- W empik go
Z konstytucyjnych dni - ebook
Z konstytucyjnych dni - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 177 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ogólny strajk.
W całym świecie środek tak niebezpieczny już zamknięto do szaf z napisem: Medicamenta heroica.
Ale i to prawda, że nie tyle lekarstwo, ile wiara w nie zbawia…
Tylko czy my potrafimy wierzyć i pragnąć z taką potęgą, że aż się stanie cud?…
Ulice ogłuchły, sklepy zamknięte, gazety nie wyszły, życie jakby zamarło, a raczej jakby przytaiło oddech i zbiera w głębiach…
Mam wrażenie, że niby oślepli i spętani balansujemy na linie rozpiętej nad przepaścią – chcemy przejść na tamtą, jasną stronę…
A wiadomo, że tylko szaleńcom udają się rzeczy zgoła niewykonalne. Więc oszalejmy – i niech się stanie dzień wytęskniony…
Ten ruch mas wydaje mi się złowrogo ponury. Jest to jakby tak znana po więzieniach rosyjskich gołodowka, rozszerzona na cały naród i przyjęta dobrowolnie przez wszystkich.
Walka biernym oporem i zwyciężanie bezwładem.
Jedyna broń narodu nigdy nie rozkuwanego.
Walczymy nią tak samo, choć nam jest obca, niewyrosła z naszego organizmu, bo i rewolucja musi mieć twarz rasy, która ją robi…
Żyjemy w strasznym oczekiwaniu.
Może jeszcze dzisiaj przyjdą wiadomości, może jutro, a może nigdy.
Niedziela.
Przykry i smutny dzień, deszcz mży bezustannie, posępne niebo przygniata niby taflą ołowiu, miasto w grobowej ciszy, sklepy zaparte, ani jednej dorożki, mgły jak przegniłe łachmany przysłaniają świat, zimno i jakoś strasznie na ulicach, ale na trotuarach tłumy – ponure, czarne rojowisko mrowi się pod ścianami bez śmiechów, bez zwykłej wrzawy, prawie bez słowa…
Nabrzmiałe gniewem milczenie przepływa nieskończoną falą, nieme usta drżą, a rozgorzałe oczy błądzą przyczajone po sznurach patroli krążących ulicami; bagnety połyskują złowrogo; niekiedy środkiem pustych ulic przelatują kozacy; niekiedy jak wicher niosą się całe szwadrony dragonów lub bryzga błotem „linijka”.
I co chwila spotykają się wraże oczy, twarze się kurczą, grzbiety się prężą, serca biją… szybciej i długo tłumiony krzyk wydziera się z piersi, ale po mgnieniu tłum znowu idzie, przewala się falą, płynie, tylko że coraz cichszy i coraz posępniejszy.-
Godziny wloką się wolno i ciężko jak wieki, jakby ten dzień nie miał się nigdy skończyć. A wiadomości nie ma żadnych i znikąd!
Trwożne wieści krążą jak kruki, plotki roją się, niepokój wzrasta.
Podobno delegaci rozstrzelani, podobno będzie ogłoszony stan oblężenia, podobno Prusacy gotowi do wkroczenia, podobno idą bezustanne aresztowania. Tysiąc „podobno”, a coraz trwożniejszych, rośnie w lawinę i zalewa, że już oddychać nie można.
I co najstraszniejsze, że to wszystko możebne.
Nie podobna wysiedzieć w domu.
Wszystkie kawiarnie zamknięte.
Idziemy znowu na ulicę, mrok już zapadał, tłumy na Krakowskim, że trzeba się było przepychać, patroli jeszcze przybywało.
Jeszcze było ciężej i posępniej niźli w dzień.