Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Z Jankowskim w tajdze - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,56

Z Jankowskim w tajdze - ebook

Mary Linley Taylor – angielska pisarka mieszkająca przez większość życia w Korei
– zafascynowana tajemniczą i barwną osobowością Jurija Jankowskiego spędziła wiele miesięcy w Nowinie – koreańskiej posiadłości rodziny Jankowskich. Bacznie obserwowała mieszkańców i codzienne życie majątku, a także przysłuchiwała się historiom o dramatycznych kolejach ich losu i niezwykłych wyczynach
myśliwskich. Owocem tego pobytu jest niemal biograficzna opowieść o życiu Jankowskiego – hodowcy, myśliwego, entomologa i ornitologa, powszechnie znanego jako łowca tygrysów. Książka bazuje na jego własnych relacjach oraz przekazach wielu znamienitych gości bywających w majątku, m.in. Stena Bergmana. A wszystko to w urzekającej scenerii tajgi.
Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65443-90-8
Rozmiar pliku: 9,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

RÓD JANKOWSKICH

Jankowscy to rodzina wybitnych myśliwych, podróżników i badaczy o polskich korzeniach. Ludzie znani i doceniani na Wschodzie, u nas, niestety, popadli w zapomnienie. Gnani wiatrem historii przemierzyli drogę z Polski aż do Władywostoku i dalej, do Korei. Wszędzie zyskali szacunek i uznanie dla swoich łowieckich umiejętności oraz wiedzy przyrodniczej.

Michał Jankowski, którego można uznać za patriarchę rodu, urodził się w 1842 roku w rodzinie szlacheckiej. Co do miejsca narodzin tego wybitnego polskiego przyrodnika istnieją rozbieżności. Według źródeł historycznych (polskich i rosyjskich) późniejszy powstaniec przyszedł na świat albo w Tykocinie, albo w pobliskiej Złotorii. Po ukończeniu gimnazjum kontynuował naukę w Instytucie Gospodarki Wiejskiej w Hory-Horkach niedaleko Mohylewa na Białorusi. Zdobyta tam wiedza agrarna w przyszłości miała się stać dla niego bezcenna. W 1863 roku, gdy wybuchło powstanie styczniowe, powodowani patriotycznymi uczuciami studenci instytutu postanowili się przyłączyć do powstańców. Ich udział w walkach nie trwał jednak długo. 11 maja tamtego roku Rosjanie rozbili garstkę dzielnej młodzieży pod Liciągami. Ci spośród studentów, którzy uczestniczyli w zrywie, stanęli przed sądem wojennym w Mohylewie. 19 maja zostali skazani na ciężkie roboty na Syberii.

Po odbyciu kary Michał Jankowski osiadł w wiosce Siwakowa nieopodal rzeki Ingody. W czasie pracy przy ścince drzew poznał Benedykta Dybowskiego, słynnego polskiego przyrodnika, który nauczył go preparowania zwierząt i ptaków. W ciągu czterech lat na zesłaniu Dybowski z pomocą Wiktora Godlewskiego odkrył nad Bajkałem wiele gatunków fauny. Wkrótce Dybowski zaplanował nową ekspedycję naukową w kierunku Amuru i Pacyfiku. Pragnął, by oprócz Godlewskiego wziął w niej udział właśnie Michał Jankowski – nie tylko utalentowany budowniczy, lecz także zawołany myśliwy. To zaś dla przewidzianej ekspedycji miało duże znaczenie, ponieważ chciano ją sfinansować ze środków uzyskanych ze sprzedaży do muzeów wypchanych ptaków i skór zwierząt upolowanych w trakcie wyprawy. Głównymi odbiorcami miały być Muzeum Branickich w Warszawie oraz muzeum w Irkucku, w którym funkcję kustosza pełnił w owym czasie Polak – Franciszek Wohl.

