- W empik go
Z postępem - ebook
Z postępem - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 228 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KOMEDYA W PIĘCIU AKTACH
WIERSZEM
ORYGINALNIE NAPISANA
przez
Kazimierza Zalewskiego,
WARSZAWA.
NAKŁADEM I DRUKIEM FELIKSA FRYZE I SKI
przy ulicy Nowy Świat Nr. 12.
1874,
Äńààńèåíî Öåíçóðîþ.–Âàðøàâà 13 Ôåâðàëÿ 1874 ã,
OSOBY.
Hrabia Kobylański.
Artur, Aniela – jego dzieci.
Hrabina Kobylańska.
Zdzisław Krzyski.
Przepiórkiewicz.
Emma, Polikarp – jego dzieci.
Baron Silber.
Leon jego syn.
Lisiewicz bankier.
Komisant Silbera.
Kozlikiewicz.
Książe Janusz.
Jacąues kamerdyner Przepiórkiewicza.
Józef, Jan – lokaje Kobylańskich.
Goście-Młodzież-Służba.
Rzecz dzieje się we Lwowie w naszych czasach.
AKT I.
Salon u Kobylańskich bogato umeblowany,– troje drzwi.
SCENA. I.
{Artur wchodzi prowadzony przez Jana).
Artur.
Ostrożnie!… no do licha nie pchaj mnie bałwanie
Zresztą, już sam iść mogę! Precz. (Jan wychodzi)
To w pięknym stanie
Dostałem się do domu.– Eh! głupie to życie,
Co noc takie hulanki!–Powracam o świcie,
A wstaję nad wieczorem.– Dziś piłem za wiele,
Trzy butelki szampana–moi przyjaciele
Wypili moje zdrowie–ja znów ich, nawzajem,
Kochajmy się wniesiono odwiecznym zwyczajem,
Wreszcie kiedy już słońce tę orgję oświeca
Któś na końcu zawołał pijmy zdrowie pieca.
Na tym piecu już kończą się moje wspomnienia,
Zdaje się–żem się nagle osunął z siedzenia,
Śniło mi się żem pływał… jak na morskiej fali
W koło mnie była woda… Tfu! djabli nadali,
Ze ja się zawsze wciągnąć dam hulaszczej rzeszy
Aj! oczy mi się mrużą… głowa do snu śpieszy (kładzie się na sofie).
Zdrzemnę się na tej sofie–już blizko dziesiąta!
Ciężko się bardzo wyrwać, gdy ito raz się wplata
W te kółka koleżeńskie – (mówi rozmarzony za – sypiając).
A szkoda mnie szkoda,
Emma… Zdrowie Henrykną. Wino to nie woda, (zasypia).
SCENA II.
ZDZISŁAW, JAN, ARTUR śpiący.
J a n.
Nikogo nie przyjmuje.
Zdzisław.
Prócz mnie, wierzę snadnie.
J a n.
A na moje plecy gdy za to coś spadnie?
Zdzisław.
Badź pewnym, na tej sprawie nie wyjdziesz naj-
gorzej.
J a n (n… s.)
Nie wiem czy mi odlepi co tamten przyłoży, (odchodząc)
Trzeba się zryzykować gdy już nie ma środka.
Zdzisław (stojąc przed Arturem)
W tym stanie!… a jam myślał że to nędzna plotka,
Ze zawiść i obmowa godne tylko wzgardy,
Lecz nie–to wszystko prawda; ten duch niegdyś
[hardy,
Który gdzieś w górnych szlakach szukał ideału
Do zwierzęcych nałogów zsunął się pomału.
Nie!… szlachetna natura u niego zwycięży,
Tu znać wpływ towarzystwa, tych przyjaciół węży
Których godłem jest rozkosz–życiem poniżenie;
Jeżeli w czas przybyłem może go odmienię,
Byle rzecz zadaleko nie zaszła.
SCENA III.
CIŻ i ANIELA.
Aniela.
Mój Boże
Dotąd jeszcze nie wrócił… nie spać o tej porze
To zabójstwo dla niego–zniszczy siły, zdrowie.
Zdzisław.
Panna Aniela! Pani.
Aniela.
Pan Zdzisław we Lwowie.
Zdzisław.
Wczoraj rano przybyłem.
Aniela.
Z Kzymu?
Zdzisław.
Nie z Mnichowa
Pani nie wie jak teraz moja godność nowa
Już archeologicznych zrzekłem się zdobyczy
Z filologa–jam dzisiaj inżynier górniczy.
Aniela.
To zdwojenie nauki zaszczyt Panu czyni,
Praca zawsze dla ciebie najmilsza władczyni
Takim pan wracasz, jakim puściłeś się w drogę,
Czemuż o bracie moim tego rzecz nie moge!
Zdzisław.
Nie trzeba tak źle myśleć znowu o Arturze,
Aniela.
Bo on pełza w dolinie, gdy pan krążysz w górze.
Zdzisław.
O bądź pani spokojną, powróci on jeszcze
Do dawnych usposobień.
Aniela.
Tą myślą się pieszczę
Ze pan na niego wpłyniesz… niebo cię tu zsyła!
Artur.
Co u licha!… Toć jeszcze dwunasta nie biła
A taki turkot w mieście
Zdzisław.
Cicho., on się budzi!
Aniela.
Wrócił rano.
Artur.
Nie! to gwar słychać z rozmów ludzi
Chyba tutaj z ulicy wrzeszczą tak przy kracie.
Zdzisław.
Nie to my z twoją siostrą.
Artur.
Zdzisław! drogi bracie!
Ty tutaj–szczęsną chwilę twój powrót mi wróży
Do licha! zapomniałem, Anielka się chmurzy
Trzeba wysłuchać bury.
Aniela.
Słyszałeś ich tyle.
Artur.
Toć mam czas na poprawę–jestem w wieku sile (patetycznie).
Grobu mego brzóz smętnych nie skrywają cienie.
No, nie chmurz się Anielciu, jeszcze ja się zmienię
Tylko ty mój Zdzisławie nie znajdziesz odmiany
Boś jest i będziesz dla mnie serdecznie kochany.
Zdzisław.
Dzięki ci za tę przyjaźń.
Aniela (n… s.)
To go zbawi może.
Artur.
Ale gdzieżeś ty stanął?
Zdzisław
Ja… w zajezdnym dworze.
Artur.
Fe! wstydź się–wnet się ze mną zabieraj w tej chwili,
Biorę ludzi–będziemy zaraz przenosili
Twoje manatki.
Zdzisław.
Myśl to szalona w twej głowie.
Artur.
Ja tylko takie miewam–Anielka ci powie,
Ale za to oporu nigdy w nich nie znoszę.
Zdzisław.
A ja znowu uporu.
A n i e I a. (w..)
Zgódź się Pan, ja proszę
Będziesz mógł wpływy nad nim rozwinąć tu szerzej.
Zdzisław.
Pragnąłbym–lecz niestety niech mi pani wierzy…
Artur.
Nie znam żadnych wymówek.
Zdzisław.
Zrozumiejże przecie
Ja mam massę rupieci.
Artur.
Weźmiemy rupiecie.
Zdzisław.
Zbiory, wykopaliska, biustów ze trzydzieści.
Artur.
Mieszkanie dość obszerne, wszystko się pomieści
No dalej naprzód w drogę proszę jegomościa
Anielciu, uprzedź ojca że będziem mieć gościa (do Zdzisława).
Musisz słuchać szaleńca, albo się z nim pobić.
Aniela.
Więc się pan zgadzasz?
Zdzisław.
Zgadzam, bo i cóż mam robić.
(Zdzisław prowadzony przez Artura wychodzi).
scena iv.
(Aniela sama poźniej Kobylański)
Aniela.
Tak to on, nic nie zmienił się w długiej podróży
Snać nauka nie męczy i praca nie nuży.
Ten sam wyraz wyższości, to wyniosłe czoło,
Wźrok jasny co na przyszłość spogląda wesoło;
Taki człowiek walk z życiem pewno się nie zlęknie
Czarny wąsik tak usta ocienia mu pięknie,
Jakiż to nawał myśli ciśnie się w mej głowie.
Kobylański (z gazetą w ręku).
Ślicznie, pięknie się robi, dziś już każdy powie
Ze chyba potop nowy na ziemię się zleje.
Aniela.
Ojcze!
Kobylański.
Ty tu Anielciu, patrzaj co się dzieje,
Masz, weź, i uciesz oczy tym nowym frymarkiem.
Aniela.
Grdzież mam czytać? a, pan Beust zjeżdża się z Bis-
[marckiem,
Kobylański.
Ależ nie to!
Aniela.
Hiszpanija.
Kobylański.
U dołu… tam z końca.
Aniela (przeglądając gazetę).
Kursa giełdowe–sprzedaż ogłasza obrońca.
Kobylański.
Listę przyjezdnych czytaj, kto przybył do Lwowa.
Aniela.
Szopsiewicz z Tarnopola–Krzesinka z Krakowa
Szachmatzel i Risenbob obadwaj z Berlina.
Kobylański.
Dalej.
Aniela.
Pan Baron Silber,
Kobylański.
To nudna dziewczyna
Spojrzyj przybyłych z Wiednia, kogo tam wylicza.
Aniela.
Krumholtza.
Kobylański.
Lecz hrabiego
Aniela.
Ah! Kozlikiewicza.
Kobylański.
No już widzisz. Bóg łaskaw. Co się tu wyrabia!
Pojechał prosty Kozlik, a powraca hrabin.
Pan hrabia Kozlikiewicz, to mi piękna lala!
Oni nie myślą o tem, że ten gmach obala
Kto zachwiewa podstawę. A któż jest podstawą
To rzecz jasna–kto w kraju tym przoduje sławą
Nazwiska, rasy… manier, wreszcie ukształcenia
Zdaje się nie potrzeba na to dowodzenia.
Lecz jeśli godnie mamy wypełniać te cele
Niechaj że nam intruzów nie dają za wiele.
Aniela.
Snać pojęcie postępu i tutaj sie szerzy
Ze wolnej konkurencji dozwolić należy
Kobylański.
Konkurencji! horrendum! co ta mala plecie
Otoż to ucz starannie i kształć swoje dziecię,
Aż po długiej nauce, panienka skończona
Powie, że konkurencja rodu dozwolona.
Aniela.
Mój Ojcze!
Kobylański.
AYspólnych widać przekonań nie dzielim
Gdzie Artur?
Aniela.
Poszedł razem z swoim przyjacielem
Powróci…
Kobylański.
Lubi sposób życia towarzyski
Przyjaciel go wyciągnął–któż?
Aniela.
Pan Zdzisław Krzyski,
Kobylański.
Krzyski… niech mnie zabija czy znam to nazwisko
Krzycki… no proszę, Krzyski, zkądże znów tr: k blizko
Ten jegomość z Arturem?
Aniela.
To ze szkolnej lawy
Dawna przyjaźń ich łączy.
Kobylański.
O Boże łaskawy
Co ja cierpię z przyczyny mej nieboszczki żony!
Bo już co upór to był w niej niezwyciężony.
Artura oddać do szkół, na pensją Anielę,
Darmo perswadowałem–tam halnstry wiele
Hołoty bez wyboru, dzieci z końca świata,
To się zaraz przyjaźni–jak z równym pobrata,
A później nic odmyjesz się święconą wodą.
Popularność ogólna będzie ci nagrodą
Mówiła mi nieboszczka–yleglem niestety,
Mam też dzisiaj nagrodeLGdzie rządzą kobiety
Tam się zawsze źle dzieje Tobie przewrócono
W głowie,– a co z Arturem jeszcze gorzej pono.
Cóż robi ten pan Krzyski, czemże on jest przecie?
Aniel a.
Dawniej miał mieć katedrę w Uniwersytecie
Lecz teraz….
Kobylański.
Więc uczony, to jeszcze pół biedy
Myślałem że gorszego coś. Mówiłoś tedy
Ze professor. On pewno protekcji tu szuka
Można go poprzeć, można,– dziś w modzie nauka
Ludzie wyżsi podobnym stosunkiem nie gardzą,
Aniela.
Artur kazał powiedzieć, że prosił go bardzo
I pan Krzyski czas pewien u nas pozostanie.
Kobylański.
A tego to zawiele, najazd na mieszkanie!
Coż Artur tutaj rządzi jak w piekle gęś szara.
Wreszcie niechże go sobie umieścić postara
Gdzie tam w swoich pokojach – zdaleka od sali
Aha–patrzajno; goście jacyś przyjechali
To bratowa–czy licho nosi te dewotki;
Zaraz nam tu opowie wszystkie Lwowskie plotki
Język w niej nie spocznie–chyba łyka ślinę.
SCENA V.
CIŻ JAN poźniej KOBYLAŃSKA.
(Jan wchodzi chcąc meldować).
Kobylański.
Już wiem–wiem kto przyjechał, proś panią Hrabinę.
Hrabina.
Jak się masz drogi szwagrze,–cóż hrabio kochany
Zawsześ czerstwy, przystojny, świeżutki rumiany.
A Anielka! aniołek wciąż we wdzięki rośnie;
Ach! i ja byłam taką w życia mego wiośnie.
Czas ten minął.
Kobylański (n… s.)
Od dawna.
Hrabina.
Dziś Bogu w ofierze
Niosę resztę urody.
K o b y I a ń s k i (n… s.)
Czart jej nie zabierze.
Hrabina.
Ale Hrabia nie wie co mnie tutaj niesie.
Kobylański (Vi. 5.)
Nic dobrego, to pewno.
Hrabina.
W ważnym interesie
Przybyłam. Masz przysługę oddać mi kuzynie,
Bo wy pewno nie wiecie o wielkiej nowinie.
Kobylański.
Kozlikiewicz…
Hrabina.
Eh nie to!
Kobylański.
Więc cóż?
Hrabina.
U Silbera
Ot tak wysoko skacze – beczkami ją zbiera!
Kobylański.
Kto skacze, co znów zbiera!
Hrabina.
"Naftę i kamfinę,
Olej skalny, miljony pewne, niechaj zginę!
Puszcza wszystko na akcje.
Kobylański.
I zyskiem się dzieli.
Coż to, nie ma pieniędzy?
Hrabina.
Współobywateli
Chce zbogacić, jemu zaś wystarczy połowa.
Kobylański.
Któreż to jego dobra?
Hrabina.
W blizkości Tarnowa
Karczowo.
Kobylański.
To jest szczęście! wszak ja w tamtej stronie
Miałem wieś także–Sęki po nieboszce żonie,
Lecz musiałem ją sprzedać, bo wody nie było
A temu się jak na złość źródło tam wybiło.
Nie mam szczęścia.
Hrabina.
Zrób jak ja, weź akcje Silbera.
Kobylański.
Tam pewno ścisk.
Hrabina.
On swoich wspólników wybiera
Śmietanka dla nas, resztki dla proletarjatu.
Kobylański.
Jeszcze jeden co oczy chce zamydlić światu.
Trzeba będzie spróbować.
Hrabina.
Otoż drogi hrabio
W tych czasach tak mnie rządcy moi w dobrach
[grabią.
Ze w finansach deficyt wynalazł się mały;
Teraz, gdy się Silbera akcje okazały
Chciałabym ciebie prosić o pomoc w tej mierze,
Ze trzy tysiące reńskich.
Kobylański, (n… s.)
Masz.
(głośno)
Żałuję szczerze
Ale ja sam w tych czasach jestem obciążony.
Naprzód stawiałem pomnik dla nieboszczki żony…
Hrabina.
Toż we Lwowie wśród pochwał obracasz się chóru (n… s.)
Dał jej nędzny krzyż z gliny za pomnik z marmuru*
Kobylański.
A potem.
Hrabina.
Wszak w gotówce masz majątek.
Kobylański.
Listy.
Hrabina.
Zmień je.
Kobylański.
Dużo kłopotów, interes nieczysty
Nie znam kursu.
Hrabina.
W gazecie łatwo się wyczyta.
SCENA VI.
CIŻ JAN poźniej PRZEPIÓRKIEWICZ.
J a n.
Pan Przepiórkiewicz.
Kobylański.
Coż znów! zkądże ta wrizyta?
Ten jegomość na dom mój strasznie jest zawzięty.
Przepiórkiewicz. (i gfębokim ukłonem do każde-
go z osobna).