- W empik go
Z papierów po Fredrze - ebook
Z papierów po Fredrze - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 282 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wydanie Drugie
KRAKÓW
NAKŁAD G. GEBETHNERA I SPÓŁKI
WARSZAWA
GEBERTHNER I WOLFF
1900
w KRAKOWIE, W DRUKARNI "CZASU " FR. KLUCZYCKIEGO I SPÓŁ KI
pod zarzą dem Józefa Łukocińskiego.
w .swoim ozasie ptijawilo wie w prasie warszawskiej twierdzenie, że nasza literatura biogiaticziia jest z nielicz-nenii w _vjHtkanii jednem, wielkirni kiniu-tweni…..
Powiedzenie to, brzmiąee w )ewnegt) stopnia uzasadnione, a tu z powodu jednoatronnośei, oraz braku krytycyzmu, jakie objawiają sic u uas w przeważnej części biografij, poświęconych; czy to wybitnym ludziom pdlitycznym, czy też osubistościnmj które w dziedzinie literatury i…sztuki znaczniejszą odegrały rolę. Pod piórem zapatrzonego w swój temat autora, człowiek wielki, zdolny, prawy, przeobraża się w idealną, nadludzką nieledwo postać, wolną od wad i śniiesznostek eo dziennejo życia, a przytem mglistą potrosze i niezl)yt zbliżoną do oryginału – Pis.ąc o autorze, czy o poecie, zwykliśmy zaiioiriinaO. że twórczość jego, jak to Taine zauważył, ])u .HSia |e u – nicrnfr ;ilTiyni związltn z ogólnym stanem ducba i obyczajów lalegd otuezeiii;!… Celem należytego zrozumienia dziel, oraz (lzialaln(tśei liteiaekiej łtadanego pisarza, nie obojętną przeto będzie rzeczą bliższe zapoznanie się
SI..Sc nirT-l:i,l ,r..!…;. y. i,nv:ei-óiv po rriłl:v,e. 1
z jego osobistością, zl )a «i ;inie, jakim ten człowiek bvl w rzeczywistości.
W.ji'ląd on' byf |)rz_'zyiią. powst:iuia niiiiojszej pracy, litora do ziiakomitycli rozbiorów autorskiej Hpuśe !7 .iiy Aieksan-drn dr. Fredjy, ilokonaiiycli piórem Stanisława br. Taruow-skiego, Lncyaiia it tllielskie o i innych, przynosi garść '.(ze'ól6 lnoj :r;itieznycii… dotyczących wielkiej o pisarza, a wysnurycli z dokumentów, z pamiętników i z listów w ar-cliiwniii rudzin' Fredrów zachowanych. Zebranie, zszerego-wauie i uzupełnienie tycli wiadoiuo ici było jedynem zadaniem wydawcy, który cz(;st(ikroe odstępuje głosu bądź samemu F)'edrzc, bądź Jeg o przyjaciołom i korespondentom,.iako czynnikom najbardziej powołanym do należytego oświetlenia współczesnych wypadków.
Z tego też wzgiędn autobiografia fredrowska znalazła yię na czele opowieści, której bohaterem jest ojciec komedyi polskiej.
.jZiemia przemyska była z dawien dawna gniazdową', siedzibą rodziny Fredrów" – pisał przed laty Aleksander hr. Fredro w autobiografii, użyczonej ś… p. Lacyanowi Siemieńskiemu. „Urodziłem sie w Surocłiowie pod Jarosławieml w r. 1793 i do szesnastu lat życia uczono mię ówczesnymi trybem szkolnym pod nauczycielem domowym, który to rodzaj edukacyi przekładano nad publiczny, pod żadnym względem nie zadowalający moich rodziców. W młodych j latadr nic okazywałem zdolności do nauki, nie dlatego, żebym do niej nic miał zdolności, lecz, że ta wymagała przedewszystkiem pamięci, której nie miałem a przez to i żadnych korzyści odnieść nie mogłem z udzielanycli mi nauk. Usposobienie moje cielic, spokojne, niemal poważne: umysł więcej do smutnych dumań, niż do pustej wesołości skłonny, zyskał mi w rodzinie przydomek młodego sUtrttszkn. Miałem łat dwanaście, kiedy pewnego dnia tknęła mię jakaś myśl i pochwyciwszy kilka białycli kart stnrego regestru, zacząłem pisać komedyc. Plan i wykonanie były dziełem jednej chwili natchnienia: niedziela na wsi i państwa niemu w domu, pojechali w sąsiedztwo, zostały się same dzieci i nudzą się na zabój, l)o zapomniano dać im rodzynków i migdałów na bankiet, którego przyrządzanie należy do najmilszych zał)aw tego wieku. Cóż tu począć? Jak temu zaradzić? Michał, lokaj przebiegły i łakomy, otiarujc sio wyprowadzić dziatwę z przykrego położenia i wpada na koncept ui)rać się w prześcieradło i udając ducha nieboszczki babki, straszyć starą klucznicę. Przestraszona klucznica oddaje klucze od spiżarni i sama chowa głowę w beczkę njąki. Michał tymczasem gospodarując po spiżarni, łapie co może i pakuje do kieszeni, pamiętając więcej o soliie, niż o dzieciach. Aż tu niespodziewanie nadjeżdżają państwo; duch złapany na gorącym uczynku, ze strachu chowa także głowę w beczkę mąki. Kozwiązanie – sąd moralny – a wszystkł) j)od tytułem Stmck nastraszony. Próbka ta została mi tylko w przypomnieniu. W parę lat po tej pierwszej próbie dziecinnego pióra, snuły mi się po głowie dramata wielkiego rozmiaru. I tak w jednym miał być bohaterem jenerał Jasiński, o którym zwykle lubił mi wiele rozpowiadać mój gu'
wernfir, dawny wojskowy z pod komendy tcgoi jenerała.
Dramat ten nigdy nie doczekał się końca, ale miał swój plan, spis osób i pierwszą apostrofę do rodzinnej ziemi: O ty, która! Inb coś podobnego – wtenczas jeszcze ani mi się śniło nawet, że kiedyś przyjiizic mi cbęć pisania koniedyj". „Nadszedł rok 180l”.
„Miałem wtedy lat szesnaście i z bardzo miernym zasobem naukowym, obok niejaliiej znajomości książek różnej wartości i treści, mianowicie franciiskieb, uczułem pociąg do stanu wojskowego i wstąpiłem w szeregi wojsk Księstwa Warszawskiego, które wkroczyły do Galicyi. Odt(i zaczęła sic dla niuie szkoła świata, najpraktyczniejsza, najbardziej urozmaicona, a zarazem najponętniejsza ze wszystkich szkół, w jakich sic mamy uczyć doświadczenia. Na olicowanie z muzami nie miałem wcale czasu, ani też, będąc żoluierzem, aie tęskniłem za ich towarzyj-tweni; jednakże gdy w niespodziewanej okoliczności błysuąl mi promyk natchnienia, mimowolnie brałem się do pióra. Zawsze mię coś do bazgrania ciągnęło. Tym sposobem w r. 1810 po raz pierwszy dowiedziałem sic, że mógłbym składać wiersze. Jakieś zdarzenie, nie pamiętam, czy wesułe, czy smutne, podało mi sposobność do napisania rymów, które latały z rąk do rąk i zarobiły w m(tim pułku na niesłychane pochwały. Jeden tylko ze świallejszych kolegów zrobił nu uwagę, że w wielu wierszach brakuje średniówki
– „Średniówki? –zapytałem zdziwiony – nigdy o niej nie ałysz.iłeni”.
„Kolega podjął się wWłómaczyć mi znaczenie śicd-niówki i to była pierwsza lekcya prawideł rymotwórstua polskiego”.
„Wypadki polityczne popchnęły niebawem wojska na- | poleońskie ua pńhioc. Odbyłem z niemi tę najsroższą kampanie, moge powie{iziec szczęśliwiej, niż krocie innych roda – j ków, co śmierć ztiałeżli w śniegach, Inb na dnie łierezyuy; i dostałem się bowiem do niewoli i jako jeniec przeliywalem j w Wiłnie, zkąd udało mi się wymknąć i ]u*zebijaiąc się samopas, stanąć na nowo w szeregacli armii w czasie zawieszenia broni w Dreźnie".
„Z rejterttjącym a staczająeytn po dro(łzo krwawe bitwy Napoleonem, doszedłem do Paryża i pobytowi w tej stolicy winien jestem poznanie teatru francuskiego, który zrobił na mnie nieopisane wrażenie, odpowiednie memu wewnętrznemu usposobieniu, a przytem całkiem n()we; Lwów bowiem nie miał wtedy stałej, polskiej sceny, a jeżeli bywałem niekiedy ua przedstawieniach teatralnych, to najczęściej wykonywali je aniatnrowic, a Iak nie mogieni mieć jasnego pojęcia o tej potędze sztuki”.
„Tragedya francuska, lubo szczyciła się wówczas królem tragików, Talmą, znalazła mię prawie obojętnym widzem. Przesadna dekiamacya, ruciiy konwencyonalne, monotonia aleksandrynów, ziębiąca wszelkie ciepło, w ogółe nie mogła mi się podobać, nic nie wiedzącemu o trzech jednościach. Przeciwnie, wodewil, komedya, wprawiały mię w zachwycenie. Iierwszy raz widziałem (am skończonych i doskonałych artystów, utrzymujących grą samą najlichsze nieraz ramoty i wtedy to powziąłem przekonanie, wzmocnione z czasem, że niema dzieła dramatycznego, choćl)y jak mistrzowsko przeprowadzonego i wykończonego w częściach, któreby się obcszht bez dalszego rozwinięcia i podniesienia dobrą grą aktorów'', -
„Po powrocie resztek wojsk Księstwa Warszawskiego powróciłem i ja do rodzinnego Lwowa, gdzie się znalazłem pośród młodzieży, która razem ze uiuą opuściła zawód wojskowy. Urok bohaterstwa, żywe zajęcie sic nowością, nadały tej młodzieży pewną udzielność w kolach towarzyskich, tak, że ona jedna ton nadawała zaiiawom, zebraniom – ii… zgoła codziennemu trybowi życia”.
„Ujrzalem się w tym wirze i łiyłem przezeń por :iii. a choć wewnętrznie czułem niesmak, a temsametii potrzebę ukazania jak w zwierciadle fizyognomii tego społeczeństwa temn samemu społeczeństwu, aby się zreflektowało i weszło w siebie, nie śmiałem przecież chwycić za pióro, nie mając jeszcze objawienia autorskiego zawodu".
„W parę lat poźniej szczęśliwy trafunek sprowadził mi żyda, antykwaryusza, cn chodząc po domach z książkami, przyniósł Moliera. Zapłaciłem um dukata, a zabrałem arcydzieła, dotąd mi prawie obec; bo jedną tylko komedyę tciro mistrza miałem sposobność widzieć na scenie paryskiej”.
.Biorąc za przewodnika wzór tak nieśmiertelny, w r;t żniej zacząłem pojmować powołanie autora dramatycznego i odtąd wziąłem się do studyów ua seryo".
„Z ojczystych wzorów, osobliwie współczesnych, nic wiele mogłem korzystać, gdy nawet na samym wstęjjie, zwyczajem młodocianym, porwałem sic do skrytykowania świeżo wyszłej komedji Niemcewicza Pan Nowina, którą porąbałem w uiemiłosierny, a jak teraz widzę, w najniedorzeczniejszy sposób".
„Szermierka ta dodała mi jednak odwagi, gdy pewnego dnia, bez żaducgo przygotowania, prawie bez namysłu, zai-idlem du stolika i napisałem wierszem jednoaktową konie- (lyę. hifiigu na frp.diu; z którejto póżiiioj w r (zazci7,'in ramach zrobi! się yjowij Don Kinzot'.
„Napisawszy tę pierwszą komedyę, widziaieni svc w ki.-potHwem położeniu. SAo mi o to, żebym mógł komu plód pierworodny przeczytać, zasięgnąć zdrowej rady i dowiedzieć się, czy warto psuć czas i papier. Na nieszczęście nie było żadnego literackiego ogniska, żadnej puwagi, do której irnał-bym nie już zaufanie, lecz śmiałość. Wprawdzie zaczął Itył Adam Cbłędowski redagować Pamiętnik Ltcoicsld, lecz |i!o- mieii, wznoszący się z tego stosu surowych gałęzi, nic grzał, ani świecił. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko przez trzecią osobę posłać moją komedyę Janowi Nepomucenowi Kamińskiemu, jedynenm znawcy i doświadczonemu praktykowi. Kamiński komedyę jiochwalii i zrobił uwagę, że jest w niej jakiś plan logicznie przeprowadzony. Komedya była jrauą, i nikt o niej nie wsponmiał; odebrałem ją do poprawy, aby już nigdy nie wróciła na scenę".
„Około tego cznsu napisałem inną komedyę Kwita, tu dzież wodewil Ttintr nn… fe-itrzc; lecz gdy Kamiński żitiliil, aby jedną skrócie*, a draga potrzebowała muzyki, obie uto nęły w wiecznem zapomnieniu''.
„W r. 1819 napisałem Geldkahn. W interesie faniilij nyrn wypadła rai droga do Warszawy; wziąłem z sobą manuskrypt i z wielką nieśmiałością przedstawiłem go jednemu z ówczesnych arystarchów stolicy, który rzuciwszy okiem lui spory zeszyt, zawyrokował, że wszystkim młodym autorom daje jedną radę: skracać; potem po jednej scenie czytał dni kilka, nareszcie zdecydował, że są dobre niektóre kawałki, ale lepiej byłoby we Lwowie pjzedstawiać, bo Warszawa nie zna takich Gei(łhał)ów''.
„Poturbowawszy sic Osiński, wziął nakoniec Oddhaha w opielic i komedya ta była przedstawioną w teatrze warszawskim w r. 1821. W następnych trzech latach dawano tam trzy moje komedye: Zrzidnośo i przekora. Mąż i iona i Cn-d:joziemczy :jua. Dopiero gdym w r. 1826 ogłosił dwa tomy komedyi w Wiedniu, zaczęto je grywać na scenie krakowskiej".
Powyższa autobiografia, ogłoszona przez Siemieńskiego w warszawskiej Kronice Rodziunnj acz przedstawiająca pierwszorzędną wartość źródłową, w}maga pewnych uzupełnień.
Aleksander hr. Fredro urodził się w dniu 20 czerwca 1793 r. w Surochowie pod Jarosławiem, gdzie ojciec jego, Jacek Fi-edro, wraz z matką Maryanuą z hr. Dembińskich, podówczas przebywali. Jakkolwiek Fredrowie piszą się i pochodzą z Pleszowic w Przemyskiem, to jednak dziedzictwem pana Jacka, późniejszego wicemarszałka Stauów i deputata, były górskie ujaj.-itki yioc.ew i Cisną, położone w Sanockiem, w owsianej glebie. Pozbywszy Hoczew i założywszy w Ciśnie hamernię żelazną, krzątał się ojciec Aleksandra gorliwie około zaopatrzenia Jicznego potomstwa, Imć w domu prócz sześciu synów: Maksymiliana, Seweryna, Aleksandra, Juliana. Henryka i Edwarda, były jeszcze trzy córki: Iudwika, IConstancya i Cecylia, o których wyposażę – niu trzeba było pnmyiiieć… łral więc marszałek obszerne majątki w dzierżawy, gospodarował kolejno w hrabstwie łańcuc-kiem i ;w przemyskiem starostwie, mieszkając w Surochowie i w Beńkowej Wiszni, zkąd częste w interesach majątkovTych odbywał wycieczki. W dniu 20 lipca 1822 r. otrzymał Jacek Fiedro tytuł hrabiowski dla siebie i dla swycli potomków,
') h 'yoHl:a Bmhiniifi, (W ;irsz:iwa 187tj). Nr. 21.
ndowotiuiwszy pochodzenie od Andrzeja Fredry, kasztelana Iialickiego i starosty śniatyńskiego. Byl to „charakter prawy, rozum nie błyszczący świetnem uksztalceniem, ale głęboki, logiczny – dobroć nieprzebrana, uprzejmość, uczynność, zjednały mu powszechny szacunek. Jako człowiek i jako Polak, był on w calem znaczeniu wyrazu: bez skazy" '). Dom Fredrów w Beńkowej Wiszni byl to prawdziwy dwór szlachecki, zamożny bez zbytku, cichy a gościnny. Ludno w nim bywało, gdyż oprócz licznej dziatwy, stałymi domownikami ł)yli: major kościuszkowski, a późniejszy jenerał Biegański, nauczyciele starszych synów, wreszcie oficyaliści – szlachta, zasiadający z państwem do wspólnego stołu. Kilka razy do roku odbywały sic u Fredrów liczne zjazdy sąsiedzkie w dnie imienin rodziców i w inne uroczystości domowe, a wówczas występowano z pewną okazałością, llluminacya, ciasta z cyframi solenizantów, kapela z sąsiednich Rudek sprowadzona, utkwiły wyraziście w pamięci Aleksandra, którego wspomnienia dzieciństwa ściśle się łączyły z Beńkową Wisznią. Chłopców uczono vv domu, nie chcąc ich oddawać do szkól publicznych, zniemczonych w zupełności, lecz wychowanie domowe nie było i wówczas wolne od stron ujemnych, zwłaszcza, iż niemal każdy z nauczycieli, ezyli, jak icb nazywano, guwernerów, miał swój odrębny system nauczania. Tak więc i Aleksander tiezył się zrazu pod kierunkiem szwajcara Heckla, człeka – jak sam wyznaje – światłego i niezłego muzyka, którego wszakże niebawem zastąpił nie- ,|:ikl Płachetko, łączący w jednej osobie obowiązki nauczy-