Ekipa wyruszyła na wschód w czerwcu 1874 roku. Od stóp Gór Jabłonowych planowano podążać wzdłuż szlaku wodnego, który swój początek brał na górskiej rzece Turze. Michał Jankowski zbudował łódź, a Wiktor Godlewski wykonał do niej wszystkie metalowe okucia. Nad Argunem Godlewski z Jankowskim podejmowali dłuższe wyprawy myśliwskie w towarzystwie miejscowych strzelców. Polowali głównie na gęsi, kaczki, żurawie i orły, które po spreparowaniu wysyłali do Warszawy. Udało im się zdobyć wiele rzadkich okazów, wśród nich także przedstawicieli nieznanych dotąd gatunków.

Ekspedycja dotarła następnie do stanicy Kozakiewiczowej, gdzie jej uczestnicy zatrzymali się na dłużej. Godlewski z Jankowskim podjęli też próbę pozyskania łosia. W czasie polowania zaskoczyła ich purga (występujący na Syberii bardzo silny i gwałtowny wiatr, któremu towarzyszy zamieć), przez co obaj łowcy o mały włos nie stracili życia. Dopiero zorganizowana przez Dybowskiego wyprawa ratunkowa ocaliła ich od niechybnej śmierci.

Gdy w stanicy wszczęto alarm z powodu znajdującego się w pobliżu zuchwałego tygrysa, zagrażającego ludziom i zwierzętom domowym, urządzono obławę. Jak to wtedy powszechnie praktykowano w Rosji przy łowach na niebezpiecznego zwierza, myśliwi zaopatrzyli się w sztucery nabite kulami zawierającymi strychninę. Jednakże żadnemu z członków ekspedycji nie udało się ustrzelić groźnego drapieżnika. Śpiącego tygrysa upolował inny myśliwy. Pułkownik Mikołaj Glen nabył od łowcy skórę zwierzęcia, po czym ofiarował ją Dybowskiemu. On zaś, opisawszy tygrysa, doszedł do wniosku, że to największy spośród wszystkich znanych mu okazów południowoazjatyckich, i słusznie uznał go za przedstawiciela odrębnego podgatunku. Dziś ten żyjący najdalej na północ tygrys azjatycki jest nazywany syberyjskim lub ussuryjskim.

W Kozakiewiczowej Jankowski otrzymał propozycję objęcia stanowiska zastępcy dyrektora kopalni złota na wyspie Askold, niedaleko Władywostoku, i postanowił ją przyjąć. Po przybyciu na miejsce kazał objąć ochroną przetrzebioną populację jelenia sika, dzięki czemu na tej niewielkiej wyspie rozrosła się ona wkrótce do imponującej liczby trzystu osobników. Gdy Benedykt Dybowski wraz z Wiktorem Godlewskim zakończyli badania fauny oraz łowy nad rzeką Ussuri i jeziorem Chanka, postanowili skorzystać z serdecznego zaproszenia Michała Jankowskiego i odwiedzić go na Askoldzie.

W trakcie pobytu we Władywostoku, podczas spaceru w pobliżu domu swojego przyjaciela, Karola Szulca, Dybowski natknął się na oswojonego jelenia o plamiastej sierści, który – wbrew wcześniejszym twierdzeniom Mikołaja Przewalskiego i innych podróżników – nie mógł mieć nic wspólnego ze znacznie mniejszym indyjskim aksisem, nazywanym też czytalem. Opisany przez Benedykta Dybowskiego jeleń jest uważany za największy podgatunek jelenia sika i nazywany, od nazwiska odkrywcy, jeleniem Dybowskiego.

Kiedy Dybowski, Jankowski i Godlewski przebywali na Askoldzie, dotarł do nich list od kustosza muzeum w Irkucku, w którym informował on, że Rosyjskie Towarzystwo Geograficzne otrzymało wiadomość o wydaniu trójce zesłańców pozwolenia na powrót do kraju. Stało się tak dzięki staraniom niemieckich naukowców, a u cara interweniował w tej sprawie sam kanclerz Otto von Bismarck. Michał Jankowski wówczas postanowił związać swoją przyszłość z Krajem Nadmorskim, który wtedy był krainą niemal zupełnie dziewiczą, o doskonałych warunkach do polowań i hodowli zwierząt. Nie zamierzał więc wracać do kraju, lecz chciał osiąść na stałe na dalekim wschodzie Rosji.

Po pięciu latach na stanowisku zastępcy, później zaś dyrektora kopalni złota Jankowski postanowił kupić na półwyspie Sidemi pięćset pięćdziesiąt hektarów ziemi, na której wybudował dom oraz założył gospodarstwo rolne zajmujące się hodowlą jeleni i koni, a także uprawą żeń-szenia. Za panty jeleni płacono w tamtym czasie zawrotne sumy. Innowacyjność hodowli prowadzonej przez Jankowskiego polegała na tym, że w celu pozyskania pantów nie dokonywano uboju zwierząt. Poroże jedynie odpiłowywano, dzięki czemu każdy byk mógł dostarczać rokrocznie nowych pantów.

Pod okiem Jankowskich hodowla jeleni osiągnęła niespotykaną wtedy wielkość – liczyła dwa tysiące osobników. W tamtym okresie zagrożenie dla hodowanych jeleni oraz koni stanowiły zamieszkujące półwysep tygrysy, lamparty, a także niedźwiedzie himalajskie i brunatne. Na tygrysy Michał Jankowski przeważnie polował samotnie, co było wówczas nie lada wyczynem, gdyż takie łowy myśliwy mógł łatwo przypłacić życiem. Jankowski na rozkładzie miał przynajmniej siedem tygrysów. Dybowski uważał go za jednego z najlepszych strzelców na Syberii. Podobnie sądzili Koreańczycy, którzy po tym, jak Michał Jankowski w trakcie potyczki z chunchuzami celnym strzałem zabił herszta szajki wychylającego się zza drzewa, nadali mu przydomek Nenuni – „Czterooki". Jednakże Jankowskiego pasjonowały nie tylko polowania, lecz także badania naukowe. Opisał przeszło sto nieznanych nauce gatunków motyli, chrząszczy, roślin i ptaków. Jego zasługi dla Kraju Nadmorskiego były tak duże, że półwysep Sidemi, gdzie mieszkał, Rosjanie przemianowali na Półwysep Jankowskiego, a opodal Władywostoku odsłonięto jego pomnik. Michał Jankowski zmarł w Soczi w 1912 roku.

Rodowym majątkiem na Sidemi zarządzał syn Michała, Jurij, który swojego pierwszego tygrysa upolował w wieku szesnastu lat. Wraz ze swoim bratem Aleksandrem brał udział w ekspedycji do Korei, mającej na celu pozyskanie rzadkich motyli do kolekcji wielkiego księcia Mikołaja Romanowa. Gdy wybuchła rewolucja październikowa, Jurij Jankowski walczył po stronie białych i w 1922 roku ewakuował się z całą rodziną do Korei, znajdującej się wówczas pod japońską okupacją. Umiejętności łowieckie Jurija oraz jego sześciorga dzieci (polowali zarówno synowie, jak i córki) pomogły rodzinie odnaleźć się w nowej rzeczywistości, kiedy to członkowie rodu musieli odbudowywać utracony majątek. Można powiedzieć, że potomkowie Jankowskiego zostali zawodowymi myśliwymi, którzy – za sprawą swoich zdolności i wiedzy – pomagali w łowach bogatym przybyszom z Ameryki oraz Europy. Jednym z gości, którzy odwiedzili Jankowskich w Korei, był przyrodnik, paleontolog i odkrywca Roy Chapman Andrews, dyrektor Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej, uznawany za pierwowzór postaci Indiany Jonesa z filmów Stevena Spielberga.

O rodzinie Jankowskich pisali nie tylko koreańscy i polscy autorzy, lecz także Amerykanie, Anglicy czy Szwedzi. Czechosłowacki profesor Vratislav Mazák w swojej książce stwierdził, że uważa syna Jurija, Walerija Jankowskiego, za najlepszego eksperta od tygrysów w Rosji.

