynny, dwuznaczny poemat, gdzie Chrystus prowadzi dwunastu czerwonogwardzistów niczym dwunastu apostołów przez ogarnięty chaosem kraj. Sztuka w świetle sumienia? Dla Mariny Cwietajewej sztuka nie ma sumienia, a w każdym razie nie w ludzkim sensie. Ale czy w ogóle można mówić o sumieniu w oderwaniu od człowieka? Co więcej, konkretnego człowieka? No cóż, Marina Cwietajewa uważa sztukę za żywioł, który nie ma sumienia. Wszak „w średniowieczu (...) całe wsie, nawiedzone przez demona, ni stąd, ni zowąd zaczynały mówić po łacinie”. Cwietajewa wspomina, jak mikołaj Gogol po napisaniu drugiej części Martwych dusz palił rękopis w kominku domu Szeremietiewa. I konstatuje: „Te pół godziny przy kominku więcej uczyniło dla jego dobra, a przeciw sztuce, niż wszystkie długoletnie pouczenia Tołstoja”. Gogol, jak chce Cwietajewa, z miłości do naszych żywych dusz spalił swoje – martwe. Jak by powiedział Rozanow, wybrał słońce Ewangelii zamiast znacznie mniej jasnego światła gwiazd literatury. Gdy świeci słońce, nie widzimy gwiazd na niebie. Gwiazdy widzimy tylko ciemną nocą. I tę lekcję Gogol przyjął i wcielił w życie, co zrobiło na Cwietajewej pewne wrażenie.
Istnieje jednak sztuka będąca czymś więcej niż sztuką. Sztuka nawiedzona, która wychodzi spod pióra maluczkich, a nie wielkich tego świata. Często nawet nie spod pióra, czasami to piosenka rzucona na wiatr, jak ten zapamiętany czterowiersz chłopca, który umarł w wieku czterech lat:
Tam oto żyje biały ptak,
Tam chodzi chłopiec blady.
Wiady! Wiady! Wiady!
Ot tam jest tak.
Czym są „wiady”? To dziecinne i ludowe słowo „wiadomo”. Sztuka bez pokus, taka, która stoi poza ziemską małostkowością, która nawet nie wie, że jest sztuką, to sztuka niewinna. I taka sztuka zasługuje w oczach Cwietajewej na najwyższe uznanie.
Sztuka nie jest świętością. To pokusa, najbardziej nieprzezwyciężona pokusa ziemi. A kto jest księciem tego świata, wszyscy wiemy. Ktoś powiedział kiedyś do Cwietajewej, że dokonuje rzeczy wzniosłych, służąc Bogu swoją sztuką, tak jak służy kapłan. Ta odrzekła porywczo: „Jeśli moje rzeczy wyłączają, rozświecają, oczyszczają – to tak, jeśli prowadzą na pokuszenie – to nie, i raczej by mi kamień u szyi przywieszono”. Ale poeta ma także wolę. Wolą poety jest jego słuch. Poeta musi nasłuchiwać nieustannie, aż usłyszy, i nie zapisywać niczego, czego nie usłyszał. Bowiem poeta nie jest właścicielem, lecz przechodniem tajemnicy.
I czy faktycznie poeta jest jak dziecko? Poeta jest jak dziecko, ale łączy ich nie niewinność, tylko nieodpowiedzialność. Poeta jest nieodpowiedzialny jak dziecko – zna i uwielbia jedynie zabawę. A jak wiadomo, wszelkie ograniczenia moralne i społeczne potrafią zniszczyć każdą świetną zabawę. Zatruć radość. Nie ma tworzenia bez radości tworzenia. Jak podaje polski Słownik etymologiczny, słowo „bawić” pochodzi od „bawa”, a to od „być”, jak „sława” od „słyć”. Można kogoś czegoś nabawić albo pozbawić. Wybawić albo zbawić.
Święty Tomasz z Akwinu mówił, że jest pięć dróg radości. Jedną z nich jest kąpiel i sen. Ale kolejną – kontemplacja prawdy. „Nie ma nic przyjemniejszego od kontemplowania prawdy”. Cwietajewa pisze: „Wnosząc swoje sumienie, zamącicie naszą twórczą zabawę. (...) To, co dla was jest «zabawą», dla nas jest jedyną sprawą poważną. Poważniej nie będziemy nawet umierać”. Tę prawdę czuje chyba każdy poeta. A także tę, że sacrum nie jest ani dobre, ani złe. Sacrum to niepokojąca tajemnica. I dlatego sztukę można w tym sensie uznać za świętość. Ale – przestrzega Cwietajewa – jeśli ktoś pragnie służyć Bogu albo ludziom i spełniać dobre uczynki, niech lepiej wstąpi do Armii Zbawienia i porzuci wiersze. Poetka nie daje nikomu prawa sądu nad poetą. „Bo nikt nie wie”. Tylko poeci są tymi, którzy wiedzą, ale oni nikogo nie sądzą. Jeżeli istnieje – mówi Marina Cwietajewa – Sąd Ostateczny słowa, „jestem wobec niego czysta”.