- W empik go
Z Hitlerem do końca: wyznania osobistej sekretarki wodza III Rzeszy - ebook
Z Hitlerem do końca: wyznania osobistej sekretarki wodza III Rzeszy - ebook
Wspomnienia sekretarki Hitlera spisane przez nią po upadku III Rzeszy.
W 1942 roku Traudl Junge miała dwadzieścia dwa lata i marzyła o zostaniu tancerką. Kiedy zaproponowano jej pracę w berlińskim biurze Führera, dostrzegła możliwość ucieczki z rodzinnego Monachium, wtedy postrzeganego przez nią jako małomiasteczkowego.
Niedługo po przybyciu do Berlina, Adolf Hitler uczynił ją swoją sekretarką. Aż do upadku III Rzeszy przepisywała na maszynie jego przemówienia i listy. Do tego jadała obiady z bliskim otoczeniem Führera. Krótko po wojnie Traudl Junge spisała swoje wspomnienia. Opisała . ostatnie godziny w bunkrze Hitlera.
Autorka podkreśla, że wspomnienia nie są próbą uzyskania wybaczenia. Jej celem jest pokazanie, jak charyzmatyczny przywódca był w stanie pociągnąć za sobą młodą dziewczynę, która na początku wierzyła w jego wizję świata. Po procesie w Norymberdze dowiedziała się o pełnej skali okrucieństw Hitlera. Dodaje, że do końca będzie czuła się współwinna.
Traudl Junge - po wojnie spisała swoje wspomnienia z czasów, gdy pracowała jako serketarka Führera. Po procesie w Norymberdze dowiedziała się o pełnej skali okrucieństw Hitlera. W wyniku procesu denazyfikacyjnego została określona jako bierna członkini ruchu Hitlera . ze względu na młody wiek. Pisze, że do końca będzie czuła się współwinna.
Melissa Müller - austriacka dziennikarka. Autorka biografii Anne Frank.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-271-7113-5 |
Rozmiar pliku: | 532 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Traudl Junge
Książka ta nie jest formą spóźnionego usprawiedliwienia się. Ani samooskarżeniem. Nie chcę też, żeby uznano ją za spowiedź generalną. Jest raczej próbą pogodzenia się – nie z własnym otoczeniem, ale z sobą samą. Nie jest prośbą o zrozumienie, ale chce pomóc zrozumieć.
Przez dwa i pół roku byłam sekretarką Hitlera. Poza tym moje dotychczasowe życie przebiegało w sposób mało spektakularny. W latach 1947–1948 spisałam swoje żywe jeszcze wówczas wspomnienia z okresu pozostawania w bezpośredniej bliskości Adolfa Hitlera. Było to w czasach, kiedy „my wszyscy” spoglądaliśmy w przyszłość, a naszą przeszłość – zadziwiająco skutecznie – bagatelizowaliśmy i spychaliśmy w niepamięć. Przystąpiłam do pracy z całkowitą beztroską, chcąc po prostu utrwalić najważniejsze wydarzenia i epizody z tego okresu, zanim szczegóły, które kiedyś mogłyby wzbudzić zainteresowanie, zbledną lub ulegną całkowitemu zapomnieniu.
Kiedy po wielu latach ponownie przeczytałam rękopis, przeraziłam się i ogarnął mnie wstyd z powodu całkowitego braku krytycyzmu i dystansu, z jakim wówczas przystąpiłam do pracy. Jak mogłam być tak naiwna i lekkomyślna? Jest to jednak tylko jeden z powodów, dla których do tej pory wzbraniałam się przed przekazaniem manuskryptu do publikacji. Drugim był fakt, że wobec zalewu książek o Adolfie Hitlerze uznałam swoje przeżycia i obserwacje za pozbawione większego znaczenia. Ponadto obawiałam się, iż wzbudzę sensację i poklask wśród niewłaściwych osób. Nigdy nie ukrywałam swojej przeszłości, ale w latach powojennych moje otoczenie ułatwiało mi wyparcia jej z pamięci: byłam zbyt młoda i niedoświadczona, żeby rozszyfrować swego szefa, który pozornie dobroduszny, w istocie był człowiekiem opętanym zbrodniczą żądzą władzy. Tego zdania była nie tylko komisja denazyfikacyjna, która oczyściła mnie z wszelkich zarzutów, zaliczając do kategorii „młodocianych sympatyków”. Tego samego zdania byli wszyscy znajomi, z którymi rozmawiałam na temat moich doświadczeń, i to nie tylko ci, którym zarzucano współwinę, lecz również prześladowani przez reżym. Ucieszyło mnie to orzeczenie. Ostatecznie w chwili upadku narodowosocjalistycznych Niemiec świętowałam swoje 25. urodziny i pragnęłam tylko jednego: żyć.
Dopiero w połowie lat sześćdziesiątych XX wieku zaczęłam się poważnie zastanawiać nad własną przeszłością i nawiedziło mnie narastające poczucie winy. Na przestrzeni minionych 35 lat proces ten stawał się coraz bardziej męczący; usiłowałam zrozumieć samą siebie i ówczesne pobudki swego działania. Nauczyłam się przyznawać do tego, że w 1942 roku, jako dziewiętnastolatka, młoda i ciekawa życia, byłam zafascynowana Adolfem Hitlerem, że był sympatycznym zwierzchnikiem i odnosił się do mnie po przyjacielsku a zarazem po ojcowsku, że z całą świadomością, tłumiąc w sobie ostrzegawczy głos niemal do samego gorzkiego końca, chętnie przebywałam u jego boku. Po ujawnieniu zbrodni popełnionych przez tego człowieka do końca życia będzie mi towarzyszyło poczucie, że jestem współwinna.
Dwa lata temu poznałam pisarkę Melissę Müller . Odwiedziła mnie, żeby zadać, jako świadkowi epoki, kilka pytań dotyczących Adolfa Hitlera i jego upodobań artystycznych. Z jednej rozmowy zrobiło się kilka; zmienił się również wiodący temat – teraz mówiłyśmy o moim życiu i długotrwałych skutkach, jakie miała dla mnie styczność z Hitlerem. Melissa Müller należy do drugiej powojennej generacji; na sprawy zbrodni Trzeciej Rzeszy patrzy przez pryzmat swej wiedzy. Nie należy jednak do tych, którzy wszystko wiedzą lepiej. Nie ułatwia sobie w ten sposób pracy. Uważnie słucha tego, co mają do powiedzenia świadkowie epoki, którzy, tak jak my, kroczyli kiedyś w orszaku Hitlera – i stara się dotrzeć do źródła wydarzeń.
„Nie możemy _post factum_ poprawić naszych życiorysów, musimy z nimi żyć. Ale możemy poprawić samych siebie”. Cytat z _Dziennika jednego roku_ (_Tagebuch eines Jahres_) autorstwa Reinera Kunze stał się podstawową dewizą mego życia. „Nie zawsze potrzebne jest publiczne kajanie się – czytamy dalej. – Istnieje cichy wstyd, bardziej wymowny od słów i do tego uczciwszy”. Wreszcie Melissie Müller udało się przekonać mnie, że mimo wszystko powinnam opublikować swój rękopis. Uznałam, iż skoro udało mi się wytłumaczyć jej, jak łatwo było ulec fascynacji Hitlerem, i jak ciężko jest teraz żyć ze świadomością, że służyło się masowemu mordercy, to również powinno mi się udać przekonanie o tym czytelników. Mam przynajmniej taką nadzieję.
W zeszłym roku Melissa Müller poznała mnie z André Hellerem, którego uważam nie tylko za interesującego artystę, ale również za bardzo zaangażowanego człowieka, mającego niezłomne zasady moralne i polityczne. Wyczerpujące rozmowy z nim były kolejnym, niezwykle cennym bodźcem do ostatecznej rozprawy z młodziutką Traudl Humps, z którą już od wielu lat byłam na wojennej ścieżce. Większość naszych rozmów toczyła się na żywo przed okiem kamery. André Heller i Otthmar Schmiderer zmontowali z tych rozmów film dokumentalny pt. _Im toten Winkel_ , który pojawił się jednocześnie z niniejszą książką .
Z kart tej książki przemawia raz młoda, a raz stara Junge. W związku z rosnącym zainteresowaniem wiedzą świadków epoki o reżymie nazistowskim młoda Junge, której życie już niejako się skończyło, daje się namówić do wydania swoich dawnych zapisków i ma nadzieję, że dzięki temu tekstowi przyczyni się do wyjaśnienia wielu spraw. Stara Junge nie zamierza wprawdzie prawić morałów, ma jednak nadzieję, iż uda jej się przekazać niektóre myśli, wcale nie tak banalne, jakby się to w pierwszej chwili mogło wydawać: pozory często mylą, dlatego zawsze warto jest zajrzeć za piękną fasadę. Trzeba wsłuchiwać się w głos sumienia. Nie trzeba, nawet w przybliżeniu, tyle odwagi, ile by się wydawało, do przyznania się do błędów i wyciągnięcia z nich wniosków. Po to się przyszło na świat, żeby zmieniać się ucząc.
Traudl Junge w styczniu 2002DZIECIŃSTWO I MŁODOŚĆ W NIEMCZECH
Melissa Müller
Monachium 1947. „Stolica Ruchu” zmieniła się w miasto ruin. Wyczerpani głodem i zimnem ludzie muszą zaczynać wszystko od początku. Straszliwa nędza, a jednocześnie rozpasana radość życia. Traudl Junge ma 27 lat, jest wesołą, spragnioną życia kobietą. Uznana za „nieobciążoną”, już choćby z racji wieku; poświadczyła to komisja denazyfikacyjna. Pracuje jako sekretarka; często zmienia posady. Wszyscy żyją z dnia na dzień. Traudl Junge ma opinię dobrej pracownicy; „szczególnie wybijająca się” napisano w jednym z jej ówczesnych świadectw pracy, „szybkie rozumienie poleceń, dobry styl korespondencji, ponadprzeciętna umiejętność pisania na maszynie i znajomość stenografii”. Wieczorami przeistacza się w bywalczynię kabaretów i teatrzyków, które wyrastają w mieście jak grzyby po deszczu. Brakuje pieniędzy i żywności oraz papierosów. Przyjaciele i sąsiedzi pomagają sobie wzajemnie i dzielą się tym, co mają. Traudl Junge ma przed sobą całe życie i ma nadzieję, że również wielką miłość i wielkie szczęście. Nie ma żadnych konkretnych wyobrażeń na temat przyszłości, ale wierzy w nią.
Cięcie.
Monachium 1947. „Stolica Ruchu” zamieniła się w miasto ruin. Traudl Junge ma 27 lat i od trzech lat jest wdową. Jej ostatni pracodawca, jak mówi, „najsympatyczniejszy ze wszystkich, jakich miała”, nie żyje, wielu jej najbliższych kolegów z lat wojny zaginęło. Nie wie, czy dostali się do radzieckich obozów, czy popełnili samobójstwo. Ona sama przez wiele miesięcy przebywała w radzieckiej niewoli, długo chorowała na dyfteryt, udała się jej niesamowita ucieczka z Berlina do Monachium. Powróciła tu z mieszanymi uczuciami, obawiając się, że zostanie postawiona pod pręgierzem lub że ludzie będą od niej stronić. Nie ukrywa, iż przez dwa i pół roku była osobistą sekretarką Hitlera i z ulgą stwierdza, że jej przeszłość nie wzbudza zainteresowania. Nawet jej rodzona matka nie dopytuje się o bliższe szczegóły. Spragnieni sensacji ludzie często wprawdzie pytają: „Powiedz, czy Hitler naprawdę nie żyje?”, ale nikogo nie interesują detale, nie mówiąc już o próbach wyjaśnienia czy usprawiedliwienia. Jej ciągłe samooskarżenia, że służyła ludobójcy i czuje się współwinna jego zbrodni, ucinane są krótko: „Byłaś jeszcze taka młoda...”. W 1947 roku całe społeczeństwo niemieckie doznało swego rodzaju zaniku pamięci; forma samoobrony jednocześnie dla sprawców, sympatyków i ofiar.
Główna bohaterka, dwa scenariusze – oba prawdziwe.
W pierwszych latach po wojnie Traudl Junge czuje się wewnętrznie rozdarta. Z jednej strony przygniata ją ciężar wspomnień o beztroskim życiu w kręgu Adolfa Hitlera i o jego dramatycznym zakończeniu, z czym musi uporać się sama. Z drugiej strony absorbuje ją dzień powszedni w zrujnowanym mieście, pełen niedostatków, ale i radości dzielonych z przyjaciółmi, znajomymi, matką i siostrą.
Traudl Junge udaje się szybko po klęsce Trzeciej Rzeszy uwolnić od magnetycznego wpływu Hitlera. Powodem tego mógł być fakt, że, jak powiada, uległa wprawdzie urokowi jego ujmującego, ojcowsko-przyjacielskiego zachowania, którego była przez dwa i pół roku naocznym świadkiem, a jednocześnie narodowosocjalistyczny reżym i jego ideologia oraz wynikające z niej nieludzkie działania były jej całkowicie obojętne, choć nie budziły w niej sprzeciwu. Przeszłość Traudl to mieszanina miłych osobistych wspomnień i zdobywanej po wojnie, stopniowo i fragmentarycznie, wiedzy o strasznej prawdzie, która z wielkim opóźnieniem dociera do jej świadomości. Traudl Junge znalazła się w najbliższym kręgu Hitlera w sposób najzupełniej przypadkowy i, co z dzisiejszego punktu widzenia nawet jej samej wydaje się niewytłumaczalne, postrzegała otaczającą go atmosferę w sposób wielce ograniczony. Znajdowała się w obszarze wpływu Hitlera, bardzo jej to pochlebiało, i to, co nie dotyczyło jej osobiście, nie docierało do niej. Naiwność? Ignorancja? Próżność? Wygodna obojętność? Przyuczenie do ślepego współuczestnictwa? Bezwzględne posłuszeństwo? W 1947 roku nie zadaje sobie tych pytań. Udało się jej przeżyć i – silna młodością, jak powiada – stara się zapomnieć o tym co było i zachłannie rzuca się w wir życia. Dopiero w latach sześćdziesiątych pojawią się dręczące pytania. Udręka ta nigdy już nie ustała.