W 1945 roku, gdy Armia Czerwona zaatakowała japońskie wojska stacjonujące w Korei, Walerij wraz ze swoim ojcem trafili do łagru. Jurij Jankowski zmarł w 1956 roku, na kilka tygodni przez zakończeniem odbywania kary. Walerij po śmierci Stalina przedterminowo opuścił obóz i zamieszkał na Magadanie, gdzie polował oraz pracował jako leśniczy. Podobnie jak ojciec swoje myśliwskie wspomnienia wydał drukiem. Zmarł 17 kwietnia 2010 roku we Włodzimierzu.

Na początku 2018 roku nakładem wydawnictwa Atra ukazała się książka _50 lat życia w tajdze_ autorstwa Jurija Jankowskiego. To pasjonująca opowieść o łowach na grubego zwierza i życiu wśród dzikiej przyrody, która przywraca pamięć o losie oraz zasługach polskich zesłańców. Pierwotnie została napisana w języku rosyjskim. Później wydano ją w Korei, Chinach i USA. Przez dziesięciolecia nie doczekała się polskiego przekładu.

Niniejsza książka wzbogaca wiedzę na temat niezwykłych losów tego rodu i rysuje wyjątkowo barwne portrety jego członków. Stanowią ją w większości wspomnienia angielskiej aktorki i pisarki Mary Linley Taylor z czasów jej pobytu w posiadłości Jankowskich uzupełnione o dwa teksty Jurija Jankowskiego oraz krótki szkic na temat historii rodziny.

Tomasz KrawczykPAPCIO TYGRYS

Papciem Tygrysem nazywały Jurija Jankowskiego jego dzieci. Poznałam go, gdy zawitałam do jego domu w północnej Korei, zaproszona przez jego córkę Orę (Wiktorię), z którą zawarłam znajomość w Seulu. Przydomek ten pasował do jego adresata pod więcej niż jednym względem.

W owym czasie Jankowski zbliżał się do sześćdziesiątki. Miał tylko sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, ale był atletycznej postury, podkreślonej przez skórzaną kurtkę, którą stale nosił. Na bujnej, kędzierzawej, szatynowej czuprynie widać było pierwsze oznaki siwizny. Skóra, ciągle wystawiona na działanie żywiołów, była śniada. Napotkawszy po raz pierwszy spojrzenie jego skrytych pod bujnymi brwiami niebieskich oczu, przeżywało się niemal strach. Prosty, wydatny nos, zdradzający zdecydowanie wykrój ust, wyraźnie zarysowana szczęka i sposób, w jaki trzymał głowę, zachwyciłyby rzeźbiarza. Jego ruchy były harmonijne i zdecydowane. Był przykładnym małżonkiem. Jego rodzina oraz pracujący dla niego ludzie w równej mierze go podziwiali, poważali, kochali, co się go bali. Miał bez wątpienia osobowość przywódczą, ale przede wszystkim słynął jako zawołany myśliwy.

Ojciec jego, Michał Jankowski, był polskim szlachcicem, który po powstaniu z roku 1863 został zesłany na Syberię. Po odbyciu dziesięciu lat kary został zwolniony i wybrał się na wschodnie wybrzeże Syberii w charakterze pionierskiego kolonisty. Zruszczył swe nazwisko i osiedlił się tam. W Kraju Nadmorskim, między Górami Czarnymi a Morzem Japońskim, znalazł półwysep, który zasiedlił i nazwał Półwyspem Jankowskiego. Znajdował się on w odległości około siedemdziesięciu kilometrów na południowy zachód od Władywostoku.

Do tej głuchej dziczy sprowadził swoją żonę, także mieszkankę Syberii. Prowadzili we dwójkę samotnicze życie pionierów osadników; strzelba Jankowskiego była im żywicielką i obrończynią zarazem. Tygrysy i rabusie stanowili stałe zagrożenie. Tylko nakrapiane jelenie sika były ich przyjaciółmi. Michał postawił dla nich ogrodzenie, aby chronić je przed drapieżnikami i rozbójniczymi chunchuzami1. Zwano go Czterookim, albowiem z powodu jego bojowych wyczynów uważano, że ma on drugą parę oczu umieszczoną z tyłu głowy.

