Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Wyrok śmierci 1. Prowokacja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 grudnia 2021
Ebook
12,99 zł
Audiobook
14,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wyrok śmierci 1. Prowokacja - ebook

Powieść inspirowana wydarzeniami z lat 20. XX wieku. Krótko po odzyskaniu niepodległości w Polsce ścierają się opozycyjne siły polityczne. Nadkomisarz Piątkiewicz zajmuje się tłumieniem rewolucyjnych nastrojów w Warszawie. W rozmowie ze swoim zwierzchnikiem przedstawia szczegóły kolejnego planu. Dwóch wojskowych, Walery Bagiński i Antoni Wieczorkiewicz, ma zostać pojmanych pod zarzutem organizacji zamachów bombowych oraz działalności komunistycznej.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-280-2355-6
Rozmiar pliku: 349 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORA

_Trzy tomiki („Prowokacja”, „W imieniu prawa”, „Zamach”) składające się na serię WYROK ŚMIERCI nie są pracą historyka. Jest to opowieść osnuta na kanwie wydarzeń, które miały miejsce przed z górą pół wiekiem, w latach 1923—1925. Mimo pewnej fabularyzacji zdarzeń oraz kreślenia scen, które mogły towarzyszyć owym historiom, głównym tworzywem były autentyczne dokumenty, zachowane w archiwach, jak i publikowane już prace, powszechnie dostępne. Czuję się zatem w obowiązku podać, iż inspiracją do napisania niniejszej opowieści były następujące źródła: Dokumenty archiwalne; Roman Juryś: „Kulisy wielkiej prowokacji”. Warszawa 1968; Wanda Wasilewska: „..Że padliście w boju”. Warszawa 1958; Adam Pragier: „Czas przeszły dokonany”. Londyn 1966 (fragment zamieszczony w „Polityce” 1966 nr 42 pt. „Reżyseria zbrodni”); Tadeusz Rek: „Sprawa Bagińskiego i Wieczorkiewicza”. „Prawo i Zycie” 1958 nr 17; Janusz Płowecki: „Zeznania Komisarza”. „Polityka” 1967 nr 25; Jakub Janiak: „Nowe fakty w sprawie wybuchu w Cytadeli” (Przyczynek do procesu Bagińskiego i Wieczorkiewicza). „Z pola walki” 1969 nr 2._SŁOWO WSTĘPNE

Rok 1923. W niespełna pięć lat po odzyskaniu niepodległości Polska daleka była od stabilizacji gospodarczej i politycznej. Kraj pogrążony był w chaosie, depresji ekonomicznej, szalała inflacja, rosło bezrobocie. Konsekwencją tego była niestałość rządów, brak autorytetu organów przedstawicielskich i wykonawczych państwa.

Rząd Chjeno-Piasta, na czele którego stał ludowy działacz Wincenty Witos, nie był w stanie opanować sytuacji, zaś jego polityka gospodarcza nie przynosiła poprawy warunków życia ludziom pracy, lecz pogłębiała nędzę, bezrobocie i rozgoryczenie. W konsekwencji narastała fala protestów, strajków, buntów, mnożyły się walki uliczne, w których przeciwko robotnikom brutalnie występowała policja, pomagały jej zaś bojówki typu faszystowskiego.

Lewica polska, której przewodziła Komunistyczna Partia Robotnicza Polski, wskazywała drogę zmierzającą do osiągnięcia zmiany sytuacji. Istniał też potężny przykład sąsiada, młodego państwa radzieckiego.

Ale równocześnie działały w kraju silne ugrupowania prawicowe, nacjonalistyczne, o rozmaitych odcieniach i zabarwieniach, które wszakże łączyło jedno: strach przed rewolucją, nienawiść do komunizmu i komunistów. Mnożyły się różnego typu mniej lub bardziej tajne organizacje antylewicowe, narastała również ze strony prawicy walka przeciwko rządowi. Pierwszym jednak i głównym wrogiem sił prawicowych był komunizm. Toteż przeciwko tej partii, jej działaczom, a także przeciwko robotnikom domagającym się swoich praw i sprawiedliwości społecznej używano wszelkich, nawet najbardziej brutalnych i podstępnych środków.

