- W empik go
Z jesieni - ebook
Z jesieni - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 253 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NA POBOJOWISKU.
Ty, co na grobach dajesz życie ludom,
Co przewodniczysz wybawienia cudom; –
Co niewolnikom przypominasz lata,
Kiedy nie znali ni bata ni kata –
Co już w kolebce śpiewasz niemowlęciu
O wszechanielskiem ducha wniebowzięciu…
Poezjo! zakryj twe czoło przejasne,
Własną twą dłonią przebij łono własne,
Lutni twej struny podrzej na pioruny,
Szatę twą zamień na trumien całuny,
I – jak Bogini zemsty i rozpaczy –
Rzuć te pioruny na głowy siepaczy!…
Łaskawa matko miłości i wiary,
Co światy pieścisz na łonie ofiary,
Co łzy obudzasz a koisz boleści;
Ty, której łono wieczność w sobie mieści –
I co, na skrzydłach archanielskiej siły,
Do życia wznosisz odwieczne mogiły –
Święta posłanko pokoju i cnoty,
Pełna niebiańskiej nadziemskiej tęsknoty –
Która niebiosy bratasz z ziemią czarną,
Dla szczęścia ludów gardzisz chwałą marną –
Poezjo! otwórz dłońmi skrwawionemi
Grób taki wielki jak nieszczęścia ziemi,
Przestań żyć wiarą – śpiewać ludom przestań –
I w ten grób wielki połóż się – i nic wstań!…
Bo świat nie idzie, jako orły biało,
Ku słońcu walczyć za wolności chwałę,
Słońca promienie rozciąć na kawały –
I niemi rozgrzać niebo i świat cały;
Zagasić w blasku słonecznej jasności
Pożary zemsty i ognie podłości –
A potem – gdy półslońca mają gasnąć –
Zlać sit; w zdrój szczęścia – i na kwiatach zasnąć…
Bo świat zapomniał, że ze krwi i bolu
I z łez wyrosnął, że na walki polu
Ludów miljony, siew wieków zostawił –
I białe karty dziejowe zniesławił
Ogniem i mieczem, zbrodnią i bezcześcią,
Jękami dzieci i hańbą niewieścią….
Świat ten nie naprzód, ale w przepaść bieży,
Bezprawie siłą – a prawem nóż kata,
Siła żelaza ludzkości los mierzy…
To postęp świata!
***
Po czaszkach chodzę – żyję krwi wyziewem –
Na polu pusto, wśród trupów tysięcy…
Poezjo! czemuż twym ożywczym śpiewem
Nie zbudzisz braci, co nie wstaną więcej?…
Cicho… lecz ucho bolejące z drżeniem
Ostatnich jęków konających słucha…
Poezjo! czemuż nieśmiertelnem pieniem
W urny szkieletów znów nie wlejesz ducha?…
Tylu umarłych! Ileż kart wyrwanych
Z księgi dziejowej i z przyszłości księgi!
To Dziejów trupy!… W piersiach krwią zalanych
Ileż zamarło i ducha potęgi!…
Każde z tych dzieci, co tu na pustyni
Ginie, ostatnie wymawiając słowa –
To wyłamana kolumna świątyni,
To dla przyszłości ginący Jehowa!…
***
Po trupach stąpam… Tu zwycięzców kaski –
A tam skrwawione zwyciężonych stroje…
Gladjatorowie!… ale gdzież oklaski?
Olimpijskiego gdzież raju podwoje?
Z jękiem – bez skargi – bez sławy giniecie,
Wy, nowych bogów uzbrojone szyki!
Nikt po was płakać nie będzie na świecie,
Lecz świat was przeklnie –
boście niewolniki!
***
Ale co widzę? czy oko mnie myli?…
Tu dwóch żołnierzy, w uścisku ostatnim,
Dłonie złączone w pojednaniu bratniem –
Umiera razem… jakby razem żyli.
Temu na piersiach lśni francuzka wstęga –
Drugi to ułan… lecz mundur prusaka…
Za życia wrogi!… ale śmierć ich sprzęga –
Bo w obu trupach biła pierś polaka.
Sedan 5. września 1870.J. I. KRASZEWSKIEMU
ZA OFIAROWANY TOM "KARTKI Z PODRÓŻY."
Tułacz cóż może dać tułaczowi?…
Uścisk przyjaźni albo grosz wdowi –
Łzę współboleści, słowo nadziei –
Z wieńca swych marzeń uschły kwiat róży…
A po straszliwej losów zawiei,
Kartki z podróży!
Ah! życie całe to podróż krótka…
Ranek – to biała karta albumu –
To morze ciche, po którem łódka
Marzenia płynie, w pośród fal szumu.
Jeszcze emalja z serca nie starta,
Jeszcze maszt nie zna wściekłości burzy…
Młodość – to także cudowna karta…
Karta z podróży!