Jedynym miejscem handlowym był Władywostok. Choć w owym czasie regularnie zawijały do niego rosyjskie statki, to był on w głównej mierze punktem zbornym ciemnych typów z Chin, Rosji i Korei. Z upływem czasu jednak, w miarę jak miasto rozwijało się gospodarczo, poprawiała się także sytuacja finansowa Jankowskich, a to za sprawą rosnącego popytu na skóry, futra, poroża i bydło, czyli dobra, którymi Jankowscy dysponowali.

Na taki to świat w roku 1880 przyszedł Jurij. Już bardzo wcześnie okazało się, że odziedziczył po ojcu w równym stopniu pasję myśliwską, co krzepę. Ojciec posadził go na konia, jeszcze zanim opanował sztukę chodzenia, a strzelać nauczył się, gdy tylko mógł utrzymać broń.

Po Juriju na świat przyszli Jan i Paweł. Wszyscy trzej młodość spędzili w posiadłości ich rodziców nazwanej Sidemi i wzrastali w tym samym otoczeniu, gdzie ich rodzice musieli walczyć o byt.

Już w dzieciństwie w Juriju rozwinęło się wielkie zamiłowanie do koni. W wieku osiemnastu lat stał się prawą ręką swego ojca. Kiedy ten po kilku latach zmarł, Jurij musiał przejąć kierowanie majątkiem. Pomagali mu jego brat przyrodni Aleksander oraz Jan z Pawłem, a także wieloletni pracownicy rosyjscy i koreańscy.

W międzyczasie Władywostok stał się miastem z dostępnymi dobrami kultury, a więc dzieci Jurija miały do dyspozycji to, o czym ich przodkowie mogli tylko marzyć.

Kiedy w roku 1922 bolszewicy zajęli Władywostok, setki Rosjan ratowało się ucieczką do Korei, ale Papcia Tygrysa między nimi nie było.SZCZĘŚCIE SPRZYJA TRZY RAZY

Jankowski został w Rosji i stworzył tam oddział oporu. Śmiałe to przedsięwzięcie było wszakże skazane na niepowodzenie. Na krótko przed ostateczną klęską postanowił ratować rodzinę.

Mały parowiec, którym Jankowski kursował do Władywostoku, stał na kotwicy przy wschodnim wybrzeżu półwyspu. Cała rodzina, krewni, guwernantki, służące tudzież niepełnosprawni pensjonariusze – łącznie dwadzieścia pięć osób – wszyscy oni wsiedli na pokład. Na końcu zaokrętował się Jurij ze swoim ulubionym psem Waszą. Jedynym członkiem rodziny, którego brakowało, była matka Jurija. Mieszkała ona we Władywostoku, a nie było sposobu, żeby otrzymać od niej jakąś wiadomość lub przekazać jej takową. Nie zdecydowała się na opuszczenie domu, kiedy namawiano ją do tego rok wcześniej.

Rosyjscy i koreańscy myśliwi, doglądacze bydła, włościanie i pracownicy rolni pozostali na półwyspie i na Wyspie Putiatina wraz z końmi, bydłem i jeleniami sika.

Parowiec płynął pod osłoną ciemności. Strony rodzinne pasażerów pozostały za rufą. Udało się niepostrzeżenie przekroczyć granicę. Po przepłynięciu około stu mil rzucono kotwicę w małej zatoce w pobliżu Chongijnu, przy wybrzeżu koreańskim. Podpłynęły do nich łodzie rybackie i pomagały przy wyokrętowaniu. Zdawało się, że wszystko poszło dobrze, gdy już na lądzie zorientowano się, że nie ma Jurija. Wkrótce nocną ciszę przerwał odgłos pracy maszyn parowca. Wtedy zobaczono, jak stateczek płynie z powrotem na północ z Papcią Tygrysem na pokładzie.

– On wraca, by przywieźć pozostałych! – zawołała jego żona, a z dumy aż łzy stanęły jej w oczach.

