- W empik go
Wypędzenie Gerty Schnirch - ebook
Wypędzenie Gerty Schnirch - ebook
Brno, noc z 30 na 31 maja 1945. Gerta Schnirch wraz z kilkumiesięczną córką zostaje – jak niemal wszyscy brneńscy Niemcy – wypędzona z miasta. Wyczerpujący pochód, naznaczony aktami przemocy i gwałtu wobec deportowanych, nazwany później marszem śmierci, kończy się pod granicą z Austrią. Z obozu tymczasowego, gdzie szerzy się epidemia czerwonki i tyfusu, Gerta zostaje skierowana do robót na morawskiej wsi; udaje jej się ocalić życie swoje i córki.
Po roku 1950 Gerta wraca do zupełnie odmienionego Brna, w którym nikt nie czeka na „parszywą Niemkę”, do miasta, którego mimo wszystko nie potrafi opuścić. Tam historia rzuca ją w wir kolejnych burzliwych zmian.
Kateřina Tučková, znana polskim czytelnikom z bestsellerowych Bogiń z Žítkovej, w swojej debiutanckiej powieści Wypędzenie Gerty Schnirch porusza kwestie winy Czechów i Niemców, zemsty, przebaczenia i rozdarcia tożsamości narodowej. Obrazuje też trudną relację matki z córką; przepaść niezrozumienia, dzielącą pokolenie, „które to wszystko przeszło”, od pokolenia, którego nic już to nie obchodzi.
Książka otrzymała najważniejszą czeską nagrodę literacką – Magnesia Litera 2010 w kategorii Nagroda Czytelników. Na jej podstawie powstała sztuka teatralna pod tym samym tytułem (reż. Marián Amsler).
Spis treści
Prolog
Wojna z piętnem nazwiska Schnirch
Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą
Miasto Deutschfrei
Przeszlość wciąż obecna
Solo Barbory
Słownik nazw miejscowych
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65707-19-2 |
Rozmiar pliku: | 969 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie wie dokładnie, ile już tak idą. Ma wrażenie, że trwa to całe wieki. A przecież jeszcze nawet nie nadszedł świt, czyli maszerują nie dłużej niż kilka godzin. Jest zmęczona, podobnie jak jej towarzyszki. Może powinna zaryzykować i przystanąć, odpocząć?
Kilkakrotnie mijały ludzi, którzy wyczerpani, siadali na ziemi lub na taszczonych walizkach. Widziały też, jak podbiega do nich młody strażnik i bije po głowie kolbą karabinu. Bała się zatrzymać. Mimo bólu w pachwinach i lewej nodze zmuszała się do stawiania kolejnych kroków.
Idąca obok dziewczyna szepcze, że chce jej się pić.
Gerta nie odpowiada. Ma wodę, ale dla siebie i dziecka, nie może się dzielić, nie wie przecież, co ich czeka. Jej też chce się pić, milczy jednak, człapiąc dalej noga za nogą, Bóg jeden wie dokąd.
Zresztą, jaki Bóg? Dawno przestała mu ufać. Wcześniej modliła się, prosiła, by jej pomógł, by coś zrobił. Cokolwiek, co odmieni jej życie. Dopiero potem zrozumiała, że Bóg nie uczyni tego za nią. Ale wtedy było już za późno.
Od tamtej pory przestała się modlić i więcej nie myślała o Bogu. Musiała, i chciała, radzić sobie sama, nawet w chwilach takich jak ta. Bo Bóg nie ma pojęcia, dokąd ją teraz pędzą; tylko oni wiedzą, te rozwścieczone szczeniaki, choć i to nie jest pewne. To jeszcze niemal dzieci, zaślepione gniewem smarkacze; ich głosy dobiegają ją czasem, by znów rozpłynąć się wśród krzyku ludzi idących przed nią. Kilka razy jej mignęli, na pakach przejeżdżających samochodów; z karabinami postawionymi na sztorc wyglądali trochę jak głowa Meduzy ze splotami wężowych włosów. Upiorna, rozjuszona Meduza, morderczyni ze wstrętną, zapijaczoną gębą wulgarnego plebsu. Nie patrz na nich, bo zginiesz. Zmienisz się w kamień albo cię zastrzelą. Czuła nienawiść, to wszystko, na co mogła się zdobyć. Nienawiść. I to skrytą, bo jeśli chciała przeżyć, nie mogła jej okazać.
Stąpa więc pokornie i cicho. Noc powoli przechodzi w szary świt, wokół niej ciągnie się pochód milczących, znużonych ludzi. Ich kroki, szelest zimowych płaszczy i wypowiadane szeptem słowa są przerywane tylko wrzaskami strażników, jękami rannych, czasami hukiem strzałów z karabinu. Gerta nie jest już w stanie zliczyć, ile wystrzałów słyszała tej nocy.
Od czego właściwie zaczął się ten koszmar?
W dniu pogrzebu matki, kiedy rzucali kwiaty na jej grób, wszyscy już przeczuwali katastrofę. Nawet ojciec, choć wciąż ślepo wierzył.
Kiedy Gerta spojrzała na niego ukradkiem, widziała, jak toczy wewnętrzny bój, jak kurczowo napina mięśnie twarzy i nerwowo mruży oczy, byle się nie rozpłakać. A szkoda, myślała, bo powinien wręcz zanosić się od płaczu, sypać na głowę ziemię z grobu matki, jak popiół; pozwolić, by rozmazana na twarzy i potylicy, z której powoli cofały się jasne włosy, mieszała się z gorzkimi łzami; powinien robić to wszystko, a przede wszystkim błagać o przebaczenie. Tak właśnie powinien się zachować, nie stać tu na baczność, w mundurze, dumny jak paw, i patrzeć, jak trumna znika pod garściami ziemi. Nie zasypujcie jej, przestańcie! – miała ochotę krzyczeć, ale Friedrich ją powstrzymał. Tak mocno ścisnął jej ramię, że poczuła strach. On też nie płacze? Pewnie, że nie, wierna kopia ojca. Gerta znów zerknęła w stronę głębokiej jamy, gdzie widać było już tylko prześwity szarej trumny. Skromny pogrzeb. Nie, tak naprawdę wcale nie wtedy wszystko się zaczęło. Pogrzeb był tylko jednym z ogniw długiego łańcucha nieszczęść, które spadały na nią co rok, co miesiąc. Przez całą wojnę.
A przecież życie przed nią było takie piękne. Nie tylko życie jej, Gerty, także życie Friedricha, ojca, matki, Janinki, Karla; przed wojną życie ich wszystkich było zgodne, miało sens i określony bieg, a Gerta rozumiała, w jakim zmierza kierunku. Zimą 1942, kiedy matka zniknęła pod płytą rodzinnego grobowca Schnirchów, ten wyraźny obraz przyszłości już się rozmywał. Ostatnie nadzieje pogrzebało rozporządzenie wydane w Boże Ciało czterdziestego piątego. Lecz jeszcze przed nim tak wiele się wydarzyło.