Także rząd zdawał sobie sprawę z siły klasy robotniczej i potęgi robotniczego protestu i buntu. Brutalnie tłumił strajki, rozpędzał manifestacje robotnicze, było jednak jasne, że siła, pałka i karabin to środki doraźne i nie dające na dłuższą metę pożądanych efektów. Rząd wiedział, że trzeba odpowiedzieć na pytania ludzi pracy: Kto winien? Kto ponosi odpowiedzialność za stan, w jakim się znalazł kraj? Postanowiono udzielić odpowiedzi na te pytania. „Winni” mieli być ukazani społeczeństwu i ukarani z całą surowością.

Zadania tego podjął się człowiek, który miał wielkie doświadczenie w walce politycznej przeciwko klasie robotniczej i w ogóle siłom lewicowym. Ba! Walka ta była jego jedynym, podstawowym obowiązkiem. I prowadząc tę walkę nie przebierał w środkach i metodach.ROZDZIAŁ PIERWSZY

1.

Pogodny lipcowy ranek w Warszawie. Dzień robił się upalny, najlżejszy wiatr nie poruszał gałęziami drzew. Ludzie otwierali okna, tu i ówdzie przed sklepami właściciele polewali chodniki wodą, opuszczali pasiaste markizy.

Mimo wczesnej pory ruch był dość duży, choć nietypowy jak na tę porę dnia, kiedy robotnicy powinni już pracować w fabrykach, urzędnicy w biurach, zaś handel jeszcze nie rozpoczął swej zwykłej działalności. W bocznych ulicach, zwłaszcza w dzielnicach fabrycznych, gromadziły się grupy robotników i robotnic. Ktoś mówił coś podnieconym głosem do współtowarzyszy, ktoś inny wymachiwał gazetą niewielkiego formatu. I.udzie przeważnie milczeli. Tłum gęstniał, w niektórych dzielnicach, na Woli, Mokotowie, już się robiły zatory. Dorożki i nieliczne samochody były zmuszone się zatrzymywać, szukać objazdów. Z rzadka widać było policjantów, którzy na pozór obojętnie przyglądali się ludziom, a tylko w wypadku głośniejszych okrzyków lub na widok kolporterów ulotek czy pism komunistycznych próbowali interweniować, zawsze jednak bezskutecznie, ponieważ kolporterzy natychmiast nurkowali w tłum, wchłaniający ich i tworzący mur nie do przebycia.

Nadkomisarz Piątkiewicz szedł do pracy. Ulice, które prowadziły do jego biura, nie były zbyt zatłoczone, ale i tutaj dawało się wyczuć nienaturalne podniecenie; przechodziły rzadkie grupy robotników spieszących na miejsce zbiórki, ze sklepów niekiedy wyglądali zalęknieni właściciele.

Piątkiewicz, mężczyzna o postawie wojskowej, dobrze zbudowany, nieco już szpakowaty, był w cywilnym ubraniu. Niczym nie różnił się od innych dbających o swój wygląd mężczyzn w średnim wieku. Nawet czarna teczka, którą trzymał w ręce, była podobna do teczek innych urzędników.

Szedł niezbyt spiesznie, obojętnie mijał przechodniów, ale na widok grupek robotników jego oczy robiły się czujne — nie przystając patrzył, dokąd się kierują, nieco dłużej zatrzymał wzrok na sylwetkach policjantów, którzy, pozornie obojętnie, kręcili się jednak w ilościach większych niż zazwyczaj, gotowi do akcji w każdej chwili.

Nadkomisarz znalazł się na niewielkiej, spokojnej uliczce. Szare, ciężkie budynki, dwa rzędy drzew na skraju chodników, gładka, asfaltowa jezdnia, z rzadka przejeżdżające samochody wiozące do pracy wysokie osobistości znikające w bramach, przy których stali wartownicy. Tu już nie było robotników, niewielu takż można było dostrzec przechodniów, widać było za to kilku policjantów, zwłaszcza na krańcach uliczki, tam gdzie dochodziła ona do większej arterii.

Piątkiewicz wszedł do jednego z tych urzędowych gmachów. Gdy dyżurny policjant stuknął obcasami i zasalutował, odpowiedział mu skinieniem głowy.

Nadkomisarz dotarł do swego gabinetu. Położył teczkę na biurku, siadł ciężko i przeciągnął palcem pod kołnierzykiem, jakby był zbyt ciasny. Drzwi otworzyły się bezszelestnie i do pokoju wszedł starszy mężczyzna. Choć tak jak Piątkiewicz był w cywilnym ubraniu, od razu jednak przyjął postawę wojskową, ręce przycisnął do szwów spodni. Piątkiewicz z chmurną miną skinął mu głową i powiedział gniewnie:

— Duszno tu, trzeba było otworzyć okno. Czy zawsze muszę to robić sam?

— Przepraszam — bąknął uniżenie sekretarz. — Pan komisarz przyszedł dziś tak wcześnie, że nie zdążyłem. — Mówiąc to już otwierał okno na całą szerokość. Z ulicy dobiegł niewyraźny, daleki szum miasta. — Będzie dziś upał — zauważył.

— Mniejsza z tym — mruknął Piątkiewicz. — Co tam nowego?

Sekretarz zbliżył się z szacunkiem i położył przed nim płaską, czarną teczkę.

— Tu są meldunki — powiedział. — Ale chyba nic godnego uwagi. W oddziałach spokój... Od czasu tej historii z wybuchem na uniwersytecie nie ma rewelacji.

— Dobrze — Piątkiewicz odsunął akta. — A co poza tym?

— Pan komisarz sam widział — sekretarz wskazał głową okno. — Od wczoraj się szykowali do strajku. Już chyba czwarty raz w tym miesiącu. Jak nie tramwajarze, to pocztowcy, jak nie pocztowcy, to drukarze i tak w kółko... Ale dziś to wygląda trochę groźniej. W meldunkach jest coś niecoś. Od rana mieli się zbierać w trzech punktach: na Woli, Mokotowie i Pradze. Będą chyba chcieli dojść do śródmieścia... Wygląda na to, że dziś strajkuje ich więcej niż zazwyczaj.

— Dobrze, dobrze, widziałem — mruknął Piątkiewicz. — Mundurowi jakoś się z tym rozprawią. Coś jeszcze?

— Czeka ten człowiek, którego pan komisarz kazał wezwać na ósmą. Przyszedł wcześniej.

— Dobrze — ożywił się nadkomisarz. — Później przyjdzie jeszcze jeden. Niech pan tak zrobi, żeby się nawzajem nie widzieli.

— Tak jest. Poprosić tego?

— Za chwilę, niech jeszcze trochę poczeka. Proszę mi dać najpierw kawy, od tego upału czuję się całkiem sflaczały, a dzień będzie ciężki.

— Rozkaz.

Sekretarz wyszedł z gabinetu. Piątkiewicz wstał i podszedł do okna. Głęboko zaczerpnął powietrza. Patrzył w dół, na pustawą ulicę, ale z niezbyt daleka dochodziły do jego uszu odgłosy przypominające szum lasu. Gdy się wsłuchał uważniej, począł rozróżniać okrzyki, chóralny śpiew, tupot maszerującego tłumu. Nasłuchiwał przez dłuższą chwilę...

Tam, gdzie się kończyła mała uliczka, w poprzek przebiegała szeroka arteria. Wychyliwszy się z okna mógł dostrzec manifestujący tłum robotników. Szli w kierunku centrum miasta. Piątkiewicz cofnął głowę, przymknął gwałtownie okno, ale zaraz się roześmiał sam z siebie. Otworzył okno i wrócił na swoje miejsce.

Sekretarz postawił na biurku filiżankę kawy, poczekał aż nadkomisarz nasypie sobie cukru i znów zostawił go samego. Piątkiewicz upił mały łyk i otworzył czarną teczkę. Wyjął z niej dwa niezbyt grube komplety dokumentów spięte spinaczami.

Hałasy z ulicy się wzmogły. Podniósł głowę i słuchał przez moment ze zmarszczonymi brwiami, zaraz jednak wbił wzrok w papiery.

Wziął do ręki fotografię znajdującą się na wierzchu. Było to niewielkie zdjęcie legitymacyjne. Przedstawiało trzydziestoletniego przystojnego człowieka w mundurze porucznika i oficerskiej czapce.

Nadkomisarz długo przyglądał się fotografii, jakby chciał z niej wyczytać wszystko o tym człowieku. Następnie szybko przerzucił dołączone papiery i sięgnął po drugi komplet. Tu zdjęcie przedstawiało nieco młodszego mężczyznę, tym razem podporucznika. Także i tej fotografii nadkomisarz przyglądał się dość długo, potem przebiegł wzrokiem po załączonej kartce z informacjami.

Pociągnął jeszcze trochę kawy, zapalił papierosa i zamknął teczkę. Nacisnął guzik na biurku i niemal natychmiast zjawił się sekretarz.

— Niech wejdzie Trojanowski.

— Tak jest — odparł sekretarz i pochyliwszy się nieco dodał — ten drugi też już jest. Czeka osobno.

— W porządku.