Wszyscy stali na brzegu i w skupieniu patrzyli, jak parowiec znika w ciemnościach. Zdawano sobie sprawę, że za drugim razem nie pójdzie tak łatwo, ponieważ w międzyczasie ich ucieczka na pewno została zauważona. W wiosce rybackiej spędzali na czuwaniu dni i noce, starając się ułowić słuchem tak dobrze im znany odgłos pracy maszynerii parowca.

Po dwóch nocach „oko" wypatrzyło połyskujący w świetle księżyca statek. Był on niebezpiecznie głęboko zanurzony, a komin dymił intensywnie. Wszyscy pospieszyli wodować ciężkie, trudno sterowne dżonki2. Reszta obserwowała z brzegu, jak łodzie te kołyszą się na falach, ustawiając się wzdłuż kadłuba statku. Małżonka Jankowskiego, Olga, stała na brzegu z założonymi rękami i liczyła ludzi:

– Dziesięciu, dwudziestu, trzydziestu, czterdziestu!

Trudno było uwierzyć, że niepozorny stateczek mógł zabrać tak wielu. Byli tam myśliwi, chłopi, pracownicy – Rosjanie i Koreańczycy – którzy postanowili towarzyszyć Jankowskim na wygnaniu. Olga biegała od łodzi do łodzi, gdy ludzie w słabym świetle księżyca wysiadali z nich na ląd, wszystkich pozdrawiała i jednocześnie szukała męża. W ogólnym zamieszaniu, pośród huku przyboju, nikt nie usłyszał, że maszyny statku ponownie poszły w ruch i że znów wziął on kurs na północ. Ujrzawszy to, Olga uniosła ramiona i krzyknęła. Każdy mógł dostrzec sylwetkę Jurija Jankowskiego na rufie statku odpływającego pełną parą. Nie spoglądał za siebie. Jak większość myśliwych był przesądny. Niezależnie od tego, że ufność pokładał tylko we własnych poczynaniach, wierzył, że szczęście dopisuje trzy razy. Dwa razy już dopisało, teraz kolej na trzeci raz!

Jurij i jego trzyosobowa załoga popłynęli kursem znacznie oddalonym od brzegu, by uniknąć spotkania z łodziami patrolowymi.

Główny nadzorca Jankowskiego, Mitsukow, z radością ujrzał, jak parowiec ponownie przybija do brzegu półwyspu. Mitsukow był kiedyś żołnierzem na Sachalinie. Już od dawna pozostawał przy rodzinie Jankowskiego, którą szczerze kochał. Postanowił wziąć na siebie ryzyko i zostać w Sidemi, by pod nieobecność Jankowskiego opiekować się jeleniami sika i końmi – pewną liczbę koni pełnej krwi sprowadził z Wyspy Putiatina na półwysep.

Jurij szybko wyłożył swój plan Mitsukowowi, któremu wydał się on niewykonalny, ale wiedział, że w istniejącej sytuacji wdawanie się w rozważania zupełnie nie miało sensu. Mitsukow miał podobierać w pary najlepsze zwierzęta. Tymczasem Jankowski postanowił potajemnie przedostać się do Władywostoku, by stamtąd wyewakuować swoją matkę. Gdyby nie wrócił, Mitsukow miał popłynąć ze zwierzętami do Korei.

Rankiem Jankowski dotarł do Władywostoku i ostrożnie skierował się ku domowi matki. W jego pobliżu spotkał Kima – jej zaufanego koreańskiego służącego. Kim powiedział mu, że matka czuje się dobrze, lecz jej dom został skonfiskowany przez bolszewików, a ona musi im usługiwać i w gruncie rzeczy jest ich więźniem. Jankowski z Kimem ułożyli plan, by ją z pomocą Kima uwolnić, a na razie Jurij wrócił do Sidemi.

Następnego ranka Jurij z Mitsukowem i załogą parowca przeprowadzili zwierzęta stromą ścieżką w dół między skałami na pokład parowca. Nie licząc paru stłuczeń i zadrapań, wszystko poszło dobrze. Na końcu zabrano sforę psów myśliwskich.

Gdy parowiec odbił od brzegu, mgła znacznie zgęstniała. Na szczęście porykiwanie bydła zagłuszał sygnał wydawany przez róg mgłowy, dzięki czemu udało się przebyć strefę przybrzeżną. Parę godzin później nieoczekiwanie pojawiła się łódź patrolowa z czerwoną banderą i zaczęła dawać znaki załodze, by zatrzymać statek. Zamiast tego Jurij zarządził:

– Cała naprzód!

Na bok kadłuba posypał się grad kul. Konie zaczęły rżeć. Czyżby Jurij właśnie wyczerpał swój kapitał szczęścia? Wtedy z mgły wyłoniła się druga łódź patrolowa, ale tym razem na banderze widniało japońskie wschodzące słońce. Znaczyło to, że statek Jurija znajdował się już na japońskich wodach, a Rosjanie zapędzili się za daleko. Szczęście zatem Jurija nie opuściło. Parowiec kontynuował rejs, trzymając się wybrzeża koreańskiego, aż wpłynął do zatoki, do której szczęśliwie zawijał już wcześniej.

Kiedy zwierzęta zwietrzyły ląd, konie zaczęły rżeć, a psy szczekać. Na lądzie ukazały się światła. Wkrótce z pokładu dostrzeżono ludzi z pochodniami płynących na łodziach w kierunku parowca. Niebawem radosne pokrzykiwania zmieszały się z pluskiem spowodowanym przez zwierzęta wskakujące do wody i płynące ku brzegowi. Wreszcie również Jurij dotknął lądu stopami i został natychmiast porwany i zaniesiony na ramionach do wioski. Rodzina padła sobie w objęcia, a Jurij zauważył ochrypłym głosem:

– No i szczęście jednak nie opuściło!

Kilka dni później rodzina siedziała na plaży przy ognisku palących się uschłych wodorostów i gotowała ryby. Jurij, który przez cały czas pilnie obserwował morze, nagle zawołał:

– Spójrzcie tam!

Ku brzegowi płynęła dżonka na pełnych żaglach. Na dziobie stała starsza pani; wiatr poruszał jej czarną suknią i rozwiewał siwe włosy. Machała ręką i śmiała się w kierunku japońskiej łodzi patrolowej, która najwyraźniej ścigała dżonkę, ale na płytkiej wodzie nie mogła jej dogonić.

– Matuszka! – zawołał Jurij.

– Babuszka! – zawołały dzieci.

Już po chwili Jurij szedł jej naprzeciw po pas zanurzony w wodzie. Wziął matkę na ręce, zaniósł ją na brzeg i postawił na ziemi w środku rodzinnego kręgu.

Nastąpił płacz i śmiech. Starsza pani zdała relację rodzinie, która nic nie wiedziała o wypadzie Jurija do Władywostoku.

Opowiedziała, jak udało jej się zwieść strażników. Mianowicie oświadczyła im, że jest chora i żąda odwiezienia do szpitala. Kim podstawił drabinę pod pierwsze piętro. Zdołała się wymknąć, a Kim zabrał ją do czekającej już dżonki rybackiej. Przez cały czas wiatr im sprzyjał, na końcu jednak ruszyła za nimi w pościg japońska łódź patrolowa, która zapędziła ich wprost w ramiona rodziny. – Z szybkością strzały! – dorzuciła Ora.

Dla upamiętnienia tego wydarzenia zatoka, której brzeg miał łukowaty kształt, została nazwana Ukimorje.

Nikt nie chciał psuć radości z ocalenia, ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że ucieczka przed japońską łodzią patrolową stworzyła jeszcze jednego adwersarza – właśnie Japończyków. Czy w związku z tym zgodzą się, by Jankowski założył w Korei swoją kolonię? A może zostaną internowani? Gdyby odesłano ich do Rosji, niechybnie czekałaby ich tam śmierć. Jak długo jeszcze będzie dopisywać im szczęście?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: