- promocja
Z miłości? To współczuję - ebook
Z miłości? To współczuję - ebook
Oman oczami kobiet.
„Z miłości? To współczuję” to opowieść o współczesnym Omanie. O kobietach i mężczyznach, którzy skrywają namiętności pod diszdaszami i abajami, a potajemnie korzystają z Tindera. O umowach przedślubnych, do których warto wpisać sumę, jaką dostanie żona za urodzenie każdego dziecka, a także obietnice finansowania przez męża studiów medycznych. O kraju, w którym kobiety wolą się zaszyć przed ślubem, żeby udawać dziewice. Jest to wreszcie reportaż o miejscu, w którym kontraktowe małżeństwa wciąż są codziennością.
Agata Romaniuk z dużą wnikliwością i wrażliwością przygląda się ludziom, którymi rządził wiekowy, bezdzietny i samotny sułtan. Jedyny taki władca w krajach Zatoki Perskiej.
Może nie jest to najlepszy przewodnik po Omanie, ale na pewno najlepszy po omańskich duszach, namiętnościach, skrywanych marzeniach i tym wszystkim, co jest przed turystami schowane za fasadą świata islamu. Agata Romaniuk przebija ten mur i prowadzi nas na granicę prawa szariatu. Świetne historie, świetny język, świetny reporterski debiut.
Cezary Łazarewicz
„Z miłości? To współczuję” jest świeżym, oryginalnym i naprawdę świetnym reporterskim głosem, w którym szacunek do innej kultury współgra z umiejętnością wydobywania z opisu czegoś, co jednocześnie może być czułe i złościć.
Jarosław Czechowicz
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67054-15-7 |
Rozmiar pliku: | 6,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– In sza Allah, urodzi ci się piękny syn. A ile za niego dostaniesz? – pyta. Widząc moją zdziwioną minę, tłumaczy: – Dawniej u nas otrzymywało się równowartość wagi dziecka w złocie, ale te czasy się skończyły. Teraz można liczyć, powiedzmy, na kolię i bransolety. Ale lepiej to wcześniej ustalić, żeby się nie zdziwić. Moja siostra zapisała wszystko, co ma dostać w kontrakcie małżeńskim. A trafiły jej się bliźniaki i wszystko razy dwa. Wyobraź sobie! – klaszcze w dłonie. – A ty co masz w kontrakcie ślubnym? – dopytuje się.
Jest zaskoczona, że nie mamy z moim polskim mężem żadnego kontraktu.
Kontrakt ślubny to w Omanie poważny dokument. Można w nim zapisać, że mąż sfinansuje studia medyczne przyszłej żony, że zapłaci jej określoną kwotę za każde dziecko, że nie weźmie drugiej żony przed upływem określonego czasu. Kontrakty są przedmiotem negocjacji, zwłaszcza w przypadku małżeństw aranżowanych. Bywa, że niedotrzymanie ich zapisu może być podstawą do rozwodu.
Aranżowane małżeństwa są w Omanie wciąż popularne. Najczęściej nie chodzi o pary, które zupełnie się nie znają, ale o kuzynów dalszego stopnia, sąsiadów, przyjaciół rodziny. Na niektórych kandydatów rodzina patrzy bardziej przychylnie, na innych mniej. W tej drugiej sytuacji czasem zdarza się, że ojciec dziewczyny żąda absurdalnie wysokiego mahru, daru ślubnego, żeby zniechęcić chłopaka.
„Jeśli chłopak nie jest w stanie zapłacić, dziewczyna nie może go poślubić. Stoi za tym zwykła chciwość. Córkę sprzedaje się temu, kto oferuje najwięcej” – komentuje Fatima Fallahi, terapeutka małżeńska z Maskatu, stolicy kraju, w wywiadzie dla „Times of Oman”.
Ojciec trzydziestoletniej Salimy Chajr, która pracuje w dziale IT Banku Muscat, zmusił ją pięć lat temu do małżeństwa z dużo starszym od niej i zamożnym sąsiadem, nie godząc się na ślub z wybrankiem dziewczyny, który nie mógł zapłacić aż tyle, co starszy kandydat. Rozwiedli się pięć lat temu. Salima jest samotna i rozżalona: – Kogo ja teraz znajdę? Będę musiała pójść na drugą żonę. Mój chłopak dawno się ożenił. Ma czwórkę dzieci. Nie mogę tego rodzicom wybaczyć.
Salima jest niska i przy kości, nerwowa. Myśli, żeby wyjechać do Niemiec albo Egiptu i zacząć nowe życie. Ma nadzieję, że tam znajdzie jakiegoś przyzwoitego muzułmanina i ułoży sobie życie.
Rahma Alawi ma prawie czterdzieści lat i wciąż szuka męża, który spodobałby się jej ojcu i mógł zapłacić żądany przez niego mahr. Jest nauczycielką w publicznej szkole w małej wsi. Nie wie, gdzie miałaby znaleźć zamożnego kandydata. A czas ucieka. Rahma jest drobna, ma wysokie czoło i wąskie usta. Rozmawiając ze mną, spuszcza wzrok.
– U nas na wsi mówią, że jestem jak przejrzałe mango, które spadło w piach i nie znajdzie już kupca. – Uśmiecha się smutno.
Dla rodziców to nie problem. Po pracy córka pomaga im w gospodarstwie.
Fatima ar-Raszauni, pomoc dentystyczna, od trzech lat stara się przekonać rodziców, żeby zgodzili się na jej ślub z kolegą z pracy. Zażądali, jej zdaniem złośliwie, wysokiego mahru. Młodzi odkładają na przyszłe życie po pół pensji każde, ale Fatima boi się, że i tak nie uzyska zgody matki i ojca na ślub. Jest nowoczesną dziewczyną, wychowaną na amerykańskich serialach. Uważa omańskie zwyczaje za wsteczne.
Od 2010 roku kobiety mogą przeciwstawić się ojcu i ubiegać się o sądową zgodę na małżeństwo z mężczyzną, którego same wybrały. Mogą nawet, po nieprzychylnym wyroku sądu, zwrócić się do samego sułtana, którego zdanie jest rozstrzygające. I zdarzało się, że był przychylny miłości. To jednak nie do końca rozwiązuje sprawę.
Dwudziestoośmioletnia pielęgniarka Nada at-Tauki w ten sposób właśnie, mimo sprzeciwu ojca, uzyskała zgodę sądu na małżeństwo z ratownikiem medycznym Hasanem. Cztery lata po ślubie rodzice wciąż nie uznają ich związku i nie rozmawiają z córką.
– Sama nie wiem, czy więcej straciłam, czy zyskałam – mówi Nada. – Może trzeba było się zgodzić na aranżowane, kontraktowe małżeństwo? Ono też ma swoje zalety.
To prawda. Kontraktowe małżeństwa mają swoje zasady. Na przykład ustala się pensję żony.
– A jaką pensję ci płaci Mr. Greg? – pyta mnie Salika.
– No… wiesz – jąkam się. – My mamy wspólny budżet.
Salika kręci głową z dezaprobatą.
– Nie o tym mówię. Ile dostajesz dla siebie? Na własne wydatki, których on nie sprawdza?
W Omanie żona zazwyczaj dostaje od męża określoną sumę na własne wydatki, które nie podlegają jego kontroli. To średnio kilkaset riali, czyli kilka tysięcy złotych. Jeśli żona pracuje, najczęściej zachowuje całą pensję dla siebie. Obowiązkiem męża jest utrzymać dom, dzieci i wszystkie żony.
Opowiadam, że u nas jest inaczej, że wszystkie pieniądze są wspólne, a Salika jest coraz bardziej ciekawa mojego małżeństwa. I zdziwiona zasadami obowiązującymi w naszej kulturze.
– Czyli ty jesteś jedyną żoną Mr. Grega? – pyta, bawiąc się różową motorolą z wysadzaną kamieniami klapką.
– O, jasne, że tak! – odpowiadam z dumą. – U nas nie można mieć dwóch żon.
– Aha. No to masz ciężko – wzdycha Salika. – Jesteś zupełnie sama do wszystkiego, tak?
– Co masz na myśli? – nie rozumiem.
– No, jak to? Sama jesteś. Zawsze ty musisz z nim sypiać, ty musisz gotować, zabawiać jego matkę i siostry, wysłuchiwać problemów w pracy. Wszystkie dzieci musisz sama urodzić. Ciężko masz. A wasze małżeństwo jest aranżowane czy z miłości?
– Z miłości i… – mówię, ale Salika mi przerywa.
– Zawsze mi się to wydaje upokarzające, że musisz kręcić biodrami, starać się, żeby cię zauważył, żeby cię chciał. Ile rozczarowań. Miłość to krucha podstawa związku. Wolałam tego nie przeżywać. Moje małżeństwo zorganizował ojciec. Wybraliśmy Jasira, bo pochodzi z dobrej rodziny. Jest wysoki i barczysty, dobrze zarabia, pracuje w PDO, firmie naftowej, więc sama rozumiesz. A ty czym się kierowałaś? Czy twoi bracia sprawdzili jego rodzinę? Jakiej wysokości masz mahr? Ile biżuterii dostałaś?
Nic nie mówię, a ona ciągnie dalej:
– No tak. Z miłości. To współczuję. Jak miłość się skończy, zostaniesz z niczym – mówi na odchodnym. Nie zdążam zaprzeczyć.
Dziewięć lat później przekonam się, że miała rację.