- W empik go
Z legend współczesnej Polski - ebook
Z legend współczesnej Polski - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 184 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W całej stolicy niema chyba drugiego budynku, któryby w wieczór wigilijny wyglądał tak pusto i martwo, jak gmach Giełdy. Ale jest to fałszywe wrażenie. Tego wieczoru właśnie jeden jedyny raz w roku na Giełdzie wre niewidzialne dla oczu ludzkich życie. Bóstwa i muzy współczesnego świata – Waluty urządzają sobie tradycyjną ucztę wigilijną. Gdy ostatni woźny opuści ginach Giełdy, unosząc ze sobą klucze wówczas po spustoszałych na pozór salach rozbiega się gwarny rój walutowych pachołków – centów, centimów, fenigów i groszy, dekorują sale i zastawiają stoły.
W tym roku przygotowania do uczty wigilijnej były wyjątkowo wspaniałe, może dlatego, aby wystawnością przyjęcia zatrzeć pewne, niemiłe tarcia osobiste między Walutami. Wielką salę posiedzeń giełdowych, przystrojono choinkami, na których imitowały śnieg podarte na drobniutkie strzępy akcje zbankrutowanych (przedsiębiorstw. Choinek było takie mnóstwo, że zasłaniały zupełnie ściany i zebrani w sali goście mogli mieć czarodziejskie wrażenie, że się znajdują w jakimś lasku w Otwocku. Po środku sali ustawiono olbrzymi stół, nakryty śnieżnobiałym obrusem, pod którym na znak tradycji zamiast siana leżały zwoje telegraficznych drutów, roznoszących kursa po świecie. Menu wieczerzy składało się z tradycyjnych potraw, z tą tylko różnicą, że zamiast jednego szczupaka, jak zwykle wszystko było przyrządzone po żydowsku: karp po żydowsku, lin po żydowsku, mak po żydowsku, bakalje po żydowsku. Takie już jest upodobanie bóstw i muz walutowych.
Zaproszeni zbierali się wcześnie, tak, że gdy pierwsza gwiazda zabłysła na niebie. Wszyscy już byli obecni w sali. Dzielono się cedułą i składano sobie wzajemne życzenia wszystkiego najlepszego, ale atmosfera, mimo wszystko, była sztywna i oficjalna.
Towarzystwo podzieliło się na niewielkie grupy i kółka, najwidoczniej unikające się nawzajem. Tylko Marka niemiecka, wychudzona trochę po przebytych operacjach, ale już pełna animuszu, krążyła od grupy do grupy, ofiarując zebranym gwiazdkowe upominki w postaci szpilek do krawatów ze Śląskiego węgla. Ponieważ ze względu na skandaliczną przeszłość Marki nie wypadało jeszcze zbyt jawnie popisywać się przyjaźnią z nią, więc obdarzeni nie wpinali szpilek w krawaty, tylko chowali je po kieszeniach. Marka zresztą wręczała upominki dyskretnie. Z całego towarzystwa tylko jeden Ost-Rubel nie taił się z sympatjami do niej i nawet wdał się z nią w taki flirt, że to wywołało zgorszenie Franka.
– Makrot – szepnął pogardliwie do swego sąsiada barczystego Funta Sterlinga.
Ale Funt Sterling któremu wygodnie było złośliwości nie zrozumieć, spojrzał z flegmą na talerz i odparł spokojnym głosem:
– Nie, zdaje mi się, że w tej chwila jemy karasia.