W 1947 roku Traudl Junge, za pośrednictwem swego ówczesnego przyjaciela Heinza Balda, poznaje jego protektora, zamożnego przedsiębiorcę. Zafascynowany jej przeszłością, skłania ją do napisania wspomnień z czasów spędzonych „z Führerem”. Obiecuje, że jego była żona – niemiecka Żydówka, która od czasów przymusowego rozwodu w latach trzydziestych mieszka w USA, ale pozostaje z nim w bliskim kontakcie – zaproponuje ten tekst jednemu z amerykańskich dzienników. Traudl Junge podoba się ten pomysł i szybko przystępuje do pracy. I bez tego odczuwa potrzebę – jak wspomina patrząc wstecz – do utrwalenia tego tak ważkiego w jej życiu okresu, zanim wspomnienia zdążą zblednąć. Dodatkowy motyw stanowią docierające do niej nieustannie najfantastyczniejsze spekulacje na temat śmierci Hitlera. Na wypadek, gdyby ponownie była przesłuchiwana, mogłaby odesłać ciekawych do swoich wspomnień.
W ciągu kilku następnych miesięcy w wolne wieczory i weekendy napisze na maszynie 170 stron tekstu – pisanie sprawia jej przyjemność. Ostatecznie jednak jej manuskrypt nigdy nie został opublikowany, ponieważ w 1949 roku, jak twierdzono, „czytelnicy nie są zainteresowani tego rodzaju historiami”. Traudl Junge uważa jednak to zajęcie za swego rodzaju katharsis. Wprawdzie we wspomnieniach tych znajduje się niewiele refleksji dotyczących jej przeżyć, ale jednocześnie autorka niczego nie ukrywa i nie próbuje się usprawiedliwiać. Po prostu opisuje kolejno wydarzenia, epizody, osobiste wrażenia, a następnie stawia ostatnią kropkę pod tym fragmentem swojej przeszłości; zapiskom przez długie lata nie poświęcono najmniejszej uwagi.
Istotnie, w pierwszych latach po wojnie stosunek Traudl Junge do Hitlera – tak przynajmniej wynika z manuskryptu – jest jeszcze niezdecydowany. Dlatego też miejscami jej tekst musi szokować dzisiejszego czytelnika. Kiedy po kilkudziesięciu latach sama go przeczyta, poczuje się wstrząśnięta i zawstydzona brakiem dystansu i naiwnością widoczną w licznych jego fragmentach. Jest on jej zdaniem banalny, tonacja miejscami nieodpowiedzialnie głupia. Nie jest w stanie ocenić jego historycznej wartości, jego bezpośredniość i prawdziwość drażnią ją. Nie widzi, że właśnie owe niewinne opisy powszedniego życia Hitlera w „Wolfsschanze” („Wilczym Szańcu”) czy w Berghofie są ważnym dowodem potwierdzającym tezę Hannah Arendt o banalności zła. Słabą pociechą jest dla niej fakt, że tekst ów może pomóc w zrozumieniu ludziom, którzy kreują Hitlera i jego najbliższych pomocników na pozbawione ludzkich cech monstra i w ten sposób sami siebie uspokajają. Dla niej wspomnienia te są przede wszystkim świadectwem bezmyślnie przeżytych lat, swego rodzaju pożegnaniem z beztroską młodością spędzoną w bynajmniej nie niewinnym środowisku.
Gertraud Humps, zwana Traudl, przyszła na świat 16 marca 1920 roku w Monachium. Miesiąc przed jej narodzinami, 24 lutego, Adolf Hitler i Anton Drexler, założyciel Niemieckiej Partii Robotniczej (DAP), podczas wielkiego masowego wiecu NSDAP w monachijskim „Hofbräuhaus” ogłaszają swój wrogi wobec cudzoziemców program partyjny. Zasługuje to na wspomnienie, tym bardziej że manifest ów skierowany jest „Do cierpiącego nędzę ludu!”.
Istotnie, szerokie rzesze społeczeństwa cierpią biedę, co wywołuje niezadowolenie i skłania do udziału w politycznych akcjach protestacyjnych. W Monachium w okresie od grudnia 1918 roku do połowy lutego 1919 roku liczba bezrobotnych wzrasta z 8000 do 40 000, brakuje mieszkań, żywności i opału.
Max Humps, ojciec Traudl, rocznik 1893, z zawodu piwowar i podporucznik rezerwy, uchodzi za „uroczego lekkoducha” i „zupełnie nie nadaje się do małżeństwa”. Matka, Hildegard z domu Zottmann, trzy lata od niego młodsza córka generała, wychodząc za niego popełnia mezalians. Młoda para wprowadza się do niewielkiego mansardowego mieszkania w dzielnicy Schwabing; zaraz po urodzeniu się Traudl ojciec, rodowity mieszkaniec Regen w Dolnej Bawarii, traci posadę w browarze Löwenbrauerei i niedostatek spowoduje, że znaczne różnice charakterów obojga małżonków przedwcześnie się uwidoczniają i stają się powodem kłopotów. Hildegard jest niezbyt błyskotliwą, ale bardzo uczuciową osobą o bardzo konserwatywnych poglądach i ściśle trzymającą się zasad moralnych, podczas gdy Max to lawirant, życie bierze lekko i z ogromnym humorem – wprawdzie trudno się na niego gniewać, ale jednocześnie nie można szukać w nim oparcia.
Nie posiadający zdefiniowanych poglądów politycznych Max Humps, który i tak zresztą przedkłada swój krąg przyjaciół i tak zwanych miłośników sportu ponad rzekomą rodzinną idyllę, przystępuje – jak wielu ówczesnych bezrobotnych – do Freikorps Oberland – Ochotniczego Korpusu Oberland, skrajnie prawicowego związku o nastawieniu antyrepublikańskim, nacjonalistycznym i antysemickim. Ten sprężyście zorganizowany wojskowy związek – mający charakter nacjonalistyczny i plebejski – zrzeszający w górnej części Bawarii wielu członków, został założony w kwietniu 1919 roku, by występować przeciwko Monachijskiej Republice Rad. Energicznie zabiega o nowych członków i wśród głęboko sfrustrowanych mężczyzn znajduje szeroki odzew. Klęska militarna i spory wokół traktatu wersalskiego , przyśpieszona przez wojnę emancypacja kobiet oraz ich świeżo zdobyte prawa wyborcze i bieda – wszystko to mężczyźni usiłują zrekompensować sobie przywdziewając mundury, demonstracyjnie obnosząc się z bronią i wypinając piersi udekorowane orderami. Bawaria staje się mekką prawicowych organizacji, ponieważ skłaniający się ku prawicy nowy rząd bawarski wykazuje znaczną tolerancję dla tego rodzaju ugrupowań. Ochotniczy Korpus, po wkroczeniu do Monachium w maju 1919 roku w celu obalenia Republiki Rad, bierze udział w potyczkach przeciwko komunistycznym powstaniom w Zagłębiu Ruhry, a od maja do sierpnia 1921 roku toczy walki na terenie Górnego Śląska z Polską o ustalenie granicy. Max Humps uczestniczy w zmasowanym ataku na Górę Świętej Anny na Górnym Śląsku, dzięki któremu Korpus zyskuje wielkie uznanie konserwatywnych kręgów społeczeństwa. Żonę i córkę utrzymuje jego teść, generał, on sam rzadko bywa w domu. Kiedy latem 1921 roku alianci wymuszają rozwiązanie wszelkich związków wojskowych, część Ochotniczego Korpusu Oberland tworzy Związek Oberland z siedzibą w Monachium. Jego statut propaguje „walkę z wrogiem wewnętrznym” skierowaną głównie przeciwko republice. Nowy przywódca, Friedrich Weber, nawiązuje ścisłą współpracę z NSDAP. 1 maja 1923 roku uzbrojone oddziały Oberlandu i SA atakują na Oberwiesenfeld w Monachium demonstrację socjaldemokratów i komunistów. We wrześniu Bund Oberland wchodzi w skład nowo utworzonego, dowodzonego przez Adolfa Hitlera, Niemieckiego Związku Walki.