Gdy sekretarz wyszedł, natychmiast zjawił się w gabinecie mężczyzna w średnim wieku, ubrany dość niedbałe. Patrzył spode łba, nieufnie. W ręku trzymał pokaźną teczkę. Obejrzał się, czy drzwi zostały zamknięte i dopiero wówczas podszedł do biurka Piątkiewieza.

Nadkomisarz uśmiechnął się lekko, ręką wskazał fotel, sam przysiadł się blisko gościa.

— No, co słychać, panie Trojanowski? — głos Piątkiewicza był pogodny, życzliwy. — Co pan taki przestraszony?

— Nie lubię tu przychodzić — mruknął przybyły.

— Ja też nie lubię, jak pan przychodzi, ale tym razem sprawa jest pilna, nie było czasu na spotkania gdzieś w mieście. Zresztą w końcu jesteśmy wśród swoich, tu pan się nikogo nie musi obawiać...

— Tu nie — mruknął Trojanowski. — Ale jakby tak ktoś z redakcji zobaczył, że do was wchodzę, byłbym spalony. A w mieście dziś gorąco, ruch, reporterzy latają jak z pieprzem...

— Co mają reporterzy chłopskiej gazety do strajku robotników? — burknął Piątkiewicz.

— Wspólny front, zresztą ich wszystko interesuje.

— Mnie też — roześmiał się Piątkiewicz. — No ale chyba nie myśli pan, że spotkaliśmy się, żeby sobie ponarzekać, co?

— Jasne.

— Polecenie wykonane?

— A czy kiedy nie było wykonane?

— Wiem, wiem, że mogę na panu polegać.

— Do czasu, panie komisarzu. Jak kiedyś wpadnę z tą robotą w redakcji, to dopiero będzie prawdziwa bomba...

— Coś mi się zdaje, że pan dziś wyolbrzymia trudności. Czyżby przed pierwszym w kieszeni było pusto? — zadrwił Piątkiewicz.

— Co pan komisarz? Swoje pobory mam i nigdy się nie targowałem...

— Ja też nie, sam pan wie. Od każdej sztuki coś tam pan ma, powinien się pan cieszyć, że daję zamówienia.

— Tak, ale wolałbym je wykonywać gdzie indziej. Na przykład tu... Wśród swoich bezpieczniej. A tam, jak wpadnę, to...

Piątkiewicz pochylił się. Teraz twarz jego była gniewna, brwi zmarszczone.

— Trojanowski! Czy mam przypominać, że dobry funkcjonariusz wykonuje rozkazy i nie filozofuje? — Zaraz trochę złagodniał i dodał: — Pan wie, że nie bez kozery wsadziłem pana do tej redakcji. Nocna praca ułatwia zadania. A my z tym nie możemy mieć nic spólnego...

— A jak wpadnę?

— Nie będzie nieszczęścia...

— Co pan komisarz mówi! — żachnął się Trojanowski.

— Nie zaszkodziłoby trochę kompromitacji tej redakcji. Za bardzo ich ciągnie na lewo...

— A ja wyląduję w kiciu? I jako kto? Pracownik redakcji czy funkcjonariusz?

— Znajdę sposoby, żeby pana wyciągnąć — roześmiał się Piątkiewicz.

Trojanowski nie rozchmurzył się. Widać było, że zapewnienie nadkomisarza nie bardzo go uspokoiło. Piątkiewicz zauważył to, bo klepnął go w kolano i roześmiał się:

— No, głowa do góry! Nic panu nie grozi. A zadanie jest ciekawe i pożyteczne. Jak zakończę całą akcję, może pan być pewny, że potrafię docenić pański udział.

Trojanowski trochę się odprężył, przyjął papierosa. Zaciągnął się głęboko, spojrzał w okno. Nadal dobiegały stamtąd odgłosy manifestacji. Nagle nasunęła mu się refleksja:

— Ale zawsze to niewesoło pomyśleć, że przeze mnie może stać się komuś coś złego...

Piątkiewicz poderwał się z miejsca. Teraz był wściekły.

— Dość tego! — huknął. — Co to za filozofia? Jeszcze trochę, a rozklei mi się pan z litości dla szumowin... — Chodził przez chwilę, w końcu zmitygował się i już łagodniej zakończył: — Zresztą niech pan uspokoi swoje sumienie. Pańskie wyroby pirotechniczne nikomu nie zrobią krzywdy.

— Więc po co są panu potrzebne?

— Żeby zrobić trochę huku i smrodu — roześmiał się Piątkiewicz.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: