- W empik go
Z krainy kucyków - ebook
Z krainy kucyków - ebook
Zbiorek czterech opowiadań dla dzieci. W rolach głównych występują dzieci, kucyki i duże konie. Opowiadania o dziewczynce, która cicho mówiła czy o chłopcu, który obraził się na cały świat – to piękne i mądre przypowieści z morałem. I zawsze znajdzie się jakiś koń, lub choćby kucyk, dzięki któremu wszystko dobrze się kończy, albo wszystko się dobrze... zaczyna.
Z recenzji
„Z natury strasznie uprzedzona jestem do kucyków, zwłaszcza w bajkach dla dzieci. Kojarzą mi się ze znanymi tęczowymi kucykami Pony i jako takie wywołują dreszcze wstrętu. Na szczęście trafiłam na niewielką książeczkę J. Łukowskiej, która zupełnie odmieniła mój stosunek do tych ciekawych zwierząt.”
„>Cztery opowiadania, w sam raz dla przedszkolaków i dzieci z młodszych klasach szkoły podstawowej do samodzielnego lub wspólnego (np. z rodzicami) czytania. To, co ujęło mnie w powyższej publikacji, to zwrócenie uwagi na problemy w relacjach dziecko-dziecko lub dziecko-dorosły.”
„Polecam wszystkim mamom, tatusiom, babciom, dziadkom, nauczycielom, przede wszystkim zaś dzieciom! Taka lektura od czasu do czasu przydaje się każdemu.”
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63111-54-0 |
Rozmiar pliku: | 629 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W przedszkolu od rana panowało niezwykłe podniecenie. Wreszcie nadszedł ten dzień! Dziś wyprawa do Kucykolandii. Hip hip hura! Od paru tygodni wszystkie dzieci czekały niecierpliwie na to wydarzenie. Również Kasia, choć po swojemu. Cichutko i z boku. Jak zawsze. Nie brała udziału w ogólnym podekscytowaniu. Była spokojną, grzeczną dziewczynką.
– Jaka ona cichutka, ta wasza Kasieńka! – ćwierkały ciocie i sąsiadki.
– Czy ona w ogóle potrafi mówić?! – huczał basem wuj Leon, gdy znowu nie dosłyszał nieśmiałego powitania siostrzenicy.
– Potrafi, potrafi – zapewniała mama – tylko nie lubi mówić głośno.
Kłopot w tym, że Kasia, nawet gdyby chciała, nie umiała mówić głośno. Próbowała. Stanęła kiedyś przed lustrem, nabrała powietrza, otworzyła szeroko usta, by krzyknąć z całych sił i... wydobyła z siebie jakiś pisk. Jakby ktoś myszce na ogon nadepnął. Ech, to nie był porządny Głos. Gdzie się jej równać z takim Patrykiem NieWrzeszcz. Nazywał się inaczej, po prostu Nowak, ale Pani często zwracała się do niego w ten sposób. Tego wyjątkowego dnia również.
– Patryk, nie wrzeszcz, bardzo cię proszę. Zaraz mi głowa pęknie – upominała niesfornego sześciolatka.
– No, bo ja już normalnie nie mogę wytrzymać! Kie-dy-to-bę-dzie-no-kie-dy?! – skandował, podskakując.
– Już – uśmiechnęła się Pani. – Właśnie podjechał autobus. Zbieramy się.
– Huraaaa!!!
Kasia skrzywiła się. Trochę się bała hałaśliwego Patryka. Dokuczał jej i nazywał Cichą Myszą. W ogóle rządził się aż przykro. Tylko dlatego, że potrafił krzyczeć głośnej niż inni.
W autobusie, do którego Kasia wsiadła na końcu, Patryk zajął miejsce tuż za kierowcą. Nadal nie mógł usiedzieć spokojnie ani trzymać buzi zamkniętej. Przechwalał się, jaki to z niego dzielny Kowboj. Taki, że żaden kucyk mu nie straszny, nawet największy i najdzikszy!
Kasia zapatrzyła się w krajobraz za oknem.
Rozmyślała. Nie liczyła na konną przejażdżkę, choćby króciutką. Czemu? Z tego samego powodu, z którego dawno nie kręciła się na przedszkolnej karuzeli. Nie było dla niej miejsca. Trudno. Wystarczy, że zdoła poczęstować jakiegoś miłego kucyka marchewką. Dziewczynka mocniej ścisnęła swój plecaczek.
Duża Klara nie miała dziś humoru. Nawet siano smakowało jakoś dziwnie, czyli wcale. Wszystko dlatego, że wyszła ze stajni lewą przednią nogą. Od samego ranka dawała odczuć innym kucykom oraz dużym koniom, że nie ma dziś ochoty na pogawędki i wspólne skubanie trawy. Gdy ktoś ośmielił się podejść, tuliła uszy i szczerzyła zęby, wyraźnie mówiąc, by dano jej spokój. I zostawiono samą. W ciszy. Z ludźmi też nie zamierzała się zadawać. Żadnych przejażdżek.
Niestety, jak na złość, akurat dzisiaj zjawiły się dzieci. Cała stajnia na kołach, pełna rozbrykanych ludzkich źrebiąt. Ależ głośno rżały! Aż w uszach świrowało. Kiedy wysypały się na zewnątrz, inne kucyki zaraz przydreptały zaciekawione. Liczyły na pieszczoty i smakołyki. Klara nie była zainteresowana. Oddaliła się czym prędzej, a że dzieci wolą czyste kucyki, bardzo porządnie i dokładnie wytarzała się w piachu. Jej złocista sierść straciła blask, biały ogon i grzywa poszarzały. Doskonale. Niemniej, na wszelki wypadek, czujnie obserwowała intruzów.
Zwłaszcza jeden nie przypadł jej do gustu. Młodziak o karych włosach ganiał z wrzaskiem wte i wewte, jakby go giez ugryzł. Przygalopował również do Klary, choć go nie zachęcała. Ani trochę!
– O, na tym bym chciał pojeździć! Na tym brudasie! Jest największy! Ten, ten, mogę, proszę! – podskakiwał, machając rękami w jej kierunku.
Klara potrząsnęła łbem i stuliła uszy. Niech wie, że jej się nie spodobał. Niech ma się na baczności.
– To ona, klacz – wyjaśniła Pani Ania, biorąc chłopca za rękę. – Duża Klara, nasza blond kanapa, bardzo wygodna i zwykle spokojna, ale dziś ma muchy w nosie. Raczej na niej nie pojeździsz.
– Ale ja chcę! – upierał się Patryk.
Klaczka pokazała mu zęby. Nie uśmiechała się. Wręcz przeciwnie.
– Ale Klara nie chce, jej prawo, dajmy kobyłce spokój.
Istniała szansa na przejażdżkę. Gdyby Kasia dopchała się do miłej Pani Instruktorki. Gdyby głośno wyznała, że dotąd nie wsiadła na żadnego z kucyków, choć taki Patryk jechał już dwa razy. Gdyby zawalczyła, pewnie zostałaby wsadzona na któregoś z małych rumaków. Ale nawet nie spróbowała. Wstydziła się swojego mysiego głosiku. Zakrzyczeliby ją, odepchnęli. Jak zawsze. Usunęła się więc na bok. Niech się bawią. Ona popatrzy. To też może być przyjemne...
Kątem oka obserwowała naburmuszoną klaczkę, podobnie jak ona stojącą samotnie, na uboczu.
Wyciągnęła z plecaczka jabłko i zaczęła zajadać.
Coś przyjemnie zapachniało. Klara oblizała się. Dźwięki chrupania postawiły jej uszy na baczność. Jabłko! Ta jasnowłosa spokojna dziewczynka, która nie pchała się, nie krzyczała, nie biegała – jadła jabłko. Pyszne, soczyste, słodkie. Może się podzieli? Klara uwielbiała jabłka. Otrząsnęła się z kurzu i zrobiła kilka kroków w stronę dziewczynki. Na próbę. Jeżeli coś jej się nie spodoba – jakiś gwałtowniejszy ruch, głośniejsze słowo – natychmiast się cofnie. Ale dziewczynka zdawała się kompletnie pochłonięta obserwacją stada kucyków i stada dzieci. Oraz chrupaniem jabłka. Zaraz całe zje, zaniepokoiła się Klara, i już bez ociągania podeszła bliżej.
Ojej! Udało się! – ucieszyła się w duchu Kasia.
Duża Klara od razu wzbudziła jej sympatię. Coś je łączyło. Obie były jasnowłose, nie lubiły tłoku oraz hałaśliwych chłopców. Czy to wystarczy, żeby się zaprzyjaźniły? Wyciągnęła rozprostowaną dłoń, na której leżało na wpół zjedzone jabłko. Klaczka wzięła smakołyk. Potem zaczęła przednim kopytem grzebać w ziemi. Jakby prosiła o więcej.
– Mam marchewki – zdradziła jej w sekrecie Kasia. – Chcesz?
Kobyłka trąciła ją nosem w ramię i cicho zarżała. No pewnie, że chciała.
Dziewczynka wyciągała pokrojone marchewki i powoli podawała Klarze, która chrupała je niespiesznie. Skoro nić przyjaźni została zawiązana, odważyła się pogłaskać klacz po szyi. Ta nie odsunęła się. Nawet pochyliła łeb, ułatwiając Kasi zadanie.
Duża Klara zdecydowała, że lubi tę nieśmiałą dziewczynkę o cichym głosie i łagodnych ruchach. Dobrze im się razem stało, było, rozmawiało...
I wtedy musiał się znowu przyplątać ten krzykliwy kary podjezdek! Klara natychmiast stuliła uszy.
– Mysza, masz marchewki? – zdziwił się Patryk. – Dawaj! – zażądał od Kasi.
Spojrzała na niego gniewnie. Pierwszy raz w życiu była na kogoś zła. Zepsuł magiczną chwilę porozumienia. Zirytował kobyłkę. Miała dosyć bycia Cichutką Kasią, Myszą. O siebie by nie walczyła, ale postanowiła bronić Dużej Klary.
– Idź sobie – powiedziała.
– Bo co!
– Bo nam przeszkadzasz. I nie wrzeszcz tak, denerwujesz nas – mówiła cicho, ale dobitnie. Jak nigdy.
Patryk stracił pewność siebie. Nie znał takiej Kasi. Z twardym błyskiem w niebieskich oczach, ze stanowczym tonem w głosie.
– Ja chciałem ją tylko... eee... poznać, pogłaskać – bąknął.
– To zachowuj się cicho. Ona nie lubi hałasu, ja też. Dam ci dla Klary marchewkę, ale obiecaj, że będziesz grzeczny.
– Dobra – zgodził się posłusznie chłopiec.
To był wspaniały dzień.
Kasia zyskała przyjaciółkę oraz szacunek kolegi. I odnalazła swój Głos. Dzięki Dużej Klarze, która również uznała, że to był jednak dobry dzień, choć wyszła ze stajni lewą przednią nogą.