W puczu Hitlera z 8 na 9 listopada 1923 roku uczestniczą liczne kompanie tej organizacji, a w ich składzie również Max Humps, który za swój udział odznaczony zostaje Orderem Krwi NSDAP . Wprawdzie po klęsce puczu Związek został zakazany, działał jednak nadal, tyle że pod nazwą Niemiecki Związek Strzelców i Wędrowców.
Nie wiadomo, czy Max Humps popiera pucz Hitlera z powodu politycznych przekonań, czy tylko z braku innego sensownego zajęcia ani, też czy naprawdę wierzy, że Hitler przyczyni się do rozwoju gospodarki. W każdym razie córka uważa go za rodzaj wojaka-patrioty, któremu na rękę było z gromadą kamratów, wśród których znajduje się również późniejszy szef Leibstandarte-SS Sepp Dietrich, uczestniczyć w różnorodnych akcjach i wykrzykiwać nacjonalistyczne hasła. Po nieudanym puczu nie zostaje aresztowany; jego rola jest zbyt nikła. Nadal jednak nie udaje mu się znaleźć stałej pracy; żona i dzieci – miesiąc po puczu, w grudniu 1923 roku, rodzi się jego druga córka Inge – cierpią prawdziwą biedę, matka często nie wie, co następnego dnia włoży do garnka. W 1925 roku Humps osiada w Turcji Mustafy Kemala Paszy, późniejszego Kemala Atatürka. Ponieważ pragnącemu zbliżenia z Europą krajowi potrzebna była praktyczna wiedza fachowców, Max Humps nareszcie rozpoczyna pracę w swoim zawodzie, jako mistrz piwowarski. Rodzinę pozostawia w Monachium – tego już jest Hildegardzie Humps za wiele, jej cierpliwość w stosunku do męża ostatecznie się wyczerpuje. Nie chce mieć z nim więcej do czynienia i – uważając, że jako gospodyni domowa i matka dzieciom nie posiadająca żadnych dochodów nie ma innej możliwości – wraca do domu rodziców. Z czasem Max Humps zyska w Turcji niejakie uznanie i będzie podejmował liczne starania o sprowadzenie swej rodziny do Smyrny, dzisiejszego Izmiru, ale Hildegard odmawia przyjazdu i występuje o rozwód.
W chwili gdy ojciec opuszcza rodzinę, Traudl ma pięć lat. Wprawdzie i wcześniej nie był dla niej ojcem w tradycyjnym tego słowa znaczeniu – ale w tych rzadkich chwilach, kiedy był obecny, pozostał jej w pamięci jako serdeczny przyjaciel i pomysłowy towarzysz zabaw.
W 1926 roku dziewczynka idzie do szkoły. To, że posłano ją do zbiorczej szkoły przy Luisenstrasse, do której uczęszczają dzieci różnych wyznań, spowodowane jest nie tyle otwartością umysłu matki, co bliskością mieszkania dziadków przy Sophienstrasse, obok Starego Ogrodu Botanicznego – Traudl została ochrzczona w kościele ewangelickim, wzrasta jednak bez bliższego kontaktu z kościołem i często opuszcza niedzielne nabożeństwa dla dzieci.
W niemal wielkopańskim pięciopokojowym mieszkaniu przy Sophienstrasse ton życia nadawał, urodzony w 1852 roku, dziadek Maximilian Zottmann. Traudl uważa go za człowieka bardzo srogiego, mającego charakter dyktatora będącego w dodatku pedantem, którego harmonogram był zaplanowany co do minuty, przykładającego największe znaczenie do utrzymania dyscypliny i nie znającego się na żartach. Nie jest w stanie zastąpić ojca. Gdy tylko Traudl i Inge odrobinę głośniej się zaśmieją, matka słyszy cierpką uwagę: „Zajmij się lepiej tymi bachorami”. Dopóki żyje babka dzieciom, mimo wszystko, wiedzie się dobrze – Aghate Zottmann potrafi załagodzić wszelkie rodzinne spory. Traudl uwielbia tę pochodzącą z Lipska damę, która poznała swego męża podczas kuracji w Bad Reichenhall, i później opisze swoją babcię jako osobę niezwykle wyrozumiałą i serdeczną. Z zachwytem przysłuchuje się opowiadaniom z czasów jej młodości w Lipsku i kiedy w szkole ma napisać wypracowanie pod tytułem: „Mój wymarzony cel podróży”, to – w przeciwieństwie do swych koleżanek – które zachwycają się Hawajami i Himalajami, oczywiście wybiera Lipsk.
W 1928 roku Agathe umiera – jej strata to dla ośmioletniej Traudl poważny cios. Teraz okazuje się, że dziadek jest nie tylko domowym tyranem, lecz również skąpcem. Jako wdowiec i kobieciarz emabluje tancerkę o imieniu Thea i córce, która prowadzi mu gospodarstwo, przy każdej okazji wypomina, jakim ciężarem są dla niego ona sama i dzieci. Kiedy w 1930 roku Traudl zmienia szkołę na żeńskie liceum, matka zwraca się z prośbą o zniżkę czesnego, ponieważ ze skąpo wydzielanych pieniędzy na utrzymanie domu – 4,50 marki dziennie na cztery osoby – nie może wnieść pełnej opłaty. W dniach szkolnych wycieczek Traudl często musi udawać chorą, ponieważ matki nie stać na dodatkową opłatę w wysokości 2,70 marki. Mimo tego Traudl bynajmniej nie uważa swego dzieciństwa i wczesnej młodości za nieszczęśliwe: właśnie owo trudne położenie matki i dzieci sprawia, że rodzina jest bardzo zżyta. Hildegard Humps nie jest wprawdzie szczególnie serdeczną osobą – pieszczoty są jej raczej obce – ale mimo ich braku dzieci znajdują w niej miłość i pełne zrozumienie. Matka daje im poczucie bezpieczeństwa, jej metody wychowawcze są zgodne z duchem epoki: macie wyrosnąć na „porządnych” ludzi, nie kłamać, być chętne do pomocy, uczciwe, skromne, ustępować innym i liczyć się z nimi, a przede wszystkim – nie wtrącać się do nie swoich spraw.
