Wyspa słońca - ebook
Wyspa słońca - ebook
Angielka Joanna Brookes bezskutecznie usiłuje odnaleźć greckiego inżyniera Thea Patakisa, który jest ojcem jej syna. Gdy otrzymuje zlecenie, by napisać biografię króla Kalliakisa, ze zdumieniem odkrywa, że wnukiem Kalliakisa jest jej Theo. Jedzie na wyspę, licząc, że nie tylko wykona zadanie zawodowe, ale jednocześnie uporządkuje życie osobiste. Jest pełna obaw, bo zupełnie nie wie, czego się spodziewać po człowieku, którego przed laty pokochała…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3164-0 |
Rozmiar pliku: | 796 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Joanna Brookes ziewnęła rozdzierająco. Od dłuższej chwili zmuszała się, by nie zasnąć przy kuchennym stole, na którym kłębiła się sterta papierów. Musiała jednak przetrwać kryzys, przeczytać i przetrawić jak najwięcej. Nagle usłyszała delikatne kroki. Do kuchni zajrzał zaspany Tobiasz.
‒ A co ty tu robisz, mała małpko, zamiast spać? – zapytała z uśmiechem.
‒ Chce mi się pić.
‒ Masz przecież wodę w swoim pokoju.
Mały zaśmiał się tylko szelmowsko i przytulił do mamy.
‒ Naprawdę musisz wyjechać?
Jo objęła go i zaczęła głaskać po kruczoczarnych włoskach.
‒ Bardzo żałuję, ale tak.
Nie miało sensu wdawać się w szczegóły, bo czteroletni chłopcy raczej nie analizują skomplikowanych sytuacji.
‒ Czy dziesięć dni to długo?
‒ Na początku tak, ale potem, zanim się obejrzysz, ja już wrócę.
Od urodzenia Tobiasza spędzili osobno tylko dwie noce. Nie potrafiła spokojnie myśleć o wyjeździe. W normalnych okolicznościach odmówiłaby tak długiego wyjazdu nawet szefowi.
‒ Czy wujek Jonatan będzie się ze mną bawił?
‒ Oczywiście. I ciocia Kasia, i Lucy.
Brat Joanny mieszkał w pobliskiej miejscowości z żoną i roczną córeczką. Uwielbiali Tobiasza, tak samo jak on ich. Nie zostawiała więc dziecka na pastwę losu, ale i tak nie mogła się uspokoić na myśl o tak długiej rozłące. Tym razem jednak nie miała wyboru: Giles, szef jej wydawnictwa, znalazł się naprawdę pod ścianą, kiedy ich etatowa biografka Fiona Samaras wylądowała niespodziewanie w szpitalu, przerywając pracę nad rocznicową biografią króla maleńkiej wyspy Agon. Jo była co prawda tylko copywriterem, lecz poza Fioną jako jedyna w wydawnictwie znała grecki, może nie całkiem płynnie, ale na tyle, że mogła się rozeznać w rozgrzebanych materiałach i przetłumaczyć je na angielski.
Jeśli biografia nie będzie gotowa w tydzień, czyli do następnej środy, nie wystarczy czasu na korektę i druk. A drukarnia czeka niecierpliwie na możliwość wydrukowania pięciu tysięcy egzemplarzy w języku angielskim, zamówionych na galę mającą się odbyć na Agon za trzy tygodnie. Gala ta ma być wielkim lokalnym wydarzeniem upamiętniającym pięćdziesięciolecie panowania króla Astraeusa. Jeśli wydawnictwo nie wywiąże się z dostarczenia na czas rocznicowej książki, stracą bezcenną stałą klientelę w postaci muzeum pałacowego na Agon, z którego żyją od paru ładnych dekad. Będzie to ich niechybny koniec jako wydawcy biografii i dzieł historycznych.
Jo kochała swoją pracę i uwielbiała współpracowników. Nie była to może dokładnie kariera z jej dziewczęcych marzeń, lecz wsparcie, jakie uzyskała od tych ludzi przez ostatnie lata, zrekompensowało pierwotne rozczarowanie.
Tym razem to Giles był całkowicie zdesperowany. W zamian za przejęcie biografii obiecał jej premię i dodatkowe dwa tygodnie płatnego urlopu. Gdy wzięła pod uwagę wszystkie powyższe czynniki, naprawdę nie mogła mu odmówić. Poza tym wiedziała doskonale, że przeżyje rozstanie z synkiem, a i on świetnie sobie poradzi. Minione pięć lat nauczyło ich oboje sztuki przetrwania. Dodatkowe pieniądze i urlop również przydadzą się idealnie – nareszcie będą mogli razem pojechać do Grecji, by zacząć poszukiwania ojca Tobiasza. Właściwie będzie mogła je rozpocząć już teraz, podczas pobytu na Agon, choć nie jest to oficjalnie wysepka należąca do Grecji, lecz najbliższym jej sąsiadem jest Kreta, a mieszkańcy mówią po grecku.
‒ Kochanie, kiedy wyjadę, codziennie będziemy rozmawiać przez Skype’a – powtórzyła małemu chyba po raz dziesiąty tego dnia.
‒ I przywieziesz mi prezent?
‒ Tak. Wielki prezent!
‒ Największy na świecie?
Połaskotała go.
‒ Największy, jaki zmieści mi się w walizce!
Chłopczyk zachichotał.
‒ Pokaż mi, dokąd jedziesz.
‒ Jasne.
Sama też była ciekawa. Posadziła małego na kolanach i przysunęła laptop. O wyjeździe dowiedziała się dwadzieścia cztery godziny temu. Miała czas tylko na najważniejsze rzeczy: załatwienie opieki dla Tobiasza i przeczytanie jak największej części materiałów. Nie zajmowała się jeszcze krajoznawczymi wędrówkami po internecie. Teraz dopiero nadszedł czas, by wpisać do wyszukiwarki „Pałac Królewski Agon”. Gdy na ekranie pojawiły się zdjęcia, oboje z synkiem westchnęli z wrażenia.
‒ To tam jedziesz? – dopytywał się szeptem chłopiec.
‒ Tak.
Fotografie zapierały dech w piersi. Pałac przypominał baśnie z tysiąca i jednej nocy.
‒ Tam będziesz miała swój pokój?
‒ Komnatę! – zażartowała.
‒ A spotkasz króla?
Roześmiała się, widząc przejęcie w oczach dziecka. Ależ by się zdumiał, gdyby mu zdradziła, że w bardzo, bardzo daleki sposób są spokrewnieni z brytyjską rodziną królewską!
‒ Będę pracować dla wnuka króla. Jest księciem. Ale może poznam też samego króla. Mam ci pokazać jego zdjęcie?
Wiedziała, że powinna wysłać Tobiasza z powrotem do łóżka, ale na myśl o czekającej ich dziesięciodniowej rozłące, nie miała najmniejszej ochoty.
Wpisała więc do wyszukiwarki „Król Agon”.
Na ekranie pojawiło się nieskończone mnóstwo fotografii. Pomyślała, że człowiek ten wygląda naprawdę po królewsku, bardzo dostojnie, wręcz dystyngowanie. Przyjrzała się uważnie zdjęciom z nieżyjącą od pięciu lat – czego dowiedziała się z dzisiejszej lektury – żoną, królową Rheą. Obok znajdowały się inne ujęcia rodzinne króla w towarzystwie wnuków, wśród których musi się znajdować Tezeusz, jej przyszły współpracownik…
Nagle zamarła i szybko powiększyła jedną z fotek.
Nie… niemożliwe, pomyślała w panice.
Widok był zbyt rozmazany.
Po prostu niemożliwe!
‒ Mamo, czy to wszystko są królowie? – zapytał synek.
Ponieważ nie mogła wydusić z siebie ani słowa, pokręciła tylko przecząco głową. Powiększyła kolejne ujęcie, dużo lepszej jakości. Zakręciło jej się w głowie, zaszumiało w uszach. Zaczęła chaotycznie klikać w kolejne fotki, aż znalazła taką, na której widniał samotnie jeden z królewskich wnuków. Nie miała już żadnych wątpliwości.
Boże… to on! Ale… jakim cudem?!
Wielkim nakładem sił, których w tym momencie bardzo jej zabrakło, położyła dziecko spać, by móc dalej szukać informacji w internecie o księciu, niejakim Tezeuszu Kalliakisie. Miała już stuprocentową bolesną pewność, kogo znalazła. Wiedziała też, dlaczego dotychczasowe paroletnie poszukiwania spełzły na niczym, co wydawało się prawie niemożliwe w dobie wszechobecnych portali społecznościowych. Ale szukała przecież kogoś, kto nie istniał. Theo, ojciec Tobiasza, okazał się jednym wielkim kłamczuchem. Theo Patakis, inżynier z Aten, za którego się podawał, był w rzeczywistości księciem z wyspy Agon!
Książę Tezeusz Kalliakis wyszedł właśnie z biura, kiedy zadzwoniła jego komórka.
‒ Jesteśmy już w drodze – brzmiał suchy komunikat asystenta.
A więc najwyższa pora zrzucić dżinsy i podkoszulek! Przez pół dnia odsypiał królewski bal wydany minionej nocy przez najstarszego brata Heliosa, a potem starał się nadrobić stracony czas, przeglądając mejle z różnych oddziałów Kalliakis Investment Co., którym zarządzali we trzech, jeszcze z najmłodszym bratem.
Po przywitaniu się z nową biografką planował spędzić trochę czasu z dziadkiem, zwłaszcza że jego osobista pielęgniarka napisała w esemesie, że król ma dobry moment.
Nikos, pomocnik Tezeusza, czekał na niego z idealnie wyprasowanym garniturem. Książę uśmiechnął się pod nosem. Słyszał, że w innych monarchiach członków rodów królewskich naprawdę ubierają służący. Ciekawe, jaka byłaby reakcja Nika, gdyby poprosił go nagle o zapięcie mu guzików. Biedny człowiek chyba uciekłby gdzie pieprz rośnie, tracąc przy okazji cały szacunek dla swego pracodawcy i myśląc, że ten musiał postradać testosteron.
Po chwili Tezeusz przebrany i wyperfumowany pędził pałacowymi korytarzami na spotkanie zastępczyni Fiony w sali recepcyjnej. Zza uchylonych drzwi dobiegały dźwięki przytłumionej rozmowy – znak, że wyczekiwana osoba była już na miejscu. Mógł więc odetchnąć z ulgą.
Choroba dziadka zmusiła rodzinę do przyspieszenia gali jubileuszowej o trzy miesiące. Było to równoznaczne z przyspieszeniem ostatecznego terminu publikacji biografii króla, za którą odpowiedzialność Tezeusz wyznaczył sobie.
Jego relacje z dziadkiem nigdy nie układały się gładko. Książę miał świadomość, że był koszmarnym dzieckiem, bo jedyne co akceptował, to sport i ruch na świeżym powietrzu. Negował natomiast wszelkie ograniczenia narzucane przez przynależność do rodziny królewskiej, sztywny protokół i etykietę. Już jako dorosły dopominał się odpoczynku i wytchnienia od dworskiego życia, co zaowocowało „urlopem naukowym”, czyli długotrwałym wyjazdem za granicę, który dodatkowo pogłębił przepaść pomiędzy nim a królem. Książę miał cichą nadzieję, że przepaść ta zmniejszy się po szczęśliwym opublikowaniu królewskiej biografii i modlił się, by zdążyć na czas. Zanim rak pokona dziadka.
To była jedyna szansa Tezeusza na przekonanie króla, że nazwisko Kalliakis coś jednak dla niego znaczy. Pięć ostatnich lat wzorowego zachowania nie zatarło do końca poprzednich trzydziestu problematycznych. Ale, by osiągnąć swój chlubny cel, potrzebował ukończonej książki, której terminy nawet bez nagłej choroby Fiony nie wyglądały zbyt realnie. Pozostawało mieć nadzieję, że przysłane zastępstwo jakimś cudem stanie na wysokości zadania. Tak obiecywał zrozpaczony Giles i należało mu zaufać.
Tezeusz energicznie otworzył drzwi do sali gościnnej. W środku zobaczył Dimitrisa rozmawiającego z młodą kobietą. Musiała to być wyczekiwana pani Despinis Brookes.
‒ Bardzo szybko dojechaliście – powiedział.
‒ Prawie nie było ruchu, wasza wysokość – odrzekł asystent.
‒ Miło mi panią poznać – zwrócił się po angielsku do przybyłej. – Dziękuję za przybycie pomimo braku wcześniejszych ustaleń.
Nie będzie jej dokładał więcej stresu, sama doskonale wie, że podjęła się rzeczy prawie niewykonalnej. Trzeba ją potraktować jak młodych przedsiębiorców w inkubatorze przedsiębiorczości, w który inwestuje Kalliakis Investment Co., czyli wesprzeć i pomóc, dopóki są lojalni, słuchają i współpracują. Biada tym, którzy robią po swojemu. Dostaną lekcję, której nigdy nie zapomną.
Póki co jednak czekał nadal, aż pani Brookes uściśnie wyciągniętą do niej dłoń. A może zechce się skłonić lub dygnąć? Chociaż protokół dworski tego nie nakazywał, wielu przybyszów spoza wyspy tak się właśnie zachowywało. Ale nie. To nie było to… Może aż tak przeraziło ją spotkanie z prawdziwym księciem? Nie… Nagle przyjrzał jej się uważnie. Widział już gdzieś ten niepowtarzalny rdzaworudy kolor włosów okalających ładną buzię o typowo angielskiej jasnej karnacji. I te oczy, duże, niebieskoszare oczy, wpatrzone w niego z taką… zawziętością. Przecież znał skądś te oczy! I te włosy. Taki odcień zdarzał się niebywale rzadko, prędzej znalazłoby się go na renesansowych malowidłach.
Kiedy w głowie Tezeusza kłębiły się wszystkie te nieuporządkowane myśli, kobieta nagle uścisnęła jego rękę i powiedziała dobitnie:
‒ Cześć, Theo!
On mnie nie rozpoznał!
Jo nie wiedziała za bardzo, czego się spodziewać. W wyobraźni układała setki najbardziej wyrafinowanych scenariuszy. Nie przewidziała tylko jednego – że ojciec Tobiasza mógłby jej nie pamiętać. Czuła się, jakby ktoś posypał solą niegojącą się ranę.
Wtedy coś zalśniło na sekundę w jego oczach. Przypomniał sobie…
‒ Jo?
Pokiwała tylko głową. Miała wrażenie, że za chwilę osunie się na podłogę. Albo wybuchnie głośnym płaczem. Ale postanowiła nie dać mu satysfakcji. Niestety nie potrafiła się fałszywie uśmiechać. Jakżeby mogła, kiedy właśnie się okazało, że jej jedyny kochanek, mężczyzna, którego szukała od pięciu lat i ojciec jej dziecka, po latach nie rozpoznał nawet jej twarzy…
Najbardziej zaciekawiony dziwnym przywitaniem wydawał się Dimitris.
‒ Państwo się znają? – zapytał.
‒ Owszem. Jesteśmy dawnymi znajomymi. Z czasów mojego… wyjazdu naukowego – rzucił niedbale Theo, Tezeusz czy, niech mu będzie, książę Kalliakis.
A więc tak wyglądają urlopy naukowe książąt? – pomyślała zjadliwie.
W sumie i tak dobrze, że nazwał ją dawną znajomą, a nie przygodną znajomą na jedną noc. No i przynajmniej nie miał śmiałości nazwać jej przyjaciółką.
‒ Wczoraj wieczorem, kiedy szukałam informacji o waszej wyspie, zobaczyłam w internecie twoje zdjęcie – zdobyła się na sztucznie radosny ton, nie chcąc dać po sobie znać, że w rzeczywistości szukała go od lat.
Po czterech latach bycia samotną matką nie myślała już na okrągło o swej urażonej dumie, ale nadal wolała nie okazywać uczuć. Macierzyństwo nauczyło ją przede wszystkim wytrwałości i uczyniło o wiele silniejszą osobą.
Tezeusz przypatrywał jej się uważnie.
‒ Wyglądasz teraz zupełnie inaczej.
Świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że ludzie łatwo ją zapamiętywali. Było to zmorą dzieciństwa i wczesnej młodości: oryginalne, gęste rude włosy i kłopoty z wagą. Po urodzeniu Tobiasza mocno schudła, lecz pozostały jej opływowe kształty, które nareszcie zaakceptowała.
‒ Ty też – odpowiedziała. – Miałeś wtedy dość długie włosy. Ale wyglądasz bardzo dobrze.
Kiedy się poznali pięć lat temu na wakacyjnej wyspie Illya, widywała go głównie w szortach, podkoszulku i na bosaka. W błękitnym garniturze i lśniących skórzanych butach – strój ten kosztował przypuszczalnie tyle, ile rocznie wydawała na jedzenie – prezentował się iście po królewsku. Nie był może najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego spotkała, ale miał w sobie niesamowity magnetyzm. Był też bardzo męski, wysoki, atletycznej postury, ze śniadą cerą.
Od razu gdy go zobaczyła w nadmorskim barze w otoczeniu wpatrzonych w niego skandynawskich turystów, zrobił na niej piorunujące wrażenie. Oszalała na jego punkcie, zakochała się od pierwszego wejrzenia, doświadczyła czegoś, co nigdy przedtem nie wydarzyło się w jej pustym, dwudziestoletnim życiu. Teraz była o parę lat starsza, o parę lat mądrzejsza i miała dziecko, którym zajmowała się całkiem sama. Żadne zauroczenie nie wchodziło w grę. Przynajmniej tak myślała.
Niestety, gdy wszedł do sali recepcyjnej, by ją przywitać, znów ugięły się pod nią nogi. Jak pięć lat temu.
‒ Tak, wszystko się zmieniło – przyznał, zerkając na zegarek. – Wiem, że jesteś po podróży, ale wzywa nas praca. Pójdziemy do twojego apartamentu, rozgościsz się i dasz znać, kiedy możemy zaczynać.
Jo z trudem ruszyła w milczeniu za Tezeuszem i Dimitrisem. Zupełnie się nie potrafiła odnaleźć w nowej sytuacji. Przez wszystkie te lata przysięgała sobie, że znajdzie ojca Tobiasza i powie mu o dziecku. Nie wiedziała, co z tego wyniknie, lecz czuła, że jest choć tyle winna synowi. Miała również świadomość, że Theo powinien się dowiedzieć o istnieniu Toby’ego.
Ale przecież… żaden Theo nigdy nie istniał!
Kimkolwiek był mężczyzna, za którym szła teraz z ciężkim sercem, nie odnajdywała w nim sympatycznego, odrobinę zagubionego w życiu inżyniera Thea Patakisa, w którym zakochała się na zabój. Książę Tezeusz nie mógł być ojcem jej synka… Był obcym przebranym w jego skórę!ROZDZIAŁ DRUGI
‒ Goście często na początku gubią się w pałacu. Dlatego znajdziesz w pokoju mapę – powiedział Tezeusz, gdy szli po schodach.
‒ Mapę? Poważnie? – udawała obojętną i grzecznościowo zainteresowaną. Wiedziała, że w ten sposób wkrótce zwariuje, lecz póki co nie potrafiła wymyślić niczego innego. Czuła zbyt wiele sprzecznych emocji naraz.
‒ Pałac ma pięćset siedemdziesiąt trzy pokoje. Niestety na pewno zabraknie ci czasu na zwiedzanie. Natomiast postaramy się zrekompensować ci, co się tylko da. Czy dasz radę podgonić z naszym projektem?
‒ Na razie starałam się jak najwięcej przeczytać.
Ponieważ od samego początku termin oddania biografii wydawał się nierealny, Fiona przesyłała pocztą elektroniczną każdy rozdział, który udało jej się skończyć. Korektor i redaktor zasiadali do niego natychmiast i dopinali na ostatni guzik.
‒ Fiona skompletowała większość pracy, ale pozostało jej do opisania ostatnie dwadzieścia pięć lat. W materiale widać jednak wyraźnie, że jest to okres dużo mniej skomplikowany niż wcześniejsze. Czy myślisz, że uda ci się zdążyć?
‒ Gdybym tak nie myślała, nie podjęłabym się tego zlecenia.
W rzeczywistości podjęła się go, nie mając pojęcia, z kim przyjdzie jej pracować.
Gdy wspinali się po kolejnych schodach ze złotą balustradą, które zaprowadziły ich do następnego labiryntu wąskich korytarzy, Jo przypomniała sobie niedawną wycieczkę do Pałacu Buckingham. Pałac Królewski na Agon odpowiadał mu mniej więcej rozmiarem, lecz wydawał się bardziej ponury, spowity mrocznymi tajemnicami i intrygami.
A może prześladowały ją tylko wytwory własnej chorej wyobraźni, która ożyła pod wpływem niespodziewanego stresu?
‒ Nie pamiętam, żebyś mówiła po grecku, kiedy byliśmy na Illya – powiedział.
‒ Wszyscy rozmawiali po angielsku – odpowiedziała bezbłędnie w jego ojczystym języku.
‒ To prawda – zreflektował się.
Po chwili dotarli do przeznaczonego dla niej apartamentu. Tezeusz udał się z krótką wizytą do dziadka, zostawiając jej do pomocy pokojówkę i zapowiadając, że za godzinę zjawi się po nią Dimitris, a wtedy siądą i przedyskutują pracę do wykonania.
I to wszystko? – pomyślała z furią, gdy została sama. Tylko tyle jestem warta? Zjawiam się niespodziewanie w życiu faceta, w którym odegrałam jednak przed laty pewną rolę, a on nawet nie zapyta mnie, co słychać?!
No tak: przecież tamten mężczyzna nigdy nie istniał i cała ta historia była jednym wielkim kłamstwem.
Tezeusz westchnął przeciągle.
Joanna Brookes. Albo po prostu Jo. Tak ją nazywał przed pięciu laty. Innymi słowy komplikacja, której się w ogóle nie spodziewał. Zupełnie niepotrzebna. Lecz złośliwy los najwyraźniej chciał, by spędzili ze sobą jeszcze dziesięć dni, choć mieli się już nigdy nie spotkać.
Kobieta, która spędziła z nim jedną z dwóch najgorszych nocy w jego życiu. Pomogła mu – na wszelkie sposoby – przetrwać do rana, aby mógł opuścić wyspę Illya i udać się do poważnie chorej babki.
Pamiętał swe zdziwienie, gdy powiedziała, że ma dwadzieścia jeden lat i właśnie zrobiła licencjat. Zupełnie nie wyglądała na swój wiek. Teraz miałaby więc dwadzieścia sześć… a wydaje się, że dużo więcej! Pamiętał też, że wziął od niej numer telefonu i oczywiście obiecał zadzwonić. Poczuł się idiotycznie. Jeszcze gorzej czuł się na wspomnienie tamtej nocy, ich seksu, swego pijaństwa i mrocznego wrażenia, że idąc z nim do łóżka była dziewicą.
‒ Jakie to zresztą teraz ma znaczenie? – burknął pod nosem.
Pobyt na wyspie Illya i urlop naukowy stanowiły dla niego nieodwracalnie zamknięty rozdział życia. Był księciem, drugim po linii do dziedziczenia tronu, i to było jego prawdziwe życie! A drobny fakt, że nowa biografka okazała się twarzą z najwspanialszej przeszłości, nie mógł mieć wpływu na nic.
Theo Patakis umarł, a wraz z nim wszystkie jego marzenia i wspomnienia.
‒ Czy to tutaj mam pracować? – zapytała Jo z nadzieją, że ktoś zaprzeczy.
Przez poprzednią godzinę starała się uspokoić i przekonać, że złość prowadzi donikąd. No może tylko do wrzodów na żołądku. Jednak gdy zobaczyła, że przez najbliższe dziesięć dni ma pracować w prywatnym biurze Tezeusza, znów ogarnęła ją furia.
‒ Tego biura używała Fiona. – Książę pomachał zza jednego z biurek ustawionych pod ścianą w literę L. – Nikt tu niczego nie ruszał, odkąd zabrano ją do szpitala.
‒ Zupełnie wystarczyłby mały pokoik na tyłach mojego apartamentu.
‒ Fiona też tak uważała i gdy przyjechała, tam zaczęła pisać. Pomieszczenie okazało się jednak problematyczne, bo z każdym pytaniem musiała przybiegać do mojego biura, a ponieważ chciałbym, żeby biografia pokazała prawdziwego człowieka, tych pytań było i będzie wiele. Lepiej więc, gdy jestem pod ręką.
‒ Jak uważasz – warknęła.
Czy uda jej się skupić na pracy, będąc tak blisko niego? W rozpaczy zamknęła na moment oczy i natychmiast wyobraziła sobie słodką buzię swego synka. Toby zasłużył na coś więcej niż tylko na to, że został poczęty w wyniku kłamstwa!
Z drugiej zaś strony wiedziała już, że Tezeusz i jego bracia wywodzili się z rycerstwa i wyrobili sobie reputację sprytnych, ale bezwzględnych biznesmenów. Zdecydowanie nie opłacało się im przeciwstawiać. Byli potężni.
Dopóki się nie przekona, że oboje z Tobym są bezpieczni, nie odważy się powiedzieć mu o dziecku.
‒ Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, mów. Chcemy, żebyś oderwała się na chwilę od spraw przyziemnych i skupiła wyłącznie na biografii. Żyję tym projektem od wielu miesięcy. Nie pozwolę, by się opóźnił.
W jego głosie niewątpliwie wyczuwało się groźbę. Wierzyła teraz w słowa naczelnego, gdy mówił, że niedotrzymanie terminu źle się kończy dla całego wydawnictwa.
‒ Mam dziesięć dni. Zdążę – powiedziała pewnym tonem.
‒ No to nie traćmy więcej czasu.
Ciekawe, gdzie się podział ten cudowny czaruś z Illya? – pomyślała. – Facet, którego sama obecność obniżała każdej kobiecie IQ.
Spędziła ostatnie pięć lat, myśląc o nim, a cztery przeżyła z jego miniaturową kopią. Wywarł na nią tak silny wpływ, że przez cały ten czas nie była w stanie umówić się z nikim innym, choć po urodzeniu Tobiasza przestała naiwnie wierzyć, że Theo pojawi się nagle, przeprosi za brak kontaktu i będą odtąd żyli długo i szczęśliwie. Stała się bardziej pragmatyczna. Nadal wierzyła w odnalezienie Thea, lecz jedynie dla dobra ich dziecka. Dla siebie chciała tylko odwagi, by móc zacząć nowe życie. Pogodziła się już z faktem, że była dla kogoś przygodą na jedną noc i niczym więcej. Przynajmniej tak się wydawało.
Teraz czuła się beznadziejnie, bo odkąd zobaczyła Thea po tak długim czasie, robił na niej podobne wrażenie jak na Illya. Zupełnie się tego po sobie nie spodziewała. Jego całkowita obojętność raniła ją do żywego.
‒ Przepraszam cię – zaczęła – ale jeśli chcesz, żebym skupiła się całkowicie na pracy, muszę cię zapytać, dlaczego podawałeś się wtedy za inżyniera z Aten. Wszyscy ci uwierzyliśmy.
‒ Jakie to ma teraz znaczenie? Historia sprzed pięciu lat – rzucił szyderczo.
‒ Okłamałeś nas.
Ale i ona okłamała jego, przypomniał jej natychmiast głos sumienia, a jej kłamstwo miało dużo dalej idące konsekwencje. Smutna refleksja pozwoliła Jo nieco się wyciszyć.
Tezeusz po chwili milczenia, powiedział:
‒ Może lepiej opowiem ci trochę o życiu na naszej wyspie. Przybysze mogą tego nie rozumieć, ale lokalni mieszkańcy oddają cześć mojej rodzinie tak samo, jak oddawali ją przez ostatnie osiemset lat, czyli odkąd mój przodek Ares Patakis poprowadził udaną rebelię przeciw najeźdźcom z Wenecji.
‒ Patakis? Więc nie wymyśliłeś tego nazwiska całkowicie? – wtrąciła.
‒ Od tamtego czasu moja rodzina sprawuje tu władzę – nie przerywał – niezmiennie ciesząc się poparciem bezwzględnie większej części populacji. Jak dotąd nigdy już nie zagroził nam żaden najeźdźca. Aby zapobiec ewentualnym zapędom despotycznym, od wielu lat funkcjonuje senat, który wyraża głos narodu, ale i tak przywództwo leży w rękach rodziny królewskiej.
Nie wiedzieć czemu jego opowieść wywołała wspomnienie o ojcu, który zginął za młodu w wypadku samochodowym wraz ze swą żoną. Rodzice wcześnie osierocili swych trzech synów. Gdyby jednak Lelantos Kalliakis żył i zasiadł na tronie, z jego rozwiązłym i narcystycznym charakterem rozsadziłby z łatwością wielowiekową monarchię. Pomimo tego mieszkańcy wyspy długo po wypadku nosili żałobę po tragicznie zmarłych, jakby byli członkami ich rodzin. Chłopcy jednak opłakiwali tylko matkę.
‒ Żyjemy jak pod kloszem, a lokalni ludzie traktują nas niczym bajkową złotą rybkę. Dzieci uczą się czytać z elementarza ilustrującego dzieje moich przodków – kontynuował – ja zaś na jakimś etapie zapragnąłem poznać prawdziwych ludzi i pożyć normalnym życiem jak każdy z nich. Chciałem, żeby przez chwilę nie odnoszono się do mnie jak do księcia. Więc owszem, okłamałem was. I gdybym tylko mógł to powtórzyć, powtórzyłbym, bo kłamstwa uczyniły mnie wolnym i szczęśliwym. Nie doświadczyłem czegoś takiego nigdy przedtem ani nie doświadczę w przyszłości.
Spora część tego przemówienia została przygotowana i wielokrotnie powtórzona na usprawiedliwienie przed dziadkiem i braćmi. Jednak ci ostatni i tak uważali jego poczynania za zniewagę dla dobrego imienia rodziny. Zrzeczenie się własnego nazwiska i tytułu oraz posługiwanie się wymyślonym było dla nich z pewnością najbardziej haniebne.
‒ Jeśli zraniłem w ten sposób wasze, a przede wszystkim twoje uczucia, przyjmij moje przeprosiny – wygłosił na koniec.
W rzeczywistości nie był nic winien Jo, ale teraz liczyła się tylko biografia. Dla jej powodzenia mógł się zdobyć na te przeprosiny, poza tym czuł się głupio, że obiecał jej kiedyś kontakt, wiedząc doskonale, że nigdy nie dotrzyma słowa.
Jo nadal wyglądała na wściekłą, ale starała się nad sobą zapanować.
‒ Nawet nie wiem, jak mam się do ciebie zwracać – syknęła. – Theo? Tezeusz? Wasza wysokość? Czy mam przed tobą dygać?
Jak przez mgłę przypomniał sobie jej nieśmiały uśmiech, szept i zarumienione policzki sprzed lat. Już chciał powiedzieć, żeby go nazywała Theo… Bo życie w skórze zwykłego inżyniera na wakacjach stanowiło najpiękniejsze wspomnienie z całej młodości.
‒ Mów mi Tezeusz i żadnego dygania – burknął jednak.
Koniec wspominania, raz na zawsze!
Ludzie, którzy przed nim dygali i na różne sposoby oddawali mu cześć, doprowadzali go do rozpaczy. Niczym nie zasłużył sobie na ich czołobitność. Po prostu przyszedł na świat w królewskiej rodzinie.
Joanna pokiwała głową i przygryzła nerwowo dolną wargę.
A miała wspaniałe, kuszące usta. Stworzone do całowania. Pamiętał doskonale…
Dosyć!
‒ Proszę cię tylko o jedno. Żebyś wszelkie złe emocje na mój temat odłożyła teraz na bok i żebyśmy zaczęli efektywnie pracować. Będziesz potrafiła?
Po dłuższej chwili pokiwała smutno głową.
‒ Przypominasz sobie tę noc, gdy do baru weszli goście z Ameryki? – zapytała nagle zupełnie innym tonem. – Ty siedziałeś ze Skandynawami przy wielkim okrągłym stole…
Wzruszył ramionami. Starał się nie myśleć o tamtym czasie. Na wyspę Illya dotarł z grupą szwedzkich turystów promem ze Splitu i większość legendarnych dwóch tygodni spędził w ich towarzystwie. Na miejscu znajdowała się tylko plaża z jednym barem, ale sprzedawali tam rewelacyjne piwo, przepyszne jedzenie i na okrągło leciała muzyka – klasyczne hity – ze starej szafy grającej. Atmosfera była niepowtarzalna. Jo z przyjaciółmi była tam także cały czas, lecz dla niego bardziej w tle. Trzymał się swojej grupy.
‒ Ci Amerykanie nas zaczepiali… ‒ dorzuciła.
Tak! Teraz już pamiętał. Grupa młodych absolwentów college’u zdrowo sobie popiła po odebraniu dyplomów i przed wniknięciem na stałe w światek amerykańskich korporacji. Natychmiast zaczęli się dobierać do Jo i jej znajomych dziewczyn. W ich zachowaniu było coś wyjątkowo namolnego i paskudnego. Istotnie wyrzucił ich z baru osobiście, a kobietom kazał się dla bezpieczeństwa przysiąść do niego i reszty krewkich Skandynawów.
‒ Pamiętam – potwierdził.
Prawie się uśmiechnęła.
‒ Stanąłeś wtedy w naszej obronie – powiedziała. – Nieważne, czy szczerze, czy nie, ale nam pomogłeś. Za każdym razem kiedy będę miała ochotę cię zamordować, postaram się myśleć tylko o tym. Co ty na to?
‒ Niezły początek – odrzekł, z trudem hamując śmiech – ale skoro już uprzedziłaś, na wszelki wypadek pochowam niebezpieczne przedmioty.
Nareszcie uśmiechnęła się całkiem normalnie.
‒ No to jesteśmy umówieni! A teraz czas do roboty. Wybacz, ale wracam do mojego apartamentu czytać dalej notatki Fiony.
‒ Będziesz gotowa na rano z pisaniem?
‒ Mało prawdopodobne. Natomiast powtarzam, że dotrzymam terminu oddania całej biografii, nawet gdybym miała nad nią umrzeć.
Pożegnawszy się, wstała i ruszyła energicznie do drzwi, ukazując swe ponętne kształty w całej okazałości. Ciekawe, jaka bielizna kryje się pod elegancką granatową spódniczką…
O nie! Co go obchodzi jej bielizna?!
Ale faktem jest, że pięć lat temu poznał nieokrzesaną młodą dziewczynę, która przeistoczyła się w rasową, seksowną damę! Drugim niezaprzeczalnym faktem jest, że od tamtego czasu nie zastanawiał się nigdy nad bielizną kobiet, z którymi miał do czynienia zawodowo lub bardziej prywatnie. Cóż w tym złego, że nagle dostrzega czyjś seksapil? Myśli to nie czyny. Tezeusz, który przedkładał przyjemność ponad obowiązki, jest banitą. Książę zainteresuje się dopiero swą przyszłą żoną.