- W empik go
Z estetyki i z życia - ebook
Z estetyki i z życia - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 316 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
przez
Władysława Łozińskiego we Lwowie nakładem księgarni Seyfartha i Czajkowskiego.
1872.
Z drukarni Zakładu narod… im. Ossolińskich.
Puszczając w świat dziełko niniejsze, czujemy potrzebę, uprzedzić je kilku słowy, które wyjaśniając sposób, w jaki ono powstało, posłużą mu może tem samem za rodzaj usprawiedliwienia wobec czytelników i krytyki.
Kiedy przed rokiem lwowskie Towarzystwo Pedagogiczne zaprosiło autora do wzięcia udziału w publicznych odczytach dla kobiet, postanowił tenże wybrać sobie przedmiot, dotąd rzadko i niedostatecznie poruszany, a niezaprzeczenie troskliwszego uwzględnienia godny.
Przedmiotem tym były, jak to dalsze karty tej książeczki świadczą, rozmaite objawy estetyczne w życiu samem, rozmaite źródła wrażeń pięknych i uszlachetniających, które mimo trywializmu powszedniego bytu stoją zawsze otworem wykształconym umysłom.
Autor pragnął tedy dać pokrótce krytykę form społecznych i towarzyskich pod względem estetycznym i przykładami wskazać sposoby, któremiby pielęgnować można w życiu powszedniem zmysł piękna i zaspokoić wyższe wymagania umysłu. Celem głównym autora było pobudzić swoje szanowne słuchaczki do zwrócenia uwagi na owo szlachetne zadanie, jakiem dla płci pięknej pozostanie zawsze pielęgnowanie idealniejszych stron życia.
Po za tym celem autor niemiał innych pretensyj, i nie zamierzał też pierwotnie ogłaszać odczytów swoich drukiem. Czyniąc dopiero zadość głosom życzliwym, odzywającym się z grona samych słuchaczek, i żądaniu szanownych nakładców, zgodził się autor na wydrukowanie tych kilka odczytów swoich, a jak to wyznać musi: nie bez słusznej obawy i skrupułów. Odczyty te bowiem już przez sam pospiech, którego wymagały, a niemniej i w skutek skromnego założenia swego, nie mogą sobie rościć prawa ani do dokładności i wyczerpania obfitego przedmiotu, ani do formy tak starannej i opracowanej, jakiej krytyka i czytelnik wymagać mogą słusznie.
Wypowiedziawszy tych kilka słów na usprawiedliwienie niedostatków niniejszej książeczki, autor pociesza się przecież myślą, że o tyle przynajmniej będzie pożyteczną, o ile pobudzić zdoła umysły czytelniczek do zastanowienia się nad estetyczną stroną powołania niewieściego, w chwili, kiedy już i u nas za przewodem obłędów zagranicznych, odzywają się głosy i objawiają coraz jaskrawiej agitacye, dążące do ściągnięcia kobiety z jej nadobnego stanowiska, i do strywializowania jej missyi w imię tak zwanej "emancypacyi. "
We Lwowie 1871.
AUTOR.
SPIS TREŚCI.
I. O stosunkach wzajemnych życia i piękna. – Zmysł estetyczny jako żywioł towarzyski i społeczny. – Piękno historyczne. – Cywilizacya i estetyka. – O upadku form pięknych w społeczeństwie. – Charakterystyka naszych czasów pod względem estetycznym. – Sentymentalizm estetyczny i konieczność wieku.. 1
II. Przejściowość naszej epoki pod względem form estetycznych. – Egzaltacyą estetyczna i rycerz z Ia Manszy. – O warunkach uszlachetnienia form społecznych i estetycznych. – Nadzieje pojednania wprzyszłości. – O życiu towarzyskiem. – Kilka rysów towarzyskości staropolskiej. – Wiek XVIII… 25
III. O konwersacyi. – Zdania znakomitych ludzi o niej. – Panna Scudery, Pelisson, Larochefoucauld, La Bruyere, Pascal, J. I Rousseau, pani Staël. – Konwersacya staropolska. – Szczegóły z Dworzanina Górnickiego. – Swada i komplementa staroszlachockie. – Przykład z pamiętników Paska… 40
IV. Salon francuzki. – Hotel de Rambouillet. – Soboty panny de Scudery. – Salon pani de Lambert. – Salon pani de Geoffrin. – Król Stanisław August. – Salon pani Dudeffand. – Salony panny Lespinasse, pani Necker i pani Staël. – Kościuszko gościem pani de Staël – Coppet. – Salony restauracyi. – Salon pani Recamier. 60
V. Stanowisko towarzyskie kobiety. – Poeci i kobiety. – Towarzystwo niemieckie. – Goethe i życie weimarskie. – Henrietta Herz. – Rachela Lewin, Varnhagen)
i jej salon. – Stosunek Goethego do dam polskich… 99
VI Ogólna charakterystyka czasów saskich i Stanisławowskich pod względem towarzyskim. – Towarzystwo za Sasów jako materyał estetyczny. – Życie towarzyskie przedrozbiorowe. – Dwa światy. – Resztki dawnych form społecznych – Salony warszawskie. – Fizyognomja wieku. – Tragiczna strona płochości. – O tematach estetycznych z owej pory… 123
VII. Puławy. – Wpływ Puław na życie towarzyskie i jego formy. – Puławy jako ognisko życia umysłowego. – Kniaźnin, Woronicz, Karpiński, Delille, Niemcewicz. – Piękny wyraz sielskiego życia. – Znaczenie narodowe Puław. – Pamiątki… 142
VIII. Kilka słów o estetycznych potrzebach naszego otoczenia. – O mieszkaniach i o smaku w ich urządzeniu i ozdobieniu. – Utwory sztuki jako najszlachetniejsza ozdoba mieszkań. – Słówko o ubiorach i modzie. – O rozrywkach i zajęciach jako źródłach estetycznych wrażeń. – O tańcu. – Lektura. – Dyletantyzm artystyczny. – Związek estetycznego poczucia z moralnością… 183I.
O stosunkach wzajemnych życia i piękna. – Zmysł estetyczny jako żywioł towarzyski i społeczny. – Piękno historyczne. – Cywilizacya i estetyka. – O upadku form pięknych w społeczeństwie. – Charakterystyka naszych czasów pod względem estetycznym. – Sentymentalizm estetyczny i konieczność wieku.
Kartkom niniejszym, ofiarowanym głównie płci pięknej, dalibyśmy chętnie tytuł ustępów z "estetyki społecznej", gdyby nazwa ta nie wydała się zbyt nową, a może poniekąd i dziwną. Zazwyczaj bowiem pojmujemy estetykę jako umiejętność, która obznajamia nas z istotą piękna, z jego cechami i warunkami, która uczy nas rozumieć sztukę i odkrywa przed nami tajemnice artystycznej twórczości. Cóż tedy estetyka ta, która zajmuje się pojęciem piękna i ideału, może mieć za związek z społeczeństwem, z stosunkami towarzyskiemi, z życiem codziennem? Co znaczy estetyka, która zamiast mówić o utworach sztuki, o arcydziełach natchnienia, pędzla, dłuta lub melodyi, przywłaszcza sobie pole towarzyskiego życia, jego stosunków i objawów? Jaki jest związek między estetyką a życiem?…. Przypatrzmyż się zaraz z początku tym pytaniom.
Dawno uznanym jest to faktem, że między umysłowem i idealnem życiem społeczeństwa a jego życiem realnem istnieje związek nieustanny. Jak w naturze każdej jednostki zachodzi ścisła wzajemność między umysłową; a cielesną stroną., tak i w naturze ludzkości całej, lub pojedynczego narodu i jego społeczeństwa, przebija się zawsze ścisła relacja między jego ideałem a jego faktycznemi stosunkami, między sztuką a warunkami realnego bytu, między poezją, a życiem. Uczy nas tego historya sztuki, uczy historya literatury, uczą w końcu dzieje całej cywilizacji. Nieraz już zapewne słyszeć lub czytać zdarzyło się naszym czytelnikom, jak dalece stosunki naturalne i społeczne jakiegoś narodu wpływają na jego pojęcia o pięknie, a tem samem na jego literaturę i sztukę, i jak znowu literatura i sztuka na odwrót wywierają wpływ na społeczeństwo, na kierunek j ego wyobrażeń, na jego urządzenia, a w końcu i na jego formy. Jest to wieczna gra wzajemności, wieczna reakcya warunków.
Zapatrując się… z tego słusznego stanowiska, nie trudno pojąć, dlaczego do trafnego ocenienia literatury i sztuki jakiegoś narodu potrzebną jest koniecznie znajomość warunków jego społecznego i publicznego życia, dla czego np. nowsza szkoła estetyczna, której jednym z znakomitszych reprezentantów we Francji jest p. Taine, tłumaczy utwory literatury i sztuki jakiegoś narodu klimatem, pod którym leżą zamieszkałe przezeń ziemie, zwyczajami, religją, ustrojem politycznym i formami towarzyskiemi; nie trudno pojąć, dlaczego niektórzy pi – sarze najnowsi stawią nowy systemat krytyczny, i uciekają się aż do fizjologji, aby nam wytłumaczyć dokładnie utwory któregoś z poetów lub artystów, jak to mianowicie czynił niedawno zmarły, znakomity krytyk francuzki, Sainte-Beuve.
Jeżeli przypuścimy tedy tę bezustanną, wzajemną relację między duchowem a realnem życiem społeczeństwa, między ideałem a rzeczywistością, między pojęciem piękna a formami codziennemi – uznać tem samem musimy, że estetyka nietylko samem pojęciem piękna i jego uzmysłowieniem w literaturze i sztuce zajmować się może, lecz że znajduje ona bardzo wiele materyału do spostrzeżeń także w zwykłem życiu i jego rozmaitych objawach; że może nam być przewodniczką, nietylko w idealnych światach twórczości artystycznej, nietylko na gwieździstem niebie poezji, nietylko wśród płócien malarskich i marmurów, ożywionych dłutem mistrza, ale i w codziennych stosunkach naszego życia, w jego formach towarzyskich, w obrębie naszego mieszkania, nawet w zwyczajach naszych i ubiorach.
Owóż mówiąc o zmyśle estetycznym, jako o żywiole towarzyskim i społecznym, dotykamy się właśnie tej strony estetyki, gdzie ona przestaje mówić nam o obrazach, o rzeźbach, o muzyce i poezji, a zaczyna mówić o formach samego życia, gdzie przestaje oceniać artystów i wieszczów a natomiast na szali smaku i piękna waży nas samych, nasz tryb życia, nasze stosunki publiczne i towarzyskie, nasze zwyczaje.
Zastosowane w ten sposób spostrzeżenia estetyczne stanowiły zawsze jedną z wstępnych części estetyki czyli nauki o pięknie. W każdej niemal estetyce, choćby tak zwanej podręcznej tylko, znajdą czytelnicy dział osobny, traktujący o pięknie historycznem. Czemże jest to piękno historyczne, jak nie odbiciem się pojęć estetycznych w życiu narodu, jak nie formami piękna, wcielonemi w jego dziejach i w jego narodowem lub społecznem życiu? Treść zatem tych pogadanek o tyle jest pokrewną z nauką o historycznem pięknie, o ile wkracza na pole form samego społeczeństwa, o tyle zaś odbiega od niej, o ile starać się będziemy, aby uwagi nasze nie do samej przeszłości się odnosiły, ale zwracały się także ku współczesnemu życiu, ku teraźniejszym stosunkom i formom.
I tu właśnie nastręcza się dla nas trudność nie mała! Na czem że ona polega?… Oto, natem, że mówiąc o formach pięknych w społeczeństwie, nieraz będziemy musieli wystąpić przeciw dzisiejszym czasom, nieraz przyjdzie nam z czysto estetycznego stanowiska być w niezgodzie z tem, co znowu z stanowiska postępu i ogólnej cywilizacji należy do najcenniejszych zdobyczy naszego wieku! Ale tak jest… estetyka jest to piękna i marząca królowa, na której jasnem i promiennem czole wywołuje nieraz chmurki gniewu to właśnie, co postęp i ogólna cywilizacja czcić nam słusznie każą, która radaby się zamknąć w krzyształowym pałacu swoich idealnych upodobań, i która żyje w wiecznej niezgodzie z czysto praktycznym postępem cywilizacji. Pięknej tej damie nic jednak niepomogą te dąsy na nowy świat i na nowych ludzi! Daremnie wychyla się z swych tęczowych krain bogini piękna i daremnie klątwy rzuca na nowy porządek świata.
– Postępie nieznośny! – tak woła bogini piękna – ty dłonią świętokradzką niesiesz zniszczenie w krainy moje! Tyś mi zdarł ze świata czarowną, osłonę romantyki, tyś mi poburzył zamczyska moje dumne, tyś moje bory tajemnicze poprzerzynał bitemi drogami, tyś rozkuł z zbroji moich rycerzy, odarł z szat malowniczych narody, tyś wziął pod łokieć i miarę wszystko, co przedtem wrzało życiem stubarwnem, tyś rzucił płową jednostajność na ziemię całą, tyś zrównał wszystko pod szyny żelazne, pod lokomotywy i fabryki twoje!
Daremne żale! Głuszy je wir nowego życia, świst maszyn, huk parowych młotów – a postęp nie troszcząc się o estetyczny sentymentalizm, pędzi naprzód, pędzi z błyskawiczną szybkością, by zdobyć sobie coraz więcej ziemi – świat cały!
Jakoż nic słuszniejszego, nad taką konieczność rzeczy! Na pierwszy rzut oka zdaje się nam, że estetyka z postępem cywilizacji w nieprzejednanej żyć muszą niezgodzie. Tymczasem zobaczymy później, że przy wzajemnem ustępstwie zgoda jest możliwą, a przynajmniej, że to, czem czyni cywilizacja ujmę formom estetycznym, wynagradza nam ona stokrotnem błogosławieństwem swej wiedzy, swych wynalazków i humanitarnych zdobyczy. Wykażemy to bliżej przy końcu tego rozdziału.
Tymczasem zaś, po danem z góry zastrzeżeniu, stańmy na chwilę po stronie estetyki i wraz z nią podąsajmy się na ten wiek XIX, tak mądry, tak uczony, tak wynalazczy – a tak straszliwie…. niepiękny. Wiek nasz, jeźli się nań zapatrywać będziemy z stanowiska estetycznego, jeźli w nim szukać będziemy form pięknych w życiu publicznem i społecznem – stoi daleko niżej od wieków poprzednich, od czasów średniowiecznych, nie mówiąc już nic o starożytności, o tej porze klasycznych form piękna nietylko w sztuce ale i w życiu.
Wiek nasz pozostawi po sobie smutne karty w dziejach historycznego piękna. Jest to wiek bezbarwności, wiek niwelacyi i trywializmu, wiek pozbawiony niemal całkowicie form estetycznych, odarty z wszelkiej malowniczej charakterystyki, wiek trzeźwy, prozaiczny, płowy i bez fantazyi. Gdybyśmy pojedyńcze stulecia porównać mogli do charakterów i zawodów pojedynczego człowieka, powiedzielibyśmy, że podczas kiedy każdy z poprzedników XIX wieku był albo marzycielem, albo fanatykiem namiętnym, albo bohaterem i rycerzem, albo w końcu, jak wiek miniony awanturnikiem, dworakiem i fantastą, tak znów sam wiek XIX, w dzisiejszej przynajmniej swej dobie, jest prozaicznym ekonomistą, fabrykantem i mechanikiem, giełdzistą, episjerem bez polotu fantazyi i bez idealnego smaku. Nie można tego wszakże powiedzieć bez przyznania pewnych wyjątków, ale wyjątki te nieliczne są, a co gorsza, bezsilne i niewpływające na estetyczny rozwój form społecznych i towarzyskich w powszechności.
Aby się przekonać, o ile wiek nasz pod względem historycznego i społecznego piękna niżej stoi od wieków dawniejszych, wystarczy kilka pobieżnych porównań. Mówimy pobieżnych, albowiem szczegółowsze porównanie dostarczyło by zanadto obfitego materyału, abyśmy go zdołali ująć w skromne ramy tych pogadanek.
W porównaniu takiem pominąć musimy mianowicie społeczeństwa starożytne, pominąć musimy świat grecki, ten nieprześcigniony dotąd ideał form pięknych w życiu narodowem. Świat starożytny, świat klasyczny, w którym sztuka nie była wyłączną tajemnicą kilku wybranych mistrzów, ale wnikała w całe życie publiczne i prywatne, i stawała się żywiołem codziennego bytu każdej niemal jednostki, nie da się tu użyć za miarę. Między starożytnym klasycyzmem a poźniejszemi czasami zieje cała przepaść olbrzymich katastrof dziejowych, leży ogromny przewrót społeczny i moralny – porównywać go też z dzisiejszą dobą byłoby niestosownością, a pragnąć, aby znowu połączyły się rozerwane ogniwa ówczesnych form i wyobrażeń, byłoby niemal szaleństwem, którego się nawet estetyczni marzyciele strzedz muszą.
Świat ów, który resztkami idealnych swych form zachwyca i zachwycać będzie ludzkość całą, póki jej stanie na ziemi, świat ten wyłaniający się przepychem swych barw i wspaniałem pięknem swych postaci z wiekuistych rapsodów Homera, rzucający z grobu swego nie gasnące nigdy promienie ducha, imponujący nam szczątkami swej sztuki, okruchami tych marmurów, przed któremi z uwielbieniem chylą, czoła artyści – świat ten zamknął się przed nami na zawsze, i brzmi nam w duszy już tylko jak wspomnienie wzniosłego poematu…..
Niepotrzeba zresztą, powtarzamy raz jeszcze, sięgać aż do idealnych czasów klasycznego życia, aby wykazać jak upośledzonym jest wiek nasz pod względem form piękna historycznego i społecznego. Nie potrzeba nawet wracać się do najdawniejszych epok romantyki średniowiecznej; dość będzie wziąć tu na uwagę dwa lub trzy wieki ubiegłe. Sam nawet wiek XVIII, jakkolwiek pod względem estetycznym był wiekiem upadku, stoi przecież wyżej od czasów dzisiejszych.
Podając tu krótką, charakterystykę naszego wieku pod względem estetycznym, rozpoczynamy od tego, co jest jednym z najgłówniejszych powodów trywialności dzisiejszych form społecznych, t… j… od dzisiejszego mechanizmu państwowego. Maszyna rządowa w tych krajach nawet, które zachowały swą narodową niezawisłość, cięży nietylko na całem społeczeństwie ale i na pojedyńczych jednostkach; system państwowy oschłością swą i pedantyzmem zabija wszelką swobodę indywidualną, zaciera ostatnie nawet ślady tej malowniczej [charakterystyki, którą uderzały w tak estetyczny sposób społeczeństwa dawniejsze. Nad wpływem nowoczesnych systemów rządowych na formy społeczne nie będziemy się jednak dłużej rozwodzić; musielibyśmy bowiem wkroczyć na pole abstrakcyjnego rozumowania, co nie może być celem popularnego wykładu.
Natomiast przejdziemy do innych przykładów, które wykażą, jak dalece dzisiaj te nawet strony życia, które niegdyś były obfitym żywiołem estetycznym, zaczynają, tracić warunki piękna. Weźmy np. wojnę, jako temat estetyczny, i porównajmy, jak ona przedstawiała się dawniej poecie i artyście, a jak przedstawia się dzisiaj. Wojny, jakkolwiek słusznie uchodziły i uchodzą zawsze za straszliwą klęskę ludzkości, miały w sobie urok wysoce poetycznej, choć groźnej romantyki, i bywały wspaniałym momentem estetycznym w społecznem życiu narodów. Niepotrzeba już koniecznie odwoływać się do wspaniałych scen wojowniczych, jakie nam przekazały dzieje starożytne, niepotrzeba przytaczać heroicznych opisów Homera o bohaterach klasycznych – dosyć jest wspomnieć świetną; romantykę średniowiecznego rycerstwa, lub choćby tyle późniejsze epizody wojenne XVI, XVII a nawet XVIII jeszcze wieku.
Dzisiejszy sposób wojowania nieskończenie jest prozaiczniejszym niźli boje dawniejszych wieków. Niegdyś walki rozstrzygały się rycerskiem męztwem wojowników, dziś waleczność jednostki ginie w masie bezdusznej, machinalnie poruszanej. Rycerz dawniej zwierał się z rycerzem; zapał szlachetny, męztwo i dzielność okutego w żelazo ramienia przeważały szalę zwycięztwa, a tryumf wojska, które zadało klęskę wrogowi, dzielił się pomiędzy wszystkich szermierzy. Każdy niemal z żołnierzy liczył na szlachetny ogień osobistej swej waleczności, a bitwa każda stawała się tym sposobem tematem prawdziwie poetycznej grozy i prawdziwie estetycznego uroku. Później nawet, gdy już po wynalezieniu prochu strzelniczego weszła w użycie broń palna, nie zatarła się przecież wojownicza romantyka. Muszkiet, którego wystrzałem słaby i nikczemny nawet człowiek powalić mógł najwaleczniejszego i najdzielniejszego rycerza z bezpiecznej oddali – ujął już wiele uroku estetycznego wojnom. Zato wraz z użyciem prochu przybywał widowisku walki grzmot i huk wystrzału, a każąc niejako bitwom przemawiać językiem gromów, dodawał im nowej wspaniałości i grozy. Broń palna nie wykluczała zresztą jeszcze tak dalece osobistej waleczności, jak to czyni w dzisiejszem swem morderczem wydoskonaleniu. Przychodziło jeszcze zawsze do zwarcia się osobistego, walczył jeszcze mąż przeciw mężowi, i krzyżowały się jeszcze z sobą marsowe spojrzenia zapaśników.
Jakżeż inaczej dzieje się dzisiaj! Armja stała się cyfrą, żołnierz automatem. W szeregach zatarło się wszelkie poczucie indywidualne, a wojska stały się maszynami, które porusza trzeźwe, zimne, matematyczne obliczenie. Osobista waleczność stała się prawie zbyteczną" entuzyazm stał się szkodliwym, bo narusza sztywną dyscyplinę militarną. Ginąc w olbrzymiej masie, żołnierz stracił poczucie samego siebie, czuje się tylko ślepem narzędziem. Nic szkaradniej nie charakteryzuje dzisiejszych szeregów walczących, jakto, że nazwano ich "chere au canon" (armatnią strawą.) Broń palna zabija prędzej, niż postać nieprzyjaciela narysuje się na widnokręgu. Osobistą waleczność zastąpiły mordercze, ohydne maszyny, zapał zastąpiła mechaniczna dyscyplina. Wojny są, stokroć krwawsze, niż bywały dawniej. Krocie ludzi giną od niewidomego pocisku – a żaden z tych, co krwią swą serdeczną zlał pobojowisko, nie miał nawet sposobności, zmierzyć się z swym wrogiem, spotkać się z nim oko w oko, w otwartej, szlachetnej walce. Wojna przestała być momentem estetycznym, formy piękna nie znajdzie w niej już ani poeta ani artysta. Z otwartego boju, z rycerskiej szermierki, z szlachetnej jak mówiono po staropolsku "potrzeby" – wojna stała się brutalną, ohydną, okropną rzezią, hakatombą straszliwą, od której się zarówno estetyka jak cywilizacja odwraca.
Kto czuje i myśli za tg masę bezduszną, która się armią zowie? Kto wygrywa bitwy? Oto maszyny mordercze rozstrzygają losy boju – a massą zbrojną porusza jeden człowiek, wódz nowożytnego kroju, który aby wygrał bitwę, widzieć jej niepotrzebuje, który siedzieć może w ciepłym, bezpiecznym kącie, i toczy walkę z piórem w ręku, z cyrklem geometrycznym i wobec szeregu cyfr. Zwycięzka kompania stała się dziś prawie zadaniem matematycznem!… Coraz rzadziej widzimy postacie wodzów, któreby jaśniały urokiem marsowej poezji. Nie spotyka się już ani owej mistycznej, ponurej postaci Wallensteina, co w tajemniczym błysku gwiazd szukając wróżby, zatapiał przed bitwą posępny wzrok w stropach firmamentu, ani owej szlachetnej, przedziwnym urokiem poetycznego bohaterstwa owianej postaci Gustawa Adolfa, co ginie w walce zwycięzkiej, ani takiego Stefana Czarneckiego, rzucającego się na rumaku w odmęt fali morskiej, ani Jana III, nad którego hełmem szumi pod murami Wiednia szlachetny ptak, orzeł symboliczny… Jeżeli się postać takiego wodza pojawi jeszcze za naszych czasów, jak tego mieliśmy nie jeden przykład w ostatniej wojnie francuzko-niemieckiej, to chyba na to, aby być kontrastem do przyjętego dziś systemu wojennego. A widzimy właśnie, że ta strona, która daje przykłady dawnego romantycznego bohaterstwa jednostek, jest właśnie stroną zwyciężoną…
Napoleon I, jakkolwiek on pierwszy dał początek dzisiejszej anti-poetycznej sztuce wojowania, był przecież jeszcze postacią wspaniałą, pełną majestatu i piękna. Potęga jeniuszu i wielkość czyniły zeń typ estetyczny, a klasyczny profil jego twarzy wyzywał pędzel i dłuto artysty. On sam mógł jeszcze natchnąć poetę i wymuszał wzniosłością jeniuszu hołd nawet u przeciwników, jak tego dowodem są, dwaj słynni poeci, republikanin Beranger i Niemiec Heine. Jego żołnierze byli jeszcze typowemi, marsowemi postaciami o niezatartem piętnie wybitnej indywidualności, godnemi pędzla Hora'cego Verneta. Ale dziś!…. dziś wojna stała się stokroć brzydszą i stokroć krwawszą. Niechaj powstanie dziś z grobu Bayard, rycerz bez trwogi i nagany, (sans peur et sans reproche) – na coż zda się lwie serce jego i ramię dzielne wobec iglicówki?… Co więcej, jeżeli wejdzie w użycie bawełna strzelnicza, nie wydająca huku przy wystrzale, ludzie mordować się będą w straszliwej, dusznej ciszy, nie widząc i nie słysząc siebie nawzajem. Do tego przyjść nawet gotowo, że armie całe niszczyć będą profesorowie chemji, a za – miast dział i muszkietów służyć będą retorty z gazami trującemi!…
Ale porzućmy ten przykład, który nam daje wojna, ten do niedawna tyle romantyczny żywioł dla poety i artysty. Przejdźmy do ogólnych, społecznych i towarzyskich stosunków naszego czasu, a ujrzymy na każdym niemal kroku, jak są oschłe, jak są jednostajne, płowe i bezbarwne, jak wszystko poszło pod strych powszedniości i pedantyzmu. Stosunki te rozpoczęły się już z wiekiem przeszłym, z wiekiem XVIII, ale w wieku XVIII wywoływały one jeszcze ze strony jednostek przynajmniej reakcyę, a reakcya ta dodawała tym czasom osobnej barwy poetycznej lub przynajmniej awanturniczej.
W minionym wieku uratowało życie jeszcze niejeden moment estetyczny z powodzi biorącego górę trywializmu. Społeczeństwo miało jeszcze barwne i wybitne formy; obyczaje, strój, ceremonjały rozróżniały jeszcze stany. Buntując się przeciw nowemu, prozaicznemu porządkowi rzeczy, występowały pojedyńcze postacie, które wiodły walkę z faktycznym stanem stosunków. Dwory monarsze nie popadły były jeszcze pod względem form w dzisiejszą oschłość – świetniał jeszcze dwór króla polskiego Augusta Sasa, świetniał później dwór Stanisława Augusta nie jednym rysem malowniczym i estetycznym pod względem towarzyskiego życia. W umysłach ludzkości całej, w kierunku moralnym, nie zapanowała była jeszcze ta prozaiczna trzeźwość, ta czysto praktyczna, czysto realna oziębłość, jaką dziś widzimy.
Ludzie mieli jeszcze fantazyę, mieli zagadkowe, tajemnicze jakieś instynkta, jakąś mistyczną, wiarę, która choć bywała nieraz przesądem lub marzycielstwem, dodawała przecież uroku umysłowej fizjognomji wieku. Postacie mistyków, alchemików, śmiałych awanturników, loże wolnomularskie, okrywające się tajemniczą osłoną przed wzrokiem profanów, mogły być jeszcze przedmiotem dla artysty i źródłem wrażeń estetycznych. Był to zawsze jeszcze czas oryginalnych typów, czas urozmaiconych podróży, ciekawych i niezwykłych przygód. Przed oczyma naszemi przesuwają się… takie zagadkowe i charakterystyczne postacie, jak np. Cagliostra, hr. SaintGermain, Swedenborga, albo u nas w Polsce Dzierzanowskiego, Beniowskiego, Walewskiego, Chadźkiewicza a nieco później Kobielskiego i innych. Jak światło słoneczne w pryzmacie, łamało się jeszcze życie w tęczowe barwy i dawało rozległe pole fantazyi i imaginacyi poety.
Już jednak i w wieku XVIII, a mianowicie przy samym jego schyłku społeczeństwo jako całość nie przedstawia nam momentów estetycznych. Estetyczna strona owych czasów jest, powiedziałbym, biograficzną, to jest, znajdujemy ją już nie w życiu ogółu, ale wżyciu jednostek, w ich przygodach i kolejach losu.
Do dalszych objawów nieestetyczności naszych czasów należy zupełny upadek form publicznej okazałości, uroczystych obchodów, symbolicznych aktów, ceremoniałów i reprezentacyj. Wszystkie te obchody, które dawniej odbywały się z pompą wspaniałą, z wystawą świetną, z całym aparatem poetycznej symboliki, odbywają się dziś z oschłością, opłakaną, z pominięciem wszystkich stron zewnętrznych, które dawniej przemawiały tak silnie do fantazji i do estetycznego poczucia. Nie ma już uroczystości publicznych i ludowych, a najważniejsze i najsolenniejsze akta odbywają się z kramarską, zaiste powszednością. Jeden tylko kościoł katolicki zachował jeszcze dostojną pompę swych form religijnych, swe uroczystości i procesye – ale i tu modny indyfferentyzm sili się na ich ograniczenie a nawet zupełne usunięcie. Dawniej mnóstwo bywało podobnych widowisk ceremonialnych. Nie mówiąc już nic o wspaniałych aktach narodowego, publicznego życia, jak świetne koronacye, składania hołdów, przysięgi publiczne, obejmowanie w posiadłość ziem lub miast, itd. znaleźć można było przy każdej niemal ważniejszej sposobności w życiu prywatnem osobny ceremoniał i formy zwyczajem uświęcone, które dostarczały niezmiernie wiele estetycznego materyału. Dość tu naprzykład przytoczyć dawne obrzędy weselne i wspomnieć, z jaką obfitością estetycznych form i malowniczych ceremonij odbywały się one np. u nas w Polsce, podczas gdy dziś wraz z innemi narodowemi zwyczajami zatarła się nawet ich tradycja.
To też z dniem każdym tryb życia staje się dziwnie jednostajnym i jałowym, odartym z wszelkich form pięknych. Zdajemy się silić formalnie na to, aby zachować oschłą, prozaiczną trzeźwość w naszych zabawach i stosunkach towarzyskich. Posłuchajmy, co mówi pod tym względym znakomity estetyk niemiecki Vischer: "Przystępujemy do czasów, w których wszelki ruch towarzyski staje się płaskim i kłamliwym, i w których wstydzimy się nawet wesołości. Formy społeczne upadły zupełnie, nędzna kusość, brudna bezbarwność, żebranina estetyczna stały się prawem… Stało się już wstydem w życiu towarzyskiem, okazywać namiętność, charakter, poetyczność, gdyż nazwanoby to naiwnością. Indolencya stała się tonem modnym. Towarzyskość jest tylko kłamstwem. Grzeczność i ceremonialność ubiegłego stulecia miała jeszcze pewien charakter, dziś stała się ona tylko naiwnością, a wszelka fantazya, wszelka oryginalność w obejściu, wszelka wybitniejsza barwa osobista zmieniła się w śmieszność. Mówić już nawet prawie się boimy, ucztujemy godzinami milcząc – jak bydlęta. Obcego nie wypada zagadnąć, każdy zamkniętym jest i samotnym w sobie. "Nie wpadać w oczy" oto główna zasada – wyglądać oryginalnie jest prostactwem. Najopłakańszemi są nasze rozrywki; zniknęły wesołe gry towarzyskie, a natomiast wchodzi jako żywioł zabawy gra w karty, chytra, milcząca, wyczerpująca do dna namiętność ludzką… Najlepszym pokładem, jak pożałowania godnem jest nasze towarzystwo – mówi dalej wymieniony estetyk – ile razy wmówić chce w siebie wesołość, jest taniec, który bez wszelkiego polotu pełza po ziemi, który stał się prostym chodem, i przy którym tancerz każdym swym ruchem zdaje się mówić: Mógłbym sobie dać z tem pokój"..
Tak mówi Vischer, a jeźli tak w istocie nie jest to przynajmniej do tego dążymy. Spiesząc dalej w wykazaniu dzisiejszego upadku estetycznych form w społeczeństwie, musimy przytoczyć tu tak powszechny i tak potężny dziś kierunek kosmopolityczny. Kosmopolityzm, to przyjaciel i brat cywilizacyi, ale wróg i zabójca form estetycznych. Kosmopolityzm dzisiejszy, roznoszony siłą, pary, niweluje wszystkie ludy, znosi ich charakterystyczne, odrębne cechy, tępi narodowe formy, pociąga wszystko pokostem jednostajnośći, pakuje w uniform jednakowy. Ile zaś leży żywiołów piękna i jakie bogate źródło estetycznych wrażeń zawiera się w odrębności narodowego życia, w oryginalności jego towarzyskiej fizyonomii, w jego strojach, zwyczajach, obrzędach itd., o tem mówić prawie niepotrzebujemy.
Kosmopolityzm zniszczył u nas wszystkie formy oryginalne i piękne. Wpłynął on pod względem estetycznym fatalnie na życie nasze codzienne. Straciliśmy prawie tradycyę dawnych polskich obyczajowych i towarzyskich stosunków, a gdy o nich czytamy, to wydają się nam tak obcemi jak życie Arabów lub zwyczaje Japończyków. Z zdziwieniem prawie spoglądamy na takie postacie na przykład, jakie nam odmalował Henryk Rzewuski w swych pamiętnikach Soplicy. Najbardziej tradycyonalnie polskiem, najbardziej barwnem i urozmaiconem jest jeszcze życie wiejskie, ale i ono już zrzuca z siebie cechy oryginalności i co prędzej pragnie zrównać się z jałowemi zwyczajami towarzyskiemi stolicy. Już dziś trudno spotkać takie życie towarzyskie, jakiego dał nam prześliczny obraz Mickiewicz w swym "Panu Tadeuszu". Poemat ten stwierdza niestety słowa Szylera, że co ma odżyć na wieki w pieśni, zginąć musi w rzeczywistości.
Do upadku form malowniczych w wieku naszym przyczyniły się w końcu nasze ubiory. Pod względem ubiorów panował zawsze kaprys mody, która niezupełnie szła w zgodzie z estetyką, a nieraz dochodziła do prawdziwie potwornych objawów – nigdy jednak ubiory, zwłaszcza męzkie, nie były tak trywialne i tak odarte z wszelkiej fantazyi i estetycznego smaku, jak własnie w wieku XIX. Z obrazów i rycin znają zapewne czytelnicy nasi stroje wieków dawniejszych. Jak powiedziałem, raziły one także nieraz brakiem miary i dziwactwem, ale wady te były tylko wybrykiem fantazyi, tej samej fantazyi, której nie znaleźć w dzisiejszych ubiorach. Była w kroju szat dawnych wielka rozmaitość, wielka malowniczość, uderzały one zawsze charakterystyką jakąś a nieraz wznosiły się one do form wysoce estetycznych.
Jeszcze w czasach popsutego bardzo smaku, w czasach przesadnej galanteryi i w śmieszność przechodzącej elegancyi, jakiemi były np. czasy Ludwika XIV i poźniejsze przedrewolucyjne, było wiele barwności, świetności i fantazyi w strojach i ubiorach. Nawet owo do ckliwości i karykatury dochodzące "Rococo" mogło być żywiołem estetycznym dla malarza. Jeszcze ubiory wówczas przemawiać mogły do imaginacyi, jeszcze nie unikano barw żywych, haftów złocistych i srebrnych, a mężczyźni, choć porzucili byli dawno zbroję, nosili przynajmniej cień jej, szpadę salonową. Od czasów wielkiej rewolucyi francuzkiej datuje się nowy krój ubiorów, które wyrzekły się już malowniczości i form estetycznych.