W cnocie liczenia się z innymi ludźmi dziewczynkom przyjdzie ćwiczyć się w szczególny sposób, kiedy do rodziny sprowadzi się młodszy brat matki. Hans jest młodym człowiekiem bardzo uzdolnionym pod względem artystycznym, z ukończonymi studiami architektonicznymi, który jednak cierpi na schizofrenię. Jego mania prześladowcza i chorobliwe rojenia początkowo bawią dzieci. Z czasem jednak zaczynają się im dawać we znaki. Kiedy zrozumieją, jak wielkie cierpienie sprawiają matce obłędne idee brata i oskarżenia z jego strony, poczują się nieswojo. W połowie lat trzydziestych Hans Zottmann – jak co najmniej 360 000 innych Niemców obciążonych domniemanymi wadami dziedzicznymi – zostaje poddany przymusowej sterylizacji. Rodzina nie protestuje przeciwko zabiegowi, lecz przyjmuje to jako zło konieczne. Tłumaczy sobie, że Hans jako ojciec rodziny byłby człowiekiem całkowicie nieodpowiedzialnym.
Młodziutka Traudl cieszy się życiem. Lubi przyrodę i zwierzęta, w domu zawsze jest pies lub kot. Chętnie chodzi do szkoły, nie żeby tak bardzo była spragniona wiedzy, ale dlatego że dobrze się czuje w klasowej wspólnocie i chętnie przebywa z koleżankami. Junge określa siebie z tamtego okresu jako zwierzę stadne, nie przeznaczone do samotności, zwracające uwagę indywidualnymi, oryginalnymi pomysłami, ale szukające bezpieczeństwa i uznania przez wspólnotę oraz wybitnie spragnione życiowej harmonii. Uczy się dobrze, jej ulubionymi przedmiotami są rysunki i gimnastyka, łatwo przychodzi jej również niemiecki i angielski. Jest ruchliwym dzieckiem, i kiedy swoim pełnym temperamentu zachowaniem zbytnio zmęczy dziadka lub matkę, wieczorem z wielkim przejęciem wznosi do Boga akt strzelisty: „Proszę, spraw, żebym była grzeczna”. Szczególnie stara się nie sprawiać bólu matce, ponieważ zdaje sobie sprawę z jej osobistego nieszczęścia. Mimo tego jest raczej niefrasobliwa. Już jako sześciolatka, na uwagi w rodzaju: „Ach, Traudl, nie hałasuj tak”, odpowiadała szelmowsko: „Nie wiem, czy Panu Bogu też to przeszkadza”. Powiedzenie to na stałe weszło do rodzinnego języka. Ważnymi wydarzeniami jej wczesnej młodości są rzadkie wizyty w kinach – bilet do kina w Bogenhausen kosztuje 70 fenigów, Traudl i Inge maszerują dobrą godzinę ze Schwabingu do Bogenhausen i z powrotem – oraz letnie wakacje na bawarskim podgórzu alpejskim, gdzie dziadek dzierżawi teren łowiecki; najpierw przez dłuższy czas w Aschau, potem w Seeon, a na koniec nad jeziorem Ammersee, gdzie w wieku osiemdziesięciu lat upoluje swego ostatniego kozła.
Rok 1933 jest pod wieloma względami decydujący w życiu trzynastoletniej teraz Traudl. Po pierwsze – dojście Hitlera do władzy uczczono w szkole jako wielkie, uroczyste wydarzenie; również Traudl uznaje to za oznakę przełomu i bliskiego rozwoju kraju. Wynędzniali i podejrzanie wyglądający mężczyźni o ponurych twarzach, kręcący się bezczynnie po placu przed Sendlinger-Tor budzą w niej lęk. Wyjaśniono jej, że to wszystko bezrobotni. Teraz to się zmieni...
Ponadto w 1933 roku ponownie zjawia się Max Humps. Jako dawny towarzysz czasu walki, odznaczony Orderem Krwi, otrzymuje stanowisko w administracji NSDAP. Córka nie interesuje się stanowiskiem ojca, ponieważ od dawna nie utrzymuje z nim żadnych stosunków. W 1934 lub 1935 roku odwiedza go w jego biurze przy Barerstrasse tylko jeden raz, gdyż matka nie aprobuje tych kontaktów. W budynku pod numerem 15 mieszczą się Kierownictwo Organizacyjne Partii Rzeszy, Narodowosocjalistyczne Komórki Zakładowe, ponadto Główny Urząd Ofiar Wojny oraz Główny Urząd Zdrowia Publicznego. Kierownictwo NSDAP rezyduje również w położonych przy tej samej ulicy hotelach: „Marienbad” i „Union”.
Max Humps przy pomocy łakoci i podobnych dowodów miłości zabiega o przychylność Traudl, ona jednak trzyma się z daleka i nadal żywi uprzedzenie do ojca. W grudniu 1932 roku – pod jego nieobecność – sąd orzeka rozwód; Traudl widzi jak bardzo matka cierpi pod wpływem owego uwłaczającego jej godności procesu. Początkowo Max Humps wykazywał niewiele skrupułów, ale za to zadziwiającą fantazję, dążąc do obarczenia żony winą za rozpad małżeństwa. Generał Maximilian Zottmann uważa za rzecz towarzysko nie do przyjęcia, żeby jego córka – zgodnie z obowiązującym wówczas prawem małżeńskim – została ogłoszona winną rozwodu; dlatego Hildegard Humps zmuszona jest zawrzeć zgniły kompromis i zaoferować mężowi rezygnację z alimentów, jeśli weźmie na siebie całą winę. W ten sposób nadal pozostaje zdana na jałmużnę ze strony ojca. Reprezentowana przez adwokata Żyda od początku stała na przegranej pozycji w starciu z odznaczonym Orderem Krwi Maxem. Można się domyślać, że zajmujący się sprawą sędzia miał wyraźne polityczne sympatie lub wykazał szczególną gorliwość – od 1932 roku NSDAP była, przynajmniej czasowo, najsilniejszą partią polityczną w kraju.
