- W empik go
Z dymem pożarów: wspomnienie rzezi galicyjskiej - ebook
Z dymem pożarów: wspomnienie rzezi galicyjskiej - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 205 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
przez
Ludwika Stasiaka
Popularna Bibljoteka Historyczna.
Warszawa Druk R. Kaniewskiego, Nowy Świat ATs 54
1914
o-
DRUK. ROMANA KANIEWSKIEGO. NOWY-SWlAT 54.
A Orgje reakcji, jakie zapanowały na ziemiach polskich po stłumieniu powstania listopadowego, spowodowały i zrodziły myśl, aby tejże reakcji stawić nowy opór, gwałt siłą stłumić i zdobyć polityczne i narodowe prawa. Młodzież nasza, na której czele stali nie liczący się ze swemi siłami marzyciele, postanowiła wywołać w r. 1846 nowe powstanie polskie. Konspiracja najgorętszym ogniem rozpłonęła w Galicji. Eząd austrjacki znalazł się w obliczu wojny. Wtedy biurokracja niemiecka wpadła T na myśl niesłychaną. Postanowiła po – wstanie polskie stłumić polską bronią i siłami polskiemi. Aby dokumentem historycznym przemówić, zacytujemy tu urzędową relację, przesłaną przez lwowskie gubernium do Wiednia.
Kraj jest wzburzony, zagraża wybuch rewolucji, ale rząd może być spokojny. Nie potrzebujemy żadnej pomocy, gdyż wydane zostały zarządzenia stłumić rokosz bez kompromitowania wojska.
Rząd austrjacki postanowił wnieść między chatę polską a dwór polski zarzewie walki socyalnej; przedstawił chłopu, że szlachcic jest jedynym powodem jego wiekowej nędzy, że rząd chce uwła-zczyć włościan, a szlachta polska na to nie pozwala; przedstawił mu, że powstanie polskie robi inteligencja polska po to, aby chłopu jeszcze więcej ująć chleba i jeszcze bardziej powiększyć jego niewolę. Agitatorzy rządowi, urlopnicy, kanceliści, pisarze ze starostwa, roznosili między ludem wieść, że powstańcy polscy rozpoczną powstanie od rzezi polskiego ludu.
Nim czytelnikowi przedstawimy obrazy tej straszliwej tragedji, jaka się w Galicji w lutym 1846 r. rozegrała, musimy przedewszystkiem napiętnować bezczelne i niesłychane kłamstwa, jakiemi były te enuncjacje austrjackie. Rząd świadomie i bezwstydnie skłamał, jakoby on chciał uwłaszczyć lud, a szlachta mu w tem przeszkadzała. Działo się całkiem przeciwnie. Szlachta polska chciała uwłaszczyć lud, a rząd na żaden sposób nie dopuścił do tego. Już w roku 1843 Tadeusz Wasilewski żąda w izbie sejmowej uwłaszczenia włościan i zniesienia pańszczyzny. Wniosek Wasilewskiego został przyjęty; sejm lwowski zwrócił się do dynastji Habsburgów, aby zwołała komisję, celem ustalenia sprawy uwłaszczenia i sprawy zniesienia pańszczyzny. Wielkoduszny wniosek Wasilewskiego jednakże zdławił rząd austrjacki. Niechcąc ściągnąć na siebie niepopularność!, któraby odmowa wywołała, przewlekał rzecz na sposób austrjacki, odkładając załatwienie wniosku, stawiając mu trudności formalne. Komisja zebrała się dopiero po dwóch latach, gdy się zaś zebrała, gdy plon przynieść miała, osobnem rozporządzeniem rządowem we wrześniu 1845 r. tęż komisją rozwiązano. Dlaczego? Oto rząd nie chciał dopuścić do tego, żeby chłop polski dostał wolność i ziemię z ręki polskiej; w interesie rządu leżał rozdział socjalny między kmieciem a panem; rząd oczekiwał takiej sposobności, aby tanim kosztem mógł zostać polskiego chłopa dobrodziejem.
Nie sądźmy wcale, że zacny głos Wasilewskiego był w inteligencji polskiej odosobnionym. Cała szlachta polska, szczególniej cała szlachta galicyjska, gorąco pragnęła uwłaszczenia ludu. Jedna z najpopularniejszych podówczas książek agitacyjnych Katechizm demokratyczny ta książka, która podówczas stanowiła Credo inteligencji polskiej, mówi nam:
0jczy7Aię kochać, to jest kochać jej… wolność, a wolność nie jest co innego, jak dobro ludu. Ktoby nie chciał wolności, czyli dobra ludu, ten nie kocha ojczyzny, ale tylko jej klasy wyższe, którym dobrze się dzieje z pognębię-. niem ludu.
Uderza autor tej książki na polską szlachtę, zwie tę Polskę więzieniem, męczarnią barbarzyńską i macochą dla ludu. Znieść pańszczyznę i dać ziemię ludowi–oto pierwsze przykazania ówczesnego Katechizmu demokratycznego.*
Przypatrzmy się dalej taktyce rządu austrjackiego wobec naszego ludu. Około roku 1844 zaczęły się w Galicji szeroko rozgałęziać związki, zwrócone przeciw pijaństwu. Założyło je mieszczaństwo polskie i szlachta polska, gorliwie propagowali księża galicyjscy. Nauka poczęła skutkować. Zapity proletarjusz wiejski zaczął na trzeźwo patrzeć na świat. To było nie na rękę rządowi. Gdy lud wódkę porzuci, gdy dźwignie się trzeźwość i oświata wśród ludu, gotów chłop zdobyć świadomość, kto jest jego przyiacielem, a kto wrogiem. Nie można dopuścić do tego. Nie można stracić możności wykonywania starej, austrjackiej metody divide et impera *); chłop światły, trzeźwy, to naturalny wróg rządu.
I zjawia się w przededniu roku 1846 niesłychane rozporządzenie rządowe. Rząd austrjacki zmusił biskupów galicyjskich, aby wystąpili przeciw towarzystwom wstrzemięźliwości. Biskupi musieli wykonać woię rządu. Wydali odezwę do proboszczów, aby ci nie wywierali nacisku w kierunku szerzenia wstrzemięźliwości. Słusznie zaprawdę pisze Schniir-Pepłowski, że owa protegowana przez rząd wódka, owo protegowane przez rząd pijaństwo w pamiętnych dniach ludowych wybornie spełniło swe szatańskie posłannictwo.*
*
Organizacja zamierzonego w r. 1846 powstania była nad wszelki wyraz nieudolna. Gdy czytamy jego dzieje, jego dokumenty, zdaje nam się, że powstanie to organizują poeci, zapatrzeni w
*) Dziel i panuj.
niebo, nie widzący zupełnie kamieni na ziemi, ani przepaści pod nogami. Ogromną rolę odgrywają ludzie młodzi, studenci. Ciągle i ciągle w ich enuncjacjach słychać hasło i wiarę: ruszmy się tylko, a miljony ludu pójdą za nami. Robili oni bilans wojny na podstawie powstania ludu, bez wiedzy tego ludu, bez woli tego ludu. Sądzili, że dość będzie odczytać ludowi manifest uwłaszczenia, a lud powstanie. Adam Kochanowski stawia myśl, aby wszędzie po kraju organizować procesje z chorągwiami, aby na czele tych procesji wystąpili w pontyfikalnych szatach księża, a za nimi bezbronny lud. Mają te procesje podejść pod miasta galicyjskie, w których stoją garnizony wojskowe i wezwać wojska w imię Boga, aby opuściły nasz kraj… z tej zaś rady Kochanowskiego, widzimy naocznie, jacy poeci przewodniczyli powstaniu. Roznosili oni po kraju najbardziej fantastyczne wieści, twierdzili, że przyjdzie nam na pomoc naród czeski i naród węgierski, że na powstańców nie uderzą nigdy austrjackie wojska, bo w tych wojskach są chłopi galicyjscy, którzy nie będą zabijali własnych braci. W osłupienie nas wprowadza ów młody szła chcic tarnowski, który wówczas gdy organizacja narodowa tajemnicą była, przystąpił w restauracji do oficerów austrj ackich, trącił się z nimi kieliszkiem i rzekł: pijmy dziś wino, bo jutro będziemy przelewali krew. Dobra narodu chcieli ci czcigodni marzyciele; z dobrą wiarą w sprawiedliwość Boga, szli do boju – nie ich zaprawdę wina, że oni prostą drogą parli do… katastrofy i ruiny kraju.
A gdy poeci polscy w sposób nieudolny, w sposób wręcz naiwny, przygotowywali powstanie, drogą zimnego, iście piekielnego rozumu szli do celu zbrodniarze austrjaccy. Gdy emisarjusz paryski wchodził do dworu szlacheckiego, aby odczytać patetyczne manifesty, w jego ślady szedł komisarz rządowy pod polską chłopską strzechę. Niósł chłopom bezczelne kłamstwa, jako prawdy, dawał im rady, na które piekło się oburza.
Mówił im:
Tyś, chłopie, nie polak, tyś chłop cesarski. Polak to szlachcic, ksiądz, mieszczanin, surdutowiec, ten, który chce zrobić powstanie przeciw rządowi w tym celu, aby jeszcze bardziej dławić cesarskiego chłopa. Mówił im:
Cesarz już oddawna chce dać tobie, chłopie, ziemię, chce znieść pańszczyznę, ale polak na to nie pozwala.
Mówił im.
Oto tam za trzecią górą i za dziesiątą wodą już polacy chłopów mordują, całe wsie w pień wycinają.
– Co mamy czynić, pytali się chłopi.
– Co macie czynić, mówił komisarz – wybić szlachtę, zanim wybuchnie powstanie. Napaść na dwór, mężczyzn zabić, lub do cyrkułu austrjackiego odstawić. Ja wam zapłacę pięć reńskich za zabitego, a trzy reńskie za żywego polaka.
Taką była treść rad, dawanych chłopu polskiemu. Że tak w istocie było, świadczą o tem fakty i dokumenty. Że to planowo i celowo zrobione było, że to było przewidziane i wyrachowane, świadczy pomnikowe przyznanie się prezydenta gubernium lwowskiego barona Kriega, który rzekł:
Zaburzenia potrwają trzy dni, a potem będzie sto lat spokoju.
Baron Krieg owe trzy dni rzezi najściślej i najdokładniej wyprorokował.
On naprzód dokładnie znał owe dzieło trzech dni. Że tak jest, świadczą słowa starosty tarnowskiego Breindla, który po rzezi galicyjskiej rzeki:
„Nie byłoby dla mnie dość wysokiej szubienicy, gdybym to, co się stało.. własnej inicjatywy uczynił”,
Nadszedł wreszcie umówiony termin wybuchu powstania; taż sama chwila była dla rządu terminem wybuchu rzezi galicyjskiej. W nocy z dnia 18 na 19 lutego 1846 r. w Tarnowie, powstańcy mieli wyruszyć na Tarnów, w tęż samą noc wyruszyli chłopi polscy na polskie dwory. Zaczęła się rzeź. Opisać ją? Zaprawdę, że przesławne dantejskie opisy piekła są blade wobec tego, co się w Galicji podówczas działo. Jak ją opisać? Była to wojna bez bitew, była to kampanja bez wodza i bez planów. To nie był jeden wielki pożar, którego-by grozę słowem opowiedzieć można; to były setki pożarów, którymi krwawo zapłonął kraj. Nie obraz kampanji, ale obrazy mordów czytelnikowi przed oczy przywodzimy; nie przedstawiamy wielkiego faktu i wniosków, jakie fakt zrodził, lecz oderwane krwawe szczegóły, z których sobie czytelnik sam wnioski o piekle galicyjskiem wysnuje.
Koncepspraktykant Witzthum, pod bobrowem futrem, mundur cesarski miał, aby lepiej jednak państwu służyć, aby większe wśród chłopstwa zaufanie wzbudzić, aby zresztą szlachta się nie dowiedziała, że zbójców urzędnik cesarski prowadzi, w Pierzchowie chłopskie ubranie sobie kupił, za chłopa się przebrał:
We dworze prawie nikogo nie było. Po cichym ślubie wyjechali państwo młodzi, wyjechała nawet rodzina. We dworze pozostał młody Henryk Kempiński z żoną. Gdy ujrzeli lecącą czerń, wskoczyli na bryczkę. Kempiński podciął konie, cwałem uciekać zaczął. Dognali go chłopi w polu, konie wstrzymali, okropnie cepami bili.
– Miłosierdzia!
– Zaraz miłosierdzie mieć będziesz! Porwali chłopi kobietę za włosy, z wozu zrzucili jej męża. Uderzeniami pięści Kempińską zabili, Kempińskiego zaś położyli na ziemi i dookoła otoczyli.
Zaczęta się młocka. Pięciu młockarzy pracuje; w pacierz człowiek wyzionął ducha. Zaczem mordercy wrócili do dworu. Tam porucznik Berndt po pokojach węszy, ludzi szuka, zemsty na powstańcach szuka. Obaj z Witzthumem cały dwór przebieżeli, oficyny przeszu-' kali, piwnice przeszukali, nikogo nie znaleźli. Na szczęście, dognał bandę chłopską lokaj, Karol Sala. On zna dobrze nieznanowicki dwór, zna wszystkie zakamarki i skrytki. W lot ślepe drzwi w podłodze znalazł, ukrytego hrabiego Mieczysława Dębickiego Berndtowi pokazał. Wzięli chłopi Dębickiego w ramiona, trzymali ręce jego mocno, a oficer go policzkował. Krew w Berndcie zawrzała, piana na wargach się zjawiła. Bił bez litości, potem go chłopom oddał. Wywlekli go na dwór, tu na nowo młocka się zaczyna. Twarde miał Dębicki życie, skonać nie mógł. Więc obuchem topora Witzhum go zabił.
A chłopstwo napróżno nowych ofiar szuka. Chce pokazać gorliwość swą Witzthumowi. Bo pan koncepsprakty-kant przyrzekł im, imieniem państwa, że co dziś jest szlacheckie, jutro będzie wasze, będziecie mieli oprócz tego sól i pieniądze, tylko się dziarsko popisywać musicie.
Nietylko obietnicami szafował dobry pan. W Książnicach przecie beczka okowity pękła, chłopstwo się upiło; teraz po mordzie, znowu kufa z gorzelni Kempińskiego zbójcom otdana, znowu chłopstwo pije. AJe nie ma co młócić… Więc do trupów Kempińskich wrócili. Wsadzono w usta Kempińskiego kij, zęby mu podważono, wyłamano mu dziąsła. Został trup bez zębów. Następnie obnażono ciepłe ciało Kempińskiej. Pokazało się, że młoda kobieta była w błogosławionym stanie; pokazało się, że ona przed chwilą skonała, ale w żywocie życie drga… Zaczem wyleźli pijani chłopi na jej brzuch i po nim skakali. Witzhumowi bardzo się to podobało. On był zawsze silny… Do takich należy świat. Otwarł chłop nożem żywot kobiety i mówi do Witzthuma:
– Dwóch ślachciców porodzić miała. Śmieje się drugi pijanica:
– Dwóch polaków mniej na świecie. Polecił Witzthum trupy zawieźć do starostwa. Na bryczkę ciała krwawe złożono, sami chłopi opowiadali, że przez plecionkę wozu krew się po żwirze gościńca lała aż do miasta. W Bochni nastąpiła wypłata za pomordowanych polaków. Każdy z chłopów dostał trzy cwancygiery; było zbójców ośmnasta, razem pięćdziesiąt cztery cwancygiery Berndt kmieciom zapłacił. A reszta ludzi poszła z Witzthumem na nowe zwycięztwa.
Pan koncepspraktykant był mądrym wodzem. Nakazał, aby żadnego ze szlachciców nie mordowali jego właśni poddani. Bo mógłby rząd doznać zawodu. Co wieś inny był stosunek dominium do chłopa; często bywał zły, bardzo zły, stosunek katowanego i kata. Ale gęsto znalazłeś sioło, w którem między kmieciem a szlachcicem zażyłość i serdeczność była; gesto się zdarzało, że kmieć miał w panu nie kata, ale dobrodzieja. Bywało, że szlachcic chłopskie dziecko na księdza, na urzędnika wypromował, że dzieci chłopskie do chrztu trzymał, że o chrzestnikach ciągłą pamięć miał, że w nieszczęściu szedł poddanemu z pomocą i wsparciem. Teraz trzeba polaków rżnąć; może chłop odmówić, może stanąć w obronie dobrodziej a - szlachcica, kumotra – szlachcica. Może iść bronić dworu… Zatem przykazał pan Witzthum, aby tylko z drugiej, z dziesiątej wsi na dwór napadali. A właśni poddani pójdą rżnąć dwór drugi, dziesiąty…
Leci krajem zbrodnicza czerń, mordują dwory w bocheńskiej, tarnowskiej i sądeckiej ziemi. Wiodą sprawców za chłopów przebrani kanceliści, wiedzie ich za chłopa przebrany c… k… konceps-praktykant Witzthum.
Pod (Jrodkowicami połączył się z czernią kancelista starostwa bocheńskiego Hoszar. Czerń biła szyby we dworze, wypadł z mieszkania Marcin Żeleński.
– Czego wy chcecie?
– Hej, poloki! Hej broń! Hej proch! Hej noże!
– Jakie noże?
– Te, którymi wy, ślachcice, nas chłopów wyrzynaó będziecie!
– To kłamstwo bezwstydne!
– To prawda święta.
– Kto wam to mówił?
– Pan starosta Berndt. Przysięgał się, zaklinał Żeleński;
w odpowiedzi na jego przysięgi, napadli chłopi na niego, w izbie go ujęli, powrozami związali, przez okno wyrzucili, kijami bili. Zarzucono mu stryczek na szyję, włóczono go na pętlicy po ogrodzie; chciał chłop zabić go siekierą, or
Popularna Biblioteka Historyczna.
2
skoczyła siekiera po czaszce, szczękę jeno odrąbała. Znowu go wloką, przed ekonomskim domem rozłupano mu toporem głowę. Jednocześnie konała pod cepami zona jego.
Pani Wojnarowiczowa obrazem Chrystusa Ukrzyżowanego przed chłopstwem się zasłoniła; chłopi widły w obraz wbijają, na dziedziczkę napadają, aby ją wraz z córkami zamordować. Cudem zaiste udało się kobietom umknąć ogrodem, ścigają je chłopi; gdy część chłopstwa popędziła w pogoń, reszta wpadła do pustego dworu, poloków po zaułkach szukając.
Dopiero Smolkowska, stara piastunka dworska, ukrytego w jej mieszkaniu Leona Wojnarowicza, akademika, wskazała. Zwlekli go z góry, do naga obdarli, na śniegu położyli, bili tak, że mu ręce i nogi połamali. Już trup, już trup. Sądzili chłopi, że młodzieniec umarł, opuścili go, nowych ofiar szukają. Tymczasem pokaleczonemu Woj naro wież owi przyszły z pomocą szpitalne dziady. Dziedziczka przytułek dla ubogich założyła, wyszli starcy z jej szpitala, półtrupa do izby szpitalnej zawlekli.