Wiatr się podnosi… i wargi spiekłe,
Namiętne, czule, anielskie, wściekłe –
I łono, drżące wiarą i szałem,
Roskosznie chłodzi… Choć wiatr źle wróży,
Nasz wieszcz młodzieńczy zbiera z zapałem
Kartki z podróży!
O, bo świat piękny, gdy pierś w płomieniach,
Gdy oko pala, gdy myśli wieszcze
I uścisk lubej gra ciągle w pieniach,
Gdy ziemia z niebem zlewa się jeszcze…
O! piszmy wielki poemat wtedy –
Bo się on nigdy nam nie powtórzy…
Krótkie są w życiu, bez leż i biedy,
Kartki z podróży!
O, krótkie!… Potem na te wspomnienia
Łza płynie gorzka, niby z niechcenia…
Bo już przesiąkłe łzami źrenice
Płaczą, nie widząc słońca ni burzy…
Ciemne, ostatnie nasze stronnice –
Kartki z podróży!
Lecz jest pociecha. Wszak całe życie
To przedśpiew życia, to ścieżka wązka
Do wielkiej drogi wiodąca skrycie…
To cierni mała, słaba zawiązka.
A z tą zawiązka, jak z talizmanem,
Przejdziemy jaśni z ziemskiej kałuży:
Świat się nam wyda smutnym kurhanem…
Kartką z podróży!
Bruksella, 1866.POETOM.
"Facia non verba."
I.
Całe tomy piszecie, rymów cale księgi,
Po trochejach i jambach na Parnas włazicie –
A ten Parnas drzy wobec pieśniarskiej potęgi…
Bo lepiej znacie niebo, niźli własne życie.
Wy niebu wydzieracie tajemnice święte –
Anielice cndnemi kołyszecie dźwięki –
I tony dośpiewując, w niebiosach poczęte,
Lepiej znacie śpiew bogów, niźli bratnie jęki…
I ja kiedyś składałem jamby i trocheje –
I nieraz kark łamałem wdrapując się w chmury
I gwiazdom złotolśniącym śpiewałem ich dzieje.
Dzisiaj z żalem spoglądam na jasne lazury,
Przeklinam złote słońce, że się wiecznie śmieje,
I ze łzami powtarzam pokutnicze chóry…
II.
Bo jambami nie zbawisz ludzkości, poeto!
Krwią tylko pisz poezje, a łzami dramata!
Nie czwórma pegazami zaprzęgłą karetą
Jedzie się w nieśmiertelność z śmiertelnego świata!
Sardanapal zaprzęgał Indyj do rydwanu,
A wy samych aniołów sprzęgacie do wozu…
Zuchwali! Wy z tej ziemi rwiecie się kurhanu
W kraje nieba, gdzie niema kajdan ni powrozu!
Cóż was ludzkość obchodzi!…. Wykrzyczycie na nią,
Ze rymów waszych nie zna, na pamięć nie umie,
Ze strzały waszej Muzy tylko nieba ranią…
Szaleńcy! Czyż wy wiecie co łez ziemia tłumi?
Ta ziemia – niewolnica, co już była panią,
A dzisiaj, wdowa, własnych synów nie rozumić!….
Bruksella, 1865.NA JEZIORZE GARDA.
Pełno łodzi płynie po Garda jeziorze,
Wszystkie strojne w kwiaty, w lamp tysiączne blaski;
Słychać szelest wioseł, widać włoszki hoże,
I śmiechy naprzemian i huczne oklaski.
Księżyc srebrną szato na świat szczęścia rzuca,
Gwiazdy z nieb spadają na kobiece łona,
A do róż i kobiet słowik pieśń donuca –
A ta pieśń rozkosznie w cieplej nocy kona….
U nóg młodej włoszki, włoch namiętny klęczy
I w jej oczy patrzy i jej kibić ściska,
Ona go białemi ramionami wieńczy
I z czarnego oka nań pioruny ciska…..
I tak wśród księżyca i wśród gwiazd promieni
Jedna łódź, łódź drugą wita i wymija,
Improwizatorzy młodzi, więc natchnieni,
Powtarzają czule pieśń: "Santa Lucia!"
***
Dźwięk gitary rzewny, z szumem fal złączony,
Jakieś dziwnie tęskne w sercu snuje mary,
Zbudzą w duszy wiocha wieszcze natchnień tony,
I płomienne zmysły żarzy – dźwięk gitary.
Jak pierś młodej dziewy, drży jezioro Garda….
Wszystko żyje, kocha, śpiewa i szaleje,
Nawet gór powierzchnia marmurowa, twarda,
Echem rozpowiada zakochanych dzieje.
Tylko jedna czarna łódka na jeziorze….
Jej nie wieńczą, kwiaty, ani lamp pierścienie,
Na niej zamiast pieśni – grobowe milczenie –
Więc płynie wśród żywych, jak zmarłego łoże….
A przecie wśród blasku srebrnego księżyca
Na czarnej tej łodzi dwie widać postacie –
I poznasz po cieniu, po ruchu, po szacie,
Że jeden młodzieniec, a druga dziewica.
Kiedy naokoło suwają gondole
I blaski w łódź padną z jasnego ich wieńca,
Rozpoznasz zadumę na bladem jej czole,
I rysy złamane rozpoznasz młodzieńca…
Lecz czemuż, bez światła i kwiatów – półsenna –
Bez pieśni, samotna ich łódź się przesuwa?
Czy dość ma promieni ich dusza płomienna,
Czy samo ich serce im wieńce osnuwa?
Czy może, zazdrośni, chcą ukryć przed zgrają
Namiętne pieszczoty, gorące spojrzenia?
Czy może ich tętna zbyt głośno im grają
Nokturny miłosne i hymny marzenia?
Lecz czemuż żałobą gondola okryta,
Lecz czemuż żałobne ich szaty i lica?
Któż ona? i on kto? ciekawy tłum pyta….
– "To obcy młodzieniec i włoska dziewica."
"Dziwaczna to powieść, choć bardzo niedługa:
Dwie siostry kochały jednego nie-wlocha,
Dziś młodsza umarła z zazdrości – a druga
Tam przy nim na łodzi… on biednej nie kocha!"…
Tak śpiewa gondolier na lago di Garcia,
A łodzie mkną dalej ze śpiewy i blaski –
I słychać szum wioseł i słychać pieśń barda,
I śmiechy naprzemian i huczne oklaski.
Lecz nagle od strony, gdzie czarna łódź stała,
Krzyk straszny, plusk fali się rozległ po wodzie…
I śpiewy ucichły i zbiegły się łodzie,
Na talach nieżywa kobieta się chwiała!…
***
I znowu śpiew ożył, jak siłą zaklęcia –
I jedna łódź drugą radośnie wymija,
Nad trupem topielca, nad grobem dziewczęcia,
Zadźwiękła znów czule pieśń: Santa Lucia!
1863 r.Z SEWILLI.
"La tierra de los ombre
y la tierra de Dioz!"
…Spojrzała na mnie okiem zgłodniałem,
Czoło jej białe, bez zmarszczek jeszcze.
Wzrok mój padł na nią – i skamieniałem!
Rysy jej tęskne jakby sny wieszcze –
Dłoń wyciągnięta… a z zimna drżące,
U piersi dziecię wpółkonające…
***
"Panie! ja głodna i dziecko moje!"
Zamilkła – słowa w ustach zamarły…
O nie zapomnę oczu tych dwoje –
One ostatnią łzę mi wydarły!…
W tych oczach były nieba i piekła
A przez nie dumna łza bólu ciekła!
***
Po drugiej stronie, z po za wachlarza
Spojrzała na ranie urocza donna –
Postać jej – istny model malarza –
Pół Afrodite i pól Madonna.
Z po za zasłony – jak czarne słońca
Oczy… a wzrok ich – długi bez końca.
***
"Panie! ja głodna i serce moje!"
Zamilkła… słowa w ustach zamarły…
O nie zapomnę oczu tych dwoje –
One mi natchnień iskry wydarły…
"Panie, ja głodna – serca mi trzeba!
Nie dość mi złota! nie dość mi nieba!"
***
Dałem grosz jednej – a drugiej dałem
Serca ostatki, w wspomnień żałobie. –
Ta głodna duszą, a tamta ciałem…
Obie sieroty, żebraczki obie!…
Sewilla, 1868.Z BARCELONY.
"Avez-vous vu, dans Barcelone,
Und Andalouse au teint brani?…."
Musset.
Synowie mrozów, dzieci północy,
Czyście wy ognia czcicielki znali,
Kobiety z iskier, płomieni?
Te gwiazdy złote bezsennych nocy,
Srebrne potoki palących fali,
Te duchy miłosnych cieni?
Czyście wy białe dłonie dziewicze,
Jak liry tony ostatnie, drżące,
Trzymali w dłoniach lodowych?
Czyście wpółgłośne szepty słowicze,
W rozkosznych dźwiękach wpół konające,
Słyszeli z ust tych królowych?….
Czyście te oczy, jak lawa czarne,
Co się z krateru serca wydarła,
Pali, zabija… lecz świeci –
Czyście te oczy łzami ciężarne,
Przez które patrzy przeszłość umarła,
Widzieli, wy mrozów dzieci?…
O ja w te oczy, pod jasnem niebem.
Tonąłem całym młodzieńczym duchem,
I pogrzebałem pierś młodą,…
Za chwilę taką – życie pogrzebem –
I przez to życie idziesz z łańcuchem…
Ale ten łańcuch – nagrodą!
I nieraz jeszcze ten obraz jasny
Zadrży mi w sercu, zatętni w skroni
I pali łzami wspomnienia.
Dla niego świat ten – grób ten – za ciasny;
Słońce i gwiazdy mówią mi o niej,
O tej kobiecie z płomienia!
Barcelona, 1868.