Wyrok utwierdza Hildegard Humps w przekonaniu, że „ten Hitler” – już w 1923 roku zniszczył jej małżeństwo. Po przejęciu przez Hitlera władzy powtarza to coraz częściej, czym ogromnie drażni młodziutką Traudl. Uważa ona opinię matki za nieuzasadnioną, staje w obronie Führera i w swych fantazjach podlotka marzy, że pewnego dnia uratuje mu życie. Zdobędzie sławę dzięki gotowości do poświęceń. Pewnego razu widzi go z bliska, jadącego w samochodzie do Brunatnego Domu przy Briennerstrasse – wzniosłe uczucie, nawet we wspomnieniu. Piętnastolatka prostymi słowami zapisuje wrażenie, jakie na niej zrobił: „Führer musi być kimś wielkim...”. Jest dumna z Niemiec i niemieckiego narodu, pozostaje pod wrażeniem wzniosłej idei „narodowej wspólnoty”. „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Na dźwięk hymnu narodowego w jej oczach pojawiają się łzy wzruszenia. Ani wtedy, ani później, w szkole czy domu, nie jest indoktrynowana politycznie. Nauczyciele w liceum zachowują się z rezerwą, nie zmuszają uczennic do pisania wypracowań o charakterze propagandowym, jak czynią to niektórzy nadgorliwi nauczyciele w wielu innych szkołach, umieszczając je w planie lekcyjnym. Rasistowskie ustawy norymberskie, sformułowania w rodzaju: „kwestia żydowska” „higiena rasowa” czy „zhańbienie rasy” są oczywiście omawiane jako fakty. I również jako takie traktowane. Ponieważ zaś bolszewizm jest największym wrogiem cywilizowanego świata, grozi zniszczeniem obyczajów i kultury, przeto przyjmuje to jako napawający lękiem, lecz jednocześnie niepodważalny fakt. Nie sięga po literaturę popularną lansowaną przez narodowych socjalistów; na jej nocnej szafce leżą _Uparciuch, Beniaminek,_ później nowele Storma czy bestseller Agnes Günther _Święta i jej błazen._
W domu nie porusza się kwestii narodowego socjalizmu ani innych problemów światopoglądowych. Wprawdzie matka nadal nie ukrywa nienawiści do Hitlera, ale jego działalność polityczna nie interesuje jej. Na biurku dziadka stoi zdjęcie księcia regenta Luitpolda z jego odręczną dedykacją z okazji 60. urodzin generała, datowaną w 1912 roku; pamiątka dawnych czasów. Lepszych? Maximilian Zottmann nie wypowiada się na ten temat; uważa, że istniejącej zwierzchności należy się podporządkować, a dla niego, podobnie jak dla większości „zwykłych Niemców” narodowy socjalizm nie stanowi realnego zagrożenia. Jest stałym abonentem prasy, ale jedyne pismo, jakie czyta, to „Der deutsche Jäger” . Książki go nie interesują. Codziennie do domu przychodzą „Münchner Neuesten Nachrichten”, żeby nie przeoczyć kolejnego odcinka drukowanej tam powieści. Na detektorowym odbiorniku rodzina słucha koncertu życzeń, wieczorami wszyscy zasiadają wokół stołu ze słuchawkami na uszach oraz librettem i słuchają przekazywanej linią telefoniczną bezpośredniej transmisji przedstawienia w operze. Dziadek wpada w furię za każdym razem, kiedy w trakcie koncertu któraś z dziewczynek się odezwie.
Rok 1933 jest dla Traudl Junge decydujący, ponieważ odkrywa w sobie miłość do tańca. Za pośrednictwem swojej siostry Inge poznała Erikę i Lore Klopfer, dziewczyny z „lepszej rodziny”; ich ojciec jest adwokatem w firmie BMW, mieszkanie przy Arcisstrasse wielkopańskie, z odpowiednią do pozycji państwa służbą. Mama Klopfer popiera kontakt swoich, jak mówi, „nieco wydelikaconych dzieci” z silniejszą Ingą i kiedy zapisuje córki do szkoły tańca dla dzieci u Loli Fasbender, gdzie miały się nauczyć właściwej postawy i zręcznego poruszania się, opłaca kurs również dla Ingi, która przejawia w tej dziedzinie niezwykły talent. Podczas zajęć Traudl tkwi przy drzwiach z nosem rozpłaszczonym na szybie, usiłując nie stracić niczego z lekcji. Kiedy nauczycielka litując się nad nią zaprasza dziewczynkę do środka, wydaje się jej, że otworzyły się przed nią bramy raju i odkrywa w sobie wrodzone zdolności taneczne.
O tym, iż Erika i Lore są Żydówkami, Traudl i Inge dowiadują się dopiero w 1936 roku, kiedy obie emigrują do Nowego Jorku, prawdopodobnie dlatego, że ich przyjaciółki same o tym nie wiedziały. Rodzice ochrzcili je w kościele protestanckim, wspomina Erika Stone, z domu Klopfer; religia znajduje się w sercu, słyszały od matki. Pani Klopfer wstrzemięźliwie reaguje na zachwyty swych dzieci „nad imponującą masową propagandą narodowych socjalistów, dla marszów i pieśni” i o ich żydowskich korzeniach i niebezpieczeństwie zagrażającym Żydom w Niemczech powie cierpiącym z powodu rozstania dziewczynkom dopiero przed wyjazdem.
Przez pierwsze trzy lata przyjaźni Traudl nie zauważa, że ojciec Klopfer otrzymuje zakaz pracy, że rodzina zwalnia służbę domową i przenosi się do znacznie mniejszego mieszkania przy Tengstrasse. Zazdrości jednak dziewczynkom wspaniałej przygody, jaką jest wyjazd do Ameryki... one zaś jej zazdroszczą munduru BDM .
Około 1933 roku Traudl zostaje członkinią Związku Niemieckich Dziewcząt, pieniądze na organizacyjną, „mundurową” brunatną kamizelkę matka z trudem oszczędza z kwoty przeznaczonej na utrzymanie domu, i kiedy Traudl wreszcie zakłada ów aksamitny przedmiot pożądania, jest z tego niezwykle dumna. Kieruje grupą sześciu dziewcząt ze swojej klasy – zwą się „sześcioma gracjami”. Odbywają ćwiczenia na tarasie liceum – w prawo zwrot, marsz – i wznoszą okrzyki Sieg-Heil! . Sieg – woła Traudl. Heil, odpowiadają podopieczne. Sieg! – Heil! – Sieg! – Heil! Niewiele więcej pozostało jej w pamięci z działalności BDM, jeszcze nudne ludowe wieczory, stanie w szeregu podczas różnych uroczystości, takich jak np.: przekazanie pierwszego robotniczego osiedla w Ramersdorf, podczas którego wraz z koleżankami wykonuje tańce ludowe, zbiórki na rzecz pomocy zimowej, wycieczka do Wolfratshausen z ogniskiem i namiotami – oraz Herta. Dziewczyna kierująca grupą, kiedy Traudl ma szesnaście, siedemnaście lat i uczęszcza już do szkoły handlowej, wyjaśnia dziewczętom, co Trzecia Rzesza rozumie pod pojęciem sztuki i literatury, muzykuje z nimi i zabiera je na wędrówki w sielskie okolice. Traudl gorliwie za nią podąża. Kiedy pewnego razu była u niej sama w gościach, Herta na pożegnanie objęła ją i pocałowała w usta. Ta pieszczota zrobiła ogromne wrażenie na Traudl, w której zainteresowanie światem mężczyzn jeszcze się nie rozbudziło, a która jednak spragniona była czułości.
W 1938 roku traci z oczu uwielbianą przywódczynię, ponieważ nagle natrafia na coś bardziej interesującego: wstępuje do organizacji „Glaube und Schönheit” – „Wiara i Piękno”, nowo założonej formacji w ramach BDM, przeznaczonej dla aryjskich dziewcząt w wieku od osiemnastu do dwudziestu jeden lat. „Zadaniem naszego Związku Dziewcząt jest wychowanie dziewcząt na propagatorki narodowosocjalistycznego światopoglądu. Dziewczyna, która dzięki harmonii ciała, umysłu i ducha, dzięki fizycznemu zdrowiu i równowadze wewnętrznej stanowi wcielenie piękna, jest jawnym dowodem na to, że człowiek jest dziełem Wszechmocnego” – tak Jutta Rüdiger, od 1937 roku przywódczyni BDM, określa cele organizacji. „Chcemy wychować dumne dziewczyny, które na towarzyszy życia wybiorą sobie kiedyś bojowników. Potrzeba nam dziewcząt, które bez zastrzeżeń wierzyć będą w Niemcy i Führera, a potem zaszczepią tę wiarę w sercach swoich dzieci; dzięki temu narodowy socjalizm, a przez to i Niemcy, istnieć będą wiecznie”.
W formacji „Wiara i Piękno” nie rozmawia się o polityce, podobnie jak i w innych młodzieżowych organizacjach Trzeciej Rzeszy. Przede wszystkim uprawia się gimnastykę i wiele tańczy, aby dzięki celowo pielęgnowanej „kobiecej linii” zapobiec, by stały się chłopczycami, czyli „zmaskulinizowaniu” dziewcząt. W istocie chodziło o to, by poprzez uprawianie rytmiki przysposobić młode kobiety do celów stawianych przez partię i państwo; oczywiście nie mówiono tego tak dosadne i również Traudl Junge usłyszała o tym po raz pierwszy w kilkadziesiąt lat po wojnie. Artystyczne zaangażowanie ma na celu kształtowanie dziewcząt w tej grupie wiekowej na „osoby posiadające poczucie wspólnoty” i powstrzymanie od przedwczesnego wycofania się do roli matek i żon. Miast tego powinny nadal służyć „Führerowi, narodowi i ojczyźnie”. Na koniec „Wiara i Piękno” ma przygotować część kobiecego narybku do roli przywódczyń, a więc do zajmowania stanowisk funkcyjnych w Narodowosocjalistycznej Organizacji Kobiecej i w Służbie Pracy Rzeszy.
Nie zanudza się dziewcząt takimi tematami jak „sposób życia i jego kształtowanie”, czego, zgodnie ze statutem „Wiary i Piękna”, powinno się nauczać; w każdym razie dziś Traudl zupełnie sobie tego nie przypomina. Ulega natomiast fascynacji Trzecią Rzeszą dzięki spektakularnym wielkim imprezom kulturalnym – „Stolica Ruchu” jest miastem uroczystych parad. Przepych, z jakim w 1937 roku i dwóch następnych latach obchodzi się Dzień Niemieckiej Kultury, dwukilometrowy pochód dla uczczenia dwóch tysięcy lat niemieckiej kultury zachwyca ją w równym stopniu jak doroczna Noc Amazonek w parku zamku Nymphenburg organizowana w latach 1936 i 1939. Nazistowska koncepcja łączenia emocjonalnej i światopoglądowej autoprezentacji przynosi skutki. Do tego dochodzi fakt, że siostra Traudl uczestniczy w ramowym programie Dnia Niemieckiej Kultury: na scenie wzniesionej na jeziorze Kleinhesseloher See w Ogrodzie Angielskim tańczy w przedstawieniu _Porwanie Sabinek._ Również Traudl uczestniczy w imprezach towarzyszącym kulturalnym działaniom nazistów. Statystuje w _Nocy Amazonek_ i – już jako piętnastolatka – pozuje szwajcarskiemu rzeźbiarzowi i twórcy marionetek Walterowi Obeholzerowi do postaci w fontannie. Dziewczyna z brązu, która rzuca piłkę plującemu wodą faunowi, ma zgrabne ciało Traudl, ale już nie jej twarz. W 1937 roku kompozycja została wystawiona w Domu Sztuki Niemieckiej.
Nastawienie dorastającej dziewczyny do Trzeciej Rzeszy trudno jest jednoznacznie określić jako pozytywne lub negatywne, podobnie jak stosunek większości niemieckiego społeczeństwa, a w szczególności młodzieży. Traudl zachwyca się wprawdzie estetyczną stroną wielkich imprez, wtóruje owacjom na cześć odnoszących triumfy niemieckich sportowców na igrzyskach olimpijskich czy sukcesów Hitlera w dziedzinie polityki zagranicznej, to jednak prostackie strony polityki partyjnej na szczeblu lokalnym uważa za odpychające. „Przesadny nazizm bazy” i „panoszenie się partyjnych dostojników” uważa za „proletariackie” i „kołtuńskie”, ale podobnie jak większość jej rówieśników daleka jest od kontestowania poczynań rządu. Chociaż zaśmiewa się z kursujących dowcipów na temat Hitlera, a antysemickie karykatury ukazujące się w „Stürmerze” uważa za dziwaczne i obrzydliwe, to zupełnie nie zdaje sobie sprawy, jak realne jest zagrożenie wobec politycznych przeciwników nazizmu oraz Żydów. W liceum ma dwie przyjaciółki Żydówki. W okresie wspólnej nauki, a więc do 1936 roku, były zarówno przez nauczycieli, jak i uczniów traktowane całkowicie pełnoprawnie – jeśli zauważano ich żydowskie pochodzenie, to jedynie jako kwestię wyznania. Później straciła całą trójkę z oczu; doszły ją słuchy, że jedna z dziewcząt wyemigrowała wraz z rodzicami, do dziś natomiast nie wie, co się stało z pozostałymi. Osiemnastolatka nie wiedziała też nic o listopadowym pogromie w 1938 roku, o „odwecie na żydowskich sklepikarzach, którym w ich lokalach wybito wszystkie okna wystawowe” – jak w dzień później pisał dziennik „Münchener Neuesten Nachrichten”, o płonących synagogach i samowolnych aresztowaniach tysięcy Żydów. To, co ona sama i jej przyjaciele słyszą nazajutrz o brutalności nazistów, wprawdzie się jej nie podoba, ale pociesza się, że na pewno chodzi o jednostkowe zdarzenie. Ostatecznie jej to nie dotyczy, podobnie jak wszystkie inne szykany wobec Żydów – pierwszy zarządzony przez władze państwowe bojkot Żydów 1 kwietnia 1933 roku, tabliczki z napisami „Żydom wstęp wzbroniony”, pełne „odżydzenie” gospodarki od początku 1939 roku lub oznakowanie Żydów od września 1941 roku żółtą gwiazdą. Przypomina sobie widok jednej zaledwie kobiety napiętnowanej w ten sposób – przelotne wrażenie, nad którym dłużej się nie zastanawiała. To doskonale obrazuje, jak umysł ludzki potrafi poradzić sobie z niewygodnymi dla niego faktami.
Traudl wiedzie życie zupełnie nie obciążone polityką – podobnie jak wielu młodych ludzi w owych latach. Tak w każdym razie uważa, a potwierdzają to – po raz kolejny – dwa z pozoru sprzeczne fakty: z jednej strony, jak zręczna była reżymowa polityka wychowania „młodzieży wiernej linii państwowej”, z drugiej strony, że istniały pewne swobody, z których młodzież, tak jak Traudl nie objęta represjami, mogła korzystać w sposób – jak się jej wydawało – nie kontrolowany.
W owym czasie zainteresowania Traudl koncentrują się na rytmice, marzy i coraz intensywniej pragnie poświęcić się zawodowo tańcowi, tak jak jej młodsza siostra. Nie ma innych planów dotyczących zdobycia bardziej konkretnego zawodu. Z liceum odchodzi – wbrew woli – z „małą maturą” w 1936 roku, ponieważ koniecznie musi zacząć zarabiać, by wspomóc finansowo matkę. „Idź na rok do szkoły handlowej – radzą znajomi – będziesz po tym mogła pracować w biurze jako sekretarka”. Przyjaciółka przyjaciółki, która pracuje w Allianz, mogłaby jej załatwić posadę z uprawnieniami do emerytury – według pełnej energii Traudl ponury pomysł. Do Allianzu iść nie chce, bez przyjemności uczęszcza do szkoły handlowej, niechętnie uczy się maszynopisania „na ślepo” – „Mamo, inni na pewno mają więcej zdolności w tym kierunku, ja się do tego nie nadaję!”. Stenografia i księgowość przychodzą jej łatwiej. Po ukończeniu szkoły szuka pracy, musi ona jednak spełniać jeden warunek: pozostawiać jej dosyć czasu na naukę tańca. Ostatecznie przyjmuje posadę biuralistki w monachijskim przedstawicielstwie Zjednoczenia Niemieckiego Przemysłu Metalurgicznego, wkrótce zostaje kierowniczką magazynu wierteł i systematycznie przeprowadza spisy inwentarza – ambitna praca, gdyby nie stałe molestowanie przez kierowcę szefa firmy, który regularnie chodzi za nią do magazynu i podtyka pod nos pornograficzne pisma. Traudl nie widzi innego wyjścia, niż złożyć wymówienie, i to podając fałszywe powody, ponieważ nie ma odwagi wyjawić szefowi prawdziwych. Następnie pracuje przejściowo w notariacie starego radcy dworu Dillmana, w 1939 roku przenosi się do wydawnictwa Rundschau Verlag przy Ohmstrasse i zostaje asystentką redaktora naczelnego „Die Rundschau”, fachowego pisma rzemiosła krawieckiego. Po powołaniu do wojska zastępcy redaktora naczelnego przejmuje jego obowiązki i wykonuje je sumiennie, czasem nawet z przyjemnością, ciągle jednak przekonana, że gdy tylko zda egzamin w szkole baletowej, złoży wymówienie.
Praca jest dla Traudl środkiem do celu i niczym ponad to. Jej prawdziwe życie to wolny czas w gronie przyjaciół – razem chodzą do kina, a latem na pływalnię, wyprawiają się na wycieczki na wieś i gdy tylko nadarza się okazja, urządzają wesołe imprezy. W latach 1938–1941 większość czasu poświęca jednak nauce tańca. Jej opiekunka w „Wierze i Pięknie” uważa ją za wystarczająco utalentowaną, żeby intensywniej zajmowała się rytmiką i namawia do zapisania się do swej szkoły Herta-Meisenbach-Schule w Monachium przy Franz-Joseph-Strasse. Ponieważ Traudl nie stać na opłacanie czesnego, nauczycielka proponuje jej posadę swojej asystentki. Młoda Junge, nawet, kiedy nie tańczy, to obraca się w środowisku artystycznym. W połowie lat trzydziestych mieszka w Monachium baletmistrz Helge Peters – Pawlinin, który organizuje zespół baletowy. W szkole Loli Fasbender odkrywa czternastoletnią wówczas siostrę Traudl – Inge – i kształci ją na primabalerinę. Inge zostaje członkinią zespołu „Balety Romantyczne”, porzuca szkołę, wyrusza z trupą na tournée i wcześnie zaczyna zarabiać pieniądze. 1940 roku dostaje angaż do „Deutsche Tanzbühne” w Berlinie – Traudl przyświeca tylko jeden cel w życiu: pragnie podążyć za swoją bardziej utalentowaną siostrą do stolicy.
Traudl Junge określa swoją umiejętność przystosowania się lub, by użyć mniej pozytywnego wyrażenia, skłonność do podporządkowania się, za jedną z najbardziej typowych cech swojej młodości. Kim zatem są ludzie mający wpływ na jej umysł i działanie?
Ojciec, najwyraźniej odnoszący korzyści z narodowego socjalizmu, w 1936 roku zostaje mianowany dyrektorem do spraw bezpieczeństwa w lotniczych Zakładach Dorniera w Ludwigshafen i żeni się po raz drugi. Podczas letnich wakacji Traudl i Inge odwiedzają jego i „ciocię” w służbowej willi nad Jeziorem Bodeńskim, dla Traudl jest to frustrujące przeżycie. Odczuwa brak ojca, który by jej doradził w życiu, swojego jednak nie darzy szacunkiem.
Najlepsze przyjaciółki? Trudl Valenci, najserdeczniejsza przyjaciółka – w wieku szesnastu lat traci ją z oczu i spotyka dopiero wiele lat później w Berlinie. Ulla Kares jest jej najlepszą przyjaciółką w końcu lat trzydziestych i na początku czterdziestych. Łączy je uwielbienie dla gwiazd wytwórni filmowej Ufa, Renate Müller, Heinza Rühmanna czy Hansa Albersa, zachwycają się Garym Cooperem. Stosunek Ulli do zamiarów reżymu już w 1938 roku nabiera ostrości: wtedy to jasnowłosa „przywódczyni ogniwa” zostaje z dnia na dzień wykluczona z BDM, ponieważ okazuje się, że jej matka jest tak zwaną ćwierć-Żydówką. Ulla ucieka z rodzinnego miasta Essen do Monachium i nawet jej najbliższa przyjaciółka Traudl dopiero wiele lat po wojnie dowie się, że Ulla uchodziła za „Żydówkę w jednej ósmej części”. W 1943 roku zakochuje się w swym późniejszym mężu, „pół-Żydzie”, który w 1944 roku zostaje osadzony w obozie – wykonuje pracę przymusową na rzecz niemieckiego przemysłu wojennego. W marcu 1945 roku Hansowi Raffowi udaje się zbiec z obozu i aż do końca wojny Ulla ukrywa go. Również o tym Traudl dowie się dopiero po wojnie; z chwilą wyjazdu do Berlina jej kontakt z przyjaciółką urywa się.
Przyjaciel? Kochanek? Jej zainteresowanie mężczyznami rodzi się późno. Później będzie się śmiała, że kiedy jej siostra bawiła się z chłopcami, ona bawiła się lalkami. Przez długi czas seksualność oznaczała dla niej – spowodowały to ostrzeżenia matki – coś nieprzyzwoitego, obrzydliwego; z pierwszymi doświadczeniami w tej dziedzinie będzie czekać do chwili poznania swego późniejszego męża.
W wieku mniej więcej osiemnastu lat Traudl wraz z siostrą przyłączają się do grona zagranicznych studentów i artystów, większość z nich to Grecy. Niemal wszyscy żyją już w stałych związkach, tylko Traudl i Inge nie mają partnerów. Stosunek tych przyjaciół do Trzeciej Rzeszy jest jeszcze bardziej swobodny, niż ich własny; są niezawodnym źródłem dowcipów o nazistach, słuchają zakazanych zagranicznych radiostacji, a czasem nawet krytykują władze. Najbardziej jednak interesuje ich sztuka i teatr.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.