Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Z choinkowej gałązki... 24 opowiadania niosące nadzieję dla dużych i małych - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Z choinkowej gałązki... 24 opowiadania niosące nadzieję dla dużych i małych - ebook

"Dajcie się otulić cudnym, rodzinnym opowieściom, które ogrzeją Wasze serca i rozświetlą zimowe wieczory" Joanna Tekieli. Grudzień i czas przygotowań do świąt Bożego Narodzenia to wyjątkowy okres. Wszyscy bohaterowie tych świątecznych opowiadań mają swoje, niepowtarzalne zadania- Łukasz okazuje się być bardziej dorosły, niż rodzice, Daria, choć początkowo "znika" Święta, to odmienia się zupełnie, pan Mikołaj odzyskuje rodzinę, Zajączek Jurek odnajduje przyjaciół, a Panu Misiowi wraz leśnymi zwierzątkami udaje się uratować Gwiazdkę i zawiesza ją na grudniowym niebie... I młodszy i starszy Czytelnik na kartach tej książki znajdzie coś dla siebie. Niech zadzieje się świąteczna magia!

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788396722157
Rozmiar pliku: 39 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

- Od Autora i… instrukcja „obsługi książki”
- 1. Wigilia przy ulicy Brzozowej…
- 2. Skąd się wziął śnieg?
- 3. Strażnik naszego miasteczka
- 4. Mikołajki Alicji
- 5. O tym, jak Julia pomagała aniołowi…
- 6. Choinka Janka
- 7. Historia zagubionego listu
- 8. Przemiana pana Mikołaja
- 9. Sprawki anioła
- 10. Święta w Malinowie
- 11. Świąteczna akcja ratunkowa
- 12. Kto „zniknął” Święta?!
- 13. Helenka i Marcel szykują prezenty
- 14. Na pomoc Gwiazdce
- 15. Świąteczna pomyłka
- 16. Życzenie Natalii
- 17. Jak to drzewiej z wigiliją bywało… / wigiliją dzieci biją, nasalają, w piec wsadzają…
- 18. Jak Marcinek i Daniel czekali na Mikołaja…
- 19. Zasypane święta
- 20. Świąteczni pomocnicy
- 21. Pan Borsuk jest chory…
- 22. Duch lasu
- 23. Na tropie Gwiazdki
- 24. Boże Narodzenie zajączka Jurka
- Miejsce na Wasze świąteczne opowiadanie i ilustracje lub zdjęcia
- Wesołych Świąt!
- PODZIĘKOWANIASPIS TREŚCI

Od Autora i… instrukcja „obsługi książki” 7

1. Wigilia przy ulicy Brzozowej… 9

2. Skąd się wziął śnieg? 33

3. Strażnik naszego miasteczka 41

4. Mikołajki Alicji 46

5. O tym, jak Julia pomagała aniołowi… 55

6. Choinka Janka 61

7. Historia zagubionego listu 67

8. Przemiana pana Mikołaja 81

9. Sprawki anioła 95

10. Święta w Malinowie 111

11. Świąteczna akcja ratunkowa 129

12. Kto „zniknął” Święta?! 140

13. Helenka i Marcel szykują prezenty 156

14. Na pomoc Gwiazdce 164

15. Świąteczna pomyłka 173

16. Życzenie Natalii 187

17. Jak to drzewiej z wigiliją bywało… / wigiliją dzieci biją, nasalają, w piec wsadzają… 211

18. Jak Marcinek i Daniel czekali na Mikołaja… 223

19. Zasypane święta 233

20. Świąteczni pomocnicy 243

21. Pan Borsuk jest chory… 250

22. Duch lasu 255

23. Na tropie Gwiazdki 260

24. Boże Narodzenie zajączka Jurka 273

Miejsce na Wasze świąteczne opowiadanie i ilustracje lub zdjęcia 281

Wesołych Świąt! 282

PODZIĘKOWANIA 283OD AUTORA I… INSTRUKCJA „OBSŁUGI KSIĄŻKI”

Drodzy Czytelnicy! Witajcie w magicznej, świątecznej krainie, którą mam nadzieję odkryjecie na kartach tej książki.

Świąteczne historie rządzą się swoimi prawami – musi być magia, śnieg, szczęśliwe zakończenie, wzruszenie i radość. Wierzę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie – mały, nastoletni, dorosły i dojrzały Czytelnik. Marzy mi się, że każdego dnia grudnia rodzinnie będziecie czytać kolejne opowiadania. Porozmawiacie o nich, pośmiejecie się, wzruszycie, a może któryś z bohaterów wzbudzi w Was szczególną sympatię…

Pisząc kolejne historie, pojawił mi się w głowie pomysł, byście stali się także ich Współautorami. I tu już spieszę z „instrukcją”! Jak z pewnością zauważyliście, książka zawiera 24 opowiadania. Na końcu znajduje się miejsce na napisanie kolejnego – 25. opowiadania, bajki, historii, zrobienie ilustracji czy wstawienie świątecznego zdjęcia. I tutaj zaczyna się Wasza pisarska i ilustratorska przygoda! To miejsce specjalnie stworzone dla Was! Możecie opisać tutaj Wasze tradycje świąteczne, możecie wymyślić bajkę, napisać świąteczne życzenia albo namalować bożonarodzeniową ilustrację – wszystko zależy od Waszej wyobraźni! Dzięki temu stajecie się Współautorami Z choinkowej gałązki, a Wasz egzemplarz będzie wyjątkowy, unikatowy, jedyny taki na całym świecie! Nikt inny nie będzie miał takiej książki! Dopiszcie swoje imiona i nazwiska pod moim na pierwszej stronie.

Brawo! Zostaliście Współautorami! Gratuluję z całego serca!

Gotowi na najbardziej magiczny miesiąc w roku? Jeśli tak, to niech wkroczy Dobry Duch Świąt i zadzieje się magia!

Anna Chrzanowska1. WIGILIA PRZY ULICY BRZOZOWEJ…

W bloku przy ulicy Brzozowej 3 były cztery klatki. Każda klatka miała trzy piętra, a na każdym piętrze były trzy mieszkania. Nawet średniej klasy matematyk szybko obliczyłby, że w całym bloku było… hmm, dajcie mi chwilkę… czterdzieści osiem mieszkań. Idąc dalej, tak pi razy oko, w całym bloku mieszkało mniej więcej około stu osób. To całkiem pokaźna liczba.

Przekrój wiekowy był naprawdę różny – od różowych bobasków zaczynając, a kończąc na pani Kazi Mieczkowskiej – dziewięćdziesięcioletniej staruszce, która była całkiem sprawna, choć poruszała się o lasce. Większość mieszkańców znała się od dawna i w sumie byli to naprawdę życzliwi ludzie. Nie trzeba było zatrudniać dodatkowej ochrony, gdyż w każdej klatce bacznie teren bloku obserwowali: pani Słomczyńska z pierwszej klatki z parteru, w drugiej klatce, też na parterze, pani Drozd, w klatce trzeciej z trzeciego piętra filował pan Mieczysław Baranowski, a w ostatniej z drugiego piętra zagorzała kociara, pani Bogusia Szalińska. Oczywiście wszystkie najnowsze obserwacje i uwagi były codziennie omawiane w godzinach przedpołudniowych, kiedy to starsi mieszkańcy wracali z porannych zakupów. Gdy pogoda pozwalała, zajmowali oni ławeczkę pod wielką lipą i tam odbywały się rozmowy. W tych sąsiedzkich ploteczkach nie było nic złego, ot kierowała nimi ludzka ciekawość i chęć rozmowy z drugim człowiekiem. Ostatnio najczęstszym tematem tych sąsiedzkich pogaduszek było wprowadzenie się nowych lokatorów – młodego małżeństwa z maleństwem, dziesięciomiesięcznym Marcinkiem. Zawsze grzecznie mówili „dzień dobry”, ale choć od ich przeprowadzki tutaj minęły trzy miesiące, to nikt ich nie odwiedzał. No może poza hydraulikiem, ekipą remontową i kominiarzem. W oczach sąsiadów było w tym coś dziwnego…

Ale właściwie to nie jest historia o pani Mieczkowskiej ani o pani Słomczyńskiej, Szalińskiej, Drozdowej czy panu Baranowskim… Otóż w drugiej klatce na pierwszym piętrze, tuż nad panią Marią Drozd, mieszkał pan Tadeusz i to właśnie o nim będzie ta opowieść…

Pan Tadeusz miał sześćdziesiąt siedem lat. Mieszkał w tym bloku już od wielu, wielu lat, ale sam od pięciu, odkąd zabrakło jego pięknej Helenki, a dzieci – Kasia i Maciek – już dawno się wyprowadzili, założyli swoje rodziny i mieszkali daleko. Kasia po studiach skończyła filologię angielską, wyjechała do Australii, wyszła za mąż za przystojnego Kevina, adwokata z Sydney. Mieli też dwoje dzieci: ośmioletnią Marikę i pięcioletniego Michałka. Przyjeżdżali od czasu do czasu, szczególnie zimą, żeby dzieciaki zobaczyły śnieg. A Maciek, którego pasją od zawsze były samochody, projektował nowe auta i wszelkiego rodzaju udogodnienia, zdobywał mnóstwo nagród, no i mieszkał w Niemczech… Dumni byli pan Tadeusz i jego piękna Helenka ze swoich dzieci, że im się w życiu udało. Tęsknili oczywiście, ale dzięki temu, że pociechy mieszkały daleko, mogli je odwiedzać i w kwiecie wieku przeżyli mnóstwo przygód, i zwiedzili wiele niezwykłych miejsc na świecie. Słowem – rodzina sukcesu, z której można byłoby brać przykład. Pan Tadeusz z dumą pokazywał sąsiadom albumy ze zdjęciami z wyprawy do Australii i Nowej Zelandii, kangury, fotografie, na których to w samochodach wyścigowych miał okazję jeździć z Maćkiem na torze wyścigowym w Oschersleben.

Był ponury, grudniowy dzień, a pan Tadeusz właśnie wracał ze sklepu. Zawsze przed Świętami dokładnie rozplanowywał sobie, co i kiedy kupić, przygotować. Tak samo robiła jego żona Helenka. Pan Tadeusz wiedział, że ona chciałaby, żeby szczególnie te świąteczne przygotowywania były pełne magii i tradycji. I choć nie było Helenki już od pięciu lat, to pan Tadeusz zawsze starał się, by nic nie umknęło mu z tych złotych rad żony.

Dziś akurat przypadał dzień „cięższych rzeczy”. I choć pan Tadeusz nie należał do stetryczałych staruszków, to noszenie kilku kilogramów mąki, pomarańczy, cytryn, jabłek, orzechów i warzyw nie było lekką sprawą.

– Witam, sąsiedzie! – rozległ się nagle głos. Był to pan Baranowski, który mył kuchenne okno.

– Dzień dobry! – odpowiedział pan Tadeusz, stawiając pod drzwiami wejściowymi zakupy i szukając kluczy w kieszeni płaszcza.

– Oj, chyba Kaśka przyjedzie z dzieciakami, bo widać Święta u pana, panie Tadeuszu, to szykują się spore. – Pan Mieczysław wypatrzył bacznym okiem duże zakupy.

– Mam nadzieję! Śnieg ma być, to na sanki bym poszedł z Michałkiem i Mariczką. I bałwana byśmy ulepili – rozmarzył się pan Tadeusz.

– Pewnie! Oni to tam sam gorąc mają. Ileż można na tej plaży się smażyć?

– No, idę, panie Mieczysławie, bo jeszcze muszę na rynek zajść po kapustę kiszoną i grzybki do pani Jadzi. Helenka mówiła, że u niej zawsze świeże i najsmaczniejsze – pożegnał się pan Tadeusz.

– Mietek! Skaranie boskie z tobą! – usłyszeli głos z głębi mieszkania państwa Baranowskich. To żona pana Mieczysława „zwracała” panu Mieczysławowi uwagę. – Smugi się porobią! Czterdzieści pięć lat i ciągle to samo! Myjesz wodą z octem szybę i zaraz ją gazetą wycierasz!

Pan Tadeusz wszedł do swojego mieszkania. Pachniało Świętami. Choinka stała jeszcze na balkonie i czekała, aż małe rączki wnuczków zawieszą na niej świąteczne ozdoby. W wielkim, wiklinowym koszu pan Tadeusz ułożył jodłowe gałązki, które podciął ze świątecznego drzewka, by łatwiej można było je włożyć do stojaka. Kevin pewnie mu pomoże, bo w tym roku choinka była naprawdę wielka i ciężka. Jak wspominałam, pan Tadeusz nie należał do słabeuszy. W młodości trenował lekkoatletykę. Na studiach nawet reprezentował swoją uczelnię na zawodach sztafetowych, bo właśnie sztafeta była jego konikiem. Był przystojny, wysportowany – idealnie zapowiadający się zawodnik. Ale poznał na spływie kajakowym swoją piękną Helenkę i wtedy zaczął karierę rodzinną – męża, a potem ojca. W szkole, w której był nauczycielem wychowania fizycznego, cieszył się uznaniem, uczniowie go kochali, a jego drużyny miały na swoim koncie wiele sportowych sukcesów.

„Tak, miłe życie mam” – pomyślał pan Tadeusz.

I choć strasznie tęsknił za swoją piękną Helenką, to czuł, że ona jest przy nim, a na pewno nie chciałaby, żeby stracił wraz z jej śmiercią tę niezwykłą radość życia. „Dzień bez uśmiechu jest dniem straconym” – taką zasadę pan Tadeusz od zawsze stosował, a szczególnie pilnował tego po śmierci żony.

Wypakowane zakupy znalazły swoje miejsce w kuchennych szafkach, słoikach i świątecznych miseczkach. Ta ze śnieżynkami była ulubioną Maćka – w niej zawsze ułożone były orzechy. Obok stał dziadek do orzechów w kształcie drewnianego żołnierzyka, którym to dawno temu bawił się Maciuś… a może to wcale nie było tak dawno…?

Pan Tadeusz zerknął w kalendarz. Był 21 grudnia. Pierwszy dzień zimy i wszyscy czekali na zapowiadany śnieg. Święta za trzy dni, a pracy mnóstwo. Zgodnie z tym, o czym mówił pan Tadeusz, trzeba było jeszcze kupić kapustę i grzyby. No i odebrać karpia od pani Drozd – jej zięć miał stawy hodowlane i przynosił teściowej sprawione już ryby. Pan Tadeusz miał miękkie serce i nie umiał „ostatecznie” rozprawić się z rybą. Przypomniał sobie, kiedy to na pierwsze wspólne Święta kupił żywą rybę. Skończyło się na tym, że po Świętach Mikuś (tak nazwali rybkę) wylądował w stawach rybnych za miastem, w rodzinnym miasteczku Helenki. Pan Tadeusz uśmiechnął się do swoich myśli, do tych wesołych wspomnień.

Kapusta przyjemnie pyrkała w garnku, grzybki roztaczały aromat, a w piekarniku dochodził świąteczny piernik. Magia Świąt, feeria zapachów, pan Tadeusz z zadowoleniem nucił świąteczne pastorałki. Może i kucharzem pierwszej klasy nie był, ale i tak był dumny ze swoich świątecznych potraw. Do każdej bowiem dodawał „witaminkę M”, co sprawiało, że nawet przypalony piernik i zbyt słona kapusta z grzybami – bo pan Tadeusz posolił ją porządnie – smakowały wyjątkowo.

W tych wszystkich przygotowaniach i wspomnieniach o minionych chwilach pan Tadeusz zatracił się tak bardzo, że nie usłyszał dźwięku telefonu.

– Halo! – odezwał się w końcu pan Tadeusz.

– Tato! Dzwonię i dzwonię do ciebie już tak długo. Martwiłam się. Miałam już bilet rezerwować i odwołać wycieczkę – odezwał się w telefonie głos Kasi.

– Oj, córciu, przepraszam, tak w kuchni pitraszę, z zeszytu mamy czytam, że zupełnie nic nie słyszałem – wyjaśniał pan Tadeusz. – A która to godzina?

– No u nas jest dziesiąta, to u ciebie… o, matko i córko! Tato! Jest północ!

– No, już nie krzycz na mnie, Kasiu. Powiedz, o której mam jechać po was na lotnisko. Mam nadzieję, że będziecie mieć bezpieczny lot, bo u nas zapowiadają spore opady śniegu – tłumaczył radośnie pan Tadeusz. – To o której mam być?

– No właśnie, tato, chodzi o to, że nie trzeba przyjeżdżać, bo… – zaczęła Kasia.

– Ale to żaden problem. Może mój wysłużony opelek to nie to, co wasza toyota, ale miejsca jest dość. I słuchaj najlepszego – już wyciągnąłem sanki z piwnicy dla Michasia! I nawet twoje łyżwy znalazłem. Będą akurat na Mariczkę – szczebiotał dalej pan Tadeusz.

– Tato! Zaczekaj! Nie przyjeżdżaj po nas, bo nie przylecimy. Kevin kupił dla nas wycieczkę do Tajlandii… Wiesz, że o tym zawsze marzyłam, a teraz jest akurat trochę taniej, no i mamy rocznicę ślubu, to taki prezent…

Pan Tadeusz nieruchomo stał przy telefonie. Chwycił się odruchowo szafki i usiadł powoli w fotelu.

– Tato! Jesteś tam? Halo! Tato! – zaniepokoiła się Kasia.

– Tak córciu, jestem… – powiedział ciszej pan Tadeusz. – Trochę mnie zaskoczyłaś…

– Przepraszam, tato… wiedziałam wcześniej, ale nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć… – tłumaczyła się Kasia. – Może Maciek wpadnie do ciebie w drugi dzień Świąt, bo wiesz, że w jego branży raczej urlop nie istnieje, a z tego co wiem, udało mu się z szefem dogadać, że dostanie parę dni wolnego, ale w Wigilię musi być w pracy…

– To co ja z tymi wszystkimi potrawami zrobię… i Mikołaj już u mnie był. Pod choinką zostawił prezenty… To znaczy choinka jest jeszcze na balkonie, bo myślałem, że razem… – Pan Tadeusz urwał. Przetarł szybko oczy i szybko dodał: – I bardzo dobrze, córciu! Korzystajcie! Taka okazja może się nie trafić. Jak mama mówiła – trzeba brać z życia jak najwięcej i korzystać z tego, co daje nam los z uśmiechem. A prezenty poczekają, może w styczniu wpadniecie, pochwalicie się zdjęciami, dzieciaki nacieszą się śniegiem. Co się odwlecze, to nie uciecze.

– Naprawdę? – nie dowierzała do końca córka pana Tadeusza. – I nie gniewasz się? Nie chcę, żebyś był w Święta sam… Dzwoniłam do cioci Janinki i powiedziała, że z chęcią ugości cię w Święta.

– Dobrze, dobrze, córciu, poradzę sobie – zapewnił pan Tadeusz. – Oddzwonię później, Kasiu, bo zaraz doszczętnie spalę makowiec. Już piernik mi lekko węglem zalatuje…

– OK, tato, będę czekała. Kocham cię, pamiętaj. My wszyscy cię kochamy, ale zrozum…

– Wiem, wiem, Kasiu. Bawcie się dobrze i róbcie dużo zdjęć. Pa, pa, do usłyszenia.

Pi, pi, pi… – rozległo się w słuchawce.

Pan Tadeusz zerknął na zegar. Było dziesięć minut po północy. Wszystkie te przygotowania, radosne oczekiwanie, zakupy, nadzieja i rozczarowanie telefonem córki nagle sprawiły, że pan Tadeusz poczuł się bardzo zmęczony, jakby ktoś położył mu ogromny ciężar na plecach… Poczuł się bardzo samotny i stary…

„Młodzi są, niech cieszą się życiem, może już nie nadarzy się okazja wyjazdu do Tajlandii. I pewnie wnuki też się cieszą. Przecież Michałek tak lubi zwierzątka, a tam, wiadomo, słonie, kolorowe papugi, tygrysy… A i Marika będzie miała co w swojej szkole opowiadać. Kevin i Kasia może na jakąś romantyczną kolację pójdą, w końcu odpoczną… A jak przyjadą potem do mnie, to opowiedzą wszystko i zdjęcia pokażą. A ja, co tam, jakoś sobie poradzę. Ale do Janinki nie pojadę, o nie! I tak ma pewnie dużo pracy i gości na Święta się zjedzie, to gdzie ja jeszcze będę na głowę się im tam zwalał. Janinka dobre serce ma, ale za bardzo chce wszystkich uszczęśliwić na siłę. I czasem gada trzy po trzy… A ja w spokoju, powolutku sobie sam wszystko ładnie przygotuję…” – Tak starał się w myślach opanować i przekonać pan Tadeusz.

Chyba nie za bardzo mu wyszło to pocieszanie, bo ciśnieniomierz pokazał 190/120 i zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza. Pan Tadeusz zażył więc tabletki na obniżenie ciśnienia i położył się spać. Choć było już naprawdę późno, a i wrażeń nie brakowało tego dnia, jakoś nie mógł zasnąć… Kiedy już mu się to udało, śniły mu się pędzące ulicą miasta słonie w mikołajowych czapkach i latające papugi, które wołały głosem Janinki: Tadziu, Tadziu, koniecznie musisz do nas przyjechać!

Pan Tadeusz obudził się o szóstej rano i wcale nie czuł, że sen dał mu ukojenie i pozwolił odpocząć. Zapalił lampkę i usiadł na łóżku. Wziął z czułością zdjęcie Helenki, które stało tuż obok na stoliku nocnym i z czułością je pogłaskał. Po policzku pana Tadeusza popłynęła łza…

– Helenko, tak mi ciebie brakuje – wyszeptał pan Tadeusz.

„Dzień bez uśmiechu jest dniem straconym, bierz z radością, co przynosi los, a może wszystko się odmieni” – przypomniał sobie słowa swojej ukochanej żony. Pan Tadeusz postanowił, że choćby ze względu na pamięć o swojej Helence, będzie cieszył się Świętami. A kto wie, może Maćkowi uda się przyjechać w ten drugi dzień Świąt…

Chcąc uniknąć wścibskiego wzroku sąsiadek, pan Tadeusz tuż po siódmej rano zaczął wyciągać choinkę z balkonu. Miał sprytny plan – zawiązać sznurek wokół pnia jodły i wciągnąć ją do mieszkania, bez większej konieczności dłuższego przebywania na balkonie. Akurat pech chciał, że „na papieroska” wyszła na balkon pani Szalińska…

– Dzień dobry, panie Tadeuszu! Tak od rana pan za choinkę się zabiera, oj, pewnie zjedzie się rodzinka z daleka – zagadnęła.

„Kurczę, że też właśnie ona…” – pomyślał pan Tadeusz.

– Dzień dobry! Ano, zaraz Wigilia, a tu choinkę trzeba ubrać i jeszcze tyle rzeczy zrobić… – starał się odpowiedzieć wymijająco pan Tadeusz.

– Ale, ale, choinkę to chyba w Wigilię pan z wnukami ubiera, prawda? A to za dwa dni dopiero. Szkoda, żeby w cieple choinka stała, bo igiełki będą oblatywać. A i chyba ten zięć pana miał pomagać, bo mówił pan, że…

– Do widzenia, akurat telefon dzwoni! Do widzenia, pani Bogusiu! – odkrzyknął pan Tadeusz i szybko, z jakąś niewiarygodną siłą, podrzucił ogromną jodłę jedną ręką i wniósł świąteczne drzewko do mieszkania.

– Ależ się zasapałem – powiedział sam do siebie. – Ale rady nie było. Jakbym nie umknął, to zaraz całe osiedle by plotkowało, że będę miał samotne Święta…

Ostatnie dni przed Wigilią są zawsze pełne pracy. Na szczęście pan Tadeusz wszystkie zakupy miał zrobione i prace dobrze rozplanowane. Przydały się złote rady Helenki… Pogoda też nie zachęcała do spacerów, bo faktycznie zima rozgościła się w mieście na całego. Co chwila wiał silny i zimny wiatr, niosący ogromne, granatowe chmury, z których śnieg nie przestawał sypać. Na ulicach co chwila było słychać dźwięki pługów śnieżnych, które starały się jak mogły, by uprzątnąć biały puch z ulic i chodników. Nawet w telewizji i w radiu mówili, żeby starsze osoby raczej zostały w domach, bo w ostatnich dniach na oddziały SOR trafia sporo osób ze złamaniami.

Pan Tadeusz starał się odgonić myśli o tym, że czekają go samotne Święta. Zaplanował nawet bardzo dokładnie, co powie, kiedy zadzwoni Janinka. Nieobieranie telefonu od szwagierki nie wchodziło w grę, choć i taka myśl się pojawiła. Wtedy to już na pewno przyjechałaby tutaj i siłą zaciągnęła go do siebie. Tylko jakimś cudem, a może tu zadziałała jakaś magiczna siła wyższa, pan Tadeusz zdołał wmówić Janince, że spędzi Święta z sąsiadami, a następnego dnia przyjedzie Maciek, bo dostał wolne.

– Ufff… – odetchnął z ulgą pan Tadeusz, odkładając słuchawkę telefonu. – Nawet nie było tak najgorzej. Może Janinka też będzie miała tylu gości, że i ja byłbym tylko niewidzialnym, ale uciążliwym dodatkiem… A sąsiadów tu Janinka zna i wie, że to dobrzy ludzie.

Potrawy były gotowe, została jeszcze choinka. I tu kryła się największa tęsknota – tego najbardziej obawiał się pan Tadeusz… Zawsze choinkę ubierali razem… Kiedy był mały, z rodzicami i Bartkiem, starszym bratem. Kiedy założył rodzinę, to z Helenką, dziećmi, a teraz z wnukami… Patrząc na staromodne, słomkowe zabawki i zrobione dziecięcą rączką łańcuchy, poczuł, że drżą mu ręce, a łzy zaczęły same lecieć…

– No nie mazgaj się, stary! – upomniał sam siebie. – W końcu ubierzesz drzewko po swojemu. I tej paskudnej, plastikowej bombki z cekinami, którą Kasia kupiła kiedyś na jarmarku, nie będziesz musiał oglądać. W końcu rok może sobie poleżakować, a nie szpecić mi tu jodełkę.

Bombka faktycznie piękna nie była, a właściwie zalatywała strasznym kiczem. Ale Kasia twierdziła, że jest ona tak paskudna, że aż piękna. I za każdym razem, kiedy pan Tadeusz chciał pozbyć się tej wątpliwej ozdoby, córka jakimś cudem odnajdywała ją i z jeszcze większą premedytacją wieszała w centralnym miejscu na choince.

Ubieranie świątecznego drzewka zupełnie nie szło panu Tadeuszowi. Każda ozdoba przypominała jakąś historię – a to jak lepili serduszka z masy solnej na pierwsze Święta z Helenką, bo nie stać ich było na piękne, szklane bombki, choć sklepy wtedy też świeciły pustkami. Jak z Kasią i Maciusiem cukierki wieszali. Teraz to same papierki zostały, bo jakimś cudem zawartość znikała, a środek był kawałkiem plasteliny. Jak potem robili razem łańcuchy z kolorowego papieru… A z Michałkiem i Mariką robili białe aniołki. Te słomkowe ozdoby, bardzo ładne, to był prezent od Janinki. Dostali je na drugie wspólne Święta, bo Janinka martwiła się, że ozdoby z masy solnej to nie są ozdoby świąteczne. Helenka dbała, żeby co roku przybywała jakaś nowa ozdoba. Nawet wymarzone, szklane bombki też się pojawiły. Część po spotkaniu z rocznym Maciusiem zamieniła się w „bombkowe części”, jak mówiła Kasia. Dobrze, że nic się nikomu wtedy nie stało. Tylko choinkę trzeba było skrócić o połowę – raz ze względów bezpieczeństwa, a dwa, że choinka została w dwóch częściach – po prostu się złamała. Ale dzieci miały radość, bo w ich pokoju stanęła mała choineczka, którą ze złamanych gałązek zrobiła Helenka. No i oczywiście była jeszcze gwiazda, którą zakłada się na czubek choinki. To była gwiazda z rodzinnego domu pana Tadeusza. Kiedyś, wiele, wiele lat temu, gwiazdę tę przywieźli rodzice ze swojej podróży poślubnej z Austrii. W Wiedniu na jarmarku bożonarodzeniowym kupili ją i przywieźli jako symbol miłości, z dobrą wróżbą dla całej rodziny, żeby się „darzyło przez cały rok”.

Im dłużej pan Tadeusz przyglądał się zgromadzonym przez lata ozdobom świątecznym, tym ochota na ubieranie choinki i świętowanie opuszczały go… Nawet nie spostrzegł się, że zrobiło się ciemno. Śnieg sypał z coraz większą intensywnością. Pan Tadeusz nawet pomyślał, że może i lepiej, że dzieci nie będą leciały w tę pogodę, bo podróż samolotem, i to taka długa, w takich warunkach, mogła się skończyć źle, a przynajmniej spędzeniem Świąt na lotnisku. A tego pan Tadeusz nie życzył Kasi, Kevinowi i wnukom.

Starszy pan snuł się po mieszkaniu z kąta w kąt. Pogrążony w swych wspomnieniach nie usłyszał dzwonka do drzwi. Dopiero głośne pukanie, a właściwie walenie pięścią w drzwi, ściągnęło pana Tadeusza na ziemię.

– No już myślałam, że policję będę wzywać. Karpika panu przyniosłam, panie Tadziu – wyjaśniła pani Drozdowa.

– Oj, przepraszam panią. Tyle pracy przed tymi Świętami, że już nie wiem, w co ręce włożyć i po prostu z tego wszystkiego nie słyszałem, jak pani dzwoniła – wyjaśnił pan Tadeusz. – Dziękuję serdecznie, pani Marysiu, i niech pani zięciowi podziękuje w moim imieniu. A teraz przepraszam, ale jeszcze pierniczki trzeba ozdobić, no i rybkę usmażyć.

Kiedy pan Tadeusz zamknął drzwi, odetchnął z ulgą. „Muszę jakoś się doprowadzić do porządku, przecież to nie koniec świata” – pomyślał. – „To nic takiego, przecież Helenka i tak zawsze jest blisko…”

Pan Tadeusz, nie spoglądając na zegarek, zabrał się za przyrządzanie karpia. Najbardziej lubił takiego smażonego, w chrupiącej skórce. „Do tego Helenka robiła taki pyszny sos grzybowy” – przypomniał sobie. „Przepis na pewno jest w tym jej magicznym zeszycie”.

I zabrał się do pracy. Może nawet nie z chęci zjedzenia sosu grzybowego, ale dla zabicia czasu, żeby skupić myśli na czymś innym.

Próba snu też właściwie była podobna do poprzedniego wieczoru… Tym razem sny zdominowane były przez oszalałe ozdoby choinkowe – oczywiście z tą paskudną, cekinową bombką w roli głównej. No i jak tu wierzyć, że sen przynosi odpoczynek i według zaleceń naukowców trzeba spać około ośmiu godzin?

Wigilijny poranek – mocna, poranna kawa i kawałek zbyt ciemnego piernika skutecznie podniosły ciśnienie panu Tadeuszowi. Zdążył nawet rano, unikając wzroku wścibskich sąsiadów, pojechać na cmentarz do Helenki. Przysiadł na chwilę na ławeczce, zapalił znicz, a kawałek białego opłatka włożył między jodowe gałązki stroika.

Wchodząc po schodach, pan Tadeusz uśmiechnął się, bo z parteru dobiegły go głosy rodziny Drozdów, którzy w pośpiechu szykowali się do Wigilii. Pani Marysia przeżywała, że zapomnieli o jemiole, a jemioła być musi na szczęście. Wszędzie unosiły się cudowne zapachy. Otwierając drzwi, usłyszał śmiech małego chłopca. To Marcinek, syn nowych sąsiadów. Zamieszkali naprzeciwko pana Tadeusza. Mama Marcinka śpiewała kolędy, a tata grał na gitarze. „Chyba małemu się podoba” – pomyślał.

W domu pan Tadeusz zrobił sobie gorącej herbaty. Dobrze, że na cmentarz nie było daleko, bo na dworze był ostry mróz, a dodatkowo przez ten śnieg ciężko było się przebić. Daleko, niedaleko, ale ciepła herbata z pomarańczą i goździkami to – według Helenki – najlepszy sposób na rozgrzanie i polepszenie humoru. Choć pan Tadeusz bardzo się starał, pił herbatkę rozgrzewającą, zajadał piernik i patrzył na choinkę, to wcale humor mu się nie poprawił. Mało tego, nawet choinka przestała mu się podobać. Jakby czegoś jej brakowało. To tylko rozdrażniło bardziej pana Tadeusza.

„Jaka Wigilia, taki cały rok” – zaświtało mu w głowie. „Świetnie. Piernik spalony, kapusta tak słona, że nie da się jej zjeść, w końcu nie zrobiłem tego sosu grzybowego. Do tego ta dziwna choinka… No, a wisienką na torcie jest to, że zostałem zupełnie sam… Po postu fantastyczne Święta! Nie ma Helenki, nie ma dzieci, nie ma wnuków… Janinka też pewnie będzie dzwoniła, a jak się jednak zorientuje, że jestem sam, to tu zaraz brygadę antyterrorystyczną przyśle! Po co komu taki Tadeusz jak ja?! Jak widać po nic! Maciek SMS przysłał, że będzie za dwa dni, bo teraz pracuje, a Kasia też od naszej ostatniej rozmowy nie dała znaku…”

Pan Tadeusz nie pomyślał, że ten „brak zainteresowania” córki był spowodowany różnicą czasu, złą pogodą, a więc i brakiem zasięgu. Czarne chmury myśli coraz bardziej zbierały się nad panem Tadeuszem i zły nastrój ogarnął mężczyznę w pełni. Przygotowany już wczoraj stół wigilijny, z delikatnym opłatkiem na talerzyku, białym obrusem, a pod nim z siankiem, czekał cierpliwie, aż złe myśli odfruną gdzieś w zimową dal, a w sercu niczym pierwsza gwiazdka rozbłyśnie świąteczna radość…

Wziął do ręki opłatek. Przyglądał się chwilę wytłoczonemu obrazkowi, który przedstawiał Świętą Rodzinę… tak, rodzinę… „Opłatek, też coś” – pomyślał z nieukrywaną złością pan Tadeusz. – „Ideą opłatka jest dzielenie się nim, szukanie w tym geście pojednania, miłości, wzruszenia… a ja co, sam ze sobą będę się dzielić? To kpina jakaś!”

Pan Tadeusz, już nie ze złością, ale z ogromnym smutkiem, zapadł się w swoim fotelu i zapłakał.

„To najgorsze Święta w moim życiu! Helenko, gdzie jesteś! Zostawiłaś mnie, jestem zupełnie sam, nikogo już nie obchodzę, a tak się starałem, tak bardzo chciałem… Nie, nie mam powodu, żeby się uśmiechać, nie mam na to zupełnie ochoty” – kłębiło się w głowie pana Tadeusza.

Rozległo się pukanie do drzwi. Dopiero to sprawiło, że pan Tadeusz trochę oprzytomniał.

„Może mi się wydawało…” – pomyślał.

Puk, puk, puk!

Nie, ktoś faktycznie próbował dobić się do pana Tadeusza. Spojrzał szybko na stół. „Uff, dobrze, że jest i talerz dla zbłąkanego wędrowca. Ale jeśli to Janinka, to dopiero będzie wesoło!”

Puk, puk, puk! Ktoś pukał coraz głośniej.

– Halo! Panie sąsiedzie! – usłyszał. I nie był to głos Janinki ani nikogo, kogo znał, a jednak był to jakiś głos sąsiada…

Pan Tadeusz otworzył drzwi.

– Bardzo przepraszam, że niepokoję pana w ten wigilijny wieczór, ale chcieliśmy się upewnić, że u pana wszystko w porządku – zaczął tłumaczyć się młody chłopak. To nowi sąsiedzi, ci sami, którzy z Marcinkiem całkiem niedawno sprowadzili się do mieszkania obok.

– Widzieliśmy rano, że pan wraca przez ten śnieg i mieliśmy wcześniej zajrzeć, ale sam pan rozumie, dziś Wigilia, sporo przygotowań, a nasz Marcinek ciągle potrzebuje opieki i uwagi.

– Dziękuję, u mnie wszystko w porządku – odpowiedział trochę zaskoczony pan Tadeusz. Kątem oka zauważył, że w drzwiach stanęła młoda żona sąsiada z małym Marcinkiem na rękach. Coś ścisnęło serce pana Tadeusza. – Wiecie co, właściwie nie jest dobrze…

Tym razem taką odpowiedzią zaskoczeni byli młodzi sąsiedzi.

– Przypaliłem piernik tak, że teraz to kamień się z niego zrobił i kapustę kiszoną jeszcze podwójnie posoliłem. No nie da się tego zjeść… – wytłumaczył pan Tadeusz.

Mały Marcinek roześmiał się, jakby wszystko zrozumiał i zaczął bić brawo. Patrząc na radość malca, wszyscy troje się roześmiali.

– Panie sąsiedzie, zapraszamy pana do nas – powiedział młody mężczyzna. – Jestem Kuba, a to moja żona Helenka, no a Marcinka to pewnie pan już zna, a na pewno słyszał nieraz.

– Helenka… – powtórzył pan Tadeusz. – Moja żona tak miała na imię…

Młoda pani Helenka uśmiechnęła się uroczo.

– Wejdźmy do mieszkania, proszę – zaproponowała. – Nie ma co stać w wigilijny wieczór na klatce.

Pan Tadeusz nawet się nie zastanawiał – dawna radość powróciła w jednej chwili. Los daje mu znak, a on wykorzysta tę szansę. Teraz już wie, już rozumie!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: